Krótka (mam nadzieję) historia z czasów, kiedy pracowałam w KFC.
W "restauracjach" tej sieci normą było "wypożyczanie" sobie nawzajem pracowników. W ramach takiej akcji kolega pracujący "na kuchni" został poproszony (tak, poproszony, to nie było obowiązkowe) by kilka zmian zamiast u nas przepracował w innej lokalizacji.
Jakoś tak niedługo po jego powrocie, wypadało comiesięczne zebranie pracownicze. Ku naszemu zdziwieniu na tym konkretnym był obecny kierownik regionalny. Na samym początku wyszedł na środek i mówi, że ma tylko jedną sprawę do przedstawienia, a potem znika by nas nie krępować. I do wyżej wymienionego kolegi: "W sumie, K. pochwal się sam, co zrobiłeś."
K., lekko zażenowany (nieśmiały trochę chłopak, poza tym nie uważał, żeby miał czym się chwalić) zaczyna:
- Jak byłem w tamtej knajpie, kazali mi kurę zamarynować*. Schodzę na dół, otwieram paczki, a kura śmierdzi. Idę do kierownika (akurat był obecny główny kierownik lokalu) i mówię mu, że na moje oko kura jest do wyrzucenia. A on mi na to "do..dol da razy więcej marynaty i nikt nie poczuje".
- I co zrobiłeś? - trzeba było chłopaka pociągnąć za język, bo on serio uważał, że nie ma o czym mówić.
- No odmówiłem, a jak się upierał, to się na niego wydarłem. A potem pie...ołem daszkiem o ziemię, wyszedłem i więcej tam nie wrócę, póki ten (...) tam jest. No i do T. zadzwoniłem - wskazał na regionalnego.
Regionalny zabrał głos.
- Tamten kierownik już w firmie nie pracuje, a ty K. dostaniesz premię, 200 zł, już centrala klepnęła, przyjdzie z przelewem.
A ja się zastanawiam - jak można postępować tak, jak ten kierownik? Mięso zepsute, to doprawię mocniej i będzie? Sam by to zjadł? Własnym dzieciom dał?
*Marynowanie kury (czyli kawałków kurczaka) polegało na wrzuceniu mięsa do maszyny z obrotowym bębnem, w towarzystwie marynaty w saszetkach. Każdy rodzaj marynowało się inaczej, dłużej lub krócej, tajników nie znam, bo nigdy na tym stanowisku nie pracowałam.
gastronomia
Mogli się trochę bardziej postarać, bo dwie stówki premii za dbanie o reputację firmy bez pewności, że sobie w ten sposób nie nagrabi, to trochę mało.
Odpowiedz@Jorn: Siła nabywcza tych dwóch stówek na przestrzeni lat się dość mocno zmieniła, tak samo jak typowe wynagrodzenia i premie oraz realna stopa bezrobocia i trudność dostania pracy.. Oceniając przez pryzmat warunków dzisiejszych - słabo. Ale już przez pryzmat `93 nie tak źle.
OdpowiedzCykl życia kury wg pewnej sieci handlowej (w starej jak i nowej odsłonie): kura na półce, tańsza kura odświeżona na chłodni, tania kura w marynacie na grilla (najczęściej marynata tzw. meksykańska - słona i pikantna), bardzo tania kura pieczona. I to mniej więcej taki znany mi standard, także akcja regionalnego - szacun.
Odpowiedz@Zunrin: dwie ostatnie wersje sa w glownej mierze jednym elementem cyklu - jesli kurczak w przyprawach zacznie woniec - to upieczenie go juz nic nie da. U takiego nawet po pokrojeniu na malenkie elementy i spaleniu zna skwarki będzie czuc, ze jest mocno nieświezy. Co do opcji upieczenia tego co juz zamarynowane - wszelkie wynalazki, ktore trafiaja do marynaty sa ogolnie obrzydliwe - i nie chodzi tu o swiezosc, a ogolnie o marynate na bazie octu. Kurczaki upieczone z kolei sa standardowo po prostu posypane roznymi "przyprawami do kurczaka". I naprawde czuc w smaku jesli cos bylo w jakiejs syfiastej, octowej marynacie, czy posypane przyprawa. Zastanawia mnie co to za genialna siec - na pewno nie tesco, spolem, czy carrefour, czy top market - bo w tych przybytkach nie raz mialam okazje zrec pieczonego kurczaka i nigdy nie byl to kurczak z typu marynowanego. I nigdy tez nie byl nieswiezy (kij z tym, ze moze nie pierwszej swiezosci - niejedni zra zgnilizne pod ladnymi nazwami i placa za to krocie) Nie wiem o jakiej sieci mowisz, jednak ogolnie sklepy nie maja tak naprawde potrzeby robic takich akcji - to co sie nie sprzeda idzie na straty - gdzie nie traci na tym sklep, tylko firma od ktorej mieso zostalo kupione - bo musza je odebrac do utylizacji i zwracaja koszty
OdpowiedzZastanawiam się na ile jestem piekielny bo dzieciom bym nie dał, ale pewnie sam bym zjadł.
