Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Należę do osób raczej skrytych, zamkniętych w sobie i długo mi zajmuje…

Należę do osób raczej skrytych, zamkniętych w sobie i długo mi zajmuje przekonanie się do kogoś. Za to kiedy już zbliżę się, jestem gotowa wiele poświęcić w imię tej znajomości. Niestety, przez to często daję się wykorzystywać, a zdaję sobie sprawę z tego dopiero wtedy, gdy całkowicie tracę kontakt z moimi byłymi znajomymi.

Co ważne dla tej historii - moi rodzice dość dobrze zarabiają. Nie są może milionerami, ale standard życia mamy dość wysoki. Na tyle, by pozwolić sobie na ładne mieszkanie, wakacje za granicą, a ja nigdy nie miałam problemów z pieniędzmi na imprezę, czy kino. Co finalnie też wychodziło na moją niekorzyść.
Kilka historii z ludźmi, którzy przewinęli się przez moje życie i byli mi bardzo bliscy.

1. Imprezy.
Czy to halloween, czy sylwester, czy po prostu jakieś spotkanie towarzyskie, zawsze u mnie. Nie przeszkadzało mi to, rodzice się zgadzali. Kupowałam jedzenie i picie. W 90% przypadkach, moi goście nie przynosili nic, a potem narzekali, że kupiłam za mało. Przychodzili na gotowe, bawili się, a nad ranem nie chcieli nawet pomóc przy sprzątaniu. Jak sugerowałam, że mogliby, nagle wszyscy bardzo się spieszyli na autobus. Czasami udawało mi się poprosić ich o wyniesienie śmieci.
Całość sprzątałam sama.

Kilka razy spotkałam się z tym, że któryś z moich znajomych po prostu chciał urządzić w moim domu swoją imprezę. Nie mówił tego wprost, ale intencja była dość jasna. Najpierw pytał czy może robię imprezę z okazji x, a jeżeli mówiłam, że mogę, to nagle pytał, czy może przyprowadzić grupkę swoich kolegów, których być może kiedyś tam widziałam. Nie jedną osobę, czy nawet dwie. Pięć, albo sześć. Kiedy odmawiałam, następowała obraza i sam znajomy też nie przychodził. Jestem pewna, że gdybym się zgodziła, znajomi znajomego nie kwapiliby się do kupienia jedzenia, czy posprzątania po imprezie.

Raz przed imprezą napisałam na stronie wydarzenia, że jeżeli chcą zamówić pizzę, to niech przyniosą gotówkę, żeby było wygodniej się rozliczać. Jeden znajomy, który nawet nie planował przyjść, był oburzony, że oczekuję, że na imprezie sami będą musieli kupować sobie jedzenie, bo od tego jest gospodarz.
Jakoś nie było mi szkoda, że nie przyszedł.

Za alkoholem raczej nie przepadam. Czasami piję, gdy ktoś mnie poczęstuję, ale sama raczej nieczęsto kupuję cokolwiek. Na jednej imprezie, jakoś zaraz po 18, kupiłam kilka piw kierując się opiniami znajomych. Większość zostało, więc cała impreza zabrała je sobie do domu. Nawet nie zapytali, po prostu zaczęli pakować je do toreb. Było to o tyle niefajne, że kupowałam to za pieniądze rodziców, a nie swoje, więc oni mogli to wypić.

2. Wakacje.
Mam to szczęście, że moja rodzina ma niewielki domek w górach, gdzie co roku jeżdżę na wakacje. Gdy miałam te 15-16 lat, zdecydowałam się jeździć tam ze znajomymi. A chociaż spędziłam tam z nimi świetny czas, to kilka sytuacji co roku podnosiło mi ciśnienie.

Wszystko organizowałam sama. Począwszy od daty, po bilety dla wszystkich. Większość musiałam prosić po kilka razy, żeby w ogóle mi powiedzieli pasującą im datę. Finalnie i tak trzeba było to kilka razy przekładać, bo ktoś rzucił jakiś dzień na odczepnego, a potem się okazało, że jednak nie może.
Prosiłam ich, żeby ściągnęli muzykę, filmy (w domku nie ma internetu), czy wzięli jakieś gry. Nikt nie poczuwał się do tego, żeby mi jakkolwiek pomóc, więc wszystko organizowałam sama. Później tylko słyszałam, że "ojeeeny, szkoda, że nie mamy żadnych fajnych filmów, albo muzyki", bo nie ściągnęłam akurat tego, co oni by chcieli.

