Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

No, teraz włożę kij mrowisko. A co mi tam. KOREPETYCJE. Ci, co…

No, teraz włożę kij mrowisko. A co mi tam.
KOREPETYCJE.

Ci, co już czytali jakieś moje historie wiedzą, że od ponad czterdziestu lat uganiam się z kagankiem oświaty po ugorach niewiedzy i robię to zawodowo. Za czasów dawnych i słusznie minionych korki brały dwie kategorie uczniów: tacy, którzy z racji dłuższej (nie dwa tygodnie!) choroby wymagali nadgonienia nieprzerobionego materiału i tacy o IQ rzędu temperatury pokojowej. Im trzeba było spokojnie wytłumaczyć dlaczego w nocy jest ciemno i dlaczego osiem plus trzy nie równa się dwadzieścia. A i jeszcze dlaczego odpowiedź "w klasie jest 3 i 2/7 dziewczynki" jest wadliwa.


Profitów z tego wielkich nie było (jako licealista pomagałem córce sąsiadki i dostawałem za godzinę ekwiwalent dwóch piw). Tak BTW, branie korków w owych czasów uchodziło za coś raczej wstydliwego i nikt się tym specjalnie nie chwalił. Jak ktoś czegoś nie kumał, to starał się zajarzyć, czytając podręcznik ze zrozumieniem, albo kumpel wytłumaczył na przerwie. To se ne vrati.

Jak jest teraz każdy wie. Dzieciątko nie może zrozumieć czytając podręcznik, bo czytanie ze zrozumieniem tekstu dłuższego niż dwa akapity jest mu głęboko obce. (Inna sprawa, że ja też czytając niektóre pisane hermetycznym językiem teksty, muszę dłuższą chwilę pomyśleć, o co kurnać autorowi chodziło). No to bierzemy korki. Początkowo z jednego przedmiotu, potem z trzech i łańcuszek rozkręca się. Jedynym ograniczeniem jest tylko zasobność portfela rodziców. To nie jest tak, że nauczyciele nakręcają modę na korki.

Popyt rodzi podaż po prostu. Oczywiście, rozumiem, że wyścig szczurów, że nauczyciele wymagający (a mają nie wymagać?), że wreszcie nauczyciel źle tłumaczy, bo ma z racji głodowej pensji i własnego niedokształcenia wszystko w doopie. Przykro stwierdzić, ale większość moich korkowych uczniów stałych, dodatkowych zajęć nie potrzebuje. Wcześniej informowałem o tym rodziców, ale przestałem. Im ta informacja jest zbędna. Oni chcą dla swojego dziecka jak najlepiej i skoro "wszyscy biorą korki, a o Panu tak dobrze mówią, to mój Patryczek też to będzie miał". Rynek korków w Polsce to podobno kilka miliardów (tak, tak) złotych. Dla mnie ta sytuacja, to mówiąc obrazowo noszenie ucznia w lektyce, bo co prawda nóżki ma zdrowe, ale mógłby się niebożątko zmęczyć.

Wiem, jaki padnie argument w hejciku, który się za chwilę na mnie wyleje: materiał taki trudny, nauczyciele tacy wymagający, a szanse Patryczka trzeba zwiększyć. Szanowny Czytelniku: w czasie tych minionych czterdziestu lat z programu matematyki i fizyki usunięto od połowy do dwóch trzecich treści programowych i proceder ten trwa dalej. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku w programie klasy ósmej z matematyki były logarytmy.

Teraz nawet poczciwa funkcja liniowa odeszła do liceum. Jak była fizyka? Żeby się przekonać, wystarczy zajrzeć do dowolnego podręcznika sprzed lat. To co jest teraz w szkole podstawowej, to są opowieści z mchu i paproci, a nie fizyka. Wymagający nauczyciele. Owszem, tacy też się zdarzają. I dobrze, bo jeśli uczę, to muszę sprawdzać efekty. Ale bez przegięć typu: co tydzień sprawdzian, dwie kartkówki i pierdyliard zadań jako praca domowa z wtorku na środę.

Czy dzieci trzydzieści lat temu były mądrzejsze od tych współczesnych? Czy tamci nauczyciele byli lepsi? Na pewno nie. To co się do jasnej cholery stało? Moda modą, ale dzieciak w podstawówce, który ma korki z trzech przedmiotów, pływalnię, jazdę konną i japoński wygląda jak blady zombi i tak się też czuje. Ciąg dalszy przemyśleń starego belfra nastąpi.

by jotem02
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar glupia
19 21

Korków udzielam. Uczę dzisiejszych licealistów fizyki na podstawie mojego stareńkiego (jeszcze z zeszłego stulecia) podręcznika. W aktualnym podręczniku jednym z zadań jest narysowanie... drzewa genealogicznego opisywanego naukowca.

Odpowiedz
avatar jotem02
12 14

@glupia: Pokoloruj drwala. Dawno temu w mojej poprzedniej szkole STO było Humanistyczne LO. I był podręcznik "Fizyka dla Humanistów". Nie pamiętam autora, być może pomyliłem tytuł, ale było to cudo! A teraz? Pacjent pisze na podstawie wykresu:"Ciało pozostaje w spoczynku z prędkością 2 m/s"

Odpowiedz
avatar glupia
15 17

@jotem02: zachowałam moje licealne podręczniki z chemii, biologii, fizyki. Żałuję, że pozbyłam się matematyki... A przecież głównie zatrudniana jestem do angielskiego i niemieckiego. Tyle że dzieciom i młodzieży dziś jakoś nauczyciele nie tłumaczą łopatologicznie. Nie próbują pokazywać związków między dziedzinami nauki. Nie mówią na biologii, że jakaś komórka działa tak, bo chemia. A na chemii nie mówią, że atomy, bo fizyka. Ani na fizyce, że to ciało, co się rusza, to może być np. biegnący pies. Nota bene - jedno dziecko prosiło mnie kiedyś o wytłumaczenie, jak się w ogóle zaczął człowiek, bo na biologii mówią jedno, a na religii coś innego.