Odpowiedz@Michail: Piekielny byłbyś, jakbyś sam nie zjadł bo niedobre, ale dał dzieciom, czy komukolwiek...
OdpowiedzPostawa godna pochwały, a kierownika powinno się zmusić siłą, by zeżarł tego kurczaka. Całego. Na surowo.
OdpowiedzPomijając już kwestie moralne i zdrowotne, to naprawdę trzeba być idiotą, żeby w tak wielkiej sieciówce próbować opchnąć ludziom zepsutego kurczaka.
Odpowiedz@Ohboy: Nie wiem, jak jest teraz, ale te 15 lat temu na wszystkich szkoleniach kładli nam do głowy, że tak nie wolno. Klient nie miał prawa być niezadowolony z jakości jedzenia. Pomylone składniki w kanapkach/sałatkach, niedosmażona kura, skrzydełka z piórami, zimne kanapki - out. Lepsze straty w towarze niż niezadowolony klient.
Odpowiedz@singri: No właśnie dlatego nie rozumiem. Nie pracowałam nigdy w fast foodzie, ale jak jestem za granicą i chcę mieć pewność, że się nie otruję, to idę właśnie do KFC czy innego McD. Ale zawsze znajdzie się jakaś czarna owca :/
Odpowiedzszok. brat mojej kumpeli oraz mój brat- ileś lat temu pracowali w McD, i tam było tak, że nawet jak te mrożonki cały czas były w lodówce a kończył im się termin ważności, to mieli obowiązek to utylizować. często objadaliśmy się takimi nugetsami- bo co prawda były po terminie, ale cały czas zamrożone. tutaj ewidentnie te mrożonki miały przerwany tzw. ciąg chłodniczy, że się zepsuły. co do zmiany lokalu- to nadal tak jest- wszystko zależy od tego czy zatrudnia franczyza czy sieć- ale o tym już jest nawet informacja w ogłoszeniu o pracę, że pracuje się w jednym lokalu, albo, że będzie się przerzucanym pomiędzy miejscówkami.
Odpowiedz@hulakula: Problem w kfc jest taki że to nie przerwanie ciągu chłodniczego jest problemem kura przychodzi świeża i jak każda taka kura jest ważna 4/5 dni już nie pamiętam i po tym czasie bardzo często zaczyna już się psuć (takie prawa natury) a jeśli ktoś zamówi za dużo albo nagle nie sprzeda się jej tyle ile było przewidziane to termin mija a kura leży. I tu pojawia się problem pracy ze świeżym produktem bo zamówisz mniej - braknie - źle, zamówisz więcej - zostanie - trzeba wyrzucić - źle. A nie od dziś wiadomo że w takich sieciowkach tnie się koszty na czym się da.. Oczywiście w tej sytuacji w najgorszy możliwy sposób ale dla góry liczą się tylko cyferki
Odpowiedz@margeryT: w McD wszystko przychodzi zamrożone, wyciągasz kiedy potrzebujesz, ale z tego co kojarzę z opowieści- jak już ma coś na kartonie 3 dni do końca, to już to idzie OUT. ach, to były czasy, kiedy nugetsy jadaliśmy non stop :D ale pamiętam tez opowieści o tym, jak kiedyś kazali zrobić im inwentaryzację słomek i serwetek :D odliczyli chyba po 100 sztuk z każdego, i po prostu wagowo w przybliżeniu podawali ilość :D no ale tak to było, jak się pracowało u prywaciarza tylko pod szyldem McD.
Odpowiedz@hulakula: Inwentaryzacja wszystkiego minimum raz do roku jest obowiązkiem nałożonym na firmy ustawowo, więc nie ma znaczenia gdzie, i tak by was dopadło. Każdy towar oraz każde miejsce przechowywania trzeba przynajmniej raz do roku przeliczyć, nie ma zmiłuj.
OdpowiedzStrzelam. Lokal w Bytomiu? Raz zdarzyło mi się tam jeść, a porcja smakowała tak, jakby kurczaki były wyjęte ze śmietnika.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 października 2019 o 16:50
@rodzynek2: Nie, Warszawa.
OdpowiedzNo i gdzie się pochowali wszyscy, którzy tak szlachetnie się brzydzą donosami i zaraz wyzywają od konfidentów, misiów Kolabola i komuchów? "Gdzie oni są, zabrakło ich, gdzie oni są..." Pewnie siedzą cicho, bo sobie wyobrazili, że to im by przyszło zjeść taki drób :)
OdpowiedzTrochę mnie to dziwi, bo raczej nie ma bata, żeby nawet najtańszy bar się utrzymał z zepsutym mięsem. Efekt przecież natychmiastowy, nikt by tam nie przychodził... pomyślałabym, że bohater odcinka nie odróżnia zapachu mięsa od zapachu zepsutego mięsa, co jest nagminne wszędzie, bo ludzie się nauczyli, że mięso nie ma mieć żadnego zapachu (dzięki temu żremy chemię w mięsie) i zapomnieli, że mięso z natury brzydko pachnie, ale to kucharz, więc raczej powinien odróżniać te dwa przykre zapachy.
Odpowiedz