Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Porządkowałam dokumenty, wpadł mi w ręce wypis ze szpitala i przypomniała się…

Porządkowałam dokumenty, wpadł mi w ręce wypis ze szpitala i przypomniała się historia sprzed 2 lat. Będzie o służbie zdrowia, a raczej o ludzkiej bezmyślności.
Zdarzyło mi się przewrócić na oblodzonym chodniku. Ot, wyskoczyłam rano do sklepu po bułki, wracając poślizgnęłam się i następne, co pamiętam, to to, że siedzę na kanapie we własnym salonie, a zaniepokojeni synowie (szczęśliwie nie zdążyli jeszcze wyjść do szkoły) próbują się ze mną dogadać. Potem już było standardowo: przyjazd karetki, szpital, wenflon, wywiad, tomograf i jedziemy na oddział. Szczerze, nawet nie pamiętam jaki. Po jakimś czasie zjawił się lekarz, przyniósł dokumentację, powiedział, że mam wstrząs mózgu, ale poza tym cała jestem, dał zalecenia (odpoczywać, leżeć, żadnej telewizji, komputera itp.) i stwierdził, że na noc nie trzeba mnie zatrzymywać, ale tak do 17.00 na obserwacji mam zostać.
Ok. I tu się zaczyna robić zabawnie.
Nie wiem, kto mnie obserwował, może ukryta kamera albo sąsiadka z łóżka obok (ale niedługo, bo zabrali ją na zabieg i już jej nie widziałam) bo poza paniami roznoszącymi obiad nawet pies z kulawą nogą do mnie nie zajrzał. W okolicy 17.00 stwierdziłam, że dość tego gapienia się w sufit, czas do domu. Podreptałam niepewnie, na wszelki wypadek przy ścianie (ciągle miałam zawroty głowy) do dyżurki pielęgniarek. Wyłuszczyłam sprawę, na co usłyszałam, że jak mam wypis, to mogę iść. Super. Na pytanie, gdzie jest wyjście, panie odpowiedziały, że korytarzem do końca i schodami w dół…Świetnie….
Zadzwoniłam do męża, żeby już przyjeżdżał i powolutku, przy poręczy, odpoczywając na półpiętrach (schodziłam chyba z 2 lub 3 piętra) zeszłam sobie na parter. (Wiem, może nie powinnam, trzeba było czekać na męża, ale już miałam dość tej szpitalnej atmosfery, zwłaszcza, że oddział był dość pusty i cichy i czułam się trochę jak w horrorze). Na paterze ludzi było sporo, bez problemu namierzyłam izbę przyjęć, usiadłam i czekałam na transport.
Mąż przyjechał, wychodzimy, już w drzwiach zorientowałam się, że czegoś mam za dużo…nadprogramowym bagażem był wenflon, którym wychodząc zahaczyłam o klamkę….
W tył zwrot i do gabinetu. Zaglądam, wszyscy zajęci, każą poczekać, ale na moje pytanie, czy z tym czymś w ręku to ja na pewno mam jechać do domu jedna z pielęgniarek spojrzała, zaniemówiła na chwilkę, szybciutko posadziła mnie na krzesełku i igłę wyciągnęła.
Wychodzi na to, że wyjść ze szpitala można w każdej chwili i dowolnym stanie i nikt się specjalnie tym faktem nie zainteresuje. Wiem, że to nie jest reguła, ale jak widać się zdarza.

słuzba_zdrowia

by kirilla
Dodaj nowy komentarz
avatar Jorn
6 18

Chyba ci się szpital pomylił z aresztem.

Odpowiedz
avatar kirilla
4 18

@Jorn: Być może. Jednak pacjenta ze wstrząsem mózgu i nie do końca ogarniającego rzeczywistość powinno się jednak chyba jakoś ustawić do pionu i np. wyjaśnić, że sam to nie powinien nigdzie łazić tylko grzecznie poczekać na kogoś do pomocy. A nie bez zastanowienia wypuszczać wskazując schody.

