Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

O troskliwym misiu z niespodzianką. Historia rozpoczęła się jakieś 7-8 lat temu,…

O troskliwym misiu z niespodzianką. Historia rozpoczęła się jakieś 7-8 lat temu, niedługo po zakończeniu historii nr #85520 (o toksycznej teściowej). Była to najbardziej piekielna historia i najgorsze lata w moim życiu, opowiadanie o tym nadal wywołuje u mnie silne emocje i pisząc nie byłam do końca w stanie skupić się na stylu, więc miejscami może być chaotycznie, za co przepraszam.

Rozstanie z Jamesem oraz wydarzenia, które do niego doprowadziły (zachowanie jego matki, potem okazywanie przez niego jak bardzo ma mnie w tylnej części ciała, liczne zdrady i odejście) dość mocno podkopały moje poczucie własnej wartości. Do tego zostałam sama w obcym kraju, gdzie źle się czułam, nie radziłam sobie z językiem, z biurokracją, a każdy list urzędowy wprawiał mnie w przerażenie. Byłam w totalnym dole. Jedynym plusem była dobra praca, więc przynajmniej miałam z czego żyć.

Wtedy na mojej drodze stanął on. Troskliwy miś. Hans, tak go nazwijmy, był kilka lat starszy ode mnie, pochodził z byłej NRD, ale od kilku lat mieszkał w Monachium, pracował w małej rodzinnej firmie handlującej stalą. Był człowiekiem, o którym mówi się, że mu "dobrze z oczu patrzy" (coś w rodzaju Artura Żmijewskiego w prawie każdym filmie/serialu). Wzbudzał zaufanie i miał ogromny dar zjednywania sobie ludzi, taka chodząca dobroć.

Do tego wesoły, elokwentny, przesympatyczny, raczej stroniący od alkoholu, grzeczny, szarmancki, troskliwy, opiekuńczy, długo można wymieniać. I wpatrzony we mnie jak w obrazek. Mieliśmy mnóstwo tematów do rozmów, wspólne zainteresowania, nawet wychowaliśmy się w podobnych warunkach. Zaczęliśmy się spotykać. Hans oczarował moją rodzinę i znajomych. Mnie po doświadczeniach z poprzedniego związku zależało, żeby jak najszybciej poznać jego rodziców i zobaczyć, jaki w rodzinie panuje układ - tu wszystko było ok, rodzice bardzo normalni, sympatyczni (mama niestety schorowana), bardzo mnie polubili, do tego stopnia, że kiedy z Hansem w czymś się nie zgadzaliśmy, brali moją stronę.

Wydawał się to być związek idealny. Widywaliśmy się prawie codziennie (na ile pozwalała moja praca), robiliśmy mnóstwo fajnych rzeczy. Kiedy w piątek wracałam z pracy, czekał na mnie z kolacją, w weekendy podróżowaliśmy lub chodziliśmy na koncerty, do teatru czy opery (raz zabrał mnie nawet do opery w Wiedniu), w międzyczasie poogarniał mi wszystkie papiery, pomagał z niemiecką biurokracją (chociaż z czasem zauważyłam, że nie tyle mi rzeczy tłumaczył, co robił wszystko za mnie), podciągnęłam się przy nim też w niemieckim. Seks też był obłędny. Koleżanki trochę "zazdraszczały", że "wyrwałam taki ideał", a ja byłam tym związkiem i tym, jak jestem traktowana, tak zachłyśnięta, że nie zwracałam uwagi, czy to nie jest wszystko jakieś takie trochę przerysowane i za bardzo na pokaz. Po byciu olewaną w poprzednim związku była to taka miła odmiana. Nie zwróciłam nawet uwagi, że Hans zaczął mnie coraz bardziej osaczać.

Rozmawialiśmy o poprzednich związkach. Mówił, że miał w życiu dwa poważne związki, jednak nie skończyły się dobrze. Pierwsza dziewczyna, krótko po wspólnym zamieszkaniu dostała ofertę lepszej pracy na drugim końcu Niemiec i z niej skorzystała, wybierając karierę. Druga z kolei podobno miała jakieś problemy psychiczne i któregoś dnia po prostu zniknęła, nie zabierając nic ze sobą, zostawiając mu tylko kartkę, żeby zawiózł jej rzeczy pod dom jakiejś koleżanki.

Uznałam, że miał pecha. Ode mnie w końcu też pierwszy mąż uciekł w podskokach. Jedyne, co trochę mnie zastanawiało, to że Hans miał jakiś kompleks względem mojego byłego. Trudno mi to jest precyzyjnie opisać, ale wyglądało to tak, że każdą rzecz, o której się dowiedział, że robiłam z Jamesem, musiałam zrobić również z nim (np. jeśli dowiedział się powiedzmy o urlopie w Grecji, tez chciał koniecznie jechać do Grecji, jeśli byłam na jakimś koncercie, chciał iść na koncert tego samego artysty, mimo że go nawet nie lubił), do tego domagał się deklaracji, że do byłego już naprawdę nic nie czuję i liczy się tylko on. Zwierzałam się nawet z tego koleżankom, ale kazały mi nie wymyślać na siłę problemów.

Po bodajże ośmiu miesiącach Hans wprowadził się do mnie. W związku się dużo nie zmieniło, bo i tak spędzaliśmy ze sobą cały wolny czas. Sprawy finansowe (istotne dla późniejszej części) rozwiązaliśmy w ten sposób, że ponieważ umowa najmu mieszkania, jak i wszystkie rachunki był na moje nazwisko, opłaty automatycznie schodziły z mojego konta, a on na początku miesiąca przelewał mi połowę potrzebnej kwoty. Za zakupy spożywcze płaciliśmy na zmianę, a za przyjemności ten, kto akurat był "przy kasie". Ponieważ zarabiałam więcej niż on, często ja byłam tą osobą, ale nie miałam z tym problemu, w końcu byliśmy w związku, graliśmy do wspólnej bramki.

Niedługo później mi się oświadczył. Z wielką pompą, w miejscu publicznym, przy tłumie świadków (wszystko zaaranżowane, muzyka z głośników, setka róż, balony, ktoś filmuje z ukrycia). Dla mnie to było za wcześnie, dopiero co sfinalizowałam rozwód (w Niemczech wymagany jest rok separacji przed złożeniem pozwu), nie czułam się gotowa brać kolejnego ślubu. Jednocześnie, odmawiając mu w tamtym miejscu, bardzo bym go upokorzyła.

Zgodziłam się, czując się trochę przyparta do muru, jednak później, już na osobności wytłumaczyłam mu, że ze ślubem chcę poczekać. Nie był zachwycony, tłumacząc, że on już ma ponad 35 lat, chce się ustatkować, założyć rodzinę, mieć dzieci, nie chce czekać nie wiadomo na co, ale nie ustąpiłam. Stanęło na tym, że ślub weźmiemy za rok z kawałkiem. Rok minął bez zmian. Ze ślubem wywiązała się dyskusja, gdyż ja chciałam coś skromnego (miałam uraz po poprzednim weselu oraz szkoda mi było znowu wydawać kupę forsy na imprezę), a on z przytupem i fajerwerkami, głownie z tego względu, że skoro z byłym miałam wystawny ślub, to dlaczego on ma być gorszy i czy ma to rozumieć, że byłego bardziej kochałam.

Nie wiedziałam, co o tym myśleć, więc zasięgnęłam opinii najbliższych w kwestii, czy to on przesadza, czy ja. Usłyszałam jednogłośnie, że muszę go zrozumieć, nie mogę myśleć tylko o sobie, muszę spróbować postawić się w jego sytuacji, spojrzeć z jego perspektywy i co mi szkodzi raz ustąpić. No to ustąpiłam.

