Pacjenci i lekarze - temat rzeka.
Placówka prywatna, obsługująca również abonamenty takich firm jak Lux-med (w praktyce 90% pacjentów uważa, że to tak, jakby już byli właścicielami placówki...).
Sytuacja z dziś.
Tak się złożyło, że lekarz w pierwszej kolejności ma umówionych pacjentów abonamentowych, przyjmuje średnio ok. 15 minut jedną osobę i takie interwały są zastosowane w rejestracji.
Dzwoni pacjent i informuje, że jest umówiony na 16:00, ale nie zdąży, on przyjedzie później.
Pytam, o której?
On nie wie, ale najwcześniej na 17:00.
Mówię, że na kolejne godziny mam umówionych innych pacjentów i nie wiem, czy zdążę ich powiadomić o zmianach, oraz czy zgodzą się na zmianę godziny (zmianę, bo nie mogę ich wykreślić, ani umówić dwóch osób na jedną godzinę), bo mieszkają raczej daleko.
NIECH PANI SIĘ POSTARA! - i rzucił słuchawką.
No ok, godziny dość ruchliwe, ale udało mi się wydzwonić do pacjentów i uprosić ich, żeby przyszli trochę wcześniej.
Wyżej wspomniany pacjent pojawia się ok. 16:20 i z zadowoleniem zgłasza, że "jednak zdążył". Informuję go, że musi przepuścić pacjentów z 16:15, 16:30 i 16:45, bo sam jest umówiony na 17:00, a w dodatku dość niefortunnie jedna z pacjentek zasiedziała się w gabinecie (nie moja sprawa - może jest poważniej chora i wymagała dokładniejszego badania?) i koniec końców mamy opóźnienie.
Facet robi mi karczemną awanturę na całą przychodnię, że przecież on wchodzi TERAZ, bo miał na 16:00 i powinnam go przesunąć co najwyżej o jedną osobę.
Pytam dlaczego zatem kazał się przepisać na 17:00 skoro miałam go przesunąć o jedną osobę, na co on, że absolutnie niczego takiego nie mówił.
Informuję go dalej, że w związku z jego prośbą zmieniłam grafik - w tym momencie włączyli się pacjenci, że to prawda - prosiłam ich o wcześniejszy przyjazd.
Facet zmienia taktykę i wydziera się, że przynajmniej mogłam go uprzedzić, że jest opóźnienie - na co odparłam, że w chwili jego telefonu, opóźnienia jeszcze nie było, oraz że rejestrujemy na standardowe interwały i nie mam wpływu na to jak długo pacjent jest w gabinecie.
Ja rozumiem, że do lekarza nie przychodzą ludzie zdrowi. Ja rozumiem, że oni mogą nie cieszyć się z perspektywy czekania.
Natomiast nie mam obowiązku stawać na rzęsach, bo ktoś się spóźnia - w tej sytuacji powinnam go WYKREŚLIĆ z terminu, a nie gimnastykować się z grafikiem.
Owszem, poleci fala "hejtu", że skoro zadzwonił i zgłosił, to ja mam się dostosować - owszem, ale zrobił to na ostatnią chwilę, a jak się udało tą kolejkę przestawić to zmienił zdanie i chciał, abym ponownie wszystko odkręcała, co w tamtym momencie już było niemożliwe.
Poza tym proszę zrozumieć - jak ktoś nie przyjdzie do fryzjera na czas, to fryzjer odmówi wykonania usługi. Kosmetyczki każą sobie dawać zaliczkę 20-50%, która jest bezzwrotna w przypadku braku zgłoszenia się na termin. Hydraulik zadzwoni do drzwi i jeśli nas w domu nie ma, zawróci się na pięcie i pojedzie, nie będzie czekał i nie będzie się wracał - ustali termin za tydzień. Pani w Żabce nie otworzy nawet trzy minuty przed czasem. Urzędnik wyjdzie na kawę nawet jak ma kolejkę petentów, nie będzie się żadnymi opóźnieniami przejmował.
Tylko lekarz - z jakiegoś niewiadomego powodu - w opinii Polaków nie dość, że musi być dostępny zawsze to musi także cierpliwie czekać, aż pacjent łaskawie się zgłosi, a przychodnie akceptować wszelkie fanaberie i zmiany w godzinach przyjęć. Nie rozumiem zjawiska roszczeniowości w tej sprawie. Rzęski za dwieście złotych o dwudziestej pierwszej? Ależ proszę, byle by pani mnie przyjęła, bo mam chrzciny. A lekarz? Ma mnie przyjąć TERAZ, bo właśnie przyszłam, bo byłam w okolicy i płacę "horrendalne" sto złotych. Poważnie?
PS. W kwestii "pilności" - bo kosmetyczka to nie jest usługa "wyższej potrzeby", a do lekarza się chodzi jak boli - jeśli ktoś jest w sytuacji kryzysowej i się zwija, to niech dzwoni po karetkę, albo jedzie na SOR.