Odpowiedz
avatar Kamil2586
15 17

@glupia: A ja bym winy nie zwalał tylko na nauczycieli. Winę w dużej części ponoszą rodzice, że nie wychowują pociech i oni też całkowicie podważają autorytet nauczyciela. Naprawdę wielu rodziców nie jest wstanie uwierzyć, że ich dziecko jest głąbem i ma przysiąść do nauki i to nie jest wina nauczyciela, że dziecko jest niewychowane. Mało osób widzi też problem ściągania z telefonów. Jak ktoś pisał ściągę, to musiał przynajmniej to raz przeczytać. Teraz tylko telefony. I po co komu to wiedzieć skoro z telefonu można w każdej chwili spisać. A skala ściągania w obecnej chwili jest przeogromna. Naprawdę. A jako, że polityka edukacji jest prowadzona, nie że wykształcenie średnie dowodzi znajomości np logarytmów, funkcji itd itd. ALe że ten poziom wiedzy jest ruchomy. Owszem dochodzi masa bzdurnych przedmiotów, jak religia, jak wiedza o społeczeństwie, kulturze czy przedsiębiorczości. Zajęć jest naprawdę o wiele więcej. Jednak nie tych co trzeba.

Odpowiedz
avatar jotem02
3 11

@Kamil2586: Na ściąganie mam sposób. Wszystkie osoby mające podobne błędy (bo to nieuniknione)otrzymują zero punktów. Nie szukam winnych. Niech sobie potem, po lekcjach wytłumaczą kto, od kogo.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
7 11

@Kamil2586: A niby dlaczego wiedza o społeczeństwie jest bezużytecznym przedmiotem? Tzn w wielu przypadkach jest bezużyteczna w takiej formie, w jakiej prowadzi się lekcje. Ale jednak częścią programu jest polityka i bieżące wydarzenia. Bądź co bądź Polska jest krajem demokratycznym, czyli większość obywateli po ukończeniu 18-go roku życia nabiera prawa do głosowania. Z tego, co się orientuję, to sytuacja polityczna w Polsce jest daleka od zadowalającej, więc nie zgodzę się, że taki przedmiot jest bezużyteczny. Problem w tym, że chyba od zawsze jest traktowany jako tzw. piąte koło u wozu i w większości przypadków lekcje są prowadzone byle jak, a rodzice i uczniowie mają zerowy szacunek do przedmiotu. Nie twierdzę, że to najważniejszy przedmiot. Na koniec wyjaśnię, jaki uważam za najważniejszy i dlaczego. Ale uważam, że uczniowie powinni nabyć wiedzę na temat funkcjonujących systemów politycznych, różnych ordynacji wyborczych (co było ważnym tematem przed ostatnimi wyborami prezydenckimi), sylwetek polityków (przecież większość posłów to chorągiewki zmieniające partie i poglądy polityczne w zależności od szans na dostęp do koryta i wygląda na to, że wyborcy co 4 lata o tym zapominają) itp. Powinni się uczyć myślenia, wyciągania wniosków, a nie powtarzania bezsensownych regułek. Wiedza o społeczeństwie nie jest ważna jak np. matematyka. Jest ważna, ale w inny sposób i, jak wspomniałem wcześniej, raczej powinno się uczyć uczniów myślenia, wyciągania wniosków, trzeźwej oceny faktów i interpretacji informacji. Gdyby cały system polityczny funkcjonował bez zarzutu i nie miałoby to nic wspólnego z nauczaniem tego przedmiotu, wtedy byłby bezużyteczny. A teraz pokrótce wyjaśnię, jaki przedmiot uważam za najważniejszy. Otóż uważam, że to kolejny przedmiot traktowany jako piąte koło u wozu, czyli przysposobienie obronne. Nieważne, czy jesteście dobrzy z polskiego, matematyki czy historii czy z jakiegokolwiek innego przedmiotu. Niezależnie od wykonywanego w przyszłości (lub obecnie) zawodu na zajęciach z tego przedmiotu uczycie się pierwszej pomocy, opatrunków, reanimacji, postępowania w przypadku krwotoków, sprawnej ewakuacji. To jest bezcenne. Czymkolwiek byście się w życiu nie zajmowali, wiedza zdobyta na tych lekcjach może wam pomóc uratować czyjeś życie albo wasze własne. Tylko z własnego doświadczenia mogę dodać, że przydałaby się lekcja na temat odbierania porodów. Jakby to rzec, w życiu mogą się przydarzyć rzeczy zaskakujące, na które człowiek w żadnym stopniu nie jest przygotowany.

Odpowiedz
avatar jotem02
8 8

@pasjonatpl: Miałem tak zwane PO w liceum, dawno temu. Uczył nas gość o przezwisku Mameluk, który musiał (po prostu musiał) w czasie przerwy wyskoczyć na piffo na drugą stronę ulicy. Pomijam elementy musztry i rozkładanie kbks oraz strzelanie ostrą amunicją (za tym akurat wszyscy przepadali), ale on konsekwentnie uczył nas, co robić w razie czego. Bandażowanie, krwotoki, omdlenia, resuscytacja (lata siedemdziesiąte!). I za to jestem mu głęboko wdzięczny. Kilka razy w życiu się przydało i to jak!Powinno być w szkole obowiązkowe, z wymaganiami i ocenami. I dużo, dużo praktyki. Może w ten sposób da się pomóc, albo i uratować kilka istnień.

