Dotąd tylko czytałam piekielnych, ale teraz się miarka przebrała - jeden posiadam system nerwowy i właśnie mi go pewna sytuacja wywróciła na lewą stronę. Stwierdziłam, że nie zdzierżę i muszę się z Wami tym podzielić…
Zatem krótki rys historyczny - ukończyłam szkolenie z zakresu IT (takie bardzo specjalistyczne), zdobyłam międzynarodowy certyfikat potwierdzający, że zdałam egzamin i mogę odtąd tytułować się "specjalistą". Firma, która przesyłała mi ten dokument przekazała mi numer nadania listu poleconego, bo listonosz to u nas na dzielnicy tak trochę niewidoczny jest.
I nagle we wtorek rano widzę komunikat "Przesyłka przygotowana do doręczenia", krótki telefon do pracy "dziś biorę urlop" (tak ważny jest ten dokument dla mnie), kawka, kanapeczki i czekam na listonosza... i czekam... i czekam... O godzinie 18:20 sprawdzam, co z przesyłką i widzę komunikat "Doręczono". Hmmm, krótka retrospektywa - nikogo u mnie nie było, przesyłki mi nie doręczono. Klucze w dłoń i lecę do skrzynki na dole (mieszkam na 4-tym pietrze, windy nie ma i z reguły listonoszowi nie chce się wchodzić po schodach i wrzuca tylko awizo do skrzynki - to plaga, wiem, walczyć nie ma jak). W skrzynce jest i owszem koperta, ale ... zawiera tylko odnowioną kartę bankomatową. Mojego dokumentu brak.
Wczoraj rano popędziłam na najbliższą mi pocztę z nadzieją, że to pomyłka. Niestety nie - wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że kopertę odebrałam (o czym nie pamiętam), ale mogę na poczcie doręczającej to sprawdzić - no to lecę. Krótka rozmowa z Panią Naczelnik Poczty - przesyłka, w systemie doręczona, ale ja jej nie odebrałam. Mieszkam sama, więc sąsiad, duch babci czy kot przybłęda też raczej nie pokwitował odbioru listu poleconego... Pani Naczelnik obiecała coś ustalić i dać mi znać.
Po jakiejś godzinie zadzwonił do mnie listonosz z informacją, że list polecony wrzucił mi do skrzynki, on wie, że nie powinien, ale pomyślał, że to nic ważnego i sobie pomyślał, że po co mam chodzić na pocztę. Po krótkiej wymianie słów usłyszałam, że Pan Listonosz miał sporo poleconych do naszej klatki i do wszystkich włożył awizo, a tylko mi list polecony do skrzynki (i co? mam się cieszyć?).
Na kolejne pytania o to, czy próbował zadzwonić do mnie domofonem (no byłoby to logiczne - nie chce wchodzić na 4-te piętro, to dzwoni i prosi, żebym zeszła) usłyszałam pytanie (mam nadzieję, że retoryczne) "to co? mam sobie żyły podciąć albo pod pociąg skoczyć?”.
W dalszej części swojej wypowiedzi Pan Listonosz tłumaczył mi, że za swoje dobre serce (kurnaaa nooo) poniesie konsekwencje, bo obciążą go karą 2,5 tys. złotych i nie dostanie premii w kolejnym miesiącu. Z uwagi na to, że wywód ten nie spowodował eksplozji empatii z mojej strony w kierunku biednego, sponiewieranego Pana Listonosza (bo jest tak: w poprzedniej firmie złożyłam wypowiedzenie, w nowej, by podpisać umowę muszę przedłożyć dokument znajdujący się w liście poleconym i teraz grozi mi, że przez miesiąc czy dwa będę bezrobotna, bo muszę jakoś ogarnąć wydanie i przesyłkę duplikatu - nie spowoduje to oczywiście, że nie będę miała za co chleba kupić, ale na pewno będzie to mało komfortowa sytuacja dla mnie; dodatkowo nie wiem, jak tę sytuację wyjaśnić w nowej firmie - czy nadal będą chcieli mnie zatrudnić?), Pan ów przeszedł do ataku - on pamięta, że włożył mi do skrzynki kopertę i ja na pewno ją sama sobie wyjęłam i teraz robię aferę, bo nie mam co w życiu robić.
