Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historie na temat szkoły i korepetycji, przede wszystkim te jotema (czy to…

Historie na temat szkoły i korepetycji, przede wszystkim te jotema (czy to się w ogóle odmienia? :P ), skłoniły mnie do opisania tego, dlaczego ja brałem korki.

Chodziłem do niezłego liceum. W tamtym okresie miało dobrą renomę, wysoki poziom przyjęć na państwowe dzienne studia. Nie była to szkoła z absolutnego topu, ale na pewno nie jakaś pierwsza z brzegu. W mojej klasie (profil ekonomiczno-społeczny, więc nie typowy mat-fiz, ale jednak matma rozszerzona) na 35 osób bodajże 23 zdawały matmę na maturze i to w czasie, gdy nie było to jeszcze obowiązkowe. Większość zdawała ten przedmiot na poziomie rozszerzonym. Nie rozumiem więc, czemu takiej klasie przydzielono taką nauczycielkę.

Do sedna. Nasza matematyczka była osobą z małym doświadczeniem zawodowym. Na lekcji ściśle trzymała się podręcznika i zadania rozwiązywała zgodnie z kluczem tamże. Inne sposoby rozwiązania problemu ją przerastały, musiała je długo analizować, czasem bez powodzenia. Jako że była osobą raczej nielubianą, bo była małostkowa, mało sympatyczna, to kiedyś schowaliśmy jej podręcznik. Nie była w stanie poprowadzić lekcji.

Parę razy było też tak, że to najbardziej uzdolnieni matematycznie uczniowie tłumaczyli, jak rozwiązać zadanie, bo matematyczka akurat miała z nim problem.

W pierwszych 2 latach jakoś nas to szczególnie nie martwiło, ale w klasie maturalnej zaczęło, bo zobaczyliśmy, ile materiału jeszcze nam zostało i jak szybko z nim (nie) idziemy do przodu. Dodam, że nasza nauczycielka notorycznie spóźniała się na lekcje. A to gadała przez telefon, a to plotkowała z inną nauczycielką, a to gdzieś poszła. Notowałem z tyłu zeszytu długość jej spóźnień i wyszło, że tracimy co najmniej 2 lekcje w miesiącu. A do tego jak już była, to tempo przerabiania materiału też było słabe (tu my też byliśmy trochę piekielni, jakby w odwecie, ale to już jest osobna historia, kiedyś się zbiorę i opiszę).

Dlatego też koło grudnia ja i kolega znaleźliśmy sobie korepetytorkę. Wiem, że część innych uczniów też tak zrobiła. Nie dlatego, że byliśmy głąbami, po prostu potrzebowaliśmy, żeby ktoś z nami przerobił materiał, którego w szkole nie zdążymy zrobić lub wytłumaczył zadania, na których nasza matematyczka poległa.

Wisienka na torcie: maturę z matmy napisaliśmy w większości bardzo dobrze. Ja na przykład miałem 98% z rozszerzonej. Na pierwszym zebraniu rodziców dla klasy pierwszej w nowym roczniku, nasza dawna wychowawczyni bardzo zachwalała naszą matematyczkę, że dzięki niej były takie świetne wyniki matur. Wiem to od... swojej korepetytorki. Ma syna 3 lata młodszego ode mnie i poszedł do tej szkoły, więc była na tym zebraniu. Mówiła, że ledwo powstrzymała się od komentarza.

Do teraz nie wiem, czemu ktoś tak niekompetentny i tak lekceważący obowiązki uczył w takiej szkole.

