Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Zaraz mnie coś trzaśnie. Wychowawczyni mojej N. dziś udziela rodzicom konsultacji -…

Zaraz mnie coś trzaśnie.

Wychowawczyni mojej N. dziś udziela rodzicom konsultacji - czyli siedzi w pokoju nauczycielskim i jest do dyspozycji. Wiedząc o tym poszłam tam dzisiaj w wyznaczonym czasie, by poinformować ją o wyniku badania. Zapukałam, Nauczycielka kserowała i układała jakieś ćwiczenia dla naszych dzieci. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

JA: U N. zdiagnozowano zaburzenia takie a takie, które sprawiają, że gdy siedzi i patrzy na tekst, to jej się linijki rozjeżdżają i...
NAUCZYCIELKA: I na to są okulary.
JA: Nie, okulary są na nadwzroczność, a na to będą ćwiczenia, ale żeby je dobrać potrzebne są dalsze badania. Natomiast zaburzenia utrudniają jej czytanie i pisanie w linijkach, bo...
NAUCZYCIELKA: No właśnie, N. znowu nie nauczyła się czytać! Dukała! Od półtora roku pani powtarzam, że musi pani nad nią siedzieć i ją dopilnować! Ja nad swoją córką do matury siedziałam!
JA: Dobrze, na czytanki zwrócę uwagę, wczoraj faktycznie zapomniałam (tak, jestem tylko człowiekiem i bywa że o czymś zapomnę!). Ale względem czytania i pisania...
NAUCZYCIELKA: Względem czytania i pisania to ona potrzebuje codziennych ćwiczeń! Ona ma dysleksję! I nie chce czytać, nie chce pracować na lekcji, nie chce się uczyć!
JA: Nie chce się uczyć, bo przez te zaburzenia praca z bliska bardzo ją męczy. Ćwiczenia jej pomogą, a gdy przestanie się aż tak męczyć...
NAUCZYCIELKA: To nic się nie zmieni. Ona nie chce się uczyć! Ona nie chce ćwiczyć! A nie ma już czasu, zaraz zacznie się to wszystko nawarstwiać! Ja pani od półtora roku powtarzam! Pani musi ją dopilnować, żeby się uczyła!
JA: Oczywiście, pilnuję jej codziennie przy lekcjach...
NAUCZYCIELKA To za mało! Ona musi ćwiczyć, dużo ćwiczyć! Ona ma dysleksję! I nie uważa na lekcjach!
JA: Okulistka wspominała, że te zaburzenia mogą powodować rozkojarzenie i...
NAUCZYCIELKA: Może coś tam powodują, ale wszystkiego nie można tym tłumaczyć! A ona nie chce! Ona się nie stara!
JA: Stara się, stara, tylko...
NAUCZYCIELKA: Nie stara się, bo nie chce! JA pani mówię, tu leży problem! Ona nie chce się uczyć, nie chce się starać!

W tym momencie odpuściłam sobie dalszą dyskusję. Zresztą, podczas naszej rozmowy ani na moment nie przerwała wykonywanej czynności. Nie zaprosiła mnie, żebym usiadła. Poczułam się jak petent w urzędzie, a nie jak równorzędny partner w rozmowie. No i ewidentnie chciano zakończyć tę rozmowę jak najszybciej.

