Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Opowieści z pracy na recepcji - część trzecia. Jak wspominałam wcześniej, w…

Opowieści z pracy na recepcji - część trzecia.

Jak wspominałam wcześniej, w miejscu, w którym pracowałam najważniejszą zasadą było, że kto nie ma imiennej karty, musi być wylegitymowany i zarejestrowany. Jednak z tymi kartami wiązały się dodatkowe rzeczy, np. pracownik nie mógł opuścić biura bez karty, bo wtedy jego karta pokazuje, że dany pracownik jest na terenie biura, czy nie można było pożyczać kart od kogoś z bardzo podobnych powodów.

Tłumaczeń było sporo - bezpieczeństwo przeciwpożarowe, a gdyby się zdarzył wypadek, a gdyby pracownik kogoś zabił…?

Podsumowując - pracownicy mieli mieć swoje karty i z nimi chodzić zawsze, bez wyjątków.

A teraz do rzeczy.

1. Zabawy z ochroną.

Wielu pracowników urządzało sobie zawody w "przejdę na kartę koleżanki/kolegi tak, żeby ochrona nie widziała".
My musieliśmy tego pilnować, o czym pracownicy wiedzieli, ale mimo to potrafili przyjść do nas i się pochwalić "A ja przeszedłem na kartę koleżanki”.
Teoretycznie powinniśmy taką osobę zgłosić do "góry" i zarówno osoba, która karty użyczyła, jak i ta, która jej użyła, powinny mieć zablokowane karty, co wiążę się z codziennym pobieraniem karty jednodniowej. Na taki scenariusz dostawaliśmy oburzone: "To aż tak? O jejku, przecież to tylko żarty!", nie - to jest nasza praca.

2. Wymówki.

Wiele osób schodziło ze swoich pięter bez kart i prosili, żeby ich wypuścić, bo oni tylko na fajkę, tylko do sklepu, tylko na 2 minuty, tylko przed budynek.
No nie, zasady to zasady, nie ma wyjątków, a "góra" tego pilnuje, pretensje do własnej firmy.
Kto najgorszy? Oczywiście ochrona, bo przecież co nam szkodzi na 5 minut kogoś wypuścić? Dopiero po tłumaczeniu "No dobrze, ja pana/panią wypuszczę i pan/pani kogoś zamorduje, a karta wyraźnie pokazuje, że jest pan/pani na terenie biura, idealne alibi?” odpuszczali. Naprawdę, tak obrazowo do dorosłych ludzi, bo inne argumenty, np. o ewakuacji w razie pożaru nie docierały.

3. Zapomniałem karty i spieszę się.

Rano przychodzi delikwent [D]:
[D]: Dzień dobry, ja z biura TakiegoATakiego, zapomniałem karty, proszę mnie wpuścić.
[J]: Dzień dobry, poproszę dowód, po potwierdzeniu pana tożsamości i tego, że jest pan pracownikiem tego biura wydam panu kartę na dzisiejszy dzień, którą należy zwrócić po pracy.
[D]: Ale ja się spieszę, muszę być w biurze za 2 minuty, bo mam spotkanie.
[J]: Niestety, inny pracownik biura musi potwierdzić pana tożsamość (jak działały recepcje to spoko, jeden telefon i pracownik potwierdzony, niestety recepcje biur działały w całkiem innych godzinach niż cały budynek, więc nie zawsze miał kto odebrać telefon).
[D]: To jest kpina/to są żarty/przecież ja tu pracuję/ja się spieszę.
I tak kilkanaście razy dziennie zamiennie z "przecież pani mnie zna" i "widujemy się codziennie". Niestety - mnie pilnują, to ja siebie też.