Odpowiedz
avatar Jorn
5 5

@glupia: Chodziłem do szkoły podstawowej w końcowym PRL, do liceum na przełomie ustrojów (matura 1991). W tamtych czasach nie było absolutnie żadnej koordynacji między programami poszczególnych przedmiotów. Dochodziło do sytuacji, kiedy na lekcjach fizyki w siódmej klasie musieliśmy się posługiwać pojęciami matematycznymi, które się znajdowały w programie matematyki klasy ósmej. Na ZPT (tzw. "młotkach”) w piątej klasie uczyliśmy się rzutowania, a potem jeszcze raz w szóstej lub siódmej na matematyce. Na lekcjach geografii nas uczono, że geograficzny środek Europy znajduje się w Polsce, podczas gdy autorzy podręcznika do języka rosyjskiego twierdzili, że w ZSRR. W tym samym podręczniku był wierszyk o temperaturze ciała człowieka wynoszącej standardowo 35,5°C. Najwyraźniej ludzie sowieccy byli bardziej cool.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 0

@jotem02: Mi przydała się tylko wiedza o robieniu opatrunków. Nic poważnego. Raz widziałem, jak jeden facet dostał jakiegoś ataku. Na szczęście akurat przechodził ktoś, kto miał w tym praktykę. Ja po prostu nie wiedziałem, co to jest i nie wiedziałem, jak zareagować. No i raz byłem świadkiem porodu. Tu kompletnie spanikowałem. Gorączkowo próbowałem sobie przypomnieć, czy cokolwiek wiem na ten temat. Nie wiedziałem. Na szczęście był ktoś, kto wiedział, co robić. Ale właśnie o to mi chodzi. Nieważne, czy ktoś jest bankierem czy kierowcą ciężarówki. Ta wiedza może się przydać w dowolnym momencie naszego życia. Może nawet uratować nasze życie, bo albo sami się sobą zajmiemy albo wytłumaczymy komuś, co dokładnie ma robić.

Odpowiedz
avatar jotem02
2 2

@Jorn: Koordynacji nadal nie ma. Kiedyś mówiono o tak zwanej korelacji międzyprzedmiotowej. I doopa. Na fizyce potrzebna jest już w VII klasie analiza wykresów i pewnych zależności. Potrzebna jest też umiejętność przekształcania wzorów (algebra). Nic nie działa i tylko sobie gardło poderżnąć po cichu. Ale dobra zmiana jest dobra, bo jest dobra. I tyle.

Odpowiedz
avatar celulozarogata6
1 1

@glupia: kiedyś też nie potrafili. Wcale nie było tak cudownie. A podrecznik z matematyki był taki,że zadanie dla szóstoklasisty dało się rozwiązać wyłącznie deltą, co zrobił moj wujek, wówczas w liceum, ja, jako szóstoklasistka nie byłam w stanie. Z fizyki zadania w liceum posiadały masę błędów( ojciec naszej koleżanki był fizykiem na politechnice i pokazywał te błędy naszej pożalsięboże pani od fizyki. Dzieki korkom, w liceum matematyka w koncu przestała być czarną magią. A dzięki koledze, który w 20 minut wytłumaczył mi macierze,zdałam egzamin z programowania ....

Odpowiedz
avatar didja
22 22

Jak zwykle, powodów jest kilka: 1. Upraszczanie komunikacji. Współczesny uczeń nie czyta, nie rozmawia, porusza się w świecie skrótów w wiadomościach tekstowych, nie uczy się go pisania, sklecenie kilku zdań rozwiniętych nie wchodzi w grę, dłuższy tekst go przerasta. A materiał, mimo że obcięty, wciąż tworzony jest pod kątem społeczeństwa sprzed 30 lat: które czyta powieści, słucha piosenek z tekstem, dyskutuje i pisze listy. 2. Wskutek manii testowania i kluczy odpowiedzi zabija się indywidualne myślenie, dochodzenie do własnych wniosków. 3. W zw. z 1. - sposób podania treści nie koreluje ze sposobem funkcjonowania cyberdzieciaków. A do kompletu obcinanie programu sprawia, że jest on coraz bardziej bez powiązań z innymi przedmiotami i realiami życia. Popatrz, dzieciaki, które wykładają się masowo na matmie, nie mają żadnego problemu z handlem, z choćby wirtualnym zarobkowaniem. 4. Do kompletu w szkole zostają nauczyciele sfrustrowani i przemęczeni, a często też po prostu niekompetentni. Cała reszta albo nie przebiła się przez układy wpływające na zatrudnienie (jeszcze kilkanaście lat temu), albo ma dosyć firmowania swoją twarzą i nazwiskiem nieudolności kolejnych rządów i ich reform i odchodzą lub nie przychodzą do zawodu. Zresztą - kolejne roczniki nauczycieli, edukowane na studiach tak samo zminimalizowanych, są coraz bardziej niedouczone, bo w walce o studenta (czytaj: kasę) przepuszczano polonistów nie tylko nieumiejących pisać (ach, gdzie to szlifowanie stylu!), ale robiących podstawowe błędy ortograficzne. To czego oni mogą nauczyć? 5. Papierkologia, papierkologia, papierkologia - i gęsto podlana indoktrynacją, która nie pozwala nauczycielowi uczyć normalnie. I to wszystko z perspektywą uzyskania dopiero po 15 latach pracy i ukończeniu dwóch fakultetów pensji, którą ma na dzień dobry kasjerka w Lidlu. Bo magazynier w Biedronce ma jeszcze więcej. A oprócz rodziców, których opisujesz, są jeszcze ci, co mają w odwłoku system i chcą dzieci naprawdę czegoś nauczyć. I te korki wspominam najlepiej.

Odpowiedz
avatar jotem02
11 13

@didja: TAK, TAK, TAK Chyba jesteś nauczycielem, albo rodzicem świetnie rozumiejącym realia. Pozdrawiam i ściskam dłoń.