Ślub był bajkowy, podróż poślubna też. Tylko, że wyczyściło mi to konto do zera, co okazało się być problematyczne, gdyż tuż przed ślubem dostałam wypowiedzenie w pracy. Jak to bywa w korpo, góra postanowiła "odświeżyć kadrę" i cały dział poszedł na zieloną trawkę. Propozycję z innej firmy dostałam niemal natychmiast, ale nie byłam pewna, czy ją przyjąć.
Dotychczasowa praca była bardzo dobrze płatna, ale też nieludzko absorbująca: nierzadko po kilkanaście godzin dziennie, pełna dyspozycyjność, telekonferencje o 6 rano (Rosja i Kazachstan) lub o 23 (Stany), czas poza biurem spędzany z nosem w telefonie, bo często szef chciał coś "na już" (dzwonił do mnie nawet w dzień ślubu), na każdy urlop czy długi weekend musiałam brać ze sobą laptop i przynajmniej godzinę dziennie pracować. Nowa oferta była zupełnie inna: niemiecka kancelaria (wyszlifowałabym język), praca 8 godzin dziennie i do domu, brak służbowej komórki, nikt nie zawraca głowy po godzinach, sama praca niespecjalnie wymagająca. Kancelaria ciesząca się ogromną renomą, doświadczenie u nich mogłoby zaprocentować w przyszłości. Jedyny haczyk - miesięczna pensja netto niższa od poprzedniej o prawie 1000 euro. Przy dwóch dochodach do przeżycia, ale samotna osoba nie dałaby rady się utrzymać. Co tu zrobić. Hans mówi "bierz". On w końcu też zarabia i to całkiem nieźle, trochę ograniczymy wyjazdy i inne przyjemności i spokojnie damy radę.

Nie mógł już patrzeć, jak się zarzynałam w poprzedniej firmie, dla niego też średnio przyjemne było, jak spędzałam czas, który miał być dla nas, z laptopem lub telefonem. Poza tym, jest to bezpieczna posadka, praca mało stresująca, kariery tam nie zrobię, ale może jest to właśnie idealny moment, żeby pomyśleć o dziecku? Trudno było nie przyznać mu racji. Zdecydowałam się przyjąć ofertę. I wszystko było ok aż do dnia, kiedy po miesiącu pracy przyniosłam pierwszą wypłatę. Kochany miś, mając wreszcie przewagę finansową, pokazał całkiem inne oblicze.

Zaczęło się od tego, że wysyczał mi, że "wreszcie jestem od niego zależna, i teraz on jest moim panem, a ja jego własnością i w końcu może przestać udawać uczucia, bo już i tak za długo to trwało", a potem poszło z górki. Najpierw w formie pojedynczych incydentów, za które przepraszał i tłumaczył stresem w pracy, obawą o zdrowie mamy itd. Z czasem "incydenty" nabierały mocy i przybierały na regularności, a winą za nie obarczał już wyłącznie mnie, albo próbował mi wmawiać, że nic takiego nie miało miejsca, a ja mam urojenia i powinnam się leczyć (to się w psychologii nazywa bodajże Gaslighting).

Nie będę wszystkiego szczegółowo opisywać, bo raz, że wyszłaby mi powieść, a dwa, niezbyt mam ochotę do tego wracać i to rozgrzebywać. W skrócie wyglądało to tak. Do kosztów życia dokładał się tylko wtedy, kiedy jego zdaniem sobie na to zasłużyłam. Jeśli sobie nie zasłużyłam, utrzymanie mieszkania było na mojej głowie, a jeśli brakowało mi pieniędzy na jedzenie, on robił zakupy tylko dla siebie, a ty "żryj gruz". Potem się wspaniałomyślnie litował i jednak coś mi przelewał.

Do tego dochodziło, zamykanie mnie w domu lub niewpuszczanie do niego, odcinanie od znajomych, notoryczna kontrola (śledzenie mnie, przeszukiwanie telefonu i laptopa) i oskarżanie o rzekome zdrady (przy jednoczesnym powtarzaniu mi, jak bardzo odrażająco wyglądam i na pewno nikt nie tknąłby "kijem przez szmatę"). Po jakimś czasie zaczęła dochodzić do tego przemoc fizyczna, typu nadepnął mi ciężkim butem na stopę, uderzył mnie drzwiami, czy zrzucił coś tak, że spadło na mnie. Dla mnie było jasne, że robi to specjalnie, ale nie było jak tego udowodnić. Zgłaszając to zrobiłabym z siebie wariatkę.

Na samym początku, kiedy to się zaczęło, zastanawiałam się, co się z nim dzieje, próbowałam go sama przed sobą usprawiedliwiać, nawet szukać winy w sobie. Trudno mi było uwierzyć, że pierwsze 2 lata związku były wyłącznie grą z jego strony. Oczy mi trochę otworzyła rozmowa, którą odbyli z nim jego rodzice, po tym, jak kiedyś wygadałam się im, jak ich syn zaczął mnie traktować. On się na początku wypierał i oskarżał mnie o konfabulację, jednak oni przypomnieli mu, że dokładnie w ten sam sposób traktował swoje poprzednie partnerki i tak samo wmawiał im chorobę psychiczną, aż w końcu od niego uciekły.

W sumie jego rodzice byli to jedyni ludzie, w których miałam wsparcie. Ponieważ prawdziwe oblicze pokazywał jedynie w czterech ścianach, a przy ludziach nadal zgrywał idealnego partnera, w momencie, kiedy zaczęłam szukać pomocy wśród bliskich mi osób, nie wierzył mi nikt, włączając moich własnych rodziców (niemożliwe, nie przesadzaj, on by tak nie mógł, nie on, nie taki miły człowiek, znowu chcesz się rozwieść, zwariowałaś, ty się zastanów czego chcesz w życiu i przestań tak skakać z kwiatka na kwiatek, oczywiście wszyscy tacy niedobrzy, tylko ty idealna, jeśli faktycznie coś ci nie tak powiedział, to się lepiej zastanów, czym go tak wku*wiłaś, nie dramatyzuj, zmyślasz coś, pewnie poznałaś kogoś nowego, chcesz się rozstać i na niego zwalić winę). Manipulant okręcił sobie wszystkich wokół palca. A ja byłam sama z problemem.

Jedna sytuacja, która przychodzi mi do głowy, która ilustruje jego wpływ na ludzi. Miałam problem z kręgosłupem i przepisaną rehabilitację. Jechałam któregoś dnia na wizytę do fizjoterapeuty. Hans uparł się, że mnie tam zawiezie, żeby "mieć pewność, że się nie będę puszczać po drodze". Wsiedliśmy do samochodu, ruszyliśmy, ja jeszcze na chwilę wysiadłam, żeby zamknąć garaż. Moja torebka z portfelem, telefonem i kluczami została w samochodzie. Wtedy on odjechał, zostawiając mnie samą na ulicy. Po jakichś 10 min wrócił i spytał, czy nadal zamierzam "świecić d*pą" przed fizjoterapeutą, czy będę grzeczną żoną i wrócę do domu. Krzyknęłam na niego, że ma mi oddać torebkę i złapałam za klamkę drzwi. W tym momencie on ponownie ruszył z dużym impetem. Szarpnięcie sprawiło, że straciłam równowagę i upadłam na asfalt. On odjechał. Chwilę mi zajęło, zanim byłam w stanie wstać, w międzyczasie zbiegli się jacyś ludzie, pytając, co się stało. Coś we mnie pękło, zaczęłam płakać i opowiedziałam, co się stało. I co się dzieje w moim małżeństwie.

