Mieszkam sama w czterech ścianach. Mimo, że mam kilka zwierzaków, postanowiłam przygarnąć takiego, co czasem się przytuli i wywoła uśmiech na twarzy. Nie mam warunków na psa, więc padło na kota. Do tej pory nie przepadałam za tymi futrzakami, jednak kot wydawał się najrozsądniejszą opcją.
Czas na poszukiwania! Mam dobre serducho, więc wpierw zaczęłam szukać po schroniskach. Nie obchodziło mnie czy to będzie kocur czy kotka, czy czarny, czy biały, czy bury. Chciałam dać dom jakiemuś puchatemu biedakowi. Otóż to nie takie proste!
W rozmowie z pracownikami fundacji i schronisk na odpowiedź, że mieszkam w akademiku (nie studiuję, po prostu tam mieszkam) już krzywo na mnie pstrzono. Następnie padało pytanie, czy mam inne zwierzęta? Otóż mam, ptasznika, dwa węże i około 20 myszek. Szok! Ta pani kota nie dostanie! Dlaczego? Bo myszki są hodowane na pokarm. Co z tego, że ich schronisko dostawało te myszki gdy miałam nadmiar, a ich gadziory nie miały co jeść. Odpuściłam poszukiwania w schroniskach i fundacjach.
Zaczęłam przeglądać ogłoszenia. I jest cicia marzeń! Kot wybrany, czas i miejsce odbioru ustalone, wszystko co do posiadania kota potrzebne zostało zakupione. Dzień odbioru dosłownie siedząc już w aucie piszę smsa do kobiety od kota, że wyjeżdżam po niego i aby spodziewała się mnie za godzinę. Haha no jasne... Kot oddany, ale nie mi, tylko komuś innemu. I tak historia powtórzyła się jeszcze 2 razy.
Czas na środek masowego przekazu pt. Facebook. Poszło ogłoszenie na spotted. Nie minęły 2 minuty jak zaczęły się pojawiać komentarze o tym jaka to ja zła i niedobra, bo nie chcę kota z fundacji/schroniska. O dziwo to przeze mnie jest tyle zwierząt w schroniskach. Dlaczego? Już tłumaczę! Biorąc kota od osoby prywatnej, która w dalekim poważaniu ma sterylizację/kastrację sprawiam, że ta osoba nie zostanie z małymi kotami i dojdzie do wniosku, że następnym razem też ktoś weźmie. No może i tak, ale co zrobi z tymi kotami co ma teraz? Do wora i do jeziora? Bo nie wydaje mi się, żeby od razu leciał i sterylizował. No cóż bywa i tak.
Ale przechodzimy do punktu największej piekielności! Jakiś super stallker przejrzał sobie mój profil na fb (nie mam zbytnio nic do ukrycia więc co chcą to niech sobie przeglądają). Pojawił się komentarz, żeby nie oddawać mi kota bo mam węża i na pewno kot skończy jako karma. Tak, nakarmię węża zbożowego kotem, w szczególności, że ten gad ma problem z dorosłą myszą. Albo jeszcze lepiej! Nakarmię nim heterodona, który żywi się oseskami mysimi.
Inne komentarze nie wnosiły nic lepszego. Zostałam okrzyknięta zwyrolem itp. bo jak ja mogę trzymać tak obleśnie zwierzęta jak węże. No cóż, dla jednych węże są obleśne, a dla innych koty. Wkurzyło mnie najbardziej to, że według ludzi, którzy nazywają się miłośnikami zwierząt, są zwierzęta które nie zasługują na miłość człowieka.
W końcu zakończyło się na tym, że kota nie dostałam. Kota kupiłam z hodowli. Teraz jestem wspieraczem komercyjnego rozmnażania zwierząt.