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

@didja: Dałabym plusa, ale to podsumowanie z Lidlem i Biedrą mnie zraziło ;). Nie bez powodu tam się daje tyle kasy - bo ludzie nie chcą pracować w markecie. A czemu nie chcą? Chodź do nas i sprawdź ;) Więc wierz mi, te pieniądze są bardzo adekwatne do tego, jak wygląda praca w markecie (czy raczej jej rzeczywiste warunki)

Odpowiedz
avatar jotem02
1 1

@szafa: Nie chcą? To ciężka praca i ja to rozumiem. Ale zaraz nie będą też chcieli pracować w szkole. Przypominam: stażystów w szkole jest 7%. Nie dlatego, że te stare prukwy (jak ja) dalej uczą i nie zwalniają miejsc pracy. Żeby pracować w szkole potrzebne są konkretne cechy charakteru i motywacja (finansowa też!) . Samo kochanie dzieci nie wystarczy, jak trzeba wbijać ząbki w ścianę. A szczaw i mirabelki codziennie nie dojrzewają.

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

@jotem02: Spoko, ale powiedz mi w takim razie, czemu nie widzę ogłoszeń z pracą szkół? A przeglądam je regularnie.

Odpowiedz
avatar jotem02
0 0

@ @szafa: Zajrzyj na strony kuratorium zwłaszcza późną wiosną i na początku września. Głownie potrzebni matematycy, nauczyciele chemii, fizyki i językowcy. W tym roku szkolnym na Mazowszu brakowało kilku setek nauczycieli. A dlaczego? W mojej szkole (szkółce, bo niewielka), są tygodniowo cztery godziny fizyki i trzy chemii. Uczę fizyki i matematyki, gdybym chciał mógłbym sobie uzupełnić angielskim (do tych trzech przedmiotów mam uprawnienia). A młody fizyk, żeby uskrobać etat musi uczyć w kilku szkołach - kilka razy więcej rad pedagogicznych i wywiadówek oraz niezbędnej papierologii. To odstrasza i to skutecznie.

Odpowiedz
avatar didja
0 0

@jotem02: Byłą nauczycielką. Odściskuję dłoń.

Odpowiedz
avatar didja
0 0

@szafa: Ale co Cię zraża? Przecież podałam prawdę: nauczyciel dyplomowany, po, obecnie, 15 latach pracy ma pensję brutto niższą niż początkująca kasjerka w Lidlu i mniej niż magazynier w Biedronce. Dwa lata temu widziałam ogłoszenie w Biedronce, poszukiwany magazynier, wymagania: wykształcenie podstawowe, koniec wymagań, pensja: 4800 brutto. A dzisiaj na pewno jest więcej, bo przecież ceny mocno wzrosły, a i pensja minimalna też.

Odpowiedz
avatar miramakota
13 15

Jest jeszcze jedna kategoria, nie wiem, czy miałeś szczęście na nią trafić. Akurat mój syn lubił się uczyć - no, dziwny taki, wiem. I miał prywatne lekcje nawet nie po to, żeby mieć piątki, czy szóstki, bo to tylko cyferka, ale żeby naprawdę umieć, albo więcej umieć, albo móc zapytać kogoś mądrego, jak czegoś nie wiedział, a chciał się dowiedzieć. Bez strachu i bez pośpiechu. Tak, stać mnie i chciałam mu zapewnić ten luksus. Nigdy go nie zmuszałam, ale on naprawdę to lubił i rzeczywiście korzystał. Wiem, że jego korepetytorzy też nie narzekali;)

Odpowiedz
avatar jotem02
16 16

@miramakota:Takich uczniów też miałem. To bajka. Przychodzi ktoś, kto po prostu chce wiedzieć więcej. Nie wiadomo, kiedy czas mija. Nawet powiedziałem, że obniżam cenę o połowę, bo to dla mnie niesamowite doświadczenie intelektualne. A jakiś czas temu przygotowywałem ucznia do SAT (amerykańska matura, można ją w Polsce zdawać i daje, przy dobrym wyniku wstęp do uczelni w USA naprawdę dobrych - MIT, Harvard itp). Matematyka po angielsku na poziomie matury. Nie wiem ile to warte, ale było tak odświeżające, że brałem stawkę jak gdybym uczył kogoś z podstawówki.

Odpowiedz
avatar glupia
10 10

@jotem02: Mam jednego takiego ancymona. Od czterech lat nie zmieniłam stawki za korki, bo jest tak cholernie zdolny językowo, że to aż przyjemność. Testy gimnazjalne z angielskiego zdał oba na sto procent, ale nie dziwię się, skoro w ramach ćwiczeń rozwiązywał matury :)

Odpowiedz
avatar miramakota
10 10

@jotem02: Nauczanie indywidualne ma też tę zaletę, że jest daleko wydajniejsze od zbiorowego i nie rodzi takiego stresu. Sama przyjemność. W naszym przypadku było też tak, że syn dość wcześnie wiedział, co chce robić dalej i wiadomo było, że będzą mu potrzebne matematyka i fizyka. W gimnazjum miał świetną fizyczkę, ale z matematyczką się jakoś nie dogadywał (a z panem korepetytorem doskonale), natomiast w liceum matematyczka była rewelacyjna, natomiast z fizyką szybko się okazało, że na lekcjach niewiele korzysta, a szkoda marnować najchłonniejszy okres w życiu. Generalnie prawie nigdy nie ma tak, że wszyscy nauczyciele są naprawdę dobrzy, zawsze zdarzy się ktoś słabszy, albo po prostu między uczniem a pedagogiem nie ma chemii. I wtedy warto znaleźć kogoś odpowiedniego.

Odpowiedz
avatar jotem02
3 3

@glupia: I to jest to, o co chodzi. A w szkole jak funkcjonuje?

Odpowiedz
avatar jotem02
4 6

@miramakota: I tak to działa - chemia mistrz i uczeń. Kiedyś, wiele lat temu, ponieważ jestem multiinstrumentalistą (bo jedyni prawdziwi humaniści, to matematycy, bo ich interesuje wszystko) zastanawiałem się nad ofertą - uczę państwa dziecko w domu wszystkiego. Ale cena byłaby zaporowa - 8 godzin dziennie, 20 dni w miesiącu. Ale w przypadku chłonnego ucznia, to byłoby dopiero doświadczenie edukacyjne!

