Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Hej, to znowu ja (85821, 85871). Tym razem opowiem o ograniczaniu hobby…

Hej, to znowu ja (85821, 85871). Tym razem opowiem o ograniczaniu hobby i życia społecznego.

W dzieciństwie dostałam książkę, w której były różne eksperymenty dla dzieci do przeprowadzania w domu. Jakieś hodowanie kryształów, wulkany itd. Byłam tym zafascynowana. Cały entuzjazm ostudziła matka, zabraniając mi robić którykolwiek z tych eksperymentów nawet w ogrodzie, bo "SYF BĘDZIE, BRUDNA BĘDZIESZ, COŚ CI SIĘ STANIE, TO GŁUPIE, NIE RÓB" - oczywiście to wszystko (i podobne) krzyczała jakby w złości.

Podstawówka, nauczycielka kazała wyhodować w domu kryształy i przynieść na lekcję. Matka z wielką łaską mi pozwoliła, "pomogła mi" robiąc to w pośpiechu i niezgodnie z instrukcją, nie reagując na moje zdanie i nie pozwalając mi nic zrobić samej. Po czym kryształy nie do końca wyszły i powiedziała, że to głupie i po co pani każe takie coś robić. Podobnie było, gdy na lekcje przyrody mieliśmy wyhodować rzeżuchę.

Kiedyś z klasą pojechaliśmy na konie. Właściciel powiedział, że można zapisać się na lekcje jazdy konnej. Moi rodzice nie chcieli nawet o tym słyszeć, bo "drogo" (pieniędzy mieliśmy dużo). Jak okazało się, że pieniądze nie są problemem, bo można pomagać przy pracy z końmi zamiast płacić - matka krzyczała na mnie, że nie będę się w jakichś koniach babrać, a poza tym nie będą mnie specjalnie wozić (5-10km...) i koniec tematu.

Podobne akcje działy się gdy chciałam chodzić na basen, na karate, na dodatkowe zajęcia z angielskiego, itd, no cokolwiek.

Moim marzeniem zawsze była perkusja. "Nie ma miejsca i drogie". To gitara elektryczna - mogę uzbierać kasę pracując w sadzie, miejsce mam w pokoju. "Nie, bo będzie hałas". Okej... Na szczęście po wielu próbach udało się ich przekonać, to była jedyna rzecz, która się udała (miałam już 16 lat). Ale jeszcze bardzo długo mi to utrudniali.

Później zainteresowałam się rzeczami, które można robić na komputerze bez wydawania pieniędzy i wychodzenia z domu - tu jakaś grafika, komponowanie muzyki, programowanie, próbowałam różnych rzeczy. No to wjechały ograniczenia na komputer.

Znajomi - zawsze były pytania o średnią ocen i jeśli była niższa od mojej, to nie pozwalano mi się z tą osobą zadawać. Miałam drugą najwyższą średnią w klasie, więc praktycznie każdy stanowił problem...
Zadawałam się z resztą ludzi po kryjomu, jednak było to uciążliwe. Później już otwarcie olałam tę zasadę, przez co musiałam znosić krzyki, jednak ostatecznie matka ogarnęła się w tej jednej kwestii.

Pewnego razu na wywiadówce nasłuchała się, jaki to Artur jest zły i pali papierosy. Krzyki, zakaz znajomości, bo jeszcze da mi papierosa i co wtedy. "ALE NIE ZADAJESZ SIĘ Z NIM, PRAWDA? JA SIĘ DOWIEM JAK SIĘ BĘDZIESZ Z NIM BAWIĆ".

Tych sytuacji było od cholery więcej, jednak nie starczy mi znaków.

To jakaś chora potrzeba kontroli wszystkiego?

rodzina

by erisengles
Dodaj nowy komentarz
avatar Raveneks
32 38

Możecie powiedzieć, że mam mroczne spojrzenie na świat. Czasami, kiedy słyszę "dzieci się tak szybko wyprowadziły i prawie wcale mnie nie odwiedzają", zastanawiam się jaka jest druga strona medalu.

Odpowiedz
avatar glan
16 20

@Raveneks: Racja. Ciekawe co by taka matka powiedziała na "nie krzycz na mnie bo na starość oddam Cię do domu opieki, nie będę odwiedzać i umrzesz samotnie".

Odpowiedz
avatar Raveneks
12 16

@glan: Na starość? Znam przypadki, że człowiek skończył 18 lat, wyjechał na studia i tyle go widzieli.

Odpowiedz
avatar irulax
22 24

Przerażające. Tyle nerwów, tyle zmarnowanego potencjału kiedy dziecko ma największe możliwości intelektualne...

Odpowiedz
avatar livanir
26 26

@Lobo86: Albo w drugą stronę. Chciał mieć jakąś pasje, matka zakazywała tego, tego, tego, to szukał innej sfery. Chciał coś robić, bo nie umiał siedzieć w miejscu. To nie tak, ze mamy słomiany zapał, tylko jak w jednym nam nie wyjdzie(bo mamusia zakazała) to szukamy innego sposobu by pobyć z ludźmi. Gdy w końcu matka mi na coś pozwoliła(szachy) to chodziłam tam 3 lata... ale potem i tak zabroniła, bo w mieście było morderstwo, więc nie mogę 1km. wracać do domu przy ruchliwej ulicy o 20 w zimie. A potem od nowa wymyślanie ważnych powodów (ten trener piłki nożnej dla dziewcząt juniorów to na pewno pedofil, bo mam 26 lat i 18 letnią dziewczynę). Ja też musiałam pytać. Nawet czy mogę wziać szynkę

Odpowiedz
avatar Balbina
2 14

@Lobo86: Coś w tym musi być. Ja kiedyś mojej matce(a była bardzo toksyczną osobą ale i postępową jak na lata 70-80)zadałam pytanie. Czemu ja nie umiem tego i owego.Czemu inni a ja nie. I usłyszałam że, owszem byłam zapisywana na różne zajęcia ale mi się albo nie podobały albo nudziły czego jako już będąc nastolatką nie pamiętałam. -lekcje gry na fortepianie-nie będę brzdąkała. -lekcje niemieckiego-nie będę szprechała -harcerstwo- nie będę sprzątała harcówki -pływanie-topię się więc nie będę próbowała. Taki słomiany zapał.Jedynie dłużej zajęły mi zajęcia z malunku w MDK bo lubiłam rysować i malować i dobrze mi to wychodziło. Ale już nie myślałam żeby pójść do plastyka no bo to trzeba było mieć swoje prace. Na konie zapisałam się będąc już pełnoletnią.Niestety wyobrażenia mnie jako pędzącą z rozwianymi włosami zderzyły się z rzeczywistością jaką było czyszczenie koni przed i po oraz sprzątanie stajni. I się skończyło rumakowanie. Jestem typową bliżniaczką co łapie kilka srok za ogon ale żadnej nie może utrzymać.