Błeee za węża i pająka. A z kotem ze schroniska - takie same doświadczenia. Nie, bo pan ma ogródek i nie ma zamiaru go grodzić. (Jest pergola o wysokości 180 cm wokół) Nie, bo małe dziecko. Nie, bo pracuję. Nie bo cokolwiek. Wydaje się, że wymogi do adopcji kota przekraczają te do adopcji dziecka.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 listopada 2019 o 14:49
@ooomatko: Wiesz, dla niektórych obrzydliwy jest pająk, dla innych pies, jeszcze dla innych ludzkie dziecko - to kwestia indywidualna i jako taka niemożliwa do ocenienia. Dla mnie węże mają wiele uroku ;-), choć nie zniosłabym karmienia żywymi myszami. Prowadziłam psio-koci dom tymczasowy, współpracowałam też z kilkoma schroniskami i chociaż (jak wszędzie) czasem zdarzali się fanatycy albo ludzie robiący komuś pod górkę z czystej złośliwości, to jednak większość odmów była według mnie całkowicie zrozumiała... 1. Jeżeli pan zamierza wypuszczać kota samopas, to też bym kota nie wydała. Raz, że to dla zwierzaka niebezpieczne, a dwa, że nielegalne. 2. Przyznaję, że hasło "dziecko" włączało mi dodatkową ostrożność i dodatkowe pytania, ale nigdy nie było czynnikiem automatycznie dyskwalifikującym. Jednak po lekturze wielu komentarzy tutaj przestaję się dziwić, że tyle osób po prostu odmawia kota ludziom z dziećmi, bez dyskusji. Zbyt wielu rodziców uważa, że jak pociecha dostanie alergii albo zostanie podrapana/ugryziona, mają prawo pozbyć się zwierzaka bez żadnej troski o jego dalsze losy. 3. Praca to rzecz normalna, ale jeżeli w związku z Twoją pracą kot miałby zostawać sam w domu całymi dniami - też bym Ci zwierzaka nie powierzyła. A tekst o bardziej surowych wymaganiach do adopcji kota niż do adopcji dziecka jest równie wytarty od nadużywania, co bezsensowny :-/. Wymogi do adopcji dziecka to m.in. zaświadczenie o niekaralności, zaświadczenie o zatrudnieniu i zarobkach, przedstawienie PIT-u, opinia środowiskowa, kurs przygotowujący, badania psychologiczne, wniosek o przysposobienie... To porównanie jest kuriozalne.
Odpowiedz@aegerita: "jeżeli w związku z Twoją pracą kot miałby zostawać sam w domu całymi dniami - też bym Ci zwierzaka nie powierzyła." - pewnie lepiej uśpić, albo, żeby w schronisku w beznadziejnych warunkach egzystował. Miałam kilka własnych kotów i kilka na tymczasie. I wszystko zależy od kota - były takie, które nie mogły znieść samotności i takie, które miały to "pod ogonem". Poza tym nie sądzę, żeby ktokolwiek pracował więcej niż 12h dziennie, a 12h spędzone z kotem większości kotów wystarczy.
Odpowiedz@LPP: Argument "pewnie lepiej uśpić" sprowadza się do oczekiwania, że zwierzaka ze schroniska powinien dostać każdy, kto łaskawie zechce wziąć. Otóż nie, nie powinien. Jeżeli celem jest pozbycie się czworonoga ze schroniska - to równie dobrze można dać kota komuś jako żarcie dla pytona, a psa do walk. Natomiast jeśli celem jest budowanie w społeczeństwie odpowiedzialności za zwierzę i dopilnowanie, żeby futra trafiały do dobrych domów - a nie do jakichkolwiek domów - to selekcja jest niezbędna. Nie wiem jakie miałaś koty i czy miałaś je pojedynczo, czy wszystkie naraz, ale z doświadczenia (kilkadziesiąt kotów, najpierw dwa pojedyncze w rodzinnym domu, a potem własne plus tymczasy, od 2 do 11 naraz) widzę ogromną różnicę między kotem samotnym a takim, który ma towarzystwo. Żaden z moich nie miał "pod ogonem" stanu permanentnej samotności i żaden kot nie jest do tego stworzony - choć istnieją koty, które z różnych powodów nie powinny mieć towarzystwa. Kto spędza cały czas po pracy z kotem? W sensie nie myje się, nie śpi, nie sprząta w domu, nie robi zakupów czy prania, nie wychodzi poza pracą... Z takich 12 godzin spędzonych z kotem faktycznej uwagi dla kota jest często np. godzina. A pozostałe 23 godziny kot ma się sobą zająć sam.
