Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia o pierwszych i zapewne ostatnich wspólnych wakacjach ze znajomymi. Słowem wstępu:…

Historia o pierwszych i zapewne ostatnich wspólnych wakacjach ze znajomymi.

Słowem wstępu: Kasię poznałam na studiach. Znajoma znajomej, ja szukałam współlokatorki do pokoju w studenckim mieszkaniu, a ona właśnie szła na studia w tym samym mieście. 2 lata młodsza ode mnie, ale mieszkało nam się wspólnie idealnie. Na studenckie imprezy nie wychodziła, bo zawsze jak najszybciej wracała do rodzinnego domu i chłopaka. Mieszkałyśmy razem 3 lata, w tym czasie Bartka (chłopaka Kasi) widziałam może ze 2 razy. Na studia magisterskie Kasia dojeżdżała już z rodzinnego domu, ale dalej utrzymywałyśmy świetny kontakt. I tak minął kolejny rok naszej znajomości.

Historia właściwa rozpoczęła się na początku lata 2019 r. Kasia rzuciła pomysł, abyśmy pojechali w tym roku na wakacje wspólnie, wraz z naszymi narzeczonymi. Trochę się bałam tego wyjazdu, bo jednak zawsze spędzałam wakacje tylko we dwoje, ale co tam. Przecież mieszkałam z Kasią i dogadywałyśmy się świetnie, więc co mogłoby pójść nie tak?
Kierunek wyjazdu był moim pomysłem - Chorwacja, bo można dojechać samochodem, a w 4 osoby ma to sens. Wszyscy zaakceptowali pomysł, termin ustaliliśmy na wrzesień, zaklepaliśmy urlopy w pracy i pozostało ustalać szczegóły.
Postanowiliśmy jechać do Makarskiej i stamtąd robić jakieś wycieczki. Na mojej liście "must to see" był Dubrownik, na wszystko inne byłam otwarta. I już wtedy nastąpił pierwszy zgrzyt: "bo Kasia znalazła tanie loty do Dubrownika, a tak daleko jechać samochodem to się zmęczymy, taka daleka droga, bez sensu, lećmy na wakacje samolotem." Hmm... no nie. Czworo dorosłych ludzi, posiadających prawo jazdy, to wychodzi po 3 godziny za kółkiem na osobę. Poza tym Chorwacja to jedyne miejsce, gdzie jeszcze opłaca się jechać na wakacje samochodem. A zatem propozycja moja i Rafała (mojego partnera): albo samochodem do Chorwacji, albo samolotem w dowolne inne miejsce w Europie - mogą wybrać dokąd. Odpowiedź Kasi: "no dobrze, to pojedziemy autem, chociaż tak daleko i taka ciężka droga". W związku z tym wpadłam na pomysł podzielenia trasy na odcinki, taki Eurotrip - po drodze zwiedzamy Wiedeń i tam śpimy, a wracając zrobimy sobie nocleg nad jeziorem Balaton oraz przy Parku Narodowym Jezior Plitwickich. Kasia: „Świetny pomysł, ale to już w drodze powrotnej zrezygnujmy z tego Balatonu, bo to za dużo noclegów”. Okej, ustalone.
Środek transportu. Kasia zaproponowała, że pojedziemy ich samochodem. Jak dla mnie – bez znaczenia, nie boję się prowadzić innych aut, ale nie mam też problemu, żeby ktoś inny prowadził mój samochód. Ale skoro proponują, to super, jedźmy ich.

W końcu nadszedł dzień wyjazdu. Za kierownicą prawie cały czas siedział Bartek, chociaż proponowaliśmy mu zamianę. Tylko na 3-godzinnym odcinku po krętych drogach Słowenii samochód prowadził mój partner, Rafał.

Pierwsze 3 dni w Chorwacji przebiegły całkiem w porządku. Czas w ciągu dnia spędzaliśmy raczej osobno, wieczory integracyjne przy drinkach w apartamencie. Już wcześniej ustaliliśmy, że jednego dnia pojedziemy do miejscowości Split na wycieczkę (1 godzina jazdy od naszego noclegu). Plan był następujący: rano jedziemy samochodem na spływ pontonowy po rzece tuż obok Splitu, a potem resztę dnia spędzamy w Splicie i wracamy wieczorem na nocleg. Dzień wcześniej Kasia stwierdziła: „my jednak nie chcemy jechać na ten spływ, ale widzieliśmy, że stąd są takie wycieczki busem – to może wy pojedziecie busem, a potem my was odbierzemy i razem pojedziemy do Splitu?”. Nasza decyzja: okej, spoko pomysł, tak zróbmy.

