Przypomniały mi się dawne zdarzenia.
Mam znajomą, powiedzmy Anię. Ania zawsze była wszędzie wożona samochodem przez kogoś z rodziny lub znajomego, a od kiedy sama jeździ, to też wszędzie samochodem. I fajnie, wygodnie.
Problem się zaczął, gdy, jako już dorosła osoba, Ania, wybierając się ze mną na wycieczkę, nie była w stanie kupić w kasie biletu i prosiła mnie, żebym ja go kupiła.
Innym razem, gdy mieszkałam w większym mieście i jechała do mnie w odwiedziny pociągiem, to jechałam po nią dwie stacje dalej, niż byłyśmy umówione, bo, nie wiem, chyba czekała, aż konduktor zaprosi ją do wyjścia. Przegapiła najbardziej charakterystyczną stację na trasie. Potem, jak w końcu wysiadła z pociągu, musiałyśmy jechać komunikacją miejską do mnie.
Bilet w automacie kupiony, no to wio! Pech chciał, że po 5 minutach pojawiła się kontrola biletów. I wiecie co? Ania nie wiedziała, że bilet trzeba skasować. Mi nie przyszło do głowy, że może nie wiedzieć, poza tym większość wsiadających z nami ludzi podchodziła do kasownika.
Pan Kanar był wyrozumiały i mandatu nie wypisał. Pragnę zaznaczyć, że dziewczyna całe życie mieszkała w mieście z funkcjonującą komunikacją miejską, z biletami kasowanymi w kasowniku.
Może nie jest to jakiś wielki dramat, ale warto nabyć tak podstawowe umiejętności jak podróż transportem publicznym, bo różnie się w życiu układa, czasem istnieje konieczność pojechania autobusem czy tramwajem albo pociągiem. I warto wtedy wiedzieć, że wypada spojrzeć za okno i zorientować się, w jakiej miejscowości się jest, a jak ma się z tym problem, to zapytać współpasażerów. Gdybym nie wydzwaniała do niej po przegapieniu stacji, pewnie dojechałaby do Gdyni, czyli dużo dalej niż powinna.
Dlatego, Rodzice, super, że możecie sobie pozwolić na podróże autem wszędzie, ale oswójcie dzieci też z innymi formami transportu, bo potem wyrośnie taka Ania, Matka dzieciom, która w przypadku pozbawienia samochodu, nie byłaby w stanie żyć.
Nieprzystosowanie do dorosłości
Wiele kobiet jest totalnie nieogarniętych życiowo i nie potrafią wykonać najprostszych czynności. To dlatego, że przez całe życie wszystko robią za nie inni.
Odpowiedz@Jaladreips: mnie sie wydaje, ze nie chodzi tu o płeć, ale po prostu o to, co wynoszą z domu. Skoro taki czlowiek jak Ania nigdy nie jechał komunikacją miejską ani pociągiem, a w dodatku ma taki charakter, że czeka aż ktoś inny to zrobi, to tak później wychodzi jak w historii.
Odpowiedz@Jaladreips: Ja znam całą generację mężczyzn tak wychowanych. We wszystkim wyręczanych, dla pocieszenia nie mam na myśli Polaków.
Odpowiedz@Jaladreips: Nie martw się. I wśród kobiet, i wśród mężczyzn jest pełno nieogarów życiowych. ;)
Odpowiedz@Jaladreips: znasz okreslenie "maminsynek"? to odpowiednik tych twoich kobiet z wypowiedzi
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 maja 2019 o 23:17
jak dla mnie to jest tak jak np z obsługa pralki. jak ktoś tego nie musi robić przez całe życie i nagle zdarzy sie okazja że powinien jej użyć to łatwiej to zadanie dać komuś innemu i mieć spokój. zwykłe lenistwo. ale jak wyprowadzasz sie z domu i nikt ci prania nie zrobi to bierzesz ta nieszczesna pralke i to po prostu robisz bo musisz. jezeli okazaloby sie ze musialaby jezdzic nagle autobusem to pewnie stresowalaby sie przed kupnem biletu i jazda ale po paru razach jakby ogarnela co i jak
Odpowiedz@expect: wiesz, może i tak, ale nie potrafię zrozumieć tego, że jechała do mnie tym pociągiem, w okolice, w których nigdy nie była. I ie raczyła zorientować się gdzie jest i kiedy ma wysiadać.
Odpowiedz@expet: pralka to osobna historia. Jak za kawalera sam mieszkałem, to mimo posiadania automatu w domu od dziecka nigdy nie udało mi się go uruchomić odpowiednio. Efekt? Wszystko prałem ręcznie. Do dzisiaj jak małżonka widzi jak dotykam pralkę to wywala mnie z łazienki z poleceniem że woli jak ja cos ugotuje niz wypiore.
OdpowiedzOstatecznie wszystkiego można się nauczyć. Tylko na serio, nie pojmuję, jak można jechać gdzieś pierwszy raz i kompletnie nie interesować się w którym momencie trzeba wysiąść, w ogóle mieć to w dupie. Wszak jak przegapiła docelową stację, powiedziałam, żeby wysiadła na następnej. I nie mam zielonego pojęcia czemu tę następną też przegapiła.
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi: może spodziewała się, że nazwy stacji będą ogłaszane? Też jak pierwszy raz sama jechałam pociągiem mało nie przegapilam swojej stacji, GPS mnie uratował
Odpowiedz@Izura: Oczywiście, ale jak jest że mną na telefonie i mówię, żeby wysiadła na najbliższej stacji, bo właściwą już przegapiła, to już chyba nie można zwalić na wszystko inne. Zatrzymanie pociągu jest trudne do przegapienia :)
Odpowiedz@expect: odnośnie pralki, miałam kolegę, który całe studia woził mamie rzeczy do wyprania. Prawie 200 km w jedną stronę. W akademiku były sprawne pralki. Twierdził, że nie chce ich używać, bo nie wie kto z nich wcześniej korzystał...każdy argument dobry, podziwiam również determinację, ja jak do domu jechałam to pakowalam się w jeden plecaczek, żeby niepotrzebnie nie dźwigać :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 marca 2019 o 22:28
Jestem raczej dość ogarniętą osobą.Praktycznie daję sobie radę w wielu sprawach ale jeżdżąc już jako dorosła osoba tylko autem popełniłam coś podobnego. Oddałam auto do naprawy i musiałam wrócić tramwajem do domu. Bilecik kupiony(na szczęście jeszcze w kiosku Ruchu) Stoję na przystanku,podjeżdża tramwaj,ja pod drzwi a one mają mnie w dupie.Się nie otwierają.No co jest przecież motorniczy widzi że stoję. Pojechał ale beze mnie. Po prostu jeżdżąc autem nie wiedziałam że wystarczy nacisnąć zielony guziczek.Śmiejcie się ale jak żyły dinozaury nie było takich przycisków. Ale poczekałam na następny i udało mi się dostać do środka dzięki innemu pasażerowi. śmiałam się z siebie ale już wiem do czego służy ten guziczek.
