Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Staram się nie zamieszczać kilku historii naraz, ale pewna sprawa gryzie mnie…

Staram się nie zamieszczać kilku historii naraz, ale pewna sprawa gryzie mnie od dwóch dni. W piątek byłam umówiona na spotkanie ze znajomym z byłej pracy.

Na początek muszę dać trochę przydługi wstęp (w sumie też dość piekielny), żeby nakreślić postać tego znajomego i naszą relację.

Na początku mojego pobytu w Monachium podjęłam pracę w dużym amerykańskim korpo IT. Parę miesięcy później do mojego działu doszedł nowy pracownik. Ponieważ asystowałam przy jego rekrutacji, organizując mu wszystko, a potem w pierwszych tygodniach pracy pomagałam mu się wdrożyć, "prowadząc go za rączkę", siłą rzeczy spędzaliśmy mnóstwo czasu rozmawiając ze sobą i się nawet polubiliśmy. Laurent na co dzień mieszkał w innym kraju, biuro w Monachium odwiedzał raz na kilka tygodni. Lubiliśmy ze sobą rozmawiać, zawsze podczas jego wizyt przynajmniej raz jedliśmy razem lunch, gadając o różnych rzeczach.

Któregoś wieczoru, po służbowej kolacji (nasz szef zawsze organizował wspólną kolację całego działu, ilekroć odwiedzał nasze biuro) poszliśmy we dwójkę jeszcze na drinka. Wypity alkohol zrobił swoje i zebrało nam się na zwierzenia. Mnie akurat wtedy rozsypało się pierwsze małżeństwo, a że reakcja moich najbliższych była, powiedzmy, daleka od wspierającej, potrzebowałam się komuś wygadać. On też opowiedział mi historię swojego życia, po wysłuchaniu której zaczęłam mu strasznie współczuć i doszłam do wniosku, że nie zamieniłabym się z nim za żadne pieniądze.

Biologiczna matka zostawiła w pierwszych tygodniach życia, kiedy miał 9 miesięcy został adoptowany przez parę bezdzietnych, dobiegających czterdziestki milionerów, którzy zaczęli go kształtować na swoją modłę. Zaczęli od zmiany jego imienia z tego, które nadała mu biologiczna matka, bo było "zbyt plebejskie" na imię rodowe, które nosił adopcyjny ojciec i dziadek, i pradziadek, a którego on sam szczerze nienawidził. Wychowywany był w przekonaniu, że na miłość i akceptację adopcyjnych rodziców musi sobie zasłużyć i całe jego życie upływało pod znakiem spełniania ich oczekiwań i dostosowywania się do ich wymogów, no bo w końcu "wyrwali go z biedy, wszystko im zawdzięcza, więc ma u nich dług".

Mimo, że marzył o studiach w wyższej szkole morskiej i wstąpieniu do marynarki, zostało mu to zabronione, ponownie jako "zbyt plebejskie" i zmuszony został do pójścia na bardziej godne studia w renomowanej szkole biznesu, które wybrali mu rodzice, po których pracował jako korpodyrektor w różnych korpo IT, której to pracy szczerze nienawidził, podobnie jak reszty swojego życia. Żonaty był z kobietą, której nie kochał, a którą wybrali mu rodzice jako najbardziej godną kandydatkę i aktualnie był w trakcie robienia licencji pilota, mimo że nienawidził latać, ale ojciec kazał, bo wszyscy mężczyźni w ich rodzinie ją mieli, a on przecież nie może się wyłamać i pozwolić, żeby górę wzięło jego plebejskie pochodzenie.

Efekt był taki, że był to najbardziej spięty i zestresowany człowiek, jakiego znałam, głęboko nieszczęśliwy, w dodatku cierpiał na jakieś zaburzenia odżywiania, co częste w takich sytuacjach, gdyż była to jedna z nielicznych rzeczy, którą mógł kontrolować sam.