Rano my się zebraliśmy, a Kasia z Bartkiem poszli na plażę. Umówiliśmy się około godziny 13.00 w miejscu zakończenia spływu. Płynęliśmy jednak tak szybko, że już o 11.00 było po wszystkim ;) A zatem telefon do znajomych – wracamy do Makarskiej busem i potem razem wyruszamy do Splitu. Wróciliśmy, zjedliśmy obiad, mija 13:00, a ich dalej nie ma w apartamencie. Dzwonię i słyszę „Nooo, my już się zbieramy z plaży. Ale tak sobie pomyśleliśmy, że w ogóle nam się nie chce jechać do Splitu. Może zrezygnujemy z tej wycieczki?” Zatkało mnie. Bo przecież mogli to postanowić rano, dać nam samochód i sami byśmy sobie pojechali. Kiedy przyszli i zobaczyli nasze miny stwierdzili, że tylko się przebiorą i jedziemy. Ja zapewniłam, że nic na siłę, bo przecież nie o to chodzi, żeby na wakacjach robić coś wbrew sobie. „Nie, nie, nie, możemy jechać, przecież wam obiecaliśmy”. Pojechaliśmy. Ja z Rafałem postanowiliśmy wejść górskim szlakiem na szczyt, żeby zwiedzić ruiny zamku, natomiast Kasia z Bartkiem postanowili tylko pospacerować po mieście. Wspinaczka trochę nam zajęła, potem chcieliśmy jeszcze posiedzieć trochę na plaży, pozwiedzać miasto itp. O godzinie 18.00 odbieram telefon: „hej, jesteście już gotowi? Bo za 15 minut kończy nam się opłata za parkowanie, to może byśmy nie przedłużali tylko już wrócili?”. Co mieliśmy zrobić? Wróciliśmy, bo przecież nie będziemy ich zmuszać, aby na nas czekali...

Dzień siódmy – wycieczka do Dubrownika (2,5 – 3 godziny jazdy samochodem od Makarskiej). Już wcześniej Kasia i Bartek coś przebąkiwali, że w sumie ma padać, a nie ma sensu zwiedzać miasta w deszczu. Na ich nieszczęście rano pokazało nam się piękne słońce i wyruszyliśmy na wycieczkę. Po zaparkowaniu wywiązał się dialog:

Kasia i Bartek: To o której spotykamy się przy aucie?
My: No nie wiem, jak najpóźniej, może tak koło 21?
KiB: Niee, to za późno, będziemy zmęczeni, jedźmy wcześniej.
My: No, ale jak nie chcesz prowadzić, to przecież Rafał spokojnie pojedzie, to nie jest problem.
B: Nie, ja dam radę, ale nie tak późno. O 18.00 moglibyśmy wyjechać.
My: No to może krakowskim targiem 19.30 – o 19.00 jest zachód słońca, to sobie zobaczymy i wyjedziemy.
KiB: okej, niech będzie.

Każdy poszedł w innym kierunku, ja już lekko zirytowana, ale przecież piękne miasto, Gra o Tron, rozkoszujmy się urlopem. Spacerujemy sobie z Rafałem po murach obronnych starego miasta i nagle mija nas Kasia. Następuje dialog:

Kasia: Hej, to o 18:00 widzimy się przy aucie.
Ja: No tak, do zobaczenia.
<chwila konsternacji>
Ja: Kasia, czekaj, jak o 18:00 jak umawialiśmy się później?!
Kasia: No niby tak, ale wiesz... Kto ma auto, ten ustala godziny ;> Na razie!