Odpowiedz
avatar Raveneks
14 18

@Lobo86: Gdzie był tata? No nie byłby pierwszym facetem który gdzieś tam był, nawet zapewniał pieniądze ale nie brał dużego udziału w wychowaniu.

Odpowiedz
avatar Shi
16 18

@Lobo86: wiesz, wiele rzeczy trzeba spróbować by się dowiedzieć czy będzie się je lubić. Np. Nigdy nie będąc na żadnych zajęciach tanecznych nie będę wiedzieć czy mi się to spodoba. Niby wysiłku fizycznego nie lubię, ale na "tańce" chodziłam kilka lat. Do dzisiaj nie wiem czy bym chciała jeździć konno, bo przejechanie się parę razy na koniu gdy w podstawówce były wycieczki na stadninę (20 osób, więc kazdy mógł pojeździć góra 4 minuty...) to nic w porównaniu z nauką jazdy. Do dzisiaj nie wiem czy warto jechać zimą w góry, bo nigdy nie jeździłam na nartach ani na snowboardzie (rodzice nie puszczali mnie na wyjazdy ze szkoły bo... nie mam nart i nie umiem na nich jeździć :') ). Wstydu sobie narobiłam gdy wyjechalam z innymi nad morze i mi się nie spodobało. Wszyscy byli zdziwieni "czemu pojechałam nad morze skoro piasek mi przeszkadza" (nie narzekałam, po prostu już drugiego dnia wolałam zostać przed domkiem i czytać książki, ale innym to przeszkadzało "bon jak to tak byc nad morzem i nie pójść na plażę")... cóż, nawet będąc na studiach nie wiedziałam czy piasek będzie mi przeszkadzać, bo miałam z nim do czynienia tylko w piaskownicy w przedszkolu. Na żadne kolonie rodzice mnie nigdy nie posylali "bo nie będą po mnie przyjeżdżać jak mi się nie spodoba" (zupełnie nie brali pod uwagę tego, że w sanatorium mi się za cholerę nie podobało, a rozmawialam z nimi tyle, co raz czy dwa przyjechali i nic nie narzekalam. To moja siostra odwalała histerie). Gadanie że dziecko ma "słomiany zapał" to dobra wymówka dla rodziców. Nie da się stwierdzić czy coś się lubi czy nie jeśli się tego nie spróbuje, szczególnie że często wyobrażenia mocno rozmijają się z rzeczywistością. I to jeszcze częściej u dzieci, które świat widzą trochę inaczej. Narzekanie, że zapisało się dziecko na jakieś zajęcia, na które chciało, a to po kilku zajęciach już nie chce, jest debilne. Przecież dopiero po kilku zajęciach można powiedzieć czy ich przedmiot to coś, co się lubi... szczególnie gdy mówimy o dziecku, które dopiero poznaje świat, ale też i dopiero poznaje siebie.

Odpowiedz
avatar Balbina
9 9

@Shi: Ja już będąc mądrzejsza i będąc matką swojej córce oferowałam różne formy spędzania czasu i dodatkowej nauki.Ale córka jest podobna do mnie i też ma słomiany zapał do wielu rzeczy. Ja tego nie negowałam tylko spokojnie przechodziłam przez jej różne etapy zainteresowań nawet takich na chwile. -rok w szkole muzycznej(takiej sobotniej) -taniec i śpiew w MDK -karate,zajęcia rycerskie Kolonie jak była mała i obozy tenisowe,rowerowe,karate,narciarskie,językowe. Bo może coś jej podpasuje.Pamiętam że zapożyczyłam się żeby ją wysłać na obóz narciarski bo trzeba było kupić cały sprzęt i ciuchy. I to był strzał w dziesiątkę bo to jej się spodobało i do dziś jeżdzi. Za"moich czasów" to był sport ekskluzywny i ludzie nie mieli pieniędzy na takie fanaberie.Tylko jeden kolega mający ojca Niemca miał i jeżdził na nartach.

Odpowiedz
avatar Ohboy
9 11

@Balbina: Czyli to nie był słomiany zapał, tylko poszukiwanie tego, co jej się spodoba, skoro jak już znalazła swojego konika, to do dzisiaj się go trzyma. Nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz i tyle.