Za domek nie musieliśmy płacić, ale żeby było fair w stosunku do rodzinki, zbierałam od każdego trochę kasy, żeby chociażby zwrócić za prąd, wodę, gaz no i czas, gdy domek nie był wynajmowany innym. Ogólnie za cały tydzień płaciliśmy tyle, ile kosztowałby jeden dzień w takim domku. Cen dokładnych nie pamiętam, ale to było jakieś 20 zł od osoby. Reakcja?
- W sensie, że od wszystkich chcesz te x złotych łącznie, czy każdy ma tyle płacić? Co? Czemu tak drogo? Za taką cenę to moglibyśmy wynająć coś znacznie lepszego.
I chociaż tego typu tekst usłyszałam może ze 2 razy, to jednak nie było to miłe, bo starałam się być fair w stosunku do rodziny i kolegów, a ci i tak tego nie doceniali.

Nigdy nie usłyszałam nic w rodzaju: "dziękuję", czy: "ale fajnie, że możemy spędzić tu tydzień". Nigdy. Za to praktycznie co roku słyszałam:
- Szkoda, że ten domek nie jest bezpośrednio przy jeziorze (mieliśmy do przejścia raptem 5 minut).
- Słabo, że dookoła mieszkają inni ludzie. Fajnie byłoby, gdybyśmy byli tu sami.
- Fajniej byłoby, gdybyś miała ten domek gdzieś nad morzem, a nie tutaj. No bo w sumie w górach niewiele jest do roboty...
I może tutaj przesadzam, ale słyszałam to praktycznie za każdym razem i zwyczajnie było mi przykro. Bo starałam się jak mogłam, a ciągle miałam wrażenie, że wszystko jest źle. Do tego stopnia, że potrafiłam poczuć się winna, kiedy zaczęli stawiać koło nas nowy domek, chociaż sama nie miałam na to wszystko wpływu.

3. Zachłanność.
Były momenty, gdy naprawdę się zastanawiałam, czy przyjaciele lubią mnie za to, jaka jestem, czy za to, ile mam. W sumie częściowo to się łączy z poprzednimi punktami, ale dodam tutaj jeszcze kilka punktów.

Wyjścia na miasto.
Wiadomo, zdarzają się w każdej grupie. Często chodziliśmy po centrum, czy do parków, czy do galerii, po prostu, żeby się powłóczyć. Kiedy szliśmy na pizzę, czy do maca, często ktoś zapominał portfela, czy karty, a gdy oferowałam pomoc, obiecywali oddać.
Po kilku próbach odpuszczałam. Nie będę przecież się kłócić o kilka złotych.

Gdy mnie odwiedzali, często padało nieśmiertelne pytanie, czy mam coś konkretnego do jedzenia. Prośby były różne, zwykle konkretne chipsy, czy napój gazowany. Jeżeli nie miałam, szliśmy to kupić. Oczywiście kupował "gospodarz".

Znajoma miała kłopoty finansowe i pożyczyłam jej większą kwotę pieniędzy z własnych oszczędności. Wychodziła na prostą kilka lat, w międzyczasie kupując masę niepotrzebnych rzeczy, chodząc na imprezy etc. O pieniądze doprosiłam się po kilku latach, gdy właściwie nie miałyśmy już prawie kontaktu.

Próbowałam zorganizować spotkanie, bo jakoś kontakt zaczął nam się psuć, ale wiecznie coś komuś nie pasowało, bo zły termin, bo inne plany, bo jest zajęty/a. Wyjechałam za granicę i napisałam, że kupiłam im pamiątki. Spotkanie udało się zorganizować w przeciągu godziny. Od tamtego czasu więcej się nie widzieliśmy.