To było dla mnie jak policzek - taka przyjaciółka? Ostatecznie telefonicznie wynegocjowaliśmy godzinę 18.30 i piękny zachód słońca oglądałam przez okno samochodu.
Przedostatni wieczór. Kontakt werbalny ograniczyliśmy do minimum. Wiadomość na grupowym czacie:

Kasia: Jutrzejszy nocleg w „Pensjonacie u Marii”, tutaj macie linka.
Ja: Kasia, ale przecież wysyłałaś wcześniej, że zarezerwowałaś nocleg w „Pensjonacie u Magdy”, to zupełnie inny ośrodek!
Kasia: Tak? Widocznie musiałam to zmienić.

Tutaj trzeba dodać, że oba ośrodki różniły się diametralnie standardem. Nie oczekiwaliśmy cudów, zamierzaliśmy też spać w 4-osobowym pokoju, ale rozlatujące się szafki i standard „polskiej wsi” był dla mnie przesadą.

Rafał: Kasia, no ale jak to zmieniłaś? Tu chodzą po podwórku kury, a ja w życiu nie zgodziłbym się na nocleg z kurami. Nie po to jadę na wakacje, żeby mieć pod oknem to ptactwo!!
Kasia: Wiesz co, to jest tylko jedna noc. My jakoś nie narzekaliśmy, jak we Wiedniu zarezerwowałeś nam nocleg w piwnicy.
Rafał: Ej, ale wiedziałaś wcześniej, gdzie nocujemy, widziałaś zdjęcia i zgodziłaś się na taki standard. A Ty nas postawiłaś przed faktem dokonanym i nie zapytałaś o zdanie.
Kasia: No trudno.

Ostatni dzień – Park Narodowy Jezior Plitwickich. Wyruszyliśmy wczesnym rankiem, kilka godzin jazdy i byliśmy na miejscu. W Internecie pisali, że na zwiedzanie parku należy zarezerwować cały dzień. My skończyliśmy wycieczkę wczesnym wieczorem. Kiedy wsiedliśmy do auta padło pytanie Bartka: „Chcecie jechać na ten nocleg czy od razu do domu?”. Przyjęliśmy to pytanie z wielką ulgą i zgodnie ustaliliśmy, że nocleg odwołujemy nawet, jeśli musielibyśmy pokryć całość kosztów… Jak widać wszyscy mieli już serdecznie dość tego wyjazdu.

Po wyjeździe nasza przyjaźń wisiała na włosku. Już wcześniej poprosiłam Kasię, żeby była moją świadkową na ślubie i teraz zastanawiałam się, czy to odwoływać, czy też nie. Biłam się z myślami, kiedy po miesiącu Kasia odezwała się na naszym wakacyjnym czacie.

Kasia: Cześć. Przyszła do nas niemiła pamiątka z wakacji. Już wcześniej dostaliśmy mandat na XX koron czeskich, ale taka mała wartość, że nawet wam nie pisaliśmy. Teraz dostaliśmy mandat z Austrii na 150 euro. To już jest dość dużo i chciałabym zapytać, czy poczuwacie się do współdzielenia kosztów.

No nieźle. Ja byłam w stanie już im zapłacić, ale Rafał mnie powstrzymał: „Zastanów się, mandaty za prędkość są przewinieniem kierowcy. Po co ten Bartek tak gnał? Przecież wszyscy wiedzą, że w Austrii trzeba przestrzegać przepisów, bo mandaty są wysokie, a oni naprawdę to kontrolują.” No cóż... Przyznałam mu rację. Odpisał więc:

Rafał: Jeżeli to mandat z odcinka, który ja prowadziłem, to zapłacę go w całości.
Bartek: Nie ma o czym rozmawiać już, mandat jest z dnia, kiedy wyjechaliśmy z Wiednia, więc równie dobrze ty mogłeś prowadzić, ale nie jestem pewien. Nie ma sprawy, zapłacę to sam.
Rafał: Ale ja dokładnie wiem, gdzie prowadziłem: od miejscowości XX o godzinie XX (jedliśmy śniadanie w McDonald's i płaciliśmy kartą ;) ) aż do granicy Chorwacji.

No cóż. Nastąpiła obraza majestatu. Bo Bartek ciągle prowadził, a my się teraz nie poczuwamy do współdzielenia kosztów. To nieważne, że nikt mu nie kazał pędzić i wielokrotnie proponowaliśmy zamianę za kierownicą. Powiem szczerze, że zrzucilibyśmy się na ten mandat, gdyby całe wakacje wyglądały inaczej. Ale jeśli ktoś mi mówi, że „kto ma auto, ten ustala godziny” no to sorry...