Szkoda tylko, że nie zadałam Nauczycielce pytań, które cisną mi się na usta od półtora roku:
Czy naprawdę normalne jest siedzenie nad MATURZYSTKĄ i pilnowanie, żeby się uczyła?
Czy powinnam nadal ZMUSZAĆ dziecko ze zdiagnozowanymi zaburzeniami wzroku do pracy ponad niezbędne minimum, przynajmniej dopóki stan jej oczu się nie poprawi?
I najważniejsze - czy dziecko, które po wysłuchaniu rozdziału książki z własnej woli czyta jej dalszy ciąg miga się od czytania?
Czy dziecko, które największym zainteresowaniem obdarza notki biograficzne autorów zamieszczone na tylnych okładkach książek miga się od nauki?
Czy dziecko, które codziennie przegląda wszystkie zeszyty i ćwiczeniówki i sumiennie odrabia lekcje BEZ PRZYPOMINANIA jest niesystematyczne?
Czy naprawdę tak trudno uwierzyć, że rok temu lekcje były odrabiane z płaczem i po wielkich bojach, a teraz są odrabiane z własnej woli i nawet chętnie, choć wciąż pod kontrolą? I że to prosta droga do odrabiania lekcji samodzielnie i prawidłowo?
Skąd przekonanie, że ja dziecka nie pilnuję, skoro ćwiczenia robione na lekcji są pokreślone (bo zrobione źle), a te robione w domu są wykonane prawidłowo? To kto tu nie pilnuje?*
I skąd ta niezachwiana pewność w kwestii dysleksji, połączona ze stałym powtarzaniem mi, że w poradni psych-ped NA PEWNO N. nie przebadają, bo nie chcą diagnozować tak małych dzieci? Skąd przekonanie, że dyslektyk dostaje papierek w celu łagodniejszego oceniania?

Czy może raczej kochana pani nauczycielka nie potrafi, po półtora roku pracy, zmotywować dziecka do nauki?

Długo, bardzo długo wierzyłam w autorytet wychowawczyni mojej córki. Skoro powtarzała mi, że problem leży we mnie (nie zawsze N. dopilnowałam) i w niej (brak koncentracji, bałaganiarstwo, zapominalstwo) to jej wierzyłam. Zmuszałam, pilnowałam, często gęsto krzyczałam (tak, ja też mam nerwy i nie wydaliłam ich rodząc dziecko).
Ale zaczynam dostrzegać też trzecie ognisko problemu. Tzn zaczęłam je dostrzegać dawno, teraz się upewniłam. To nauczycielka o ciasnym umyśle. Która jak raz sobie wbiła do głowy, że dziecko jest takie, takie i takie, to już na amen. Nie szuka innych rozwiązań i w żadną stronę nie jest elastyczna.

I nie, nie domagam się dla N. taryfy ulgowej. Domagam się jedynie zrozumienia, że ona chce, tylko jej nie wychodzi*. Domagam się, by nauczycielka przestała twierdzić, że moje dziecko się nie stara.

Bo wczoraj przy odrabianiu lekcji właśnie to usłyszałam od N. "Pani powiedziała, że się w ogóle nie staram!".

*W klasie, gdzie jest wszystkiego pięcioro dzieci, można znaleźć czas na dopilnowanie każdego. Nas było dwadzieścioro czworo, a nasza wychowawczyni w klasach 1-3 każdego dopilnowała. Nie ograniczała się do "Zróbcie zadanie to i to" i późniejszego wpisania uwag. Było też indywidualne traktowanie uczniów - ja np. miałam łatkę zdolnej, więc dostawałam trudniejsze zadania, które dawały mi zajęcie, a pani cenne minuty dla najsłabszych uczniów. Nie wierzę, że mając pod opieką tylko piątkę dzieci nie da się tego ogarnąć.

szkoła

by singri
Dodaj nowy komentarz
avatar iks
-3 9

Może prawda leży po środku? Ty zawalasz kontrolę, mała naukę bo ma kwity, a nauczycielka naukę?

Odpowiedz
avatar singri
14 14

@iks: Mała nie ma żadnych "kwitów". O zaburzeniach wiemy od kilku dni, poza tym na to NIE MOŻNA ot tak uzyskać papierka i mieć taryfę ulgową. To trzeba leczyć, nie leczone sprawi jej ogromne problemy w życiu dorosłym. Przejrzyj kilak moich ostatnich historii. Aha, a N. nie zaniedbuje nauki świadomie "bo ma kwity". To druga klasa SP. Jeszcze nie zdążyła się nauczyć tego podejścia i oby się nigdy nie nauczyła.

Odpowiedz
avatar Neomica
13 13

Są Nauczyciele i nauczyciele. Właśnie wracam z rozmowy w szkole bo nauczycielka prowadząca mojego dziecka najwyraźniej nie wierzy w autyzm.