Odpowiedz@Balbina: ale to zupełnie coś innego. Ja swego czasu nie wiedziałam jak zatrzymać autobus na żądanie. Chodzi o to, że dziewczyna dostała bilet do ręki, na nim zresztą napisane, że należy to skasować. Ludzie podchodzili do kasownika i skasowali bilety, a ona, przy kontroli do mnie: nie mówiłaś, że mam skasować. Ja jeździłam na karcie miejskiej, więc ja nie kasowałam
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi: Powiedzenie mojej babci -koniec języka za przewodnika-
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi: Czekaj czekaj czyli jechałyście razem ty otrzaskana z życiem wyga i niogarnięta praktycznie koleżanka. Wchodzicie razem do autobusu ty z miejskim i ona z jednorazowym w łapie i sobie siadacie. Serio nie podkusiło cię by pannie powiedzieć by poszła skasować widząc że siedzi jak cielę i nic?
Odpowiedz@Neomica: wiesz, wyobraź sobie, że byłam wkurzona niezamierzoną wycieczką za miasto. Ja miałam kartę miejską, nie kasowałam. Jakbym sama kasowała, to by mnie tknęło. Do ciężkiej cholery, na bilecie jak wół napisane, że się kasuje. Zakładałam, że kobieta w wieku 23 lat do myśli się, że bilet się kasuje, biorąc pod uwagę, że jest w nowym miejscu, więc zwraca większą uwagę na takie nowinki. Ja ją potraktowałam jako osobę ogarniętą, a ona uznała, że ma wakacje od myślenia.
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi: Twierdzisz, że cię nie tknęło mimo że chwilę wcześniej kupowałyście ten nieszczęsny bilet? Czyli ona nie zauważyła (bo praktycznie nie jeździ komunikacją miejską) "że na bilecie jest napisane" a ty nie zauważyłaś, że w ogóle nie kasuje biletu chociaż stałaś z nią? Obie jesteście gapy.
Odpowiedz@Neomica: jak nie ukrywam, że nie zwróciłam uwagi. To jest tak jak z nadloczbowym bagażem. O swojej torebce zawsze pamiętam, bo mam ją zawsze, jest ryzyko, że zapomnę o nadliczbowym bagażu, bo
Odpowiedz@Neomica: jak nie ukrywam, że nie zwróciłam uwagi. To jest tak jak z nadliczbowym bagażem. O swojej torebce zawsze pamiętam, bo mam ją zawsze, jest ryzyko, że zapomnę o nadliczbowym bagażu, bo nie noszę go zazwyczaj przy sobie. Kurde, ja jak pierwszy raz do siostry jechałam do Warszawy, nie miałam pojęcia w którym kierunku jechać metrem, zeby do niej trafić. A trafiłam. Częściowo sama wykoncypowałam, częściowo dopytalam przypadkowych ludzi. A wiecie jak można takiemu nieogarnięciu zapobiec? Mój tata wychowywał się w małej wsi daleko od wszystkiego. Najmłodszy, starsze siostry ppwyjeżdżały na studia, a jedyna podróż jaką odbył, to furmanką na targ. I jedna z jego sióstr zabrała to kiedyś, jak był jeszcze w podstawówce, na przejażdżkę pociągiem, bo nigdy nie miał okazji. Nie jechali w jakimś szczególnie ważnym celu, ot po to, żeby dzieciaka ucywilizować. Ojciec do tej pory wspomina jak to zszokował hałas, gdy pociąg mijał się z innym, aż ojciec podskoczył. Niby nic, ale w czasach i w lokalizacji, gdzie nie miał możliwości podróżować, nabrał doświadczenia jak taka podróż wygląda. Ta sama siostra podobną podróż zrobiła własnym dzieciom jak były w podstawówce, bo na tyle im się powodziło, że poruszali się samochodami. Ale uznała ona, że dzieci muszą się nauczyć, muszą wiedzieć gdzie i jak kupić bilet, jak czytać rozkład jazdy, bo to niby takie wszystko oczywiste, ale moja koleżanka tego opanowanego nie miała.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 marca 2019 o 20:33
@Kontodospontanicznychwypowiedzi: Szczerze to cię nie rozumiem. Obszczekujesz tu swoją koleżankę a sama okazałaś się roztrzepana i nie myśląca. O ile ją jeszcze jestem w stanie zrozumieć bo może faktycznie nieobyta z publicznymi środkami transportu, zdarza się. Ty za to obcykana a głupio zapomniałaś. Jeszcze jedno mnie dziwi. Ja do sytuacji podeszłabym z humorem. Widząc, że znajoma jest taka zagubiona w świecie pilnowałabym i tłumaczyła jak dziecku jeśli trzeba. Zwłaszcza, że to gość jadący do mnie w odwiedziny. Ty się wściekłaś bo musiałaś podjechać dwie stacje a potem potraktowałaś jak nadliczbowy bagaż by na końcu obrobić tyłek w internetach. Koleżanką roku to ty nie jesteś, co?
Odpowiedz@Neomica: są to stare czasy, też nie jestem idealna, zresztą kto jest? Ale też wielokrotnie znajdowałam się w całkiem nowych dla mnie sytuacjach i nie miałam pojęcia co zrobić, ale w związku z tym miałam oczy szeroko otwarte, patrzyłam co robią inni, pytałam. Wspomniałam, pierwszy raz siostrę odwiedziłam i nigdy wcześniej sama po Warszawie się nie poruszałam, a jakoś sama do niej trafiłam, bo ona po mnie nie wyjechała. Inną koleżankę odwiedziłam w obcym mieście, też nikt po mnie nie wychodził, przegapiłam przystanek, i nocą trafiłam. Gość jadący do mnie w odwiedziny nie ma immunitetu, jak zrobi coś co mnie wkurzy, to nie będę słodzić, że dobrze zrobił. Wspomniałam, że nie jest to dla mnie jakieś strasznie piekielne wspomnienie, ale nieogarnięcie dorosłych osób jest faktem, przykrym faktem.
Odpowiedz@Neomica: rozumiem, że mistrzem zachowania wtedy nie byłam, ale chodzi mi o to, że baba 22-letnia, wychowana w dużym mieście z komunikacją miejską, która do tego czasu zwiedziła pół Europy, nie ogarnia tak podstawowych czynności. Nie nazwałam jej nadloczbowym bagażem, porównałam sytuacje, jak ma się wyrobione nawyki i przychodzi nowa czynność i się o niej zapomina. Ale jest to zupełnie co innego, jeśli jest się w podróży i wszystko jest nowym doświadczeniem. Zasadniczo człowiek jest bardziej czujny w takiej sytuacji.
