Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Będzie o bardzo dawnych czasach, ale z niejakim odniesieniem do współczesności. Ciemna…

Będzie o bardzo dawnych czasach, ale z niejakim odniesieniem do współczesności. Ciemna noc stanu wojennego, rok 1982. Mieszkam na wsi na Mazurach i uczę w szkole. Przychodzi pisemko, tak zwany bilecik. Mam się drugiego września stawić do jednostki w celu odbycia dwunastomiesięcznej służby wojskowej. Tak, kiedyś po studiach trzeba było odpękać rok w kamaszach w Szkole Podchorążych Rezerwy (taka wylęgarnia potencjalnych oficerów) w odróżnieniu od tak zwanego plebsu, który miał do wyboru tylko dwa latka lub (w przypadku pecha) trzy w marwoju lub u pancerniaków. Naonczas miałem dwoje dzieci silnie małoletnich czyli 4 miesiące oraz rok i pięć miesięcy. Żona oczywiście nie pracowała (macierzyński, wychowawczy itp). Trzeba było działać.

Krok pierwszy: do woja trafiłem tuż po potężnym ataku kolki nerkowej, więc idziemy w zdrówko. Zgłoszenie u lekarza w jednostce, ten w karcie wpisuje na czerwono KRÓTKA DROGA (czyli do natychmiastowego zwolnienia) i skierowanie do szpitala wojskowego. Tam teksty: bo zrobimy urografię, a od tego można umrzeć, to niech podchorąży przyzna, że dodał krwi z palca do próbki moczu i po sprawie. Wychodzę ze szpitala z diagnozą: skrzywienie przegrody nosowej nieznacznie upośledzające czynność ustroju (ale możemy ją podchorążemu wyprostować), kategoria A1, czyli komandos. Dobre było w tym, że unitarkę (tupanie do przysięgi po placu apelowym) odpracowałem w szpitalu, a salowe donosiły nam śliwowicę.

Krok drugi: dzieci i żona bez środków do życia (aż tak źle nie było, ale i nie luksusowo). No i bingo. Wezwanie z Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego, żeby wyjaśnić sprawę. Po jakimś czasie przez swoje wtyczki (każdy jakieś miał w PRL) informacja - decyzja o zwolnieniu wysłana na początku marca do jednostki macierzystej. Ja już cały happy, wolność tuż, tuż, ale to przecież wojsko i tak pięknie być nie może.

Codzienne wizyty u zblatowanego pisarza kompanii (niepozorna, ale szalenie ważna funkcja) nic nie dawały. Zwolnienie w końcu przyszło. Dziesiątego czerwca udało się kwitom pokonać 60 kilometrów od sztabu do jednostki.

Jako obywatel wyzwolony z kamaszów, czyli już nie podwładny, zapytałem przy piffie swojego byłego przełożonego, jak to było możliwe. Odpowiedź była taka: zwolnienie zwolnieniem, a podchorąży te dziesięć miesięcy z dwunastu odpękać musiał. Przepisu takiego nie ma, a raczej taki uzus, żeby podchorąży nie pomyślał, że wojsko to gó...

A jaki jest związek z codziennością? No cóż, to przecież nasza codzienność w kontaktach z urzędami. Niech sobie petent nie myśli, że może być górą. A nawet jak myśli, że jest, to nie jest.

I tyle.

by jotem02
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Armagedon
-4 6

@Marek Łaś: Było dokładnie tak jak mówisz. Jednakże autor pisze o stanie wojennym, więc tutaj trudno wyczuć. Wałęsę internowali i też mieli gdzieś, że on jedyny żywiciel, a kilka sztuk drobiazgu w domu.

Odpowiedz
avatar didja
2 4

@Armagedon: Wtedy obowiązywał dekret o stanie wojennym, jakiś nadgorliwiec może chciał się wykazać...

Odpowiedz
avatar Jorn
0 0

@Armagedon: Internowanie a służba wojskowa, to zupełnie dwie różne sprawy.