Odpowiedz
avatar glupia
2 2

@jotem02: Całkiem spoko. Ma szczęście, że zawsze (podstawówka, gimnazjum, teraz technikum) znajduje sobie kolegów o podobnych zainteresowaniach (komputery, polityka, filozofowanie). Średnia ocen generalnie zawsze powyżej 4. Niezbyt tylko zainteresowany dziewczynami, ale w sumie to go rozumiem, jest chłopięcym odpowiednikiem mnie sprzed 20 lat, na miłości przyjdzie czas ;)

Odpowiedz
avatar jotem02
2 2

@glupia: Dziewczyny przyjdą z czasem. Ważne, że robi, to lubi z ludźmi, których lubi. Pozdrawiam:)

Odpowiedz
avatar jotem02
4 12

@Papa_Smerf: Piekielni to są głównie rodzice i to piekielni do kwadratu!

Odpowiedz
avatar elysiia
4 8

@Papa_Smerf: a moim zdaniem to piekielność, po prostu obserwowana przez lata. To, że nie objawiła się w jednej, konkretnej sytuacji nie sprawia, że tu nie przynależy.

Odpowiedz
avatar katem
4 8

@Papa_Smerf: Zaprzeczasz sam sobie - twierdzisz, że to @jotem02 jest piekielny, więc jego miejsce jak najbardziej jest na Piekielnych :D

Odpowiedz
avatar jasiobe
1 7

Czy te logarytmy w podstawówce, to nie lekka przesada? Z całym szacunkiem @jotem02, ale wydaje mi się, że logarytmy poznałem dopiero w technikum na przełomie lat 70' i 80'. Przyznaję.... pamięć już nie ta, może się mylę, ale...

Odpowiedz
avatar jotem02
7 7

@jasiobe: W ..latach osiemdziesiątych był taki projekt "dziesięcioletnia powszechna szkoła średnia" Trwało to krótko, ale logarytmy się w podstawówce pojawiły. Zresztą pytanie "do której potęgi trzeba podnieść dwa, żeby było 16" nie jest specjalnie skomplikowane. A to jest esencja logarytmu.

Odpowiedz
avatar jasiobe
3 5

@jotem02: Rozumiem. No i oczywiście szacun.... Panie Profesorze ;)

Odpowiedz
avatar jotem02
3 3

@jasiobe: Dzięki wielkie

Odpowiedz
avatar jasiobe
2 4

@jotem02: Przepraszam... przypomniało mi się na koniec.... TAK, był projekt 10-latki... tak tak :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 6

Tak, kiedyś uczniowie byli mądrzejści. Moi rodzice szkołę średnią ukończyli w latach 80tych XX wieku. W tamtych czasach do liceum dostawali się tylko uczniowe z bardzo dobrymi ocenami, już nie mówiąc o studiach. Teraz wciska się każdego do liceum bo każdy musi studiować. Pociąga to za sobą obniżanie wymagań. Do matury z biologii początkowo przygotowywałam się z książki z zestawem zadań maturalnych wykorzystywanych przed reformą szkolnictwa i zrezygnowałam bo materiał był bardzo zaawansowany, poziom studiów i nie było mi to potrzebne do nowej matury. Liceum ukończyłam 10lat temu i wygląda na to, że jest coraz gorzej.

Odpowiedz
avatar jotem02
9 9

@nursetka: Kiedyś do liceum szła śmietanka (chyba to było kilkanaście procent) najlepszych. Zdawalność matur, bez korków, była bardzo wysoka. Uczelnie tylko państwowe, z wysokim progiem wstępu. Faceci ryli jak szaleni, bo brak bileciku na studia równał się bilecikowi w kamasze (i to na dwa latka). Motywacja była straszna. A teraz maturka należy się każdemu, bo inaczej będzie im smutno, a potem wyższa szkoła lansu i bansu i leci licencjacik.

Odpowiedz
avatar jasiobe
1 1

@jotem02: Co do " iścia w kamasze ". Taka za przeproszeniem Marynarka Wojenna potrafiła brać na 3 lata. Pamiętam jak dziś.... ja , młody elew po szkole podoficerskiej wojsk rakietowych, jadąc na pierwszy urlop spotkałem w pociągu żołnierza Marynarki. Powiedział - nie martw się chłopie, ja już kibluję rok. Razem wyjdziemy do cywila. Dla mnie to był wtedy kosmos... abstrakcja.

Odpowiedz
avatar jotem02
1 1

@jasiobe: Ja odpękałem po studiach uczciwe dziesięć miesięcy w SPR. Zwolnili mnie dwa miesiące wcześniej, bo miałem dwa niemowlaki i kamicę nerkową. A u towarzyszy pancernych też się bujało przez trzy latka. No ale z czołgu łatwiej było bryknąć na lewiznę niż z łodzi podwodnej :)

Odpowiedz
avatar misiafaraona
10 10

Od września mój syn idzie do szkoły. Nie chodzi o Polskę ale... jakieś 80% uczniów już od pierwszej klasy korzysta tu z korepetycji. Nie po to, żeby się douczyć, tylko odrobić zadane lekcje!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 9

Zakres obecnego materiału jest żenujący. Najpierw obcinano godziny, potem robił się słuszny krzyk, ze niewyrabiają się z materiałem, więc zamiast przywracać godziny obcinali meteriał i tak w koło. Obecny poziom piątkowo szóstowy to słaba 3 lat 70 i 80

