Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Do szkoły mojej córki, do trzeciej klasy, we wrześniu przybyła nowa uczennica.…

Do szkoły mojej córki, do trzeciej klasy, we wrześniu przybyła nowa uczennica. W. jest dzieckiem sympatycznym, nad wiek dojrzałym. W czasie, gdy leżałam w szpitalu i bezpośrednio po bardzo wspierała moją N., czego nie zamierzam jej zapomnieć. Dziewczęta nawet zawarły "umowę na całe życie, że będą siostrami", co wydaje mi się słodkie i takie jakieś na wskroś dziewczęce.

Dowiedziałam się, że wcześniej chodziła do miejskiej szkoły, ale "pani się na nią uwzięła", więc mama przeniosła ją do naszej wiejskiej szkółki. Czasami słyszałam od córki, że W. w pewnych sytuacjach używa słów nie do końca parlamentarnych, ale na gorącym uczynku jej nie przyłapałam.

Raz u nas była, odrabiały razem lekcje. Okazało się, że W. nie zna tabliczki mnożenia i nikt z domowników nie zapędza jej do nauki, nie pilnuje, nie odpytuje. W. uważa tabliczkę mnożenia za głupią i niepotrzebną. Zaprotestowałam, wytłumaczyłam, ale tu tłumaczenie nie pomoże, to jedna z tych rzeczy które trzeba wyryć na pamięć...

Wczoraj po powrocie ze szkoły N. podzieliła się ze mną nowiną:
"W. wczoraj dostała na angielskim* aż trzy uwagi do dzienniczka! I powiedziała panu, że przecież ona może teraz tę stronę z dzienniczka wyrwać. A pan zrobił zdjęcie strony i się skończyły groźby W."

No to przestałam się dziwić, że "pani się uwzięła" na to dziecko.

I powiem szczerze, że bardzo mi tej małej szkoda, bo charakter ma fajny, ale taki raczej rogaty. Musi się nauczyć, co i kiedy wypada, a co nie i w jaki sposób należy walczyć o swoje. Ja nie chcę się przesadnie wtrącać, bo też nie ma przesłanek świadczących o tym, że dziecko jest w jakiś sposób maltretowane - zawsze czysta, uczesana, w dobrze dobranych ciuchach (choć moim zdaniem bluzka odsłaniająca całe barki nie jest odpowiednia dla dziecka w tym wieku, do szkoły i jeszcze do tego zimą. Latem by uszła.), uśmiechnięta, nakarmiona, wyposażona do szkoły... Nic nie wskazuje na to, by była nieszczęśliwa. Zapowiada się tylko na to, że wyrośnie z niej niezłe ziółko, które może mieć z powodu swego zachowania problemy w przyszłości.

Obawiam się trochę też jej wpływu na moją córkę, ale nie zabronię N. z nią rozmawiać, bo nie wierzę w takie metody. Lepiej tłumaczyć dziecku, co w zachowaniu W. jest nieodpowiednie i jak powinna w takiej sytuacji zachować się młoda dama.

*edit, bo miałam to napisać i zapomniałam - w klasie N. jest pięcioro uczniów, w klasie W. troje. W związku z tym lekcje bywają łączone. Nie zauważyłam, żeby którakolwiek klasa na tym cierpiała.

szkoła

by singri
Dodaj nowy komentarz
avatar bazienka
2 8

zaniedbanie i brak uwagi tez jest forma przemocy ja wiem, ze to nie twoja rola, ale moze po prostu potlumacz jej na tyle, na ile mozesz, ze powinno sie odrabiac lekcje i nauczyc tej przykladowej tabliczki mnozenia? tak wiesz z konsekwencjami- odpyskniesz nauczycielowi bedzie uwaga niektorzy potem za to stawiaja jedynki bedzie gorsza ocena, moze nie zda i straci kolezanki z klasy, jakies proste wynikowe mechanizmy? czesto czytam, z eludzie przez kilka/nascie/dziesiat lat nie wiedzieli, ze pewne rzeczy nalezy robic ( np. myc sie, podcierac itp., np. zamykac usta przy jedzeniu- na Sylwestrze zabil mnie tym przyjaciel ze studiow...) i moze bedziesz dla niej jakimkolwiek porownaniem, glosem z zewnatrz?