Odpowiedz
avatar xpert17
1 17

Sugerujesz, że jacyś strażnicy powinni uniemożliwiać dorosłym pacjentom wyjście ze szpitala?

Odpowiedz
avatar kirilla
3 19

@xpert17: Nie. Sugeruję, że pielęgniarki na oddziale, z którego wychodziłam powinny się odrobinkę zainteresować. Choćby tym, czy faktycznie mam wypis, czy wszystko jest ok. Czy może wychodzę na własne żądanie. Czy na pewno wiem, co robię. Nie oczekuję specjalnego traktowania i czerwonego dywanu. Ale wskazanie osobie ze wstrząsem mózgu schodów i powrót do plotek z koleżanką jest chyba troszkę słabe. Może się mylę.

Odpowiedz
avatar digi51
4 14

@kirilla: "Czy na pewno wiem, co robię." - choćbyś miała pod szpitalem "wziąć i umrzeć", a wypisywała się na własne żądanie, nikt nie miałby prawa Cię zatrzymać. A rozmowa z pacjentem, który wypisuje się na własne żądanie i uświadomienie go o jego stanie zdrowia i ewentualnych zagrożeniach związanych z wyjściem ze szpitala to zadanie lekarza prowadzącego, a nie pielęgniarek na dyżurce. Na oddziale psychiatrycznym zamkniętym chyba nie byłaś, żeby ktoś miał dorosłą kobietę zatrzymywać na siłę i opiekować się jak dzidziusiem. Ok, sam fakt, że olano Cię podczas całego pobytu jest piekielny, ale chciałaś iść w cholerę to poszłaś. Jak chciałaś zostać zbadana przed wyjściem to trzeba było się o to upomnieć - nie żebym uważała, że zainteresowanie ze strony personelu medycznego nie należy się pacjentowi z marszu, ale gadasz jak obrażone dziecko - na złość mamie odmrożę sobie uszy, a potem powiem, że to jej wina. Tylko, że Ty jesteś dorosła.

Odpowiedz
avatar kirilla
-2 10

@digi51: Wyjaśnij, proszę, ostanie dwa zdania, bo nie bardzo wiem, do czego się odnoszą.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 9

@kirilla: nie wiem co w tych zdaniach skomplikowanego; chciałaś to wyszłaś, złe się czułaś anie zgłosiłaś tego nikomu, bo Ci się nudziło? Mimo zawrotów głowy biegasz sobie po schodach i do kogo masz pretensje?

Odpowiedz
avatar digi51
2 8

@kirilla: Chodzi o to, że potraktowano Cię jak dorosłą osobę, która odpowiada sama za siebie i masz o to pretensje, jak dzieciak, który udaje dorosłego, a jednocześnie domaga się idiotycznymi metodami uwagi ze strony dorosłych.

Odpowiedz
avatar kirilla
-3 7

@Pixi: Zgłosiłam. Pielęgniarkom. Nie widziały problemu, nie pytały o szczegóły. Chciałam, to wyszłam fakt. Po schodach, chociaż nie powinnam, fakt. Teraz wiem, że nie było to mądre. Wtedy nie do końca wiedziałam, bo nie do końca kontaktowałam. Co do tego, że szpital nie więzienie, dorosła osoba ma prawo sobie wyjść i nic nikomu do tego. Nie wiem, jak to wygląda formalnie, ale osoba przyjęta na oddział wychodzi z niego albo na podstawie wypisu, albo podpisując papier, że wychodzi na własne żądanie. Inaczej, jak coś się stanie, szpital ma problemy. Gdybym na tych schodach upadła i poprawiła w głowę, nie wiem, jaki byłby efekt. Zarówno dla mnie, jak i dla szpitala.

