Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jakiś czas temu z tego świata odchodziła moja leciwa już babcia. W…

Jakiś czas temu z tego świata odchodziła moja leciwa już babcia. W podobnym czasie odchodził też mój pies, 11-letni owczarek niemiecki.

Pierwsze tąpnięcie psiaka odbyło się wieczorem w święto wolne od pracy. Na szybko znalazłam klinikę weterynaryjna. Pies wszedł o własnych siłach. Mnie zaproponowali herbatę.

Godzinę później pies miał wykonane USG różnych części ciała, kilka zdjęć RTG, morfologię krwi. Lekarz weterynarii telefonicznie konsultowała przypadek z doświadczonym kolegą po fachu, wysyłając mu załączone foto. Wróciłam do domu, pies został hospitalizowany, nikt nie chciał na razie pieniędzy. Dwa dni później odbyła się operacja psa, dochodził do siebie 3 dni i wrócił do domu. Codziennie dzwonili do mnie rano, by opisać mi samopoczucie zwierzaka. Odwiedzałam go swobodnie po południu. Koszt za 6 dni i operacje - 2500 zł. Pies odszedł w tej klinice w obecności rodziny w prywatnej atmosferze. Kilka tygodni później.

Babcię przytomną zabrała karetka transportowa. Od 24 h miała krwotok z nosa. Błagaliśmy o przyjazd. Przebyty udar, cukrzyca, podeszły wiek. Rano podesłałam do niej męża i kuzynkę w mundurze. Babcia już nieprzytomna, zaintubowana, na korytarzu, bez opieki. Wizyta mundurowych dała chociaż taki efekt, że po 18 h od przywiezienia jej przez karetkę babcia została zbadana i umieszczona w oddziale. Odzyskała przytomność tylko na chwilę i odeszła. W samotności.

Jeśli ktoś z moich bliskich zachoruje, zawiozę go do kliniki weterynaryjnej, gdzie w godzinę będą mieli komplet badań i diagnozę, a w dwa dni operację... Nawet prywatnie nie potraktowano mnie nigdy tak dobrze, jak mojego psa.

Wrocław

by ~Pitupitu
Dodaj nowy komentarz
avatar BiAnQ
9 11

Z doświadczonym *kolegĄ.

Odpowiedz
avatar Izura
9 11

Mam takie same odczucia- jak leciałam z królikiem do weterynarza komplet badań, wytłumaczone co, jak i dlaczego, numer telefonu jakby coś się działo, weterynarz zapytał czy ma jeździć na zastrzyki, będę ją będę jeździć czy skoro umiem to ma odmierzyc lek i będę robić. Mili, profesjonalni, nawet uszaka wymiziali bo nie często trafiał im się 8kg król z fochem. Jak ja pojechałam na sor to łaska wielka, awantura że jak odmawiają usług to proszę oświadczenie, potem na rtg czekałam dłużej niż na komplet z diagnoza u Paszteta.

Odpowiedz
avatar tatapsychopata
12 20

Poddaję pod rozwagę po raz kolejny. Czy jest odpowiednik NFZ dla zwierząt? No? A ministerstwo zdrowia dla zwierząt? Nie ma. Płaci się. A ludzie nie płacą... i mają. Tak? Nie. Płacą, tylko nie wiedzą ile i komu i NIE mają. Zastanówcie się.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
6 8

@tatapsychopata: I co najlepsze pieniądze, które ludzie płacąy na służbę zdrowia, zanim trafią do lekarzy, przychodni i szpitali, przechodzą przez kilka instytucji (ZUS, NFZ i ich odziały) i są uszczuplane, bo utrzymanie całej masy ludzi w nich pracujących też kosztuje. A u weterynarza nie ma takich dodatkowych kosztów.

Odpowiedz
avatar Shi
5 7

@tatapsychopata: druga strona medalu - jak okazuje się że masz nowotwór/inną drogą w leczeniu chorobę to nie umierasz w bólach w domu, bo nie chcesz sprowadzać długów na całą rodzinę. Nie trzeba robić do rusz zbiórek na byle operację, ludzie którzy urodzili się z różnymi wadami mają szansę na życie bez żebrania o pieniądze na leczenie. Nasz system zdrowia to nie idylla, ale prywatyzacja ochrony zdrowia pozbawia możliwości leczenia biednych i bezrobotnych. W końcu w Polsce nawet gdy nie masz pracy nie musisz się martwić, że ktoś cię potrąci na pasach i skończysz na wózku i długiem na niemałą fortunę.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
0 4

@Shi: A teraz, mimo, że ok 10% pensji jest pobierane na leczenie, to co się dzieje? Nie trzeba być biednym lub bezrobotnym, żeby nie otrzymać wystarczającej pomocy na NFZ. Kto może, to mimo opłacania z pensji państwowej służby zdrowia i tak woli iść prywatnie, bo szybciej i lepiej.