Odpowiedz
avatar singri
-1 7

@bazienka: Musiałaby częściej u nas bywać. A nie bywa, bo N. nie wolno zapraszać gości, jak ma bajzel w pokoju. Ma permanentnie... Na razie za uwagami w dzienniczku nie idą żadne konsekwencje. Nie ma to wpływu na oceny, zresztą w klasach 1-3 nie ma ocen cyfrowych. Jeśli rodzic nie wyciągnie konsekwencji za pyskowanie nauczycielowi, to dziecko uczy się bezkarności. Spróbuję. Może to coś da. Aha, W. nie ma koleżanek w klasie, poza nią jest tam tylko dwóch chłopców. Nie zdanie może nie zrobić na niej wrażenia, zwłaszcza że wtedy wylądowałaby w jednej klasie z N.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
3 3

(niestety usunięcie komentarza nie działa)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 14 lutego 2020 o 20:30

avatar singri
0 4

@kartezjusz2009: Dlaczego chcesz usuwać?

Odpowiedz
avatar Xynthia
0 10

@singri: Nie odbierz tego jako pouczania, ale metoda "jeśli masz bałagan w pokoju, to nie możesz zapraszać koleżanek" niestety nie działa. Stosuję ją wobec Młodej i... nic. Bałagan jest stanem normalnym, chociaż potrafi się "sprężyć" i posprzątać pokój na błysk, bo ma przyjść koleżanka... Nie wiem już, co robić, chyba spróbuję zastosować metodę sprzed paru lat - wejdę z dużym workiem na śmieci i zacznę "sprzątać" metodą wyrzucania wszystkiego, co nie leży na swoim miejscu. Wtedy działało ;)

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
3 5

@singri: Bo mój komentarz nie wnosił nic do dyskusji, a po krótkim przemyśleniu - mógł być również odebrany nie w taki sposób jak bym chciał. Powiem tylko tyle: kibicuję, żeby cała sytuacja skończyła się dobrze dla każdego z tej historii.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 13

@Xynthia: może po prostu olać ten bałagan? Ja też wedlug mamy byłam bałaganiara i dlatego nigdy nie wysyłała mnie do rodziny rozsianej po Polsce i musiałam siedzieć w domu. Mam jej to za złe bo od dziecka ciagnelo mnie do świata, a nie siedzenia w jednym miasteczku. Co jest złego w bałaganie we własnym pokoju? Niech nauczy sie utrzymywać porzadek w pomieszczeniach wspólnych, a w pokoju ma tak jak chce.

Odpowiedz
avatar singri
-4 6

@Xynthia: Na moją worek też nie działa. Działa, do pewnego stopnia, zabranie ulubionej zabawki i obietnica oddania po skończonym sprzątaniu. I to nie zawsze. Zakaz zapraszania też nie. Zresztą, zanim go wprowadziłam, W. podsumowała pokój N. dwoma słowami: MAM PODOBNIE. Szczerze mówiąc to sama już nie wiem, co mam robić. Czasami działa argumentacja: "Śniadanie dostałaś? Obiad się gotuje? Czyste ciuchy masz? To znaczy że ja wypełniłam swoje obowiązki, teraz ty wypełnij swoje." ale też nie zawsze. Jak ma nastrój to posprząta. I tyle. Aha, a nawet jak niedawno wylizała pokój do czysta, to po piętnastu minutach od mojej akceptacji "tak, może być" znów był bajzel. Nie wiem jak ona to robi :D

Odpowiedz
avatar singri
-2 6

@nursetka: Pozwól, że odpowiem, choć to nie do mnie. Puzzle rozsypane na podłodze - elementy się gubią. Ubrania rozwalone na podłodze - ja to kuźwa piorę, a po tygodniu bluzka wraca do prania, choć nie była noszona. Resztki jedzenia, brudne naczynia, okruchy - to chyba nie wymaga komentarza. Klocki lego itp - jeśli dziecko domaga się cowieczornego czytania, muszę do niej wchodzić, a nienawidzę po czymkolwiek deptać. Książki - no nie, miejsce książek NIE JEST NA PODŁODZE! Koniec, kropka. Wszystko pozostałe - "mamo, weź moje okulary i gdzieś schowaj, bo przed chwilą się na nich poślizgnęłam", "Nie mogę znaleźć pióra/zeszytu/książki/piórnika", "Musisz mi kupić nowe kredki, pani powiedziała że muszę mieć wszystkie kolory, a nie tylko trzy (dobra, to ogarnęła, od jakiegoś czasu nie gubi kredek)" No niestety. Nie ma na to mojego przyzwolenia.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 10