Odpowiedz
avatar erisengles
6 8

@Lobo86: Skakałam po wszystkim, bo interesowały (i dalej interesują) mnie różne rzeczy. Poza tym skoro w jednym obszarze mi czegoś zabraniano, to szukałam w innym. Szukałam już po prostu CZEGOŚ co mogę robić bez ciągłego gadania że głupie, bez sensu, nie mogę, nie będą mnie wozić itd. Miałam też okres interesowania się rysunkiem i było ok, dopóki wystarczył mi byle jaki ołówek i kartka. Ale jak moje umiejętności już wzrosły i potrzebowałam nieco lepszych narzędzi (np. ołówki różnej grubości i miękkości), to już był mega problem, że trzeba wydać parę złotych na moje "fanaberie". "PO CO CI, PRZECIEŻ MASZ OŁÓWEK, JUŻ SE NIE WYMYŚLAJ"... Ołówki później udało mi się zdobyć, ale niesmak przez takie ich podejście pozostał. Tak było zawsze jak do mojego hobby było potrzebne coś, czego nie mam. Coś trzeba kupić (nawet za parę złotych) albo gdzieś ze mną pójść. Często z rozwijaniem jakiegoś skilla jest tak, że dochodzisz do takiego momentu rozwoju, że potrzebujesz lepszych narzędzi. Czy to malarstwo czy fotografia, czy muzyka. Większość zaczyna od gównianego sprzętu, a potem idzie w coraz lepszy, bo ten słaby już nie spełnia coraz większych potrzeb idących z rozwojem. I to był zawsze ten hamulec. Nie mogłam się rozwinąć tak bardzo jak bym chciała i potem przez zastój zaczynałam szukać czegoś innego, bo ja potrzebuję iść do przodu. Najczęściej jednak ten "zastój" był już na samym starcie, bo nawet nie pozwalano mi zacząć. Obecnie jedyne co nadal robię ze starych zainteresowań to programowanie - tu nie musiałam wydawać pieniędzy, ale ograniczenia na komputer mocno utrudniały sprawę i nie mogłam się uczyć tak szybko, jak bym chciała. Ale obecnie pracuję już w tym zawodzie. Kolejne to fotografia - po znalezieniu pierwszej pracy kupiłam w końcu porządny aparat (to chyba jedyne moje zainteresowanie, które faktycznie jest drogie, więc tutaj mogę ich zrozumieć). Pozostałe czasem ruszam, ale obecnie ze względu na kolejne studia i pracę to niezbyt mam na to czas. Ale zdarzało mi się jeszcze dłubać przy elektronice lub czytać naukowe książki na interesujące mnie tematy, do których kiedyś mocno ograniczano mi dostęp (książki/czasopisma nie bo kosztują, internet ograniczony). Często się zastanawiam na jakim etapie byłabym teraz, gdyby mi tak wszystkiego nie blokowano i utrudniano. Co bym umiała, co bym osiągnęła. U ciebie nikt nie pytał czy może np hodować kryształy, bo to było raczej oczywiste że mogą, bo czemu nie? Ja nie miałam za bardzo jak robić coś bez pytania, bo matka mnie strasznie kontrolowała. Jak tylko udawało mi się coś robić po kryjomu to to robiłam, ale to nie było takie łatwe kiedy kontrolowano każde moje wyjście i trzepano mi pokój regularnie. Poza tym dawało to dużo stresu, że jak matka się dowie, to będzie źle, co też mnie hamowało przed robieniem czegoś w ukryciu. @Raveneks: Dobre pytanie o tatę - niby był, zarabiał, ale w sumie się za dużo nie udzielał. Dawał tylko rozkazy i lanie, a jak coś chciałam, to miałam pytać mamy. Bo jak nie daj Boże on się na coś zgodzi, a matka nie, to matka zamykała się w sypialni i nie odzywała się do niego cały dzień, uprzednio oskarżając go, że "czemu jesteś po jej stronie a nie po mojej". Rozumiem że mógł być zmanipulowany przez nią i stąd taki brak reakcji (reagował tylko jak matka zaczęła mi czytać smsy w nocy ot tak po prostu i ofc też się na niego obraziła). No później, jak byłam starsza, to zaczął trochę odwalać - krzyki, groźby itd bo wzięłam prysznic o 16, a przecież to nie jest godzina do mycia się (???), albo nie byłam głodna o 15, za to zrobiłam się głodna o 18, więc "jestem jakaś psychiczna", tu jest naprawdę w sumie cała masa rzeczy do opowiadania.

Odpowiedz
avatar Shi
4 4

@Balbina: bardzo dobrze, że dałaś córce możliwość rozwoju i poznawania świata. Chociaż jej zniechęcenia się nie nazwałbym "słomianym zapałem" (Ohboy już wyjaśnił/a czemu). Przyznam, że się zdziwiłam, iż musiałaś kupować narty, strój i wszystko. Ale pewnie dlatego, że to był obóz. Za 'moich czasów' to też był sport ekskluzywny, ale były już wypożyczalnie. Dzieciaki jeździły tam normalnie ubrane, jak na zabawę w śniegu, i nikt swoich nart nie miał.

Odpowiedz
avatar Balbina
1 3

@Ohboy: Tak ale nie wszystkich stać na skakanie dziecka od jednej pasji do drugiej.Karate-strój plus zapłata za zajęcia i wożenie. MDK był na szczęście blisko.Szkoła muzyczna wożenie i czekanie na odbiór.Pół soboty zajęte. Obozy-trzeba wyposażyć w sprzęt. Zajęcia rycerskie-odpowiednia szata,miecz i kij do walki(taki od szczotki się nie nadawał) Na obóz językowy w UK poszło tyle kasy że my już nigdzie nie pojechaliśmy. I dodaj do tego potrzebę mienia samochodu żeby wozić dziecko na zajęcia. Więc czasami nie dziwię się że rodzice mają dość skakania dziecka od "pasji do pasji" i traktują to jako słomiany zapał.

Odpowiedz
avatar livanir
4 4

@Balbina: Musiałaś trafić na dziwnego trenera, bo czy ćwiczyłam Judo, czy piłkę czy teraz kendo- wszędzie przez pierwsze miesiące wystarczał zwykły strój sportowy. Na jakieś zawody zawsze było pare strojów klubowych. Nie musi też od razu profesjonalnie trenować, tak by kupować cały sprzęt. Mam znajomego, co już 4 miesiąc ćwiczy Kendo w zwykłym stroju sportowym. Na obóz językowy nie trzeba było zaraz wysyłać do UK, by sprawdziła czy kultura jej się spodoba i język. Np. w Polsce są organizowane obozy Japońskiego, gdzie wiele z kultury maja zachowane. Może wszyscy do okoła nie mówią w tym języku, ale na początek wystarczy. Zachcianki dziecka na prawdę można spełniać z głową. Jedyne z czym się zgodzę, to dowożenie może być upierdliwe.

Odpowiedz
avatar Ohboy
2 2

@Balbina: Oczywiście, ale jest różnica między rzeczywistym brakiem możliwości, a brakiem wsparcia i wmawianiem dziecku, że się do tego nie nadaje. W większych miastach jest sporo darmowych rzeczy dla dzieciaków, ale czasami nawet na to rodzice się nie zgadzają, bo nie chce im się dziecka wozić.

Odpowiedz
avatar Balbina
1 3

@livanir: Trenowała sporo czasu i w pewnym momencie już ten strój był wymagany.Obozy językowe w Polsce to było wyrzucanie pieniędzy w błoto bo nic się nie różniły od lekcji w szkole. Wyjazd do UK spowodował że przełamała się i zaczęła swobodnie rozmawiać.Mieszkać u angielskiej rodziny, mieć za współlokatorkę Hiszpankę i musieć samodzielnie dojechać na uczelnię to trochę inaczej niż kurs językowy na obozie w Polsce. I to akurat nie była jej zachcianka to była moja decyzja. Co do kosztów np takiego obozu wędrownego dla syna Plecak ze stelażem(nie mam więc trzeba kupić,przyda się na póżniej) Obowiązkowo pałatka,menażki,odpowiednie naczynie na picie. Namiot mały(udało się pożyczyć) A i buty odpowiednie coby sobie stópek nie poobcierał.I uzbierała się całkiem duża dodatkowa sumka. -mamo-ale ja chcę jechać,proszę,ja będę jeżdził tak co roku. Więc to będę miał na drugi rok.I co? jajco. Cały sprzęt leży na strychu bo to mu jednak ta forma spędzania wakacji nie pasuje.