Odpowiedz
avatar singri
8 8

@Neomica: W CO?!?!?! Podawać w wątpliwość istnienie autyzmu (to się kwalifikuje jako choroba, zaburzenie? nie wiem...) można było w latach 80, kiedy wiedza na ten temat dopiero raczkowała. Ile lat ma ta nauczycielka? Bo nasza koło 60...

Odpowiedz
avatar Neomica
7 9

@singri: Ok 50 i pochodzi z Maroko. Może nie powinno mieć to znaczenia a może właśnie ma. Pani zafundowała mi opad szczęki kiedy wlepiła młodej karę za zachowanie stereotypowe ( gwałtowne otwieranie i zamykanie notatnika w reakcji na stres) typowe dla autystyków. Coś czuję, że będzie wesoło.

Odpowiedz
avatar Crannberry
8 10

@Neomica: mnie w przedszkolu pani biła po łapach i stawiała w kącie za rysowanie i jedzenie lewą ręką (bo nie uznawała leworęcznośći, mimo wytycznych z poradni, żeby mnie absolutnie nie przestawiać). Ale to były lata osiemdzeisiąte dwudziestego wieku, a nie dwudzieste dwudziestego pierwszego...

Odpowiedz
avatar singri
8 10

@Crannberry: Wiesz, z czasów szkolnych, lata 90, pamiętam że leworęczni byli traktowani jak okularnicy - są jacy są, trzeba wziąć poprawkę na ich potrzeby (leworęcznych sadzało się po lewej stronie ławki, żeby się z praworęcznymi nie trącali) i tyle. Trafiłaś na jakąś wyjątkową idiotkę. Choć moją mamę babcia usilnie próbowała przestawić, mojego brata wprawdzie nie przestawiała, ale przy każdym nakrywaniu stołu głośno komentowała, że M. trzeba odwrotnie położyć sztućce, "bo to śmaja". A wzmiankę o praworęczności mojej córki podsumowała "Przynajmniej jest normalna, a nie..." Też idiotka...

Odpowiedz
avatar Crannberry
4 6

@singri: ja byłam i leworęczna i okularnicą, więc sadzali mnie w pierwszej ławce, ale za to po prawej stronie i się z koleżanką trącałyśmy przy pisaniu. To było w klasach 1-3, zaliczonych jeszcze w końcówce lat 80. Ale miałam młodą ogarniętą nauczycielkę, której nie przyszło do głowy mnie przestawiać.Ale miałam obniżone oceny za prowadzenie zeszytów, bo musieliśmy pisać piórem, więc wszystko rozmazywałam przy pisaniu. W przedszkolu była pani taka starej daty, stąd jazdy. Naciski na przestawianie wywierały starsze ciotki i koleżanki babci (sama babcia nie), argumentując, że to wstyd mieć dziecko mańkuta i pamiętam, że zawsze się to awantura kończyło. Podobnie jak z oszołomami, które mi chciały na siłę uszy przekłuwać.

Odpowiedz
avatar Neomica
5 5

@Crannberry: Słodko. Powinny istnieć jakieś testy przesiewowe dla takich nauczycielskich niedoróbek. W zeszłym tygodniu pani nauczycielka była zszokowana, że dziecko poszło spać o 11. Wskoczyła na młodą i próbowała "wytłumaczyć' jej, że powinna spać od ósmej i nie budzić się w nocy. Młoda od 5 lat jest na lekach dzięki którym zasypia o 10 zamiast o północy i budzi raz a nie 5. Zaburzenia snu u autystyków to kwestia hormonów nie widzimisię. Przekonywanie osoby z autyzmem, że "powinna zasypiać wcześnie i nie wybudzać się w nocy" to jak przekonywanie cukrzyka, żeby kontrolował poziom cukru pozytywnym myśleniem.

Odpowiedz
avatar singri
2 4

@Neomica: Wiesz, ja mam wg wszelkich znaków na niebie i ziemi dziecko bez poważnych zaburzeń typu autyzm czy Asperger... A jak ma humor siedzieć do 22 nad książką to siedzi. Nie przyszłoby mi do głowy wmawiać jej, że pora spać i ma spać. Uważam, że moja rola kończy się na zagonieniu jej we właściwym czasie do kąpieli i przeczytaniu jej bajki. Reszta to jej zakres, ona będzie niewyspana, niech się uczy podejmować decyzje. Tym bardziej jestem zaskoczona słowami nauczycielki, skoro u autystyków to kwestia hormonalna?