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi: No fajnie, że jesteś taka zaradna! Do siostry, sama i w ogóle... Na pewno jesteś dumna. Twoja Ania jest mniej zaradna więc naraziła się na twój słuszny gniew a jak się wkurzysz to nie słodzisz, wiadomo.
Odpowiedz@Neomica: wiesz co? Wcale nie jestem zaradna! Wielokrotnie zdarza mi się zgubić, jestem roztrzepana, nieuważna, popełniam mnóstwo błędów, ale za popełnione błędy winię siebie. Może błędnie założyłam, że podróż autobusem miejskim nie wymaga uprzedniego wprowadzenia. Ale jak nie mam w czymś doświadczenia, to pytam kogoś kto ma, a nie czekam aż ktoś zaproponuje mi wykład wprowadzający
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi: @Neomica: Muszę się wciąć w rozmowę. Kontodospontanicznychwypowiedzi: inaczej jest, jak jestes sam/sama w obcym miejscu. A inaczej, gdy jest z Tobą ktoś 'otrzaskany' - wtedy oczekujesz, że nie musisz się martwić, bo ta osoba Ci pomoże. Ty tego nie zrobiłaś.
Odpowiedz@bleeee: Otóż to. Jeśli ktoś jest moim gościem w obcym mieście w nietypowej dla niego sytuacji a do tego orientuję się, że jest trochę nieporadny to biorę pod skrzydła i robię wszystko by czuł się komfortowo. Myślałam, że to dość oczywiste podejście. Żal mi tej koleżanki, to musiał być dla niej niezapomniany pobyt w paskudnym tego słowa znaczeniu.
Odpowiedz@bleeee: pomoze: tak, ale nie zrobi wszystko. Założyłam, że jako osoba dorosła ma podstawową wiedzę. Szczerze, nie miałam wtedy pojęcia, że nigdy wcześniej nie poruszała się komunikacją miejską. Wiesz, jak ja znajduję się w nowej sytuacji, to mając wsparcie w postaci znajomego, mówię: ej, wiesz co? Jeszcze nigdy nie np. leciałam samolotem, możesz mi powiedzieć co mam robić? Ja też alfą i omegą nie jestem, a ona, z racji odwiedzin u rodziny na całym świecie, miała większe doświadczenie w podróżach. Założyłam, że wie co i jak. W autobusie sama byłam skupiona na ogarnięciu trasy powrotnej, bo w tamte strony nigdy się nie zapuszczalam i kombinowałam w którym miejscu się przesiąść. Nie miałam do czynienia z dzieckiem.
Odpowiedz@Neomica: strasznie wszyscy demonizujecie sytuację. Przypominam, miałam do czynienia z osobą DOROSŁĄ. Może na Was wszyscy chuchali i nawet jak zrobiliście coś źle, to i tak dostaliście pochwałę, ale ja byłam wkurzona. Nie tyle, że musiałam aż dwie stacje dalej jechać, ale z tego powodu, że instruując Anię przez telefon, po przegapieniu stacji, żeby wysiadła na najbliższym postoju, tego nie zrobiła. W efekcie czego musiałam jechać najpierw na następną stację, gdzie się dowiedziałam, że Ania wysiadła na jeszcze następnej. Uważam, że absolutnie moje zdenerwowanie było usprawiedliwione.
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi: Jesli powiedzialas 'wysiadz na nastepnej stacji' to mogla zrozumiec nie na najblizszej a na kolejnej.
Odpowiedz@bleeee: dobra, powiem jaśniej. To była Warszawa. Miała wysiąść na centralnym. Przegapiła, więc powiedziałam, żeby wysiadła na wschodnim. Wysiadła w Rembertowie
Odpowiedz@bleeee: serio tak złapiesz za słówka? Po raz enty wspominam, że miałam do czynienia z osobą DOROSŁĄ, w pełni sprawna intelektualnie. Jakbym miała świadomość, że podróż będzie stanowić taki problem, to bym wszystko tłumaczyła jak krowie na rowie, ale uznałam, że skoro ja jestem w stanie zrozumieć polecenie: wysiądź na dworcu centralnym, to i osoba, którą traktuję na równi sobie, będzie w stanie to zrozumieć
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi: Glupio sie tlumaczysz i tyle. Nie uwazam, ze Ty bylas piekielna, ale tak samo nie uwazam, zeby kolezanka byla piekielna. Ot, nieporozumienie. A z tym biletem - to Twoja wina. Jak kupujesz bilet w kasie pociagu to nie musisz go kasowac. Moja mama ostatni raz tramwajem jechala w latach 80, gdzie jeszcze nie bylo kasownikow w pojazdach, wiec tez nie 'kasowala' biletu. Nie wiem czy wiedzialaby, ze ma skasowac bilet gdybym ja teraz wsadzil do autobusu czy tramwaju i dal jej bilet w reke.
Odpowiedz@bleeee: bilet był na autobus miejski. Kupowany w automacie. Koleżanki w latach 80 jeszcze na świecie nie było, a, jak wspomniałam, nie wiedziałam, że nigdy komunikacją miejską nie jechała. A w mieście, w którym mieszkała bilety kasuje się w kasowniku w autobusie. A skoro ona miała świadomość, że nie korzystała z komunikacji miejskiej, mogła zapytać co ma zrobić. Wspomniałam też, że ja próbowałam ogarnąć trasę, bo sama akurat Rembertowa nie znałam. A zależało mi ma w miarę szybkim powrocie do mieszkania, bo mimo iż tak podle ją potraktowałam oczekując dorosłego zachowania, chciałam, żeby w końcu odpoczela po 9godzinnej podróży, a nie jeździła przypadkowym autobusami w te i z powrotem
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 marca 2019 o 17:07
@Kontodospontanicznychwypowiedzi: Cały czas gadasz"mogła zapytać" mogła poprosić" jakbyś jej łaskę robiła swoją pomocą. Tak naprawdę, jak już Bleeee wspomniał, jadąc z osobą tak obytą i zaradną jak ty mogła się spodziewać, że to ty jej podpowiesz co ma robić. Po prostu zdała się na ciebie i to był błąd. I jeszcze te teksty o równej sobie jakby nieumiejętność korzystania z komunikacji miejskiej czyniła ją gorszą od ciebie. A obrazek który się wyłania z tej historii raczej ci nie schlebia.