Odpowiedz
avatar kirilla
-1 9

@digi51: Rozumiem. Osobę po wstrząsie mózgu i nie do końca kontaktującą bezpieczniej chyba potraktować jak dzieciaka, który z głupoty może coś zrobić, niż świadomego dorosłego. Nie mam pretensji. Tylko się dziwię. Koniec końców cała historia skończyła się dobrze, a nie musiała. Jakbym np. zasłabła na schodach i rozwaliła sobie głowę solidniej.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 10

@kirilla: serio zawsze Cię ma ktoś niańczyć?? W szpitalu nie ma na to czasu, lekarz wstępnie ocenił ze możesz wyjść, a skoro Twoj stan zdrowia się nie poprawił to powinnaś czekać na konsultacje. Gdybys spadła ze schodów to byłaby niczyja wina, o ile nie byłoby uchybień bhp.

Odpowiedz
avatar Lapis
1 7

@kirilla: do tego że pielęgniarki nie są od pilnowania lekarza który dał ci wypis. Lekarz przygotowując ci wypis powinien zlecić wyciągnięcie wenflonu, który zapewne założono Ci na SOR albo w kartce, więc miały prawo o nim nie wiedzieć.

Odpowiedz
avatar digi51
1 13

@kirilla: Zasłabnąć to mogłaś równie dobrze idąc do toalety albo sklepiku. Za każdym pacjentem na latać personel i pilnować czy aby na pewno jest w stanie bezpiecznie się poruszać? Wybacz, ale na to chyba brakuje trochę personelu. Im więcej Twoich wyjaśnień czytam, tym bardziej nie rozumiem, o co Ci chodzi. Szczególnie to enigmatyczne "wyłuszczyłam sprawę".

Odpowiedz
avatar Neomica
3 11

@digi51: My na pewno czytałyśmy tę samą historię? Gdzie tu obraza i wychodzenie na żądanie? Kobiecie powiedziano, że ma być na obserwacji do 17 i do 17 nikt jej nie "obserwował" a po tym czasie nikt nie przyszedł by chociaż powiedzieć, że ma iść w cholerę. Sam fakt, że babka niemal wyszła ze szpitala z wenflonem świadczy, że ktoś tu czegoś nie dopilnował. " Chodzi o to, że potraktowano Cię jak dorosłą osobę, która odpowiada sama za siebie" póki była pacjentką z urazem głowy to odpowiadali za nią pracownicy szpitala, do którego została przyjęta. Czemu uważasz, że ta sytuacja była normalna? Jak ja leżałam z powodu wstrząsu to co godzinę zaglądała do mnie piguła i nawet na spacery do kibelka (które niemal wymusiłam) musiałam chodzić z "obstawą"

Odpowiedz
avatar Neomica
0 8

@Lapis: Nie miały prawa nie wiedzieć. Pielęgniarki dostają dokumentację pacjentów przyjmowanych na oddział gdzie wypisane jest WSZYSTKO co pacjentowi było podawane i zakładane od momentu zebrania go z chodnika. Lekarz nie zleca wyciągnięcia wenflonu bo nie jest to żaden skomplikowany zabieg medyczny. To pielęgniarki przy wypisie sprawdzają i zdejmują wszystko.

Odpowiedz
avatar digi51
-3 11

@Neomica: napisałam już, że uważam za naganne, że nikt się autorką nie zainteresował, tylko, że historia napisana jest w tonie "nikt się mną nie interesował, chciałam iść do domu i nikt mnie nie zatrzymał" - to trochę zalatuje takim właśnie dziecinnym zachowaniem. I nie chodzi mi o to, aby robić z piguł święte i klepać je po plecach, ale po pierwsze wychodzi na to, że autorka jedynie powiedziała,że ma wypis i chce sobie pójść. To co, siłą ją mieli tam trzymać? To, że czasami personel ma paskudne nastawienie do pacjentów nie usprawiedliwia, szczególnie w przypadku ludzi dorosłych i zdrowych na umyśle, głupich i Nieodpowiedzialnych zachowań. Autorka miała wypis, ale źle się czuła - zaniedbanie personelu, że nikt się nią nie zainteresował, głupota autorki, że o tym nie wspomniała. Bo chciała iść do domu. No to poszła. Nie przekonują mnie teksty "bo jakbym spadła że schodów to szpital miałby problem". A kto miałby problem jakby tak spadła że schodów we własnym domu, bo jej się w szpitalu nie chciało siedzieć? A o wypisie na własne zadanie wspomniałam, bo autorka gdzieś w komentarzu poruszyła ten temat i pisałam o tym cały czas w trybie przypuszczającym.