Odpowiedz
avatar Crannberry
5 5

@Neomica: normalnie "ciocia dobra rada"... Taki sam efekt, jak leczenie klinicznej depresji, czy zespołu stresu pourazowego słowami "weź się w garść"

Odpowiedz
avatar Neomica
3 3

@singri: U nas to musi być bardziej sztywno. Czas na sen jest święty bo u autystyków niewyspanie bardzo szybko i bardzo gwałtownie przekłada się poziom stresu w dzień. Taki dzieciak rano jest jak chodząca bomba wodorowa. Z bardzo krótkim lontem. Przed lekami normą był płacz i histerie umordowanego niemożnością zaśnięcia dziecka do 12, 1 w nocy. Potem pobudka o 2, 4, 6:40. I tak dzień w dzień. Było wszystko: rytuały, czytanki, kąpiele magnezowe, muzyka, olejki, pieśni szamana i ofiary całopalne z baranka. W końcu specjalista, który dokładnie wytłumaczył o co chodzi z melatoniną u autystyków i leki, które zazwyczaj działają a czasem nie. I wchodzi taka pańcia cała na biało i poucza jak przedszkolaka, że trzeba wcześnie chodzić spać bo to zdrowe. Nie wiem czy to brak szkoleń czy wyparcie? Zwłaszcza, że cała dokumentacja w szkole jest.

Odpowiedz
avatar singri
3 3

@Neomica: Przy Twojej opowieści aż się ciśnie na usta "Podamy środek uspokajający. Sto centymetrów sześciennych cegły poproszę." To naprawdę frustrujące - dziecko się męczy, a Ty nie wiesz jak mu pomóc...

Odpowiedz
avatar GoshC
1 1

@Crannberry: witam w gronie mańkutów poszkodowanych przez trefny system lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych :-) przerabiałam dokładnie to samo, z biciem po łapach włącznie :-(

Odpowiedz
avatar geranium
-3 3

@Neomica: to nie jest ani wyparcie ani niedouczenie. nauczyciele zwyczajnie nie muszą wiedzieć na czym polega niedobór melatoniny u osób ze spektrum autyzmu, muszą natomiast znać metody pracy, jak radzić sobie w przypadku gdy klasa/grupa/uczeń... nauczyciele, choć to szokujące, nie są specjalistami od wszystkiego. jak sama napisałaś - specjalista musiał Ci wytłumaczyć. a w dokumentacji dostarczonej do szkoły zapewne nie ma zapisu "dziecko cierpi na bezsenność z powodu zaburzeń... i nie wolno mu mówić że sen jest potrzebny" . nie wiem czy rozmawiałaś z tą konkretną nauczycielką, co wyjaśniłaś, na KOGO trafiłaś. jak wiadomo w każdym zawodzie, nawet w śród nauczycieli, zdarzają się jednostki wybitne - tak w górę jak i w dół, ale obwinianie jej o złą wolę z tytułu realizacji podstawy programowej (prozdrowotna - dzieci mają wiedzieć że myjemy zęby, ręce, chodzimy wcześnie spać bo potrzebujemy ok 7-8 godzin..) jest moim zdaniem trochę nie na miejscu

Odpowiedz
avatar Neomica
1 1

@geranium: "a w dokumentacji dostarczonej do szkoły zapewne nie ma zapisu" Jest. W wielu miejscach. Było to też nieraz omawiane na regularnych spotkaniach dotyczących postępów córki, bo sen jest niezbędnym elementem terapii o czym wiedzieli wszyscy zaangażowani. To nie był fragment pogadanki szkolnej o zdrowych nawykach ale bezpośredni teks do jednego dziecka. Czytaj uważnie. Pani nauczycielce chodziło o to, że młoda ziewała w klasie. Gdy chciałam wyjaśnić sprawę (zakładając, że pani jest niedoinformowana bo przejęła klasę 3 miesiące temu i nie wie, że jej złote rady są jak psu na budę) pani powiedziała, że wie o jej problemach ze spaniem. Czyli wie ale ignoruje. Zaleciało betonem więc na rozmowę udałam się do innej nauczycielki. Przyznała że mogło dojść do błędu w komunikacji między nauczycielami i że usiądzie z tamtą panią i zreferuje jej przypadek młodej by nie dochodziło do podobnych sytuacji.

