Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Po korporacyjnych przebojach z szefem furiatem (opiszę za jakiś czas) i piekielnościach…

Po korporacyjnych przebojach z szefem furiatem (opiszę za jakiś czas) i piekielnościach szukania nowej pracy (opisanych w jednej z moich pierwszych historii) w ramach detoksu od korpo zatrudniłam się w małej niemieckiej firemce, takim trochę januszeksie, z tym że bardzo cywilizowanym (dobra pensja, jasny zakres obowiązków, atmosfera niemalże rodzinna, praca ciekawa i praktycznie bezstresowa), gdzie pracuję już ponad 2 lata.

Praca w januszeksie ma swoje plusy i minusy, sam Janusz też ma swoje dziwactwa, mniej lub bardziej wkurzające, ale bilans "zysków i strat" wychodzi jednak zdecydowanie na plus. Jednym z dziwactw Janusza jest mnóstwo pomysłow naraz i częste zmiany zdania. Nauczona doświadczeniem, kiedy prosi mnie o zrobienie czegoś, robię to dopiero po drugiej lub trzeciej prośbie, gdyż wówczas wiem, że naprawdę jest mu to potrzebne i nie wkopię się więcej w sytuację, że spędzam pół dnia nad jakimś zadaniem, po czym okazuje się, że zupełnie niepotrzebnie, gdyż Janusz w międzyczasie zmienił zdanie, tylko zapomniał mnie o tym poinformować. Tyle tytułem wstępu.

Firma, w której pracuję współpracuje z kilkoma magazynami, wydawanymi w Wielkiej Brytanii i w krajach Beneluxu (coś w stylu Elle czy GQ) oraz magazynem modowym wydawanym przez jedną z gwiazd rocka. Raz w miesiącu trzeba kopie magazynów w w liczbie 200-250 sztuk rozesłać do naszych klientów, co oznacza 3 do 4 godzin pakowania ich do kopert i przyklejania naklejek z adresami. Zajęcie nieskomplikowane i stanowiące odskocznię od codziennych obowiązków, ale monotonne i czasochłonne. Jeżeli mam akurat pod opieką praktykanta, wówczas on dostępuje tego zaszczytu, a ja zajmuję się czyms bardziej produktywnym, jeśli nie, robię to sama.

Sytuacja z tego tygodnia. W zeszły piątek przyszła dostawa magazynów, w tym tygodniu trzeba je rozesłać. W poniedziałek rano Janusza po dwóch latach oświeciło, że angażowanie mnie do zadana, które mogłaby w sumie wykonać przeszkolona małpa, to przy mojej stawce godzinowej wyrzucanie pieniędzy i o wiele bardziej opłaci mu się zaangażować do tego jedno z jego nastoletnich dzieci (ma ich dwójkę) w zamian za ekstra dodatek do kieszonkowego, a ja niech się lepiej zajmę moją "normalną" pracą. Bardzo dobry pomysł, jestem jak najbardziej za. Pytam, w który dzień latorośl mogłaby przyjść, to zamówię na kolejny dzień kuriera. On nie wie, musi porozmawiać z dziećmi, ale na pewno najpóźniej do środy, bo to bardzo ważne, żeby przesyłki wyszły przed końcem tygodnia, bo klienci czekają. Ja mam ich w każdym razie sama nie dotykać, są pilniejsze sprawy. No dobra, to nie dotykam.

We wtorek rano zdenerwowany Janusz wpada do mojego biura, żołądkując się od progu, że co to ma być, dlaczego te magazyny jeszcze nie są wysłane, przecież on wyraźnie mówił, że to pilne, toż to skandal, żeby klienci musieli czekać. Pytam, kiedy w takim razie, zgodnie z tym, co uzgodniliśmy wczoraj, któreś z jego dzieci może wpaść pomóc z pakowaniem, to ja zamówię na odpowiedni dzień kuriera. Janusz na to, że o czym ja w ogóle mówię, jak to jego dzieci. Jego dzieci mają szkołę, zajęcia dodatkowe, życie towarzyskie, do tego syn ma w tym roku maturę i musi się uczyć, co mi w ogóle przyszło do głowy, wysługiwać się w pracy jego dziećmi (że niby on to zaproponował? A skądże, on sobie nie przypomina). Magazyny mam spakować sama i to na-ten-tychmiast. Nie ma sprawy, Janusz, mówisz i masz. Skończyłam, co miałam pilnego do zrobienia, zamówiłam kuriera na środę rano, a po lanczu włączyłam sobie muzykę i zabrałam się za pakowanie, ciesząc się "czilowym" popołudniem.

W pewnym momencie, kiedy już prawie skończyłam, do biura znowu wchodzi Janusz i pyta, co ja u diabła robię. Dlaczego marnuję swój czas i jego pieniądze, pakując te magazyny sama. Przecież on wyraźnie mówił, że mam tego sama nie robić i że zrobi to któreś z jego dzieci. Moja dusza wykonała w tym momencie majestatycznego facepalma. Policzyłam w myślach do dziesięciu i przypomniałam mu poranną rozmowę. Janusz na to, że no być może tak, że chyba coś tam takiego mówił, ale to było rano, a potem sobie przemyślał i zmienił zdanie. Przecież mi o tym mówił. A, nie mówił? No może zapomniał. Teraz już, co prawda, "po ptokach", ale w przyszłym miesiącu prosiłby, żebym nie robiła tego sama, tylko dała mu znać, a on wyśle któreś z dzieci, no bo przecież nie ma sensu tak marnowac jego pieniędzy.