Odpowiedz@Neomica: mówiłam też, że nie miałam pojęcia, że nie jechała nigdy autobusem miejskim. Nie chodzi mi o to, żeby wyjść na geniusza, ale chciałam zwrócić uwagę, że jednak umiejętność korzystania z transportu miejskiego nie jest czarną magią. I mogła zapytać, skoro nie wiedziała co zrobić z biletem. Ja nie wiedziałam, że nie wie. I problemy z mało skomplikowaną czynnością świadczą o pewnym zaniechaniu. Tak jak wymówka chodzenia w brudnych ubraniach bo nie umie się obsługiwać pralki nie świadczy dobrze o człowieku, bo pralka nie jest trudna w obsłudze, tak korzystanie z miejskiego transportu nie jest wielką tajemnicą
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi:Te brudne ubrania nie trafione strasznie. Dziewczyna nie chodzi wszędzie piechotą bo nie umie w autobus. Po prostu zazwyczaj pierze ręcznie. I bierz pod uwagę, że ty sama możesz nie posiadać wiedzy i umiejętności, które dla innych są oczywiste.
Odpowiedz@Neomica: mogę nie posiadać takiej wiedzy. Ale są pewne umiejętności, których brak upośledza funkcjonowanie w normalnym świecie. A nieumiejętność korzystania z transportu miejskiego utrudnia znacznie funkcjonowanie. Ja w zasadzie dopiero na studiach nauczyłam sie gotować. Ale jak zaczelam sie uczyc, to po zakupie porcji rosołowej nie czekałam aż rosół magicznie się stanie. Poczytałam, popytałam i sama ten rosół zrobiłam. Oczywiście, mogłabym wyżyć ze słoików z domu i dań gotowych ze sklepu, ale, mimo iż bez umiejętności gotowania przeżyć można, to jednak ta umiejętność znacznie ułatwia życie. I taka Ania, skoro, jadąc samodzielnie pociągiem, miała problem z ogarnięciem kiedy z niego wysiąść, choć byłyśmy w ciągłym kontakcie telefonicznym i na bieżąco ja instruowałam co ma robić, to przecież jakbym nie pilnowała, to cholera wie gdzie by wysiadła. I uważasz, że takie nieogarnięcie dorosłej osoby jest w porządku? W historii chciałam zwrócić uwagę, że tacy ludzie się zdarzają, A obserwując jak dziś rodzice trzymają swoje dzieci pod kloszem, wyraziłam zaniepokojenie, że przyszłe pokolenia mogą wyrosnąć równie nieporadne.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 marca 2019 o 19:32
@Kontodospontanicznychwypowiedzi: Znowu kiepskie porównanie bo znowu nie zrozumiałaś co ci Bleeee napisał.Koleżanka nie liczyła, że rosół sam się zrobi tylko że osoba, która z nią gotuje i wie jak to robić powie jej kiedy włożyć kurę do gara. A umiejętności podróżowania uczepiłaś się jakby to był jedyny punkt w twoim CV. Mam taką starszą znajomą, która jest tak oderwana i niepraktyczna, że poczty na swojej ulicy nie znajdzie z mapą w ręku i zgubi się w Biedronce. Mądra, dobra kobieta, która jest światłem dla wszystkich bliskich i dalszych. Znam profesora, który jadąc na Hel wyląduje w Zakopanem. Brak praktycznych umiejętności nie czyni ich gorszymi od ciebie. Cała ta historyjka pisana na siłę.
Odpowiedz@Neomica: ujmę to tak, nikt jej nie zmuszał do przyjazdu do mnie, ja ją zaprosiłam. Mogłam zrobić tak jak i ona i dać jej po prostu adres, niech sama trafi, bo jak ona mnie do siebie zapraszał, tak właśnie zrobiła. A miasta jej studiów też nie znałam. Ale stwierdziłam, że jej ułatwię sprawę i wyjadę na dworzec, żeby nie musiała krążyć po mieście. Wspominałaś o wspaniałych acz nieporadnych osobach. Ale czy te osoby zwalają winę za swoją nieporadnosc na innych? Z Waszych mądrości wynika, że ja powinnam się domyślić, że Ania kompletnie się nie ogarnia, ale Ania nie mogła, wiedząc gdzie jedzie i jakim transportem, wiedząc, że nie dysponowałam swoim autem, domyślić się że będziemy jeździć transportem miejskim? Nie zaprzeczam, że osoba nieogarnięta nie może być wspaniałym człowiekiem. Podam inne porównanie. Dziewczyna całe życie mieszka na wsi bez sygnalizacji świetlnej. Nie ma zamiaru się wyprowadzać, ale jedzie w odwiedziny do koleżanki do miasta. I idą dziewczyny na przejście. Tą miastowa akurat rozmawia przez telefon, nie ma oczu dookoła głowy. Czerwone światło, więc się zatrzymuje. A przyjeżdża nie zważa na światło i idzie przed siebie. Wypadku nie powoduje, ale ostre hamowanie tak. I ma pretensje do koleżanki, że ta jej nie uprzedziła, że trzeba się zatrzymać. I sygnalizacja świetlna też nie musi być rzeczą oczywistą dla wszystkich. Ale zakłada się, że nikt nie ma z tym problemu. Ale widać Waszym tokiem, koleżanka przyjezdna nie miała wpływu na spowodowane przez siebie niebezpieczeństwo, bo jej nikt nie powiedział? A Ania mogła dostać mandat. Nie dostała, ale jakby dostała, to byłaby tylko jej wina, bo koniec końców, jako osoba pełnoletnia, sama ponosi za siebie odpowiedzialność. Tak jak z podpisywanie umów. Fakt, że się nie przeczytało co się podpisuje, nie zwalnia z odpowiedzialności.
OdpowiedzChciałam jeszcze dodać, że u Ani jest nieogarnięcie w transporcie publicznym. Ale są również ludzie, pewnie wspaniali w innych aspektach. Ty nie chodzi o to, że ja jestem chu*jem, bo wytykam nieogarnięcie. Ale nie dostrzegacie, że ludzie nieogarnięci społecznie sami sobie robią krzywdę? Może nie jest to widoczne jak im się dobrze powodzi i mają kogoś, kto się nimi zajmie, ale w momencie, gdy się wszystko sypnie, a niestety zawsze może się sypnąć, to będzie dramat. Taki mężczyzna X, zdolny, ale leniwy, więc niepracujący, w dodatku nie ma głowy do spraw urzędowych. Nagle traci wszystko, pieniądze, osobę, która za niego wszystko zalatwiala. Taki człowiek sobie nie poradzi w świecie. Ale tu już jest wina rodziców, którzy dziecku wmawiają, że nic nie.mhsi i trzymają je pod kloszem. I potem taki człowiek jest zupełnie niezsocjalizowany. Jeśli taki model wychowania będzie królował, to następne pokolenie będzie pokoleniem niezdolnych do życia oferm o wspaniałym charakterze. A może warto, czasem w mniej delikatnych słowach, takiej osobie zwrócić uwagę, że pewnych rzeczy, może nieciekawych, warto się nauczyć, bo w przyszłości to może zaprocentować
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi: Ok, zmieniam zdanie. Jestes zwyczajnie glupia. A Twoje porownania nie sa nietrafionw. One sa z dupy. Umiejetnosc rozrozniania swiatel jest umiejetnoscia nauczana w szkole. Nie wazne na jakiej wsi bys nie mieszkala. Pranie musi robic (prawie) kazdy. Podobnie z gotowaniem. Ale nie kazdy musi wiedziec, ze bilet, za ktory sie juz zaplacilo nalezy skasowac. Np w metrze biletow sie nie kasuje w wagonie. W mojej czesci UK tez o kasowmikach nie slyszeli. Podobnie w Niemczech (Frankfurt nad Menem).
