Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Piekielny pomysł? Zapewne włożę kij w mrowisko, ale... W kontekście planowanego strajku…

Piekielny pomysł?

Zapewne włożę kij w mrowisko, ale...

W kontekście planowanego strajku nauczycieli szeroko dyskutowana jest ilość godzin, jakie przepracowują.

Jedni zauważają, że pełny etat w szkole, czyli 18 godzin tygodniowo, to strasznie mało, zwłaszcza w kontekście normalnego, 40-godzinnego tygodnia pracy.

Inni (nauczyciele?) argumentują, że te 18 godzin to tak naprawdę wcale nie 18 godzin, bo trzeba przygotować się do lekcji, uzupełnić dzienniki, przygotować sprawdziany, poprawić sprawdziany itd.

Niektórzy dodają nawet, że jakby zliczyć czas spędzony na powyższym, to nauczyciele pracują o wiele dłużej niż przeciętny etatowiec.

Ale moje pytanie brzmi: jak to naprawdę jest z tym czasem i jak to sprawdzić?

Czy nie powinno być tak, że owszem, etat "lekcyjny" nauczyciela niech wynosi 18 godzin, ale pozostałe 22 godziny niech spędzają w szkole? Przecież są laptopy/pracownie komputerowe/biblioteki i nie widzę powodu, dla którego nauczyciel nie mógłby przygotowywać się do lekcji, poprawiać sprawdzianów itd. w szkole.

Wtedy łatwo byłoby zweryfikować, ile faktycznie czasu na tym spędzają.

Byłoby to też korzystne dla nauczycieli, bo po prostu wyrabiali by normę godzinową i szli sobie do domu.

szkoła nauczyciele strajk

by marcelka
Dodaj nowy komentarz
avatar Iceman1973
4 20

No to włożyłeś kijek w to mrowisko. Póki co, masz noty minusowe,zero kontrargumentów i pewnie focha ze strony nauczycieli udzielających się tutaj.

Odpowiedz
avatar jotem02
2 10

@starajedza: Pracuję w szkole STO w mazowieckim. Za cały etat (22h) jest 3100 na łapę. Umowy w oparciu o Kodeks Pracy. Nie, nie lenimy się. Pracujemy. A jeszcze kilka takich postów i trzeba będzie samemu uczyć dzieci, bo nauczyciele pomkną do takich prac, gdzie po robocie nie myśli się o robocie.

Odpowiedz
avatar Iceman1973
1 5

@starajedza: Nigdzie nie napisałem, że jestem ZA czy PRZECIW. Odniosłem się do sytuacji. Autor/ka nałapała minusów ale nikt się nie pokusił o podjęcie tematu. Nawet w durnych programach typu "TzG" jak dają niską notę to tłumaczą dlaczego, dają argumenty...

Odpowiedz
avatar bleeee
8 22

Jako wnuk nauczycielki - a kiedy taka nauczycielka mialaby isc na pazurki? :D Wiadomo, po poludniu kolejki sa :) A tak serio - wierze, ze spedzaja 40 godzin pracujac. Ale jako bonus - moga sobie te 22 godziny zaplanowac kiedy chca - moja babcia wstawala o 4.30 i wtedy przygotowywala sie do lekcji, sprawdzala wypracowania, itp. Ale ja jestem sobie w stanie wyobrazic, ze robilbym to o 1-2 w nocy :)

Odpowiedz
avatar SmartAleck
8 28

Większość nauczycieli, których znam chciałaby pracować od 8 do 16 i mieć wszystko w nosie po wyjściu ze szkoły. Tylko co z: wywiadowkami, wycieczkami, radami pedagogicznymi, konkursami itp.? Już widzę radość dyrekcji na wieść o wiecznych nadgodzinach. :) Poza tym, trudno mi wyobrazić sobie, że znajdą się środki na: laptopa dla każdego n-la, biurka, krzesła itp. spełniające normy BHP a nawet miejsce by to pomieścić w każdej szkole w PL. Pomysł by nauczyciele korzystali z miejsca w bibliotece, laptopów z uczniowskich pracowni itp. do codziennej pracy pominę milczeniem. W biurze tez dzielisz laptopa i walczysz o krzesło z kolegą z działu obok?

Odpowiedz
avatar marcelka
4 14

@SmartAleck: rozumiem, że może być trudno ująć pracę nauczyciela w godziny 8-16. chodzi mi o to, żeby czas, jaki spędzają na pracy, był częściowo elastyczny - jak do tej pory - ale ewidencjonowany. I dlatego jeśli jednego dnia nauczyciel spędziłby w szkole np. 10 godzin (bo lekcje, potem sprawdziany, potem wywiadówka), to kolejnego mógłby spędzić np. 3 godziny (tylko lekcje). Żeby w ostatecznym rozrachunku zgadzało się te 18 + 22 h tygodniowo. Co do sprzętu/miejsca pracy - to powinna zapewnić szkoła. I przecież nie byłoby tak, że w danej szkole 50 nauczycieli dokładnie w tym samym momencie musi korzystać z tego miejsca/komputerów/drukarki. Dobrym grafikiem dałoby się to spokojnie rozwiązać...

Odpowiedz
avatar vervxa
5 5

Ale te 18/22/26h to pensum, czyli godziny "przy tablicy". Reszta jest do dyspozycji dyrektora i na resztę spraw, co średnio daje 40h.

Odpowiedz
avatar marcelka
4 10

@vervxa: ok, pensum zostawmy w spokoju. chodzi o to, żeby ewidencjonować właśnie ten pozostały czas - co wg mnie byłoby z korzyścią dla wszystkich (i dla dyrektora, który widziałby, ile naprawdę pracuje nauczyciel, i dla nauczycieli, którzy nie mieliby poczucia, że jakieś bezpłatne nadgodziny wyrabiają)

Odpowiedz
avatar SmartAleck
7 11

@marcelka: Nie byłoby to takie trudne, ale wymagałoby całkowitej przebudowy systemu edukacji, funkcjonowania szkół i podejścia do edukacji jako takiej. A na to w PL nie ma ani chęci ani pieniędzy. Myślę też,że gdyby podejrzewano, iż ewidencja czasu pracy n-li będzie "na korzyść" panstwa (pracują mniej niż 40h, płacmy im mniej), to istnialaby od dawna. ;)

Odpowiedz
avatar butelka
-5 13

@marcelka: no jasne ewidencja jest świetna, bo nie jest ważne co ktoś robi tylko ile! Jak idę do fabryki i odbijam kartę, to przecież kogo to obchodzi czy ja te 8 h pracuję czy leżę. Ważne że jest zewidencjonowane! Czy ty sobie zdajesz ile papierologii mają już teraz nauczyciele? I o jakim grafiku ty gadasz? Czyli co szkoła otwarta 24/7 ? We wszystkich branżach dąży się do wprowadzania telepracy i zadaniowego czasu pracy, żeby obcinać koszty na lokalu i jego obsłudze, ale widzę, że to jednak głupoty i wymysły są.

Odpowiedz
avatar butelka
0 14

Może zrozummy wreszcie, że nie wszystko da się zmierzyć. Bo nauczyciel polskiego będzie sprawdzał dłużej wypracowanie, niż matematyk sprawdzian. Bo jeden nauczyciel będzie się przygotowywał do lekscji 1h a drugi 2 h. Bo wuefista to już naprawdę nie wiem co może w domu robić, poza zwyczajnymi papierkami. A pasjonatka, stara panna może 16 h dziennie spędzać na pracy, organizując kółka, konkursy, wycieczki, prezentacje i nie wiadomo co jeszcze.

Odpowiedz
avatar jotem02
2 16

@SmartAleck: jutro kończę zajęcia o 15.30, zapierniczam do domu na zupę, bo drugiego nie zdążę spożyć i wracam na radę pedagogiczną od 16.30 do jak cię mogę, czyli pewnie do 21. Dyrekcja wszystko musi mieć w papierach, że przekazała, z nauczycielami przeanalizowała, a wnioski są takie, a nie inne. Ledwie ciepły wrócę nach hause, a pojutrze od ósmej. A i jeszcze po powrocie sprawdzę jutrzejsze kartkówki, bo mam taką głupią ambicję, żeby nie spóźniać się z ocenami.Mógłbym może sprawdzić na okienku, ale w pokoju nauczycielskim nie ma laptopa. Śpij dobrze rybeńko.

