Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Chciałam dziś poruszyć temat pewnej mentalności, w mojej rodzinie obecnej głównie w…

Chciałam dziś poruszyć temat pewnej mentalności, w mojej rodzinie obecnej głównie w starszym pokoleniu.

Chodzi o narzekanie na "niedomyślność" pokolenia młodszego i to utrzymane w takim tonie, że można by uznać osoby "niedomyślne" za upośledzone umysłowo.

Niezależnie od tego co robiła moja babcia i co w tym czasie robiłam ja po ZAKOŃCZENIU pracy babcia zaczynała wygłaszać litanię: "Olaboga, tak się zmęczyłam, tak mnie plecy bolą, ale nikt, NIKT (znaczące spojrzenie na mnie) się nie domyśli, nie zastanowi, że tej babki coś długo nie ma, może by jej pomóc, ale nie, po co, dupę rozpłaszczyć i siedzieć... Nikt nie widzi, ile ja robię..."

I w ten deseń dopóki jej się nie znudziło. Prośby, żeby mówiła gdy idzie coś robić, gdy potrzebuje pomocy - nie, bo ja się powinnam DOMYŚLIĆ. No już lecę.

Kilka lat temu do kółka litaniowego dołączyła moja mama. Gdy dzwoni, co jakiś czas muszę wysłuchać, że moja siostra "To taka nieużyta jest, jeździ do miasta kilka razy w tygodniu, nigdy matki nie zapyta czy by się nie wybrała. Ja się prosić nie będę, łaski nie potrzebuję, ale jednak wypadałoby zaproponować, że mnie zabierze, bo to aż nieładnie wygląda..."

Raz podjęłam próbę interwencji. Zasugerowałam siostrze, żeby czasem mamę jednak na miasto zabrała. Najpierw siostra zrobiła mi awanturę, potem mama, a na końcu babcia. Od tamtej pory albo urywam rozmowy z mamą, albo (jeśli mam siłę) jednym uchem wpuszczam, a drugim wypuszczam.

I tak się zastanawiam - ja też mam teraz rodzinę. Nie oczekuję ani od Szczerbusia, ani od córki, że będą mi w czymkolwiek pomagać. Zaproponują - super. Ale to, że mi nie wyrywają ścierki z rąk nie oznacza, że mojej pracy nie widzą. Widzą że robię i widzą, że sobie radzę. To po co mają się napraszać, narzucać? A jeśli z jakiegoś powodu potrzebuję pomocy to istnieje taki magiczny środek, który nazywa się MOWA. Mówię "Skarbie, zbierz butelki do worka i posortuj te swoje ciuchy co je rzucałeś na podłogę." Czary-mary, zrobione! Poproszę, żeby skoczył do warzywnika po marchew/cebulę/pietruszkę/ziemniaki? Skoczy bez protestu. Czego więcej chcieć?

Oczywiście każdy ma swoje obowiązki. Szczerbus zaopatruje dom w opał, wykonuje cięższe pracę w polu, coś przestawi, pomaluje, przytarga cięższe zakupy (których mi nawet przed ciążą nie pozwalał dźwigać, a teraz to już w ogóle), dba o stan auta którym jeżdżę no i oczywiście pracuje zarobkowo - mało? Córka chodzi do szkoły, odrabia lekcje, dba (dobra, ma dbać) o porządek w pokoju - mało? Mają jeszcze patrzeć mi na ręce i DOMYŚLAĆ się, że w tym czy tamtym trzeba mi pomóc? Tym bardziej, że najczęściej wcale nie trzeba, nawet teraz, gdy mam prikaz się oszczędzać, daję ze wszystkim radę.

Takie oczekiwanie, że ktoś SIĘ DOMYŚLI jest moim zdaniem piekielne dla obydwu stron. Strona "poszkodowana" najczęściej się ciężko urobi i ma poczucie, że nikt jej pracy nie docenia, nie widzi jak jej ciężko. Strona "winna" dostaje w prezencie zupełnie niepotrzebne i nieuzasadnione poczucie winy, a także niższe poczucie własnej wartości...