Jedna z kobiet okazała się być pracownicą socjalną, pytała, jak może mi pomóc, czy chcę, żeby wezwać karetkę i policję. Nie chciałam karetki, gdyż miałam tylko pozdzierane kolana i nadgarstki, ale powiedziałam, że chyba jestem gotowa, żeby wezwać policję. W tym momencie przyjechał Hans. Podbiegł do nas i tonem najczulszej matki zaczął się dopytywać, co się stało, bo on właśnie wracał z pracy, zobaczył zbiegowisko i bardzo się przestraszył, jak zobaczył, że to jego ukochana żona siedzi tam na ziemi. Zaczęłam krzyczeć, żeby przestał udawać, jeszcze raz powtórzyłam, co się stało i że ma się do mnie nie zbliżać. A poza tym, skoro, jak mówi, właśnie wraca z pracy, to co robi w jego samochodzie moja torebka?

W tym momencie on zmienił wersję i oświadczył, że jestem psychopatką, która odmawia leczenia, często jestem agresywna do tego stopnia, że on się mnie boi, teraz na przykład on wracał z pracy, ja czekałam na niego na ulicy i kiedy tylko go zobaczyłam, podbiegłam do jego samochodu, włożyłam ręce przez otwarte okno i zaczęłam go dusić. On oczywiście nie chciał mi zrobić krzywdy, ale musiał się jakoś obronić, gdyż bał się o swoje życie. I jakimś sposobem nagle miał tych wszystkich ludzi po swojej stronie.

Pani pracownica społeczna zaproponowała wezwanie policji (on wspaniałomyślnie odmówił, gdyż mimo wszystko bardzo mnie kocha i nie chce robić mi problemów) i zaczęła udzielać mu rad, jak może bronić się przede mną i gdzie może szukać pomocy. Mimo iż jego wersja niezbyt trzymała się kupy, jemu wierzyli wszyscy, mnie nikt. Po tym zdarzeniu ostrzegł mnie, że tak będzie zawsze, jeśli zdecyduję się szukać gdzieś pomocy. Poza tym, jak mówił, czy policja, czy zwykli ludzie zawsze wezmą stronę swojego obywatela, a nie cudzoziemki. A ja po tym, czego właśnie byłam świadkiem, byłam w pełni skłonna uwierzyć, że ma rację.

Po kilku miesiącach, kiedy gnojenie działo się już regularnie, mentalnie ten związek był dla mnie skończony. Pozostała kwestia, jak go zakończyć fizycznie. Moim pierwszym krokiem, ale to zrobiłam już wcześniej, jak tylko zorientowałam się, że coś z nim jest nie halo, było rozpoczęcie brania za jego plecami tabletek antykoncepcyjnych, żeby broń boże przypadkiem nie zaciążyć. O to jednak w sumie nie musiałam się specjalnie martwić, gdyż on sam, po niedługim czasie wyniósł się z sypialni, gdyż, jak mówił, brzydził się przebywać blisko mnie.

Następnym krokiem była konieczność znalezienia lepszej pracy, bo z obecnej nie miałabym jak się sama utrzymać. Tu los się do mnie uśmiechnął i któregoś dnia dostałam telefon z jakiejś firmy - znaleźli mój profil na LinkedIn i chcieli zaproponować mi pracę. Pierwszym pytaniem, które do nich miałam, było ile płacą. Nic więcej mnie nie interesowało. Musiałam więcej zarabiać, żeby móc się od drania uwolnić. Proponowali kilka stówek więcej. Może być, biorę. Przeszłam przez rozmowę, przyjęli mnie, złożyłam wypowiedzenie w obecnej firmie. Niestety okres wypowiedzenia wynosił aż 3 miesiące, ale przynajmniej było jakieś światło w tunelu. Postanowiłam, że wytrzymam i będę myśleć, jak się drania pozbyć z domu. Z prawnego punktu widzenia wyglądało to słabo. Mimo iż umowa najmu była wyłącznie na mnie, on jako mój mąż miał prawo tam mieszkać. Do jego eksmisji nie miałam podstaw prawnych.

Pozwu rozwodowego nie mogłam złożyć bez wcześniejszej separacji. Na próbę rozmowy o rozstaniu i wyprowadzce, on zareagował śmiechem, oznajmiając, że związał się ze mną tylko i wyłącznie dlatego, że podobało mu się moje mieszkanie, więc nie ma zamiaru się z niego wyprowadzać. Kiedy zaproponowałam, że to ja się wyprowadzę i mu je zostawię, niech je sobie bierze i da mi święty spokój, tylko przepiszmy na niego umowę najmu i rachunki, odpowiedział, że nie ma mowy. Ja mogę się wyprowadzić, ale mieszkanie mam mu opłacać. Czyli dogadać się z nim nie dało. Na opłacanie dwóch mieszkań nie było mnie stać. Jakiekolwiek domy pomocy czy inna pomoc od państwa mi nie przysługiwały, bo pracowałam na cały etat, miałam stały dochód i duże mieszkanie, wynajęte na swoje nazwisko. Jednym słowem pat.

Spróbowałam innej taktyki. Podczas tych trzech miesięcy, które zostały do końca mojego wypowiedzenia, dałam mu poczucie, że mnie złamał. Robiłam, co chciał, żeby mieć względny spokój. I to w miarę działało. Czasami udawało się nawet porozumieć w temacie rozstania. Czasami udawało. To znaczy raz mówił, że nawet już był u prawnika, dowiedzieć się jak możemy najbardziej ugodowo się rozwieść, bo on nie widzi przyszłości dla związku ze mną, i że szuka dla siebie nowego mieszkania, innym razem mówił, że od niego odchodzi się tylko w trumnie, i że on albo mnie własnoręcznie zamorduje, albo zrobi mi z życia takie piekło (jakby już nie robił), że sama się zabiję, bo on chce po mnie wszystko odziedziczyć. Zależnie jaki miał humor. Mając poczucie, że mnie złamał, czuł się też bardzo pewnie na swojej pozycji. A jak ktoś czuje się zbyt pewnie, traci czujność i w końcu popełnia błąd.

Któregoś niedzielnego wieczoru wróciłam po weekendzie spędzonym u rodziców (jakimś cudem udało mi się pojechać samej). On nie chciał wpuścić mnie do domu, zatarasował czymś drzwi. W końcu udało mi się wejść, na co on zareagował wybuchem wściekłości. Zaczął rozrzucać moje rzeczy. Kiedy próbowałam go powstrzymać, złapał mnie za szyję i przydusił do drzwi, wrzeszcząc, że tym razem mnie zabije. Bałam się, że faktycznie coś mi zrobi, zaczęłam się szarpać i wyrywać. Wtedy chwycił mnie mocno za ramiona, wbijając w nie palce, i cisnął mną z całej siły o ziemię. Poczułam tak silny ból w kolanie, że zaczęłam płakać. On się zaczął śmiać i grozić, że to dopiero początek. Za chwilę poszedł po coś do swojego pokoju. Wykorzystałam moment i uciekłam z mieszkania, zdążyłam jeszcze zabrać torebkę. Schowałam się w samochodzie i zadzwoniłam na policję.

Tym razem zostawił mi na ciele ślady, więc była szansa, że ktoś mi w końcu uwierzy. Zanosząc się płaczem, powiedziałam dyspozytorce, co się stało. Kazała mi zostać w bezpiecznym miejscu i czekać na przyjazd patrolu. Policjanci przyjechali po jakichś 15 min. Kuśtykając podeszłam do nich, powiedziałam, co się stało i że potrzebuję pomocy. Oni na to, że jasne, po to tu są. Spytali mnie, czy mam gdzie spędzić noc. Wtedy ja wpadłam w jakąś histerię, zaczęłam krzyczeć, że nie, nie mam, a w ogóle to dlaczego ja mam się martwić o nocleg, podczas gdy on sobie zostanie w moim mieszkaniu. To moje nazwisko jest na umowie najmu, a nie jego, dlaczego to on ma tam zostać.

