Market budowlany. Dział z cementem, gipsem, zaprawami i klejami. Wszystko w dużych worach.
Stoję sobie leniwie, żółta koszulka, niebieskie spodnie, oparty o regał i klepię na telefonie. Zza rogu wypada majster-cfaniaczek i bez wstępu rozkazuje:
- Tu masz wózek, pakuj 6 worków kleju, wiadro gruntu i folie. Czekam przy kasie.
Odwraca się i odchodzi, dogadując coś ze swoim klientem. Biorę ten nieszczęsny wózek i odstawiam między regały, żeby nie tarasował przejścia, po czym wracam do telefonu.
Spotykam go po kilku minutach w okolicach kasy.
M-c: Co tak długo? Gdzie mój towar?
Ja: Nie wiem, pewno na regałach.
M-c: Co KURŁA? Znam tu wszystkich, jestem stałym klientem! Już tu NIE PRACUJESZ!
Ja: A to akurat prawda.
I pokazałem mu... logo innej firmy na koszulce. :)
Na odchodne zobaczyłem go biegnącego na drugi koniec marketu, mamroczącego coś o dwóch złotych z wózka.
Market budowlany
No cóż, 2 złote to za mała strata, aby się nauczył mówić "dzień dobry", ale następnym razem przynajmniej dokładnie obejrzy logo na koszulce :).
Odpowiedz@Ata11: Taki cham to już niczego się nie nauczy.
OdpowiedzTacy to aż się proszą o prostego w nos.
Odpowiedz@Jaladreips: po co? sami sobie robią więcej krzywdy, gdy im się potakuje, jak na załączonym obrazku.
OdpowiedzNawet gdybyś tam pracował to chyba raczej nie jako tragarz.
OdpowiedzNiechcacy dalam minusa, wybacz. Jak dla mnie historia na wieeeelki plus :-)
OdpowiedzNieźle się uśmiałem jak przeczytałem o logo. Jakby zaczął rozmowę w odpowiedni sposób to co innego, a tak...
Odpowiedz