Odpowiedz@bleeee: ale, do ciężkiej cholery, nie każdy musi to wiedzieć, zgadzam się, ale Wy z kolei wmawianie mi, że ja powinnam umieć czytać w myślach i przewidzieć, że ona tego nie wiedziała. I powtarzampo raz kolejny, że jak człowiek spotyka się z czymś dla siebie nowym i nie wie co robić, to nie może oczekiwać, że każdy się do myśli. Może poprosić o pomoc. Dziękuję za piękne określenie, w taki razie powiem, że Ty jesteś strasznie ograniczony. Wmawiasz mi, że ja mam się wszystkiego domyślać, natomiast druga osoba nie musi nic. Wiedziała gdzie jedzie i wiedziała, że ja po mieście poruszam się komunikacją miejską. Nie uprzedziła mnie, że nie ma o tym pojęcia. A mogła powiedziec: słuchaj, nigdy nie jechałam miejskim autobusem. I wtedy bez nerwów, na spokojnie bym ją poinstruowała. Ale nie wiedziałam, a do ciężkiej cholery, wróżką nie jestem.
Odpowiedz@bleeee: nie każdy musi robić pranie, nie każdy musi gotować. Jak nie umie, to po prostu tego nie robi, a jak chce spróbować, to za niepowodzenia odpowiedzialny jest sam. Jak chce uniknąć niepowodzeń to się dowiaduje co zrobić. Jak masz do czynienia z osobą, która nie mieszka w jaskini i nie daje znać, że ma z czymś problem, to zakładasz, że sobie poradzi. Tym bardziej, że jest pełnoletnią osobą w pełni władz umysłowych, umie mówić. Wiesz, widziałam Twoje komentarze pod innymi historiami, z niektórymi się nie zgadzałam, niektóre popierałam, ale w tym momencie czynisz mnie odpowiedzialną za coś, czemu nie byłam winna. W momencie układania trasy podróży, czego nie mogłam zrobić wcześniej, bo planowo miałyśmy jechać do mnie z centrum, nie widziałam nawet, że poważna studentka wsiada do autobusu z biletem w ręce i widząc ludzi kasujących swoje bilety, które wyglądały zupełnie jak ten jej, nie pokojarzyła, że że swoim powinna zrobić to samo. A zresztą, nie wiem po co milion razy to samo powtarzam. Czytasz tylko te fragmenty moich wypowiedzi, które pasują do Twojego widzimisię. Dobrej nocy życzę, obyś Ty miał zdolność czytania w myślach, żeby nikt nie zwalal na Ciebie winy za swoje błędy
Odpowiedz@bleeee: masz racje, jak jestem w obcym miescie to zdaje sie na gospodarza- ze mi powie, jaki bilet mam kupic, czy u kierowcy, czy tez w autobusie jest automat z biletami, czy trzeba miec taki z automatu, czy ejdnorazowy, czy 20/40 minutowy itp. podobnie jak wychodzi ktos po mnie i prowadzi do siebie to nie obserwuje trasy, bo ten ktos wie, gdzie isc autorko- standardowe zaniechanie przez oczywistosc, etraz juz wiesz, ze nalezy takie rzeczy obserwowac
OdpowiedzLudzie mają ból tyłka, że autorka nie powiedziała dorosłej koleżance, że ma skasować bilet, a szczerze mówiąc, też by mi to raczej do głowy nie przyszło. Skoro ktoś się wychował w mieście i jest dorosły, to uznałabym to za zbyt protekcjonalne (i trochę złośliwe). Osoba, która po raz pierwszy jedzie pociągiem, powinna być o wiele uważniejsza, niż "starzy wyjadacze", a nie siedzieć, jak cielę.
Odpowiedz@Ohboy: dziękuję za głos rozsądku. Bo już czytam komentarze i wychodzi na to, że warto by było koleżance przypomnieć również, że po skorzystaniu z toalety należy umyć rączki. Traktowałam dorosłą osobę stosownie do wieku i wygląda na to, że całej sytuacji jestem winna ja...
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi: Też uważam, że nie zrobiłaś nic złego.
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi: Na piekielnych nie ma czegoś takiego, jak "właściwe zachowanie", zawsze ktoś Cię opierniczy. ;)
Odpowiedz@Ohboy: w sumie racja. Jakbym napisała, że uratowałam komuś życie, to też pewnie czytelnicy dopatrzyliby się błędu w moich działaniach :)
OdpowiedzPrzypomniala mi sie moja podroz pociagiem przez pol Polski. Wychowywalam sie w Anglii, tam jezdzilam pociagami i komunikacja miejska. Przyszla pora gdy w Polsce czekala mnie 4h podroz pociagiem. Pociag stary, ale na chodzie. Zbliza sie moja stacja, z Torba staje i...nie potrafilam otworzyc drzwi. Szamotalam sie, wokol nikogo do pomocy, drzwi ani rusz. Pociag odjechal, a ja razem z nim. Konduktorzy mieli ubaw, a i za bilet nie musialam doplacac.
Odpowiedz@Niechcacy: też miałam problem z otwieraniem tych ciężkich drzwi i zanim to opanowałam, zawsze szukałam kogoś do pomocy. Ale wtedy byłam na peronie i wszystkimi drzwiami pociągu ktoś wysiadał, wszystkie były otwarte :)
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi: ja bylam pewna, ze drzwi na guzik, tak jak w Anglii czy tramwaje w Warszawie. Troche sie zdziwilam, ale coz :) Jak jechalam z Lublina do Gniezna to mocowalam sie z drzwiami tak samo, na szczescie stal Pan za mna, ktory mi pomogl, przed oczami mialam juz wizje kolejnej nieplanowanej podrozy do Poznania :D
Odpowiedz@Niechcacy: przez pierwszy rok studiów miałam z tymi drzwiami problem. Ale potem podrozowałam że zwierzakiem w transporterze i wtedy jakoś mi się udało opanować otwieranie tych drzwi jedną ręką. Ale już dawno pociągiem nie jechałam, więc z wprawy chyba wyszłam :)
OdpowiedzTeż całe życie spędziłem w samochodzie, i również nie potrafię obsługiwać współczesnej komunikacji miejskiej. Nie poczuwam się do winy, po prostu ostatnie połączenie autobusowe które miało sens dla mnie zostało zdeaktywowane w pierwszej klasie liceum. Od tego czasu, tramwajem czy busem jecha-em przy okazji rekonstrukcji historycznych. Czy jestem z tego powodu gorszym sortem?