Odpowiedz@aegerita: Też miałam w sumike kilkadziesiąt kotów -najwięcej dwa razem (nie licząc miotów gdzie bywało 5 kociaków). Większość kotów, które miałam nie tęskniła za towarzystwem drugiego kota - powtarzam kot nie jest zwierzęciem, które żyje w stadach. Niektóre koty wręcz źle reagowały na kolejnego kota w domu. Oczywiście celem wydania zwierzaka ze schroniska nie jest po prostu jego pozbycie się, ale niektóre fundacje (nie wiem czy schroniska też) maja bardzo wygórowane wymagania. I potem ktoś ma kilkanaście kotów na tymczasie - uważasz, ze to dla niech dobre? Zwłaszcza w malym mieszkaniu?
OdpowiedzTez bym Ci nie wydała kota. To ze Schroniska sa przepełnione to jedno, ale to nie znaczy ze trzeba rozdawać wszystkim
Odpowiedz@Pixi: Ale czemu? Bo ma węża i myszki?
OdpowiedzO ile uważam, że wiele fundacji ma wygórowane oczekiwania wobec kandydatów na kocich i psich rodziców, to osobie, która czerpie radość z karmienia gadów żywymi zwierzętami też bym kociska nie powierzyła nie dlatego, że nakarmisz nim węża, tylko dlatego, że takie osoby są dla mnie skrzywione psychicznie. Natura naturą, drapieżniki też jeść muszą i my ludzie też zjadamy inne stworzenia, ale wrzucać żywe zwierzę wężowi na pożarcie... Sorry, może to ja mam wrażliwość płatka śniegu, ale dla mnie robić to dla przyjemności jest nienormalne
Odpowiedz@digi51: Myszy ci żal, ale że wąż umrze z głodu, to już ci lata? Hipokryzja.
Odpowiedz@SirCastic: ale czy ja to napisałam? Ja bym przede wszystkim nie brała węża jako pupila dlatego, że nie potrafiłabym go nakarmić żywym zwierzęciem. Węża też by mi było szkoda, po prostu nie rozumiem ludzi, którrzy czerpią przyjemność z takiej zabawy. Jak pisałam... Natura naturą, ale takie fajne by było też wrzucenie antylopy do klatki z lwami?
Odpowiedz@digi51: Ale gdzie jest napisane, że ona z przyjemnością patrzy na proces pożywiania się węża? Zwierzę to obowiązek. Raczej szereg obowiązków - mniej i bardziej przyjemnych. Skrzywieniem psychicznym nazywasz wywiązywanie się z nich? Ma węża - musi go karmić. Miałaby psa - musiałaby po nim sprzątać. Znasz kogoś, kto zbiera ciepłe jeszcze odchody dla przyjemności? Bo dla mnie to dopiero byłoby skrzywienie... Jesteś wege? Bo jeśli nie, to wybacz, ale Twoja hipokryzja zapiera aż dech w piersiach. Węża myszą nie nakarmisz, bo to skrzywienie psychiczne, ale schaboszczaka albo rosołek z kury to już ze smakiem opchniesz? A kota, jeśli masz, czym byś nakarmiła? Kaszą i marchewką? Bo to mięso w bezzbożowych puszkach dla kotów też kiedyś było żywe. Wygarnięcie go z puszki do miski jest przyjemne? Jakim cudem? Czyżby tylko takim, że skoro tej śmierci nie widziałaś, to nie musisz sobie nią głowy zaprzątać? Ale zdajesz sobie sprawę, że samym (hipotetycznym) posiadaniem kota rękę do niej przykładasz?
