Do trzech lat pracuję w hurtowni oświetleniowo-elektrycznej. Praca dla mnie w sam raz, gdyż kontakt face-to-face z klientem (taki ze mnie masochista), a i branża, którą uwielbiam. Do dwóch lat współpracuję z pewną Panią Projektant. Współpraca świetna.
Dlaczego więc piszę? Ano pojawiła się kolejna Pani (tfu) projektant. Żebyście zrozumieli w czym rzecz, przedstawię szybko schemat działania z projektantką nr. 1. Designerska wysyła do mnie zestawienie lamp do wyceny, które dobrała dla klienta. Są to zazwyczaj co najmniej dwie propozycje na dany punkt oświetleniowy. Robię wycenę, wysyłam do niej, ona do klienta. Następnie przychodzi z rzeczonym do mnie i tu już służę typowo technicznym doradztwem typu "ta lampa da więcej światła". Następnie jest realizacja.
Tyle teorii. Nowa projektantką dziś wpadła i rzecze do mnie:
P: Poszukaj mi lampy. Ma mieć takie kijki czarne i frędzelki i wyglądać tak jak ja chce (no nie dosłownie, ale w tym klimacie).
Ja: OK, rozumiem... Czy może być coś takiego (pokazuję w katalogu).
P: Nie. Nie rozumiesz (ponownie ten sam opis).
Ja: No dobrze, mogę w wolnej chwili czegoś poszukać, ale wyślij mi, proszę na maila przykładowe zdjęcie, rysunek, czy cokolwiek, żebym wiedział czego szukać.
P: No jak w wolnej chwili? Teraz chcę.
Ja: W wolnej chwili, czyli nie prędzej jak za dwa dni. Jest koniec miesiąca. Fakturujemy instalatorów, mam otwarte 7 wycen inwestycyjnych i 2 projekty. Po prostu nie da rady szybciej niż za dwa dni.
Foch i wyjście.
I taka refleksja mnie nachodzi: po pierwsze - dlaczego niektórzy myślą, że wszyscy są na ich zawołanie i rzucą wszystko, żeby tylko mi dobrze zrobić? Po drugie - dlaczego miałbym robić za kogoś robotę? To nie ja jestem projektantem z wizją. Jeśli chodzi o lampy to smaku za grosz nie mam. Wiem, jaka jest lepsza fotometrycznie, czy jak zakombinować światłem żeby uzyskać dany efekt, ale w projekty wnętrz się pchać nie mam zamiaru.
Mam nadzieję że tekst zrozumiały. Jakby były jakieś nieścisłości do wyjaśnienia - odpowiem w komentarzach.
Praca
..projektanci żyją zazwyczaj we własnym, nierzeczywistym świecie, a klient płaci....
OdpowiedzNie zasnę dziś....jeśli się nie dowiem co to są FRENZELKI ? :))))Wg Ciebie rzecz jasna...
Odpowiedz@ind: hmm frędzelki piszac poprawnie. Nie rozumiesz znaczenia frędzel?
Odpowiedz@nursetka: @nursetka: Słyszałaś o pytaniach retorycznych?
OdpowiedzZrozumiałam że OD trzech lat pracujesz w hurtowni.Naprawdę dopiero teraz pojawił się ktoś,kto tak ci podniósł ciśnienie?Jakoś nie wierzę...Pracuję w lumpeksie i uwierz,że co dnia są ze dwie sytuacje nadające się na Piekielnych.Ale ja też jestem masochistką i lubię face to face;-).Pozdrawiam.
Odpowiedz@LadyDevil69: ...śmiem podejrzewać, że klientele lumpeksu i hurtowni oświetleniowe-elektrycznej mogą się zasadniczo różnić, więc trudno wysnuwać wiążące wnioski o jednych na podstawie obserwacji drugich.
Odpowiedz@SirCastic: sugerujesz że do lumpka zbiega się sama awanturująca patologia?No to byś się mocno zdziwił,bardzo mocno...