Odpowiedz
avatar Neomica
6 10

@digi51: Nie wiem gdzie ty widzisz ten ton. Autorka po prostu zwróciła uwagę, że nikt się nie zainteresował wychodzącym pacjentem co sama uznałaś za naganne i jednocześnie krytykujesz autorkę, że mówi że nikt się nią nie interesował. I nie do końca jest tak, że to pacjent sam za siebie odpowiada. A już na pewno nie pacjent z urazem głowy bo taki uraz potencjalnie może zaburzać trzeźwość osądu. Widziałam kolesia, który po takim dzwonie rozmawiał normalnie a po chwili próbował wyjść z domu przez drzwi od lodówki.

Odpowiedz
avatar kirilla
5 5

@Neomica: Przez drzwi lodówki co prawda nie wychodziłam, ale też podobno było zabawnie. Ja tego nie pamiętam, od momentu upadku do przyjazdu karetki mam dziurę w pamięci, ale synowie mówili, że wmaszerowałam do do mu z zakupami, ale bez okularów (spadły podczas upadku i zostały na chodniku), wielokrotnie kazałam i m rozpakować zakupy, kilkanaście razy spytałam czy córka i młodszy syn wyszli już do szkoły. Ponoć mówiłam normalnie, powiedziałam nawet, że się przewróciłam. Kiedy jeden z synów zadzwonił na pogotowie, drugi skontaktował się z moim mężem i powiedział " tato, przyjedź szybko, bo mam walnęła się w głowę i gada głupoty". Teraz się z całej historii śmiejemy, wtedy raczej do śmiechu nikomu nie było.

Odpowiedz
avatar katem
1 1

@digi51: Chyba zapomniałaś, że @kirilla była po wstrząsie mózgu, nie wiadomo, czy zaleczonym/opanowanym. Miała więc prawo być nieco "nieadekwatna". Piekielne jest niezainteresowanie się personelu chorym, bo mogło to mies nawet śmiertelne konsekwencje (np. zakręciłoby się jej w głowie, spadłaby ze schodów i skręciła sobie kark).

Odpowiedz
avatar Armagedon
2 8

Pewne rzeczy w tej historii wydają mi się dziwne. Karetka zabrała cię do szpitala (po wypadku w końcu) gdzie nie ma SOR? Po wstępnych badaniach (w ambulatorium?) lekarz od razu robi wypis, ale jednak każe ci leżeć do siedemnastej? A dlaczego nie do dwudziestej, na przykład? Nie ma cię w ewidencji oddziału (bo już jesteś wypisana), a mimo to przysługuje ci normalny, szpitalny posiłek? Czy nie? A gdybyś sobie chciała pobyć na oddziale do rana, bo źle się czujesz? Ktoś by cię wyrzucił? Nie, absolutnie nie twierdzę, że konfabulujesz. Jedynie procedury w tym szpitalu budzą moje zdumienie. Bo sytuacja jaką opisujesz mogła mieć miejsce wyłącznie na SOR. Czyli - karetka przywozi pacjenta, robi mu się badania, lekarz (i pacjent) czeka na wyniki, wyniki są OK, lekarz robi wypis, pacjent idzie do domu. Ale to NIE MÓGŁ być SOR, ponieważ oddziałów ratunkowych nie umieszcza się na piętrze. Ponadto na SOR nie rozwozi się obiadów. Wygląda więc na to, że leżałaś "nieprzyjęta", na oddziale nie wiadomo jakim, nie wiadomo po co. Ciekawe, jak się szpital z twojego pobytu rozliczył z NFZ? Chyba, że to jakieś zadupie, jedyny szpital w okolicy, nie ma ratunkowego, a pacjenta gdzieś położyć trzeba? A tak z ciekawości... Nie pracujesz? Bo pan doktor, oprócz różnych zaleceń, powinien ci zaproponować, przynajmniej kilkudniowe, zwolnienie lekarskie.