Odpowiedz
avatar Kitty24
4 6

@jotem02: Tak tylko z ciekawości zapytam- jak sprawdzasz kartkówki na laptopie? ;-)

Odpowiedz
avatar tomatek
-2 4

@SmartAleck: wywiadówki, wycieczki? To domena wychowawców. Dostajecie za tę funkcję dodatkową kasę. I jeszcze za darmo macie wycieczke, lokum i jedzenie. Bo nie od dziś wiadomo, że rodzice uczniów się składają na nauczyciela (wystarczy zawyżyć cene o kilka PLN). Dlatego mi tu nie gadaj, że biedny poswiecasz na to czas, bo za ten czad ci płacą

Odpowiedz
avatar tomatek
0 0

@butelka: to zostań wuefistą

Odpowiedz
avatar tomatek
0 0

@jotem02: to nie zadawaj kartkówek. Dzieciaki to muszą się uczyć z KAŻDEGO przedmiotu do 21, a później, na drugi dzień, do szkoły na 8, czy 7?

Odpowiedz
avatar de_most_en_es
12 16

Myślę, że obecny system jest na rękę zarówno nauczycielom, jak i ich pracodawcom (dla uproszczenia: "państwu"). Państwo przymyka oko na to, że zazwyczaj nauczyciel pracuje mniej niż 40 godzin tygodniowo. Nauczyciel za to przymyka oko na to, że czasami pracuje 24h/dobę (wycieczki szkolne), że czasem siedzi w pracy od 7 do 20 (wywiadówki, festyny). Oczywiście system, który proponujesz miałby rację bytu, ale wtedy skrupulatnie należy liczyć wszystkie dyżury, wycieczki, szkolenia, wywiadówki itd. Z drugiej strony w dzisiejszych czasach coraz więcej firm odchodzi od modelu pracy od 8 do 16 w biurze. Wielu pracowników chętnie pracuje zdalnie z domu, pracuje dłużej w tygodniu i odbiera czas w piątkowe popołudnie lub po prostu pracodawca nie kontroluje czasu pracy, dopóki wszystkie zadania są wykonane.

Odpowiedz
avatar andtwo
6 20

@de_most_en_es: Przymyka oko, że czasami pracuje 24h/ dobę, bo wycieczka? Ludzie wyjeżdżają w delegacje, w zależności od charakteru pracy, więc to nie jest jakieś poświęcenie ze strony nauczyciela.

Odpowiedz
avatar Vampi
2 20

@de_most_en_es: Wycieczki, wywiadowki, festyny nie sa co tydzien. Ba, nawet nie co miesiac.Wiec zadne poswiecenie ze strony nauczycieli ze w jakims uczestnicza.

Odpowiedz
avatar Tysiulec
0 16

@andtwo: Tylko ktoś w delegacji śpi w nocy, ma przerwę na obiad, czy na toaletę, a nauczyciele przez całą dobę odpowiadają za bezpieczeństwo uczniów. W dodatku w przypadku np. ciąży, w którą uczennica zaszła będąc pod opieką nauczyciela, ten zobowiązany jest do płacenia alimentów.

Odpowiedz
avatar Izura
5 11

@Tysiulec: pokaż mi na to z alimentami przepis.

Odpowiedz
avatar andtwo
-3 17

@Tysiulec: Nauczyciele odpowiadają za bezpieczeństwo uczniów, kasjerka za zgodność w kasie, księgowa za zgodność w papierach, lekarz za życie pacjenta itd. Każdy zawód niesie za sobą większą lub mniejszą odpowiedzialność. Jak by nie patrzeć, porównując pracę nauczyciela do jakiejkolwiek innej pracy, to wiele się od siebie nie różnią. Z tym, że nauczyciel ma znacznie więcej wolnego i elastyczne godziny pracy, których najprawdopodobniej wcale nie wyrabia. A zarobki ponad 3000 zł nie są przy takich warunkach tragedią.

Odpowiedz
avatar de_most_en_es
5 15

@Vampi: Zwykły pracownik jadąc w delegację pracuje normalnie 8h, ew. robi nadgodziny. Kodeks pracy nakazuje co najmniej 11h ciągłego odpoczynku między wyjściem z pracy a przyjściem do niej kolejnego dnia. Nie wspominając o tym, że wolne wieczory w delegacji często są okazją do integracji lub innych rozrywek z dala od domu. Nauczyciel na wycieczce odpowiada za dzieci przez cały czas, więc de facto robi mnóstwo nadgodzin i nie ma zapewnionego odpoczynku. Aby normy prawa pracy były spełnione na wycieczki musiałoby jeździć co najmniej 2 razy więcej opiekunów niż obecnie.

Odpowiedz
avatar kazmirz
6 6

@Tysiulec: polskie prawo jest kiepskie ale nie az tak :) nauczyciel oczywiscie zadnych alimentow placic nie musi :) btw nauczyciele na wycieczkach tez spia :) i daja w palnik :)

Odpowiedz
avatar jotem02
3 9

@andtwo: Ale na delegacji nie jesteś odpowiedzialny za bandę nastolatków z dzikimi pomysłami, z których realizacja choćby jednego może dla ciebie oznaczać odsiadkę za szkockimi firankami za brak dostatecznego nadzoru. Co najwyżej nawalisz się jak żaba i rano pośpisz trochę dłużej.

Odpowiedz
avatar Kitty24
2 4

@jotem02: Pamiętam wszystkie wycieczki szkolne i na każdej, dosłownie na każdej z nocowaniem, nauczyciele, mniej lub więcej, ale popijali. Uczniowie też.. Więc jakby coś komuś się stało, to ja nawet nie chcę myśleć co wtedy...

Odpowiedz
avatar LPP
0 0

@andtwo: W jakim zawodzie wolno pracować 24h na dobę?

Odpowiedz
avatar madxx
2 2

@andtwo: a który nauczyciel zarabia przy gołym etacie 3000zł? bo nie znam takiego.

Odpowiedz
avatar Ulek
0 0

@andtwo: Ciekawe czy Ty jesteś taki chętny do brania odpowiedzialności za grupę nastolatków, które urywają się ze smyczy rodziców. Papierosy to najmniejsze zło, alkohol, seks, karkołomne pomysły. Nauczyciel jeżeli nie dopilnuje zapozna się z prokuratorem, ale co to za poświęcenie kilka dni i nocy z nastolatkami.

Odpowiedz
avatar vervxa
21 23

Piszę ten komentarz jako młody nauczyciel. Po pierwsze - nauczyciele przedmiotowi to ułamek wszystkich nauczycieli. Ja pracuje w zespole rewalidacyjno-wychowawczym, więc sprawdzianów nie sprawdzam, ale robię inne rzeczy, takie jak pisanie i modyfikowanie IPZ, oceny funkcjonowania, bieżące obserwacje, dostosowywanie terapii do poziomu funckjonowania wychowanków itd. Koleżanka pracuje w przedszkolu specjalnym - co miesiąc tworzy plany miesięczne, dokumentacje dzieci itp. Po drugie - nie ma miejsca na to, aby nauczyciele spędzali 40h w szkole, chociaż ja osobiście jestem za tym pomysłem całym sercem. Wszystkie dokumenty muszą być pisane na komputerze. W mojej szkole w pokoju nauczycielskim jest jeden stary komputer na 50 nauczycieli. Dodatkowo jedno ksero i jedna kolorowa drukarka. W pokoju nauczycielskim podczas rad pedagogicznych brakuje miejsca przy stole. Niektóre szkoły przeznaczyły pokój nauczycielski na kolejną klasę z powodu braku sal... Wszyscy pracują na prywatnych komputerach, drukują na prywatnych drukarkach. Po trzecie - niestety nie wszyscy pracują na karcie nauczyciela. W np. prywatnym przedszkolu pracujesz 40h tygodniowo, ale dokumentacje robisz po godzinach. I to tyle. Ja osobiście z pracy w szkole uciekam, bo tutaj jest jeden wielki syf.