Odpowiedz
avatar Armagedon
4 12

@tatapsychopata: @rodzynek2: "Zastanówcie się." No właśnie się zastanowiłam, co by było, gdyby pies autorki potrzebował przeszczepu nerki, albo dializy co drugi dzień, albo skomplikowanej operacji serca, albo trepanacji czaszki... albo innych kosztownych zabiegów, lub leków? No cóż, zwierzę to tylko zwierzę, więc w sytuacji ciężkiej choroby, gdy właściciela po prostu nie stać na leczenie - z bólem serca ukochane stworzenie będzie musiał uśpić, czyli, dokonać eutanazji. Też nie za darmo. Ciekawe, z czego miałby sobie chory człowiek opłacić leczenie, powiedzmy, zwykłego zapalenia płuc, gdyby wszystkie antybiotyki musiał kupić bez dotacji NFZ, ewentualny pobyt w szpitalu - to koszt 250 zeta dniówki, a specjalista "śpiewałby" sobie za wizytę trzy stówki? Ale - wiadomo. Do wszystkiego można się szybko przyzwyczaić, bo byt kształtuje świadomość. Namnożyłoby się przeróżnych "uzdrowicieli", "homeopatów", "bioterapeutów", co to za półdarmo postawią na nogi umierającego. Może znowu zaczęłoby się wrzucać do pieca na trzy zdrowaśki, raka leczyć wodą utlenioną, a cukrzycę perzem, a nuż pomoże. Wiara, podobno, czyni cuda, a każdy chce jednak żyć. Tylko, że ten "każdy", w razie poważnej choroby, o ile nie jest na liście 100. najbogatszych Polaków - szanse miałby raczej znikome. Najpierw choroba zeżre oszczędności, a potem całą resztę zasobów, powoli wyprzedawanych. No i, summa summarum, trzeba będzie sobie strzelić w łeb, bo na oficjalną eutanazję nikt zgody nie wyrazi. Ściśle mówiąc - pierdo_lę taką perspektywę.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
0 4

@Armagedon: Generalnie masz racje, ale... Po pierwsze są prywatne ubezpieczenia, które mogą działać podobnie jak NFZ, bo w sumie, to NFZ, działa na zasadzie ubezpieczalni. Za bezrobotnych i tak dopłaca państwo do NFZ (warunek- rejestracja w PUP) lub na zasadzie dopisania do ubezpieczenia pracującego małżonka, a dzieci na tej samej zasadzie. Co to za różnica, gdyby ZUS przesyłał kasę zamiast do NFZ słał kasę do wybranej przez pacjenta firmy ubezpieczeniowej? Po drugie NFZ jest dalej nie wydolny. Wyobraź sobie, że mając już zdjęcie RTG mojej skręconej kostki w stopie, ortopeda na NFZ chciał mnie przyjąć za ok trzy tygodnie, a prywatnie, ten sam ortopeda, za dwa dni. A co by było w bardziej pilnych i bardziej zagrażających zdrowiu i życiu przypadkach? Więc nie ma wielkiej różnicy, czy prywatnie nie stać kogoś na pomoc, a czekanie długich kolejkach na pilną pomoc. Co raz częściej słyszy się o tym, jak ludzie umierają w kolejkach na SOR, czy wydłużających się kolejkach do specjalistów. Za niedługo, jeżeli nikt tego nie zmieni, i tak będzie działo jak piszesz. Na leczenie będzie stać tylko tych bogatych, bo ci biedni będą umierać w kolejkach czekając na pomoc z "darmowej" służby zdrowia.