Odpowiedz
avatar Neomica
-2 6

@Armagedon: Jezu, Armagedon serio? Wiem, że lubisz się czepiać szczegółów ale tu już przeszłaś samą siebie. Ma ci opisywać minuta po minucie swój pobyt? "Potem już było standardowo: przyjazd karetki, szpital, wenflon, wywiad, tomograf i jedziemy na oddział" Dla mnie oczywiste, że w tym skrócie "szpital, wenflon, wywiad, tomograf" to SOR właśnie zanim "pojechała na oddział". A L4 mogła dostać w dokumentacji którą przyniósł lekarz. Cała reszta to zaczepki w stylu: nie twierdze, że kłamiesz ale dlaczego się przewróciłaś? Nie mogłaś iść ostrożnie?

Odpowiedz
avatar kirilla
1 3

@Armagedon: Szpital w Piasecznie. Nie wiem, czy zadupie. Tam mnie dowiozła karetka i tam się mną zajmowali, najpierw na dole (założyłam, że to izba przyjęć, może był SOR), potem zawieziono mnie na oddział. Nie wiem, czy wszystko odbyło się zgodnie z zasadami szpitalnej sztuki, jestem laikiem, nie wnikałam. Co do pracy - zaspokoję ciekawość, czemu nie. Miałam wtedy własną działalność, głowę rozwaliłam szczęśliwie w piątek (dzieci wywiesiły na sklepie kartkę, że dziś nieczynne), w poniedziałek normalnie otworzyłam. Zwolnienie było mi potrzebne jak rybie krynolina.

Odpowiedz
avatar Armagedon
1 5

@Neomica: Bredzisz tym razem. Nie czepiam się autorki, bo dokładnie wierzę w to co napisała. Ponadto, chyba nigdy nie byłaś na SOR z poważną przypadłością. Bo tak się składa, że PO badaniach, ale PRZED diagnozą (na wyniki się czeka!) nikt pacjenta nie przenosi na oddział szpitalny. Na oddział musisz dostać SKIEROWANIE z ratunkowego. Najwcześniej po kilku(nastu/dziesięciu) godzinach, gdy twój stan się nie poprawia, lub gdy wystąpiło zagrożenie życia (choć to, akurat, nie zawsze, na SOR ludzie często umierają). SOR nie przewiduje posiłków, gdyż ci przytomni (jak autorka) wychodzą szybko do domu, a ci nieprzytomni - nie jedzą. Moja babcia, z ciężkim, obustronnym zapaleniem płuc (86 lat) leżała na SOR ponad trzy doby, zanim przeniesiono ją na oddział. Gdyby miała lekkie zapalenie oskrzeli - podano by jej jakąś kroplówkę, wypisano recepty na leki, zrobiono wypis z zaleceniami leczenia, i po kilku/(nastu) godzinach poszłaby do domu. Dlatego, najzwyczajniej w świecie, jestem CIEKAWA jakie inne, dziwne procedury, stosują niektóre szpitale. Na przykład, kładą na oddziale wewnętrznym pacjenta, o którym wiedzą, że właściwie nic mu nie jest i że zaraz może iść do domu, bo jest przebadany i w ręku ma wypis. Albo szpitale, które swój oddział ratunkowy umieszczają na piętrze, a do tego zabezpieczają pacjentom gorący posiłek, względnie pełne wyżywienie.

