Historia będzie o Tomku.
Tomek był ze mną na jednym roku studiów. Już mniejsza o to, jaki kierunek. Tomek był dość dobrym studentem, chociaż tyłka nie urywał - ot, większość egzaminów zaliczał bezproblemowo w pierwszym terminie, ale zdarzały się potknięcia.
Dziwnym trafem zawsze kiedy Tomek zaliczył potknięcie, kilka godzin później przychodził mail od egzaminatora, że w sumie przemyślał sprawę i obniżył próg zaliczenia (ewentualnie pomylił się przy liczeniu punktów), wskutek czego zalicza jeszcze parę osób. Zawsze był w tym gronie Tomek, zawsze, a wszyscy śmiali się, że ma fuksa. Tym sposobem Tomek na trzecim roku znalazł się, nie mając po drodze żadnej „dwói”.
Tajemnica Tomka wyjaśniła się częściowo, kiedy najlepszy kumpel Tomka wygadał się, że zależy mu, żeby usiąść koło niego na zaliczeniu z jednego z przedmiotów. „Co, taki obryty?” - pytam. Na co słyszę, że nie, profesor to jego wujek i może Tomek wydębi pytania, „to nie wiedziałeś?”. Wszystko raczej w ramach żartu, tak to obrócił przynajmniej kolega. No nic.
Akurat do tego profesora miałem sprawę, więc poszedłem na konsultacje. Przez uchylone drzwi usłyszałem, jak Tomek mówi: „Dzięki za tą *nazwa przedmiotu*, w życiu bym tego nie zdał”.
Aha.
studia
Dlatego uważam, że wyższe wykształcenie jest coś warte tylko na takich kierunkach jak medycyna czy prawo :/ Na nich nawet mając znajomości łatwo nie jest(przynajmniej na prawie. Mam kumpla który też miał ułatwienia, bo ojciec prokurator, ale i tak musiał się natrudzić).
OdpowiedzMoże dlatego tak uważasz, że nie wiesz o tym, że na kierunkach technicznych wynik to jest wynik. I żaden wujek z kolegami wyniku nie zmieni. No chyba, że ktoś studiuje w wyższej szkole gotowania na gazie czy na UKSW.
Odpowiedz@livanir: Moja znajoma robiła doktorat na bardzo elitarnym kierunku na uczelni, do której zwykły człowiek ma niewielkie szanse się dostać. I co? Prawie wszyscy zżynali na egzaminach, prowadzący udawali, że nie widzą, a przeprowadzeniem badań i ich opracowaniem najczęściej zajmowali się ich podwładni. No i oni chwalą się doktoratami, a ja straciłam wiarę w wyższą edukację. Swoją drogą na medycynie plecy też pozwalają na przepchnięcie, miałam pecha trafić do dentysty, który studia skończył dzięki temu, kim był jego ojciec (świetny fachowiec, a jego syn...)
Odpowiedz@Ohboy: Doktoranci zrzynali na egzaminach na studium doktoranckim? To ciekawe, bo one ustne są. Chyba że masz na myśli zaliczenia przedmiotów. Wtedy taka jest prawda. Wszyscy traktują te zaliczenia jak przykry żart, który ani doktorantowi ani prowadzącemu nie jest do niczego potrzebny. To tylko wymóg ustawy. Zatem przedmiot jest, zaliczenie jest, ale wszyscy kładą na to lachę. Doktorant ma dość roboty z pracą i dokładanie mu roboty nie leży w niczyim interesie. Badania naukowe przeprowadzają głównie doktoranci i ludzie na postdocu. Habilitowani zajmują się innymi rzeczami, głównie wypełnianiem debilnych tabelek, kart przedmiotu i pisaniem projektów na badania. Oni są od nadzorowania i prowadzenia pracami swojego zespołu, nie od siedzenia w laboratorium.
OdpowiedzWujek Tomka powinien dostać 25 lat, a Tomek 15.
Odpowiedz@Jaladreips: Zgodzę się z Tobą, że mogłaby to być to adekwatna kara, tylko trudno mi do tego artykuł dopasować.
Odpowiedz@Trepcio: Dziwne. Zawsze słyszałam "dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie".
Odpowiedz@Trepcio: @Armagedon: Najprościej to oszustwo, bo to jest oszustwo. Bardziej jednak jest to działanie na szkodę całego państwa i społeczeństwa, gdyż przepychanie na studiach kogoś, kto nie opanował materiału może w przyszłości doprowadzić do strat lub nieszczęścia. Pół biedy jak taki plecak skończył jakąś europeistykę albo inny McKierunek, ale gorzej jak to będzie medycyna albo jakiś kierunek techniczny i potem pójdzie debil z niezasłużenie otrzymanym dyplomem pracować w rzekomo wyuczonym zawodzie niemając o nim tak naprawdę pojęcia, a swoim partactwem będzie stwarzał zagrożenie dla życia, zdrowia i bezpieczeństwa innych ludzi.