@singri: oczywiscie co do resztek jedzenia i brudnych talerzy to nie ma tolerancji, wymagaj jedzenia w kuchni czy jadalni. Jesli chodzi o reszte to raczej sama masz z tym problem. N. ma balagan to niech sama sie zmierza z konsekwencjami np. zagubionymi puzzlami. Naprawde nic dobrego nie przynosi zakazywanie przyjmowania koleżanek bo ma bałagan. Córka nie zacznie sprzatać a kiedyś prawdopodobnie to wypomni. Przypominasz mi moja mame, która bardzo sie o mnie troszczyla, ale jej życiowa potrzeba bylo to aby byl porzadek i wszystko ładnie wygladało na zewnatrz bo nie bedzie sie za mnie wstydzić. Szkoda tylko, że nie interesowala sie moimi uczuciami w takim stopniu jak opinia na temat jej rodzicielstwa.

Odpowiedz
avatar singri
-2 6

@nursetka: Można interesować się i opinią innych i uczuciami dziecka. Jedno drugiego naprawdę nie wyklucza. Rozumiem, że masz przykre doświadczenia ze swoją matką i wiem że moja córka mi niejedno na starość wypomni. Nie ma rodziców idealnych, zawsze popełnia się błędy. Wiem jedno - przy uporządkowanym biurku N. łatwiej skupia się nad lekcjami (wynika to z moich obserwacji, a nie przekonań). W uporządkowanym pokoju łatwo znaleźć rozmaite rzeczy. A jeśli moje dziecko zgubi klej, nożyczki, dzienniczek, kredki i nie weźmie ich di szkoły to JA będę miała nieprzyjemną rozmowę z nauczycielką, która uważa, że powinnam 24 na dobę stać nad moim dzieckiem i pilnować go we wszystkim. Wymagam porządku w pokoju, bo uporządkowany pokój jest bardziej praktyczny. Jeśli wszystkie szkolne książki i zeszyty trzymasz w szufladzie pod biurkiem, to zawsze wiesz, gdzie tego szukać, prawda? A jeśli książka od polskiego leży na łóżku, zeszyt za łóżkiem, a ćwiczenia w szafce z ciuchami, no to sorry gregory, ale coś tu jest nie tak. A potem to JA obrywam od nauczycielki, że nie dopilnowałam, żeby dziecko wszystko spakowało...

Odpowiedz
avatar singri
-3 3

@nursetka: I żeby nie było - zabawki na podłodze i łóżku to dla mnie nie jest nic nadzwyczajnego. To normalny, fajny, dziecięcy bałagan. Wymagam tylko szacunku do ubrań, książek ogólnie oraz zeszytów szkolnych. No i plecaka, żeby po nim nie musiała deptać.

Odpowiedz
avatar starajedza
-2 8

@singri: co do resztek jedzenia - chyba od jedzenia jest kuchnia. Wystarczy tyle wyegzekwować i będzie spokój. A ciuchy - zbierać z podłogi i zbierać. Aż zostanie w samych gaciach, bo szafy puste. Proste i skuteczne metody.

Odpowiedz
avatar Xynthia
-1 1

@singri: Kurczę, dokładnie to samo mam z Młodą, co najmniej raz w tygodniu jest akcja "mamo, zgubiłam zeszyt/książkę/ćwiczenia do polskiego/matematyki/czegokolwiek". Po intensywnych poszukiwaniach zguba odnajduje się pod łóżkiem, na parapecie okna, w łóżku pod poduszką (???), w innym nieprawdopodobnym miejscu. Pytań typu: "widziałaś moją czarną gumkę do włosów?" nie zliczę...