Policjant mi przerwał i poinformował mnie o czymś, za co do końca moich dni będę wielbić niemieckie prawodawstwo. Otóż procedura w przypadku (uzasadnionym) zgłoszenia przemocy domowej wygląda tak, że policja nie bawi się w żadne niebieskie karty, tylko wlepia sprawcy natychmiastowy nakaz eksmisji. Nie ma tu nawet znaczenia, na kogo jest umowa najmu, czy do kogo należy mieszkanie - „wer schlägt, muss gehen”, czyli kto uderzy, ma się wynieść (kwestie praw do nieruchomości rozstrzyga się później sądownie). Kazali mi poczekać w samochodzie, a sami poszli eksmitować Hansa. Spytali mnie jeszcze, czy może być wobec nich agresywny, żeby wiedzieli, jak się przygotować. Odpowiedziałam, że wprost przeciwnie. Będzie uroczy, czarujący, bardzo zdziwiony ich wizytą i będzie ich przekonywał, że jestem psychopatką, która całą sytuację sobie wymyśliła. Oni na to: aha, czyli standard.

Po około 20 minutach moim oczom ukazał się widok, którego nigdy nie zapomnę: Hans z walizką wyprowadzany przez policję. Zaprowadzili go do jego samochodu, wsiadł i odjechał. Policjanci podeszli do mnie i powiedzieli: Może pani wracać do domu, jest pani bezpieczna, on już pani nic nie zrobi. Wytłumaczyli mi, że Hans dostał nakaz eksmisji oraz zakaz zbliżania się do mnie lub mojego mieszkania i jakiegokolwiek bezpośredniego kontaktu ze mną pod groźbą kary więzienia. Eksmisja jest permanentna, zakaz zbliżania i kontaktu obowiązuje do środy o północy (mogę wystąpić do sądu o przedłużenie). Gdyby przed upływem tego czasu próbował się ze mną kontaktować, mam powiadomić policję. Spytałam ich jeszcze, co mówił, kiedy po niego przyszli. Oni na to: „to samo, co wszyscy przemocowcy w tej sytuacji. Nic, czego już nie słyszeliśmy”. Próbował tylko negocjować, żeby pozwolili mu zostać do rana w mieszkaniu, bo nie ma gdzie spać, na co policjanci zaproponowali mu nocleg na dołku. Przypomniał sobie wówczas, że istnieją hotele.

Powiedzieli jeszcze, że następnego dnia, ktoś będzie się ze mną kontaktował w sprawie dalszego postępowania, a ja mam pójść zrobić obdukcję, wystarczy u zwykłego lekarza rodzinnego.

Wróciłam do domu i poczułam tak niesamowitą ulgę i błogość, jak chyba jeszcze nigdy wcześniej. Nie wiedziałam wtedy, ile jeszcze przede mną. Ale o tym w drugiej części.

zagranica

by Crannberry
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar AnitaBlake
7 17

Strasznie Ci współczuję takich przeżyć. Nawet sobie tego nie jestem w stanie wyobrazić. Mam nadzieję że już jest u Ciebie w miarę dobrze.

Odpowiedz
avatar justangela
16 22

Sytuacje, które Cię spotykają są tak piekielne, że prawie niemożliwe, żeby mieć takiego pecha i tak źle trafiać. Jednak gdy je czytam po prostu Ci wierzę. Nie wiem czy to zasługa prawdziwości historii, czy talentu do pisania, ale to nie jest ważne, bo historie są absolutnie wiarygodne. Jednocześnie też, mam szczerą nadzieję, że u Ciebie aktualnie jest wszystko w porządku, a opisywane przez Ciebie sytuacje należą do odległej przeszłości.

Odpowiedz
avatar Crannberry
11 17

@AnitaBlake: @justangela: dziękuję wam bardzo za ciepłe słowa. Historia należy do przeszłości. Ten rozdział mam na szczęście za sobą, wyciągnęłam tez wnioski na przyszłość. Moje pierwsze kilka lat w Niemczech było bardzo piekielne i wszystko co mogło pójść nie tak, szło nie tak. Obecnie wszystko jest dobrze. Oczywiście zdarzają się piekielnosci w stylu tych historii o samochodzie czy wakacjach, ale w porównaniu w małżeństwem z psycholem są to drobiazgi :)

Odpowiedz
avatar Crannberry
19 33

@urbankrwio: Dziubuś, o ile z teściową trudno mi cokolwiek udowodnić, bo wszystko się odbywało „na gębę”, to tutaj mam bardzo gruby plik dokumentów sądowych, wyniki obdukcji, pewnie jeszcze protokół z wizyty policji. Jeśli bardzo chcesz, to podaj mail, to ci to wyślę. Tylko będzie bardzo dużo czytania po niemiecku, w historii podałam bardzo skróconą wersję wydarzeń

Odpowiedz
avatar Agatorek
14 20

@urbankrwio: Nie wszyscy mają "sielankowe" życie. Również mogłabym opisać historie (w podobnym stylu) o moim byłym mężu, ale postanowiłam do tego już nie wracać (bo teraz naprawdę mam super faceta, jesteśmy 12 lat razem).

Odpowiedz
avatar Neomica
13 17

@urbankrwio: kiedyś też bym nie wierzyła ale przekonałam się, że są osoby, których życiorys to gotowy scenariusz a los wali w nich jak piorunami. Tak jak są ludzie którzy idą przez życie bez żadnych zakrętów a z życiowych dramatów to śmierć chomika i podwyżka cen gazu. Nawet jeśli to fejk, to fejk akceptowalny bo takie historie się przecież rozgrywają i dobrze jest się nad nimi pochylić . Może komuś to pomoże a innemu pozwoli dostrzec coś czego w otoczeniu nie widział?

Odpowiedz
avatar koorka
2 2

@Neomica: Niestety niektóre kobiety wybierają takich mężczyzn i trudno nazwać to pechem. Niektóre z nas mają w sobie magnes ta takich dupków i psycholi

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 15

Dwie nieprawdopodobne historie jedna po drugiej, ale jak juz inni napisali w obie calkowicie wierze. Mialas strasznego pecha. Wybacz takie prywatne pytanie, ale czy teraz jestes sama? ja po takich przezyciach nie zaryzykowalabym poraz trzeci.

Odpowiedz
avatar Crannberry
16 20

@nursetka: dlatego napisałam w międzyczasie 3 inne, lżejsze, żeby nie wstawiać tych „grubego kalibru” jedna po drugiej. Po zakończeniu tamtego związku zrobiłam sobie przerwę. Tzn chodziłam od czasu do czasu na randki, ale bez intencji wchodzenia w związek, traktując to bardziej jako „wyjście do ludzi”, pójść na kawę i pogadać o d... Maryni. W tej chwili od ponad 3 lat jestem w szczęśliwym związku. Podeszłam do niego bardzo ostrożnie (przez ponad rok był to związek na odległość, mieszkaliśmy w różnych krajach). Kiedy zaczęło się robić poważnie, nawiązałam kontakt z jego byłą partnerką, z którą był przez prawie 10 lat, i o wszystko ją szczegółowo wypytałam. Kiedy powiedziała, że zostawiła go, ponieważ był dla niej jednak zbyt spokojny i brakowało jej adrenaliny, stwierdziłam, że jest to dokładnie to czego szukam :)

Odpowiedz
avatar Neomica
13 15

@Crannberry: Dobra Crannberry, dawaj ciąg dalszy bo chyba nie tylko mnie skręca by dowiedzieć się jak ten gnój skończył.