Odpowiedz
avatar Meliana
5 9

@tatapsychopata: Zastanowiłam się, a w zasadzie zastanawiam nadal - czemu w żadnym rankingu, dotyczącym jakości opieki zdrowotnej, nie ma w czołówce (ani nawet w pierwszej 20-ce) żadnego kraju z funkcjonującą wyłącznie, lub prawie wyłącznie, prywatną opieką zdrowotną. I, jak dla mnie - osoby, która miała epizody bezrobocia, bliskich z ciężkimi, przewlekłymi chorobami, bliskich po ciężkich wypadkach komunikacyjnych, a także znajomych z ciężko chorymi dziećmi - odpowiedzi, także te hipotetyczne, nie zawarte w statystykach, są cokolwiek niepokojące. Przykładowo - śmiertelność noworodków. W Polsce, gdzie wyrażenie "rodzić po ludzku" w wielu miejscach jest nadal tylko sloganem na plakacie, umiera jedno dziecko na 357. W USA - jedno na 270. Kuba ma lepszy wynik. Podsumowując - NFZ jest zły. Ale nadal nie przekonują mnie argumenty za całkowitą prywatyzacją służby zdrowia.

Odpowiedz
avatar Armagedon
2 4

@rodzynek2: A wskaż mi, proszę, system, który byłby wydolny? Wskaż mi KTÓRĄKOLWIEK firmę ubezpieczeniową, zwłaszcza, zaś, PRYWATNĄ, która nie chciałaby cię wydymać bez mydła? Wszędzie tam, gdzie jakakolwiek działalność jest obliczona na zysk, NIGDY nie będzie uczciwie. NFZ jest rozrzutny i mało gospodarny, bo nieswoje pieniądze wydaje się lekko. Ale nie zdziera ci z pensji bajońskiej kwoty, a w razie czego nie powie, że nie będzie ci leczyć rozległych, głębokich oparzeń i przeszczepiać sztucznej skóry, bo to jest leczenie niestandardowe i umowa go nie obejmuje. A to, że ludzie umierają na SOR - to nie jest wina NFZ, jeno niekompetentnych pracowników. To, że do specjalisty czekasz kilka miesięcy - to też nie jest wina NFZ, tylko niekompetentnych rządów, które nie potrafią ogarnąć tematu. I jeszcze coś ci powiem. W PRL również były poradnie płatne, poza ubezpieczalnią. Jeśli pracował tam DOBRY specjalista - kolejki do niego były długaśne. Gruca (ortopeda), Roszkowski, Wisłocka (ginekolodzy), Religa (kardiolog) - to są nazwiska znane do dziś. Więc nie zmniejszysz kolejek do DOBRYCH specjalistów. Do byle kogo pójdziesz z marszu, tyle, że i tak wybulisz konkretną kwotę.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
-1 1

@Armagedon: To, że nie ma idealnego systemu służby zdrowia, to mamy się godzić z tym co jest, czy poprawiać tak, żeby było lepiej? Do dobrych lekarzy zawsze będą dłuższe kolejki, tak samo, jak do lepszych piekarzy, mechaników, czy ekip remontowych. No ale teraz jest często problem dostać się do jakiegokolwiek lekarza specjalisty, a, szczególnie w onkologi, czy kardiologi, wczesne wykrycie problemu, często decyduje o dalszym, życiu lub zdrowiu lub daje lepsze/mniej inwazyjne możliwości leczenia.