Odpowiedz
avatar Xynthia
-2 2

@nursetka: Ale ja nie wymagam idealnego porządku... Mnie bardziej chodzi o to, że jak jest bałagan, to trudniej utrzymać czystość, np. jak zetrzeć kurz z biurka, parapetu, półki z książkami, jeśli stoi tam milion rzeczy, których nie powinno tam być? Jak poodkurzać podłogę, jeśli nie widać jej spod porozwalanych zabawek, ubrań i innych rzeczy? Na bałagan mogę przymknąć oko, na syf - nie!

Odpowiedz
avatar singri
-5 5

@starajedza: Zaraz, mam zmusić dziecko, żeby poszło do szkoły w samych gaciach? A Ty wcześniej twierdziłaś, że stawianie dziecka do kąta to poniżenie...

Odpowiedz
avatar singri
-2 4

@Xynthia: Ostatnio: - Maaamoo, nie mam pióra! - To poszukaj. - Ale nie ma! - To poszukaj. - Szukałam wszędzie! Wstałam, poszłam do pokoju. - Założymy się, że leży gdzieś, gdzie łatwo je znaleźć? - Jak je szybko znajdziesz to możesz mi dać dziesięć klapsów, nigdzie nie ma! Podniosłam poduszkę, kołdrę. Zajrzałam pod łóżko. Usiadłam, przysunęłam sobie plecak i zaczęłam grzebać. Wyobraź sobie minę N. gdy wyjęłam pióro z dna plecaka :D

Odpowiedz
avatar starajedza
7 7

@singri: ale ja nie mówię, że masz puścić do szkoły w gaciach, tylko pokazać, że jeśli ubran nie ma w szafie, to nie ma ich wcale. Nie mówię, że masz je wyrzucać do śmieci. Tylko pozbierać, wyprać, złożyć i schować. Wydawać komplet dziennie, który Ty ułożysz(najlepiej z ubrań niezbyt lubianych) , a nie "bo ja chce tą bluzkę i te spodnie". I za każdym razem powtarzać "jakbyś miała w szafie swojej, to mogłabyś ubrać co chcesz". Na kilku dziewczynach moich zadziałało po 2 wydaniu kompletu beznadziejnie połączonego. U chłopaka po 2 zebraniu wszystkiego z podłogi. Jak mu zaczęłam wydawać różowe koszulki, bo skąd ja mam wiedzieć czyje to jest, jak nie leży w szafie Twojej.

Odpowiedz
avatar singri
-5 5

@starajedza: A, w ten sposób. Praktykuję to od dwóch miesięcy. Nie działa, nawet jest zadowolona, że odpadło jej dbanie o ciuchy. "Mylenie" ubrań nie wchodzi w grę, N. jest jedynaczką. Nie wmówię jej, że pomyliłam jej bluzkę z koszulką Szczerbusa :D. A składanie beznadziejnych zestawów gryzie się z MOIM poczuciem estetyki. W końcu mi się znudziło. Serio, jeśli chodzi o porządek w pokoju to trafił mi się chyba egzemplarz niepoprawny. Chce, to posprząta. Nie chce, to też posprząta, ale ja w międzyczasie dorobię się paru siwych włosów... Aha, a w naszej kuchni nie ma gdzie zjeść, chyba że śniadanie. Jadamy w salonie, choć nie zawsze, bo salon jest u nas pokojem "do wszystkiego" - i telewizor i komputery i kolorowanki (moje) i szycie... Więc stół salonowy przeważnie jest zawalony :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 7

@singri: czyli sama masz pernamentny bałagan na stole, że nire ma gdzie zjeść, a dziecku sie dziwisz, że nie utrzymuje porzadku :))

Odpowiedz
avatar singri
-3 3

@nursetka: Wiesz, nie chodzi mi o utrzymywanie porządku, tylko o porządne sprzątnięcie raz w tygodniu. Poza tym ja nie trzymam na podłodze książek ani ubrań i nie angażuję połowy domu w poszukiwanie zagubionych rzeczy, tylko załatwiam to sama. Nie przeszkadza mi bałagan sam w sobie, ale kłopoty jakie on powoduje.