Odpowiedz@digi51: Bardzo dobre porównanie z antylopą. Też nie mogłabym karmić żywymi gryzoniami. Węże w bliższej lub dalszej przyszłości rozważam, ale tylko pod warunkiem, że będę mogła je karmić już martwą "zdobyczą".
Odpowiedz@Meliana: albo nie rozumiesz, co napisałam albo udajesz, żeby łatwiej Ci było się przyczepić. Masz węża, ale nie lubisz karmić go myszami? To tak samo jak mieć psa i nie lubić chodzić z nim na spacer. Bo jedno wiąże się nierozerwalnie z drugim. Jak już ma, to oczywiście musi karmić odpowiednio, dlatego napisałam - ja w pierwszej kolejności w ogóle bym sobie takiego zwierzęcia nie sprawiała. Napisałam, że owszem wszyscy jemy mięso, ty pewnie też. A patrzyłabyś chętnie dobrowolnie na zarzynanie świni? Nie? To jesteś hipokrytką według własnej logiki. No, ale ok, w ogóle wynika z Twojego postu, że masz inną wrażliwość niż ja, bo karmienie żywą myszą to dla ciebie to samo, co gotowanie psu czy kotu mięsnego posiłku.
Odpowiedz@digi51: A mało to posiadaczy psów nie lubi ich wyprowadzać, więc ograniczają się do wypuszczenia na ogród/wyjścia przez blok? Mało to "miłośników" kotów nie zaprząta sobie głowy tym, co taki kot faktycznie powinien jeść, więc daje mu kostki z obiadu, żółty ser i czekoladki? Jakoś nikt ich nienormalnymi nie nazywa. Zarzynanie świni wiem jak wygląda. Dobrowolnie taką świeżo zarżniętą świnię pomagałam oprawiać. Czy była to przyjemność? Zdecydowanie nie. Czy robię to chętnie? Nie. Czy szyneczka mimo wszystko mi smakuje? Jak najbardziej. Po prostu, jeśli chcę ją zjeść, to mięso muszę skądś wziąć. I tyle. Nie udaję, jak małe dziecko, że jak zakryję dłońmi oczy, żeby czegoś nie widzieć, to to przestanie istnieć. Higienicznie zapakowana polędwica w plasterkach to to samo, co jeszcze ciepły, parujący i śmierdzący krwią świński tyłek, który rozbierałam na kawałki, tylko że na innym etapie przetworzenia. Dla mnie ktoś, kto nie ma problemu z pierwszą, ale druga to już obrzydliwość, skrzywienie, psychopatia i nienormalność, jest po prostu śmieszny. Bo o ile rozumiem, że ktoś może nie być w stanie na to patrzeć, własnoręcznie zabić, czy nawet dotknąć takiego "żywego" mięsa, o tyle nazywanie kogoś, kto potrafi psychopatą, robiącym to dla przyjemności, to dla mnie hipokryzja i dziecinada.
Odpowiedz@digi51: Nie karmię żywym pokarmem z dwóch względów. Po pierwsze, bo jest to niebezpieczne dla węży hodowlanych, a po drugie nie jestem sadystką :)
Odpowiedz@digi51: A skąd wiesz, że autorka czerpie radość z karmienia gadów żywymi zwierzętami? Po prostu je karmi i już. Chyba sama jesteś skrzywiona psychicznie. Czy jeśli twój kot złapałby i zjadł żywą mysz to byś go eksmitowała? Zwierzęta mięsożerne w naturze zjadają inne i nie ma w tym nic nienormalnego. Nienormalne jest jeśli ktoś trzyma w domu zwierzę i ma problem, że to zwierzę trzeba karmić zgodnie z jego naturą.
Odpowiedz@digi51: Jak już ktoś wyżej napisał - hipokryzja level hard. Kotka nakarmić zamordowanym zwierzęciem, które cierpiało tortury w masowej hodowli jest ok. Węża nakarmić żywym zwierzęciem (które pewnie jeszcze długo się nie męczy) - ło jezu, to nienormalne jest!