Odpowiedz
avatar Shi
0 2

@rodzynek2: kolejki to nie tylko wina złego NFZ tylko, przede wszystkim, ludzi. Począwszy od rządzących - za takie pensje nic dziwnego, że w Polsce specjalistów brakuje- a skończywszy na ludziach zapisujacych się do specjalistów z nudów. Prywatna opieka zdrowotna też nie gwarantuje wyleczenia, a nawet diagnozy. Wiem po sobie - od roku się bujam z pewną dolegliwością, prywatnie, bo "moja" lekarka na NFZ już nie przyjmuje, i co? I dalej się bujam mimo wydania kupy kasy na wizyty, prywatne badania. Ogólnie lekarka jest dobrym specjalistą, ale są ludzie u których po prostu ciężko postawić prawidłową diagnozę, jakąkolwiek diagnozę (szczególnie, że chcę uniknąć pewnego drogiego inwazyjnego badania. I tutaj ciekawostka: czas oczekiwania na badanie na NFZ - około roku, czas oczekiwania prywatnie - około roku :) ). W dodatku NFZ nie może Ci odmówić leczenia, bo nie ma na to funduszy, nie mają specjalisty, a prywatne ubezpieczenia zdroworne już tak. Przy głosach za prywatyzacją opieki zdrowotnej warto spojrzeć chociażby na prywatne oddziały ginekologiczne - płacisz grubą kasę, a w razie komplikacji i tak zabierają Cię do państwowej placówki, bo ich nie stać na odpowiednią opiekę przypadków, które nie przebiegają książkowo. Jak idziesz prywatnie do kardiologa/onkologa to dostajesz leczenie tylko w przypadkach lżejszych chorób, na chemioterapię i tak Cię odeślą do państwowej placówki. Nie bez powodu. Ludzie umierają na SORach też dzięki sobie i sobie wzajemnie. Dużo osób czeka z wizytą u lekarza do ostatniej chwili. Dużo osób zgłasza się na SOR, bo "coś ugryzlo Tomeczka i pół milimetrowy bąbel się zrobił" lub "Tosia uderzyła się w paluszek u stópki i jest siny" (a dziecko biega po poczekalni i nie wygląda by ją coś bolało póki mama nie naciśnie na paluszek lub nie zacznie ojojać nad dzieckiem). Przy prywatnej opiece będą te same problemy, a do tego dojdzie stawianie ludzi, którzy płacą więcej nad tych co płacą mniej, bo żywy klient placący miesięcznie 1000 zł jest więcej wart niż żywy klient płacący 350 zł, nawet jeśli przypadek jest taki sam.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
0 0

@Shi: No właśnie politycy i urzędnicy. Pieniądze z ubezpieczenia zdrowotnego, zamiast między innymi na pensje lekarzy lekarzy, są wydawane na urzędników ZUSu, NFZ i ministerstwa zdrowia, których kompetencje się w części pokrywają plus inne koszty np. budynków. Ludzie nie mogą zapisać się od tak do specjalistów, na NFZ oczywiście, bo prywatnie za własne pieniądze to nikt nie broni, musi dać skierowanie lekarz rodzinny, a o kolejnej wizycie decyduje lekarz specjalista. Gdyby taki pacjent musiał zapłacić nawet te kilka złotych za wizytę, czy zjawi się, czy nie dwa razy by się zastanowił, czy specjalista jest konieczny. Żadna służba zdrowia za żadne, nawet wszystkie pieniądze świata, nie gwarantuje wyleczenia. Gdyby ta Twoja lekarka przyjmowała na NFZ, to magicznie zdiagnozowałaby chorobę? Pewnie też nie. Zastanów się nad jej zmianą, bo to nie wina żadnego systemu, tylko lekarki, która podejmuje takie, czy inne decyzje w sprawie badań. Nie ważnie, czy prywatnie, czy na NFZ. Te odmowy lub nie leczenia, czy zakres leczenia co bardziej skomplikowanych przypadków można wymusić poprzez odpowiednio napisane prawo, wybór zakresów ubezpieczeń. Im większy zakres ubezpieczeń, tym większy koszt. Nie oszukujmy się, jeżeli ludzie będą co raz częściej chorować na różne przewlekłe, czy wymagające coraz bardziej kosztownych sposobów leczenia, choroby, to państwowa składka też wzrośnie. Jeżeli ludzie za późno zgłaszają się na SORy, czy w ogóle do lekarza, to tylko ich wyłączna wina- dobór naturalny. A co do maDki z Tomeczkiem, czy innym Brajankiem, to jak już pisałem wyżej kilku złotowa opłata powinna drastycznie zmniejszyć liczbę takich i podobnych przypadków. A co do ostatniego zdania. Dalej jest lepiej mieć dwóch klientów, którzy płacą łącznie 1350 złotych miesięcznie, niż jednego, który płaci 1000 złotych. A czy państwowo, czy prywatnie to nie koniecznie to samo, bo: -Prywatne szpitala, przychodnie, ubezpieczalnie, będą starać się przyciągnąć lekarzy odpowiednią pensją właśnie. -Ubezpieczalnie będą starały się naciskać na lekarzy na jak najszybsze wyleczenie pacjenta, bo abonament stały, a kolejne wizyty kosztują. A poza tym, jeżeli będą dłuższe kolejki to mnie klientów będzie. -Można ludzi przymusić do lepszego dbania o siebie i własne zdrowie uzależniając od tego wysokość składki ubezpieczeniowej. Zresztą, składkę można podwyższyć za wszelką ilość niepotrzebnych wizyt na żądanie pacjenta (np z "gorączką" 36,7, czy po jednym kichnięciu).