Odpowiedz
avatar livanir
2 4

@Balbina: To wszystko są akurat rzeczy, które łatwo można odpsrzedać i odzyskać nawet blisko połowę kasy. Poza tym, dziecko nie rzuca się od razu na głęboką wodę! Chce chodzić po górach? Pierw można pojechać na kilka rodzinnych wycieczek. Akurat z górami też miałam(już jako dorosła). Zamiast od razu jechać na obóz surwiwalowy, poszłam pierw na 2 biwaki w góry niedaleko ludzkich siedzib- przeszło mi. Na prawdę można do wszystkiego podejść z głową. Jak opowiadasz to brzmi jakby córka chciała jazdę konną, to zamiast wykupić pare lekcji, od razu chciałaś jej kupować konia. Jeśli trenowała sporo czasu, to co złego w kupieniu stroju- mówimy tu o zachciankach dzieci, gdzie pójdą 3 miesiące max i im się odechce.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-4 6

@livanir: nie, to tak nie działa. W sensie jak lubisz schabowe, a ogólnie to wieprzowinę, to nie zapałasz miłością do sushi. Jak kręci cię muzyka, to szukasz instrumentów: słuchania, czy grania. Jak ktoś skacze od koni, przez muzykę do karate, basenu i grom cie wie czego jeszcze, to dla mnie jest to słomiany zapał. Tak - ja też musiałem pytać. Ale jak każde dziecko - kombinowałem lub stosowałem masę wybiegów, aby jednak swoje uzyskać. @Shi: no, ale sama użyłaś pewnego klucza - NIE WIEDZIAŁAŚ, bo nie próbowałaś. Bohaterka nie próbowała, a już pałała wielką miłością. To jest ta różnica świadcząca o słomianym zapale. Spełnianie każdej dziecięcej zachcianki nie prowadzić do niczego. @erisengles: "Skakałam po wszystkim, bo interesowały (i dalej interesują) mnie różne rzeczy." To jest właśnie definicja słomianego zapału. Jak uważasz, że w ciągu paru miesięcy zabawy twój skill wzrósł tak, że potrzeba specjalnego sprzętu, to wybacz, ale to są banialuki. Ołówki za kilka zł to może sobie każdy kupić sam. Pracować można legalnie od 15 roku życia. PS. To są zwykłe, szkolne świecówki: https://zapodaj.net/8db765fb94d98.png.html

Odpowiedz
avatar Balbina
0 2

@Lobo86: Pieniądze do zaspokojenia"zachcianek" i kolejnych pasji potomka nie biorą się z powietrza. Niestety dzieci nie mają takiej wiedzy i obarczają rodziców że nie pozwalają im się realizować. Przyjdzie czas że sami staną się rodzicami i mając wybór czy zapłacić za czynsz i inne potrzebne rzeczy a np jazdę konną dziecka ciekawa jestem co wybiorą. Pamięć jest krótka i wybiórcza.

Odpowiedz
avatar erisengles
1 3

@Lobo86: Ja lubiłam schabowe, kurczaka, klasyczne jedzenie. Spróbowałam sushi i również polubiłam. Nie widzę sprzeczności. Skoro rodzice nie pozwolili mi jednego, to musiałam spróbować czegoś innego. Miałam nie zajmować się już w życiu niczym? >Bohaterka nie próbowała, a już pałała wielką miłością. Gdzie tak napisałam? Nie pałałam miłością do koni, karate, itd. Chciałam tego spróbować ponieważ była okazja, a mi nawet nie dano. Były rzeczy, które udało mi się spróbować i je polubiłam, ale później, po np 2 latach następował zastój, nie mogłam się rozwijać w tempie w jakim chciałam lub wcale (np te ograniczenia na komputer) + zdążyłam się nasłuchać tony demotywującego i zniechęcającego gadania rodziców. To też ma wpływ. Wiem, że ołówki kosztują parę złotych. Dlatego to tym bardziej absurd, że tych kilku złotych rodzice mi żałowali, a pieniądze zawsze były np na chodzenie do kosmetyczki, fryzjera i solarium co najmniej raz w tygodniu przez matkę, na ciągle kupowanie nowych ubrań, które raz się ubierze, na kino domowe, itd. żałowali tylko swoim dzieciom, nie sobie. Pracować można od 15 lat, wiem, bo zarobiłam sobie wtedy na gitarę elektryczną. No ale w wieku 11 lat nie można, więc nic zrobić wtedy nie mogłam. A ołówki różnej grubości i miękkości to nie "specjalny sprzęt", zwłaszcza że na początek chciałam konkretnie dwa. Do kupienia w każdym papierniczym za grosze. Więc nie wiem skąd Twój wniosek, że chciałam nie wiadomo co i mam nie wiadomo jak duży skill. I, jak mówię, ołówki ostatecznie zdobyłam. Chodzi o sam fakt jakie problemy mi robiono, gdy chciałam/potrzebowałam cokolwiek i że było to bardzo demotywujące, zniechęcno mnie do wszystkiego.

Odpowiedz
avatar Ohboy
0 2

@erisengles: Swoją drogą pracować może i można, ale mi np. w życiu by rodzice nie pozwolili na "normalną" pracę. Pomagałam w znajomym sklepie z ciuchami, ale to wszystko było nieoficjalnie i tylko raz w tygodniu, bo miałam skupić się na nauce.

Odpowiedz
avatar Malaslub
0 0

@Shi W pełni się z tobą zgadzam. Dopowiem jeszcze że to co nie podobało ci się w wieku 10 lat możesz pokochać jak będziesz miała 20 albo 30 lat.

Odpowiedz
avatar 3836
26 28

-Tato, chce iść do technikum xyz - nie, masz iść do liceum, zdobyć zdobyć wykształcenie, nie będziesz jak jakiś debil na praktyki chodzić, może jeszcze siekiere i młotek sobie weź. 3lata później wybior studiów - chce iść na abc. W żadnym wypadku masz iść na tgh( kontynuacja xyz) bo inaczej Ci się co czesnego nie dołoże. 4lata później jako jedna z nielicznych muszę zrobić praktyki przed inzynierka. - było iść do technikum to i zawód byś miała, i praktyki zrobione. Już byś z zawodzie siedziała A nie od zera. . . . .