Odpowiedz
avatar Habiel
7 7

Ja opowiem o moich korepetycjach, jako przykład rocznika, któremu za każdym razem zmieniano podstawę programową (96'; nowa matura; nowa podstawa we wszystkich klasach). W zerówce zaczęłam chodzić na korepetycje z angielskiego. Rodzice dość wcześnie pojęli, że język obcy trzeba znać, a przedszkole czy szkoła, nie nauczą mnie nic. I mieli ogromną rację. Dobrego nauczyciela angielskiego miałam dopiero w liceum (wredny, ale potrafił nauczyć) i trafiłam do niego przez to, że miałam bardzo dużo punktów na egzaminie gimnazjalnym z angielskiego, gdyż była to grupa o najwyższym poziomie. Podstawówka, gimnazjum to był śmiech w biały dzień. Ja tłumaczyłam innym uczniom z klasy czasy, bo nauczycielki w ogóle albo nie miały wiedzy albo nie potrafiły jej przekazać. I to wszystko dzięki temu, że chodziłam na korki, a potem sama chciałam się z tym językiem rozwijać. Korepetycje dały mi podstawy do dalszego działania. Gimnazjum mogłam skończyć z 6 z matematyki, gdyby nie to, że nie chciało mi się chodzić na konkursy. Poszłam do liceum i spotkałam na swojej drodze Bożenę, która matematyki nigdy nie powinna nauczać wyżej niż na poziomie podstawowym. Po semestrze z nią zeszłam do 4, a 1 LO kończyłam z 3. Tak chaotycznego tłumaczenia, pokrętnego robienia zadania, które można było rozwiązać jednym wzorem, nie przetrawiłam. Bożena ucinała własne pomysły, a jak wynik jej się nie zgadzał z odpowiedziami, twierdziła, że to błąd w podręczniku. Poszłam więc na korepetycję, aby matmę zdać na coś więcej niż 30%. I na korepetycjach okazało się, że nie jestem głupia z matematyki, bo wszystkie zadania rozwiązywałam bez większych problemów. Wystarczyło dobrze przekazać wiedzę. Korepetycje będą się upowszechniały. Ja na mojej drodze spotkałam zaledwie 7 nauczycieli, którym się chciało i czegoś uczyli. Na korzyść korepetycji działa też nowa matura. Dla starszych użytkowników już tłumaczę: -idąc do liceum wybieramy profil np. humanistyczny, bo zależy nam na rozwoju języka obcego, a human oferuje dwa rozszerzenia dajmy na to niemiecki i angielski; -po 1 LO inne przedmioty niż rozszerzenia zmieniają się w bloki i tak likwiduje się fizykę, chemię, biologię, łącząc te przedmioty w przyrodę (jak dla mnie-o poziomie ciut większym niż ta przyroda w podstawówce); u ścisłowców nie ma wosu i historii, a jest historia i społeczeństwo -jeśli wybrałeś profil bez rozszerzeń, które chciałbyś zdawać na maturze, masz dwa wyjścia-albo korepetycje albo pożegnać się z tymi maturami, bo pomiędzy podstawą, a rozszerzeniem jest przepaść. Ja w 3 LO miałam 3 godziny matematyki, a koledzy z mat-fizu 8/10 (jeśli licząc przygotowawcze do matury). Ucząc się samodzielnie nie ma się szans aby tą przepaść nadgonić -konieczność rozszerzenia z jednego przedmiotu, bo inaczej matura nie będzie zaliczona; Osobiście bardzo cierpiałam z powodu nowej matury, bo mimo miłości do WOSu, historii i angielskiego, kochałam też biologię i matematykę, z których nie miałam jak się rozwinąć z wyżej wymienionych powodów. Pozostaje mi teraz podczytywanie książek naukowych na własną rękę ;)

Odpowiedz
avatar FlyingLotus
3 7

,,Nauczyciel źle tłumaczy, bo ma z racji głodowej pensji i własnego niedokształcenia wszystko w doopie" myślę, że to może być odpowiedź, dlaczego część uczniów sobie nie radzi.

Odpowiedz
avatar vezdohan
2 4

Hmm mam pewnie int o temperaturze pokojowej, ale dla mnie pytanie: 'dlaczego w nocy jest ciemno' to nie trywialne zagadnienie z budowy wszechświata :)

Odpowiedz
avatar jotem02
1 5

@vezdohan: Tak, na marginesie. Gdy wprowadzono gimnazjum pojawił się przedmiot fizyka z astronomią. Dzieciaki na ogół lubiły astronomię, bo ile była mądrze prowadzona, mogła dostarczyć im fajnej porcji wiedzy. Potem została tylko fizyka, a astronomię gdzieś, za czyjąś aprobatą wcięło. A teraz są opowieści z mchu i paproci i kilka wzorów, których uczeń nigdy nie wykorzysta. A na pytania "po co łosiowi szerokie kopyta" i "dlaczego wyskoczył bezpiecznik" odpowiedzi nie ma.

Odpowiedz
avatar Jorn
0 0

@vezdohan: Wystarczy postawić lampę obok globusa, żeby to zrozumieć. @jotem02: fizykę z astronomią miałem w Jaruzelskiej podstawówce, długo przed gimnazjami.

Odpowiedz
avatar vezdohan
0 0

@Jorn: Wystarczy postawić lampę obok globusa? Taaak a o paradoksie Heinricha Olbersa to już nie słyszałeś?

Odpowiedz
avatar jotem02
0 0

@vezdohan: A wyobraź sobie, że na astronomii też o tym mówiłem

Odpowiedz
avatar Tajemnica_17
0 8

OK. A teraz powiedź mi do czego w życiu przydadzą mi się logarytmy i funkcja liniowa.