Przy innej okazji wspominał jeszcze, że marzy o otworzeniu własnej działalności jako doradca/ business coach, bo go to interesuje odnajdywałby się w tym, lubi to robić (i faktycznie, bardzo dobrze mu to wychodziło). No ale, praca na własną rękę wiązałaby się, przynajmniej na początku ze sporym obniżeniem zarobków, więc rodzina by go chyba wyklęła, gdyby im taki wstyd przyniósł, w końcu nie dość że plebejskie zajęcie, to jeszcze gorzej płatne. Jakiekolwiek próby namówienia go, żeby może w wieku czterdziestu kilku lat zaczął jednak żyć własnym życiem i robić to, co go pasjonuje (i zawodowo, i w wolnym czasie, np. skoro nienawidzisz latać, a uwielbiasz żeglować, to zajmij się tym, a nie rób na siłę licencji pilota), przypominały mówienie do ściany, gdyż facet miał już tak wyprany mózg, że w ogóle nie brał pod uwagę, że mógłby robić coś innego niż żyć według wytyczonej dla niego ścieżki.

Po restrukturyzacji w firmie ja zmieniłam pracę, a jego wizyty w Monachium ograniczyły się do jednej na kwartał. Nadal utrzymywaliśmy ze sobą kontakt, z tym że już nie tak częsty. W 2016 roku dostał kontrakt w Stanach, gdzie spędził 3 lata i w tym czasie kontakt nam się praktycznie urwał. Zgadaliśmy dopiero jakiś miesiąc temu. A oto co się stało. W 2018 i 2019 rodzicom się zmarło (mieli prawie 90 lat). A Laurent odżył. Zmienił imię na Thomas, gdyż takie nadała mu biologiczna matka, rzucił prace w korpo i został tym kołczem, którym chciał zostać, zakończył swoje fikcyjne małżeństwo i zamieszkał na stałe w Monachium. Zmienił się też fizycznie, opalił się, przytył (w pozytywnym sensie, gdyż wcześniej był nienaturalnie wychudzony) oraz zmienił fryzurę i styl ubierania (przejrzałam sobie jego zdjęcia na portalu społecznościowym i pierwszy raz zobaczyłam go w "normalnych" ciuchach, bez krawata i wyprasowanego w kancik garnituru). Jednym słowem, odkąd zaczął żyć swoim życiem, chłop ewidentnie rozkwitł.

I teraz właściwa część. Końcem stycznia Laurent-Thomas zaproponował, żebyśmy zamiast klepać w te telefony, spotkali się i pogadali osobiście, co tam u kogo słychać. Zaproponował zeszły piątek. Zgodziłam się i spytałam o porę, czy bardziej popołudniowa kawa czy wieczorny drink, on na to, że w sumie chciałby mi tez podziękować za to, że go tak usilnie namawiałam na zmianę ścieżki kariery i czy w związku z tym pozwolę się zaprosić na kolację. Przyjęłam zaproszenie, on zaproponował lokal, na który też chętnie przystałam.

W piątek właśnie miałam wychodzić z domu, kiedy przyszła wiadomość whatsapp. Miała kilka linijek. W pierwszej Laurent-Thomas odwołał spotkanie (mocno w ostatniej chwili, dobrze, że jeszcze nie wyszłam). Spodziewałam się, że w następnych wersach przeprosi, poda powód i zaproponuje inny termin (tak wskazywałaby logika). Ale nie. Pozostałe linijki zajmowało zdanie "jeśli liczyłaś na darmowy posiłek i że się najesz na mój koszt, to jesteś w błędzie, nie będę niczyim sponsorem".

Muszę powiedzieć, że mnie kompletnie zatkało. O ile jeszcze może zrozumiałabym, chociaż nie, nie zrozumiałabym, ale powiedzmy mogłabym się teoretycznie liczyć z takim tekstem od przypadkowego palanta z Tindera, który leczy jakieś swoje kompleksy, ale nie od dorosłego faceta, z którym pracowałam i którego znam od ponad 8 lat, albo ewentualnie, gdyby zaproszenie było do restauracji z trzema gwiazdkami Michelin, a nie do małej pizzeryjki, gdzie pizza kosztuje 8 euro. Poza tym sam zaproponował, inicjatywa wyszła od niego.