Odpowiedz@LadyDevil69: Od ponad 20 lat prowadzę swoją firmę, a od ponad dziesięciu jest to punkt usługowy. Pracuję zarówno dla firm jak i dla indywidualnych klientów, niektórzy przychodzą po prostu "z ulicy". I na palcach jednej ręki mogę zliczyć tych, którzy nieco podnieśli mi ciśnienie, a najczęściej to są ci, z którymi współpracuję najczęściej, ale szybko dosyć dochodzimy do porozumienia.
Odpowiedz@myscha: Prowadzisz SWOJĄ firmę,a zarówno ja,jak i autor historii jesteśmy tylko pracownikami.Uwierz,że to duża różnica w podejściu do klienta.
Odpowiedz@SirCastic:A tak wogóle to nie "klientele" tylko klientela albo klienci;-)
Odpowiedz@LadyDevil69: Nie wiem, czy zauważyłaś, ale autor wspomniał o współpracy z inna projektantką (od dwóch lat dokładniej), z którą się dogadywał.
Odpowiedz@incomperta: Zauważyłam że wspominał o współpracy DO dwóch lat...No koorva,moja starość jest w waszych rękach,najmądrzejsi z mądrych.
Odpowiedz@LadyDevil69: 1. Niczego absolutnie nie sugeruję, zwłaszcza tak mało subtelnie jak to przedstawiłaś, a tym bardziej nie śmiem polemizować z tym, co ci się wydaje co niby mi się wydaje, z czym wydajesz się nie zgadzać. 2. SJP twierdzi co innego - l.mnoga: klientele
Odpowiedz@LadyDevil69: Skoro współpracował z kimś przez dwa lata to chyba dobrze mówię, że współpracował od dwóch lat, a potem coś się zmieniło. ;) Obawiam się, że twoja starość mnie za bardzo nie obchodzi. Czemu miałabym się przejmować byle trollem w sieci. :)
Odpowiedz@incomperta: Jesoo dziewczyno a ty co taka sztywna jesteś?Zluzuj trochę majty;-)))
OdpowiedzOd... pracujesz i współpracujesz OD nie DO.
OdpowiedzKiedyś przychodzi pani do sklepu. Zaczyna opowiadać jakiej(lub jakich) firanki potrzebuje. Takiej cienkiej,wie pani i tu opis mniej więcej. Ok. Pokazuję co mamy na stanie. Klientka ogląda,maca,podnosi pod światło i na koniec pyta mnie się jaką ja bym wybrała bo ona projektuje wystrój salonu i nie wie.Zaniemówiłam. Ona bierze kasę a ja mam za nią decydować. Moja znajoma wzięła projektantkę do wystroju salonu tzn tylko firany i zasłony.Jak usłyszałam cenę za usługę i materiał to zaniemówiłam.Cena z kosmosu.
Odpowiedz@Balbina: Ale może ona projektowała wystrój SWOJEGO salonu, znaczy - urządzała go, po prostu. A dzisiaj słowo "projekt" jest barrrdzo modne. Pcha się je wszędzie. Tam gdzie trzeba, i tam gdzie nie trzeba. Taka typowa anglojęzyczna kalka.
Odpowiedz@Armagedon: @Armagedon: Projekt nie pochodzi z języka angielskiego.
Odpowiedz@Armagedon: Nie,powiedziała że projektuje dla klientki.