I pewnie powiecie, że sama jestem sobie winna i pozwalałam się wykorzystywać. Częściowo tak i teraz jestem tego świadoma, chociaż dalej mi się to zdarza. A to wszystko przez to, że z tymi ludźmi przeżyłam naprawdę masę wspaniałych chwil, długo byli moimi przyjaciółmi i nie chciałam się z nimi kłócić o pieniądze, czy to, że czasami przez nich było mi przykro. Wolałam się cieszyć dobrymi chwilami.
Tylko jakoś tak... momentami miałam wątpliwości, czy naprawdę warto...

znajomi

by ~Vanilla
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar wystraszony
19 19

Uwierz mi, nie warto było się tym cieszyć. Sam miałem podobnie. Jak miałem pieniądze, wszyscy byli na zawołanie. Teraz, kiedy jest krucho, nagle nikt nie ma czasu. A dlaczego nie ma czasu? Bo wystraszony już nie stawia wszystkiego jak woła. Też pożyczyłem ludziom duże kwoty, do dzisiaj nikt nie oddał ani złotówki. A kiedy się dopominam, to zawsze "nie mam bo musiałam/musiałem kupić to, zapłacić za tamto czyt. Netflix i Spotify mi się kończyły". Szkoda czasu na takich ludzi, to zwykłe pasożyty.

Odpowiedz
avatar Ohboy
24 24

Pewnie, jest w tym trochę Twojej winy, bo dawałaś się wykorzystywać i w sumie to o tym wiedziałaś. Ale mimo wszystko Ci się nie dziwię, zwłaszcza gdy byłaś nastolatką. Mam jednak nadzieję, że teraz jednak rozsądniej wybierasz znajomych. ;) Swoją drogą zawsze mnie zastanawiało takie roszczenie sobie prawa do czyichś pieniędzy i zasobów, bo mi by to do głowy nie przyszło, nawet za dzieciaka, mimo że moja przyjaciółka zawsze była bogata.

Odpowiedz
avatar Eander
10 10

@Ohboy: Ja nawet jak z kumplami na piwo wychodziłem, to jeśli któryś postawił mi kolejkę czułem się w obowiązku "oddać" następnym razem.

Odpowiedz
avatar Siderius
0 2

@Ohboy: Trochę winy? Serio? Te sytuacje to głównie wina autorki. Jak się na bardzo miękkie serce to trzeba mieć bardzo twarde pośladki. Skoro dawała się wykorzystywać to jej znajomi korzystali.

Odpowiedz
avatar Gimnazjalista3000
16 16

Jestem pewien, że nie było warto. Wygląda tak jakby to byli przyjaciele majątku twoich rodziców i twoich pieniędzy. Ja bym taką przyjaciółkę na rękach nosił!

Odpowiedz
avatar Gienek
16 16

Niestety mam podobnie - ale dosłownie wczoraj we mnie coś pękło. Pożyczałem najbliższym znajomym i rodzinie sprzęt ogrodowy. Żeby nie było - sam też korzystałem z takiej wymiany. I o ile jak zwracałem to paliwo było uzupełnione albo czteropak piwa kupiony, to wczoraj nie dość, że sam musiałem jechać blisko 10km odebrać mój wypożyczony sprzęt, to jeszcze się okazało, że paliwa w maszynie nie było. 5 litrów piechotą nie chodzi - a to wszystko za dziękuję. No cóż dzięki dziękowaniu rodziny nie wyżywię.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
11 11

Nie. Nie warto. Dla twoich znajomych nie byłaś przyjaciółką, tylko jeleniem z kasą. I m.in. właśnie dlatego nie mam wielu znajomych. Ogólnie jestem introwertykiem, więc dobrze się czuję w małych grupach dobrych znajomych, a w większych czy w tłumie to na dobrych koncertach. Nigdy też nie byłem przy kasie, więc kiepski był ze mnie materiał na "przyjaciela". No i jest jedna rzecz, która niesamowicie mnie wkur...a i owocuje awanturą albo zerwaniem kontaktu bez słowa wyjaśnienia (w zależności od mojego humoru). Otóż nienawidzę marudzenia i pretensji, jak próbuję komuś pomóc. I wychodzę z założenia, że jest to rzecz na tyle oczywista, że próby tłumaczenia, że to jest nie fair, są zwyczajnie bez sensu. Także jakbym zorganizował imprezę u siebie, a potem bym słyszał jakieś marudzenie, że to czy to się nie podobało, a sami nie ruszyli by d...y, żeby pomóc w organizacji czegokolwiek, to byłaby ostatnia impreza.