Ja też miałam w domu rodzinnym obowiązki. Pierwszy i podstawowy to nauka i z tego się na ogół wywiązywałam. Pomoc rodzeństwu w lekcjach uważałam za coś absolutnie naturalnego. Zmywanie naczyń, sobotnie porządki, opieką nad rodzeństwem gdy mamy i babci nie było - może nie była to katorżnicza praca, ale moim zdaniem dla nastolatki wystarczająca. Ale nie, poza wykonywaniem "podstawowych obowiązków" trzeba jeszcze SIĘ DOMYŚLIĆ że skoro babcia trzy dni temu wspominała, że trzeba podlać maliny (wspominała że trzeba, nie kazała mi podlać, w dodatku jak się okazało w momencie tego wspominania byłam w szkole) to mam to wreszcie zrobić... Albo wysłuchać litanii, jaka to ja zła i niedobra i do tego jeszcze głupia...

Przeraża mnie perspektywa, że moja siostra, wciąż z nimi mieszkająca, może tym przesiąknąć i przelać to na własne dzieci.

Rodzina

by singri
Dodaj nowy komentarz
avatar zielona_papuga
16 16

świetnie Cię rozumiem. moja rodzina cierpi na dokładnie tę samą przypadłość, czyli "domyślsię"...i tak każdy rodzinny spęd kończy się kłótnią

Odpowiedz
avatar Ohboy
24 24

Straszni irytuje mnie wpędzanie ludzi w poczucie winy, bo samemu nie potrafi się komunikować. I to wieczne wzdychanie. Najlepsze jest jednak, gdy zaproponuje się pomoc, która zostanie odrzucona, a potem i tak trzeba słuchać tego wzdychania. Logika kto?

Odpowiedz
avatar myscha
16 16

@Ohboy: mój mąż tak został w domu wytresowany na wzdychanie swojej matki, że jak mi się zdarzy westchnąć (raczej głębiej oddycham, bo mi w pewnym momencie potrzeba bardziej się dotlenić) t z niepokajem próbuje dociec, co zrobił źle. Prze ponad 20 lat go tego nie oduczyłam

Odpowiedz
avatar singri
6 6

@myscha: Też mam uczulenie na wzdychanie, tylko że mnie to irytuje, a nie przeraża.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
5 5

@myscha: No to ja bardzo się różnię od twojego męża, bo dawno doszedłem do wniosku, że co bym nie zrobił, to i tak skończy się marudzeniem, więc zacząłem mieć takie wzdychanie głęboko w d...e. A że w domu rodzinnym nie mieszkam już od dawna, to w ogóle izoluję się od tego typu ludzi i dobrze mi z tym.

Odpowiedz
avatar glan
17 21

Wbrew pozorom w takim działaniu jest bardzo pokrętna logika wynikająca z różnicy pokoleń. W dawniejszych czasach szacunek należał się ludziom za status, lepiej urodzeni, na lepszym stanowisku oraz oczywiście starsi. Różnice statusowe były bardziej wyraźne, pan mógł wychłostać chłopa za byle co, rodzice ustawiali dzieci do pionu, dzieciom nie wolno było się odezwać (bo gosu nie mają jak ryby). Starsi są ważniejsi a dzieci mają usługiwać i nadskakiwać. Właśnie to nadskakiwanie to "domyśl się". Dziadkowie i babcie jak byli młodzi to musieli służyć starszym bo jak nie to dostawali kary fizyczne. Żyli więc w nadziei, że jak sami się zestarzeją to przynajmniej role się odwrócą. A tu co? A tu figa! Dziś bycie starszym nie jest żadną chlubą. Dziś szacunek uzyskuje się za osiągnięcia a wszyscy są mniej-więcej równi i powinni się komunikować. Starsi ludzi wychowani w innym świecie nie są w stanie się dostosować i próbują działać według dawnych norm społecznych.

Odpowiedz
avatar niemoja
22 22

@glan: Nie tyle różnica pokoleń co kwestia charakteru. Niektóre kobiety urodziły się cierpiętnicami i bardzo im ta rola odpowiada. W domu: "nie ruszaj, ja zrobię prędzej", a później "ojej, wszystko na mojej głowie"! Przy dzieciach: "ja to zrobię, ty nie umiesz", a później "nikt mi nie pomaga!" Za to na spotkaniu z psiapsiółkami może się licytować, która ma najgorzej.

Odpowiedz
avatar glan
11 13

@niemoja: To jest drugi powód takiego zachowania. Oba się nie wykluczają. Niskie poczucie własnej wartości może prowadzić do prób wyłudzenia uznania poprzez robienie czegoś a potem oczekiwanie wdzięczności. To nic innego jak manipulacja.