Odpowiedz@Jaladreips: oszustwo zaklada celowe i swiadome wprowadzenie w blad oraz szkode finansowa/ uzyskanie korzysci majatkowej
OdpowiedzWitamy w rzeczywistym świecie a nie wyimaginowanym w którym każdy jest dobry dla innych, uczciwy i praworządny...
Odpowiedzno cóż, ja z kolei pamiętam egzamin na studia - na historię na uniwersytecie łódzkim. żeby nie było wątpliwości KTO ma się dostać- na egzamin ustny wbił jakiś typ, który z komisją był po imieniu- przybili piąteczki, a pan szacownemu gronu przedstawił swoją córkę, która miała właśnie przystąpić do egzaminu.
OdpowiedzPrzeciez to nic nowego, a na medycyne sporo dostaje sie osob po znajomosci.
Odpowiedz@nursetka: albo na specjalizację jak córka pewnej pani wtedy minister...
OdpowiedzPrawda o studiach jest taka, że oceny liczą się tylko, jeśli chce ktoś mieć stypendium. Nikt potem w postudenckim życiu nie spyta się "a co miałeś z X", tylko zapyta o doświadczenie. Co najwyżej padnie pytanie o uczelnie i kierunek, aby potencjalny pracodawca wiedział z czym się mierzy, lecz i tak finalnie liczy się to co robiliśmy w rzeczywistości, a nie ilość wkutych teorii.
Odpowiedz@Habiel: Medycynę, weterynarię, prawo, stomatologię, farmację - też tu masz na myśli? No, dorzuciłabym jeszcze architekturę, oceanotechnikę, budowlankę, szkutnictwo, metalurgię, fizykę medyczną, kwantową, fizykoterapię... a znalazłoby się też sporo innych kierunków. A jeśli to co piszesz choć po części jest prawdą - przestaje dziwić, że fachowość w tym kraju leży i kwiczy. Nawet w kluczowych zawodach. Aż się dziwię, że mosty wiszą, domy stoją, a statki nie toną tuż po zwodowaniu. A może to wszystko "w kupie" trzymają jeszcze fachowcy z PRL?
Odpowiedz@Armagedon: Akurat studiuję na jednym z wymienionych przez ciebie kierunków. Pytanie o uczelnie kończyło się na "Czy już ją Pani ukończyła, kiedy nastąpi ukończenie?". Zawsze miałam pytania o doświadczenie. Co robiłam w poprzednich miejscach pracy, jakie mam dodatkowe atuty i umiejętności. Nigdy "A co miała Pani z X?".
Odpowiedz@Habiel: rzecz w tym, że gdyby nie wujek, to koleś nie miałby szans na skończenie tego kierunku, a zatem nie miałby czym się chwalić na rozmowach rekrutacyjnych ;-)
Odpowiedz@Habiel: Wobec tego zasadność kończenia jakichkolwiek studiów wydaje się bezsensowna, zwłaszcza zaś płatnych. Nie lepiej to OD RAZU szukać roboty w wymarzonym zawodzie, zapierniczać za półdarmo przez pięć lat, traktując to jak stacjonarne, bezpłatne studia, uczyć się wszystkiego w praktyce, potem eksternistycznie zdać konieczne egzaminy i tyle.
OdpowiedzTo chyba jakaś "Wyższa Szkoła Lansu i Bansu", bo na normalnej uczelni takie kwiatki nie przechodzą. Jest sylabus przedmiotu i jeśli podany jest zakres punktów na zaliczenie - to nie można go zmienić w trakcie semestru, bo w razie kontroli będzie jedna mogiła. Wszystkie prace pisemne muszą być przechowywane 5 lat, a komisja akredytacyjna do łagodnych nie należy.
OdpowiedzJakaś licha uczelnia, skoro prawie wszystkich przedmiotów uczy jeden profesor. ;)
OdpowiedzA świstak siedział... Albo to jakaś prywatna WS... albo to zwykła bzdura. Nikt nie ryzykowałby czymś takim. Jeszcze na swoim przedmiocie to ok. ale na innych? Ktoś miałby nadstawiać karku, bo jakiś tam profesor jest wujkiem studenta? Wolne żarty.
OdpowiedzMam tylko nadzieję że to nie medycyna
Odpowiedznie da sie tego gdzies zglosic? np. zbiorowo, do rektora?
OdpowiedzFAKE
Odpowiedz