Liceum matura matematyka korepetycje

by CzytelniczyPepe
Dodaj nowy komentarz
avatar Hideki
15 15

Jeśli jakość pracy nauczycieli jest w jakikolwiek sposób sprawdzana, to z nienajlepszym skutkiem. Podczas mojej edukacji trafiłem m.in. na nauczycieli, których czasem trzeba było poprawiać. Najlepszy był jeden z wykładowców na renomowanej wyższej uczelni, który niemal co wykład podawał źle wzory czy twierdzenia. Pomijam pedagogów zachowujących się niegodnie czy wręcz skandalicznie (takich też miałem okazję poznać), ale jeśli nauczyciel nie zna programu, który naucza, to kto mu na to pozwolił? PS. W liceum uczyła mnie informatyczka, która nie potrafiła podłączyć myszki do komputera (kiedyś nakryłem ją, jak szukała informacji na ten temat), mimo że chwilę wcześniej mieliśmy sprawdzian z budowy komputera.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
18 18

Powinny istnieć mechanizmy odsiewu takich nauczycieli. A teraz tak z drugiej strony. Czy kiedykolwiek złożyliście zażalenie, skargę na tę nauczycielkę i jakość jej pracy? Jeśli nie, to skąd dyrekcja ma wiedzieć, że wasze wyniki na maturze to zasługa korepetytora? A jeśli złożyliście, to znaczy, że dyrekcja ma to w d...e.

Odpowiedz
avatar kolorowa7
7 7

W szkole średniej miałam nauczycielkę chemii, na którą notorycznie były skargi. Miała ona dodatkowe godziny, kiedy można było pójść poprawić sprawdzian. Na takie zajęcia przychodziło 120 osób z 6 klas, które uczyła. (klasa liczyła 25-30 uczniów). Sytuacja powtarzana co tydzień. Mogłam napisać wszystko, słowo w słowo z zeszytu(tego wymagała) a moja ocena nie przekroczyła 3.Wnioski o zmianę nauczyciela, skargi pisemne i ustne. Pani dyrektor przyszła, popatrzył i stwierdziła że to nasza wina bo się nie uczymy. Ciekawy wniosek kiedy 26 z 30 osób w klasie jest zagrożona z chemii. Temat zamieciony pod dywan oczywiście. Nic nie pomogło, uwolnilismu się od niej kiedy poszła na urlop macierzyński. Takze widzisz jak działa system... Nawet jak chcesz coś zrobić ro wszyscy to bagatelizuja

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 4

@kolorowa7: Wiem, że często tak jest. I dobrze to rozumiem. W mojej szkole też tak było. Ale to było ponad 20 lat temu. I nie rozmawiamy tutaj o twojej szkole ani o mojej. Rozmawiamy o jednym konkretnym przypadku. Może tam było tak samo a może nie.

Odpowiedz
avatar FlyingLotus
4 4

@Jorn: to, że wiedziałeś o dwóch lub trzech, nie znaczy, że tylko tyle chodziło.

Odpowiedz
avatar butelka
8 10

@Jorn, zdać a zdać na 98% to duża różnica. Przez chwilę myślałam, że mieliśmy tą samą nauczycielkę, ale niestety takich nauczycieli jest więcej. My też musieliśmy pomagać jej rozwiązywać zadania i znajdywać błędy w jej rozwiązaniach. Nie miała nawet mgr z matematyki tylko z czegoś innego i sobie jakieś kursy dorobiła. A dodam, że też chodziłam do klasy ekonomicznej z rozszerzoną matematyką. Na szczęście mieliśmy jako wychowawczynię wicedyrektorkę, która po naszych błaganiach doprowadziła do tego, że w klasie maturalnej wrócił do nas nauczyciel, który uczył nas w dwóch pierwszych klasach. Ale i tak musiałam brać korki, żeby uzupełnić sobie dziury z 3-ciej klasy.

Odpowiedz
avatar Jorn
1 3

@butelka: W czasach, kiedy ja zdawałem maturę, zdanie matematyki na trójkę było trudniejsze niż dziś uzyskanie 100% w zakresie rozszerzonym. A po kilku tygodniach zdawało się kolejny egzamin o podobnym stopniu trudności, żeby się na studia dostać, bo matura dawała tylko prawo podejścia do egzaminu.