Odpowiedz
avatar jotem02
0 6

@vervxa: I powodzenia. Jak jeszcze kilka tysięcy ludzi to zrobi, to się okaże, kto jest potrzebny. Wyobraźmy sobie, że nagle szambiarze stwierdzają, że stawki są za małe. I strajk. Najdalej po dwóch tygodniach stawki rosną, bo uciążliwość ogromna. I z nauczycielami będzie tak samo.

Odpowiedz
avatar kitusiek
12 14

Moja mama, która ma 26h lekcji, w szkole spędza przynajmniej 30h, bo ma 4 okienka i bierze możliwie jak najwięcej zastępstw. Do tego rada pedagogiczna (4-5h) co drugi tydzień - w tym roku zmienił się dyrektor i wszystko musi być dla niego idealnie, wcześniej mieli 2-3 na semestr + klasyfikacyjna i plenarna. Jako że mama uczy przedmiotów artystycznych (muzyka, plastyka, technika - czy jak to się tam teraz nazywa), nie musi się przygotowywać na zajęcia i nie ma żadnych sprawdzianów do sprawdzania - wszystkie oceny wystawia pod koniec lekcji, a materiały zdążyła przygotować przez ćwierć wieku pracy w szkole. Sama praca nauczyciela nie jest dla niej większym problemem - poza zmęczeniem wiecznym hałasem, jak to w podstawówkach. Nauczyciele matematyki czy polskiego mają znacznie gorzej - kwestia sprawdzania prac, których trochę jednak się uzbiera. To, co zajmuje jej czas po lekcjach, to użeranie się z bachorami i rodzicami - jest wychowawcą "trudnej" klasy (zresztą od kilkunastu lat zawsze ma najgorsze klasy - "bo jak nie ona, to nikt sobie z nimi nie poradzi"). Nie ma tygodnia, żeby nie było problemów z którymś dzieciakiem, przy czym problemy są poważniejsze niż "a bo Jasiu krzywo spojrzał na koleżankę" - w tym roku były już trzy pobicia, prześladowanie jednej dziewczyny przez kilkuosobową grupę, wagarowanie (30% frekwencja w szkole) - a to 7 klasa podstawówki. Dodatkowo szkoła ma rejon pełny mieszkań socjalnych i patologii. Większość energii zużywanej na pracę idzie na wychowywanie dzieciaków, bo przecież to szkoła wychowuje, rodzice nie mają żadnych obowiązków. Zarobki za takie przyjemności? 3400 netto (z wliczonym dodatkiem za wychowawstwo i 60 złotych dodatku motywacyjnego) + ~1000 za godziny ponadwymiarowe i zastępstwa. Jeśli ktoś chce, może sobie doliczyć 3500-4000 złotych "trzynastki" i mniej więcej drugie tyle innych dodatków, które zbiorą się przez rok. Czy to dużo, czy mało - niech każdy zdecyduje sam. Dodam jeszcze, że moja mama ma skończone studia, dwie podyplomówki, łącznie kilkaset kursów doszkalających (wyrabiane głównie podczas awansu zawodowego - przy awansie na dyplomowanego miała ponad 100 kursów w 2 lata i 9 miesięcy) i 25 lat pracy. Może i nie brzmi to aż tak strasznie jak próbuje się to przedstawiać, ale jeśli w wieku 24 lat kończy się studia, a w szkole ma się przed sobą perspektywę zarabiania maksymalnie 2500-2600 netto przez pierwsze 15 lat pracy (czyli aż się nie zrobi awansu na dyplomowanego, kiedy zarabia się około 3200 - chyba że pracuje się w dużych miastach, tam może zarobki są większe), to nikt, kto nie ma pasji (albo dobrze zarabiających rodziców/partnera życiowego, którzy pomogą przeżyć), do szkoły nie pójdzie. A kończąc możliwie krótko i odwołując się do historii - "Byłoby to też korzystne dla nauczycieli, bo po prostu wyrabiali by normę godzinową i szli sobie do domu. " - wprowadzenie 40h tygodnia pracy dla nauczycieli, który polega na tym, że codziennie 8-16 siedzą w szkole i prowadzą lekcje, sprawdzają sprawdziany, mają rady pedagogiczne, zebrania z rodzicami, ale ani minuty poza tymi godzinami (chyba że dodatkowo płatne) wcale nie jest głupim pomysłem. Z jednej strony każdy widziałby ile nauczyciel naprawdę pracuje, wiedziałby kiedy jest dostępny dla ucznia i rodzica, z drugiej - jasno uregulowany czas pracy i brak konieczności marnowania wieczorów na sprawdzanie kolejnych prac uczniów, którzy całą swoją wiedzę najchętniej trzymaliby w telefonie, bo w głowie im przecież nie jest potrzebna. Jak ktoś ma pytania, zastrzeżenia czy cokolwiek - śmiało, postaram się wyjaśnić bez charakterystycznej dla mnie przesady, od której i tu się wstrzymywałem.

Odpowiedz
avatar bleeee
-2 10

@kitusiek: 100 kursow w 3 lata? Czyli rozumiem, ze (przy zalozeniu, ze kazdy kurs byl przynajmniej 3 dniowy), po odliczeniu weekendów i świąt, była na kursie cały czas? Zarobki są wyższe... na wsiach. Bo nauczyciele nadal dostają dodatek za pracę na wsi i miejscowości poniżej pewnej liczby mieszkańców. Jak piszesz, Twoja mama ma 26 godzin lekcyjnych (x 45 minut = 19,5 godziny). Nie na każdej przerwie ma dyżur. Doliczmy jeszcze wakacje (oczywiście, nie całem 2 miesiące, bo rady pedagogiczne i ewentualne komisy, ale nadal zdecydownie więcej urlopu niż 'zwykły' śmiertelnik) to nadal duży bonus. Oczywiście - wakacje w najlepszym czasie - ja na wakacjach latem ostatnio byłem w 2012 roku, przez tydzień.

Odpowiedz
avatar kitusiek
4 8

@bleeee: Kursy trwają najczęściej jedno-dwa popołudnia, w najintensywniejszym okresie miała 2-3 kursy tygodniowo. Tyle kursów miała wpisanych w dokumenty awansu zawodowego + jakieś papierki za ukończenie chyba też były. Chodziła na prawie wszystko, co organizował najbliższy ośrodek dokształcania nauczycieli. Dyżury zależą od tygodnia - generalnie większość przerw ma zajętych, zdarzają się dni, że na dosłownie każdej przerwie ma dyżur. Najlepszy czas to jedno, ale najwyższe ceny w miesiącach wakacyjnych to drugie - we wrześniu często jest już sporo taniej. Mimo wszystko różnicę w cenie bez problemu pokryją dodatki typu urlopówka. No chyba że mówimy o czteroosobowej rodzinie, wtedy jest trochę gorzej, ale w takie szczegóły nie ma co wchodzić. Z drugiej strony - około półtora miesiąca wakacji (odliczając weekendy, przynajmniej 30 dni urlopu), dwa tygodnie ferii, więc wolnego znacznie więcej niż przeciętny człowiek, choć to nie ukłon w stronę nauczycieli, a efekt takiego funkcjonowania szkoły. Jakby nie było, przez wakacje krzeseł w pustej sali uczyć nie będą. Nie mam zamiaru jednoznacznie stwierdzać, czy warunki pracy mają dobre, czy tragiczne - wiem, że podwyżki ogólnie się należą, bo od bodajże 10 lat są byli cały czas zwodzeni, że "pieniądze na podwyżki są, ale zamrożone". Uroki budżetówki. Ile więcej powinni dostać - nie mi decydować, ja tylko wypisuję w internecie jak wygląda sytuacja jednego z kilkuset tysięcy nauczycieli :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 10

@kitusiek: "Kursy trwają najczęściej jedno-dwa popołudnia, w najintensywniejszym okresie miała 2-3 kursy tygodniowo." Srogie te ...ekhm... kursy.

Odpowiedz
avatar vervxa
8 8

Kursy, szkolenia. Często krótkie moduły. Ja ostatnio byłam na szkoleniu na temat cukrzycy u dzieci. Trwało to 3 godziny.