Odpowiedz
avatar Neomica
-1 1

@Armagedon: Popełniasz mały błąd logiczny. Skąd wniosek, że przenieśli ją bez diagnozy? Diagnozę postawili tyle, że między sobą, zaordynowali pielęgniarkom przeniesienie po czym lekarz udał się na oddział poinformować pacjentkę o wynikach "śledztwa". Nie ma przepisu, który nakazywałby lekarzowi poinformowanie pacjenta o tym co mu dolega przed przeniesieniem na oddział. Sama zostałam tak przyjęta z Soru. Badania, czekanie, gdzieś tam w między czasie lekarz zadecydował o przeniesieniu mnie na oddział więc mnie przenieśli a z diagnozą i papiórami przyszedł mi już do pokoju. Tak tez bywa. Uczepiłaś się jakiegoś nieistotnego dla historii szczegółu i tworzysz elaboraty jakby to miało znaczenie.

Odpowiedz
avatar Armagedon
1 1

@Neomica: Widzę, że o procedurach szpitalnych pojęcie masz żadne. Coś jak ślepy o kolorach. Nie będę dyskutować z osobą, która nie wie o czym pisze. "Nie ma przepisu, który nakazywałby lekarzowi poinformowanie pacjenta o tym co mu dolega przed przeniesieniem na oddział." Gorszej głupoty już dawno nie czytałam.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 października 2019 o 13:37

avatar Konradek
1 5

Jestem z GÓRY KALWARII czyli Piaseczno znam bardzo dobrze, to moje okolice, 10 km od mojego miasteczka. Z tego co wiem to szpital w Piasecznie jest tylko jeden, na ul. A. Mickiewicza. Owszem okolica może komuś nie z okolic wydawać się zadupiem bo szpital jest na peryferiach, w bocznej uliczce. Sam szpital jednak to już nie taka mordownia, ruina jak kiedyś. Kilka lat temu został zupełnie odremontowany, odnowiony, rozbudowany i powiększony. Teraz jest bardzo ładny, duży, oddziały pomalowane, łóżka szpitalne pierwsza klasa, luksusowe. Wpiszcie sobie w Google ,,Piaseczno szpital'' i weźcie Grafika - pojawią się Wam zdjęcia tego szpitala już po remoncie, zarówno z zewnątrz jak i z wewnątrz. Nie rozumiem więc Kirilli, autorki opowieści, że to jakaś obskurna nora. Naprawdę. Poza tym wiem, że z górnych pięter owszem są schody ale też są windy i to bardzo widoczne. Kirilla mogła więc swobodnie nawet po wstrząsie mózgu je zauważyć, odnaleźć i zjechać na parter a nie iść z zawrotami głowy schodami.

Odpowiedz
avatar kirilla
0 0

@Konradek: W którym miejscu napisałam, że obskurna nora?? Odpowiedziałam tylko na komentarz, w którym użyto określenia "zadupie" i podłam miejscowość. Dla kogoś Piaseczno może być zadupiem, dla mnie nie jest. Może i są widoczne windy, ja ich nie zauważyłam. Podejrzewam, że z uwagi na mój stan, ale mogę się mylić. Niestety, nie pamiętam, jak to dokładnie było.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

ło pani, jak ktoś zostawił venflon Z IGŁĄ, to już można pozywać, nie wyjęcie mandrynu po kaniulacji to piękny błąd medyczny. Mało możliwy, no ale skoro tak zrobili, to ich strata :D

Odpowiedz
avatar kirilla
0 0

@Caron: Masz rację, żle się wyraziłam. Chodziło o wenflon. Igły tam faktycznie, z tego co wiem, nie ma. Mój błąd.

Odpowiedz
Udostępnij