Wakacje ze znajomymi

by ~PyzyZMiesem
Dodaj nowy komentarz
avatar kartezjusz2009
29 29

Czytam tę historię i widzę najzwyklejsze zderzenie dwóch rodzajów wykorzystywania wakacji. Zasadniczo urlopowiczów można podzielić na dwie grupy: tych, co wolą posiedzieć na plaży, zjeść w hotelu i nigdzie się nie ruszać, oraz na takich, którzy podczas urlopu nie usiedzą w miejscu nawet jednego dnia, muszą zawsze coś zwiedzić. Przynależność do jednej z grup nie oznacza, że tak będziesz spędzać wakacje za każdym razem. Ale jeśli jesteś pierwszym typem, to wycieczki ze zwiedzaniem będą zdecydowanie męczyć. I odwrotnie: jeśli potrzebujesz zwiedzać, biegać po górach i tego typu podobne, to siedzenie w miejscu będzie dla Ciebie męczące. I to, co jest opisane powyżej, to przykład zderzenia osób, które wolą spędzać urlop w jednym miejscu oraz takich, które wolą zawsze coś zwiedzić, zobaczyć coś nowego. Czasu nie cofniesz, wakacje były przynajmniej trochę zepsute dla każdego z was. Na przyszłość jednak polecam dwie kwestie: 1. Rozmowę, przedyskutowanie planu, lepsze poznanie swoich potrzeb, 2. Dostosowanie planu urlopu do potrzeb wszystkich uczestników. Nota: Osoby mówiące "nie chcę mieć planów, wszystko wyjdzie w praniu" też mają plan - brak planu. :D

Odpowiedz
avatar clockworkbeast
8 8

@kartezjusz2009: teoretycznie masz rację, ale problem jest z asertywnością. Mało który plażowicz i leniuch przyzna się do tego, że zamiast zwiedzania chce leżeć dupą do góry przez cały urlop, bo boi się, że będzie zaszufladkowany jako ktoś mało ambitny czy wręcz niedorozwinięty.

Odpowiedz
avatar Grav
7 7

@kartezjusz2009: Masz rację, po prostu skoro ktoś nie chciał jeździć i zwiedzać, to mógł udostępnić samochód i nie robić innym problemów ;)

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
2 2

@clockworkbeast: Jeżeli ktoś nie chce mówić czegoś takiego to dla mnie jest niedojrzały. Czego się boi? Zaszufladkowania? A co kogo to obchodzi? Ja od razu mogę powiedzieć, że pierwsze wakacje z żoną ale bez dzieci jedziemy na all-inclusive (jeszcze nie wiemy za ile lat to będzie, ale mamy taki plan). Jak wyjdziemy z hotelu, to będzie chyba tylko z nudów. Kolejne wakacje wolimy bardziej zwiedzające. I nie wiem co by miało nas przekonać do zmiany planów. Chcemy wypocząć, wynudzić się, a przede wszystkim nie czuć, że ktokolwiek nas będzie poganiać, że nie zdążymy na coś.

Odpowiedz
avatar clockworkbeast
1 3

@kartezjusz2009: no ja wiem, że ty się nie boisz zaszufladkowania, ja też się nie boję, no i zaraz się tu znajdzie mnóstwo osób, które też się tego nie boją, no a skoro tak, to przecież problem nie może istnieć, bo ani ja ani ty nie mamy z tym problemu. Ale wiesz, widocznie jest jeszcze mnóstwo osób, które jednak są na tyle niedojrzałe. Bo gdyby nie one, to nie byłoby tej historii.