Odpowiedz
avatar kitusiek
5 7

@Lobo86: Pamiętam jeden kurs - "nauka obsługi tablicy interaktywnej" - wiele więcej niż 2-3h nie powiesz na ten temat. Pomijam przydatność kursu, jeśli w szkole nie pojawi się taka tablica w ciągu 10 lat od przeprowadzenia szkolenia - tyle mniej więcej czasu minęło od awansu mojej mamy (i tego kursu), a do tej pory tablice interaktywne pojawiły się w dwóch szkołach - po jednej na szkołę - efekt jakiegoś konkursu na doposażenie sal. Na zakup nie ma pieniędzy. Wszystko to efekt całego systemu edukacji - jak już masz nauczyciela w szkole, nikogo nie interesuje jego rozwój czy umiejętności - ma umieć wypełnić odpowiednie arkusze na koniec semestru, przygotować dzieci do zdania egzaminu i ewentualnie robić awanse zawodowe, podczas których patrzy się głównie na liczbę, a nie tematykę i przydatność kursów. No i od nauczycieli świeżo po studiach czasami dyrektorzy wymagają oddawania konspektów przeprowadzanych lekcji, ale to chyba nie jest odgórny przymus. Problemy w szkołach możemy wymieniać do końca tygodnia, a i tak wszystkich nie omówimy.

Odpowiedz
avatar Zunrin
12 12

@Lobo86: Bo nauczyciel nie musi wiedzieć jak powstaje, rozwija się, przebiega i tak dalej cukrzyca. Tu wystarczy prosty opis typów, na co zwracać jak ma się takie dziecko w grupie i co robić w razie konieczności. Koniec. Takich kursów pewnie jest na pęczki, bo idioci wymyślający zasady awansu zawodowego uważają je za niezbędne. A że przy okazji ktoś się na tym może paść je organizując to całkowity zbieg okoliczności...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 7

@Zunrin: " i co robić w razie konieczności. " Nauczyciel nie ma prawa podać uczniowi żadnych leków. Natomiast rodzic jest zobowiązany poinformować szkołę o chorobie, jej przebiegu i możliwych następstwach, bo objawy i leczenie to nie jest system 0-1 możliwy do zawarcia w kilku punktach. Zwłaszcza u dzieci. Dalej nie widzę w tym sensu, po za tym, że urzędnik-idiota wymyślił sobie coś, aby firma xyz zarobiła na dotowanych "szkoleniach", które nie dają absolutnie nic.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
5 5

@kitusiek: To były jakieś konkretne kursy czy takie, żeby ładnie to wyglądało na papierze? Chodzi mi o to, że jakiś urzędnik może sobie coś tam ubzdurać i nauczyciel idzie na jakiś kurs tylko po to, żeby mieć papier, ale nie uczy się niczego, dzięki czemu będzie wykonywał swój zawód lepiej. Jak było w przypadku twojej mamy? I kolejne pytanie dotyczy kosztów. Kursy były darmowe, szkoła płaciła a może czasami twoja mama musiała płacić z własnej kieszeni? Jeśli to ostatnie się zdarzało, to w rzeczywistości jej zarobki są niższe.

Odpowiedz
avatar kitusiek
4 4

@pasjonatpl: Pół na pół z konkretnością kursów. Generalnie częścią awansu zawodowego jest doszkalanie się poprzez kursy, ale czy ktoś sprawdza czego rzeczywiście się nauczył się nauczyciel - nie wiem. W dokumentach podsumowujących cały awans najpierw była tabelka z wpisaną liczbą odbytych kursów, później wielostronny opis wszystkich aktywności nauczyciela - w tym tematyka odbytych szkoleń. Wątpię, żeby każdy kurs się przydał w jej pracy, z tego co pamiętam, cały czas powtarzała, że chodzi na te kursy, ale w sumie nie ma na nich nic, czego wcześniej by nie wiedziała, co nie powtórzyłoby się na innym kursie i że wszystko to tylko dla ładnego wpisu w papierach. Z kosztami nie mam pojęcia jak to dokładnie wyglądało. Kiedy kończyła całą procedurę awansu, ja zaczynałem gimnazjum, więc o pieniądzach zbyt wiele nikt mi nie mówił. Wszelkie sprawy z dokumentacją znam głównie stąd, że to ja musiałem jej pisać większość rzeczy jako "ten co się zna na komputerze", a z rok czy dwa temu miałem okazję przejrzeć papiery jej podopiecznej - nauczycielki, której opiekunem awansu była mama. Mogę dopytać.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 5

@kitusiek: "Wszelkie sprawy z dokumentacją znam głównie stąd, że to ja musiałem jej pisać większość rzeczy jako "ten co się zna na komputerze"" Wiesz jak to absurdalnie brzmi względem osoby, która ma wyższe wykształcenie i setki kursów? I co - po tym wszystkim nie umiała sensownie pakietu office wykorzystać?

Odpowiedz
avatar jotem02
5 9

@bleeee: Zapraszam do szkoły. Miejsc wolnych, czyli wakatów jest sporo. Tylko nie ucieknij po roku dwóch, jak sporo kandydatów na nauczycieli, bo ci się marzenia o 18 godzinach, wakacjach, feriach i nieróbstwie skonfrontowały z rzeczywistością.

Odpowiedz
avatar kitusiek
6 6

@Lobo86: Żeby chociaż jeden z tych kursów dotyczył obsługi komputera czy worda. I żeby w czasach kończenia studiów (połowa lat 90.) komputery były aż tak rozpowszechnione, żeby wręcz standardem była umiejętność korzystania z nich. Pracę magisterską napisała ręcznie i dyktowała "skomputeryzowanej" znajomej, bo ta nie była w stanie rozczytać się z bazgrołów ;) 10 lat temu komputer wciąż nie był podstawowym narzędziem pracy nauczycieli w szkole mojej mamy (i pewnie nie tylko tam) - wszelkie arkusze mogli wziąć w szkole do ręcznego wypełnienia i tak robiła większość pracowników. Skoro nie ma potrzeby korzystania z komputera, to po co się tego uczyć? Zresztą jakieś podstawy worda miała (i w sumie na tym jej obsługa komputera się kończyła), ale że męczyła się z tym niemiłosiernie i co chwilę szukała pojedynczych liter na klawiaturze, łatwiej było zatrudnić do tego syna. A teraz nie ma prawie żadnych problemów z komputerem - dziennik elektroniczny obsłuży, w wordzie wszystkie podstawowe funkcje zna (obrazki, tabele, formatowanie, stronę obróci i nagłówek/stopkę wstawi), nawet serial umie sobie włączyć. Wciąż jednak traktuje to jako zło konieczne, bo zdecydowanie woli smartfona. Jak dla mnie jedyną absurdalną rzeczą w tym wszystkim jest sam zarzut. Jeśli za 20 lat każde dziecko po podstawówce będzie umiało programować w jakimś tam podstawowym zakresie, to czy każda osoba po studiach bez tej wiedzy będzie mogła być uważana za nieuka? No niezbyt. Inne czasy, inne realia.

Odpowiedz
avatar Zunrin
3 3

@Lobo86: A czy ja pisałem cokolwiek o podawaniu leków?

Odpowiedz
avatar Kitty24
2 4

@Lobo86: Często rodzice wyrażają zgodę na podawanie leków dziecku w szkole, takich leków, które mogą uratować zdrowie a często i życie. Szkoła pewnie jest poinformowana o takiej chorobie ucznia.

Odpowiedz
avatar bleeee
-3 3

@jotem02: Powiem tak: gdyby taaak było tragicznie - nikt by tam nie pracował. Mam wykształcenie pedagogiczne, przez chwilę prowadziłem wykłady na publicznej uczelni (jeden semestr tylko). Nie jestem typem pedagoga, więc nie będę uczył (bo mogłoby się to jakimiś masowymi morderstwami skończyć).