Odpowiedz
avatar Stileto88
8 8

@Crannberry: no mnie tez skreca co bylo dalej. A tak poza tym, to mialas wielkiego pecha co do facetow. Z dwojga zlego to chyba ten mis z niespodzianka gorszy. Teraz a niechaj Ci sie wiedzie

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
8 18

Jesteś absolutnym wyjątkiem. Wiele osób tkwi w takich związkach, daje się podporządkować psychopacie. Wiem, że są setki teorii wyjaśniających takie zachowanie, ale dla mnie to po prostu głupota. Bo on przeprosił, więc na pewno jest mu przykro, bo miał ciężki dzień itp. Ja to nazywam uzależnieniem od emocji. Po prostu tacy psychole fundują niesamowitą huśtawkę skrajnych emocji. Wiele razy widziałem, i sam też tego doświadczyłem, jak normalni (w sensie szanujący kobiety i liczący się z ich zdaniem faceci) dostawali kosza na rzecz pijaczków, palantów, chamów, czyli takich, co to dostarczają wrażeń, ale nie da się z nimi nic sensownego zbudować, nie można na nich polegać. Także naprawdę wyrazy szacunku z mojej strony dla kogoś, kto od razu zaczął kalkulować, jak zakończyć ten związek, kiedy tylko "miś" pokazał swoje prawdziwe oblicze. Jesteś tzw. wyjątkiem potwierdzającym regułę.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
6 6

@pasjonatpl: A pracownica socjalna powinna zmienić pracę, bo do tej się nie nadaje. Nie chodzi o to, że ci nie uwierzyła, bo zdarza się, że ktoś rzeczywiście zmyśla albo przesadza, tylko o to, że uwierzyła we wszystko, co mówił Hans, chociaż w jego wersji były nieścisłości. I właśnie pracownik socjalny, zajmujący się podobnymi przypadkami zawodowo, powinien potrafić takie nieścisłość wyłapać, a wszelkie osobiste preferencje względem danej osoby odłożyć na bok.

Odpowiedz
avatar BlueBellee
2 2

@pasjonatpl: Wiele osób tkwi w takich związkach też ze względu na pieniądze i perspektywy, a raczej ich brak. Autorka zresztą też o tym wspomina. Masakra.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 2

@BlueBellee: Tak też bywa, ale autorka zdawała sobie sprawę ze swojej sytuacji i od razu ustaliła plan, jak krok po kroku się z tego wyplątać. A ile znasz historii, gdzie kobieta otrzymuje pomoc i ją odrzuca, po czym zostaje ze swoim misiem. Czy ten ją leje na środku ulicy, ktoś stanie w jej obronie i obije mu ryja, to kobieta jeszcze składa zawiadomienie do prokuratury, że pobił jej partnera. Znam jednego, co właśnie za to dostał karę w zawieszeniu. Ile było takich historii na piekielnych.

Odpowiedz
avatar clockworkbeast
7 15

Historia dłuuuga, ale wierzę w każde słowo. Trzymaj się ciepło i wracaj do równowagi! mogę polecić ci książkę "Das Kind in dir muss Heimat finden", przeczytaj koniecznie. To pomoże ci odzyskać wiarę w siebie. NIe wiem, czy jest tłumaczenie na polski lub angielski, ale raczej powinnaś sobie z tym poradzić. A na przyszłość, jakbyś miała jakiekolwiek wątpliwości prawne, to idź do prawnika, wykup Beratungsstunde i pogadaj. To ci da więcej niż błądzenie czy nawet googlowanie. Na przykład ten fakt, że mieszkanie było na ciebie, ale nie mogłaś się pozbyć z niego męża: nie jestem pewna, ale skoro byłaś jedynym najemcą, to mogłaś zerwać umowę najmu (on by nic nie wiedział o tym, tylko właściciel), a po trzech miesiącach - bo taki jest zwykle termin w umowie - pakujesz cichcem swoje rzeczy i się wynosisz do innego mieszkania, a co on zrobi, to już problem jego oraz właściciela mieszkania, który go musi eksmitować. Oszczędziłabyś sobie nerwów, a po roku mieszkania oddzielnie - rozwód. W Niemczech nie ma orzekania o winie, przed sądem wystarczy powiedzieć, że nie chcesz być dłużej z tym człowiekiem i tyle.

Odpowiedz
avatar Michail
3 15

XXI wiek. Wszyscy mają komórki z nagrywaniem conajmniej dźwięku, prawie codzienne napady i poniżanie, aż do przemocy fizycznej i nie dało się dowodu znaleźć?

Odpowiedz
avatar Crannberry
9 13

@Michail: Regularnie nie znaczy, że codziennie. W szczytowym okresie było to raz na kilka dni, raz na tydzień. I zawsze z zaskoczenia. To nie jest pijak, który robi się agresywny po alkoholu, więc wiesz, że kiedy wraca pijany, będzie grubsza inba i spokojnie zdążysz włączyć nagrywanie. tutaj działo się tak, że mogliśmy sobie spokojnie robić razem obiad, a nagle on zrzucił mi na stopę tłuczek do mięsa, czy czymś oparzył. Nie miałam ani jak tego ani przewidzieć, ani udowodnić, że było to działanie celowe. Grubsze awantury często zaczynały się od wyrwania mi telefonu, więc nie miałabym czym go nagrać. A nawet gdybym go nagrała, to w Niemczech nie mogę wykorzystać nagrania zrobionego bez zgody osoby nagrywanej nawet w celu zgłoszenia przestępstwa, bo narażam się sama na odpowiedzialność karną.

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
4 6

@Michail: w 2011-12 nie bylo to chyba az takie modne. To teraz soe wszystko nagrywa.

Odpowiedz
avatar xyRon
8 8

Jak to możliwe, że ciągle trafiasz na takich psychopatów?

Odpowiedz
avatar Crannberry
10 16

@xyRon: nie ciągle, raz trafiłam. Poprzedni był „tylko” uzależniony od matki. A fajni ludzie, na których trafiam, nie nadają się na ten portal

Odpowiedz
avatar yfa
1 3

@Crannberry: to na ilu fajnych mężów już trafiłaś, o których nam tu nie napisałaś? Wybacz, ale jak to się mówi - jak po raz trzeci słyszysz, że jesteś koniem, to pora rozglądać się za siodłem.

Odpowiedz
avatar Crannberry
0 4

@yfa: Na jednego nie-męża, z którym jestem obecnie, już od kilku lat. Najlepszy człowiek, jakiego w życiu spotkałam, więc chyba to siodło nie będzie mi jednak potrzebne

Odpowiedz
avatar Lapis
-4 8

James był anglikiem, brałaś ślub w Polsce ale obowiązywały Cię niemieckie zasady co do rozwodów? Coś mi się tu grubo nie klei.

Odpowiedz
avatar Nimfetamina
13 13

Przeżyłam niestety podobnego typka - 7 lat zmarnowałam, zbierałam się psychicznie po tym ponad 3. Jedynym plusem jest to, że po takiej "przygodzie" wyczuwasz psychopatów na odległość. Chociaż osobiście wolałabym nigdy nie musieć/umieć tego robić. Życzę szczęścia :)

Odpowiedz
avatar Bryanka
12 12

Mój były ujawnił swój prawdziwy charakter wcześniej. Na szczęście po 2 latach narzeczeństwa. Dla osób, które tego nie przeżyły, rzeczywiście może być trudne do uwierzenia, że człowiek może mieć dwa tak skrajne oblicza.

Odpowiedz
avatar Bubu2016
1 1

Wiktymologia - szczerze polecam!

Odpowiedz
avatar ooomatko
0 12

Momentami, i to sporymi, lezy mi tu logika. Skoro powiedział, że możesz się wynieść, a mieszkanie masz mu opłacać, to było to zrobić. Tzn. wynieść się, wypowiedzieć najem, a niechby sobie płacił sam. Z daleka od psychola wniosłabyś o tę separację i koniec.