Odpowiedz@digi51: węża nie trzeba, ani nawet nie powinno się karmić żywym pokarmem. Nie trzeba, ponieważ wąż bez problemu zje martwy pokarm. Nie powinno się, ponieważ żywe zwierzę, broniąc się, może zranić węża. Osoby karmiące żywym pokarmem to zwyrole, którzy lubią znęcać się nad zwierzętami.
Odpowiedz@Pasiczek: I prawidłowo. Jak ja zdecyduję się kiedyś na zwierzaka, też wezmę z hodowli. A jak się kasa będzie zgadzać - to rasowego i z rodowodem.
Odpowiedz@ZawszeRacja: Jak z hodowli, to automatycznie rasowego (= z rodowodem). Jeżeli zwierzę nie jest rodowodowe, to to nie jest hodowla...
OdpowiedzBrakuje mi w opisie Twoich warunków pewnej bardzo ważnej informacji. Jeżeli pracujesz (poza domem), to też bym Ci jednego kota nie wydała, bo byłoby mi żal zwierzaka, który ma siedzieć sam całymi dniami w pustym domu. Dwa koty - i możemy zacząć rozmowę :-) Piszesz, że do tej pory nie przepadałaś za kotami, więc może po prostu nie wiesz, że nie można ich trzymać w samotności. I może (bo nie znam sytuacji, mogę tylko zgadywać) o to chodziło w odmowach, a węże i myszy były pretekstem? Nie ma absolutnie nic złego w kupieniu kota z hodowli - oczywiście pod warunkiem, że jest to prawdziwa hodowla, czyli zwierzaki są rasowe=rodowodowe, oboje rodzice przebadani pod kątem chorób typowych dla rasy, a kociaki wydawane do nowych domów nie wcześniej niż w trzynastym tygodniu życia.
Odpowiedz@aegerita: Koty od zawsze były w domu, więc jednak coś na ich temat wiem :P Większość czasu przebywam w domu, jeżeli wychodzę to raczej na max 3 godzinki. Jeżeli chodzi o odmowę w sprawie adopcji, to tak, wprost mówiono mi, że to ze względu na węże :)
Odpowiedz@Pasiczek: Nie twierdzę, że nie mówiono, tylko że - być może - nie to był prawdziwy powód. Nie znam ludzi, z którymi rozmawiałaś, dla mnie węże nie byłyby żadnym przeciwwskazaniem (aczkolwiek chciałabym wizyty przedadopcyjnej, choćby żeby się pogapić na gadziny :-)), natomiast plan trzymania samotnego kota już przeciwwskazaniem jest, i to niestety sporym. To są zwierzęta społeczne, potrzebują kontaktu z przedstawicielami własnego gatunku. No, ewentualnie inny futrzak jak pies czy fretka może robić za substytut. Z drugiej strony, jeżeli z jakichś powodów koniecznie chcesz tylko jednego kota, to ja spróbowałabym Ci znaleźć takiego, który do mieszkania w towarzystwie się nie nadaje - np. starszego, który za długo mieszkał samotnie i nie toleruje innych kotów, albo nosiciela FIV/FeLV. Więc można, tylko nie wszystkim się chce.
Odpowiedz@aegerita: Dlaczego niby dwa? Koty (i ich ewolucyjni przodkowie) w przeciwieństwie do psów nie są zwierzętami stadnymi. Z tego co widziałam u znajomych (oraz u młodych mojej kotki) koty nawet z jednego miotu dużo czasu spędzały na walce. Czy właśnie to uważasz za plus? Kot będzie miał kogo bić, więc nie będzie znudzony i opuszczony?