Tak więc, czy jakiś spec od męskiej psychiki mógłby mi to wyjaśnić? Co tu się właśnie stało i skąd takie zachowanie? Bo ja nie umiem tego ogarnąć.

by Crannberry
Dodaj nowy komentarz
avatar GlaNiK
24 28

Mi jedynie przychodzi na myśl, że ktoś inny dopadł jego telefon, ktoś zazdrosny lub ktoś mu naopowiadał czegoś na Twój temat i on w to wierzy. Inną opcją jest Twój znajomy i jego pokręcona psychika.

Odpowiedz
avatar Balbina
18 22

A może zaprosił Cię Laurent,jego dawna osobowość, tzn wypada się tak zachować,bo tak go wychowali i tak mu wpoili adopcyjni rodzice a nagle Thomas stwierdził że nikt mu nie będzie mówił jak ma się zachowywać i co robić.I zważać na to co i do kogo mówi. Nie wiem czy moje myslenie nie jest trochę pokręcone ale wydaje mi się że w nim tkwią dwie osoby.Psychika już pewnie dawno mu się zrypała.

Odpowiedz
avatar singri
7 7

@Balbina: Nie wpadłabym na to. Ale wyjaśnienie dobre.

Odpowiedz
avatar santiraf
17 19

Gdyby mu ktoś podwędził telefon to do tej pory już byś wiedziała. Po tym co napisał myślę, że normalny to on nie jest. Na jego wiadomość zaraz po odczytaniu odpisałbym coś w rodzaju: "? If this is not some sick prank - call me". W sumie to nie wiem w jakim języku rozmawiacie. I oprócz tego napisałbym maila w stylu: "Cześć, ktoś Ci ukradł telefon bo dostałam wiadomość z takimi durnotami jakiej byś mi nie wysłał nawet po alkoholu". Ale to już sama powinnaś wiedzieć po 8 latach znajomości.

Odpowiedz
avatar iks
9 11

Moim zdaniem po prostu poznałaś jego prawdziwe Ja. Wcześniej go rodzice cisneli - był pod kontrolą trzymał pozory kultury. A teraz? Jest wolny, ma hajs. Patrzy na ludzi z góry.

Odpowiedz
avatar Habiel
0 28

Z każdą kolejną historią jestem pod wrażeniem wyobraźni autorki. Historie lekkie, fajnie się czyta. Tu napiszę o strasznej przeszłości ze złymi facetami, tu o super facecie, adoptowanym przez bardzo bogatą parę. Co będzie w kolejnym opowiadaniu? Smoki?

Odpowiedz
avatar Crannberry
9 19

@Habiel: A gdzieś ty tam tego super faceta wyczytała? Bo ja nic takiego nie napisałam. Posiadanie hajsu oraz wychowanie w rodzinie snobistycznych jaśnie państwa nie robi z nikogo super faceta (na podstawie obserwacji powiedziałabym nawet, że wręcz przeciwnie). A już na pewno super facetem nie nazwałabym typa ze zrytą banią, który nienawidzi swojego życia, a brakuje mu jaj by je zmienić, a w dodatku, jak widać, jest rozchwiany emocjonalnie. No chyba, że w czyimś mniemaniu, hajs automatycznie równa się super facet, ale to raczej nie świadczy dobrze o takiej osobie i jej systemie wartości

Odpowiedz
avatar antyalergiczka
2 10

@Habiel: też tak sądzę. Fajnie się czyta, ale... śmierdzi fejkiem

Odpowiedz
avatar Samoyed
4 10

@Habiel: Czytasz mi w myslach. Tyle sie niezwyklego jej wydarza, ze mozna tym obdzielic kilka osob. Tyle znajomych ma, a blask osobowosci rozsiewa na piekielnych. Ale fikcja jak fikcja, niezle sie to czyta. Ale trzeba jej przyznac, ze fanow tu ma.