Odpowiedz
avatar Shi
0 0

@rodzynek2: chodzi mi o to, że klient płacący 1000 zł dostanie szybciej termin niż ten płacący 350 zł, bo jeśli by już mieli ryzykować to zaryzykują że odejdzie/zejdzie ten płacący mniej. Lekarki nie zmienię, bo nie ma lepszej w moim województwie. Jest już "sprawdzona" - pomogła mi zaleczyc coś, z czym się bujałam latami. Jeśli mówi, że z badań nic nie wychodzi to jak mam jej nie wierzyć skoro sama widzę wyniki i wiem jakie powinny być prawidłowe wartości? Mmożliwe że dało by się postawić diagnozę gdybym odczuwała jakieś objawy, których nie da się zauważyć samymi badaniami, jednak ja nie odczuwam wszystkich bodźców prawidłowo, więc i objawów brak i żadne pieniądze tego nie zmienią. A z brakiem diagnozy nie sugeruję, że na NFZ by była (i proszę mi tego nie wmawiać) tylko pokazuję, że prywatyzacja nie sprawi, iż nagle wszystko będzie idyllicznie. Kwestia skierowań- jeśli będziesz co chwilę chodził lekarzowi POZ marudzić, że Cię boli głowa to gdy wyczerpią się mu badania, które może przepisać to dostaniesz skierowanie do neurologa, nawet jeśli wyniki były dobre, bo żaden lekarz nie będzie ryzykował że jednak coś Ci może być a on odmówił skierowania. I tak jest praktycznie z każdym specjalistą, neurolog to tylko przykład. Żaden lekarz POZ nie będzie nadstawiał swojego karku w imię większego dobra tylko da skierowanie by w razie czego mieć dupochron. Nawet jak przyjdziesz z kartką od specjalisty, że nic Ci nie jest to dostaniesz kolejne skierowanie by móc się zapisać do kogoś innego, w końcu ten pierwszy to mógł być konował, a większość lekarzy nie chce byś cierpiał. Też cały czas zdajesz się ignorować ważną rzecz jaką są przypadki losowe. Hipotetyczny przykład: mój facet jest zdrów jak ryba, również żadnych chorób w rodzinie. Przy takich faktach nie ma sensu płacić miesięcznie 1000 zł skoro u lekarza zjawia się góra raz do roku, prawda? A gdyby miał wypadek to byśmy zostali z tragicznym rachunkiem za leczenie. Lub gdyby on jako jedyny w rodzinie zachorował na nowotwór i to złośliwy. Nikt sobie raka nie planuje, a żaden prywatny szpital by nie zwiększył składki pacjentowi tylko kazał płacić z góry/na bieżąco lub nie ma leczenia. Nikt też biedowac nie będzie i płacił wyśrubowanych składek "bo a nuż, widelec, łyżka" dostanie raka, czy innej ciężkiej choroby, mimo nie bycia w grupie ryzyka. Inna rzecz, podobna: dziecko rodzi się chore, rodziców ubezpieczenie tego nie pokrywa, szpitalowi nie opłaca się dawać pakietu, nawet za 1000 zł, w momencie gdy leczenie orientacyjnie kosztować będzie 11000 zł i nawet nie wiadomo czy dziecko przeżyje. Takie rzeczy już mają miejsce np. w Ameryce. Kolejna opcja: dziecko rodzi się chore, ma szansę dożyć sędziwego wieku jeśli będzie się leczyć. Problem w tym, że miesięczne koszty leczenia są większe niż jakikolwiek pakiet, więc sytuacja ta sama- płać lub umieraj. Kolejna: pożar lasu dociera do zabudowań. Człowiek traci cały dobytek i jeszcze dostaje gigantyczny rachunek, bo jego ubezpieczenie nie pokrywało rozległych oparzeń 3stopia, a ktoś wezwał karetkę, więc zacząć leczyć to musieli. Takich sytuacji można mnożyć i mnożyć. Sama jestem taką "sytuacją". Moich rodziców nie byłoby stać na to bym żyła, nikt by im pożyczki nie udzielił, bo nie zarabiali dużo, a 20 lat temu nie było stron crowdfundingowych. Prywatyzacja ochrony zdrowia nigdy nie jest wyjściem. A przynajmniej nie jest wyjściem "dobrym'.