Odpowiedz
avatar Armagedon
3 3

@Jorn: A stan wojenny - to stan wojenny. Widzę, że tylko didja zrozumiała w czym rzecz. Co ma piernik(internowanie) do wiatraka(pobór wojskowy)? Jak powiadam, był stan wojenny i nikogo nie obchodziło czy ktoś jest jedynym żywicielem, czy nie jest. Skoro władza miała w dupie, czy żona i dzieci Wałęsy mają co żreć na co dzień, równie dobrze mogła mieć w dupie, czy rodzina autora ma co do gara włożyć. Kraj potrzebował żołnierza, najlepiej w ZOMO, bo tam można było służbę wojskową odpękać. I z tego co wiem, w stanie wojennym czasami poborowy nie miał wyboru.

Odpowiedz
avatar jotem02
2 2

@Armagedon: Mój kumpel, żarliwy antykomuch trafił do ZOMO. Lekko mu z tym nie było. W każdej chwili mógł dostać rozkaz, żeby spałować kumpli na demonstracji, a w stanie wojennym odmowa wykonania rozkazu...

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
0 2

trochę na złe czasy trafiłeś, wtedy była masa bumelantów i standardy zaostrzono

Odpowiedz
avatar Armagedon
-2 4

@Marek Łaś: Sugerujesz, że rodzinie Wałęsy ZOMO podrzucało frykasy, w czasie gdy on był internowany? No, nie wiem... Bo, że on sam miał wszystkiego pod korek - to prawda. Łącznie z gorzałą.

Odpowiedz
avatar irulax
-2 8

WP to chyba największa patologia. Mnie też chcieli zgarnąć: praca, wynajęte mieszkanie, grono znajomych ale za to problemy ze studiami. Po roku szorowania kibli musiałbym wszystko zaczynać od nowa. Jeżeli ktoś mi chce wmówić, że to dla "dobra ojczyzny", chce mi się kulać po ziemi ze śmiechu. Strata roku życia żeby jakimś biurokratom cyferki w tabeli się zgadzały. Bo jakość wojska poborowego to dno i 3 m mułu. Ani sprzętu, ani wyszkolenia, ani morale... To, że mamy np. taki Grom - jeszcze nie oznacza, że reszta wojska jest również dobra.

Odpowiedz
avatar kierofca
-1 7

@irulax: Nie byłeś i wiesz? :) Za to jak wygląda morale i zdolność bojowa żołnierzy odpowiada najniższa kadra. Gdzieś tak do dowódcy batalionu. Doskonale widać różnice w ramach jednej JW gdy się patrzy na co dzień i od środka. Szczęściem (dla części żołnierzy, a nie dla państwa czy armii jako całości) MON uskuteczniał selekcję negatywną, gdy się ktoś nie sprawdzał to go awansowano. Na dole zostawali tacy którzy lubili wojsko liniowe i frustraci którzy pomimo zdolności i doświadczenia bojowego (zwłaszcza misyjne) byli pomijani w awansach. Wyposażenie to inna kwestia i dotyczy każdej armii, jeśli ma być duża to musi być droga. A na taką nas nie było i nie będzie stać.

Odpowiedz
avatar irulax
0 2

@kierofca: Wystarczy, że moi dobrzy znajomi byli, bo pokończyli szkoły średnie i dali rady się wykręcić. Nie zawsze trzeba wyważać drzwi po raz kolejny i wynajdować koła na nowo. Nie interesuje mnie kto i za co odpowiada w WP, jeśli jednak mam trafić do "papierowej" armii, to jednak podziękuje. Jak dla mnie "żołnierze" są w 90% bandą urzędników i zarządzają armią jak przystało na urzędasów: miernie. Świadczy o tym chociażby stan naszego uzbrojenia, program zakupów i modernizacji armii. Do tej pory się zastanawiam po co było armii kilkadziesiąt tysięcy "producentów k00py" z poboru, zamiast zainwestować w mniejszą ale lepiej wyposażoną. Czas walki na bagnety się skończył o czym beton w dowództwie zdaje się zapominać.