Odpowiedz
avatar gmiacik
0 0

@kartezjusz2009 a ja mam najlepiej bo jestem pośrodku. Lubię się walnąć pół dnia na plaży i chlapać się w wodzie, trochę polezec6czy piłkę poodbijać a drugie pół dnia leniuchować w apartamencie. Ale inny dzień to wyjazd rano, powrót wieczorem i łażenie, łażenie, plaża, łażenie

Odpowiedz
avatar gmiacik
-1 1

@Grav co wy macie z tym udostępnianiem auta? Jechać na takie wakacje tylko autem, tak. Jeszcze zrozumieć dać komuś prowadzić w trasie, na autostradzie w bardzo skrajnej sytuacji zmęczenia, ale tak o? W życiu, i to tym bardziej na obcej ziemi

Odpowiedz
avatar Balbina
25 25

Ja na szczęście pojechałam ze znajomymi do Chorwacji oddzielnymi autami.Mieszkaliśmy w jednym domu ale każdy spędzał czas tak jak chciał.Czasami razem na plażę,czasami zwiedzanie tych samych miejsc ale w innych godzinach. Tylko wieczorem razem chlanko. Nawet powrót do Polski był osobno bo my preferujemy wyjazd skoro świt a oni chcieli pospać. Wszystko było obgadane przed wyjazdem i nie było żadnych swarów.

Odpowiedz
avatar annabel
12 12

Rowniez pojechalam z trojka znajomych samochodem do Chorwacji- 2 tygodnie, wspolny apartament, wspolny samochod. 2 z nas bardziej aktywni, 2 plazowicze. Zamiana co drugi dzien- jeden dzien zwiedzanie, drugi plaza. Gotowanie tez na zmiane. Kazdy wieczor planowanie nastepnego dnia. Najlepsze wakacje mojego zycia. A nawet ich wczesniej nie bardzo znalam.

Odpowiedz
avatar broneq
5 11

Jak to czytałem to mi się przypomniały moje wakacje z 2006 roku :D Tyle, że my byliśmy w Bułgarii i na koniec wakacji usłyszeliśmy od naszych współpodróżników, że "wszystko było po naszemu to chociaż powrót niech będzie tak jak oni chcą". A co było po naszemu? Znaliśmy z Żoną wybrzeże Bułgarii na tyle, że zaproponowaliśmy im masę atrakcji i zwiedzania, z zaznaczeniem, że my to wszystko widzieliśmy i jak nie chcą to nie. Ale oni chcieli. Zawsze mogliśmy też jechać sami, bo byliśmy moim samochodem. Ale oni też chcieli z nami jeździć, to jeździli. A na koniec taki numer...

Odpowiedz
avatar yfa
2 2

Nie wolno wiązać się na dłuższy czas z ludzmi, których się dobrze nie zna, czyli właśnie "znajomymi znajomych", a jeżeli jeszcze nie znali się wasi faceci, to już gotowy przepis na tragedię. A jeden samochód i kilkaset km to właśnie bardzo silne związanie. Tak można jechać z ludźmi, po których wiesz, czego się spodziewać, oraz którym możesz śmiało mówić, co myślisz. Jeżeli masz jakiekolwiek blokady w mówieniu do kogoś, na przykład nie powiesz mu "no chyba cię pogrzało", to znaczy, że relacja nie jest wystarczająco bliska - ludzie w bliskich relacjach nie owijają w bawełnę i nie kryją się ze swoimi oczekiwaniami czy pretensjami. Co więcej, nie rozumiem, jak ze współspacza zrobiłaś świadkową - serio, aż taki deficyt społeczny masz?

Odpowiedz
avatar rosowczan
2 4

na serio? rozpieszczona baba skarży się że towarzysze nie tańczą jak im tupnie i nie są na zawołanie taksówką tylko też mają swoje plany? I to jest piekielne

Odpowiedz
avatar gmiacik
-2 2

Kur, aż założyłem konto żeby napisać. ja się zastanawiam tak na początek, jak i skąd zakładasz, że taka jazda to jest zmiana wszystkich po kolei za kółkiem i niby dlaczego ktoś miałby dać Ci swoje auto? Ja nikomu nie pożyczam, nie daję prowadzić, nie ma opcji. Jedyny wyjątek to moja narzeczona w skrajnych sytuacjach. A zwłaszcza w tak dalekich trasach nikomu bym nie dał mojej perełki prowadzić na obych drogach, obcych przepisach itd. Na taki wyjazd ni chu chu bym się osobiście nie zgodził jechać czyimś autem (w sensie w ogóle, nie że prowadzić.), nawet młodszym, lepszym. W taki wyjazd musi być wygoda jaką daje swoje auto (zwłaszcza Renault) i niezależność. Inna sprawa u mnie, że nie umiem jezdzic6w trasy jako pasażer, no po prostu nie wysiedzę. Idąc dalej, must See w chorwacji to przede wszystkim Krka! Number one ever forever. Plus za plitwickie i split. Do dubrovnika też chcę jechać następnym razem. zastanawia mnie też czemu się godzisz na coś takiego, że ktoś coś załatwia i dyktuje warunki? My z moją jak jechaliśmy też było haslo6do znajomych czy jadą. Niby tak niby nie, bo jedni chcą samolotem (oj moją też musiałem przekonać dlaczego to głupi pomysł), inni chcą gdzie indziej, ci chcą koniecznie pod namiot, tamtym za długo 10 nocy itd. W końcu się wkur..lem i mówię, moje wakacje nie będę się dostosowywał. Koniec końców jechaliśmy sami i nie było nerwów. Chociaż dwie pary chciały jechać, ale urlopu nie zgraliśmy niestety. zapraszam do dyskusji!