Odpowiedz
avatar Bryanka
11 13

Moja mama za to ucinała wszystko w momencie gdy chciałam wziąć udział w jakimś konkursie bądź zawodach. A robiłam sporo rzeczy od bardzo młodego wieku, "bo to było modne". Z jazdą konną udało się tylko dlatego, że mój pierwszy trener sportowy uparcie zapraszał moją matkę na moje treningi i kładł jej w głowę, że warto iść w tym kierunku. Jednak później musiałam walczyć o to, żeby treningi kontynuować. Oczywiście matka nie przyznaje się nikomu, że pracuję z końmi, bo to wstyd.

Odpowiedz
avatar Felina
8 8

Bryanka, brawa dla pierwszego trenera! Dla Ciebie też za wytrwałość. Może zaważyło to, że jakiś dorosły poparł Twoją pasję, a tak to by była tylko głupia dziecięca fanaberia.

Odpowiedz
avatar Bryanka
8 8

@Felina: Jestem mu wdzięczna do tej pory. Niedawno odnowiłam z nim kontakt. W dalszym ciągu według niej jest to "głupia dziecięca fanaberia" :D

Odpowiedz
avatar Meliana
12 12

A jak później sobie życie ułożyłaś? Wyprowadziłaś się, masz swoje życie, czy nadal pod ich kontrolą? Wróciłaś do któregoś z tych pomysłów, już jako osoba dorosła, czy przestało Cię to w ogóle interesować? Jaki masz kontakt z rodzicami? Ciekawi mnie to, bo sama miałam "krótką smycz" (no, nie aż tak jak Ty), znam też kilka podobnie traktowanych osób i niektórym to naprawdę życie złamało.

Odpowiedz
avatar Bryanka
6 6

@Meliana: Ja się podłączę do pytania, w sumie do was obu - czy wraca to wszystko do was w dorosłym życiu np. w formie nerwicy? Do mnie wróciło wszystko mniej więcej rok temu i to najczęściej w nocy pod postacią koszmarów i palpitacji serca.

Odpowiedz
avatar Raveneks
5 5

@Bryanka: Też byłbym ciekawy, chociaż z tego co sam wiem to jest niemal pewne, że wróci albo już wróciło.

Odpowiedz
avatar livanir
7 7

@Bryanka: Ja mam do teraz w głowie tylko "Chodzę tu już 5 miesięcy, uwielbiam to, zawsze idę z uśmiechem, ale pewnie mi się odechce i za 4 miesiace nie będę już chodzić". Podobnie myślałam na pierwszych zajęciach. Takie mam pierwsze myśli i muszę często z nimi walczyć "po co iść na trening, i tak zaraz mi się odechce i tylko stracę czas"(wiem, głupota, bo wysiłlek fizyczny jest dobry i tak). Czyli w skrócie- boje się zaangażować. Czy to hobby, pasję, nawet znajomość(jak przedstawiałam przyjaciół czy szłam im pomagać to często słyszałam "i tak zaraz o nich zapomnisz, jeszcze ci się nie znudzili?")

Odpowiedz
avatar Bryanka
6 6

@livanir: Słyszałam często, że trener mnie chwali, bo musi, a tak na serio to chce kasę wyciągnąć. Przez to miałam problem gdy ktoś mówił, że dobrze coś robię. Nie ufam specjalnie ludziom. Walczę też z potrzebą bycia idealnym człowiekiem. W młodych latach, gdy udało mi się wystartować w zawodach, ale nie uzyskałam miejsca na podium, to słyszałam, że się nie nadaję. To wraca lawiną teraz, z matką nie dało rady tego przegadać, bo części się wyparła, a resztę zwaliła na ojczyma.

Odpowiedz
avatar Meliana
4 4

@Bryanka: @Raveneks: Moja "smycz" wyglądała nieco inaczej - mnie nikt tak otwarcie nie gnoił, ale cała rodzina była bardzo nadopiekuńcza, momentami uprawiała wręcz coś, co dzisiaj nazywa się "helikopterowym rodzicielstwem". Pilnowano, bym nigdy się nie przemęczyła, nie poniosła konsekwencji, żebym nie musiała się mierzyć z jakimikolwiek trudnościami, poza przykładaniem się do nauki, nie miałam żadnych obowiązków. Niestety, poza wychodzeniem do szkoły, praktycznie niczego nie było mi wolno. Żadnych wyjść, wyjazdów, nocowania u koleżanek (bo jeszcze coś mi się stanie), żadnych zajęć dodatkowych (bo się przemęczę), nawet na zieloną szkołę nie pojechałam (bo nie dam sobie rady). Czy to na mnie wpłynęło? No raczej. Zderzenie z dorosłością przypominało spotkanie wróbelka z TGV. Bolało. Ale wyciągnęłam wnioski, nadrobiłam braki i żyję normalnie. Kontakty z rodzicami również mam zupełnie normalne, zaznaczyłam swoje terytorium i ich biadolenie puszczam mimo uszu. Z resztą, zdarza się ono coraz rzadziej, bo potrafię dosadnie powiedzieć, co o tym myślę. Czy to do mnie wróciło? Nie powiedziałabym. Fakt, było mi trudno (nawet bardzo) przez parę lat, ale nie nazwałabym tego ani nerwicą, ani depresją, ani niczym takim. Dlatego też jestem ciekawa, jak przepracowują to inni.