Już jestem ciekawa, jak to się potoczy za miesiąc…

by Crannberry
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar antess32
9 11

Odnoszę nieodparte wrażenie, że ten Janusz ma schizofrenię. Bo tak wynika z Twojego opisu. Na Twoim miejscu nagrywałabym jego polecenia... i w razie zaprzeczeń masz dowód. Nie wiem, jak długo wytrzymałabym z takim szefem...

Odpowiedz
avatar Crannberry
4 6

@antess32: nieee, nie przesadzałabym z takimi diagnozami. Jest po prostu chaotyczny. Taki kreatywny "dizajner", który ma pierdyliard pomysłów na minutę, które mu równie szybko wylatują z głowy, jak do niej przychodzą. Bywa męczący, ale w sumie dobry człowiek, ogólnie nie jest mi tam źle. Każe mi cos zrobić to robię, zmieni zdanie, to przestaję robić, po pracy idę do domu i nic mnie nie obchodzi, na koniec miesiąca dostaję ładna pensję. Współczuję tylko naszej księgowej, bo gość ma równie kreatywno-chaotyczne podjeście do podatków i rozliczeń, a ona musi świecić oczami przed skarbówką. Ale w sumie też nie jej problem, bo ostatecznie to on płaci karę, a nie ona

Odpowiedz
avatar Carima
6 6

@Crannberry: Faktycznie designer może być - miałam takiego od designu na studiach - na początku semestru zawsze po kilka razy zmieniał mi temat pracy, a jego własne pomysły sprzed tygodnia zawsze mu się nie podobały.

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

@Crannberry: Chaotyczny koleś, który sam sobie przeczy i nie pamięta tego, co mówi? To nie jest chaos, to jest problem zdrowotny. Wiem, co mówię, sama mam problemy z pamięcią.

Odpowiedz
avatar niepodam
7 9

Albo typ ma schizofrenię albo brata bliźniaka i dziwne poczucie humoru.

Odpowiedz
avatar irulan
4 4

Aha, identyko jak moja szefowa :) Po pierwszej prosbie czy ustaleniach z szefem polecam wyslac mejla do niego z dokladnym opisem co ustaliliscie i z prosba o potwierdzenie. Jak mu sie znowu 'zapomni', to przesylasz mu jego odpowiedz i nie musisz sie tlumaczyc. Polecam, sprawdzone, dziala:)

Odpowiedz
avatar Crannberry
6 6

@irulan: gdyby był jeszcze jakiś sposób na zmuszenie go do czytania maili jakichkolwiek, a już szczególnie od pracowników. Janusz wszystko załatwia "na gębę", od tego jest Januszem ;)

Odpowiedz
avatar irulan
0 2

@Crannberry: O borze, wspolczuje!

Odpowiedz
avatar Crannberry
9 9

@irulan: nie jest źle. Gdybym była młodsza i na etapie budowania poczucia własnej wartości na podstawie kariery i liczby domkniętych projektów, to by mnie to frustrowało. A tak mam wywalone. To że mam piętnaście rozgrzebanych projektów i nie mogę żadnego skończyć nie jest moim problemem, bo on i tak musi mi zapłacić, więc sam wyskoczy z kasy nic z tego nie mając. Oprócz tego wolno mi w godzinach pracy siedzieć na fejsie, szef potrafi spędzić godzinę pokazując mi filmiki na youtube albo wypytując mnie o plany ślubne i doradzając w kwestii dekoracji stołów. W ramach mojego czasu pracy. Da się żyć ;)

Odpowiedz
avatar Armagedon
3 3

@Crannberry: A powiedz mi, jak to się dzieje, że on jeszcze z torbami nie poszedł?

Odpowiedz
avatar Jorn
3 3

@Armagedon: Przypuszczam, że te pomysły, które przeprowadził do końca, zapewniają mu wystarczający dochód, żeby z torbami nie pójść. Takie chaotyczno-kreatywne typy tak mają: 150 pomysłów na godzinę, realizują z nich 30, z czego 10 do końca, a 5 z nich okazuje się genialnymi.

Odpowiedz
avatar Crannberry
5 5

@Armagedon: Sama się zastanawiałam, jakim cudem mu to nie pierdykło, ale facet prowadzi tę agencję od 25 lat i to z dużym sukcesem. Po części jest tak, jak pisze Jorn, te pomysły, które wciela w życie z reguły są bardzo dobre. Oprócz tego gość ma mnóstwo przydatnych znajomosci (przyjaźni się np. z Bryanem Adamsem) oraz talent do „sprzedania śniegu Eskimosowi”, dzięki czemu pozyskuje klientów typu Louis Vuitton czy Escada

Odpowiedz
avatar didja
4 4

Co wy z tą schizofrenią? Rozszczepienie jaźni to dysocjacyjne zaburzenie tożsamości, a nie schizofrenia - abstrahując od stawiania takich diagnoz. Niemniej, Żurawinko, na Twoim miejscu jednak zadbałabym o polecenia na piśmie.

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 1

wez go nagrywaj albo popros by polecenia sluzbowe przekazywal ci mailowo

Odpowiedz
Udostępnij