No cóż - mam co robić w życiu, radzę sobie, rozwijam się zawodowo, itp. Ale no kurczę - co trzeba mieć w głowie, żeby wrzucić wszystkim awiza, a mi jednej przesyłkę poleconą do skrzynki o bliżej nie sprecyzowanej lokalizacji?
Łudzę się, że przesyłka jest gdzieś (w nie mojej skrzynce) i dobry człowiek odniesie ją na pocztę lub skontaktuje się ze mną, ponieważ w dniu wczorajszym po klatkach sąsiednich budynków porozwieszałam ulotki, w których informuję o poszukiwaniach przesyłki, która wg Poczty Polskiej jest doręczona.
poczta_polska
Nie ma Twojego podpisu, nie ma doręczenia. Narób mu syfu.
Odpowiedz@Ohboy: podpis jest "zrobiony". To już nie jest zagubienie przesyłki, to przestępstwo. Jechać z debilem.
OdpowiedzJak chcesz, żeby listonosz poniósł słuszne konsekwencje - zgłoś sfałszowanie podpisu. Sprawa dla prokuratury
OdpowiedzZgłosić sprawę do prokuratury, smieszne. Bujam się z podobna sprawą od roku (obca osoba dla mnie podpisała się 5 razy moim nazwiskiem na drukach ścisłego zarachowania). Pierwsze to wydobycie dowodów z zakładu pracy (olali mnie i w pismie przekazali ze takie dokumenty przekażą tylko prokuraturze. Ok. List z pracy w garść i ide na policje złożyć zawiadomnienie o przestępstwie. Po pół roku dostaję pismo z prokuratury o umorzeniu dochodzenia ze względu na znikomą szkodliwość czynu. Napisałem do sądu zażalenie od decyzji prokuratury i zaś czekałem na wynik. W koncu dostaje list z sadu o terminie posiedzenia w sprawie mojego zażalenia (pojechalem i w końcu miałem przed kim wywalić co mi leży na wątrobie). Sprawa wraca do prokuratury i cisza. Czekam jeszcze dwa tygodnie i pisze skargę na opieszałość prokuratury.
Odpowiedzmatko boska, w takiej sytuacji zrobiłabym aferę mocną
OdpowiedzZdarzało mi się mieć awizo,a przesyłki na poczcie niet.
OdpowiedzKomentujący radzą "zrobić aferę", lub "narobić syfu" listonoszowi. A pod niedawną historią o aptece i recepcie pisanej odręcznie, gdzie jej autorka "kłóciła" się, a raczej dyskutowała z aptekarzem, nazwano ją furiatką ;).
Odpowiedz@Agatorek: Jeśli dobrze pamiętam, tamta recepta miała autentyczny podpis lekarza, pieczątki i całą resztę wymaganą na recepcie. Tu mamy sfałszowanie podpisu i zagubienie przesyłki.
Odpowiedz@Agatorek: Chwila, z jakiej okazji porównujesz te dwie historie? Tam autorka oczekiwała kontroli aptek w całej Polsce i publicznych przeprosin w pismach branżowych bo farmaceuta nie chciał zrealizować recepty. Nie chodziło o dyskusję ze sprzedawcą tylko o "karę" totalnie nieadekwatną do przewinienia. Tutaj natomiast mamy zagubienie ważnej przesyłki bo komuś nie chciało się tyłka ruszyć a dodatkowo fałszerstwo. Kompletnie różne sprawy i tutaj jak najbardziej naturalnym jest zgłoszenie przestępstwa, bo gdyby każdy tak robił to żaden listonosz czy kurier nie odważyłby się podrabiać podpisu.
Odpowiedz@ParanoicznyKomentator: chodziło mi bardziej o reakcję na postawę obu autorek
Odpowiedz@Millianar5: zapytam przewrotnie. A dlaczego nie mogłabym porównywać tych historii ;)? Ale tego nie robię. Jeśli już, to przypomniałabym, że tam też doszło do złamania przepisów (brak kierownika na zmianie) plus bezpodstawna odmowa wydania leku. Kiedy w takim razie można walczyć z ludzką niekompetencją, a kiedy nie?