Odpowiedz
avatar 321123ramtamtam
2 2

@gmiacik: ja chetnie podyskutuje. :) Autorka pisze, ze od samego poczatku wspominala, ze chca sie zmieniac za kierownica. To, ze Ty nie dopuszczasz takiej opcji, nie oznacza, ze wszystko boja sie/nie chca prowadzic auta na zmiane. Skoro znajomi zgodzili sie na wyjazd, wiedzieli, ze autorka i jej chlopak planuja zmiany za kierownica, a do tego sami zaproponowali swoje auto to chyba jednak jej zalozenie, ze dadza im prowadzic mialo podstawy. Masz pelne prawo nie dawac swojego samochodu nikomu, masz tez pelne prawo nie chciec jezdzic samochodem innych. Ale jesli umawiasz sie z kims na wyjazd, ustalacie prowadzenie na zmiany, a potem nagle uznasz, ze jednak tylko ty prowadzisz to jest to slabe zagranie. Dla Ciebie wazna jest wygoda jaka daje wlasne auto, inni nie maja z tym problemu. Ja na przyklad nie pojechalabym w tak daleka podroz Renault, bo dla to zadna wygoda. Ale sa ta subkietywnr odczucia. Ogolnie w swoim komentarzu skupisz sie potem juz tylko na tym co Ty lubisz i co Ty uwazasz za warte robienia/zobaczenia. I ewidentnie nie chce pojsc na zadne ustepstwa, wiec lepiej, ze jezdzisz na wakacje tylko z zona. Ogolnie jednak wiadome jest, ze jadac na wakacje ze znajomymi czasami trzeba pojsc na male kompromisy. Tylko obie strony musza byc chetne do wspolpracy. Natomiast z Twojego komentarza wynika, ze na wakacjach liczy sie glownie Twoje zdanie i Twoja wygoda.

Odpowiedz
avatar gmiacik
-1 1

@321123ramtamtam: Ja wprost mówię, że jadę sam całą drogę i od razu ucinam kwestię zmiany za kierownicą mówiąc, że się nie zmieniam. jedyny wyjątek to jeden kumpel, ale naprawdę musiałbym mieć już dosyć. Nie robię takich rzeczy, że ustalam jedno, a robię drugie - czyli tak jak mówisz, ustaliłbym jazdę na zmiany a potem wara - nie. Jak wspomniałem moje wakacje - moje zasady. Nie chodzi, że nie idę na kompromisy, bo idę. Jeśli zakladamy zwiedzanie Splitu, a ktoś wyskoczy z Trogirem przykładowo no spoko, może podzielić, jest po drodze. Ale jak zakładamy Chorwację a ktoś wyskakuje z Bułgarią to już trochę inaczej, jeśli zakładamy apartamenty na południu (bo chcemy np. mieć klimę i wygodne wyro itd) a ktos wyskakuje z namiotem na północy no to sory, trochę się to rozjeżdża. Co masz do Renault? Jeśli chodzi o fotele to nie ma lepszych żadna marka. Jeśli chodzi o inne kwestie, Citroen i Peugeot są lepsze.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

po tym tekscie z autem i godzinami to chyba zebralabym rzeczy i pojechala prosto na lotnisko albo do jakiegos pksu dlugodystansowego, szukala powrotu alternatywnego byle tylko sie z nimi nie uzerac tekst byl na maksa chamski

Odpowiedz
Udostępnij