Ja wiem, że każdy z nas uczył się kiedyś jeździć, nikt się Hołowczycem czy Niki Laudą nie urodził, ale...
Wracałam wczoraj z miasta w godzinach szczytu. Zamiast autostrady, wybrałam drogę wiodącą przez park przemysłowy. I widzę: L-ka. Ok, trochę wolno jedzie, ale wyminę...
Nie dało rady. Panna jechała średnio 20 mil na godzinę na drodze z limitem do 50 (czasem było to 25, czasem 15). Dodatkowo jechała tropem węża w czasie sztormu, od krawężnika do środkowej linii. Widać, że to jedna z jej pierwszych lekcji.
I byłoby ok, bo przez większość dnia ta droga jest pusta, ale nie o szóstej po południu, kiedy w wielu okolicznych zakładach pracy kończą lub zmieniają się zmiany i panuje spory ruch w obie strony.
W końcu, zupełnie nieprawidłowo, wyprzedziłam L-kę, używając zatoczki do skrętu w prawo i łamiąc pewnie przy tym kilka przepisów.
I nie, nie winię dziewczyny, ja trzy lata temu też uczyłam się jeździć. Winię instruktora, który ewidentnie nie dopasował umiejętności uczennicy do wybranej trasy i idę o zakład, że samochody wyprzedzające ją na wariata stresowały ją bardziej niż to konieczne i odbierały przyjemność z jazdy.
P.S. Mieszkam w Anglii, stąd prędkość w milach i zatoczka do skrętu w prawo. :-)
Poczytaj sobie kierowco, czym się rożni wyprzedzanie od wymijania.
OdpowiedzJak ja Cię rozumiem! Wina instruktora. Albo ich złośliwość.
Odpowiedz@Wrednababa: ja zakładam, że instruktor nie pomyślał, że ulice, które przez większość dnia świecą pustkami , zapełnią sie samochodami dwa razy dziennie. godzinę wcześniej albo póżniej i byłoby tam pusto.
Odpowiedz@GoshC: Brytyjczycy nie są zbyt światłym narodem, toteż myślenie im średnio wychodzi.
Odpowiedz@Jaladreips: Czyli Pakistańczycy z brytyjskim paszportem to też Brytyjczycy.
Odpowiedz@Jaladreips: a i tak to my jedziemy do nich na zmywak, a nie odwrotnie.
OdpowiedzKiedy sie uczylam jezdzic, mialam jazdy wlasnie w godzinach, kiedy nie bylo ruchu. No i wszystko ladnie. A potem sie przeprowadzilam do duzego miasta, pierwsza jazda solo i kicha- 15 minutach stanelam na parkingu i zaczelam plakac, bo nie bylam absolutnie przygotowana na jazde podczas normalnego ruchu. Musialam sie wszystko sama nauczyc a to bylo dopiero naprawde strwsujace, napewno bardziej, niz jazda z instruktorem w takiej chwili. Wiec tak- jezdzieniem za takim pojazdem mozesz stracic 5 minut czasu, mozesz stracic cierpliwosc, ale mozesz uratowac zycie komus, kogo w przyszlosci ten nieprzygotowany student moglby zabic wierzac, ze jak zdal prawko, to juz wszystko umie. A moze byloby to nawet twoje zycie?
Odpowiedz@annabel: Jest różnica pomiędzy zorganizowaniem zaawansowanemu kursantowi trudniejszych jazd w gęstym ruchu, a wzięciem świeżynki gaszącej samochód przy każdym ruszeniu w miejsce, w ktorym akurat wszyscy wyjeżdżają z pracy do domu i dostają wścieklizny.
Odpowiedz@annabel: No dobrze, ale o to tu właśnie chodzi, żeby dopasować trasę do umiejętności, których tutaj najwyraźniej było brak. Jeśli ktoś nie czuje się zbyt dobrze za kółkiem na pierwszych lekcjach, nie powinno się go rzucać prosto w godziny szczytu.
Odpowiedz@Grav: albo spieszą się do pracy bo akurat za pięć minut zaczyna im się zmiana, a tu taka zawalidroga...
Odpowiedz@annabel: no to Twój instruktor też (tak jak tej kursantki w historii) był do d***. Bo na pierwsze godziny - a sądząc po opisie jazdy eL-ki to raczej był początek kursu - nie powinien brać kursantki na trasę o tak dużym natężeniu ruchu. Ale z kolei też cały kurs nie powinien polegać na jeżdżeniu po drogach, gdzie prawie nikt nie jeździ. Ja na początku miałam jazdy po mniej uczęszczanych uliczkach - co wcale w sumie nie było takie proste, bo były wąskie, pozastawiane samochodami i często jednokierunkowe. Ale ćwiczyłam znajomość znaków, opanowanie samochodu i parkowanie. Jak już się "naumiałam", to zaczęliśmy jazdy po centrum miasta, zdarzało się też w godzinach szczytu. I mistrzem kierownicy nie byłam (do tej pory się za takiego nie uważam), ale jeździłam na tyle dobrze, żeby nie tamować ruchu i nie przyprawiać innych kierowców o niepotrzebny wk*rw. Ale miałam świetnego instruktora...
OdpowiedzA to był instruktor, czy prywatny samochód z naklejoną Lką? Ja teraz jestem na etapie jazdy prywatnym samochodem z naklejoną Lką i chociaż jeżdżę przepisowo i z prędkością dostosowaną do ograniczeń, to mogłabym napisać całą epopeję na temat zachowania innych kierowców. Hitem jest wymuszanie pierwszeństwa i wyprzedzanie na wariata. Po prostu nikt nie chce za Lką jechać nawet jeśli jedzie ok. Tak jakby L na masce działała na niektórych jak płachta na byka.
Odpowiedz@Bryanka: instruktor, samochód cały oklejony z kogutem itp... po prostu instruktor do bani.
Odpowiedz@GoshC: Tak jak Dominik poniżej napisał, rzeczywiście można taki samochód wypożyczyć od szkoły jazdy. Nie bardzo chce mi się wierzyć, że instruktor nie reagował na jazdę "wężykiem".
OdpowiedzToż ty nie wiesz, że a Albionie za instruktora może robić mamuska, tatusiek i kto tylko chce z prawkiem dłużej niz 3 lata. Wiem, bo synek się tak uczy.
Odpowiedz@Dominik: ależ wiem, tylko że to był samochód szkoły cały oklejony reklamami, z kogutem na dachu itp... z pozoru pełen profesjonalizm ;-)
Odpowiedz@GoshC: takie samochody się wypożycza na godziny, jeśli masz auto automat, a dzieciak musi zdawać na manualu. Poza tym dorzucenie dzieciaka do ubezpieczenia kosztuje i to sporo. Czasem wypożyczenie takiego autka kosztuje o wiele taniej.
Odpowiedz