Odpowiedz@Agatorek: Zawsze,ale adekeatnie do sytuacji. Tylko pieniacze oczeluja przeprosin w branżowych pismach bo kierownika nie bylo na zmianie..
OdpowiedzHmmm... autorka ukończyła bardzo specjalistyczne szkolenie z zakresu IT - mam rozumieć, ze firma która takie szkolenie prowadzi, nie potrafi wysłać przesyłki kurierem? A dokument podpisany elektronicznie to dla owej firmy czarna magia?...
Odpowiedz@Yetti: LOL. Dokument został wysłany poleconym, czyli przesyłką rejestrowaną. Wyobraź sobie, że czasem potrzeba mieć papier, a nie dokument elektroniczny.
Odpowiedz@krogulec: Podwójny LOL z Twojej wypowiedzi. 1. Było to "bardzo specjalistyczne szkolenie z zakresu IT" - więc zarówno autorka jak i prowadzaca szkolenie firma nie powinna mieć problemu z podpisaną wersją. 2. Firma w której autorka chciała się zatrudnić WYMAGAŁA owego "międzynarodowego certyfikatu" - można więc domniemywać, że skoro chciała zatrudnić specjalistkę w tej dziedzinie, jej (firmy) działalność musiała mieć spore powiązania z IT, wątpię by potrzebowała fachowców do reinstalacji Windowsa na komputerze Pani Grażynki. Poprawność podpisu elektronicznego zweryfikować może każdy. W przypadku jeżeli owa firma WYMAGAŁA "papierku" to na miejscu autorki omijałbym takiego pracodawcę szerokim łukiem.
Odpowiedz@Yetti: Zgadza się. Większość firm wystawiających certyfikaty, oprócz kopii fizycznej, zapewnia też zamieszczenie naszego certyfikatu w ogólnodostępnej bazie i podaje numer seryjny certyfikatu, więc o ile nowy pracodawca nie jest budżetówką (która miewa sraczkę papierkologiczną), to argument, że "nie doszła fizyczna kopia, więc nie przyjmiemy do pracy" jest mało realny...
Odpowiedz@Yetti: Tylko, że u nas dalej króluje papier. Co z tego, że np. przedsiębiorstwo rozlicza się z ZUSem (od zgłaszania/ wykreślania pracowników z ubezpieczenia i z podglądem przez ZUS L4 pracowników włącznie) i urzędem skarbowym elektronicznie od deklaracji po przelewy. Do urzędów skarbowych nawet rejestry faktur są wysyłane elektronicznie z kwalifikowanym odpisem biur rachunkowych. Ale na kontroli trzeba mieć wszystko jeszcze raz na papierze.
OdpowiedzZacznij od alarmowania wysyłających, że nie dostałaś.
OdpowiedzJak w starym dowcipie - wpierd0l listonoszowi. Masz awizo - ciebie nie było w domu więc to nie ty ;-)
OdpowiedzSkoro list został doręczony, to musi być tam czyiś, a raczej Twój podpis. Zagróź doniesieniem za fałszowanie podpisu.
OdpowiedzTo dopiero co było w poczekalni
Odpowiedz@misiafaraona: Zgadza się!
Odpowiedz@Armagedon: i nadal jest, znowu wyciągnęli na wierzch stare pieczki, może chcieli dać na główną a rzucili na górę poczekalni...
OdpowiedzJest jeszcze jeden ciekawy sposób, aby listy polecone nie ginęły. Ma on niestety "niewielką" wadę: koszt. Wystarczy wysłać go jako przesyłkę wartościową. Przy deklarowanej wartości np. 3000 zł opłata wyniesie trochę ponad 70 zł. Fakt jest to dość duża kwota. Ale z drugiej strony nie chciał bym znaleźć się w skórze listonosza, który zagubił taką przesyłkę.
Odpowiedz@mesing: Lepiej płatną za pobraniem. ;)
Odpowiedz@marius: No patrz. Na tak proste rozwiązanie nie wpadłem. Pobranie może wynieść symboliczne 5 zł, zwracane później przez nadawcę. jak by takich listów do rozniesienia listonosz dostał setkę albo dwie to więcej jak pewne, że nic by nie zgubił :)
Odpowiedz