Odpowiedz
avatar Bryanka
1 1

@Neomica: @Crannberry: Dawno temu, jak jeszcze chodziłam do szkoły zagranicą, tamtejsi nauczyciele odkryli u mnie zaburzenia ze spektrum, zalecili terapię i obserwację. Moja polska wychowawczyni, na początku lat 90tych stanowczo obaliła tą diagnozę, regularnie drąc na mnie ryja gdy reagowałam stresem (przez to zaczęły się u mnie zachowania agresywne). Dwudziesty pierwszy wiek, a konkretną diagnozę dostałam dopiero kilka lat temu.

Odpowiedz
avatar Neomica
0 0

@Bryanka: A twoi rodzice nic? Nie drążyli tematu?

Odpowiedz
avatar Bryanka
1 1

@Neomica: Ojciec nie mieszkał w Polsce, więc nawet nie wiedział co się dzieje (matka go nie informowała o takich "pierdołach"). Niby chodziłam na terapię w Polsce, ale głównie było to "leczenie" rzekomej dysleksji. Jak weszłam w wiek nastoletni, to było mi najciężej, a wszelkie moje "dziwactwa" rodzina traktowała jako bunt i lenistwo. Jak skończyłam 20 lat, to się matka przyznała, że "nie diagnozowała mnie dalej, bo by mi jakieś głupoty wynaleźli". No mam swoje "dziwactwa", ale teraz przynajmniej wiem dlaczego i skąd to się wzięło.

Odpowiedz
avatar kijek
2 10

Taka ciekawostka, nie żebym do autorki piła. Kiedyś z dzieckiem się siedziało, ćwiczyło, inspirowało, teraz się zaprowadza dzieciaka do poradni i dostaje kwity na zaburzenia i wszystkie odmiany DYS...... Wiecie, że w polskich szkołach, w każdej klasie aż 35% dzieci rodzice diagnozują zamiast poświęcić im czas? im bliżej ważnych egzaminów tym tych diagnoz więcej, rodzice krzywdzą dzieci zamiast im poświęcić czas no wychodzą z założenia, że mają za ciężko i papierek im to ułatwi

Odpowiedz
avatar singri
9 9

@kijek: Tak, to jest plaga. I do tego dąży nauczycielka - mam zdobyć papierek, by dziecko było łagodniej oceniane. A tymczasem dysleksję też można wyćwiczyć... A teraz wyobraź sobie, że zdobywam papierek na zaburzenia N. i dostaje ona taryfę ulgową - po pierwsze nie wiadomo na czym taka taryfa miałaby polegać, nie będą jej oceniać za czytanie i pisanie? A po drugie - bez ćwiczeń moje dziecko do końca życia nie będzie czytać. Będzie się przeraźliwie męczyć przy czytaniu. Co to za życie? Jak zdobywać wiedzę?

Odpowiedz
avatar kijek
3 3

@singri: nie macie nauczyciela wspomagającego na tym etapie? wybacz, nie śledzę piekielnych regularnie i nie wiem co dokładnie jest twojemu dziecku. Ja bym uderzyła do pedagoga szkolnego, poprosiła o obserwację dziecka, jego zachowania w klasie no i jeśli od nauczycielki uwagi tak się dopijają to uderzać po prostu wyżej

Odpowiedz
avatar singri
5 5

@kijek: Nie mamy. Jedno dziecko takiego potrzebowało i zostało przeniesione do miejskiej szkoły, to tylko 4 kilometry dalej. "Emki" jeżdżą i są dostosowane do godzin zajęć, więc nie jest to problemem.