Odpowiedz
avatar jotem02
1 5

@Tajemnica_17: No tak. wiedziałem, że ten motyw się pojawi. Dziwne tylko, że tak późno. Będzie długo. Otóż uczenie matematyki, poza kwestiami czysto utylitarnymi (przeciętny Amerykanin nie wie ile dostanie reszty z 50 dolarów)ma na celu nauczenie logicznego myślenia, wiązania ze sobą faktów, wyciągania wniosków i zdyscyplinowanej argumentacji. Służy do tego materiał matematyczny, bo jest do tego po prostu stworzony. Logarytmy i wielomiany pewnie się większości nie przydadzą, ale logiczne myślenie owszem. Chyba, że ktoś lubi brać pożyczkę w CHF, bo pan tak doradzał, a potem krzyczy, że złodzieje go okradli. Albo Karynka uzasadnia swoje zdanie "no bo tak". Ale to tak na marginesie. System edukacji ogólnokształcącej zakłada nabycie pewnego quantum wiedzy z licznych przedmiotów. O ile podstawowe wiadomości z chemii (napiłem się kwasu, co zrobić), z fizyki (jak sprawić, by z garnka z bigosem popłynął prąd), z biologii (do czego mi jajnik) są potrzebne, to kwantyfikowanie pędu elektronu na orbicie, entropia i entalpia w reakcjach chemicznych i rodzaje gleb na północy Polski są, według mnie, przegięciem i niech tego uczą się tylko ludzie, którzy z tym sobie wiążą przyszłość. Pomysłów na edukację było wiele i żaden praktycznie nie wypalił. Nasz system klasowo-lekcyjny dawno już się przeżył, ale pomimo licznych prób reformy, trzyma się dobrze (od XVIII wieku). I dzieci dalej kombinują, co poeta chciał przez to powiedzieć, a polszczyzną posługują się jak małpa brzytwą. Myślę, że system edukacji dojrzał do gruntownej reformy, ale zważywszy na inercję ludzkiego myślenia (dziadka tak uczyli, ojca, to i niech syna tak uczą). Podejrzewam, że za naszego życia do tego nie dojdzie.

Odpowiedz
avatar vezdohan
0 2

@Tajemnica_17: Taak - jak się bierze kredyt to logarytmy wyłażą zza rogu. A funkcja liniowa no cóż, spróbuj policzyć jak do Radomia 3h to ile do Krakowa?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@Tajemnica_17: oprocz podstawowej matematyki, procentow i czasami obliczaniem objetosci i powierzchni to jedyny wzor z fizyki jaki mi sie przydaje w zyciu i regularnie z niego korzystam to v=s/t ;)

Odpowiedz
avatar mim
1 1

@Tajemnica_17: Matematyka w szkole - faktycznie jest tam mało konkretów, ale to przez to, że praktyczne zastosowania matematyki są tak uniwersalne. Matematyka ma dać ci trzy rzeczy: 1) umiejętność logicznego myślenia; 2) wykorzystywać punkt 1), aby nauczyć ubierać problem/zagadnienie w równanie; 3) dać umiejętność rozwiązywania tychże równań Każdy typ rachunków (sumy, różnice, iloczyny, ilorazy, trygonometria, ułamki, promile, procenty, granice, logarytmy, całki, pochodne itd.) usprawnia Twoją umiejętność układania równań. Pomyśl o nich jak o różnych narzędziach - od małego śrubokręta do delikatnego rozkręcania elektroniki, poprzez młotek do wbijania gwoździa, aż po koparkę do ciężkich robót terenowych. Samo to, że wiesz że istnieje coś takiego jak logarytm i rozumiesz jaki jest sens tego działania matematycznego, sprawia, że potencjalnie jesteś go w stanie wykorzystać. To jak znać i rozumieć znaczenie słowa lub frazeologizmu. Ostatecznie matematyka oraz "te wszystkie przedmioty które nie przydają się w prawdziwym życiu" mają jeden cel: aby ciężej było cię oszukać. Żebyś nie wierzyła w bzdury pokroju "ziemia jest płaska", kredyt który sam się spłaca, diety-cud itd.

Odpowiedz
avatar FlyingLotus
1 1

@mim: co do ostatniego akapitu - z jednej strony masz rację, ale z drugiej płaskoziemcy czy inni antyszczepionkowcy jednak istnieją.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 marca 2019 o 18:10

avatar z_lasu
3 3

@Tajemnica_17: Nawet nie wiesz jak często korzystasz z funkcji liniowej. Bo obliczenie jak zmienią się twoje dochody, jeżeli przy 20% premii zmieni ci się podstawa zarobków to nic innego jak funkcja liniowa :) y=1,2x

Odpowiedz
avatar Hideki
3 3

Korepetycje udzielałem głównie z przedmiotów ścisłych i z języków obcych. O moich podopiecznych wiele złego powiedzieć nie mogę, o ich rodzicach niewiele więcej. Za to o szkole owszem. Sprawdzanie wiedzy (uczniów i nauczycieli) to mit. 13-latek uczony angielskiego w szkole przez obcokrajowca (nie native speaker), który matury podstawowej z angielskiego by w Polsce raczej nie zdał. Praktycznie na każdym spotkaniu z dzieckiem musiałem poprawiać błędy nauczyciela. 17-latkowi groziło oblanie drugiej klasy liceum z niemieckiego. Na pierwszych zajęciach okazało się, że chłopak szybko łapie, ale poziom wiedzy zerowy. Był to jego piąty rok nauki języka. Poprzednie cztery lata zaliczył... jak? Przez chwilę byłem na studiach inżynierskich jako mocno najstarszy w grupie. Na ćwiczeniach z fizyki prowadzący musiał tłumaczyć podstawy algebry czy sprowadzanie ułamków zwykłych do wspólnego mianownika, bo 80% grupy nie była w stanie robić najprostszych zadań... A przecież ci świeżo upieczeni studenci, przyszli niedoszli inżynierowie, dopiero co zdali maturę z matematyki. Jak?!