Odpowiedz
avatar marcelka
4 4

@singri: widzisz, jak stół salonowy jest przeważnie zawalony Waszymi rzeczami, to może N. uważa, że się czepiasz? No bo skoro Wy (dorośli) możecie zawalać stół w salonie rzeczami, które teoretycznie powinny być schowane, jak się nimi nie zajmujecie, to czemu ona na biurku nie ma mieć tak samo? a na marginesie - też w wieku dziecięco-nastoletnim byłam bałaganiarą; o ciuchy dbała mama (ona prała, składała, wsadzała do szafy), ale jeśli chodzi o biurko, to piętrzyły się tam tony wszystkiego. O szufladach nie wspomnę! :D co więcej, po generalnych porządkach - wymuszanych raz na 2-3 miesiące - nic nie mogłam znaleźć. Dopiero gdzieś w liceum mi przeszło. I teraz - już we własnym mieszkaniu - mam porządek. Może nie aż taki, jak moja rodzicielka (ale jak to nie odkurzasz i nie myjesz podłóg codziennie?!), ale taki "w normie".

Odpowiedz
avatar singri
-4 4

@marcelka: Cóż, jest jednak skromna różnica pomiędzy stołem na którym szyłam przed obiadem i będę szyć po obiedzie, więc nie ma zbytnio sensu sprzątać, a ubraniami wywleczonymi z szafki i leżącymi na podłodze następne trzy dni...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 3

@marcelka: u mnie właśnie też były takie wieczne wojny o sprzatanie w pokoju bo ubrania na dywanie to jakies przestepstwo. Też po wielkim sprzataniu nic nie moglam znalezc. Z perespektywy czasu uwazam, że rodzice zawsze musza sie czegos czepiać, bo taka juz rola rodzicow, a moi nie mieli ze mna innych problemow. Uczylam sie, nie wagarowalam, nie pilam, nie palilam, bylam zawsze na czas w domu, wolalam ksiazki niz kolezanki i imprezy itd. Teraz tez jako dorosla potrafie utrzymywac porzadek i w dodatku facet mnie nie zostawil (jak to mama prorokowała) chociaz nie jest sprzatane na błysk ;)

Odpowiedz
avatar singri
-1 1

@nursetka: Ubrania na dywanie to pół bidy. Ubrania pod łóżkiem, wymieszane czyste z brudnymi, w towarzystwie długopisów i flamastrów bez skuwek - stolerowałabyś coś takiego?

Odpowiedz
avatar marcelka
6 6

@singri: jeśli jej bałagan sprawia, że niszczone są rzeczy, które mogłyby jeszcze trochę posłużyć, a tymczasem musisz kupować nowe lub które przysparzają Tobie więcej pracy (np. dodatkowe pranie "czystych" ubrań) lub jeśli to już jest niehigieniczne (np. resztki jedzenia/brudne talerze zostające z dnia na dzień w pokoju) - to tak, tu trzeba interweniować. Co do reszty - odpuściłabym. Zgubione puzzle - jej problem. Rozrzucone klocki lego - wchodź do pokoju w pantoflach. Nie może czegoś znaleźć? Niech szuka, aż znajdzie albo obejdzie się bez "tej różowej frotki z dwoma kokardkami". Zapomina/nie może znaleźć czegoś do szkoły - tak, czytałam wcześniejsze historie, z których wynikało, jaką osobą jest nauczycielka N., ale... ona ni będzie jej uczyć w nieskończoność, to tylko szkoła, też nie daj sobie wejść na głowę "bo nauczycielka mojej córki będzie na mnie krzyczeć".

Odpowiedz
avatar singri
0 2

@marcelka: No tośmy się dogadały.

Odpowiedz
avatar Bryanka
4 4

@marcelka: Dokładnie tak. Sama w latach nastoletnich miałam bajzel w pokoju. Matka skarżyła się mojemu ojcu, a on tylko spytał czy mam brudno w pokoju. No nie było brudno, więc po co się czepiać? Z robienia bałaganu wyrosłam pod koniec liceum, polubiłam sprzątanie i do teraz we własnym domu staram się utrzymywać porządek. Po za tym skoro w całym domu jest porządek, a tylko w pokoju córki bajzel, to niech zaprasza koleżanki. Wstydu się naje i tyle.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 3

@nursetka: ja mam opcje bardziej, ze niech kolezanki przyjda i zobacza syf i niech sie zapraszajacy wstydzi

Odpowiedz
avatar bazienka
4 4

@singri: ja bym stolerowala, nie umie wrzucic do kosza na pranie, to kiedys jej sie skoncza. niech lazi w brudnych i tyle nawet i od mazaka kolezanki wysmieja i to zadziala lepiej niz twoje biadolenie bedzie sie wstydzic i problem z glowy

Odpowiedz
avatar starajedza
6 6

@singri: czyli sama masz bałagan, a od niej wymagasz porządku. Trochę niekonsekwentna postawa.

