Historia #84555 przypomniała mi moje perypetie ze strażą miejską.
Posiadam 3 samochody (służbowy i dwa prywatne).
Służbowy wykorzystywany jedynie w czasie pracy oraz do dojazdów i powrotów.
Drugi z pojazdów wykorzystywany jest na co dzień.
Trzeci pojazd większą ilość czasu stoi. Jest to pojazd, który spełnia wszelkie kryteria do rejestracji jako pojazd zabytkowy, jednak zarejestrowany jest jako zwykły pojazd. Samochód jest odrestaurowany i co tu dużo mówić, zadbany (dla zainteresowanych shelby gt500 - jeden z pierwszych egzemplarzy).
Na co dzień samochody stoją na podziemnym parkingu dla mieszkańców (monitoring, ochrona, bramki wjazdowe). Nie można narzekać na deficyt miejsc, bo pomimo dużego bloku, zawsze są wolne miejsca.
Przeszkadzało to jednak jednemu z sąsiadów, który usilnie chciał się samochodu pozbyć. W końcu zjawił się u mnie strażnik miejski z nakazem usunięcia pojazdu w terminie 14dni, albo zostanie odholowany na parking policyjny.
Tłumaczenie podstaw prawnych "strażnikowi wiejskiemu" nie przynosiły skutków, więc po szybkiej interwencji u komendanta, sprawa została załatwiona pozytywnie.
Jakiś czas nacieszyłem się spokojem, aż nie wyjechałem służbowo do innej siedziby firmy na dwa tygodnie. Tyle czasu wystarczyło, by po powrocie nie zastać mojego samochodu.
Szybki telefon na policję i sprawa rozwiązała się błyskawicznie. Pojazd został odholowany na parking strzeżony, a pojazd został zabrany jako uszkodzony i stwarzający zagrożenie?
Po przyjedzie na parking, pojazd był w takim stanie, jakby przetrwał zamieszki we Francji.. No, może nie był spalony, ale wybite szyby, przebite opony, brak tablicy rejestracyjnej, wgniecenie w drzwiach i masce i kilka inny zniszczeń wewnątrz pojazdu. Ogólnie jak to zobaczyłem, to prawie rozpłakałem się jak dziecko.
Nie przedłużając dalej, sprawa się rypła szybko. Monitoring zewnętrzny, ukryte kamery w pojeździe szybko wykazały sprawcę. I chociaż sąsiad założył kaptur tak, że twarzy nie było widać, tak po zniszczeniu wrócił do swojego mieszkania, przy czym kamery również są na piętrach i w windzie, więc znalezienie sprawcy nie było problemem.
Dla sąsiada sprawa zakończyła się w sądzie. Żeby pokryć koszta napraw + spadek wartości pojazdu spowodowany uszkodzeniami, sąsiadowi zlicytowali mieszkanie (na mój wniosek, po niespełna roku bez jakiejkolwiek spłaty i jeszcze wartość nie została w pełni pokryta).
A wszystko przez to, że sąsiadowi nie chciało się chodzić dalej, jak 10-15m dalej do windy. Co śmieszne, sam tworzył gospodarstwo domowe składające się z 4 osób, gdzie każdy miał swój własny pojazd, a wspomniany sąsiad dwa ;)
Na tę chwilę pojazd zamknięty jest w zabezpieczonym garażu (nie mam zamiaru więcej ryzykować).
Wcześniej pojazd stał gdzie stał, bo uznałem, że wcześniej wspomniane zabezpieczenia + 3 ukryte kamery w samochodzie (w tym jedna skierowana na twarz kierowcy) i dwa nadajniki gps w pełni wystarczą do zapewnienia bezpieczeństwa mojego pojazdu.
Straż miejska parking policyjny zniszczenie pojazd sąsiedzi policja
Wyobraźnię autor ma całkiem niczego sobie. Ale warto tworząc historyjki zaczerpnąć chociaż podstawy z dziedziny obowiązującego prawa i procedur.
Odpowiedz@ewilek: Ale ja oceniłem historię na plus. Nawet trzy plusy bym dał za wyobraźnię. Dobrze jakby autor więcej popisał, to może i trudny język polski by poznał...
OdpowiedzHistoria trochę śmierdzi fakem , skoro autora stać na kupno i restaruację ( albo kupno już odrestawurowanego ) GT500 to obstawiam że stać by było go na garaż ( albo dom z garażem ) Odrestarowanie auta to raczej nie kilka set zł ale kilka czy nawet kilkadziesiąt tysięcy .