Odpowiedz
avatar erisengles
4 4

@Meliana: Wyprowadziłam się. Nie przestałam programować (mimo ograniczeń na komputer, robiłam to po prostu dużo rzadziej niż bym chciała) i obecnie pracuję w zawodzie. Do pozostałych hobby raczej nie wracałam, obecnie też przez studia i pracę nie mam na to tyle czasu. Czasem sobie podłubię w elektronice albo pobawię się aparatem (który w końcu mogłam sobie kupić). Zostało mi zainteresowanie nauką, ale je rozwijam głównie przez czytanie książek i artykułów na interesujące mnie tematy - nie mam już tutaj ograniczeń jak dawniej. Kontakt z rodzicami - w sumie to go nie mam. Po wyprowadzce usilnie próbowali wyłudzić mój adres "bo co jak się zatniesz w toalecie i nie będziemy wiedzieli gdzie pojechać żeby cie uwolnić" XD to był hit, zwłaszcza że wyniosłam się do innego miasta. Po prostu chcieli mieć adres, żeby mnie nachodzić i w dalszym ciągu kontrolować jak robili to w domu (matka trzepała mi pokój tak długo jak tam mieszkałam). Później matka pisała regularnie "co tam" a jak tylko jej odpisałam, to było "a adres nam podasz w końcu?". Później zaczęli mnie usilnie zapraszać. Najpierw wykręcałam się projektami na studiach, co w sumie było prawdą, ale w końcu napisałam (kulturalnie), że w ich towarzystwie zawsze czułam się źle i dlatego niezbyt jestem przekonana co do propozycji odwiedzin. I co na to oni? Ojciec olał wiadomość, a matka napisała "aha". I tyle. Raczej ludzie w takich sytuacjach chcą się dowiedzieć co było źle, ale nie oni. Ich zresztą nigdy moje emocje nie interesowały, dosłownie nigdy, a wręcz zakazywali mi tych negatywnych (ochrzaniali jak płakałam albo miałam jakiś problem, musiałam wszystkie ukrywać i rozwiązywać w tajemnicy). Po paru dniach matka, jakby zapomniała ostatnią rozmowę - "hej :) co tam? :)" @Bryanka: Niestety wpływa i wraca. To co dotychczas napisałam tutaj w moich 3 wpisach to baaardzo mała część tego, co się działo. W domu rodzinnym żyłam prawie ciągle w lęku i stresie, musiałam ukrywać emocje i problemy, uważać by nie być oskarżona o coś co matka sama sobie wymyśli, słuchać victim blamingu jak już matka się przypadkiem dowie, że ktoś mi coś zrobił, itd itp. Być może napiszę więcej w wolnym czasie, ale jest tego tak dużo, że muszę bardziej pomyśleć co napisać następne i jak to w miarę streścić. Nie chce też przynudzać, dlatego staram się to jakoś sensownie wybrać i złożyć. W każdym razie życie w takich warunkach przez tyle lat wpływa na człowieka. Miałam swego czasu przez to wszyst ko sporo problemów hm, społecznych, z samooceną, z relacjami, czasem koszmary czy flashbaki, stany lękowe, w wieku 16 lat przechodziłam coś w stylu depresji i chciałam się zabić (nie chcę się sama diagnozować, ale mniej więcej tak to wyglądało) - ale tu się nałożyło też parę zewnętrznych przykrych zdarzeń, które na domiar złego musiałam ukrywać (jak i cały mój stan psychiczny) jeszcze przed rodziną, więc byłam prawie bez wsparcia. Większość już na szczęście w miarę rozwiązana, ale nie było łatwo. Najbardziej piekielne tu jest chyba to, że na zewnątrz każdy miał nas za normalną rodzinę, bo przy gościach to oni zawsze byli normalni, mili itd. Chyba wyszło trochę chaotycznie, pewnie wspomnę coś kiedyś przy kolejnych wpisach. Tym razem mniej chaotycznie :P

Odpowiedz
avatar Shi
5 5

@Meliana: ja już jako nastolatka zaczęłam rodzicom stawiać jasne granice i robić co chcę mając gdzieś ich gadanie. "Nie pozwolicie mi wyjść? To i tak sama pójdę. Różnica będzie taka, że nie wezmę telefonu, więc do mojego powrotu nie będziecie wiedzieć czy żyję". Miałam na to odwagę, bo dorwałam się w końcu do całej wiedzy świata i mogłam zagrozić, że pójdę na policję jeśli mnie uderzą. Nie mogli mnie też straszyć domem dziecka, bo wiedziałam, że jeśli mnie im zabiorą to będą szukać mi kogoś z dalszej rodziny, kto się mną zajmie. W końcu to jedna gęba mniej na utrzymaniu państwa. Jednak podcinanie skrzydeł, awantury o "zbity kubek", obwinianie mnie za całe zło świata czy ignorowanie moich potrzeb psychicznych i pogarszajacego się stanu zdrowia mocno się odbiło na całym moim życiu. Nie raz nie chciałam nawet podejmować prób czegokolwiek, bo jeśli nie będę najlepsza to znaczy że będę najgorsza, gownem i zerem. Nawet na studiach potrafiłam się połakać gdy coś mi nie szło (tak mi się to wrylo w psychikę). Jeszcze zaledwie kilka lat temu miałam myśli samobójcze, bo coś mi tam nie wychodziło (teraz wiem, że musiałabym być geniuszem by mi wyszło i nie ma niczego złego w niebyciu nim). Potrafiłam wpaść w histerię, bo stluklam szklankę. Bałam się, że mój partner zrobi mi o to awanturę, tak jak ojciec (znałam tylko jeden rodzaj reakcji... moich rodziców). Przyznam, że temu człowiekowi wiele zawdzięczam - pokazał mi czym jest normalna miłość i jak normalni ludzie reagują w różnych sytuacjach. Dzięki niemu nie czuję potrzeby bycia najlepszą we wszystkim, nie przejmuję się błędami czy porażkami. Zaczęłam się traktować jak człowieka (od zawsze wiedziałam że błądzić jest rzeczą ludzką, ale wobec siebie nie potrafiłam być tak wyrozumiała jak wobec innych). Jednak zachowanie moich rodziców odbija się na mnie do dzisiaj. Szczególnie gdy chodzi o zdrowie fizyczne. Jednak, gdy mam gorsze dni, to nadal miewam myśli w stylu "po co marnujesz tlen, i tak niczego nie osiągniesz, lepiej by było gdybyś nigdy się nie urodziła, nic dobrego cię w życiu nie czeka, nigdy nie będziesz szczęśliwa, jesteś nieudacznikiem" etc. Najbardziej wychowanie moich rodziców odbiło się na moim życiu w obszarze posiadania własnego potomstwa. Panicznie boję się mieć własne dzieci, boję się że też je skrzywdzę. Najprawdopodobniej nigdy nie podejmę się nawet adopcji, bo psychika obcej osoby, szczególnie dziecka, szczególnie takiego za które wzięłam odpowiedzialność to nie jest coś na czym można sprawdzać czy się podoła. Przez choroby też, zwyczajnie, nie stać mnie na dziecko oraz szanse na zajście i donoszenie ciąży, szczególnie zdrowej, mam prawie zerowe już w tym wieku (a jeszcze młoda jestem). Z matką kontakt mam już dobry. W większości czasu naprawdę dobry. Niestety potrzeba było obudzić w niej strach przed realną stratą dziecka by otworzyła oczy. Cóż, bunt wieku nastoletniego, wychodzenie z domu po nocy, a na końcu próby samobójcze okazały się dobrym sposobem na to (chociaż nie taki był cel mojego zachowania). Śmieszy mnie to, że ojciec cały czas twierdzi, że jestem wygodnickim leniem. Mimo, że podejmując pierwszą pracę byłam młodsza niż on. I mimo że mogłam spać w garażu albo na ławce na dworze jeśli się wymknelam nocą, a on "w ramach nauczki" zostawial klucze wetknięte w zamki od środka. Chyba do dzisiaj myśli że to mogła być dla mnie jakaś kara. W końcu, jeśli by mi zależało na powrocie do domu to oczywiste że nie uzylabym dzwonku do drzwi ani nie wydzwaniała na ich komórki czy domowy ;) ktoś, komu zależy by go wpuszczono do domu, takich rzeczy przecież nie robi, to oczywiste. Przyznam że z żadnym psychologiem nie udało mi się "przepracować" kwestii mojego ojca. Próbowałam różnych terapii, terapeutów, ale żaden nie potrafił mi pomóc. Jedyne co pomogło to zamieszkanie z kimś, kto mnie pokochał i świadomie podjął się zadania przywrócenia mi wiary w mężczyzn i siebie. Patrząc z perspektywy tych kilku lat to wykonał kawał dobrej roboty.