Odpowiedz
avatar Sosenka
1 5

@Habiel też czytam te historie i także jestem pod wrażeniem. Co historia to ciekawej napisaną, lekka ręką ale coraz mniej realistyczne tyle przygód na jedna prośbę. Ale co ja tam wiem.

Odpowiedz
avatar Crannberry
2 6

@Sosenka: powiem Ci tak. Moim wielkim marzeniem jest przeżyć jeden nudny rok, w którym nic się nie wydarzy (chociaż w porównaniu z poprzednimi, 2019 już prawie dostąpił tego zaszczytu). Z drugiej strony, przeżyłam 23 lata w Polsce, potem 7 w Irlandii i nie spotykały mnie prawie żadne piekielne sytuacje (przynajmniej nic wartego opisywania), ludzie, którzy mnie otaczali byli (z pewnymi wyjątkami) względnie normalni, natomiast od przeprowadzki do Niemiec jedna drama goni drugą. Nie wiem, czy coś jest na rzeczy z mentalnością Niemców, ale tylu dziwolągów co tutaj, nie spotkałam nigdzie indziej. I to nie tylko ja. Koleżanki, z którymi rozmawiam, mają podobne przejścia, jak nie w pracy, to z sąsiadami czy w związkach/na randkach

Odpowiedz
avatar Samoyed
1 5

@Crannberry: Szczerze uwazam, ze nie musisz sie nikomu z niczego tlumaczyc. Nikogo nie oczerniasz, nikomu nie przeszkadzasz realnie. A bajkopisarzy tutaj jest cala masa. Oceniam, ze przynajmniej polowa, jezeli nie jest calkiem zmyslona, to po prostu bardzo koloryzowana. Jeszcze inna kategoria wywodzi sie z: ale bym mu powiedzial/a, gdyby... I przeradza sie to w historie, ktora sie co prawda nie wydarzyla, ale mogla. W moim odczuciu przesadzaszs ze szczegolami. To jest pierwsza zasada tworzenia literatury jak zapewne wiesz - musisz sprawdzic i byc dokladna. Przykladowo, w opowiesciach luznych, jak tutaj, nikogo nie obchodzi powiedzmy godziny dzialania oddzialu poczty w zachodnim Berlinie. W ksiazkach natomiast wazne jest, zeby to uwzglednic. A ty to uwzgledniasz, co z literackiego punktu widzenia jest spoko, ale tutaj od razu widac, ze to bajki z mchu i paproci. Jak wyzej, pisz skoro ludziom sie podoba. W koncu tacy Avengersi tez nie sa realni, a ludziska lubia.

Odpowiedz
avatar Jorn
6 6

@Habiel: Właśnie. Opowiastki dobrze napisane, poprawnym językiem i nawet co do zasady nie tak nieprawdopodobne, ale w co najmniej połowie z nich zdarzają się niedopracowane szczegóły każące wątpić w prawdziwość historii. A to lekką ręką udzielony przez bank kredyt "na spłatę mamusi", a to silne przywiązanie do imienia otrzymanego w okresie niemowlęcym, które mu zmieniono w wieku 9 miesięcy.

