Bareja wiecznie żywy.
Na okoliczność pożarcia zapiekanki w bistro, na jednym z dworców miast jeszcze niedawno wojewódzkich, musiałem pilnie zwiedzić toaletę. Ba, nie tyle "musiałem", co MUSIAŁEM.
Wpadam do przybytku, gdzie panie na lewo, panowie na prawo, na wprost okienko od biura siły fachowej, tzw. pisuardessy, która to sama wychodziła akurat z części męskiej, dzierżąc w dłoni mop.
Już witam się z gąską prawie, a tu toaletowa siła fachowa do mnie: "Najpierw płacimy, potem korzystamy"! AAAAAAAAA, pomoooooocy!!! Portfel, dycha i chcę przejść, a tu Cerber do mnie: "Reszta będzie"!!! Ratuuuuuuunkuuuuuuu!!!
I gmera, i dłubie, i szuka zawzięcie, a ja zastanawiam się, czy mam w bagażu zapasowe portki. Wydała, prawie ją rozdeptałem, ufff, zdążyłem.
I nagle puk, puk do drzwi kabiny i głos: "Papier przyniosłam"...
Eeeee? To znaczy jak, miałem drzwi otworzyć i podziękować czy jak?
Opuściłem ten przybytek, nie wiedząc, czy to, co przeżyłem, wydarzyło się naprawdę, czy też od upału dostałem fiksum dyrdum...
toaleta dworcowa
*wydarzyć się
Odpowiedzmogła przerzucić górą
OdpowiedzTen typ tak ma. Jakby nie przyniosła, to też byłoby źle, bo papieru nie ma. Jakby pozwoliła zapłacić po, to byłoby źle, bo przecież to nieodpowiedzialne ze strony właściciela linii smrodniczych, żeby pisuardessy popierały opłatę po fakcie, gdyż tyle na świecie oszustów.
OdpowiedzJakiś czas temu też mnie przycisnęło, gdy byłam na mieście. Wstąpiłam do publicznej toalety. To, że płatna to rozumiem. Z tym że: skorzystanie z toalety - 1zł. ALE, jeśli po skorzystaniu chciałabym umyć ręce, to 1.50zł. Dziwne to dla mnie było....
Odpowiedz