Odpowiedz
avatar singri
-1 1

@starajedza: Moim zdaniem nie do końca niekonsekwentna. Mam porządek w ubraniach, książkach i dokumentach. I tego wymagam od mojej córki. W resztę się nie wtrącam, w szafce z zabawkami może mieć groch z kapustą i słoniną. Tak jak ja w moich robótkach czy rzeczach papierniczych. Raz w tygodniu ma być odgruzowana podłoga, wymiecione spod łóżka itp. czyli to samo, co ja robię kilka razy w tygodniu.

Odpowiedz
avatar Shi
2 2

@singri: moim zdaniem lepiej działałyby konsekwencje bezpośrednio wynikające z syfu, a nie kary. Tj. klocki i inne zawalają całą podłogę? Przykro mi, nie będzie bajki, bo nie mogę przejść. Nie może znaleźć rzeczy do szkoły? Trzeba było mieć je poukładane w jakikolwiek sposób (jeśli jej lepiej trzymać książki na podłodze to niech je trzyma, ale w miejscu w którym nie będą przeszkadzać). Na nauczycielkę się wylej. Chcesz wrzucać czyste rzeczy do prania? OK, ale sama je wypierz, rozwieś itd (jeśli chodzi do szkoły to jest na tyle duża, że powinna ogarnąć obsługę pralki... Ty możesz pilnować jak nastawia i wywiesza, ale nie robić tego za nią. Ty tylko mówisz, instruujesz, pilnujesz, a nie robisz. Nie licząc dodawania detergentów, chociaż, jeśli jest ogarnięta, to i to może robić). Sama zawsze miałam bajzel (do czasu aż rodzice dotrzymali obietnicę i kupili mi nowe meble - takie, jakie sobie sama wybrałam). Książki lepiej mi się trzymało w paru kupkach na podłodze niż w szufladach w biurku. Tak samo inne rzeczy, które chciałam mieć pod ręką - wszystko na podłodze. Puste butelki po wodzie walały się wszędzie, bo miałam tylko mały kosz w pokoju, a nie chciało mi się schodzić piętro niżej z każdą jedną butelką. Naczynia z resztkami jedzenia też czasem walały się po podłodze, bo nie miałam na tyle "blatów" by móc je sobie gdzieś odstawić do czasu wyniesienia, itd, itd. Ogólnie szaf miałam za mało by pomieścić wszystkie rzeczy (technicznie rzecz biorąc, bo z racji małej użyteczności niektóre szafy stały puste...). Może również N. meble które ma nie sprawdzają się pod kątem pojemności albo wygody? Nienawidziłam zawsze szuflad, bo trzeba było wyciągnąć wszystkie zeszyty by się dokopać do tego, który jest najniżej i tak codziennie... Do dzisiaj w szufladach trzymam tylko ubrania typu majtki, skarpetki, ew. torebki (ogólnie rzeczy, które ciężko trzymać inaczej). Reszta rzeczy jest na półkach właśnie z tego powodu. Na drobne rzeczy (długopisy, kable, i inne pierdółki) mam małe szufladki (rozmiar A5). Dużo małych szufladek. Jeśli jest duża szafa, ale ma mało półek to też może być to nieużyteczne - bo też trzeba wszystko podnosić by coś wyciągnąć z dołu (powód dlaczego do każdej szafy dokupuję co najmniej drugie tyle półek...). Jeśli nie lubi składać ubrań (nie oszukujmy się, mało osób to lubi) to niech ma możliwość wieszania ich na wieszaki. Prosty reling, budżetu domowego nie zrujnuje. Nie bez powodu masa ludzi zaczyna mieć porządek dopiero na swoim. Bo w końcu mają takie szafy, jakie potrzebują i tyle, ile potrzebują. Sami decydują co gdzie leży, co gdzie wisi, a co gdzie się wala. Może porozmawiaj z córką i się zapytaj czemu ma bałagan? Tylko niech się zastanowi, co można by było zmienić by chętniej odkładała rzeczy na miejsce.