Odpowiedz
avatar katem
-1 3

A co to szkoła, gdzie jest 5 dzieci w klasie ? Jeśli prywatna, to wystarczy dziecko z niej zabrać i zapisać do normalnej.

Odpowiedz
avatar singri
9 9

@katem: Publiczna, wiejska podstawówka. Do miejskiej byłoby jakieś 4 km dalej, ale na razie nie ma przesłanek, by córkę zabierać. Z koleżankami i jedynym kolegą się lubią, pozostałe nauczycielki są ok. A i wychowawczyni N. ma swoje zalety, jedną z nich jest to, że nie odpuszcza, np. codziennie pyta z czytanki wszystkie dzieci...

Odpowiedz
avatar Shi
2 2

@katem: w pobliskiej wiejskiej podstawówce najliczniejsza klasa liczy... 9 dzieci. Nie zlikwidowali tej szkoły tylko dlatego, że dzieci z okolicznych wiosek nie miałyby jak chodzić do najbliższej, większej szkoły - nie ma żadnego, dosłownie żadnego połączenia między tymi dwoma miejscowościami, tylko samochody prywatne wchodzą w grę. Gmina gimbusa puścić nie chce. Nie pamiętam czemu.

Odpowiedz
avatar TakaFrancuska
2 4

Ja do wszystkich tych dyslektycznych opinii zawsze podchodze z dystansem. NIe raz obserwowałam, jak były dawane na lewo i prawo. Nie jest to personalny atak, tylko teraz tak ogolnie mowie z wlasnego doswiadczenia. Mam 2 kolezanki, jedna w moim wieku oraz jej siostra znacznie ode mnie mlodsza. Obydwie z dysleksja. Obydwie pisza szczur przez ó. Ale i nie tylko. Oczywiscie na zwrocenie uwagi, ze cos napisane z bledem -> nie wazne ja mam dysleksje... I o ile jestem w stanie zrozumieć problem z ó. O tyle jak ktoś ma napisać poprawnie -> . Oni mają jabłka. Skoro ten ktoś mówi ONI MAJOM JAPKA. U większości osób błędne pisanie wynika w głownej mierze z błędnego mówienia. A papierek raz wystawiony jest idealna wymowka by wiecej sie nie uczyc. Efekt jest taki ze 30 letnia kobieta, nie potrafi czytac na głos.

Odpowiedz
avatar singri
0 0

@TakaFrancuska: No właśnie. Czy ktoś się dziwi, że nie chcę takiej przyszłości dla mojego dziecka?

Odpowiedz
avatar Crannberry
5 5

@TakaFrancuska: U córki autorki problem leży, z tego co pamiętam, w wadzie wzroku. Ale odnośnie dysleksji jako takiej, z pierwszą częścią Twojej wypowiedzi zgodzę się w pełni, jestem absolutnie przeciwna rozdawaniu orzeczeń o dys- bez żadnych badań i tłumaczenie tym zwykłego lenistwa i niedouczenia (np. dziecko z faktyczna dysgrafią, bezbłędnie wyrecytuje zasady pisowni, tylko nie zastosuje ich w praktyce). Nota bene, moja była szefowa była dyslektykiem, co nie przeszkodziło jej w zdobyciu profesury i zostaniu prorektorem uznanej uczelni (tylko teksty trzeba było po niej sczytywać, bo się jej "babole" zdarzały). Tak że, cytując klasyka, można? Można. W ostatnim akapicie, nie do końca masz rację. O ile "mają" faktycznie wymawia się tak, jak się pisze, to wymowa "japka" jest akurat poprawna ("b" traci dźwięczność pod wpływem bezdźwięcznego "k", "ł" ulega ubezdźwięcznieniu). W zasadzie, tak bardzo poprawnie powinno się mówić "japłko", ale to jest dosyć ciężko wymówić, zwłaszcza mówiąc szybko, więc "japko" jest dopuszczalne. Podobnie "ząb" też wymawiamy "zomp" ("ą" traci nosowość, a "b" jest bezdźwięczne). Przesadnie wyraźne wymawianie samogłosek nosowych oraz spółgłosek dźwięcznych (tam gdzie nie powinno się ich wymawiać) jest to hiperpoprawnośc, która jest uchybieniem językowym.

