Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pisałam sobie właśnie komentarz, do historii o natrętnym facecie, marudzącym o rasizmie,…

Pisałam sobie właśnie komentarz, do historii o natrętnym facecie, marudzącym o rasizmie, kiedy przypomniała mi się poniższa sytuacja.

Wrocław jest dość dużym miastem, jak na polskie standardy całkiem zróżnicowanym kulturowo (w moim bliskim sąsiedztwie mieszka dwóch Murzynów, kilku gości wyglądających z arabska, kilku Azjatów prowadzi knajpę po drugiej stronie podwórka, to wszystko na przestrzeni jakichś 700 m2, o Ukraińcach nawet nie mówiąc, bo ich we Wrocławiu widać i słychać na każdym kroku).


Nie wiem z czego to wynika, może to mój wielki tyłek :), ale jeśli już zdarza się, że ktoś próbuje mnie podrywać, to w 7 na 10 przypadków jest to właśnie obcokrajowiec, i to zazwyczaj ciemnoskóry. Ignorowanie to dobra metoda, ale jak mnie ktoś zaczepia na ulicy, to zwykle jednak zatrzymuję się, bo rodzice mnie nauczyli, że się pomaga ludziom, zaczynam ignorować, kiedy zorientuję się, że to kolejny co szuka miłości... Kilku było natrętnych, zwykle w miejscu osadza ich wzmianka o mężu i dziecku (teraz już dwójce), ale jeden to mnie kiedyś serio przestraszył, i właśnie o nim, po tym przydługim wstępie, będzie opowiastka.

Z przystanków pod Galerią Dominikańską do mojego domu jest trochę ponad 700 m, zwykle ta trasa zajmuje mi niecałe 10 minut, ale tego wieczora przeszłam ją chyba w 4... Od samej galerii szedł za mną facet, jak mu się bliżej przyjrzałam, to chyba hindus. Niemal na wprost mojego bloku jest hostel, więc myślałam, że może tam zmierza. Ponieważ było już bardzo późno, postanowiłam jednak delikatnie sprawdzić, tak dla własnego spokoju, czy jednak nie lezie za mną. Po serii dziwnych manewrów miałam pewność, że facet ewidentnie idzie za mną, więc jeszcze bardziej przyspieszyłam, i ponieważ mój złomiasty telefon oczywiście się rozładował, to w duchu modliłam się, żeby mój mąż zostawił otwarte okno, żeby w razie co usłyszał moje wołanie.

Na ulicy pusto, mimo, że to lato, ale środek tygodnia, ja w spódnicy do kostek biegam średnio, więc już się szykowałam, żeby ją łapać w ręce i zwyczajnie wiać, bo gość już coraz bliżej. Błogosławione moje bałaganiarstwo, bo nagle w bocznej kieszeni dawno nie używanej torby wymacałam gaz, więc poczułam się odrobinę pewniej (zawsze to te kilka dodatkowych sekund na start, zanim gość się ogarnie i zacznie gonić, a może i całkiem zrezygnuje...).

Kiedy więc wreszcie doszedł do mnie na odległość, z której postanowił się w końcu odezwać, nie uciekłam od razu (tak mnie kiedyś uczyli-zachowuj się normalnie, i zrywaj się do biegu, kiedy druga strona się tego najmniej spodziewa), tylko wysłuchałam (utrzymując odpowiedni dystans), co tam miał do powiedzenia. A kiedy okazało się, że to zwykły student, któremu się zebrało na podryw, to zrugałam go tak, że dobre kilka minut mnie przepraszał. "Bo on nie pomyślał, że ja się go mogę przestraszyć"! No debil! Grubo po północy, cicho wszędzie, głucho wszędzie, idzie samotna babka, a on zamiast zagadać od razu, kiedy staliśmy razem na przejściu dla pieszych, to lezie za mną prawie pod sam dom, zachowuje się jakby mnie śledził, i to w co najmniej niejednoznacznych zamiarach, bo co chwilę rozglądał się na boki (próbował zapamiętać drogę, bo był w mieście dopiero kilka dni...), przyspiesza równo ze mną, więc pewnie jak zacznę biec, to on też.


Tak mnie przestraszył, że jak już się wszystko wyjaśniło, naprzepraszał się za trzech, spławiłam go i ruszyłam do domu, to jak opowiadałam mężowi co mnie spotkało, to z nerwów i ulgi bez przerwy się śmiałam.