Odpowiedz@LPP: Stadnymi - nie, ale społecznymi - jak najbardziej. Koty wolnożyjące nie funkcjonują samotnie obok siebie, tylko tworzą luźne grupy społeczne. Tyle że w przeciwieństwie do gatunków takich jak np. pies albo człowiek, koty nie uznają hierarchii pionowej, tylko raczej poziomą. Więc ci ludzie, którzy nie rozumieją, jak taka grupa działa (bo nie ma jednego szefa) błędnie uważają, że grupa nie jest do niczego potrzebna. Mam m.in. dwóch braci, którzy tłuką się prawie codziennie, czasem w zapasach aż rzucają jeden drugim o podłogę. A potem śpią przytuleni i myją sobie nawzajem szyje i uszy. I tak od 12 lat. Bo ta walka to zabawa - zabawa, jakiej człowiek nigdy nie będzie w stanie zapewnić - i dopóki walkom nie towarzyszą oznaki stresu, to owszem, drugi kot jest ogromnym plusem.
Odpowiedz@aegerita: Wiesz. W tym domu jest też dwadzieścia myszek. Mam dziwne przeczucie, że kot by się tam nie nudził, nawet siedząc sam. ;)
Odpowiedz@Pasiczek: u mnie też były od zawsze, dopiero jak wyprowadziłam się i zamarzylam o swoim klaku czym kierować się przy karmieniu, że sucha karma robi kuku, że laser to słaba zabawka i innych rzeczy.
Odpowiedz@aegerita: Koty są różne jedne potrzebują towarzystwa drugiego kota inne nie. Każdy musi swojego kota dobrze poznać zanim zapewni mu towarzystwo, Bo jeśli towarzystwo będzie niemile widziane to co? Na ulice, czy do schroniska? A może przestrzeń każdego kota skurczy się do jednego pokoju, żeby się nie spotykały?
OdpowiedzChciałam kiedyś wziąć kota ze schroniska kierując się hasłem - weź ze schroniska- nie kupuj. Po lekturze zasad stwierdziłam, że z pewnością mi kota nie dadzą, bo nie poddam się tym ich procedurom, bo uważam je za uwłaczające dla porządnego człowieka, za jakiego się uważam. Zdałam się na los. I los mnie wynagrodził - kot sam przyszedł (mieszkam na parterze) i już ponad rok jest ze mną. Uszanowaliśmy się nawzajem - chciałam być pewna,że to jego wybór. Kot wychodzi i przychodzi, kiedy zechce. Latem wychodzi na dłużej (4-5 godzin), zimną tylko wyskakuje na zewnątrz na kilkanaście minut (2-3 razy dziennie). I żyjemy sobie w pełnej harmonii nie zwracając uwagi na to, co sobie "miłośnicy" zwierząt myślą.
Odpowiedz@katem: czyli latem przez 4-5 godzin zabija niewinne ptaszki i uprawnia sport ekstremalny na jezdni. Dobrze, że chociaż zimą nie ma ochoty spać pod maską samochodu, bo też byś mu pozwoliła. Kot to zwierzę domowe, wypuszczone z domu powinny być odłapywane jako gatunek inwazyjny.
OdpowiedzKażdemu może się przydażyć piekielność - a to mu schronisko narzuci warunki jak dla przedszkola dla dzieci, a to mu ktoś kota spod nosa zwędzi, a to ktoś rzuci głupią opinię. Ale jeżeli te wszystkie rzeczy dzieją się serią ...to być może mają jednak oni rację? Trzeci raz słyszysz, że jesteś koniem, zaczni się rozglądać za siodłem. PS. zdobycie kota to jest na prawdę trywialne zadanie. Nawet na "już", można sobie po prostu złapać jakiegoś, zanim trafi do schroniska (albo pod koła samochodu). Do złapania kota wystarczy transporter, garść żarła i chwila przymilania się. Tak, łapałem już wolnobiegające koty (jeden przypominał zgubę z porozklejanych ogłoszeń). Najłatwiej złapać młodego, ale i dorosłe bywają na tyle ufne, że po kwardransie można udomawiać.
OdpowiedzŁatwiej było sobie chłopaka poszukać
Odpowiedz