Na wstępie muszę zaznaczyć, że mieszkam w Azji Wschodniej i nie spotkałam się ze zjawiskiem, które opiszę poza Azją.
Jedną z największych piekielności wg mnie są tzw. begpackerzy.
Begpackerzy to najczęściej zachodni podróżnicy, którzy proszą o daniny na dalsza podróż.
Często maja kartki wykonane w lokalnym języku proszące o wsparcie - nie raz, nie dwa mówili wyprost, że nie mają nawet na bilet powrotny. Niekiedy żebrają z dziećmi.
Pół biedy, jeśli spędzają zdjęcia, które zrobili czy grają na gitarze w zamian za pieniądze - mimo, ze jest to złamanie zasad ich pobytu, gdyż nie maja prawa zarabiać w jakikolwiek sposób.
Jednak to co doprowadza mnie do szewskiej pasji, to widok młodych zdrowych chłopaczków siedzących na tyłkach, proszących o pieniądze na dalsza podróż podczas gdy starsza pani co wieczór w tym samym miejscu zbiera kartony po sklepach na sprzedaż do skupu.
Co innego jeździć bez planu, pracować gdzieś dorywczo i jechać dalej, a co innego oczekiwać od innych „finansowania marzeń” podczas, gdy lokalsi zapierniczają 12 godzin dziennie.
Dzięki ludziom tacy jak oni kraje takie jak Tajlandia wprowadziły konieczność posiadania określonej ilości gotówki, by pokazać że ma się na własne utrzymanie.
Wiem, ze historia nie jest najwyższych lotów, ale polecam poczytać o tym zjawisku, które mam nadzieje będzie powoli wymierać.
Podrozemaleiduze
Nie rozumiem modnej ostatnio nagonki na takich ludzi. Czy jest to na miejscu, czy nie - robią tak tylko dlatego, że są ludzie, którzy uważają to za dobry pomysł i te pieniądze im dają. Przecież nikt nikogo do opłacania ich podróży nie zmusza...
Odpowiedz@popielica: Ja tam nagonki na nich nie widzę. Wręcz przeciwnie - tacy ludzie mają FOLLOWERSÓW na Instagramie :D I szczerze powiedziawszy mam mieszane uczucia co do takiej formy podróżowania i rozumiem co autorowi przeszkadza. Latem, jakieś 3 lata temu, mieliśmy w stajni młodego człowieka, który poprosił o nocleg. Został z nami przez chyba ze 3 dni, a za nocleg i wyżywienie odmalował nam ujeżdżalnię. Podróżował na piechotę przez wyspy brytyjskie i taki był jego pomysł "na biznes" i ja to w 100% popieram.
Odpowiedz@popielica: nikt nie zmusza, ale też nikt tego nie piętnuje. To jest znak czasów w którym ludzie nie mają po prostu wstydu. Ja podróżowałem 20 lat temu autostopem po Europie Zachodniej. W planach mieliśmy grać na gitarze na ulicy ale nam było wstyd prosić, żeby ludzie nam dawali pieniądze na podróż. Na szczęście udało się zarobić parę franków - tu trawę się komuś skosiło, tam się kartony poskładało i wyniosło do kontenera w sklepie... A już najbardziej śmieszy mnie to, że połowa z tych podróżników ma pewnie blogaski, vlogi czy inne instagramy, na których przekonuje, że można podróżować za parę dolarów dziennie... Otóż: nie można, podróże kosztują. Albo się płaci za nie samemu, albo się oczekuje, że ktoś inny za nie zapłaci (choćby i na go fund me czy innym patreonie). Ale kwestia braku wstydu zostania żebrakiem to i tak nic. To jest generalnie trend ostatnio. Wystarczy popatrzeć na polityków - kiedyś, jakby polityka złapali na bezczelnym kłamstwie, to by jego kariera miała poważne problemy. Dzisiaj taki idzie w zaparte i udaje, ze nigdy nie mówił tego co wcześniej (przykład Boris Johnson) albo wręcz furiacko oskarża tych przywołujących fakty, że to oni kłamią i mają w tym interes (przykład: Donald Trump albo nasi rządzący). Ba, dla niektórych taka wtopa to nie tylko nie wstyd, ale wręcz powod do dumy: Cezary Gmyz, który wyleciał z Rzepy za pisanie wyssanych z palca bzdur o trotylu w Tupolewie pracuje teraz jako korespondent TVP a na Twitterze z dumą nazywa siebie "Cezarym Trotylem Gmyzem"... Mam bardzo pesymistyczne spostrzeżenia co do tego, gdzie zmierza nasza kultura...
Odpowiedz@Bryanka: Ale on pracował, starał się zadbać o swoje utrzymanie i to mu się chwali. Autorka napisała o ludziach, którzy jadą w ciemno z planem wyżebrania wakacji. Z jednej strony może to być ciekawa przygoda, ryzykowna bo nigdy nie wiesz czy coś uzbierasz czy nie. Z drugiej strony to słabe. Zamiast dać lokalnym zarobić to jeszcze proszą ich o wsparcie finansowe.
Odpowiedz@GlaNiK: Nie bardzo rozumiem co chcesz mi wytłumaczyć ;) Przecież napisałam, że rozumiem o co autorce chodzi i popieram dorywczą pracę w podróży, a mam mieszane uczucia dotyczące żebrania.
Odpowiedz@GlaNiK: Wydaje mi się, że ci ludzie mają swoje pieniądze na czarną chwilę, ale nie chcą ich wydawać i sprawdzają, ile hajsu dadzą radę ugrać.
OdpowiedzW sumie nawet trochę małodusznie się cieszę, że takie indywidua poleciały gdzieś daleko w świat i nie psują mi humoru na miejscu, w Europie.
OdpowiedzAż dziwne, że dopiero teraz pojawił sie taki wpis na piekielnych. Temat begpackerów jest czesto poruszany na grupach podróżniczych. Niestety begpackerzy maja wielu zwolenników. Wszystko zaczyna sie od tego, że niby każdy może podróżować za grosze co niestety jest fikcją.
OdpowiedzAutor brednie wypisuje. Backpacking to po prostu przemierzanie długich tras z plecakiem. To jedna z alternatyw dla zorganizowanej turystyki, wielkich kurortów i kompleksów hotelowych. A ludzie o których pisze autor to zwyczajni żebracy. I faktycznie o istnieniu takich żebraków-podróżników ostatnio się słyszy. Z dalekich zakątków świata czy nie, żebrak jest żebrakiem, ale nie wkładajmy wszystkich do jednej szuflady. P.S. "Begpackerzy"? Ani to po polsku, ani po angielsku, ani fonetycznie. Niesamowity proces myślowy poprzedził powstanie tego tworu ;)
Odpowiedz@volyna: Wydaje mi się że begpackerzy nie od "bag" tylko od "beg" czyli błagać, więc wtedy wszystko się zgadza
Odpowiedz@Zilia: No ale by to złapać trzeba by język znać, a nie trzy słówka przejęte żywcem przez nasz język.
OdpowiedzWszystko rozumiem, ale dlaczego to zjawisko chcesz opisywać poza Azją? :)Przecinki są ważne!!!
Odpowiedz