Odpowiedz@reyden: A dom z 3 garażami kilkaset - czyli 10x więcej
Odpowiedz@reyden: Mieszkanie w dużym mieście może kosztować sporo więcej niż niejeden dom z garażem.
Odpowiedz@m_m_m: A po co aż 3 garaże , wystarczy jeden na kilka aut . To że dom zazwyczaj kosztuje sporo więcej to wiem .
Odpowiedz@kabdam: i nie każdy też chce mieszkać w domu :)
Odpowiedz@reyden: pomijając wiarygodność historii (fejk na kilometr) to zawsze zastanawia mnie opinia "stać na X to stać też na Y". Tak jakby w naszym wszechświecie nie było możliwe, żeby ktoś wydał kupę kasy na obiekt marzeń, a poza tym żył/mieszkał skromnie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 lipca 2019 o 17:42
Historia z niezarejestrowanego konta, więc prawdopodobieństwo fejka x2. Minus z automatu.
OdpowiedzHistoryjka pewnie zaraz zniknie, ale sobie dla sportu popunktuję autora: 1)zadbany Shelby GT500 z początku produkcji zaczyna się od bańki (1 milion) złotych, do bańki euro. Narażanie takiego auta nawet na rysę na publicznym parkingu jest idiotyzmem. 2) Miejsca na parkingu podziemnym w bloku zazwyczaj się kupuje - wtedy tam sobie można auto nawet w ćwiartkach trzymać, albo badania nad rdzą i kurzem prowadzić. Deweloperzy z kolei zazwyczaj zapewniają jedynie niezbędne, wymagane ustawą minimum miejsc parkingowych dla mieszkańców - zły somsiad z pięcioma autami, dobry somsiad z trzema autami itd, a mimo to "zawsze są wolne miejsca" - od lat '80 w Polsce się nie zda-rzy-ło. 3)Strażnik miejski, na chronionym, prywatnym terenie wspólnoty/spółdzielni, to sobie może papierki pozbierać a nie samochody z parkingu odholować przez szlabany, monitoringi i ochronę - nie ma żadnych uprawnień, ma nawet kłopot odholować blokujące przejazd auto. Mało tego, prawidłowo zaparkowane auto na parkingu publicznym, dopóki nie "krwawi" olejami czy paliwem, jest praktycznie nieusuwalne. 4) Tak cenne auta jak opisał autor, zazwyczaj się ubezpiecza i takie szkody pokrywa z polisy (którą potem ubezpieczyciel regresem przerzuca na sprawcę, licytując mu mieszkanie itp), procedury odzyskiwania wierzytelności sądownie są takie, że osoba fizyczna w ciągu roku ma żadne szanse na wymuszoną egzekucję należności. Może w 3 lata, może w 5, może w ogóle. ..tak, że teges...
Odpowiedz@SirCastic: Wniosek z tego jeden - spory odsetek osób oceniających tę historię nie ma pojęcia o samodzielnym myśleniu.
Odpowiedz@SirCastic: akurat zupełnym przypadkiem widziałam wczoraj Shelby stojące na publicznym parkingu pod kamienicą na warszawskim Mokotowie, aż się zastanawiałam, co to jest. Więc to nie tak, że takie rzeczy się nie zdarzają ;) Natomiast uwaga o miejscach parkingowych w bloku jest słuszna - nie spotkałam się jeszcze z tym, żeby na takich parkingach miejsca nie były przydzielone do mieszkańców.
OdpowiedzAutorze wiesz w ogóle co to jest parking podziemy i jakich zasadach w bloku działa? Może weź się za robotę a nie zmyślanie historyjek to w następnym życiu odłożysz na to shelby...
OdpowiedzTak, oczywiście. Po roku sąsiadowi mieszkanie zlicytowali i te jego 5 samochodów pewnie też. No i oczywiście masz w aucie stojącym kamerę działająca non stop 24h bez jakiegokolwiek zasilania a sąsiad nie wie o tym, że budynek ma kamery wszędzie. Lol. Dobry scenariusz na trudne sprawy.
OdpowiedzSirCastic w komentarzach poniżej bardzo ładnie wyjaśnił czemu ta historia to stek bzdur
Odpowiedz