Odpowiedz
avatar dorota64
10 10

Skoro przeżyłaś masę wspaniałych chwil i długo byłi przyjaciółmi to dowód, że za pieniądze mozna kupić przyjaźń. Gdybyś nie była bogata to by się z Tobą nie zadawali.

Odpowiedz
avatar tatapsychopata
9 9

Nie znam cię oczywiście, ani twoich znajomych, ale jestem przekonany że masz ksywkę o której nie wiesz. Sponsorka. Lub coś podobnego. Wylecz się z tych znajomości. Jak najprędzej.

Odpowiedz
avatar Iras
9 9

Idź na kurs asertywności i dobrze by było też odwiedzić psychologa. To nie ty miałaś tych znajomych - tylko pieniądze twojej rodziny. A twoje "ciężko zaufać" się ani troche nie sprawdziło, zaś twoje "poświęcenie" z tego co opisujesz to głównie finanse. Ci którym zaufałaś nie są warci tego by na nich splunać. A "kupowanie" sobie znajomych nigdy nikomu nie wyszło na dobre, bo ci znikają, jeśli tylko przykręci się kurek - czy to z przymusu, czy też w końcu się pomyśli, że jednak coś jest nie tak. Z tych wszystkich ludzi o ktorych piszesz twoim przyjacielem nie byl absolutnie nikt. To nie było nawet koleżeństwo. Przeżyłaś z nimi wspaniałe chwile - być może. Oni też - bo mieli jelenia, który na każde pierdnięcie wyskakiwał z kasy. Przede wszystkim - jeśli chcesz znaleźć szczerych kolegów i koleżanki, a być może i przyjaciół - nigdy nie wspominaj o pieniądzach, a jakiekolwiek prezenty, wyjazdy na twój koszt itp. - dopiero gdy masz pewność, że to są naprawde koledzy, a nie sępy lecące na kasę. Nie było warto. To, ze prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie - jest prawdą.

Odpowiedz
avatar MalaSosna
7 9

Rozumiem chęć akceptacji, ale dałaś im sobie wejść na głowę. Opowiem Ci podobną historię, ale z punktu takiego znajomego, co ma dość bogatych rodziców. Trzymałam się w grupie razem z dwoma dziewczynami, które były dość bogate. Moja rodzina była biedna. Sama chodziłam w ubraniach z lumpeksu lub po starszych kuzynkach, a one w najnowszych, oryginalnych ciuchach. Miały ładne mieszkania, a ja nawet nie miałam łazienki w domu. I nie przeszkadzało im to. Czasami ja je odwiedzałam, czasami one mnie, często wychodziłyśmy na spacery porozmawiać czy coś razem porobić. Moi rodzice starali się jak mogli, by dać mi pieniądze na wyjście do kina raz na jakiś czas lub coś. Któregoś razu chciały iść do kina, lecz moi rodzice mieli wtedy duże problemy finansowe. Zaproponowały, że za mnie zapłacą. Wiesz co zrobiłam? Podziękowałam. I odmówiłam, bo nie mogłam wziąć od nich pieniędzy. Spotkałam się z nimi po seansie. Minęło już 10 lat od tego momentu, a ja wciąż jestem im wdzięczna. A Ty... Otoczyłaś się pijawkami i pasożytami w poszukiwaniu akceptacji. Im szybciej dojdziesz do tego, że tak być nie może, tym lepiej dla Ciebie. Powodzenia! I nie daj się tak ludziom.

Odpowiedz
avatar Siderius
0 0

@MalaSosna: Popieram całym sobą.

Odpowiedz
avatar andtwo
4 6

Raz zrobiłam imprezę, wszystko każdy w swoim zakresie, ale zgrzewkę coli przy wejściu miałam. "Koledzy" wychodząc z imprezy, wzięli sobie po butelce, nie zostało nic. To był ostatni raz, kiedy byli u mnie w domu. Na studiach mieliśmy takiego kolegę. Wiecznie bez kasy, ale szkoda każdemu go było, to raz postawił jeden, raz drugi. Oczywiście dokładnie to, na co miał ochotę. Po studiach całkiem nieźle zarabiał, spotkaliśmy się na juwenaliach, no to mówię- stawiasz flaszkę. A on że nie, bo nie ma kasy. Na co ja dobra dobra kup. Kupił, myśląc, że mu zwrócę. Nie zwróciłam. Później ten sam kolega wyjeżdżał za granicę, chciał się spotkać przed wyjazdem. No ok, gdzie pójdziemy? Od słowa do słowa poinformował, że on nie będzie pić, bo musi oszczędzać na wyjazd. Myślał, że ja mu postawię, ale się przeliczył. Siedział przy wodzie :)