Odpowiedz
avatar Shi
0 0

@rodzynek2: nie chce mi edytować, nie wiem czemu nie zapisuje zmian, więc dopiszę. Gdyby nie NFZ moi rodzice musieliby patrzeć jak ich dziecko umiera w meczarniach dusząc się i rzygając krwią. Fajnie, nie? Najgorzej że takie rzeczy mają miejsce. Właśnie w krajach w których nie ma państwowej opieki zdrowotnej. Ew w takich krajach udzielą dziecku pomocy, a potem cała rodzina ląduje na bruku, bo komornik zabrał wszystko, a po wyjściu z kryzysowej sytuacji dziecko nadal będzie umierać powoli, w agonii, latami, bo gdy będzie stan zagrażający życiu to będzie na ratunek za późno.

Odpowiedz
avatar dayana
0 0

@tatapsychopata: Płaci się, ale zdecydowanie za mało. W takiej Francji, gdzie uważam system działa najlepiej, coś tam się dopłaca za niektóre wizyty (więc nikt nie chodzi, bo mu się w domu nudzi), studenci normalnie muszą kupić sobie ubezpieczenie zdrowotne (w Polsce nie), a poza tym propaguje się zdrowy styl życia (wiele chorób wynika z tego, że ludzie źle jedzą i się nie ruszają). Oczywiście nie jest idealnie, bo tam też są takie bzdury jak homeopatia (i niektórzy ubezpieczyciele to refundują). Są różne kategorie ubezpieczeń - najdroższe to dostęp do każdego specjalisty i najwięcej refundacji leków, chyba nawet dają jakieś pieniądze w razie hospitalizacji, a najtańsze to w zasadzie ta podstawowa opieka, a za specjalistę płaci się w całości. Pacjent rozlicza się z lekarzem, a potem ubezpieczyciel rozlicza się z pacjentem - system jest prostszy, więc wiele lekarzy przyjmuje na najpopularniejsze ubezpieczenia, a jak lekarz jest chamski/niedouczony to rynek go weryfikuje. Zwroty są do określonych kwot za usługę, więc jak lekarz rzuci cenę z kosmosu to również będzie mało zainteresowanych. Nie ma co się żalić na NFZ, czy też w ogólności opiekę medyczną w Polsce, bo przecież po tym prostym przykładzie od razu widać czemu to nie działa. Najgorzej, że nikt się nie garnie do zmian.

Odpowiedz
avatar Morog
3 5

Zachorujcie kiedyś na poważną chorobą, zobaczycie po co jest NFZ

Odpowiedz
avatar rodzynek2
1 3

@Morog: Jeżeli lekarz zdąży tą ciężką chorobę zdiagnozować. Na NFZ do specjalistów i na co bardziej specjalistyczne badania są kilkumiesięczne kolejki. Nawet do szpitala trzeba mieć skierowania od lekarza lub być przywiezionym przez pogotowie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 października 2019 o 13:07

avatar tatapsychopata
-3 9

Kiedyś już o tym co to jest NFZ itd. dyskutowaliśmy tu. Ja wiem jak działa służba zdrowia. 20 lat w niej pracuję. To do wszystkich którzy usiłują mi tłumaczyć co i jak. Argument: zachorujesz na cośtam, albo przeszczep to się przekonasz. No nie. Bo zamiast urzędniczego molocha powinny być prywatne ubezpieczalnie. I rozmaite warianty ubezpieczenia. Za dyszkę od skręconej kostki, do milionów luidorów za przeszczepy, nowotwory i inne atrakcje. Do wyboru. I wybieram, mam lat 20 - kostka, złamanie, rozbity łeb, sraczka. 30 - coś więcej. 40.... 50.... 60 - zaczynają się poważne rzeczy. To można opracować, są ludzie specjalizujący się w takich rzeczach, wymyślą co trzeba, resztę zweryfikuje rynek. Zarabiam 100% minus podatek. Bo jak wiadomo podatek być musi. Z tego co zarobię płacę składkę do towarzystw ubezpieczeniowego. Mam określone warunki, co mi przysługuje, co nie. I do ciężkiej cholery pilnuję swojego życia, a nie jak komuna nauczyła a pińcetplusy umacniają: NALEŻYMISIĘ. Otóż gów.... nie, nie należycisię. Co do nowotworów, przeszczepów dializ. Czy my mamy paszporty? Na okładce co jest? Orzeł i napis Rzeczpospolita Polska? Czy już kura i coś innego? Bo jeśli Orzeł itd. to znaczy że jesteśmy obywatelami państwa. I tu jest jedyna rzecz jaka może się nam należeć. Elementarna opieka państwa które wydając paszport stwierdza przynależność człowieka do większej całości. Państwo może stworzyć system leczenia chorób poważnych, może wdrażać nowe metody leczenia i leczyć swoich obywateli, żeby ci po wyleczeniu mogli dalej podatki płacić. Nie grypę i pryszcze tylko właśnie takie poważne i kosztowne sprawy. Bo kto umarł ten nie żyje i podatków nie płaci. Tematu nie ogarnie....