Odpowiedz@Ansayamina: A za swoją nieświadomość obwiniasz innych? Nie miałam podstaw twierdzić, że dziewczyna nie wie co robić. Ona też nie raczyła o tym wspomnieć, a potem wyskoczyła z wyrzutem: przecież mi nie powiedziałaś. Nie nazywam nikogo gorszym sortem. Nie można jednak obarczać innych odpowiedzialnością za swoją nieświadomość.
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi: Widzialas, ze nie skasowala biletu i nie zareagowalas. 'Borze' bron mnie przed takimi 'kolezankami'.
Odpowiedz@bleeee: chodzi o to, ze nie widzialam. Patrzylam na schemat trasy autobusu i staralam sie ogarnąć czym dalej jechać. Wspomniałam o tym już kilka razy, ale widać nie pasuje to do Twojej wizji zrobienia ze mnie potwora :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 marca 2019 o 11:04
@Kontodospontanicznychwypowiedzi: Wspomniałaś o tym jak zaczęto cię naciskać. Wcześniej pisałaś, że "większość ludzi podeszła do kasownika i kasowała" No to jak? Taka skupiona byłaś na gapieniu się w plan czy jednak widziałaś, że większość ludzi podeszła i skasowała tylko nie twoja koleżanka? Poza tym dziewczyna przegapiła stacje, musiałaś jej kupować bilet bo sama nie umiała to aż nadto wskazówek by domyślić się, że jest całkowicie zielona w temacie i trzeba ją ściślej otoczyć uwagą. To jedna sprawa. Druga to że całe to twoje biadolenie to próba udowodnienia, że (jak ktoś już zauważył) ludzie nieogarnięci komunikacyjnie to osoby gorszego sortu, okraszone przykładami twojej (wątpliwej) zaradności. Słabe to jak guma ze starych gaci.
Odpowiedz@Neomica: co nie zmienia faktu, że takie osoby bez pomocy osób trzecich nie są sobie w stanie poradzić, co świadczy o uwstecznieniu społeczeństwa, nieprawdaż? Jazda autobusem miejskim to nie wiedzą tajemna. I rozumiem, że osoby te mają wiele innych zalet, ale skoro nie są w stanie się ogarnąć w tak łatwej do ogarnięcia czynności, to nie świadczy o nich dobrze. Może nie jest to niezbędne do życia, ale pokazuje pewne zaniechania. Tak jak nieumiejętność jedzenia nożem i widelcem, choć nie najważniejsza na świecie, ale świadczy i tym, że z ogólnie pojętą kulturą jest się na bakier. Bekanie przy stole jest do przeżycia, ale też świadczy o braku kultury i obycia. Życie w społeczeństwie to też takie drobnostki. Wracając do głównego tematu, jeśli nie poinformujesz nikogo o swoich problemach czy potrzebach, to licz się z tym, że nikt Ci nie pomoże. Ale powodem nie jest to, że ktoś się magicznie nie domyślił, tylko fakt, że Ty nic nie zasygnalizowałeś. P.S. kasowniki wydają dźwięk, nie trzeba na nie patrzeć, żeby wiedzieć, że jest w użyciu.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 marca 2019 o 12:54
@Neomica: wcale nie twierdzę, że jestem super zaradna, ale podstawowa sprawa: jak się w czymś nie ogarniam, to nie czekam na zbawienie, tylko jednak próbuję się ogarnąć. Jeśli wymaga to pomocy osób trzecich, raz jeszcze, nie czekam aż te osoby się domyślą, tylko je o tę pomoc proszę. I fakt, że mam trochę bardziej ogarniętego towarzyszą nie zwalnia mnie z myślenia.
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi: Z tobą serio jest coś nie tak. Uczepiłaś się tej jazdy autobusem, podajesz przykłady jedzenia nożem i widelcem żeby ocenić i zaszufladkować drugiego człowieka a to takie głupstwa, że aż dech zapiera. Jednak postanowiłaś wysmażyć zjadliwy tekst wyśmiewajacy kogoś kogo podobno lubisz. Może to świadczy, że jesteś bezmyślna, niekoleżeńska i płytka a to w kontekście zaradności społecznej o wiele cięższe kalectwo niż nieporadność twojej koleżanki w autobusie.
Odpowiedz@Neomica: skoro tak się sprzeciwiasz ocenianiu innych, to może sam tego nie rób? Moze Cie zaskocze, ale kazdy kazdego w pewnym stopniu ocenia. Na rozmowie kwalifikacyjnej jesteś oceniany przez potencjalnego pracodawcę, jak się do kogoś zalecasz, to jesteś oceniany przez potencjalnego partnera/ partnerkę. Bank ocenia Twoją zdolność kredytową. I wiesz co? Możesz być dobrym fachowcem, ale jeśli nie potrafisz na rozmowie kwalifikacyjnej wydusić z siebie słowa, to marne szanse, że Cię zatrudnią. Jak dodatkowo zaczniesz bekać, pierdzieć i dłubać w nosie, to nie myśl, że tym go oczarujesz.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 marca 2019 o 14:16
@Neomica: Ale wiesz co? Ja z tym moim, jak twierdzisz, kalectwem, sobie poradzę w życiu. Ktoś nie będzie mógł mi pomóc? Nie szkodzi, bo będę umiała poprosić kogoś innego. Nie martw się, przyjaciół mam. Takich, którym ja mogę powiedzieć wszystko, nawet jeśli to nie komplement, i vice versa. Może nie trzeba umieć wszystkiego, ale zawsze lepiej jest coś umieć niż nie umieć. Taką zasadą się kieruję i na podstawie tej zasady oceniam ludzi, tak jak Ty na podstawie swoich zasad oceniasz ludzi. Takie nasze prawo.
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi: Co ty bredzisz dziecko? Dziewczyna nie wiedziała jak skasować bilet w autobusie a ty majaczysz o pierdzeniu na rozmowie kwalifikacyjnej? Ty chociaż jeszcze wiesz o co ci chodzi?
Odpowiedz@Neomica: A doczytałaś, że to było odnośnie Twojego wtrącenia o ocenianiu ludzi, czy wyłoniłaś pojedyncze słowa? Stwierdziłaś, że ogólnie pojętą kulturą to głupstwa. Dałam przykład, że te głupstwa mają znaczenie w życiu.