Odpowiedz
avatar Crannberry
4 6

@Samoyed: Odnośnie historii jako takich i ich autentyczności - poza przypadkami, gdzie coś się ewidentnie kupy nie trzyma, jest to kwestia wiary. Albo przyjmujemy, że ludzie trzymaja się koncepcji portalu i piszą o rzeczach, które się wydarzyły, albo bawimy się w detektywów, jest to indywidualna sprawa każdego czytelnika, i nie mam z tym problemu, pod warunkiem, że ktoś komentując nie obraża i nie wyzywa innych. Generalnie ani autor nie jest w stanie udowodnić, że coś działo się naprawdę, ani czytelnik, że się nie działo. Autor pisze tekst, a czytelnik już sam decyduje jak go odbiera. Odnośnie szczegółów, jedna kwestia to, że po prawie 10 latach czytania tego portalu i komentarzy pod historiami, wyczuliłam się na to, żeby podawać jak najwięcej szczegółów (niemalże z godzinami otwarcia poczty w Berlinie zachodnim), bo jeśli tylko jakiejś z pozoru nieistotnej informacji brakuje, zaraz ktoś się przyczepi, inni przyczepia się do niego i robi się shitstorm, więc staram się tego unikać. Druga kwestia to już moja indywidualna pamięć do szczegółów i tendencja do skupiania się na nich bardziej niż na esencji sprawy (np. nie pamiętam, czego dotyczyło jakieś zebranie w pracy w 2012 roku, ale pamiętam, że kolega siedzący naprzeciw mnie miał na sobie koszulę w biało-błękitne paseczki, a w pewnym momencie powiedział "Who cares about Slovakia") @Jorn: temat kredytu dla mamusi był już poruszony pod tamtą historią, bo komuś też wydawał się nieprawdopodobny i tłumaczyłam tam tę kwestię bardziej szczegółowo. Poczytaj sobie cokolwiek o irlandzkim kryzysie bankowym, co do niego doprowadziło. Artukułów jest na ten temat multum, i po polsku, i po angielsku.Właśnie banki szastające kredytami na prawo i lewo, udzielające pożyczek na piękne oczy bez oceny ryzyka i sprawdzania, czy ktoś będzie miał go z czego spłacić (co rozumiem, że z perspektywy Niemiec czy Belgii wydaje się niedorzeczne). Mój był akurat miał z czego, ale inni niekoniecznie, co skończyło się zapaścią na rynku. Odnośnie przyczyn zmiany imienia przez tego gościa - to już trzeba spytać jego. Ale na mój rozum zdecydowanie bardziej niż przywiązanie do pierwszego imienia była to chęć zerwania z narzuconą mu tożsamością.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 lutego 2020 o 14:23

avatar digi51
-2 4

@Samoyed: Napisałam pod inną historią mniej więcej to samo pod inną historią tej autorki, bajkopisartwo to już nawet nie jest zarzut, bo jestem przekonana, że jakieś 80% historii tu zamieszczanych co najmniej ubarwia rzeczywistość, a są zdecydowanie gorsi pisarze na tej stronie, którzy też z uporem maniaka wrzucają coraz bardziej idiotyczne historyjki. Jedyne co - co za dużo to niezdrowo, dopóki historie są ciekawe i w miarę prawdopodobne to nic mnie to nie obchodzi czy wydarzyły się naprawdę, kiedy zaczynają przypominać scenariusz filmów fantasy to odechciewa się czytać.

Odpowiedz
avatar Agness92
2 4

Próbowałaś się dowiedzieć od niego o co chodzi?

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 5

@Agness92: Nie. Na poczatku byłam tak zaskoczona, że kompletnie nie wiedziałam jak mam zareagować i co powiedzieć. Kotłowały mi się w głowie różne riposty, ale stwierdziłam że jednak nie mam ochoty na żaden dalszy kontakt z nim, a pytanie się go o przyczynę jego zachowania byłoby trochę poniżające. wolałam go po prostu olać. Zresztą podejrzewam, że nawet gdybym go o to spytała, odpowiedziałby pewnie coś w stylu „bo tak”

Odpowiedz
avatar marcelka
5 5

wg mnie to powinnaś to z nim wyjaśnić - jeśli w jakimś choćby niewielkim stopniu zależy Ci na podtrzymaniu kontaktu z nim. W najgorszym razie narazisz się na jakieś mało uprzejme "spadaj", ale... może faktycznie nie do końca odnalazł się między Laurentem/Thomasem i mu z miksu wyszła chwilowa opcja "dupek"? może ktoś mu coś nakładł do głowy? niekoniecznie wspólny znajomy, tylko ktoś, komu opowiedział o spotkaniu z Tobą, a ktoś z różnych powodów mógł go nakierować na "hej, ale co ta laska od Ciebie chce, może na Twój hajs leci" może się z kimś spotyka i zazdrosna o spotkanie dziewczyna wysłała Ci wiadomość i skasowała, a on nawet o tym nie wie? To tylko gdybania, można tak dalej, ale jak nie zadzwonisz i nie pogadasz, to się nie dowiesz