Odpowiedz
avatar Meliana
0 4

@tatapsychopata: Czyli, jeśli dobrze rozumiem, proponujesz zdrowotną wersję obecnego systemu emerytalnego? Obowiązkowa składka na poważne rzeczy i "dobrowolna" na całą resztę? A co, jeśli taki wspomniany 20-latek stwierdzi, że pal-sześć, nigdy nie chorował poważniej niż na katar, nigdy nic nie złamał, szkoda kasy. I się nie ubezpieczy dodatkowo. A tu bach! Jakaś niegroźna rana, oparzenie - wda się infekcja, zakażenie, sepsa. I co teraz? Jak zdąży, to może obejmie go "obowiązkowe ubezpieczenie" z tytułu zagrożenia życia. Jak nie, to umiera. No i właśnie - kto i jak zdecyduje, co wejdzie do jakiego pakietu? Kto ustali stawki? Jakie te stawki? Równe dla wszystkich, czy jak z ubezpieczeniami komunikacyjnymi - ryzykowni (czyli w tym wypadku obciążeni genetycznie) płacą więcej? A co z przypadkami trudnymi do zdiagnozowania? Stan chorego się pogarsza, a lekarze negocjują z ubezpieczycielem, czy mają leczyć, czy nie? Czy diagnozować, czy nie, no i kto za to płaci? Co w przypadku zmiany diagnozy - np. diagnostyka wskazuje nowotwór, więc z pakietu obowiązkowego wdrażane jest leczenie, operacja, a tu z biopsji wychodzi, że to jednak nie to? A akurat w pakiecie dodatkowym "tego" nie ma? "Peszek", więc pacjent umiera bezdomny pod mostem, bo za całe leczenie trzeba było oddać? No i co w przypadku bankructwa prywatnego ubezpieczyciela? Zabawa jak z frankowiczami, bo z jednej strony, to nie problem państwa, że ktoś ryzyko źle ocenił, a z drugiej, wypadałoby jednak tonących ratować? To tylko takie pierwsze lepsze pytania przychodzące mi do głowy. Nie wiem, czy dobrze to przemyślałeś, ale w takiej formie absolutnie mnie to nie przekonuje.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 października 2019 o 23:07

avatar tatapsychopata
-1 7

@Meliana: Ty mi powiedz, kto kieruje twoim życiem? Ty sama, czy ktoś? Skoro ty sama to TY się martw o swoje ubezpieczenie. Chcesz być bezwolnym dostarczycielem podatków, składek, VAT-ów, śmatów? No to jesteś. To o czym piszesz jest ważne, ale to jest do rozpracowania. Zachorujesz bez ubezpieczenia - spłacasz po wyleczeniu co tam kosztowało. Tu widzę dodatkowy motywator dla systemu - wyleczyć delikwenta żeby spłacił, a nie zwyczajnie umarł za friko. Porównanie z frankowiczami niezłe, uważam że to ich i tylko ich problem, ja nie zgadzam się na dołożenie ani złotówki, bo każdy podejmując taką czy inną decyzję musi jej konsekwencje ponosić do końca. Chcieli zacwaniaczyć - nie wyszło. Sorki.