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 1

@kitusiek: Tak zapytałem z ciekawości o to, kto pokrywał koszty, bo znam przypadek pedagoga, który miał wszystkie potrzebne kwalifikacje, ale zmieniły się przepisy i potrzebował jeszcze jakiegoś papieru, kompletnie zbędnego, ale jakiś urzędnik sobie wymyślił, że trzeba ten papier mieć. Ten się uparł, że nie pójdzie na żaden płatny kurs, ale w szkole znalazły się pieniądze (dyrektor bardzo chciał go w tej szkole zatrzymać), więc poszedł na ten kurs. Nie wyniósł z niego absolutnie nic. Nawet kilka razy poprawiał wykładowcę, bo gadał farmazony, nie znał podstawowych pojęć. A jakby szkoła nie miała kasy, to albo zapłaciłby ponad 1000 zł za kurs (a to było wiele lat temu, więc te 1000 zł znaczyło więcej niż teraz) albo prędzej czy później wyleciałby z roboty. Tak więc nauczyciele nie zarabiają źle, póki jakiś osioł z ministerstwa nie wymyśli sobie, że jednak potrzebny jest jeszcze jakiś płatny kurs. Pół biedy, jak koszty pokryje szkoła. Ale jak szkoła nie ma kasy, to nagle się okazuje, że z zarobkami nauczycieli nie jest tak różowo.

Odpowiedz
avatar Librariana
5 15

Jak, że pracowałam w szkole przez 3 lata zapewniam: nawet zupełnie zielony nauczyciel, który nie ma gotowych konspektów i sprawdzianów na cały rok NIE spędzi 22 godzin tygodniowo nad pracą poza lekcjami, radach pedagogicznych. Każde zastępstwo jest dodatkowo płatne. Dodajmy wolne wakacje (tu tylko ostatnie dni sierpnia spędza się na radzie pedagogicznej itp.), ferie i różne inne dni wolne od szkoły. To, co naprawdę warto zmienić to zlikwidowanie Karty Nauczyciela, która jest totalnym reliktem PRL-u, dającym absurdalne przywileje.

Odpowiedz
avatar Ohboy
2 16

@Librariana: Albo uczyłaś plastyki, albo nie byłaś zbyt dobrą nauczycielką. No i chyba dawno pracowałaś, bo nie tylko ostatnie dni sierpnia są pracujące i pracuje się jeszcze po zakończeniu roku. I szczerze - jeszcze nie spotkałam nauczyciela, który nie zamieniłby tych wolnych wakacji na możliwość wzięcia urlopu w (niemal) dowolnym momencie. Gdyby praca w szkole była taka cudowna, to ludzie by się do niech pchali drzwiami i oknami. Ja mogłabym w szkole pracować ze względu na kwalifikacje, ale prędzej pójdę rowy kopać, niż mnie do szkoły zaciągną.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 marca 2019 o 14:03

avatar Librariana
0 14

@Ohboy: Nie uczyłam plastyki, ale jednego z przedmiotów obowiązkowych na maturze. Chyba skutecznie, bo wszyscy moi uczniowie maturę z mojego przedmiotu zdali. Niech nauczyciele nie wmawiają innym, że spędzają na wykonywaniu swojej pracy więcej czasu niż te 40 godzin w tygodniu. Każda osoba pracująca na etacie ma 26 dni urlopu. Nauczyciel ma wakacje+ferie+weekend majowy, kilka dni przed każdymi świętami, przerwa świąteczno-noworoczna... A Karta Nauczyciela dodatkowo zapewnia roczny, pełnopłatny urlop "dla poratowania zdrowia". Owszem, praca nauczyciela łatwa nie jest, ale też wiele osób po prostu się do tego zawodu nie nadaje.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 marca 2019 o 15:21

avatar katem
5 5

@Librariana: Skoro było tak dobrze, to czemu pracowałaś tylko trzy lata?

Odpowiedz
avatar bleeee
-4 4

@katem: Odpowiedziała: 'Nie każdy się do tego zawodu nadaje'. I dlatego nie ma ludzi, którzy się pchają drzwiami i oknami. Ja, mając wykształcenie pedagogiczne, totalnie nie nadaję się do pracy z dziećmi. Tak jak nie każdy nadaje się, żeby pracować w IT, bo czasem przez cały dzień gęby nie otworzysz, jak system pada.

Odpowiedz
avatar Librariana
-2 4

@katem: Bo dostałam umowę na zastępstwo. Po powrocie nauczycielki, którą zastępowałam nie było dla mnie godzin (choć inni nauczyciele tego przedmiotu mieli po 25-28 godzin tygodniowo, na własne życzenie).

Odpowiedz
avatar Ohboy
3 9

Niby byłoby to spoko, tylko z drugiej strony w wielu przypadkach okazałoby się, że nagle nauczycielom trzeba płacić jeszcze więcej, ponieważ wtedy by dopiero wyszło, ile jest nadgodzin, które nie są teraz opłacane. I dopiero wtedy byłby społeczny ból dupy. Nie jestem nauczycielką, ale mam nauczyciela w domu i widzę, ile z tym siedzi. A jak ma się wychowawstwo, to dzwonią też rodzice. I czasami rozmowa trwa nawet godzinę, a ze sprawdzaniem prac nie jest tak, że każdą sprawdzasz tyle samo (niektóre dzieciaki piszą tak, że rozszyfrowanie tego graniczy z cudem), więc nie obliczysz, ile "powinno" to zająć.

Odpowiedz
avatar bleeee
1 1

@Ohboy: Czyli na korzysc nauczycieli. Wiec dlaczego sie na to nie godza?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 10

"Ale moje pytanie brzmi: jak to naprawdę jest z tym czasem i jak to sprawdzić?" Wystarczy znajomość zagadnienia. Z moją wychowawczynią z czasów ogólniaka ciągle mam dobry kontakt. Jej realna praca w domu wynosi ok 2x a czasem 3x tyle, co spędza czasu w szkole. A dochodzą do tego zebrania, rady, festyny, konkursy, raporty, plany, podsumowania, założenia i pierdylion innych rzeczy jak użeranie się z rodzicami, bo ktoś kogoś popchnął, ktoś kogoś pobił, ktoś przyniósł nóż itd.

Odpowiedz
avatar vervxa
9 11

Żeby to były takie poważne sprawy... Koleżanka dostała opiernicz od mamy Karolka, bo zaraz po tym jak mama go przyprowadza, to ona go z sali wyprowadza. Wyprowadza. Na zajęcia z psychologiem, o których mama wie xD

Odpowiedz
avatar butelka
8 8

@vervxa: są lepsze, jedna mama opierniczyła Przedszkolankę, że siedzi z telefonem w ręku. Tylko, że była już po pracy, dzieci były w innej sali, a ona czekała na swoje dzieci. Nie podobało się też tej Pani, że Przedszkolanka w swoim czasie wolnym wysyła smsy z informacjami o tym co trzeba przynieść, kiedy są jakie wycieczki itp. Bo ona sobie nie życzy smsów od obcych nrów. Tylko, że zamiast poprosić o usunięcie jej z listy to poszła do Dyrektorki z awanturą.