Odpowiedz
avatar Ursueal
0 0

@TakaFrancuska: Orzeczenia o dysleksji nie drukuje się z facebooka. Wydają je poradnie psychologiczno-pedagogiczne po dość skomplikowanym i długim badaniu zespołowym, w którym poddaje się dziecko obserwacjom i testom w różnych sytuacjach. Standardowo powinna to być wspólna diagnoza psychologa, pedagoga i neurologa dziecięcego, w coraz większej liczbie przypadków wciąga się w to też laryngologa, foniatrę, audiologa, okulistę albo psychiatrę, którzy sprawdzają, czy trudności w rozwoju nie wynikają choćby właśnie z kłopotów ze wzrokiem albo słuchem. Samo badanie w poradni i u lekarzy musi być poprzedzone długą obserwacją w szkole i udziałem dziecka w zajęciach korekcyjnych, z których wnioski tworzą jedną z przesłanek w procesie diagnostycznym. Nie ma (a raczej: nie powinno być) tak, że ktoś przychodzi, zostawia 300 zł i wychodzi z kompletem papierów zwalniających z pracy własnej. Diagnoza dysleksji (która ma wiele rodzajów) jest jednocześnie formalnym potwierdzeniem istnienia obiektywnych trudności w kształceniu (czyli czarno na białym jest napisane, że dziecko nie jest głupie, leniwe i niedbałe, bo tak), z drugiej strony wyjaśnieniem przyczyn istnienia tych problemów, z trzeciej - nałożeniem na szkołę i opiekunów prawnych konkretnych obowiązków co do pracy z takim dzieckiem. Dziecko z zaburzeniami dyslektycznymi musi być poddawane specjalistycznej terapii, szkoła musi warunki do takiej terapii zorganizować, a rodzice muszą na taką terapię dziecko wysyłać i współpracować z terapeutami.

Odpowiedz
avatar Hatsumimi
0 0

@TakaFrancuska Akurat wymawianie słowa „jabłko” w taki sposób, w jaki się pisze, uchodzi za hiperpoprawność będącą błędem językowym (źródło: język polski w gimnazjum i kilka pierwszych wyników z gugla, jakby ktoś nie wierzył mojej pamięci). Powinno się mówić „japłko”, potocznie jest też dopuszczalna forma „japko”.

Odpowiedz
avatar misiafaraona
2 2

Coś jakby kopia moich rozmów z wychowawczynią mojego syna. Mimo tego, że odbywają się w innym kraju i w innym języku...

Odpowiedz
avatar pusia
4 4

Nie znoszę takich ludzi. Zamknięci na wszystkie, nawet logiczne argumenty bo ona wie, że jest tak a nie inaczej i kropka. Rozmowa z takimi przypomina rozmowę ze ścianą. Podziwiam za utrzymanie nerwów na wodzy

Odpowiedz
avatar singri
1 1

@pusia: Też nie znoszę, ale ja zazwyczaj odpuszczam gdy czuję, że jest źle. Najgorzej, że nauczycielka mówi jedno, a ja obserwuję drugie. I na chwilę obecną rzeczywiście - N. nie chce pracować, nie chce się uczyć. Na lekcji. W domu robi wszystko jak należy. Ale nie, ja dziecka nie pilnuję...

Odpowiedz
avatar KrzaQ
0 4

> Czy naprawdę normalne jest siedzenie nad MATURZYSTKĄ i pilnowanie, żeby się uczyła? > Czy powinnam nadal ZMUSZAĆ dziecko To dziecko czy maturzystka?

Odpowiedz
avatar Crannberry
4 4

@KrzaQ: autorka ma ośmiolatkę. Maturzystkę, nad którą siedziała, ma nauczycielka (trzeci akapit, dziewiąty wers). Nie ma za co

Odpowiedz
avatar singri
3 3

@Crannberry: Miała. Teraz jest to dorosła kobieta, sama ma dzieci.

Odpowiedz
avatar singri
1 1

@Crannberry: Dzięki.