Odpowiedz
avatar Meliana
0 4

@tatapsychopata: Stwierdzenie "to jest do rozpracowania" mówi mi wszystko - nie przemyślałeś (albo nie masz na nie pomysłu) wielu, wielu kwestii, które w takim systemie mogą nie działać (albo wyraźnie nie działają w już istniejących systemach zagranicznych), ale nasza obecna służba zdrowia jest ci na tyle obmierzła, że uważasz, że trzeba ją zrównać z ziemią i przewrócić do góry nogami - za wszelką cenę, bez oglądania się na koszty. Od odpowiedzi na moje pytania dyplomatycznie się wymigałeś, a w zamian serwujesz mi slogany tak puste, że aż echo dudni, tylko niestety - jestem już ciut za stara i trochę za dużo widziałam, żeby to łyknąć. Wybacz, ale nie lubię skrajnych, ortodoksyjnych i fanatycznych wyznawców "jedynego, słusznego systemu" - niezależnie, czy określają się jako prawicowcy, lewicowcy, kapitaliści, socjaliści, narodowcy, czy jakkolwiek inaczej. Każdy skrajny system generuje "straty w ludności cywilnej" - a jak dla mnie, to za wysoka cena do zapłacenia, w zamian za komfort tej bardziej ogarniętej (lub po prostu mającej trochę więcej szczęścia) części społeczeństwa. Bo właśnie tym, w mojej opinii, różni się cywilizacja od barbarzyństwa.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 października 2019 o 11:02

avatar tatapsychopata
-3 5

@Meliana: A to ja mam mieć pomysł na ogólnokrajowy system ubezpieczeń... Aha. No na Piekielnych to ty się nadajesz. Twoje tezy też są nie tyle puste co zwyczajnie głupie. Nie sprawdziły się i nie sprawdzą. I ja nie mam jedynego słusznego systemu. Dość dokładnie poznałem ten co był, bo wyobraź sobie też stary jestem. I wiem że każda cywilizacja która od "barbarzyństwa" za daleko odchodzi kończy marnie. To z historii wynika.

Odpowiedz
avatar Meliana
2 4

@tatapsychopata: Cóż, jeśli coś proponujesz (lub wręcz nawołujesz "zastanówcie się!", "kto kieruje twoim życiem?", "poddaję pod rozwagę"), to oczekiwałabym, że będziesz miał jakieś argumenty, które mogłyby przekonać, lub chociażby zastanowić interlokutora. Bo że jest słabo, to ja też widzę - tylko, że pomysły w stylu "rozkurzyć to w drobny mak, a resztę się potem dopracuje" nie są czymś, co można by traktować poważnie. Ani w laickiej dyskusji na portalu rozrywkowym, ani tym bardziej tej realnej, polityczno-przedwyborczej.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 października 2019 o 13:03

avatar pasjonatpl
1 1

@tatapsychopata: Problem z całkowicie sprywatyzowaną służbą zdrowia jest przede wszystkim taki, że jeśli nie istnieją żadne odgórne regulacje (a przecież nie powinny, bo mamy wolny rynek), to firmy dogadują się między sobą i robią ludzi w ch...a, żeby jak najmniej zabiegów czy wizyt pokryć z własnej kieszeni, a koszty usług medycznych są tak windowane do góry, że zwykłego obywatela na to nie stać. Tak to funkcjonuje w USA i np. w Chile. Przynajmniej w tym drugim krajach lobby farmaceutyczny jest naprawdę wpływowe i sponsoruje polityków, więc ci ani myślą wprowadzić jakiekolwiek regulacje czy dotacje, a więc firmy prywatne zarabiają krocie, zawyżają ceny leków i usług medycznych, na które wielu Chilijczyków nie stać albo naprawdę muszą się zadłużać.

Odpowiedz
avatar Ascara
0 0

Historia piekielna, ale raczej nieprawdziwa. Dlaczego? Intubacja bez badania? WTF? Ma prawo to zrobić ratownik medyczny w nagłej sytuacji oraz... Lekarz. Nie badał, nie przyglądał się, a zaintubował? Zaintubowany pacjent = pacjent pod respiratorem. Na korytarzu? Eee... Raczej na OIOM-ie. Wiem, co mówię, jestem lekarzem.

Odpowiedz
avatar Eustachiusz
1 1

@Ascara: W dodatku krwotok z nosa od 24h i łaskawe wezwanie karetki. Wynika, że pod opieką autorki lepiej zostawić psa niż członka rodziny, bo psa to przynajmniej zawiezie do przychodni.

Odpowiedz
Udostępnij