Tak więc, drodzy Panowie: jeśli chcecie zgadać na ulicy do dziewczyny, to pomyślcie jak to zrobić, żeby jej przy tym nie wystraszyć na śmierć. Ja tylko tego gościa objechałam z góry na dół, ale moja dobra znajoma, kiedy w podobny sposób próbował zaczepić ją jej obecny mąż, była tak przestraszona, że zanim dokończył zdanie, leżał na ziemi ze złamaną ręką, bo akurat niosła coś ciężkiego i uderzyła odruchowo w wyciągniętą do niej w geście powitania rękę.

by anulla89
Dodaj nowy komentarz
avatar plokijuty
9 11

Jak to było w dowcipie o zakonnicach o imionach, Matematyka i Logika, kobieta z podniesioną sukienką szybciej biega niż facet z opuszczonymi spodniami.

Odpowiedz
avatar Ohboy
5 11

Zawsze zaskakuje mnie męska bezmyślność w tej kwestii. Przydałoby się takim spotkanie z wielkim, umiejęśnionym facetem, który by do nich podbijał. Może wtedy by się nauczyli, że próby podrywu na "śledzenie" lub w ciasnej przestrzeni bez możliwości ucieczki (winda...) wzbudzają u kobiet strach i nie inspirują do amorów.

Odpowiedz
avatar kolorowa7
4 8

Podryw w windzie jest najgorszy, jeszcze nigdy nie czułam sie tak źle w obecności podrywajacego faceta... Grr aż mnie ciarki przeszły

Odpowiedz
avatar Ohboy
5 9

@kolorowa7: Dokładnie/ A jeszcze mnie kiedyś jakiś facet próbował w windzie namówić na "sesję zdjęciową" i myślałam, że to już koniec, nie dojadę na to 9 piętro.

Odpowiedz
avatar raj
0 2

"a on zamiast zagadać od razu, kiedy staliśmy razem na przejściu dla pieszych, to lezie za mną prawie pod sam dom, zachowuje się jakby mnie śledził". A wiesz dlaczego tak się zachowywał? Bo się bał zagadać! Kobiety jakby w ogóle sobie nie zdawały sprawy, że facet może zwyczajnie bać się do nich zagadać. A bardzo często się boi - że zostanie wyśmiany, wyszydzony itp. Kobiety są w większości znacznie lepsze od mężczyzn w przemocy słownej - wszelkiego rodzaju docinkach, złośliwościach, ironii itp. - i wiele kobiet nie ma żadnych skrupułów w stosowaniu tego typu zachowań wobec facetów "ot tak", bo je to bawi. Dla kogoś, kto chce po prostu kobiete poderwać, bez żadnych złych zamiarów, świadomość, że może zupełnie niezasłużenie spotkać się z taką reakcją, działa czasem wręcz paraliżująco. Wiec boi się zagadać, ale że kobieta mu się podoba, to nie chce jej stracić z oczu i lezie za nią, licząc na to, że w końcu w pewnym momencie zbierze się na odwagę i się przełamie, żeby zagadać. Często zdarza się to w dziwnych miejscach typu pod blokiem czy w windzie, bo facet jest już zdesperowany, czuje że to dla niego "ostatnia szansa", jeżeli teraz się nie odezwie, to ta kobieta mu zniknie i więcej jej nie spotka. W takiej sytuacji facet może też gadać dziwne rzeczy, które nie będą się kupy trzymać, bo jest mocno zestresowany i w głowie mu się plącze. A wy Panie od razu myślicie, ze jak idzie za wami facet, to chce wam zrobić coś złego, i każecie mu myśleć o tym, jak zagadać, żeby was nie przestraszyć. On ma dostatecznie dużo kłopotów z własnym strachem i już nie jest w stanie sobie wziąć na głowę waszego. Więc w imieniu takich "śledzących" facetów chciałbym skierować do was półżartem takie przesłanie: "ty się nie bój, bo ja sam w strachu". :)

Odpowiedz
avatar anulla89
1 1

@raj: Masz plusa, bo niegłupio piszesz, ale w tej konkretnej sytuacji chyba nawet głupi by się domyślił, że się go wystraszyłam-wiesz, noc, ciemno, pusto na ulicach, babka którą "śledzisz" co jakiś czas nerwowo zerka przez ramię, i z każdym spojrzeniem coraz bardziej przyspiesza... Podejrzewam, że w takich okolicznościach raczej bym sobie odpuściła "pościg", choćby nie wiem jak śliczna dziewczyna przede mną uciekała.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 lipca 2019 o 0:55

Udostępnij