Odpowiedz
avatar KrzaQ
1 1

@Crannberry: @singri: O kurde, rzeczywiście. Dzięki, teraz to nabiera sensu.

Odpowiedz
avatar wazka
2 2

A czemu dalas soba pomiatac? Tego jednego nie rozumiem. Czemu rzeczywiscie nie zadalas jej tych wszystkich pytan? Nie rozumiem, pluja na Ciebie i Twoje dziecko a Ty udajesz, ze deszcz pasa??

Odpowiedz
avatar Samoyed
1 3

Nie domagasz sie taryfy ulgowej, tylko oglaszasz, ze ma problem i nauczycielka ma odpuscic. To JEST taryfa ulgowa. A dziecko to widzi i dostaje jasny sygnal: Nie musisz, bo chora jestes i sie nie mecz. Sek w tym, ze jezeli sie nie bedzie meczyla, sytuacja sie nie poprawi.

Odpowiedz
avatar singri
-1 1

@Samoyed: Czytałeś historię? Dokładnie? Jest chora, ale to się leczy. Na czas leczenia wymagania takie, jak od innych dzieci, ale nic ponadto. i bez wmawiania mojemu dziecku, że się nie stara i jest leniwe...

Odpowiedz
avatar MamNaImieMaria
0 2

Mam to samo z moim dzieckiem. Nie słuchaj tych wszystkich przeciwników DYS. To jest problem ze wzrokiem, a nie jakieś muchy w nosie, bo nie chce się Tobie pracować. Masz 1,5 roku, żeby ogarnąć temat, bo od 4 klasy będzie trudniej. Pamietaj, że podręczniki dla klas 4-8 przygotowane są drobnym drukiem, często na błyszczącym (zanurzającym prawidłowe widzenie) papierze, z dużą ilością obrazków na stronie. Do tego dojdą obszerne lektury. Potrzebujesz na ten moment opinię z PPP o trudnościach w nauce ze względu na wadę wzroku. Koniecznie postaraj się, żeby przebadał ją tyflopedagog. Zanim dasz sobie wcisnąć, ze jesteś kolejną nawiedzoną matką, postaraj się, żeby przebadał też Twoje dziecko porządny terapeuta wzroku i ocenił fiksacje galek ocznych, widzenie funkcjonalne, widzenie głębi itd. To nie jest załatwianie opinii o DYS bo nie chcesz, żeby ktoś sprawdzał błędy Twojemu dziecku na egzaminie, tylko walka o jego wzrok i rozwój. Uwierz mi, ze niełatwa przed wami droga. Po przebadaniu w 4 klasie dostaniesz pewnie opinię o optodysleksji. Poczytaj o tym. O tym, że można mieć wadę wzroku np na poziome +4, ale widzieć zaledwie 10%. I szkła nie korygują niedowidzenia. Tak jest z moim dzieckiem. Słabo widzi, ale chodzi do zwykłej podstawówki. Ma powiększone podręczniki, siedzi odpowiednio, nikt nie sprawdza graficznej strony jej pisma, słucha lektur na audiobookach, ma (powinna mieć, bo nauczyciele mają to gdzieś), sprawdziany powiększone do 18. Ale ja się nie poddaje. Walczę o prawidłowy rozwój dziecka. Nie pozwalam szkole lekceważyć orzeczenia. Łatwo nie jest, ale to moje dziecko. I jego przyszłość. Ty musisz dbać o swoje. Nie słuchaj innych. Sama widzisz ile wkładasz pracy w dziecko, a ile z tego „wyjmujesz”. Gdybyś chciała dowiedzieć się czegoś więcej, to już poza stroną. Założyłam konto tylko na chwilę. Dla Ciebie. Bo wiem i rozumiem co przechodzisz.

Odpowiedz
avatar singri
0 0

@MamNaImieMaria: Masz PW.

Odpowiedz
avatar dayana
1 1

Skoro w klasie jest 5 dzieci to zgaduję, że to jakaś szkoła na wsi. Ujmując rzecz najkulturalniej jak tylko potrafię - w takich szkołach nie uczą dobrzy nauczyciele.

Odpowiedz
Udostępnij