Odpowiedz
avatar Tysiulec
8 12

Nie jestem nauczycielką (Bogu dzięki), ale mam dwóch w rodzinie, z czego jednym z nich jest moja mama. Osoby które z taką lekkością wypowiadają się o tym, jaka to przyjemna praca zapraszam, żeby same spróbowały. Po pierwsze, w szkolnictwie polskim prosić się trzeba o wszystko, począwszy na papierze, kończąc na sprzęcie komputerowym, albo nawet globusie. Nie zliczę ile moja mama dokłada do tego interesu, zważywszy na fakt, że wszystko dla dzieci (wychowanie wczesnoszkolne) drukuje na naszym prywatnym papierze, na prywatnej drukarce (kończy zużywać już kolejną), nawet mój prywatny kabel hdmi potrzebny do tablicy interaktywnej mi z domu wyniosła, bo pan dyrektor uznał, że szkoła kosztów zakupu nowego nie zwróci. Dzieci wiecznie czegoś nie mają, kleju, kredek, bloków, ona ma zapasowe za swoje pieniądze i nikt jej za to nie zwraca, bo i dlaczego niby. Obecnie wypadła na nią zerówka (mają w szkole ustanowiony cykl). W zerówce nie ma przerw, więc proszę sobie wyobrazić, że przez 6-7 godzin nie można wyjść do toalety, bo dzieci nie mogą zostać same. Prośby o rozwiązanie tego problemu drogą oficjalną (poprzez np. 5 minutowe zastępstwo co 3 h)zostały olane, więc mama woła panie sprzątające lub dzwoni do sekretariatu, bo inaczej chyba musiałaby siedzieć w pampersie. Kolejna rzecz to hałas - ja po kilku minutach bycia w szkole podczas przerwy miałam tak dość tego huku i pisku, że było mi niedobrze (a z racji zawodu bywałam wielokrotnie w hucie i uwierzcie mi, w hucie jest ciszej). Pracowanie w takich warunkach zwyczajnie wykańcza psychicznie i fizycznie. Punkt następny - rodzice. Rodzic nie rozumie, że nauczyciel jest zajęty, rodzic zaczepia po lekcjach i każe sobie opowiadać o dziecku, dzwoni w wolnym czasie, ale na wywiadówkę nie przychodzi. Czas leci, dużo czasu na ten wywiad (a codziennie się zdarza taka mamusia czy tatuś), a ten czas nie jest wliczony w te mityczne 18h. No i przechodzimy poza 18 h. We współczesnej polskiej szkole jest tona papierologii. Pisać trzeba wszystko i o wszystkim. Opinie, sprawozdania to chleb powszedni. Jesteś liderem klas pierwszych? Piszesz referat! W twojej klasie jest uczeń z podejrzeniem jakiegoś zaburzenia? Zapieprzasz co chwilę do poradni. Obecnie moja mama prowadzi zajęcia komputerowe z programowania, za darmo rzecz jasna. Sama staram się pomagać jej jak umiem, żeby ją trochę odciążyć i wychodzi mi tego koło 7-10 h tygodniowo. A to tylko mój czas. A gadanie jak to nauczyciel ma super, bo jedzie za darmo na wycieczkę, na której razem z 3 innych osób musi upilnować 45-osobową grupę rozwrzeszczanych, roszczeniowych dzieci, to śmiech na sali. Uwierzcie mi, żadna przyjemność, pewnie większość wolałaby sobie zapłacić te 150 zł i mieć spokój. I co wg mnie najgorsze w tym zawodzie - kompletny brak szacunku do ich pracy w naszym społeczeństwie. Nie wiem, czy komukolwiek byłoby miło, gdyby jego pracy i wysiłkowi umniejszano, a wiedziałby że wypruwa sobie żyły. Ja mamie mówię, żeby dała sobie spokój, wrzuciła na luz, nie starała się, bo nie warto. Ale nie słucha, ona jest nauczycielem starej daty, z powołania. I tylko przykro się na to patrzy.

Odpowiedz
avatar z_lasu
1 1

@Tysiulec: Przepraszam, że zapytam. A nie można zwrócić się do rodziców z prośbą o zakup papieru/tuszu do drukarki czy tego nieszczęsnego globusa albo kabla? Tylko w szkole moich dzieci funkcjonuje składka na takie niezbędne potrzeby, żeby wszystkim było łatwiej? Nie można wzorem przedszkoli poprosić rodziców aby kupili do szkoły jednakowe bloki, kredki, farbki, i trzymać to w pudełkach w sali raz, żeby dzieciaki nie musiały dźwigać, dwa - żeby zawsze dla każdego było?

Odpowiedz
avatar Ulek
1 1

@z_lasu: Nie można, bo mój Brajanek lubi tylko z autkami, Jesika z księżniczkami. A dlaczego ja muszę dokładać do szkoły, przecież jest bezpłatna. DO tego jeszcze mamusie co mają na tipsy i brewki ale blok i kredki czy farby dla dziecka już się nie doprosisz.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
10 14

Wydaje mi się, że najgorsze w pracy nauczyciela (poza biurokracją) jest podejście innych do ich pracy. Wystarczy poczytać komentarze, jak to nauczyciele mają dobrze, nic nie robią i jeszcze dostają za to kasę, a potem sobie wyobrazić, że uczy się dzieci autorów tych komentarzy. Mało kusząca perspektywa.

Odpowiedz
avatar kitusiek
2 6

@pasjonatpl: Najlepszy komentarz to klasyczne "jak im tak źle, to niech się przekwalifikują". Ciekawe co zrobiliby krzykacze, gdyby rzeczywiście ponad połowa kadry nauczycielskiej porzuciła pracę w szkole i dzieciaki zostałyby bez nauczycieli ;)

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 6

@kitusiek: Proponuję, żeby sami uczyli swoje dzieci. A najlepiej niech jeszcze uczą dzieci sąsiadów czy członków rodziny. Ciekawe, na jak długo starczy im cierpliwości. Oczywiście dzieci powinny później zdawać jakiś egzamin zewnętrzny w celu zweryfikowania ich wiedzy.

Odpowiedz
avatar doktorek
3 9

Oczywiście, że nie powinno być tak jak proponujesz! Po pierwsze wcale nie ma tak dobrze w szkole, by wszystko co potrzebne do przygotowania do zajęć było dostępne. W mojej szkole na 60 nauczycieli w gronie mamy 3 dostępne komputery w pokoju nauczycielskim (stare strupy, chodzące wolniej niż żółwie) i dwie drukarki. W swojej szafce mogę zmieścić maksymalnie 5 książek i papier do ksero. A nie wszyscy nauczyciele nawet mają ten luksus, by mieć swoją szafkę. Nie mówiąc już o warunkach zapewniających odrobinę prywatności i skupienia. Nie wszystko da się robić jak się ma obok 50 osób w pomieszczeniu. Nauczyciel nie może przyjść do szkoły i przełożyć lekcji, bo nie zdążył wszystkiego przygotować w ciągu tych dodatkowych 22 godzin. I tak musiałby kończyć pracę po godzinach w domu. Poza tym nie widzę powodu dla którego pracę, którą mogę wykonać w domu, miałbym wykonywać na terenie zakładu pracy. Bo ktoś się lepiej poczuje, że nauczyciel też musi siedzieć 40h w zakładzie, czy jest potrzeba, czy nie? W sumie to, brzydko mówiąc, wali mnie jego samopoczucie! Każdy zawód ma swoją specyfikę. Jeden wymaga fizycznej obecności pracownika przez 40 godzin w określonym miejscu, inny nie. Bywa, że jednego dnia na przygotowanie wystarczy mi godzina, innego nie wyrabiam się do północy. Jak miałbym na siłę upychać to w równo ośmiogodzinne dni pracy? Poza tym godzina, godzinie nie równa! Nie da się porównać godziny spędzonej z trzydziestką dzieciaków w klasie, których trzeba ogarnąć i jeszcze przydałoby się czegoś nauczyć, z godziną spędzoną przy taśmie produkcyjnej, czy na kasie w sklepie. W pewnych zawodach ta godzina będzie bardziej męcząca fizycznie, w innych bardziej wyczerpująca psychicznie i emocjonalnie. Prócz tego to nie rozumiem co się wszyscy tak przyczepili tego czasu pracy? To tylko jedna składowa pracy i wcale nie najważniejsza, gdy chodzi o jej wycenę! Jakoś nikt nie oczekuje od poety, czy twórcy tekstów piosenek, że będzie siedział w konkretnym miejscu 40 godzin tygodniowo i pisał. I nikt nie wyceni mu teksu na 30 zł, bo np. napisanie go zajęło mu godzinę. Prezes firmy zarabia kilka razy więcej (czasem kilkadziesiąt) od pracownika, a nie oznacza to, że siedzi w pracy kilka razy więcej godzin! Liczy się jeszcze wiedza, konieczna do jej wykonywania, konieczność uzyskania wcześniej odpowiednich uprawnień i certyfikatów, zakres obowiązków i ponoszona odpowiedzialność. Nie będę nikogo przekonywał, czy nauczyciel pracuje te 40 godzin tygodniowo, czy nie. Nie zgadzam się jednak, by moja godzina pracy, która wymaga ode mnie wyższego wykształcenia i szeregu kursów i szkoleń, nienagannej postawy życiowej, która nakłada na mnie odpowiedzialność za bezpieczeństwo grupy 20-30 uczniów, która dodatkowo obarcza mnie obowiązkiem nie tylko przekazywania wiedzy, ale i wychowywania młodych ludzi, była wyceniana tak samo, jak godzina pracy w zawodzie nie wymagającym wyższych kwalifikacji, uprawnień, czy nie związana z odpowiedzialnością za innych (często nieodpowiedzialnych)ludzi! A i jeszcze jedno: mam doktorat z fizyki, prócz tego ukończyłem matematykę i informatykę, pewnie ze setkę różnorakich kursów i warsztatów, co dwa lata zaczynam nowe studia, poświęciłem na to 25 lat życia. Wszystko po to, by być dobrym i wszechstronnym nauczycielem i chcę dobrze zarabiać jako nauczyciel, a nie przedstawiciel handlowy! Owszem mogę się przekwalifikować (nawet to czynię, ukończyłem studia biznesu i zarządzania, robię uprawnienia i kwalifikacje turystyczne, kursy pilota, przewodnika), ale czy to jest sens, by wysoko wykwalifikowany pracownik w danym fachu, by godnie żyć, musiał szukać pracy w innych zawodach, w których być może nie będzie już taki dobry, a i nie ma już czasu, by zdobyć tak samo wysokie kwalifikacje? Czy nie potrzebujemy dobrych nauczycieli, tylko takich z przypadku, którzy będą godzić się na wszystko? Czy nauczyciel, który nie jest szanowany ani przez uczniów ani rodziców, również ze względu na to, że marnie zarabia, ma szansę być dobrym nauczycielem?