Odpowiedz
avatar Crannberry
5 9

@ooomatko: ale dokąd miałam się niby wynieść? Dopóki nie zaczęłabym nowej pracy nie miałam szans wynająć nowego mieszkania, gdyż miałam za niskie zarobki. Nie dostałabym nawet kawalerki

Odpowiedz
avatar Lapis
4 6

@Crannberry: w Niemczech nie da się wynająć pokoju w mieszkaniu studenckim? W Polsce to popularne.

Odpowiedz
avatar Crannberry
4 8

@Lapis: w Niemczech jest obowiązek meldunkowy oraz bardzo restrykcyjne przepisy odnośnie liczby metrów kw. w mieszkaniu na osobę. Pokój oczywiście bez problemu można znaleźć, z tym że bez możliwości meldunku, co pozbawiłoby mnie możliwości legalnej pracy, ubezpieczenia zdrowotnego itp. Z tego co widzę na polonijnych forach, ludzie obchodzą ten przepis w ten sposób, że wynajmują gdzieś pokój na czarno, a gdzie indziej kupują sobie fikcyjny meldunek. Zabawa taka jest jednak po pierwsze bardzo droga (fikcyjny meldunek kosztuje 1000 €), na co i tak nie byłoby mnie wówczas stać, a po drugie nielegalna. Do tego dochodziłby mi dodatkowy problem. Jako że mieszkanie wynajęłam gołe, a wszystkie meble i sprzęty zostały przeze mnie kupione i należały do mnie, miałabym problem, co z nimi zrobić. zresztą, kwestią mieszkaniową zamierzałam się zająć już po rozpoczęciu nowej lepiej płatnej pracy I pewnie jakieś rozwiązanie bym znalazła, jednak wydarzenia potoczyły się w ten sposób, że nigdy do tego nie doszło

Odpowiedz
avatar Crannberry
-1 3

@Lapis: tu masz przykład rodaków szukających meldunku

Odpowiedz
avatar DeceiverInI
4 6

@Crannberry: to jak ktos nie ma urzedowego meldunku to nie moze podjac pracy?

Odpowiedz
avatar Crannberry
0 6

@DeceiverInI: umowę o pracę może podpisać. Jednak żeby otrzymać numer identyfikacji podatkowej, założyć konto w banku, na które będzie ci wpływać pensja, zarejestrować się w kasie chorych (ubezpieczenie zdrowotne) oraz być objęty ubezpieczeniem społecznym jest ci potrzebny meldunek. Te wszystkie dokumenty musisz pierwszego dnia pracy dostarczyć pracodawcy. Bez tego możesz pracować tylko na czarno

Odpowiedz
avatar DeceiverInI
3 7

@Crannberry: he? a jak pracuja oaby ktore meiszkaja w polsce i codziennie jezdza do neimeic? (znam takie) jak parcuja osoby przez agence pracy? jak pracuja oaoby meiszkajace katem u rodziny i znajomych?

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 5

@DeceiverInI: pracowników transgranicznych oraz delegowanych obowiązują inne przepisy, które w moim przypadku nie miały zastosowania. Jak ktoś mieszka przez dłuższy czas u rodziny lub znajomych, muszą go zameldować.

Odpowiedz
avatar Italiana666
1 1

@Crannberry: nie slyszalam nigdy o kupowaniu fikcyjnego meldunku. Mam znajomych, ktorzy maja wspollokatorow i maja zameldowanie. I ci wszyscy moi znajomi pracuja. Jesli wynajmujesz pokoj i dostajesz umowe wynajmu to w twoim interesie lezy pojscie do Bürgeramt i zameldowanie sie. Jeszce 7 lat temu mieszkalam w akademiku i tam tez mialam zameldowanie. Co do mebli to tak. Nie wiadomo co z tym zrobic. Mozna oddac na Spermüll albo sprzedac na Ebay.

Odpowiedz
avatar Crannberry
-1 1

@Italiana666: Też nie słyszałam, dopóki nie zarejestrowałam się na grupach polonijnych i nie zobaczyłam tych wszystkich ogłoszeń. U góry masz skriny. Żeby sie zameldować, potrzebujesz potwierdzenie od właściciela mieszkania lub głównego najemcy. Jeśli pokój podnajmowany jest na czarno (bo włąściciel nie zgadza sie na WG, albo ktoś ma mieszkanie socjalne i podnajmuje pokoje na lewo, albo jest za mały metraż, bo w 3-pokojowym mieszkaniu mieszka 8 osób), nikt tego potwierdzenia nie wystawi i trzeba meldunek zdobyc inaczej. Jak wejdziesz na jakąś grupę typu Polacy w Monachium, zobaczysz mnóstwo ofert wynajmu pokoju tanio bez meldunku oraz handlu meldunkami. Jeśli ktoś zarabia np. 1200 euro i nie stać go na wynajęcie pokoju legalnie, bo taki kosztuje np. 700 euro, kombinują w ten sposób.

Odpowiedz
avatar Wilczyca
3 5

Bardzo nieprawdopodobna historia, ale nie twierdzę, że jest nieprawdziwa. Niestety wiem, że tacy ludzie istnieją, najgorsze właśnie, że przy innych zachowują się zwykle całkiem normalnie. Natomiast dziwi mnie, że przez dwa lata rzeczywiście nie dawał żadnych przesłanek co do swojego prawdziwego oblicza? Zwłaszcza, że miałaś już wcześniejsze niefajne przeżycia, więc pewnie byłaś na to wyczulona. Nietypowe, że potrafił aż tak dobrze i długo udawać.

Odpowiedz
avatar Crannberry
4 8

@Wilczyca: dlatego pewnie był niezadowolony, kiedy chciałam poczekać ze ślubem. Musiał biedaczek udawać jeszcze przez rok. Sama jestem pod wrażeniem, jak długo wytrzymał. Z pierwszym była inna sytuacja - matka była je*nieta od początku i specjalnie się z tym nie kryła, z czasem jej się tylko nasiliło. O istnieniu takich socjopatów jak Hans w ogóle nie miałam pojęcia więc nie byłam na to wyczulona. Jedyne na co zwróciłam uwagę, to jakie stosunki panują w jego rodzinie

Odpowiedz
avatar Neomica
5 5

@Crannberry: Jego rodzice też trochę piekielni. Wiedzieli co z niego za gagatek i z historii wynika, że nie stali za nim ślepo. Nie próbowali cię ostrzec? Spokojnie patrzyli jak ten pająk oplata kolejną muchę?

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 7

@Neomica: na początku miałam do nich żal, że mnie nie uprzedzili, nie ostrzegli. Z drugiej strony próbuję na to spojrzeć z ich perspektywy. Może nie mieściło im się w głowie, że ich jedyne dziecko nie ma po prostu trudnego charakteru, jak to określali, tylko jest klinicznym socjopatą. Poza tym, jak chyba wspomniałam historii, jego mama bardzo ciężko chorowała. Bardzo chciała przed śmiercią doczekać tego, jak jej syn się ustatkuje i założy rodzinę

Odpowiedz
avatar Neomica
4 4

@Crannberry: Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy Z nadzieją na łamanie kołem i pręgierz w finale. Niezbyt śmiałą nadzieją. Zbyt wiele podobnych historii ma słodko-gorzki koniec i smutny epilog.

