Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Tym razem będzie długo, ale ta historia "kiełkowała" we mnie prawie od…

Tym razem będzie długo, ale ta historia "kiełkowała" we mnie prawie od roku, a dzisiaj zdecydowałam się ją opisać. Może dlatego, że w poprzedniej wspomniałam, jak to dałam sobie wmówić, że Młoda jest na coś "za stara" - ale nie to jest jej główną piekielnością.

Moja córka trafiła w przedszkolu na ten "genialny" czas, kiedy zlikwidowano wszelkie zajęcia dodatkowe, w tym rytmikę, a że była dzieckiem bardzo żywym i ruchliwym, zdecydowałam, że poszukam jej jakichś dodatkowych zajęć ruchowych. Dosłownie "przez płot" miałyśmy szkołę, w której popołudniami odbywały się zajęcia z gimnastyki artystycznej, więc poszłam z Młodą na pokaz w dniu otwartym. Zachwyciłyśmy się obie - Młoda kolorowymi, błyszczącymi strojami zawodniczek, ja lekkością i gracją, z jaką te zawodniczki się poruszały nawet poza planszą. Pomyślałam, że nawet jeśli moje dziecko tylko tyle na tym skorzysta, to warto. Krótkie pytanie - "Chcesz? Zapisać cię?" i skwapliwa odpowiedź Młodej (wpatrzonej w kostiumy zawodniczek) - "TAK"!

Miała wtedy pięć lat, dokładnie pięć i pół. Rok w grupie naborowej i pod koniec sezonu pytanie do trenerki, co dalej. "No przykro mi, nie rokuje, proponuję grupę rekreacyjną. Ewentualnie możemy jeszcze na rok zostawić w grupie naborowej, może zrobi jeszcze jakieś postępy, ale wtedy to już będzie za stara na zawodniczkę...". No dobra, nie powiedziała "za stara", powiedziała chyba "za duża", ale wiadomo o co chodzi. OK, niech będzie ta rekreacja, naprawdę nie planowałam dla Młodej żadnej kariery sportowej, chodziło mi o zapewnienie jej rozwoju fizycznego, a widziałam, że robi postępy i lubi te zajęcia. Tylko to rozczarowanie w jej wzroku, że nie będzie kolorowego kostiumu i startu w zawodach...

Pierwszy rok w rekreacji - super! Młoda nadal robiła postępy, była coraz lepsza, coraz sprawniejsza, coraz więcej umiała. Drugi rok - zaczęłam się zastanawiać... Do grupy zaawansowanej (zawodniczki) trafiały dziewczynki, które wg mnie umiały mniej niż Młoda. Ale no dobrze, jestem matką, nie jestem obiektywna, może mi się tylko wydaje. Jednak na koniec trzeciego roku jej przygody z gimnastyką artystyczną doszłam do wniosku, że Młoda od roku "stoi w miejscu". Nic już się nie uczy, nie rozwija, owszem, jest bardzo sprawna fizycznie i tyle. Utrzymuje cały czas taki sam poziom.

Sama z siebie może bym nic nie zrobiła, ale przyjaciółka mnie popchnęła do działania. "Słuchaj, u nas w mieście jest jeszcze akrobatyka sportowa, spróbuj!". No cóż, spróbowałam. Najpierw naszukałam się w necie, okazało się, że mają tylko stronę na fb, napisałam do nich i dostałam nr tel. do głównej trenerki. Zadzwoniłam (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że właśnie spotkałam najbardziej piekielną osobę, jaką kiedykolwiek znałam), kazała przyjść na trening.

Przyszłyśmy. Zostawiłam Młodą i uciekłam, przyszłam po zakończeniu treningu i pytam - "Chce ją pani? Nadaje się?". W odpowiedzi usłyszałam krótkie - "Treningi w te i te dni, na tą i na tą godzinę. I krótkie spodenki niech założy, nie legginsy!". Po około miesiącu znowu krótka rozmowa z trenerką:

- W listopadzie zawody.

- Ale jak to zawody??? Ona dopiero miesiąc chodzi...

- Ona JUŻ miesiąc chodzi! Na co mamy czekać?

Pojechała. Miała swój piękny, kolorowy kostium. I jej trójka zdobyła złoto. A ja miałam ochotę pojechać tam, na tą całą gimnastykę artystyczną i pomachać im tym złotym medalem Młodej przed nosem... No wiem, nieładne pragnienia, ale nasiliły się, kiedy trenerka w telegraficznym skrócie (czyli jej zwykły styl rozmowy) poinformowała mnie, co było z Młodą nie tak:

- Ona ma pracować nad kolanami!

- ???

- Przecież ma niedoprost kolan, punkty im za to obcinają, ja już jej pokazałam, co ma robić!