Odpowiedz
avatar butelka
1 1

@Jorn: pamiętam te czasy, jednakowoż nie zgodzę się do końca. Wolę swoją starą maturę w której nie musiałam się zastanawiać czy trafię w klucz. Do tego no przepraszam cię bardzo, ale było dużo łatwiej ściągnąć i wiele zależało od szkoły. W moim dość dobrym liceum wyznawali zasadę że nie może być tak, żeby ktoś nie zdał, no i wyobraź sobie wszyscy zdali. Edit: Ok sprawdziłam, jesteś ode mnie trochę starszy, ale chodziło mi ogólnie o to, że w starym systemie poziom nauczania bardziej zależał od szkoły i nauczyciela, były też takie szkoły gdzie 3 dostawało się gratis.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 25 marca 2019 o 11:32

avatar Ohboy
4 6

W sumie tylko raz miałam taką nauczycielkę, przy której faktycznie potrzebne były korki (ale i tak niewiele dawały, bo zadania na kartkówkach brała nie wiem skąd i 90% klasy jechało na 2). Ale obecnie sporo dzieciaków ma korki, bo rodzicom się wydaje, że tak trzeba, albo dzieciaki nie słuchają na lekcjach i mówią rodzicom, że beznadziejny nauczyciel. Moja koleżanka dawała korki dziewczynce z podstawówki, która twierdziła, że na lekcjach nic się nie dzieje, nauczycielka nie uczy i ogólna beznadzieja. Tylko, że koleżanka zna jeszcze jedno dziecko z tej samej klasy (tego nie uczyła) i od niego usłyszała zupełnie inną historię. Zresztą, ze studiów pamiętam, jak znajoma z zajęć po oblanym egzaminie narzekała na prowadzącą, że nie było rzeczy, o które została zapytana. Wyciągnęłam notatki, pokazałam jej gdzie o tym rozmawialiśmy. Notatki znajomej to była 1/3 moich i brakowało najważniejszych informacji.

Odpowiedz
avatar Allice
4 4

Co zrobiliście w kierunku poprawy sytuacji?

Odpowiedz
avatar CzytelniczyPepe
4 6

@Allice: Niestety nic. Żeby pójść na wojnę z nauczycielem, zwłaszcza tuż przed końcem szkoły, trzeba mieć sporo odwagi i raczej wymaga to jednogłośnego wystąpienia całej klasy. Ja mógłbym na to iść, i tak z nią wojowałem i i tak mnie nie lubiła, ale nie każdy jest tak pyskaty jak ja i większość wolała w spokoju skończyć szkołę.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 6

@CzytelniczyPepe: Typowe. Innymi słowy winni są ci, którzy wymiękli. A teraz powiedz mi, skąd w takim razie dyrekcja miała wiedzieć, że wasze wyniki matur to zasługa korepetytora?

Odpowiedz
avatar Allice
4 8

@CzytelniczyPepe: czyli klasyk. Po co cokolwiek robić, zadziałać na korzyść swoją i przyszłych uczniów jeśli można siedzieć cicho i marudzić że dyrekcja czy wychowawca nawet nie wiedzą że coś się działo, prawda? Typowe

Odpowiedz
avatar Raveneks
5 5

@Allice: Naprawianie systemu z pozycji ucznia to szaleństwo. Byłem uczestnikiem takiej sytuacji. Przegadane godziny z wychowawcą, interwencje dyrektora, temat nawet poruszono na radzie pedagogicznej a efekty znikome. W klasie maturalnej po prostu zmieniono nam nauczyciela, na gorszego pod wieloma względami. Nie warto było. Każdy chętnie dzieli się odpowiedzialnością, a pensją już nie. To też klasyk.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 marca 2019 o 4:25