Odpowiedz
avatar gomez
1 1

Historia jak zwykle ciekawa. Ale zastanawiać się, co kierowało facetem, czy co mu odwaliło - nie warto.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

psychologicznie- jakbym nie znala historii zycia to bym powiedziala, ze rys sadystyczny albo obsesja kontroli a historia raczej nadkompensacja, tkaie odbijanie sobie tych 50 lat, kiedy mogl zdecydowac oco najwyzej o nastepnym posilku lub kolorze majtek a ze wzorce ma totalnie kijowe, to naturalnym wydaje mu sie robic to, co rodzice- pokazywac swoja wyimaginowana wladze nad kims i zaleznosc tego kogos od siebie zyciowo- mogl w miedzyczasie poznac np. dziewczyne, ktora dokladnie tak go urzadzila, ze byl sponsorem jej rozrywek nie otrzymujac zadnych deklaracji w zamian mogl zostac w jakis sposob wykorzystany, szczegolnie majac swiadomosc swojej sytuacji majatkowej i skrzywione spojrzenie na te kwestie- ze inni ludzie chca jego towarzystwa tylko z uwagi na kase, jaka posiada

Odpowiedz
avatar Issandra
1 3

Ja bym mu napisała "Nie mierz innych swoją miarą" i zablokowała numer raz na zawsze.

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 3

@Issandra: Miałam ochotę mu odpowiedzieć coś w stylu, że chyba marnie mu ten biznesik idzie, skoro pizza za 8€ wg jego obecnych standardów jest wydatkiem wymagającym sponsoringu i czyżby w takim razie jego ojciec miał pełną rację co do niego - i go tak jednym zdaniem kopnąć we wszystkie czułe punkty, ale po namyśle stwierdziłam, że nie będę się zniżać do jego poziomu. Chłop ma w tej chwili ewidentnie jakiś problem sam ze sobą, a ja nie jestem jego terapeutą. Znajomość uznałam za zakończoną

Odpowiedz
avatar i16
3 7

No tak, jak zwykle u Ciebie, poznajesz kogoś spoko, po 8 latach zwrot o 180 stopni :D jeśli Cie to faktycznie tak gryzie, to skorzystaj z mojej rady i idź do jakiegoś psychoanalityka, który pomoże Ci układać relacje z ludźmi, może nie będziesz się tak zaskakująco często nacinać na ludzi, którzy tak totalnie znienacka się zmieniają.

Odpowiedz
avatar ekonik
2 2

pewnie ktos mu nagadał na Ciebie, bo jeśli to rzeczywiście prawda, te jego przeżycia, to znaczy, że nie jest w stanie sam podjąć decyzji i robi wszystko pod naciskiem innych (ślub bo rodzice kazali? No błagam) jest też możliwość, że Ci nakłamał, by zrobić z siebie ofiarę

Odpowiedz
avatar yfa
-3 3

Ja tak sobie (patrząc na całokształt tych opowieści, bo inaczej można by tutaj coś pewnie pouradzać) myślę - ale to zupełnie szczerze... ...i napiszę, mimo że skończy się sporym minusowaniem. Pora zmienić terapeutę. Ani na mitomanię ani na zaburzenia społeczne ani na fetysz (musisz sama wyszukiwać socjopatów) leków byś nie dostała, ale ktoś powinien to kontrolować. Chyba że pisanie jest formą terapii i wie o tym lekarz - wtedy tak trzymaj!

Odpowiedz
avatar MarcinMo
3 3

Skoro mówimy o [pochwie], która nie potrafi przeciwstawic się własnym rodzicom i robić tego, co sobie wymarzył po 18 roku życia, to "męska psychika" nie ma tutaj nic do rzeczy. To po prostu stare dziecko, a nie mężczyzna i pewnie mu ktoś kazał tak napisać.

Odpowiedz
Udostępnij