Odpowiedz@Balbina: Moja babcia układała swego czasu kwiaty w kościele. Tak trochę hobbystycznie (ma do tego "rękę"), zawsze jej ksiądz parę groszy odpalił, jak był ślub czy pogrzeb to też robiła dekoracje i zawsze parę groszy wpadło. Z tego tytułu bywała w kościele w każdy sobotni poranek, więc wzięła też na siebie odpowiedzialność za sprzątanie świątyni. Sama tego nie robiła, były dyżury, ale organizowała całą pracę. Pewna para młoda wynajęła jednak profesjonalną florystkę, po kursach, z zaświadczeniami. Pani przyjechała w sobotni ranek, setki pięknych białych róż przyjechały zaraz po niej. Pani pokręciła się po kościele, obejrzała wszystko, dowiedziałą się, gdzie jest woda i inne niezbędne rzeczy, po czym zapytała moją babcię: "A pani jak by tą dekorację widziała?" Babcia oczywiście wzruszyła ramionami i powiedziała, że nie wie, bo ona jest prosta baba ze wsi, gdzie jej do florystki po kursach. Kwiaty zostały ułożone wg koncepcji pani florystki. Tzn. w niskiej skrzynce czy wazonie w kształcie wydłużonego prostokąta zostały powtykane w gąbkę florystyczną jak popadło, tu rzadziej, tu gęściej, bez żadnego planu ani pomysłu. Żadnych ozdób. Zero zieleni, tylko te róże na tle niemal równie białego marmuru (ołtarz). Widziałam tę "dekorację" następnego dnia na mszy. Moim zdaniem tym różom odebrano całą urodę... Kojarzyły mi się z piękną suknią ślubną, rzuconą niedbale w jakiś kąt.
Odpowiedz@singri: Krytykujesz,bo twojej babci fucha przeszła obok nosa.
Odpowiedz@LadyDevil69: Może po prostu niech projektanci zajmą się za co im płacą, a nie szukają rozwiązań po Bogu ducha winnych ludziach? :)
Odpowiedz@LadyDevil69: A później co? Jak będzie pięknie to pochwały zgarnie projektant, a jak będzie brzydko to opierdziel dostanie babcia?
Odpowiedz@ind: Nie mędrkuj. "Mamy niewątpliwie do czynienia z neosemantyzmem. Oto wyraz od lat funkcjonujący w polszczyźnie i mający – wydawałoby się – raz na zawsze ustaloną definicję (‘szkic, plan czegoś, myśl, pomysł, koncepcja, propozycja, założenie, wstępna wersja czegoś, schemat, model, zarys’) nabiera nieoczekiwanie – pod wpływem angielskiego rzeczownika project – nowego znaczenia ‘przedsięwzięcie, zadanie do wykonania, uczestniczenie w czymś’. Nie mam wątpliwości, że jest to jeszcze jeden przykład niepotrzebnego kalkowania do polszczyzny wszystkiego, co angielskie, bez krzty refleksji osób dopuszczających się tego procederu." Całość do przeczytania pod linkiem https://obcyjezykpolski.pl/projekt/ Etymologia słowa "projekt" nie ma tu nic do rzeczy.
Odpowiedz@incomperta: A jak mogłoby być brzydko,skoro to babcia autorki?Tak wiem,jestem złośliwa,ale opinia wygłaszana przez wnuczkę nijak nie jest obiektywna.Dla mnie to zwykły wkoorw,bo nie dość że babcię odsunięto od dekorowania,to jeszcze jakiś tam grosz przeleciał koło nosa.Też byłabym zirytowana.Tyle,że nie wszystkim się te dekoracje musiały podobać,a do szykowania własnego ślubu mogli zatrudnić nawet tancerzy baletu mongolskiego;-)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 sierpnia 2019 o 20:54
Pracowałem w hurtowniach o takim profilu jak Twój 11 lat, w każdej hurtowni najważniejszy był klient siedzący przed Tobą. Wyceny, projekty, faktury dla instalatorów mogą poczekać. Jeśli u Ciebie jest inaczej znaczy, że albo macie złe priorytety lub słabo dogadujecie się ze stałymi klientami, że wycena musi być na "już". W skrajnym przypadku jak byłem zawalony projektami to się zamykało stanowisko i miało się spokój a reszta handlowców obsługiwała klientów.
Odpowiedz