avatar CzytelniczyPepe
4 4

@Allice: Ciężko coś zrobić będąc uczniem, ja z nią trochę wojowałem sam, co mogło zniechęcić innych. Zwłaszcza, że to było 13-14 lat temu, kiedy mniej się słyszało o skarżeniu się na nauczycieli. Jedyne czego żałuję, to że nie poskarżyliśmy się na te notoryczne spóźnienia. Bo to widzieli wszyscy i wkurzało wszystkich zdających matmę na maturze. Z poziomem nauczania już nie było takiej jednomyślności, bo część osób nie była na tyle dobra z matmy, żeby to dostrzec. Nie wiem, czy ona się poprawiła, w końcu była relatywnie młoda stażem, mogła nabrać doświadczenia, nauczyć się uczenia. Ale teraz i tak jest raczej nie do ruszenia, bo została żoną wicedyrektora.

Odpowiedz
avatar Allice
3 3

@CzytelniczyPepe: we 3 osoby doprowadziliśmy do zmiany nauczyciela, w zasadzie przeciwko całej klasie. Będąc gówniarzami w gimnazjum, z pomocą rodziców. Jakieś 11-12 lat temu. Uważam że nie masz prawa narzekać na kogokolwiek poza tym nauczycielem skoro nic z tym nie robiłeś

Odpowiedz
avatar CzytelniczyPepe
3 3

@Allice: No i narzekam przede wszystkim na nią. Co do pomocy rodziców, to moi niestety nie chcieli walczyć z nauczycielami. Chyba tylko raz poszli na skargę, w gimnazjum, na panią od chemii. Tak to twierdzili, że mam jakoś wytrzymać i że pewnie nic się nie uda zrobić.

Odpowiedz
avatar Raveneks
4 4

@Allice: Dobrze że wam się udało. Z drugiej strony jednak czy naprawdę uważasz że to dzieciaki i rodzice powinni dbać o jakość nauczania w szkole? Bo moim zdaniem to od tego chyba mamy w szkole dyrektorów i jeszcze całe wielkie kuratorium oświaty nad nimi. Nastawienie "nie masz prawa narzekać jeśli nic nie zrobisz" prowadzi szybko do sytuacji w której wykonujesz pracę innych ludzi za nich. W sektorze prywatnym nazywa się to "zapewnienie jakości" i wydaje się na to grube pieniądze.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
3 3

@Raveneks: Ten system ma wiele wad. Jedną z nich jest to, że ani dyrekcja ani kuratorium nie mogą nic wiedzieć o problemie z nauczycielem, jeśli nie zostaną poinformowani. Przecież tzw hospitacje, czyli lekcje pokazowe w obecności dyrektora, nauczyciel prowadzi inaczej niż zwyczajne lekcje i na pewno nie odstawia takich numerów. No i problem w tym, że muszą postawić się wszyscy, najlepiej razem z rodzicami.

Odpowiedz
avatar Nimfetamina
5 5

Ja nigdy nie byłam jakimś mega orłem z matmy, ale ogarniałam na średnio 3-4 w zależności od tematu. O wiele gorzej się zrobiło w 2 gimnazjum, kiedy przydzielili nam nową nauczycielkę. Nie wiem, jakie doświadczenie miała ta kobieta wcześniej, ale prawdopodobnie przez to, że - jak się później okazało - miała córkę chorą na zespół Downa, przywykła do tłumaczenia wszystkiego jak małemu dziecku. Doszło do tego, że np. w podawanych przykładach objaśniających nowy dział wstawiała grzybki, serduszka czy inne kwiatki w miejsce cyfr/liczb. Nie byłam jedyną, która nie mogła się w tym połapać i 3/4 klasy musiała w domu z pomocą rodziców czy korepetytorów uzupełniać braki. W końcu na przełomie 1 i 2 liceum (połączone szkoły, jedna klasa przez 6 lat) miałam ledwo zdaną poprawkę we wrześniu i od nowego roku poszłam na korki do emerytowanej nauczycielki matmy. I ona, przeglądając zeszyt, miała czasami trudność w dojściu do tego, o co tej mojej szkolnej pani profesor chodzi. Od kiedy zaczęłam uczęszczać na te korepetycje, skończyły się większe problemy z matmą i wróciłam do "3-4". :/