Odpowiedz
avatar thementalist
2 2

W tej historii są pozytywy: za cenę pieniędzy mogłaś poznać dobrze niektóre osoby. Ludzka natura dała o sobie znać i zostałaś potraktowana jako sponsorka atrakcji. Pozostaje życzyć wyciągnięcia wniosków z niemiłych doświadczeń, trafiania na lepszych ludzi w życiu oraz przy jednoczesnym nie zrażaniu się do wszystkich wokół.

Odpowiedz
avatar niemoja
-1 3

To jest pokłosie naszego socjalistycznego systemu wychowania, gdy już dzieciom w przedszkolu wpajamy OBOWIĄZEK dzielenia się zabawkami "bo ty masz, a on nie ma". Efekt jest taki, że dorastają w przekonaniu, iż normą jest, że "kto ma - ten daje, kto nie ma - dostaje". I tak rośnie pokolenie dziadów i żebraków, przyzwyczajonych do wydawania cudzych pieniędzy.

Odpowiedz
avatar tatsu
2 2

Jak się ma miękkie serce, trzeba mieć twardy zad. Niestety. Przechodziłam przez podobną drogę, byłam w stanie ofiarować wiele (nie tylko pieniędzy), ale zazwyczaj kończyło się to - kolokwialnie rzecz ujmjąć - wyruchaniem bez mydła. Obecnie mój poziom asertywności wzrósł dość mocno i nadal wzrasta. I wiesz co? Jest mi z tym coraz lepiej :) I naprawdę, dziwię się, jak można nazwać przyjacielem osobę, która jest przy Tobie tylko dla płynących z tego korzyści. I jeszcze potrafi narzekać, że jej za mało, za słabo, nie tak, jakby chciała. Trochę słabe to to... Taka porada na przyszłość: w związkach z innymi ludźmi, bądź trochę egoistką. To naprawdę dużo da. Nie będziesz traktowana, jak instytucja charytatywna/bankomat, a jak partner. Trzymam kciuki, byś znalazła naprawdę wartościowych i prawdziwych przyjaciół. :)

Odpowiedz
avatar Werchiel
0 0

Nazywasz ich przyjaciółmi. I to jest Twój pierwszy błąd. Taki syndrom bitej żony - no co z tego że czasem przypieprzy ale tak poza tym to jest wspaniały. W mojej grupie znajomych nigdy taki problem się nie pojawił - może byłem szczęściarzem z tego powodu - i mimo że niektórzy faktycznie mieli ciężej finansowo to nikt nigdy taki chorych akcji nie odwalał. Ba - z powodów finansowych niektórzy czasem mogli nie przyjść na spotkanie (z reguły cosobotnie wyjście na miasto) ale zaraz otrzymywali ofertę ufundowania jakiegoś napitku o zawartości alkoholu do 6% (zwanego pospolicie rozcieńczonym piwem). A imprezy? Imprezy robiło się u tego kto akurat miał możliwość wolnej chaty. A jeżeli o sprzątanie chodzi to nie wyobrażam sobie żeby po prostu zrobić burdel i ucieć - to jest jakaś patola. Jak ktoś wyjeżdżał z jakimś wyjątkowo głupim pomysłem/zachowaniem dostawał drugą szansę. Trzeciej nie było bo po co się zadawać z ludźmi którzy do nas ewidentnie nie pasują. Może to że miałem taką grupę znajomych a nie inną sprawia że niejako "dorastałem" pod kloszem i takie sytuacje mnie nie dotyczyły ale wybacz - aż nie potrafię Ci współczuć bo oni zachowywali się tak bo im na to pozwalałaś. Co nie zmienia faktu że byli tępymi fiutkami i lepiej Ci bez nich.

Odpowiedz
Udostępnij