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi: umyślne puszczanie bąków w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej to przejaw zaburzeń psychicznych. Jakim cudem ci sie to porównało do nieumiejętności skasowania biletu?? Ale ok. wydaje mi się, że wiem o co ci chodzi... "rozumiem, że mistrzem zachowania wtedy nie byłam" twoje słowa i sedno sprawy, co? Wiesz, że zachowałaś się nie w porządku i starasz się zwalić choć trochę winy za to na koleżankę. Poczułaś się lepiej?
Odpowiedz@Neomica: umiesz Ty czytać że zrozumieniem? To nadal dotyczyło wtrącenia o ocenianiu ludzi i kulturze, a nie o bilecie. Rany, rozmowa z Tobą jest jak z pseudoekologami. Oni też wyciągają z kontekstu kilka słów i odnoszą je do czegoś zupełnie innego. Dobra, wyżyj się, weź dwa słowa z historii, połącz je z trzema słowami z komentarza, który się bezpośrednio do tego kasowania biletu nie odnosił, zabaw się!
Odpowiedz@Ansayamina: no nie wiem, ja dojezdzalam do szkoly ze wsi pksem, kupowalo sie bilet u kierowcylub miesieczny i jakos nie mialam prblemu z ogarnieciem, ze w autobusach miejskich dziala to inaczej i bilet trzeba dodatkowo skasowac- wystarczy obserwowac innych ludzi lub przyjrzec sie biletowi
OdpowiedzWychowałem się w miasteczku bez komunikacji miejskiej, z nieczynnym dworcem kolejowym. Samochód, rower albo własne nogi to były moje środki transportu. Dopiero w czasach liceum zacząłem korzystać z autobusów, pociągów i tramwajów, bo moje potrzeby zaczęły wykraczać poza rodzinną miejscowość. Tak, chwilę mi zajęło ogarnięcie, gdzie się kupuje bilety, jak je skasować, jak otworzyć drzwi w pociągu, czemu drzwi się same nie otwierają w autobusie, ale bez przesady. Nie trzeba dorastać w otoczeniu autobusów/tramwajów/pociągów, żeby nauczyć się z nich korzystać. Wystarczy trochę pomyśleć, poobserwować innych, ewentualnie zapytać kogoś.
Odpowiedz@Hideki: i o to mi chodzi. Ja pół życia spędziłam w zapadłej wsi i wyjazd do maleńkiego miasteczka, gdzie było więcej niż dwie ulice, był dla mnie wielkim wydarzeniem. Cały czas próbuję zwrócić uwagę, że piekielny jest fakt, że dorosła osoba ma trudność z obserwowaniem otoczenia i komunikacją miedzyludzką. Nie szufladkuję nikogo, że jak nie wie jak skasować bilet to debil. Ale sam fakt, że zwala odpowiedzialność za swoją w pełni sprawną osobę na osoby trzecie, to już jest słabe.
OdpowiedzWiadomo, że nic nie przychodzi od razu. Ale robienie z siebie kaleki na pewno nie pomoże. Słyszałam ostatnio takie powiedzenie, w odniesieniu chyba do podziału obowiązków domowych: nie będziesz umieć, nie będziesz musieć. Wszystko fajnie, tylko schody się zaczynają w przypadku, gdy jednak osoba będzie musiała. A życie nie trzyma się wymyślonego przez nas scenariusza, więc taki mus może się zdarzyć.
Odpowiedz@Hideki: Pelna zgoda. Ale czy gdy byles pierwszy raz, to bylem z kims, kto mial sie opiekowac (kupil Ci bilet)? Gdyby kolezanka byla sama, to musialaby myslec jak sobie poradzic. Ale oczekiwala, ze skoro ktos jej pomaga to pomaga do konca.
Odpowiedz@bleeee: A jak koleżanka jest z kimś, to już w ogóle myśleć nie musi? A ja nie mam prawa zakładać, że skoro mnie nie uprzedziła, to sobie poradzi z przejazdem?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 marca 2019 o 14:18
Też znam taką Anię. Różnica jest w tym, że to od dobrych kilku już lat dorosła, zdrowa baba, a rodzice nadal ją wszędzie wożą i jej gotują. Kiedyś odwiedziła mnie na kilka dni i to była dla mnie droga przez mękę - jakbym jej nie zrobiła i nie przyniosła pod nos śniadania czy obiadu, to by chyba nic przez tydzień nie zjadła. Jak sama powiedziała, "no bo ona lubi być rozpuszczana i w domu wszystko za nią robi mamusia i tatuś". Też musiałam jej kupować i kasować bilety, mimo że w jej mieście jest taka sama komunikacja miejska, a w ostatni dzień spóźniłam się do lekarza, bo na wieść, proszę żeby sama pojechała na dworzec (gdzie trasa to dosłownie przejście ode mnie do przystanku widocznego z okna, 25 minut którymkolwiek autobusem i wyjście praktycznie na perony na przystanku Dworzec zapowiedzianym głosowo przystanek wcześniej, nawet mi do łba nie przyszło, że to może być problem - wiele razy odwiedzałam znajomych w innych miastach, wliczając w to nią i zawsze sama sobie jechałam na dworzec), wpadła niemalże w histerię, że na pewno się zgubi/zgubi walizkę/okradną ją i ostatecznie musiałam ją wieźć do centrum miasta w środowe godziny szczytu samochodem. W czasie jej odwiedzin wyciągnęłam ją też na piwo z moimi znajomymi. Otóż powiedziała mi potem, że było ok, ale w sumie to bała się iść do łazienki, ponieważ ich nie zna i na pewno ukradliby jej z torebki pieniądze. Takie rzeczy jak absolutny brak możliwości poprowadzenia z nia dialogu, ponieważ ona musi się wygadać, już pomijam. Co ciekawe to jest osoba, która zaliczyła 5 lat mieszkania w obcym mieście w czasie studiów. Nie mam pojęcia jak to mogło wyglądać. Zawsze myślałam, że nawet mieszkając z facetem (na którego swoją drogą bardzo narzekała, bo nie przynosił jej śniadanek do łóżka i, o zgrozo, nie sprzątał po niej! Rozstali się chyba po roku wspólnego mieszkania) i na pełnym utrzymaniu rodziców, bo w pracy to ona nie była nigdy (cytując: "no ja wiem, że bym mogła pracować jak już skończyłam studia , ale tak mi się nie chce... ja muszę sobie pospać tak do 11, inaczej to jestem zmęczona, wiesz?" - aktualnie ona siedzi w domu całymi dniami i narzeka, że nikt nie ma czasu się z nią spotykać), człowiek musi przecież wykształcić jakieś minimalne umiejętności konieczne do zadbania o siebie, ale najwyraźniej się myliłam. Jak pewnie się domyślacie nie utrzymuję z nią już raczej bliskiego kontaktu, ale w gruncie rzeczy strasznie mi jej szkoda. Mimo wszystko to jest nawet fajna dziewczyna z ciekawymi zainteresowaniami (których co prawda nie realizuje, ale dużo o nich mówi) z potencjałem, tylko rodzice jej zrobili straszną krzywdę. O dziwo jej rodzeństwo w podobnym wieku wyrosło zasadne i ogarnięte życiowo jak mało kto.