Odpowiedz
avatar kierofca
0 4

@irulax: ogłaszanie końca walki na bagnety jest IMVHO przedwczesne. Wystarczy prześledzić ostatnie konflikty, których nie dałoby się wygrać bez wysłania ludzi z bagnetami. W Syrii gdyby nie mięsko armatnie kupione obietnicami, zginęłoby duuuużo więcej żołnierzy najnowocześniejszej armii świata. Stan uzbrojenia jest fatalny, zakupy robione głupio i IMHO za duży bakszysz. To nie ulega wątpliwości. Jednak szkolenie wojska z poboru ma głównie na celu zbudowanie dużej rezerwy na wypadek wojny tu. Na misje można wysyłać jakąś polską agencję 'czarna_woda', ale małą armią nie da się opóźnić najazdu na nas przy sąsiedztwie które mamy.

Odpowiedz
avatar irulax
2 2

@kierofca: Wedle mojej opinii, to co piszesz nie trzyma się kupy. Po prostu masz ciepłe wspomnienia z lat swojej młodości, dodatkowo przeżyłeś ciekawą przygodę, którą wspominasz z rozrzewnieniem. Tyle. Odnośnie Twoich argumentów: 1. Dobrze zrozumiałem? Chcesz wysyłać młodych Polaków z bronią ręczną pod wojska zmechanizowane? 2. Rezerwa złożona z platfusów jest niczym bez odpowiednio wyszkolonych i wyposażonych zawodowców. Ilu takich mamy z WP? GROM, JakaśTaM Zmechanizowana i ....tyle. Hussain miał przecie wielką "papierową" armię - na ile mu wystarczyła? Dysponujemy pojazdami z lat siedemdziesiątych, bez żadnych nowoczesnych systemów. Walka z nimi wyglądałaby jak strzelanie do ruchomych celów na poligonie. Iloma nowoczesnymi samolotami w dyspozycji bojowej dysponujemy? Ile mamy sprawnych czołgów ze światowej "topki". Jakie mamy nowoczesne systemy obrony rakietowej granic? Na czym mają trenować nasi żołnierze? Podtrzymuję swoją opinię: Polska dysponuje "papierową" armią, ładnie wyglądającą na wykresikach, lecz ze znikomymi walorami bojowymi. Sztab o tym wie, ale biorą kaskę i udają, że tematu nie ma. A może uda się przejść na sowitą emeryturkę zanim to wszystko p...nie? Rozumiem, że nie jesteśmy krajem bogatym, ale w ulepszaniu naszej armii nie widać jakiejkolwiek logiki, konsekwencji itp. Kto się dorwie do władzy ten rządzi...przez kilka miesięcy. A o wartości opóźniania obcej armii w nadziej na pomoc sojuszników już się nie raz przekonaliśmy. P.S. Np. właśnie teraz na własnej skórze przekonują się Kurdowie.

Odpowiedz
avatar jotem02
1 1

@irulax: Służyłem w zestawach plot s125 Newa. Życie bym stracił w pięć pierwszych minut konfliktu, bo plot idzie pod nóż jako pierwsza. A co miało nas bronić? Archaiczne PK/PKS? Notabene, służyłem na początku lat osiemdziesiątych. Poczciwe Newy są nadal w użytkowaniu. Podobno zmodernizowane...

Odpowiedz
avatar irulax
1 1

@jotem02: Właśnie o to mi chodzi. Moim zdaniem, kasa na armię jest zwyczajnie przeżerana. Co przetarg, to prawdziwy pokaz politykierstwa i niekompetencji. Po wuj nam 100 tys zwykłych trepów uzbrojonych w rozpadające się kałasze, przechodzone mundury z lat 90-tych, sprzęt którego wartość bojowa ogranicza się do samodzielnego dojazdu do bramy koszar? Żołnierze z doświadczeniem bojowym w misjach zostali wyp* do cywila z minimalnymi świadczeniami, bo po co nam tacy mąciciele? Została kadra spasionych oficerów-urzędasów ze znajomościami. Najsmutniejszym dla mnie jest fakt, że mamy niespodziewanie długi czas względnego spokoju. Jest więc okazja aby na spokojnie i konsekwentnie odbudować armię. Tylko, że politykierzy mają to w d. a w razie konfliktu pierwsi zwieją z kraju zostawiając nas na pastwę najeźdźcy. Ciemny lud również ma to w d. bo ważniejsze jest 500+ i/lub najbliższa promocja w Biedrze. Podśmiewamy się z Rosji, a ci gdyby chcieli, rozjechaliby nas w 48 godzin.