Odpowiedz
avatar Crannberry
4 8

@Neomica: napiszę w najbliższych dniach. Muszę przejrzeć akta i porobić notatki, bo mnie pamięć już trochę zawodzi i rozjeżdża mi się chronologia. A staram się unikać nieścisłości, bo mnie łowcy fejków zjedzą żywcem ;)

Odpowiedz
avatar Pytajnik
0 4

Czytam sobie te twoje historie i dochodze do wniosku ze to zbyt nieprawdopodobne i szalone abys to wymyslila. Innymi slowy, mialas niesamowitego pecha z pierwszym... i nieco mniejszego pecha z drugim, bo socjopaci sa idealni w wyszukiwaniu perfekcyjnych ofiar. Nie sadze by bylo w tym momencie sensowne i pozadane dawanie ci rad co wtedy powinnas zrobic aby z tego wyjsc, typu popytac w niemieckim MOPSie itd, wiec - ciesze sie ze sie nie zalamalas kompletnie i teraz, z tego co piszesz, jest bez porownania lepiej. Zdrowia i spokojnego zwiazku zycze :)

Odpowiedz
avatar bazienka
0 2

mocno ci wspolczuje rada dla osob w poddobnej sytuacji 1. NAGRYWAC jego zachowanie w domu- kamerka, dyktafon 2. moglas umowic sie z zwlascicielami, ze wymawiasz umowe, w koncu mieszkanie na ciebie, a on niech sobie radzi

Odpowiedz
avatar Crannberry
1 3

@bazienka: Moim pierwszym krokiem było znalezienie i rozpoczęcie nowej pracy. Jako następny krok chciałam wymyślić coś z mieszkaniem, nawet myślałam o czymś w stylu dogadania się z właścicielką i fikcyjnego wypowiedzenia umowy. Jednak wydarzenia potoczyły sie szybciej niż moje plany

Odpowiedz
avatar yfa
-3 7

Fake, albo miś ma rację i problemy faktycznie są w twojej głowie. Edit: np. problemy, o jakich wspomniał Bubu2016. Taka choćby księżniczka czekająca na księcia przybywającego na białym rumaku - doskonała ofiara dla kogoś, kto chce poudawać księcia.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 listopada 2019 o 11:51

avatar DeceiverInI
0 0

Tak wgl to ci odpisalem sparwdz skrzynke

Odpowiedz
avatar kiwii27
2 2

Czytam Twoje historię i wierzyć się nie chce, że jedna osoba mogła mieć, aż takiego pecha, tyle przeżyć i mieć siłę dalej walczyć. Jednak przychodzi mi do głowy, myślałaś nad terapia? Patrząc nie tylko na to co Cię spotkało, ale również dlaczego. Może jest coś co Cię ciągnie do takich popaprańców? Obyś już zawsze była szczęśliwa.

Odpowiedz
avatar MrsCrowley
-3 3

"Za zamknięty drzwiami" B.A Paris. Jest to dokładnie ta sama historia tylko w książce główna bohaterka morduje męża. Tutaj oczywiście zakończenie inne żeby było bardziej wiarygodne. Komuś się bardzo nudzi w życiu.

Odpowiedz
avatar Crannberry
0 2

@MrsCrowley: Kojarzę okładke ksiązki, ale nie czytałam. Staram sie takiej lieratury unikać ze względu na wspomnienia, ale jeśli warto przeczytać chętnie sięgnę. Szkoda tylko, że podałaś zakończenie. U mnie zamiast spektakularnego morderstwa była mniej spektakularna batalia sądowa.

Odpowiedz
avatar MrNazarinho
0 4

Dla tych co nie czytali pierwszej epopei zmyślonej na maksa polecam #85520 Tej nawet już nie miałem siły do końca czytać. I nie chodzi mi o to że jest złe. Jest świetne, tylko tyle że nie jest prawdziwe. Najbardziej mnie rozbawiło stwierdzenie że nie można samemu wyżyć z pracy w kancelarii prawnej z Niemczech. Padłem i nie mogę się podnieść.

Odpowiedz
avatar Crannberry
1 3

@MrNazarinho: po pierwsze, kto mówi, że była to kancelaria prawna? A nawet w kancelarii prawnej, czy jakiejkolwiek innej, dobrze zarabiają specjaliści, czyli prawniik, doradca podatkowy itd. Administracja (a takie stanowisko miałam) zarabia dużo mniej. Dla przykładu, na stanowisku sekretarki w kancelarii adwokackiej oferowane sa niższe zarobki niz na kasie w markecie

Odpowiedz
avatar MrNazarinho
-2 2

@Crannberry: nie znasz kompletnie niemieckich realiów. Tam człowiek może normalnie żyć pracując za najmniej płatną prace na pełnym etacie. Co za różnica jaka kancelaria. Nie zmienia to faktu że to jest druga epopeja wyssana z palca dla "fejmu" na internetach.

Odpowiedz
avatar Crannberry
1 3

@MrNazarinho: mieszkam w tym kraju już prawie 10 lat, więc chyba znam realia. Nie wiem, czy sam mieszkasz w Niemczech, a jeśli tak to gdzie, Ale podejrzewam, że nie jest to Monachium, skoro twierdzisz, że za pensję minimalną można się bez problemu utrzymać. kancelaria, w której pracowałam, było to KPMG. Aplikuj do nich na jakiekolwiek administracyjne stanowisko i zobacz ile płacą. Ja miałam zaje*iste 1600 na rękę. O ile w Bautzen, czy innym Görlitz bez problemu się za to utrzymasz, to w Monachium, gdzie poniżej tysiaka nie wynajmiesz nawet głupiej kawalerki, już tak różowo nie było.

Odpowiedz
avatar MrNazarinho
-2 2

@Crannberry: człowiek który byłby po rzekomych przejściach jak w/w opisanych historiach pochodziłby z dystansem do opinii ludzi na ten temat. A tutaj rzucasz sie na wszystkich z jadem i bronisz swoich historii. Każdy ma prawo mieć swoje zdanie. Dotychczasowa praca była bardzo dobrze płatna, ale też nieludzko absorbująca:

Odpowiedz
avatar MrNazarinho
-3 3

post pod postem bo nie działa mi edycja. Cytat z tekstu: "Dotychczasowa praca była bardzo dobrze płatna, ale też nieludzko absorbująca" - czyli mieszkając w Monachium nazywasz 2600e bardzo dobrze płatną praca? "Ponieważ zarabiałam więcej niż on, " Fajnie, koleś który w Monachium ma 35 lat i pracuje we firmie handlującej stalą zarabia szacuje około 2000-2400? Czyli chyba ten "wesoły, elokwentny, przesympatyczny, raczej stroniący od alkoholu, grzeczny, szarmancki, troskliwy, opiekuńczy, długo można wymieniać" jegomość musi w tej firmie zamiatać podwórko. Albo w ogóle to jest dobre: " Do tego zostałam sama w obcym kraju, gdzie źle się czułam, nie radziłam sobie z językiem, z biurokracją, a każdy list urzędowy wprawiał mnie w przerażenie. Byłam w totalnym dole. Jedynym plusem była dobra praca, więc przynajmniej miałam z czego żyć." jesteś o obcym państwie nie radzisz sobie z językiem ale masz bardzo dobrze płatną pracę. <rofl> I jeszcze po drodze milion takich szczególików które zdradzają fake. Bez sensu jest dalej brnąć w tę dyskusję bo i tak masz argumentów sto by zajadle bronić prawdziwości swoich powieści. Dla mnie to jest ściema jakich mało ot i tyle.