U nas przyjmują specjaliści, do których wizyty są planowe, a nie "pilne". Średnio wizyty rejestrowane są z dwutygodniowym wyprzedzeniem, może 10% pacjentów zwraca uwagę, że potrzebuje bliższego terminu, więc te osoby domagające się wizyty natychmiast bardziej nam się rzucają w oczy.
W kwestii abonamentu - jeśli pacjent ma zapewnionego specjalistę w 72 godziny, a my akurat nie mamy dostępnego miejsca w tym czasie, to nie my mamy obowiązek umówić w 72 h, tylko sam ubezpieczyciel. Więc jeśli nie ma u nas miejsc (albo lekarza), to pacjent idzie do innej placówki/innego gabinetu, gdzie będzie przyjęty. Jeśli upiera się na naszego specjalistę, to musi się dostosować. Czasem pacjenci uważają, że "jesteście zobowiązani załatwić mi wizytę na jutro!!", ale z przykrością informuję, że nie na tym polega świadczenie usług przez placówkę podwykonawczą. Oczywiście słyszę wtedy, że "ja to zgłoszę do ubezpieczyciela!!!", ale zawsze kończy się tak samo - pacjent jest albo umawiany gdzieś indziej, albo czeka jak każdy inny, bo wydzieranie się na obsługę naprawdę nie czyni cudów.
słuzba_zdrowia
I to jest takie polskie. Masz wytyczne i terminarz to się stosuj. Każdy dobry uczynek będzie przykładnie ukarany. Sama napisałaś o polityce przychodni , która zapewnie podpiałaś , a uporczywie ją ignorujesz i łamiesz zasady.
Odpowiedz@Tolek: Jakie uporczywie? Przeproś za błędy w pisowni i rzeczowe...
OdpowiedzPrzepraszam - podpisałąś
Odpowiedz@Tolek: Przeproś jeszcze raz, bo dalej walisz byki. :):):)
Odpowiedz@Iceman1973: Skoncertuj się na treści
Odpowiedz@Tolek: Skoncentruj się na słowniku. Ja w przeciwieństwie do Ciebie, potrafię na treści i na poprawnej pisowni.
OdpowiedzFacet bez komentarza. Czesto zdarza mi sie chodzic do lekarza i rzadko mialam okazje miec do czynienia z taka mila obsluga, gdzie asystentka by zmieniala godziny z innymi pacjentami. Ciebie nalezaloby docenic, a faceta kopnac w zadek.
OdpowiedzAnalogicznie zdarza się, że klienci u mnie w restauracji dzwonią, aby przełożyć rezerwację stolika na późniejszą godzinę, po czym przychodzą jednak o pierwotnej i są oburzeni, że nie ma dla nich stolika, bo przecież rezerwowali. Po prostu, niektórzy są przekonani, że są pępkiem świata i wszyscy na około mają się dostosować do królewicza czy królewny. Ostatnio też u lekarza byłam świadkiem jak babiszon się wykłócał, bo miała wizytę na 12, a przyszła o 12:30. Recepcjonistka powiedziała, że oczywiście lekarz ją przyjmie, ale pierwszeństwo będą mieli ci, którzy już siedzą w poczekalni. Obraza majestatu, bo taka ja mam termin dopiero na 12:45, a ona na 12, co z tego, że się spóźniła pół godziny?
Odpowiedz"Owszem, poleci fala "hejtu", że skoro zadzwonił i zgłosił, to ja mam się dostosować" - oesu, następna wróżka. Gadaj o swojej historii a nie wróż z fusów na temat przyszłych komentarzy.
Odpowiedz"Urzędnik wyjdzie na kawę nawet jak ma kolejkę petentów, nie będzie się żadnymi opóźnieniami przejmował." pierwsze słyszę .... Gdzie ten urząd? chętnie się tam zatrudnię. Standard lat osiemdziesiątych nawet w urzędach jest przeszłością.
OdpowiedzHistoria piekielna, więc miałam dać plusa, ale, jak nieraz bywa, podsumowanie mnie zniechęciło. Co to znaczy "tylko lekarz musi"? Może tylko lekarz w akurat Waszej placówce musi, tam, gdzie ja chodzę, czy prywatnie czy na NFZ, lekarze często gęsto chodzą jak chcą, a pielęgniarki robią łaskę, że w ogóle zapiszą (a często nawet i tej łaski nie zrobią, nawet na wyraźne życzenie lekarza, że ten konkretny pacjent ma przyjść za tydzień, bo musi przyjść koniecznie na kontrolę). Nie mówię, żeby atakować lekarzy czy pielęgniarki w ogólności, bo są nieraz i fajne, życzliwe osoby z powołania, ale Ty też nie uogólniaj, że tylko biedny lekarz musi być na każde zawołanie, bo ja ostatnio wybuliłam 210 zeta za prywatną wizytę i spędziłam w przychodni dwie godziny, bo pani lekarz sobie przyszła godzinę później, bo dorosła córka miała zapalenie migdałków i musiała jej załatwić wizytę już teraz zaraz na SORze (autentyk, sama mi opowiedziała z rozbrajającą szczerością ;) )
Odpowiedz