Odpowiedz
avatar marcelka
-2 2

@doktorek: tak jak wspomniałam gdzieś wcześniej, uważam, że gdyby takie rozwiązanie się przyjęło, to szkoła powinna zapewnić sprzęt i warunki. Teraz tego nie robi, bo i po co, skoro większość nauczycieli i tak drukuje/pracuje na własnych sprzętach w domu.

Odpowiedz
avatar Cotrika
5 9

Moim tematem pracy magisterskiej był czas pracy nauczycieli. Prowadziłam badania na temat ich rzeczywistego czasu pracy. Wyszło (w każdej z badanych ze mnie grup) powyżej 40 h tygodniowo.

Odpowiedz
avatar jotem02
7 9

@Cotrika: Pracuję na pół etatu (emeryt). W mojej szkole to 11 godzin. Powiedzieć, że w domu trzeba jechać drugie tyle to eufemizm. Lubię być przygotowany do zajęć i chcę, żeby moje zajęcia były dla uczniów interesujące. Efekty są. Dzieciaki są zainteresowane, ja zadowolony bo to takie hobby. Tylko, że mam inne środki utrzymania. Normalny nauczyciel albo padnie, albo się przekwalifikuje.

Odpowiedz
avatar z_lasu
1 1

@jotem02: Lubię Twoje szkolne opowieści, ale powiedz, co ty przygotowujesz po 20 latach nauki przedmiotu? I to takiego jakim jest matematyka? Trudno mi sobie to wyobrazić. Można wyszukać jakiś filmik na You Tube, który coś ciekawie przedstawia. Ale do cholery, przecież wzory skróconego mnożenia, działania na ułamkach i sposób obliczania pola trójkąta nie zmienił się wczoraj, żeby było trzeba od nowa przygotowywać się do wykładania na lekcji.

Odpowiedz
avatar Doombringerpl
-4 6

Droga autorko. Jesteś kolejną osobą, która nie zgłębi tematu, a się wypowiada. Nauczyciele po 18 godzinach nie idą do domów. To, ze są tacy, którzy tak robią, jest wyjątkiem potwierdzajacym regułę. Ale Polak potrafi widzieć tylko nagatywy. Dlatego, czytając opowieści o nauczycielach, którzy nigdy nie powinni byli zostać nimi, wychodzi obraz nauczyciela tyrana, choć odsetek takich ludzi jest mały. Twoje historyjka też nie jest jedyną taką z serii, bo nauczyciele mają lepiej... Tak samo z BMW. 10% kierowców to debile, ale przez nich reszta jest postrzegana właśnie tak i tylko czeka się na jakiś głupi manewr. A jakie jest zaskoczenie jak włączy kierunkowskaz? to pewnie baba, której maż za laskę auto kupił razem z prawkiem! Tak, droga autorko, zanim poruszy się temat patrząc tylko z jednej strony, warto pochylić się i popatrzeć jak to jest rzeczywiście. Zaskoczy Cię, jak ten świat działa. Niestety powiedzenie, które padło przy ośmiorniczkach, nie wiele odbiega od rzeczywistości. Tylko ludzie udają lub po prostu chcą być ślepi i wierzyć w to, co im się wpaja. Taki Matrix tyle, że na jawie.

Odpowiedz
avatar marcelka
3 5

@Doombringerpl: ale właśnie po to wrzuciłam ten post, żeby dowiedzieć się czegoś w tym temacie. Bo dla mnie - osoby spoza nauczycielskiego środowiska - przedstawiony przeze mnie pomysł wydawał się całkiem logiczny i w miarę korzystny dla wszystkich, więc byłam ciekawa, czy dla innych (w tym również nauczycieli, którzy są na tym portalu) również wydaje się on dobry. po to są dyskusje, żeby dowiadywać się, jak sprawa wygląda z różnych punktów widzenia.

Odpowiedz
avatar jasiobe
1 1

Szanowni Państwo. Poczytajcie sobie o pracy nauczyciela w Japonii. Wklejcie w google to - pracowac-jako-nauczyciel-w-japonii. ( strona nie pozwala wkleić linka www.dobrynauczyc.... itd, wykrywa niedozwolone słowa, ciekawe dlaczego? )

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 14 marca 2019 o 0:59

avatar vezdohan
-1 3

Bo cały ten mechanizm jest zły z definicji. Chcę żeby dziecko było wykształcone to za to płacę. Chcę żeby było wykształcone dobrze to dużo płacę. Teraz: muszę posłać do szkoły i państwo płaci. Zawsze to będzie za mało w stosunku do moich potrzeb i niedostosowane do oczekiwań.

Odpowiedz
avatar marcelka
0 4

@vezdohan: są szkoły prywatne, płatne - kto chce i go na to stać, może tam dziecko posłać...

Odpowiedz
avatar Habiel
0 0

@marcelka: Tylko i tak na państwowe trzeba będzie się dokładać z podatków. Jak zapisujesz dziecko do prywatnej to płacisz za nią i za przywilej mniej lub bardziej mądrych dzieci do nauki w publikach.

Odpowiedz
avatar Pequenita
3 5

Odpowiedź znajomego nauczyciela: "jestem jak najbardziej za", ale: 1. Zapewnijcie mi miejsce pracy (nie ciasny i gwarny pokój nauczycielski, a miejsce gdzie w spokoju można usiąść i te sprawdziany sprawdzić czy dokumenty powypełniać) 2. Wszystkie (dodajmy obowiązkowe) wywiadówki, rady, szkolenia, wycieczki - w godzinach pracy, albo jako płatne nadgodziny/delegacje PS. znajomy jakiś czas temu zmienił pracę na "ciężkie 40 godzin tygodniowo + zaledwie 26 dni urlopu" i jest bardzo zadowolony - zarówno z czasu poświęcanego na pracę (kończy punkt szesnasta i ma wszystko gdzieś), elastycznego wolnego (w końcu sam wybiera kiedy jedzie na urlop), jak i lepszego wynagrodzenia. Nie on pierwszy, nie on ostatni. Wnioski sama wyciągnij.

Odpowiedz
avatar marcelka
3 5

@Pequenita: ok, dzięki - i to jest merytoryczny głos w dyskusji, na jakich mi zależało.

Odpowiedz
avatar bleeee
-2 4

@Pequenita: I proszę bardzo - zachęcam do przekwalifikowania. I nie, nie zabraknie nauczycieli. Bo nie każdy się przekwalifikuje. A w pewnym momencie może zacznie rządzić rynek, a nie 'karta nauczyciela'. Żadne roczne 'urlopy dla podratowania zdrowia' nie należą się nawet górnikom... Wolny rynek (w granicach rozsądku) rozwiązałby większość problemów nauczycieli - dobrzy nauczyciele, w dobrych szkołach zarabialiby po 15 tysięcy i mieli własne gabinety. Słabi pracowaliby w najgorszych szkołach za najniższą krajową - 40 godziny lekcyjnych w tygodniu. Tak jak jest w każdej branży. Nauczycielowi 'się należy'. A jak zwiększono wymagania dotyczące awansu zawodowego to 'olaboga!'. Przepraszam bardzo, ale nauczyciel dyplomowany to ma być 'ktoś'. A nie każdy jeden nauczyciel w każdej szkole, bo to zaniża poziom takiego awansu.