Odpowiedz
avatar digi51
4 6

@niemoja: Są, niestety, takie domostwa, gdzie poza matką reszta domowników specjalnie robi wszystko na odwal się (czyt.źle), żeby końcem końców matka się wszystkim zajęła w przeświadczeniu, że dzieci i mąż nie potrafią. Nooo, a oni przecież taaacy chętni do pomocy. Znam, niestety, takie jedno gospodarstwo domowe. A swoją drogą ja bardzo nie lubię jak mój chłopak wchodzi mi w paradę, gdy czymś się zajmuję. On ma zresztą taki sam charakter. Mamy swój podział obowiązków, ja mu każę trzymać łapki z dala od garów, a on mi od mopa.

Odpowiedz
avatar misiafaraona
10 10

O to to to, też tej mentalności nie rozumiem.Na szczęście nauczyłam się olewać.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 11

Zmartwię Cię :) Ja głośno i wyraźnie artykułuję swoje oczekiwania i prośby. Czy to w stosunku do męża, córki, zięcia, szwagierki, czy mojej mamy. Nie czekam aż się ktoś domyśli, tylko mówię wprost. Nie oczekuję także Bóg wie czego, a w rodzinie panuje przekonanie, że wszystkimi manipuluję. Wniosek: tak źle,a tak niedobrze :)

Odpowiedz
avatar glan
4 4

@PaniMasztalska: Ech, szkoda że zajęta. Byłabyś idealną partnerką. ;)

Odpowiedz
avatar Bryanka
9 11

Hah, aż mi się przypomniał ciąg sytuacji, zanim wyniosłam się z domu rodzinnego... Jakieś 5 dni w tygodniu, słyszymy jak otwiera się brama wjazdowa, po kilku minutach słyszymy dzwonek do drzwi - patrzymy na siebie z ojczymem, kto tym razem idzie na pierwszy ogień otworzyć drzwi. Scenariusz był zawsze ten sam, jedno z nas otwiera, drzwi JEB o futrynę, wchodzi moja szanowna rodzicielka, torba JEB o podłogę i "GDZIE SĄ MOJE KAPCIE!". Nie daj borze zielony jeżeli musiała dzwonić do drzwi drugi raz. I zawsze nieszczęśliwa, zapracowana, a my źli niedobrzy, bo się nie domyślimy czego potrzebuje. Podobno to przez pracę w korpo, ale potem było tak samo. Ojczym miał przez to problemy z ciśnieniem.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 3

@Bryanka: aaaa kluczy to ona nie posiada? czy moze etat oddzwiernego potrzebny? osobistego sluzacego-nosiciela kapci?

Odpowiedz
avatar Iras
9 9

W praktycznie każdej rodzinie się chyba ktoś takki znajdzie, kto lubi sobie ponarzekać. Nawet jak sie zaproponuje pomoc - to odmówi, a potem i tak będzie gadanie. Dotyczy to też innych kwestii - nie tylko pomocy. Czasem lubie sobie zezrec chinszczyzne - moja matka też ogolnnie lubi. Przy czym zazwyczaj kupuje jak wracam z pracy - a nierzadko koncze o 20. Ide na chinola - to sms do matki czy tez chce - raz, drugi, dziesiaty, trzydziesty - "nie bierz, bo o tej godzinie to dla mnie za pozno". W koncu przetsalam pytac - w efekcie "moglas mi wziac" za kazdym razem, gdy pytania nie ma (jak jest - odmowa)

Odpowiedz
avatar calodniowysen
7 7

Moja mama miała podobne podejście i sama zaczęłam się tego uczyć. Ale w pewnym momencie powiedziałam "dość!", pogadałam z mamą poważnie (miałam jakieś 15-16 lat), że jak widzę, że np. gotuje obiad, to ja się nie będę domyślać, że trzeba jej pomóc coś zrobić, bo ja sama tego nie oczekuję, bo jak ja potrzebuje pomocy, to o nią proszę i chce tego samego w drugą stronę. Oczywiście odpowiedź "że ona nie będzie się całe życie prosić o pomoc" (mentalność z domu, gdzie tekst "ja wszystko muszę sama robić, nikt mi nie pomaga" był na porządku dziennym). Jednak powoli doszłyśmy do porozumienia. Jak mama potrzebuje pomocy, to prosi, albo sama zapytam, żeby coś przyspieszyć. Z chłopakiem na szczęście dość naturalnie nam to wychodzi - ja gotuje, wyznaczam zadania, on zrobi, w drugą stronę identycznie. I żadnych pretensji, żadnego gadania "bo ja ci zawsze pod nos podaję" itd. ROZMOWA jest kluczem do porozumienia :)

Odpowiedz
avatar Balam
-4 6

"To ty się domyśl, że nie czytam w myślach, jak jesteś zbyt tempa, by coś powiedzieć, to nie moja wina. Nie jestem wróżką i nie mam zamiaru się domyślać, jak nie powiesz, to nie będziesz miała zrobione." Ta usłyszała moja matka po którejś z kolei awanturze, że się nie domyślam. O dziwo podziałało.