Odpowiedz@Epifania: oj, to musiało być ciężko. Widzisz, ja się nie spodziewałam PP Ani aż takiego nieogarnięcia. Zawsze taką zaradna, opiekująca się dziećmi najbliżej mieszkających krewnych (Ja bym się opieki nad dzieckiem jako dorosła baba nie podjęła, bo balabym się odpowiedzialności za cudze dziecko), jeszcze jako siksa w gimnazjum. Ogarnięta w prowadzeniu domu, to wydawało mi się, że tak prozaiczna czynność jak jazda autobusem nie będzie dla niej problemem. Rozumiem, że można być introwertykiem, sama jestem, ale, kurczę, to nie usprawiedliwienie. I można sobie rzucać hasła, że każdy żyje jak chce i w ogóle ja jestem zła, bo nie potraktowałam Ani jak kompletnej idiotki. Ale chyba niektórzy nie rozumieją, że umiejętność zadania o samego siebie jest niezbędna. W szczególności jeśli mamy do czynienia z w pełni sprawną na ciele i umyśle osobą dorosłą. I wcale ta osoba nie musi wiedzieć wszystkiego, umieć wszystkiego, ale z pewnością potrafi zakomunikować, jeśli potrzebuje pomocy. Skoro taka osoba uważa, że każdy się ma domyślać o co jej chodzi, to coś jest nie tak. Brak możliwości prowadzenia dialogu, też to znam. Dawna znajoma po urodzeniu dziecka nie potrafiła gadać o niczym innym. A najbardziej irytujące było, gdy pytała co u mnie, a gdy zaczynałam opowiadać, to przerwała mi wpół słowa, żeby znów opowiadać o dziecku, przedszkolaku i zasypywac mnie jego zdjęciami. Zwykle starałam się słuchać i przetrwać, bo w końcu kiedyś jej przejdzie. Wytrzymałam mniej więcej do trzecich urodzin dziecka. Stopniowo ograniczylam z nią kontakt, bo laska wiedziała bardzo dobrze, że za dziećmi nie przepadam, zaznaczałam to wielokrotnie. Jak grochem o ścianę. Teraz kontakt mamy bardzo sporadyczny, krótka wymiana uprzejmości przy składaniu życzeń świątecznych. A i tak zawsze potrafi w życzenia wpleść niekończąca się historia o swoim dziecku, okraszoną licznymi zdjęciami
OdpowiedzNie rozumiem, skąd krytyka na autorkę. Ja jestem dzieckiem wsi, gdzie nie dojeżdżały mpki, pierwszy raz busem jechałam,gdy zaczęłam szkołę średnią i były to prywatne busy, gdzie bilet kupowało się u kierowcy i nawet nie dostawało go do ręki. Pierwszą jazdę mpkiem pamiętam doskonale, bo miałam wtedy 18 lat. :D Można więc się spodziewać, że nie za bardzo umiałam podróżować czy to pociągami czy autobusami, a jednak jakoś, gdy miałam lat 16 zaczęłam jeździć pociągami z przesiadką przez pół Polski do mojego obecnego męża, a później odwiedzać większe miasta (np. na zakupy, bo rodzice już raczej ze mną w tym wieku nie jeździli) i... Kurczę, jak czegoś nie umiałam, to pytałam albo czytałam instrukcję, i nigdy nie przegapiłam stacji, zawsze sama kupowałam sobie bilet i zawsze się udawało. Czasem czułam się jak kosmita,bo rzeczy oczywiste dla innych, dla mnie były czarną magią, ale wystarczyła odrobina chęci i wzięcia na siebie odpowiedzialności za to, co się robi. Najłatwiej stać jak cielę i czekać aż ktoś, coś zrobi za nas. No i żeby przegapić Warszawę, to już trzeba się postarać i to mocno, szczególnie, jesli jedzie się 400 km i przystanki nie są czytane, więc można się przygotować na wypatrywanie przez okno czy śledzenie przystanków, obstawiam też, że postój w Warszawie nie trwał 2 minut, tylko z 10, więc można się było zapytać.
Odpowiedz@Nikusia1: dziękuję! Właśnie, ja też wychodzę z założenia, że jak się czegoś nie wie, to się pyta. Na studiach parę razy udało mi się załapać do pracy na ogródkach. Nigdy nie pracowałam w ogrodzie, nie miałam pojęcia co mam robić. Zapytałam, dostałam instrukcję i przeżyłam. Ja wiem, że można mieć problemy z kontaktem z ludźmi, sama mam cholerny lęk przed rozmowami telefonicznymi z ludźmi, którzy nie są moją najbliższą rodziną czy najbliższymi przyjaciółmi. Kompletnie nie wiem dlaczego, ale tak jest. A moja obecna praca takich rozmów ode mnie wymaga. To trzeba się przemóc. Ale, jak widać, większość komentujących uważa, że oczekiwanie od innych podstawowej zaradności życiowej jest bezczelnością.
OdpowiedzA może Ania jest odporna na wiedze? Znam jedna kobiete. 33 lata. Głupia jak but, o życiu nic nie wie i do roboty dwie lewe ręce. Nawet nie potrafi się chodnikiem poruszać ani nic załatwić
Odpowiedz@leonkennedy: po tym zdarzeniu zaczynałam nabierać takich podejrzeń. Ale studia jakoś skończyła, niełatwe studia, pracuje w zawodzie, wychowuje dzieci. Wtedy też wydawała się ogarnięta, do głowy mi nie przyszło, bazując na naszej znajomości, że mogłaby mieć problem z wyartykułowaniem, że czegoś nie wie. Myliłam się.
Odpowiedzno nie uwierze, ze panowie z Renomy nie wypisali jej manatu oni wypisuja kazdemu nawet ludziom z innych miast nie ogarniajacych komunikacji w skm czy Sopocie, cudzoziemcom itp., a dziewczynie, ktora "nie wiedziala" ze trzeba skasowac bilet nie wypisali? nope, dla mnie rpzynajmniej ta czesc jej fejkowa
Odpowiedz@bazienka: wierz lub nie, co zrobić, mogę tylko powtarzać, że tak było.
Odpowiedz