Odpowiedz
avatar jotem02
7 7

No tak. Jest faktem, że jak w każdym zawodzie są asy i blotki, których nikt do nauczania nie powinien dopuścić. Na korkach, gdy słucham, co niektórzy nauczyciele wywijają, to włos mi się jeży. Ostatnio okazało się, że fizyk w szkole mojego ucznia nie rozumie III zasady dynamiki i oglądał za dużo kreskówek, w których dmuchanie na żagiel powoduje ruch łódki. Niewątpliwie brakuje selekcji do zawodu,co więcej istnieje selekcja negatywna i oprócz prawdziwych pasjonatów pod tablicę trafiają nieudacznicy, dla których owa tablica jest jedyną szansą na pracę. Ale albo płacić i wymagać, albo udawać, że się płaci i...

Odpowiedz
avatar greggor
3 7

"Do teraz nie wiem, czemu ktoś tak niekompetentny i tak lekceważący obowiązki uczył w takiej szkole." - Bo siedzieliście cicho jak d..y zamiast zgłosić problem komu trzeba.

Odpowiedz
avatar CzytelniczyPepe
-2 4

@greggor: Jak widzisz zgłoszenie tego problemu, co dokładnie powinniśmy byli zrobić? Nie licząc zgłoszenia spóźnień, tu faktycznie żałuję, że nic nie zrobiliśmy.

Odpowiedz
avatar greggor
3 5

@CzytelniczyPepe: Dyrekcja? Kuratorium? Prasa? Mam wymieniać dalej?

Odpowiedz
avatar CzytelniczyPepe
3 3

@greggor: Tyle to ja wiem. Pytam co dokładnie powinniśmy im powiedzieć? Że pani źle uczy? To weź to udowodnij, przecież na pokazową lekcję by się wyuczyła na blachę, rozwiązałaby sobie te zadania, które chciała przerobić na lekcji po kilka razy i wszystko wypadłoby śpiewająco. Gdyby się na nas wydzierała, obrażała nas, to ok, prosta sprawa, można złożyć skargę i mając zgodne oświadczenia uczniów iść z tym wyżej. Ale jak udowodnisz, że ktoś jest słabym nauczycielem? Skoro co najmniej 1/3 klasy tego nie dostrzega, bo jest za słaba z matmy, a ponad połowa z pozostałych 2/3 może i dostrzega, ale nie byłaby tego w stanie konkretnie wykazać. Ja po prostu sprawę zgłosiłem swoim rodzicom i oni stwierdzili, że sprawa będzie trudna, więc po prostu znajdą mi korepetytorkę, żebym przerobił materiał, którego z nią nie zdążymy zrobić oraz te zadania, których nie wytłumaczyła lub tłumaczyła mętnie.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 2

@CzytelniczyPepe: W sumie nie jest to takie proste, ale zacząłbym od poinformowania wszystkich, ilu jej uczniów chodzi na korepetycje. Jak prawie wszyscy płacili za dodatkowe lekcje, to o czymś to świadczy.

Odpowiedz
avatar arturion37
-3 7

Jak po raz setny czytam ,,a teraz wisienka na torcie,, to mną torsje szarpią!

Odpowiedz
avatar jonaszewski
1 1

Jak to dlaczego? Nikt nic nie zgłaszał, a wyniki są świetne. Dać jej premię i powierzyć wychowawstwo!

Odpowiedz
avatar FlyingLotus
2 4

Ciekawe ilu takich niekompetentnych nauczycieli bierze udział w proteście...

Odpowiedz
avatar VAGINEER
1 1

Nie powinna się była powstrzymywać.

Odpowiedz
Udostępnij