Odpowiedz
avatar Jorn
2 2

@singri: "Cóż, jest jednak skromna różnica pomiędzy stołem na którym szyłam przed obiadem i będę szyć po obiedzie, więc nie ma zbytnio sensu sprzątać, a ubraniami wywleczonymi z szafki i leżącymi na podłodze następne trzy dni..." Jest, ale dziesięcioletnie dziecko może takich niuansów samo nie wyłapać. Zamiast się zastanawiać, jakie tu jeszcze wymyślić kary i środki dyscyplinujące, może po prostu dziecku wytłumaczysz tę różnicę?

Odpowiedz
avatar singri
-3 3

@Shi: "Czemu masz bałągan?" "Nie wiem" Szafę z relingiem ma, stoi pusta. Ubrania wiszące na wieszakach były rozwlekane po pokoju w pierwszej kolejności. Książki w kupce na podłodze, czy tam na blacie biurka - porządek. Książki rozsypane po podłodze, niektóre otwarte, grzbietami do góry - bałagan. W sumie chyba już wiem, gdzie robię błąd. Za mało jej tłumaczyłam, co rozumiem pod pojęciem "porządek". Bo skoro Wam nie umiem wytłumaczyć, to czego wymagać od dziewięciolatki...

Odpowiedz
avatar Shi
1 1

@singri: to może zapytaj "co mogę zrobić byś sama, bez przymusu, utrzymywała porządek?" (słowo-klucz "sama") Piekielni zawsze do usług :D

Odpowiedz
avatar Jorn
1 1

Może jest zbyt inteligentna, żeby bezsensownie wkuwać "na blachę"?

Odpowiedz
avatar singri
-3 3

@Jorn: To nie jest lista durnych dat. To tabliczka mnożenia. Nie wyobrażam sobie dalszej edukacji bez znajomości tabliczki mnożenia. A i przy przeliczaniu cen w sklepie się przydaje.

Odpowiedz
avatar Shi
4 4

@singri: z moją pamięcią złotej rybki nigdy nie udało mi się nauczyć tabliczki mnożenia na pamięć. Do dzisiaj nie umiem. Po prostu robię szybkie dodawanie w głowie XD trudniejsze, np. 7×8 rozbijam sobie na "7×2=14, 14+14=28, 28+28=56". W podstawówce i tak zbierałam baty, bo wynik podawałam po 2 sekundach zamiast po 0,5 :v (Najlepsza w klasie z matematyki? Kij z tym, będziemy nazywać ją matołem, bo obudzona w środku nocy nie zacznie recytować tabliczki mnożenia- logika moich rodziców). Powinno się dzieciom tłumaczyć na jakiej zasadzie się mnoży, a nie kazać bezmyślnie kuć. W końcu 21×8 nie będzie w tabliczce a dobrze by było umieć robić takie proste obliczenia w pamięci. A i dzielenie łatwiej ogarnąć dziecku gdy zrozumie o co chodzi. Niestety nasz system nauczania jest kulawy i zamiast tłumaczyć "istotę" zagadnienia każą się uczyć na pamięć, i potem zdziwienie, że masa ludzi nienawidzi matematyki, a maturę oblewają.

Odpowiedz
avatar singri
-1 3

Ja właśnie mnożę "przy użyciu" tabliczki... 21x8=3x7x8=3x56=150+18=168. Tak to mniej więcej wygląda, gdy liczę rachunki tego typu w pamięci. Ale bez znajomości tabliczki nie umiem się obyć. Za bardzo do niej przywykłam, to tak jakbym miała się obywać bez kuchenki gazowej. Czy pomoże Ci, jeśli powiem, że moim zdaniem miałaś rodziców debili? W sumie to dla mnie nieważne, że dziecko nie umie tabliczki na pamięć, oby prawidłowo liczyło. A W. nie umie mnożyć. Po prostu nie umie.