Odpowiedz
avatar Crannberry
1 1

@MrNazarinho: Jeżeli merytoryczna odpowiedź na zadane pytanie to dla ciebie plucie jadem, a czepianie sie na siłę rzeczy, które można sobie samemu w kilka minut sprawdzić (typu cena najmu mieszkania czy prawo rozwodowe) i wyciąganie wyłącznie na podstawie własnej niewiedzy wniosków w stylu "jestes głupia piszesz fejki" to konstruktywna krytyka, to chyba faktycznie nie mamy o czym rozmwaiać. Twoje zarzuty z osttaniego postu bardzoej brzmia jak głupi trolling niż faktyczne wątpliwości, ale mimo to spróbuję sie ustosunkować: - dobre płatna praca. Na rekę miałam faktycznie coś w okolicach 2600. Dla jednych to dużo, dla jednych mało. Programista za takie pieniądze nie wstałby nawet z łóżka, ale ja nie jestem programistą i przy moich kompetencjach odpowiwadało to moim oczekiwaniom finnasowym. Zwłaszcza, że średnia krajowa netto wynosiła wtedy 1800 netto, więc pensja wyższa od niej o 800 euro nie prezentowała sie źle. Moje koszty życia w tamtym czasie wynosiły równiez w okolicach 1800 euro, więc te 8 stówek miałam na swoje przyjemności. Naprawdę dało się przyjemnie żyć. - Hans miał na rękę cos w okolicach 2400 (plus roczny bonus, który najpierw mowił, że dostawał, a potem, że nie dostawał). Pensja równiez powyżej średniej krajowej, jak na szeregowego pracownika w małej firmie, nie korpo (taki Liebherr na pewno płaci więcej), raczej w górnej granicy stawek na tym stanowisku. Oferty płacy nieprzystające do kosztów życia stanowią w Monachium osobny problem, na ten temat wypowiedziałam sie w historii o szukaniu pracy - pracowałam w amerykańskim korpo (jakich w Monachium pełno), w dodatku w dziale zajmującym sie Europą Środkowo-Wschodnią, językiem komunikacji w firmie był angielski, wiekszośc pracowników stanowili ekspaci, niemiecki nie był w ogóle używany. Załatwianie spraw w niemieckich urzędach również nie wchodziło w zakres moich obowiązków. Jeżeli nadal masz wątpliwości mogę również wrzucić skany wyroków sądowych dowodzących prawdziwości historii, ale podejrzewam, że skwitujesz to tylko stwierdzeniem na wzór Putina o zielonych ludzikach, że "taki wyrok można kupić w każdym sklepie z wyrokami" i dyskusja z toba będzie przypominac próby przekonania płaskoziemcy, który i tak swoje wie

Odpowiedz
avatar Crannberry
1 1

@MrNazarinho: również post pod postem, ponieważ nie działa edycja. Jeśli gdzieś widziałeś oferte zamiatania podwórka za 2400 na rękę, to podeślij, chętnie przyjmę. Świeże powietrze, brak stresów i przyzwoita kasa

Odpowiedz
avatar Italiana666
2 2

@MrNazarinho: w tym momencie minimalna stawka brutto za godzine wynosi 9,19EUR. Te 7 czy 8 lat do tylu wynosila 6,5EUR brutto. Jesli ma sie I klase podatkowa to z pensji brutto urzad skarbowy sciaga okolo 30%. Wiec sobie policz sobie jaka byla wtedy pensja minimalna. W Monachium zarabia sie lepiej niz w innych czesciach kraju, ale ceny sa przerazajace. W Niemczech wcale nie trzeba znac jezyk niemiecki, zeby dobrze zarabiac. U mnie w firmie jest sporo osob bez znajomosci niemieckiego, ktorzy zarabiaja swietnie. Sa to najczesciej anglicy, ktorzy dla zasady zadnych jezykow obcych uczyc sie nie zamierzaja.

Odpowiedz
avatar Italiana666
2 2

@MrNazarinho: gdzie dokladnie mieszkasz? ja mieszkam w Düsseldorf i z pensji minimalnej moze da sie wyzyc, ale czlowiek jest skazany na najtansze produkty, ubrania, zadnych wakacji itp. Przy pensji minimalnej masz prawo sie nawet starac sie Wohnungsgeld i byc moze jakies inne dodatki socjalne. Jak sie mieszka na jakiejs wiosce to co innego.

Odpowiedz
avatar MrNazarinho
-2 2

@Crannberry: "Jeżeli merytoryczna odpowiedź na zadane pytanie to dla ciebie plucie jadem, a czepianie sie na siłę rzeczy, które można sobie samemu w kilka minut sprawdzić (typu cena najmu mieszkania czy prawo rozwodowe) i wyciąganie wyłącznie na podstawie własnej niewiedzy wniosków w stylu "jestes głupia piszesz fejki" to konstruktywna krytyka, to chyba faktycznie nie mamy o czym rozmwaiać." Nie trzeba być prorokiem by wiedzieć że właśnie od takich słów zacznie się odpowiedź na to co napisałem. Oczywiście, że nie przeżywasz każdego odpisywania się "hejterom" albo jak to nazywasz "łowcom fejków" tylko tak po prostu na każde odmienne zdanie piszesz komentarze długości eseja. Udowadniasz też na pokaz że wszystko jest prawdziwe i się zgadza. Ależ aż sie wyczuwa że to po prostu sprawa osobista i honoru żeby udowodnić swoje racje. Poproszę o fragment który wskazuje, że ja wnioskuję, że jesteś głupia. Ba, pisałem nawet, że wymysły są świetne. 1800e średnia krajowa a za 1600 nie możesz wyżyć sama w Monachium 7 lat temu?(wtedy ceny utrzymania były DUŻO niższe!) Dalej mam z tego grzane. I oczywiście, że nie mam wątpliwości ja po prostu wiem że to jest fejk bo im dłużej w to brniesz "udowadniając" wszystko, tym mocniej utwierdzam się w swoim przekonaniu. I tak może i jestem "płaskoziemcą" (i kto tu kogo obraża) bo nie "przekonasz" mnie za Chiny Ludowe. Nie mam tyle czasu na takie pierdoły jak sprzeczanie się i udowadnianie swoich racji w necie. W przeciwieństwie tu co do niektórych. A jeśli nie umiesz się pogodzić że ktoś ma odmienne zdanie i po prostu odpuścić to jeszcze bardziej właśnie wiem że mam rację.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 28 listopada 2019 o 19:26

avatar Crannberry
2 2

@MrNazarinho: 1800 to średnia krajowa na całe Niemcy. W Monachium zarabia się przeciętnie więcej niż w innych miastach, ale ceny, zwłąszcza najmu, są o wiele wyższe. I 1600 w samodzielnie prowadzonym gospodasrtwie domowym nie starczyłoby mi wówczas na utrzymanie się. Dla przykładu, takie najbardziej podstawowe koszty: - mieszkanie: czynsz, rachunki, ubezpieczenie, internet - 1200 eur - komórka - 50eur - ubezpieczenie samochodu - 60eur - bilet miesieczny - 100eur (mieszkam pod miastem, szósty ring) - benzyna (nie wszędzie dojedziesz komunikacją) - 60eur - leki, które stale przyjmuję - 30eur - jedzenie, chemia, środki czystości - 200eur przy dużych oszczędnościach Razem 1700. Przy wegetacji i rezygnacji ze wszystkiego nadal brakuje 100eur by domknąć budżet. A oprócz tego trzeba się jeszcze ubrać, czasem wypadnie niespodziewany wydatek, bo coś się np. zepsuje i trzeba kupić nowe. Już nie wspomnę nawet o "luksusach" typu kino, książki, fryzjer, kawa na mieście czy odwiedzenie rodziców.

Odpowiedz
avatar Italiana666
2 2

@MrNazarinho: szkoda, ze nie odpowiadasz na moje komentarze. Autorka napisala, ze wczesniej mieszkala w mieszkaniu z bylym. Mieszkanie pewnie bylo duze i dlatego pochlanialo tyle pieniedzy. Mam znajomych, ktorzy placa po 1500 za wynajem. Nie napisalas gdzie mieszkasz. Crannberry podaje ceny realne. Pewnie moznabybylo zaoszczedzic troche na mieszkaniu, ale nie kazdy chce sie cisnac na malym metrazu i miec mieszkanie, ktore nie bylo remontowane od lat. Na mojej ulicy zostal niedawno wybudowany nowy dom. Cena mieszkania 100m2 wynosi 1600EUR. Dodatkowo dochodzi prad. Moja dzielnica jest relatywnie tania. Tak wiec sa drozsze mieszkania.

Odpowiedz
Udostępnij