Odpowiedz
avatar Meliana
5 5

@Shi: W tym sensie to faktycznie, jak najbardziej się to odbija. Na szeroko rozumianym życiu społecznym - kiedy potrzebowałam kręgu rówieśniczego, nie mogłam w nim uczestniczyć, teraz kiedy mogę, nie czuję potrzeby. Życzenia (jakiekolwiek) składa mi rodzina, z którą mieszkam, kuzynka i 3 najbliższych znajomych. Na mojej samodyscyplinie (a raczej jej braku), bo skoro zawsze wszystko robiło się samo, to do dzisiaj, jeśli nie podejmę świadomego wysiłku, żeby się za coś zabrać, to odkładam wszystko na później, bo a nuż jednak samo się zrobi... Systematyczność, konsekwencja i pokrewne leżą i kwiczą - znaczy już nie, dzieci mnie bardzo wiele nauczyły. Łatwo się zniechęcam i jak tylko coś nie idzie super-świetnie, od razu mam ochotę się poddać, a w głowie milion wymówek "po co się męczysz, po co ci to, i tak nic sensownego z tego nie będzie, itd." Też jestem perfekcjonistką, rozkminiam najprostsze rzeczy na najmniejsze detale, czekam na "odpowiednie momenty", żeby wszystko wyszło idealnie - nie tylko efekt końcowy, ale i cała droga do niego. Jak tylko coś nie idzie po mojej myśli, to patrz wyżej: frustracja, rozczarowanie i chęć rzucenia wszystkiego w diabły. Ale i tutaj wielką robotę zrobiły dzieci. "Done is better than perfect" - tego mnie uczą każdego dnia. Im więcej o tym myślę, tym więcej sobie przypominam - nie wiedziałam ile rzeczy wyparłam z umysłu xD Nawet epizod nerwicowy w liceum (brałam nawet jakieś leki)... @Bryanka, wywołałaś lawinę ;P @erisengles: To świetnie, że stanęłaś na nogi i walczysz. Z tego, co obserwuję, nieliczni mają siłę wyrwać się z tak toksycznych relacji.

Odpowiedz
avatar Bryanka
3 3

@Meliana: Lawinę to ja wywaołałam wychodząc za faceta, który nie podobał się mojej matce :D :P I szczerze powiedziawszy, taką "smycz", o której mówisz, mama próbowała mi założyć jak miałam już 20 lat. Strasznie to dziwaczne, ale jak byłam nastolatką, to miotała się między dawaniem mi szlabanów, a pozwalaniem na chodzenie na nocne koncerty. Gdy byłam już dorosła, ale nie stać mnie było na wyprowadzkę, to zaczęła się "godzina policyjna" i inne takie.

Odpowiedz
avatar Felina
14 14

Za wczesnej nastolatki chciałam się uczyć portugalskiego. Znalazłam kurs w moim mieście, godziny idealnie pasowały do lekcji. "Nie będziesz na to chodzić, bo ci za mało czasu wolnego zostanie!" Chyba najdziwniejszy argument jaki słyszałam. Po latach oczywiście wyparcie. To przecież niemożliwe, żeby się nie zgodzili na jakiś rozwijający kurs. O pieniądze nie chodziło, bo normą było kupowanie mi jakichś bzdetów, o które nie prosiłam, a które nieraz sporo kosztowały. Logika tego typu rodziców.

Odpowiedz
avatar 3836
6 6

@Felina dokładnie. To samo umyslalm od swoich jak zarzucilam, że zabronił mi wymarzonego technikum. Mimo, że minęło wiele lat nadal mnie to boli.

Odpowiedz
avatar Shi
3 5

@3836: łączę się w bólu. Gdy postawiłam na swoim i poszłam do szkoły średniej do której chciałam, dzień w dzień wysluchiwalam, że ja tej szkoły nie skończę, nie zdam matury, wywala mnie, etc. Az w końcu przepisalam się do tej, którą ojciec mi wybrał, by mieć święty spokój. Gdy mu to wspomniałam po latach, a mama to potwierdziła, to zaczął robić awanturę, że robimy z niego najgorszego, okropnego ojca i osobę która tylko potrafi robić awantury. Nie mogłam się nie zasmiac mu w twarz gdy robiąc awanturę chciał udowodnić, że nie robi awantur. Po prostu parsknelam śmiechem. Do dzisiaj twierdzi, że to babcia nastawila dzieci przeciwko niemu (a nawet żonę!), a nie jego własne zachowanie. Na stwierdzenie, że siostra nigdy nie miała dobrego kontaktu z tą babcią nie ma argumentu. Ale to i tak wszystko wina babci, a sytuacje, które wszyscy pamiętają (poza nim, oczywiście) to sobie wymyślamy i babcia nam wmowila. Mechanizm wsparcia jest w nim silny... bo tylko to mi przychodzi do głowy, jako logiczne wytłumaczenie takiego zachowania.