Odpowiedz
avatar Shi
2 2

@singri: zastanawiam się jak można nie umieć mnożyć i czy to wina tylko rodziców czy też nauczycieli... wnioskuję, że Twoja córka jest w drugiej klasie, więc nauczycielka którą nie raz opisujesz uczy ich wszystkiego. Jeśli ta sama uczy W. (choć pewnie nie) to ja się nie dziwię, że W. nie potrafi mnożyć. Znaczy się rodzice powinni nauczyć dziecko gdy nauczyciel jest niekompetentny, ale kurczę... nie potrafić wytłumaczyć mnożenia tak, by dzieci zrozumiały to też trzeba, paradoksalnie, umieć :D Cóż, nadal jednego rodzica-debila mam (dzisiaj to już bardziej bawi, taki śmiech przez łzy), całe szczęście drugi rodzic się ogarnął gdy zaczęłam dorastać. To może chore, ale przyznam, że czuję pewną satysfakcję gdy ktoś prosto z mostu mówi, że moi rodzice nie byli dobrymi rodzicami (to takie "ufff, to nie ze mną jest coś nie tak")

Odpowiedz
avatar Jorn
2 2

@singri: Nie napisałem, że nie musi jej znać, tylko że nie ma potrzeby wykuwać "na blachę". Kiedy na byłem w drugiej czy trzeciej klasie, natychmiast dałem sobie spokój z próbami zapamiętania tego kwadratu z liczbami (nie wiem, czy teraz wygląda to tak samo, czy metoda się zmieniła). Zamiast tego szybko zauważyłem, że ten kwadrat mogę wypełnić dodając do kratki wyżej lub do kratki w lewo liczbę wynikającą z położenia danej kratki w odpowiedniej kolumnie czy rzędzie. Dlatego na sprawdzianach polegających na wypełnianiu kwadratu zawsze miałem piątki. Niedługo później odkryłem też, że zamiast np. mnożyć przez 6 mogę pomnożyć przez 3 i liczbę będącą wynikiem dodać do siebie. To mi pozwoliło szybko mnożyć w pamięci bez wykuwania na pamięć kwadratu z setką liczb. Wynik mnożenia przez 8 można błyskawicznie sobie zobaczyć na palcach (na to sam nie wpadłem, ktoś mi pokazał). Żeby pomnożyć przez dziewięć można do liczby dodać 0 (mnożąc ją przez 10 i od wyniku odjąć tę liczbę). Dzięki stosowaniu tych metod byłem zawsze najlepszy w klasie z mnożenia, bo stosowanie znajomości reguł rządzących tym działaniem dawało mi zawsze prawidłowy wynik. Za to ci, którzy po prostu wykuli tabliczką na pamięć bez choćby próby zrozumienia tych zależności często się mylili, bo pamięć bywa zawodna.

Odpowiedz
avatar singri
-1 1

@Jorn: Ja stosowałam opisane metody dopóki tabliczka nie wlazła mi na twardy dysk. Było to około 6-8 klasy SP. A ja mam, jak to kiedyś określił mój szef, diamentową pamięć.

Odpowiedz
avatar singri
0 2

@Jorn: @Shi: Aha, dziś N. zaczęła się uczyć mnożenia. Zadania, od jakich zaczyna naukę wyglądają tak: "Marysia postawiła na stole 4 miseczki, do każdej włożyła po 5 cukierków. Narysuj te miseczki i cukierki. Ile jest razem cukierków?" A N. liczyła tak: 5+5=10, 10+10=20. Jeśli to nie jest istota mnożenia...

Odpowiedz
avatar Jorn
1 1

@singri: Czyli miałem rację - jest zbyt inteligentna, żeby wkuwać ten kwadrat. Ty też byłaś na to zbyt inteligentna, ale to było dawno, teraz dziecko próbujesz wtłoczyć w ten schemat wkuwania.

Odpowiedz
avatar singri
0 0

@Jorn: Ale ja nie wkuwałam. Nigdy nie wkuwałam, nie umiem wkuwać. Po prostu po iluś tam wykonanych działaniach 6x7=42 zapamiętałam ten wynik i tyle. Tak samo jak N. już zapamiętała, że 5x5=25 i stosuje ten wynik jako punkt wyjścia do mnożenia przez 5.

Odpowiedz
Udostępnij