Odpowiedz
avatar Asertywny
3 3

W moim przypadku było nawet fajnie. Studia skończyłem w 1993 roku a wtedy po zakończeniu studiów absolwent otrzymywał wezwanie do odbycia służby w szkole podchorążych. Oczywiście też takowe dostałem i zameldowałem się w WKU z zaświadczeniem o zakończeniu studiów (dyplomu jeszcze mi nie zdążyli wydać a wojo już się o mnie upomniało). Przybyłem, zaanonsowałem się u dyżurnego i czekam w kolejce, z której co chwila jakiś smutny delikwent zostaje wywołany do gabinetu. Po wyjściu reszta czekających pyta tylko "Dokąd?" i słyszę "Poznań, Szczecin, Rzeszów, Jelenia Góra, Białystok" - czyli lokalsów dziadyga wysyłał najdalej jak tylko mógł. W końcu wezwali i mnie. Wszedłem do gabinetu, stanąłem przed obliczem jakiegoś majora i czekam na wyrok. Ten tylko popatrzył na mnie spod łba, napisał coś w mojej książeczce wojskowej, podstemplował, podpisał i "Następny!". Wychodzę i słyszę sakramentalne "Dokąd?" na które odpowiadam "do domu" po czym wyszedłem pozostawiając wiarę w korytarzu z opadniętymi szczękami. Dlaczego do domu? Tego dowiedziałem się dopiero po jakimś czasie. Okazało się, że MON miał taką dziurę w budżecie, że roczniki absolwentów niektórych uczelni wyższych z lat '93 i '94 były z miejsca przenoszone do rezerwy. A moją książeczkę z adnotacją "Skierowanie do odbycia szkolenia podchorążych w COSSTWL Oleśnica" oraz "Przeniesiony do rezerwy" mam do dzisiaj.

Odpowiedz
avatar jotem02
1 1

@Asertywny: Swoją drogą mogłem te dziesięć miesięcy odbębnić w domu. Po pierwszych czterech miesiącach tupania dostałem przydział jako młodszy wykładowca. Nie było jednak dla mnie grupy i przez trzy miesiące przychodziłem do Centrum Szkolenia na ósmą i wychodziłem o szesnastej. Bez żadnych obowiązków poza obecnością w pokoju. Wtedy nauczyłem się, że jasiek w chlebaku jest znakomitą poduszką do spania na biurku. Potem po prostu w środę jechałem swoim samochodem do domu i wracałem w poniedziałek rano (gdzie jest podchorąży jotem? Przed chwilą tu był, pewnie poszedł na strzelnicę przygotować się do zawodów w strzelaniu z broni krótkiej). Krycie kumpli jest w woju opanowane do perfekcji. Potem dostałem grupę kotów i szkoliłem ich z budowy wyrzutni S125. A i tak większość czasu to było kasyno, opieprzanie się i nuda. Po prostu stracone dziesięć miesięcy.

Odpowiedz
avatar niktsieniedowie
0 0

Odbiegając od tematu, co to znaczy, że zostałem wybrany do grupy alarmowania w swojej okolicy? To już było dawno, ale po zniesieniu zasadniczej.

Odpowiedz
avatar jotem02
1 1

Jakoś w stanie wojennym mało kogo to interesowało. A powoływanie się na przepisy mogło spowodować przydział po przekątnej, czyli Jelenia Góra. Pamiętaj, że dekret o stanie wojennym zawieszał działanie licznych przepisów - czy tego też,z nie wiem. Razem ze mną słuzyło kilka osób w podobnej sytuacji, ale zwolnili tylko mnie. Reszta kiblowała pełen roczek.

Odpowiedz
Udostępnij