Tak, Młoda miała tzw. "niedoprost kolan" - niezauważalny dla laika, nie przeszkadzający w codziennym życiu czy nawet w uprawianiu sportu, pod warunkiem, że ten sport nie wymagał idealnej sylwetki... Nie do końca wyprostowana noga w kolanie jest nie do przyjęcia w sportach gimnastycznych. Noga od biodra do stopy ma stanowić idealną linię prostą. Kilka miesięcy ćwiczeń (prostych i nudnych) spowodowały zniknięcie problemu, chociaż czasem jeszcze na treningu Młoda usłyszy od trenerki - "Kolana!!!".

A ja się pytam - dlaczego nikt na gimnastyce artystycznej nie zauważył problemu Młodej z kolanami? Czy też zauważyli i dlatego uznali, że "nie rokuje"? Przez trzy lata tam chodziła, wiele razy byłam, pytałam o postępy, o to, nad czym ma pracować, co jest nie tak, a co jest OK. I w tym momencie już nie wiem, która opcja jest bardziej piekielna - czy to, że nie zauważyli problemu, czy też to, że zauważyli go i nie raczyli mnie o nim poinformować...

sport

by Xynthia
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Evergrey
5 9

A nie możesz się o to spytać? Tak oficjalnie przy wszystkich? Narobić im wstydu i zapytać jak tacy fachowcy nie zauważyli problemu przez tyle lat?

Odpowiedz
avatar Xynthia
3 5

@Evergrey: Przy wszystkich tzn jak i kiedy? Mam iść na zebranie w sprawie treningów czy innych spraw klubu (a w sumie Stowarzyszenia, które działa na zasadzie klubu sportowego), do którego Młoda już nie należy? Szkoda i czasu, i nerwów...

Odpowiedz
avatar Neomica
8 10

@Evergrey: Mogłaby pójść tylko po co? Żeby wyjść na histeryczkę, która wpada do starego klubu dziecka i publicznie "żąda wyjaśnień" bo jakaś trenerka nie zauważyła kiedyś niedociągnięcia i nie doceniła talentu? I może jeszcze machając triumfalnie medalami? Czy to by coś zmieniło? Takie rzeczy się zdarzają. Niemal każdy wybitny sportowiec choć raz usłyszał, że się nie nadaje albo nie rokuje.

Odpowiedz
avatar Bryanka
17 17

A ja tak spytam z innej paki - czemu piszesz, że druga trenerka jest piekielna. Z opisu wynika, że jest zimna, ale zna się na robocie. Powiem Ci, że trafiłam na takiego zimnego trenera, do teraz na konsultacjach potrafi mnie solidnie zbesztać nie przebierając w słowach. Nie raz bolało. Niedawno po latach powiedział, że jest ze mnie dumny.

Odpowiedz
avatar Xynthia
-5 13

@Bryanka: Super trenerka, jej podopieczni odnoszą sukcesy, dla dzieciaków w porządku, chociaż surowa. Natomiast dla rodziców (i podobno dla całej reszty świata) wredna, złośliwa, opryskliwa, jednym słowem (a czasem nawet spojrzeniem) potrafi wdeptać w ziemię... Tego się nie da opowiedzieć, trzeba przeżyć choć jedno spotkanie z nią, aby zrozumieć ;)

Odpowiedz
avatar Neomica
15 15

@Xynthia: Myślę, że babka znalazła po prostu sposób jak utrzymać rodziców w ryzach. A ci bywają popędliwi (nie wszyscy oczywiście) i potrafią wejść trenerowi dzieciaka na głowę z pakietem własnych przemyśleń na temat tego jak powinien wyglądać trening ich latorośli.

Odpowiedz
avatar Bryanka
7 7

@Neomica: Też mi się tak wydaje. To może być jej taki sposób na obronę. @Xynthia: Nie mówię, że Ty taka jesteś, ale osobiście trafiłam na takich piekielnych rodziców. Jak przychodzili z dzieckiem na zajęcia i widziałam tatusia, to w myślach wzdychałam "o ja pier* znowu ten debil". I siłą rzeczy byłam do gościa zdystansowana. I powiem Ci, że sporo dobrych trenerów ma styl bycia jak ta pani, ale rozumiem, że nie jest to dla Ciebie przyjemne.

Odpowiedz
avatar Bubu2016
9 9

"... właśnie spotkałam najbardziej piekielną osobę, jaką kiedykolwiek znałam" - nie rozumiem. Kobieta profesjonalnie zajęła się Twoją córką, piekielną chyba powinno się nazwać tę poprzednią trenerkę?

Odpowiedz
avatar Nimfetamina
5 5

@Bubu2016: wyżej autorka wyjaśniła, ale fakt faktem ta informacja w tekście powoduje niepotrzebne zamieszanie.

Odpowiedz
avatar Xynthia
2 4

@Bubu2016: @Nimfetamina: Macie rację, ta informacja jest w historii zupełnie niepotrzebna, jakoś tak mi się wymsknęło... Naprawdę, szanuję i podziwiam tę kobietę, ale piekielna jest, oj jest.

Odpowiedz
Udostępnij