Odpowiedz
avatar Wstawka
2 2

U mnie to było trochę na zasadzie, że jak starsza siostra coś wymyśli, to warto w to inwestować, natomiast w moje zainteresowania- nie bardzo. Moją siostrę warto było wozić do szkoły muzycznej, ale zrezygnowała, więc mnie nie będą wozić, mimo że chciałam, bo ja na pewno też zrezygnuję. Z kolei, w czasach gdy w szkole uczono rosyjskiego od jakiejś 4 klasy, to siostra zapragnęła się uczyć jednocześnie angielskiego, więc ja też musiałam. To akurat nie było złe, choć strasznie tego nie lubiłam. W czasie, gdy moi rówieśnicy mieli czas na zabawę, ja musiałam popołudniami jeździć do innej miejscowości na lekcje. Sport był zawsze dla głupków, no chyba że pływanie, bo ojciec lubi pływać, siostra też, i pływa dobrze. Ja pływam średnio, lubię od czasu do czasu, ale było wielkie niezadowolenie jak siostra szła na basen, a ja nie chciałam. Za to zawsze lubiłam malować, rysować, dobrze mi szło. Nauczyciele w szkole namawiali mnie na zajęcia w domu kultury, ale rodzice się nie zgadzali. Chciałam iść do szkoły plastycznej, ale ojciec, który sam taką ukończył, stwierdził, że jestem za leniwa. W tym momencie, mając świadomość, ze wie co mówi, zaprzestałam jakiegokolwiek skrobania po papierze. Nigdy nie interesowałem się dziedziną moich rodziców, w przeciwieństwie do mojej siostry, przez co zawsze słyszałam, że wstyd, że z ich działki mi w szkole nie idzie. Do szkoły średniej poszłam na inny profil niż oczekiwali, i nie szło mi rewelacyjnie, więc było źle, bo powinnam być najlepsza, a jestem przeciętna. Mając świadomość, że nie zdałam matury wystarczająco dobrze, żeby iść na zamierzone studia, nie chciałam na ten kierunek składać papierów. Rodzice kazali jednak te papiery złożyć, po czym jak się wyniki matury pojawiły, to byli źli, że składałam w ogóle papiery na ten kierunek. I w ogóle z taką maturą to nic ze mnie nie będzie. Poszłam na inne studia, też nie byłam tam orłem, co też miałam non stop wypominane. Ale mimo wszystko dbali o mnie. Z tego jak wiele razy sprawili mi przykrość, nawet sobie sprawy nie zdają. Próbowałam z nimi kiedyś o tym pogadać, to usłyszałam, że zmyślam. Mam z nimi dobry kontakt, ale nadal mnie boli fakt, że to siostra zawsze była uważana za idealną. Zresztą do tej pory są w takim przekonaniu, że każdy pomysł siostry jest super, a mój nie. Polecę im coś, to się skrzywią i odmówią, po czym poleci im to moja siostra, albo ktoś zupełnie inny, znajomy z pracy, to wtedy jest świetny pomysł, ale już nikt nie wspomina, że ja ten pomysł na początku podsunęłam . Słyszę tylko od nich, że siostra/znajomy polecił im to i to, i że to jest super. Często próbują mi narzucać swoje zdanie, i narzucają je, póki się nie złamię. Dlatego też zawsze jest wielka kłótnia, gdy zaczynają mnie agresywnie namawiać, ,abym wzięła kredyt i kupiła mieszkanie. Ja mam swoje powody, dla których nie chce, ale dla nich to nieważne, bo jestem głupia, bo oni na moim miejscu by kupili. Z częścią ich zagrań się pogodziłam, z inną częścią nadal walczę, tylko przykre jest, że kiedy oczekujesz wsparcia mentalnego, to ci najbliżsi potrafią tylko skrytykować, jeśli mają wobec Ciebie inne plany. Ale wyprowadzka ograniczyła kłótnie, bo po prostu nie widzimy się 24 godziny na dobę.

Odpowiedz
avatar Cut_a_phone
7 7

Patologiczna rodzina to nie zawsze taka, gdzie rodzice piją denaturat, w domu nie ma co jeść, a dziecko chodzi brudne. Ta historia pokazuje patologiczną rodzinę, która z zewnątrz może wyglądać na zupełnie normalną.

Odpowiedz
avatar yfa
2 2

A gdzie ojciec? Bo coś odnoszę wrażenie, że to efekt porzucenia żony przez męża - i chorobliwej obawy, żeby nie stracić dziecka. Na wszelki wypadek miałaś nie zajmować się niczym, co mogłoby się skończyć zainteresowaniami poza domem. Czyli w zasadzie niczym. Pewnie gdybyś zaszła młodociano w ciążę i tym samym jeszcze bardziej uwiązała się do domu (pomoc babci w wychowaniu), byłoby w porządku.

Odpowiedz
avatar Felina
1 1

Jest odpowiedź wyżej w którymś "drzewku" komentarzy: "@Raveneks: Dobre pytanie o tatę - niby był, zarabiał, ale w sumie się za dużo nie udzielał. Dawał tylko rozkazy i lanie, a jak coś chciałam, to miałam pytać mamy. Bo jak nie daj Boże on się na coś zgodzi, a matka nie, to matka zamykała się w sypialni i nie odzywała się do niego cały dzień, uprzednio oskarżając go, że "czemu jesteś po jej stronie a nie po mojej". Rozumiem że mógł być zmanipulowany przez nią i stąd taki brak reakcji (reagował tylko jak matka zaczęła mi czytać smsy w nocy ot tak po prostu i ofc też się na niego obraziła). No później, jak byłam starsza, to zaczął trochę odwalać - krzyki, groźby itd bo wzięłam prysznic o 16, a przecież to nie jest godzina do mycia się (???), albo nie byłam głodna o 15, za to zrobiłam się głodna o 18, więc "jestem jakaś psychiczna", tu jest naprawdę w sumie cała masa rzeczy do opowiadania."

Odpowiedz
avatar Hemoglobina
2 2

Jakbym miała takich rodziców to bym się zabiła własną pięścią. Popieprzyło im się rodzicielstwo z dyktaturą.

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

Może jej też nic nie było wolno "więc wyszła na ludzi", więc Ciebie chciała analogicznie "wychować" :/

Odpowiedz
Udostępnij