Odpowiedz
avatar Nimfetamina
4 4

@Balam: nie wyobrażam sobie powiedzieć do matki "jesteś zbyt tĘpa" :/ Do mnie również nigdy tak się rodzice nie odnieśli. Masakra jakaś.

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 1

ja mama kiedys przyjechalam wodwiedziny, wymyslila,ze zrobi golabki najpierw trzeba obgotowac kapuste, wiec poprosilam, zeby mnie zawolala jak wszystko bedzie gotowe, to pomoge- i poszlam czytac ksiazke po jakims czasie tknieta mysla, ze cos dlugo sie to gotuje schodze i zastaje mame robiaca te golabki na pytanie czemu nie wolala i czy nie pomoc, odpowiedziala- teraz to juz nie masz co pomagac jk juz koncze trzeba sie bylo doomyslic apotem pol zycia wysluchiwania "ja wszystko w tym domu robie za was, nikt sie nie wezmie"

Odpowiedz
avatar Shi
5 5

Też rzucę anegdotką: moja mama też była osobą w stylu "domyśl się" i "nikt mi w tym domu nie pomaga". Do czasu aż "domyśl się" wzięłam sobie do mojego złośliwego serca bardzo głęboko i... przychodziłam do mamy co bite 5 minut (nastawiałam minutnik) i przez kolejne 5 wypytywałam, jak katarynka, czy NA PEWNO nie potrzebuje pomocy. Nie ważne czy czytała książkę, oglądała tv czy zabierała pracę do domu. W końcu zrozumiała, że telepatą nie jestem, szklanej kuli nie mam i wystarczy jak krzyknie i coś mi kaze zrobić. A wcześniej "umyj naczynia", bez żadnego "proszę", to było proszenie się o pomoc i ujma na honorze. Cóż, czasem trzeba być złośliwym i z czymś przesadzić "niewinnie", w końcu ja tylko chciałam mieć pewność, że mamunia nie potrzebuje pomocy. Taką 10000% pewność ;)

Odpowiedz
avatar Jaladreips
0 2

Jak ktoś ode mnie oczekuje domyślania się czegokolwiek, to wrzucam do go wora z napisem "najwięksi debile na świecie". Nie po to miliony lat ewolucji dały nam umiejętność komunikowania się na tyle różnych sposobów, żeby teraz jakiś australopitek kazał mi się domyślać. Chcesz coś? To mów. Mów wprost i konkretnie. Nie potrafisz? To powinieneś siedzieć w zoo razem z innymi małpami.

Odpowiedz
avatar Nulini
2 2

No jakbym czytała o swojej mamie :D Całe życie wszystkiego się mamy domyślać, z pracy wracała z siatami z zakupami, to dyszała na schodach jak parowóz, ale nie poprosiła o pomoc, tylko dopiero po wejściu była tyrada, że dlaczego nikt nie pomógł. Sapanie, wzdychanie, jęczenie - norma. Na szczęście ja mam zupełnie inny charakter i od dawna nie daję się wciągać w jej kretyńskie gierki :D

Odpowiedz
avatar Wielopolka
4 4

Jejku, u mnie w rodzinie to samo! No ile można. Ciągle dąsy i płacze. Praktycznie przestałam odwiedzać dom rodzinny bo po tylu latach obwiniania już nie mogę tego znieść.Zupelnie się zgadzam z komentarzem Glan: najpierw nasi rodzice musieli znosić upokorzenia ze strony swoich starszych, a teraz chcą to sobie odbić na nas.

Odpowiedz
avatar niki1990
0 0

Moja matka dokładnie ta sama śpiewka. Ile to razy ja to słyszałam. Na szczęście za miesiąc się wyprowadzam i w końcu będzie święty spokój

Odpowiedz
Udostępnij