4. Niedoinformowani.

Czasami zdarzało się, że ktoś naprawdę nie wiedział, że nie wolno pożyczać sobie kart (nie wiem, jak). Miałam raz taką grupkę pań, gdzie jedna zapomniała karty z biurka i zanim zdążyłam je powstrzymać, dwie z nich użyły jednej karty. Oczywiście reakcja:

[J]: Przepraszam, ale nie mogą panie w ten sposób przechodzić. Każda z pan musi mieć swoją kartę.
[P1]: Nic o tym nie wiem?
[J]: Niestety, teraz pani, która nie ma karty nie może wrócić na teren budynku na kartę kogoś innego, więc albo koleżanki muszą iść po pani kartę, albo musi się pani wylegitymować (też nie do końca poprawnie, ale powiedzmy, że chciałam iść im na rękę).
[P2]: To są jakieś żarty, przecież moja karta leży na biurku, weszłam na nią rano, może pani sprawdzić.
[J]: Tak, ale teraz wyszła pani bez niej. Zobaczę dowód i może pani wrócić.
[P2]: To jest jakaś kpina! Ja nie mam dowodu! Ja tylko do sklepu idę!

I tyrada z obrażaniem mnie, jakbym to ja wymyślała zasady.
W końcu koleżanki pani przyniosły kartę, pani mnie unikała już zawsze.

Dodatkowo pomimo informowania, że karty jednodniowe są JEDNODNIOWE, zdarzało się wielokrotnie, że ktoś takiej karty nie oddał i myślał, że uda się następnego dnia uniknąć weryfikacji, a niektórzy trzymali te karty po kilka, kilkanaście dni, co sprawiało, że więcej pracowników nie dostało takiej jednodniowej karty i musiało nawet do kibla chodzić z kimś, kto miał działającą kartę.

Czyja wina? No ochrony, bo kogo?

uslugi recepcja ochrona

by calodniowysen
Dodaj nowy komentarz
avatar szczerbus9
-1 9

Dla bezpieczeństwa czy kontroli? Bo spotkałem się z bardziej niebezpiecznymi miejscami gdzie nie było aż takiego reżimu na karty... A tym miejscem jest pobliski zakład chemiczny. Nie wpuszczą cię bez karty, ale na teren zakładu, ale już w środku sam sie pilnujesz... I tylko na niektórych instalacjach są czytniki by się odbić na wejście/wyjście...

Odpowiedz
avatar calodniowysen
4 4

@szczerbus9: Na kartach nie było ewidencji czasu pracy jeśli o to Ci chodzi. Ogólnie firma, która dyktowała takie warunki była firmą zagraniczną, która ma fioła na punkcie bezpieczeństwa danych, które były przetwarzane na terenie biura - stąd takie restrykcyjne pilnowanie kart i kontrole na każdym kroku.

Odpowiedz
avatar szczerbus9
0 0

@calodniowysen: każde odbicie kart jest rejestrowane w systemie z dokładną datą,godziną i numerem czytnika. Jeżeli żaden z kierowników lub dyrektorów nie mógł pobrać wyciągu to w sumie masz racje, a ktoś przesadza z weryfikacją...

Odpowiedz
avatar calodniowysen
1 1

@szczerbus9: Ha! U nas ten zapis był dwustopniowy bo na dole jeden system miała ochrona i w firmach mieli swoje systemy. Ktoś tu mocno przesadzał, nigdy nie twierdziłam, że nie, ale akurat czasu pracy nikomu tam w ten sposób nie sprawdzali. Tylko czy odpowiednia osoba używa odpowiedniej karty.

Odpowiedz
avatar Mori
1 1

Skąd ja to znam, u nas jest podobnie. Na szczęście nie do tego stopnie, ale i tak praciwnicy kombinują i co poniektórzy nie rozumieją, że nie jesteś złośliwy, tylko jesli nikogo autoryzującego uruchamianie kart zastępczych nie ma, to muszą zaczekać.

Odpowiedz
avatar Hemoglobina
0 0

Ja wale. Co za dzieciarnia. 15 razy by się zdążyli wylegitymować jakby nie pieprzyli "o kpinach". Weźcie wywieście sobie zasady w widocznym miejscu. Może do tępaków dotrze.

Odpowiedz
avatar calodniowysen
0 0

@Hemoglobina: Jako ochrona nie odpowiadaliśmy za szkolenie pracowników tylko ich firmy - oni wymagali, oni mają pracowników przeszkolić z procedur. Krzyczenie o kpinach i innych takich miało zazwyczaj na celu sprawienie że pominiemy przepisy dla takiego krzykacza, co oczywiście nie miało miejsca :)

Odpowiedz
Udostępnij