Odpowiedz
avatar Bubu2016
-2 2

W szkole po prostu nie ma miejsca dla takiego rozwiązania. Gdzie mieliby się pomieścić?

Odpowiedz
avatar Wilczyca
1 1

Żeby mierzyć czas pracy nauczycieli, wcale nie musieliby oni tego czasu spędzać w szkole. W dobie rozwijającej się pracy zdalnej jest mnóstwo aplikacji typu "time tracker", chociażby toggl, które automatycznie mierzą czas. Zakładam, że sporą część czasu nauczyciele pracują przy komputerze (uzupełnianie dzienników etc). Pozostały czas pracy (sprawdzanie kartkówek papierowych etc) można by dopisywać do aplikacji ręcznie, i wtedy dyrektor ma sobie możliwość sprawdzić, że 1 nauczyciel matematyki twierdzi, że spędził nad sprawdzianami 5h, a drugi 20h i to już w sporym stopniu minimalizuje pole do nadużyć. Oczywiście dalej mogą wykonywać czas pracy w dogodnym dla siebie momencie, choćby i w nocy. PS. Żeby nie było, uważam, że nauczyciele wykonują zwykle ciężką i niewdzięczną pracę za niewielkie pieniądze, muszą "użerać się" z uczniami i roszczeniowymi rodzicami. Ale zgadzam się, że należałoby czas pracy unormować.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 marca 2019 o 16:22

avatar Matt_86
0 0

@Wilczyca: Jestem jak najbardziej za ! Wtedy moja dziewczyna bedzie miała jakies 15% nadgodzin. I proszę mi zaufać jest to Kobieta mega zorganizowana i która się uwija.(Mam też w rodzinie innych nauczycieli i wszyscy bez wyjątku przepracowują 45+ w tygodniu a jak rada to bonusowe 3-5h za friko) Druga sprawa to sprzęt dlaczego na prywatnym komputerze miałaby instalować jakies dodatkowe aplikacje ? bądź co bądź szpiegujące. Aplikacje tego typu często działają w domenie więc co mniej kumaci musieli by jeszcze dźwigać prywatny komputer aby wysłać raporty. Proszę mi zaufać znam kilku nauczycieli i 100% z nich jest za tym aby spędzić cały czas(40 i do domu) w szkole i tam się przygotować ale nie ma na to warunków. Komputery w szkołach do dyspozycji nauczycieli to jakieś trupy z muzeum technologii a ich ilość kończy się często na 1.(Nie, nie mogą czekać, aż się zwolni sala informatyczna bo kto im za np.3 godzinne oczekiwanie zapłaci? Plany układa się tak by w zminimalizować ilość okienek. (Przypominam, że wynagrodzenie na etacie należy się za gotowość do pracy w wyznaczonych godzinach).A jeszcze do tego pozostaje kwestia oprogramowania dla tych teoretycznych komputerów, mniejszcze zużycie prądu materiałów eksploatacyjnych itd. Dziewczyna w zeszłym miesiącu zajechała 3 drukarkę(2 lata i następna),abstrachując od sprzętu za tusze, i papier nigdy w życiu nie widziała nawet 1gr. (ryza idzie w miesiąc). Reasumując to szkole jest na rękę taki układ nie kadrze.

Odpowiedz
avatar z_lasu
2 2

@Matt_86: Problemy które przedstawiasz są do rozwiązania "na szybko". Myślę, że w większości szkół (np. wielkich "tysiąclatek") dałoby się wygospodarować miejsce na biuro z boksami jak w call center. Zakładasz słuchawki, żeby odizolować się od otoczenia, włączasz komputer i masz miejsce pracy. W sam raz do sprawdzenia prac i uzupełnienia dziennika. Skoro nauczyciele tak dużo czasu w ciągu roku szkolnego poświęcają na przygotowanie lekcji, dlaczego nie robią tego w czasie gdy mają wakacje, ferie, przerwę świąteczną? Ja rozumiem, że przed lekcją trzeba ogarnąć jakiś konspekt, ale czy na pewno dopiero go przygotowywać? To samo dotyczy sprawdzianów. Nie można w sierpniu przygotować sobie na spokojnie wszystkiego do grudnia, żeby później, po wyłożeniu całego działu tylko nanieść ewentualne poprawki i wydrukować? A później w przerwie świątecznej zrobić to dla zajęć do końca roku? Wówczas zostaje do zrobienia tak naprawdę sprawdzenie prac i sprawdzianów. Wszystko rozbija się o organizację pracy. I jakoś nie wierzę, że nauczyciel który pracuje dłużej niż 3 lata, musi od nowa przygotowywać się do lekcji. Nic mnie o tym nie przekona. Wykłada tę samą albo bardzo podobną podstawę programową. Więc co ma przygotowywać? Od nowa uczy się budowy pantofelka? Czy przypomina sobie który król panował wcześniej a który później? Kolejna sprawa: sprzęt typu laptopy i drukarki. Ciekawe dlaczego nauczyciele nie walczą o doposażenie szkół albo o ulgę podatkową na zakup sprzętu? Co do papieru. Mhh właśnie w ub. tygodniu wyniosłem 5 ryz do szkoły. Kupione za klasowe pieniądze składkowe. I to drugi raz w tym roku szkolnym. Gdyby nauczycielka powiedziała, że potrzebuje tuszu, do drukarki albo nawet samej drukarki pewnie jako rodzice byśmy kupili. W tym roku składka na potrzeby klasy wyniosła szalone 20zł. Jakby trzeba było, to większość dorzuciłaby kolejne 20. I jeszcze trochę matematyki (nie wdając się w pojedyncze dni wolne i przedłużone weekendy): "normalny" etat to 52 tygodnie minus 5 tygodni urlopu. Czyli 47 tygodni x 40 godzin pracy daje nam 1880 godzin w ciągu roku. Etat nauczyciela to: 52 tygodnie minus 1 tydzień świąteczno-noworoczny minus 2 tygodnie ferii minus 1 tydzień przerwy wielkanocnej minus 7 tygodni wakacji (zakładam, że w pierwszym tygodniu lipca i ostatnim sierpnia nauczyciele pracują. Chociaż ostatnio rok szkolny kończy się w okolicy 20 czerwca). Daje to 41 tygodni pracy x 40 godzin czyli razem 1640 godzin rocznie. Różnica to 240 godzin na korzyść nauczycieli. I jeżeli te 240 godzin podzielić przez 41 tygodni, to wychodzi, że nauczyciel aby pracować tyle co "normalny" człowiek powinien w ciągu tych swoich 41 tygodni pracować prawie 6 godzin więcej ponad etatowe 40. Naprawdę trudno mi uwierzyć w to, że wliczając rady, zebrania, sprawdzanie zeszytów itp tyle to trwa.

Odpowiedz
avatar Trojan
-1 1

Dolicz sobie, że nauczyciel oprócz przygotowania lekcji, musi sprawdzić kartkówki, sprawdziany, pisać sprawozdania, robić analizy, robić analizy analiz, pisać konspekty, przygotowywać konkursy, przygotowywać apele, lekcje otwarte, jak jest to liceum to dochodzą próbne matury, oprócz tego każdy z nich należy do jakiegoś zespołu , np. ds promocji, i w ramach tego ma np ulotkę do zrobienia, bądź inne badziewie.

Odpowiedz
avatar Trojan
-2 2

Widać że autor ma zerowe pojęcie o temacie

Odpowiedz
avatar marcelka
1 1

@Trojan: bardzo merytoryczny komentarz. Tak wiele wniósł do dyskusji, że nie wiem, czy udźwignę ten ciężar :D

Odpowiedz
Udostępnij