Odpowiedz
avatar Shi
2 6

kurrrła, kiedyś to było! <- tak widzę tego posta (bo ciężko mi to nazwać historią). Możecie mnie zminusować, ale człowiek, który narzeka "W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku w programie klasy ósmej z matematyki były logarytmy" nie potrafi poprawnie pisać po polsku ("branie korków w owych czasów"). Może się czepiam, ale cała ta "historia" to właśnie takie czepianie się. Miałam i logarytmy i funkcje liniowe w gimnazjum, w dodatku już w XII wieku i przyznam, że to była porażka. Nie żebym ja ich nie potrafiła (bo matematyka to mój konik), ale nie uważam by to było tak potrzebne w tak młodym wieku. Jeśli chodzi o liczby rzeczywiste to spytaj kogoś na ulicy czy 2,5 to liczba rzeczywista i zacznij płakać. W dodatku nie pytaj tylko młodych, ale też ludzi ze "starego pokolenia", a większość nie udzieli Ci poprawnej odpowiedzi. Tak też było kiedyś i to ekstra-inteligentne poprzednie pokolenie wcale takie inteligentne nie jest. Matematyka uczy logicznego myślenia - niby tak, ale logicznego myślenia matematycznego. Wyciągania wzniosów i nauki konsekwencji już niekoniecznie. Prosty przykład? Pokolenie moich rodziców - twierdzą, że to, iż rodzice ich bili jest złe, ale własne dzieci biją (bo klapsy to jest bicie) i nie widzą w tym nic złego. Co z tego, że logarytmy mieli w podstawówce jak logicznego myślenia nadal brak? Mogłabym tak wymieniać i wymieniać... Jedyne co się zgodzę, że "kiedyś było lepiej" to brak takiego nacisku na ukończenie liceum oraz studiów. Masa ludzi, których znam, zaraz po ukończeniu liceum wybrało się do zawodówki dla dorosłych i zostali wyklęci przez rodzinę, bo zawodówka to wstyd i hańba! Maturę mają i na co im ta matura? Chyba jako awaryjny papier toaletowy... Są naprawdę zawodowcami w swoim fachu, ale nie pamiętają już co to funkcja liniowa czy nieliniowa, bo im to niepotrzebne. Potrafią obliczyć, na przykład, proporcje mąki i innych składników, spokojnie, "na krzyż", na karteczce i tyle jest im potrzebne. W dodatku niektórzy ludzie "o IQ rzędu temperatury pokojowej" potrafią logiczniej myśleć niż ich właśni rodzice, co całki i różniczki mieli w liceum. Jedyne co się zgodzę, jeśli chodzi o treść tej "hisotrii", to ostatni akapit. To jest jedyna sensowna część całych tych wypocin.

Odpowiedz
avatar Shi
1 1

nie wiem czemu nie chce mi zapisać edycji, więc... *Masa ludzi, których znam, zaraz po ukończeniu liceum wybrałA się

Odpowiedz
avatar jotem02
1 1

@Shi: W XII wieku? Wyciągania wzniosów? I kto się czepia? A matematyka pomaga w uczeniu myślenia. Nie matematycznego. Codziennego. Pozdrawiam

Odpowiedz
avatar z_lasu
0 2

@Shi: "Za moich czasów" po ukończeniu ośmiu klas podstawówki było wiadomo, że do liceum dostanie się 5-6% klasy. Następne ~6% pójdzie do technikum. Reszta do zawodówki. A ci najmniej chętni do nauki - do OHP. Ci, którzy poszli zawodówki, często kończyli również technika i studia. Po prostu, czasem potrzeba więcej czasu, żeby pojąć, że jednak wiedza i papier ją potwierdzający, może się do czegoś przydać. Z mojej maturalnej klasy od razu po maturze na studia dostało sią 25%. Znakomita większość zrobiła magisterkę nieco później. Moje młodsze dziecko wybiera się do technikum. I za bardzo się z tym nie wychyla. Bo to nie honor. I jak to możliwe, żeby uczeń, który ma czerwony pasek na świadectwie nie wybierał inną szkołę niż liceum...

Odpowiedz
avatar Nikusia1
2 2

Ja jako korepetytor mam dwie obserwacje: 1. Rodzicom się nie chce. Bardzo często zamożniejsi rodzice płacili mi tylko po to, żebym z ich dzieckiem odrabiała lekcje. Wiadomo, że dzieciak na początku podstawówki potrzebuje pomocy, ale zwykle zajmują się tym rodzice (co buduje dodatkową więź), jednak jak widać nie zawsze są chęci. Miałam kiedyś dziewczynkę, której matkę widziałam w ciągu roku szkolnego 2 razy (a zajęcia o 17), ojca nie spotkałam nigdy (choć wiem, że był domownikiem). O jej osiągnięciach szkolnych rozmawiałam z opłacaną przez rodziców nianią... 2. Nauczyciele nawalają. Regularnie uczniowie mają zadania, których po prostu nie mają prawa umieć rozwiązać, bo nauczyciel na lekcji nawet nie zrobił wprowadzenia do tematu, a zadani zadał. Rozmowa z zeszłego tygodnia: - Jak rozumiem, pisałaś już coś takiego? - Em, nie - Jak to nie? Nie wam pani, jak to się robi? - Nie - To jak wy macie to umieć napisać? - Nie wiem Ech :D

Odpowiedz
avatar jotem02
0 0

@Nikusia1: Teoretycznie korkuję z matematyki, chemii, angielskiego i fizyki. Jednakowoż miewałem takie akcje, że dostaję młodsze dziecko (rekord to III klasa) i jestem odpowiedzialny za wyniki. Mamusia niepracująca, dobrze sytuowana i chyba po maturze. Pecunia non olet, ale niesmak pozostaje. I jeszcze po takich zajęciach trzy razy w tygodniu, to dziecko było przywiązane do mnie bardziej niż do mamusi. Ale co zrobisz? Życie

Odpowiedz
avatar Asertywny
0 2

Ten proceder trwa już od ponad 20 lat. Podam przykład z własnego podwórka: 1988 rok - Asertywny zdaje na Politechnikę (Warszawską jakby ktoś się pytał). Łączny czas wszystkich egzaminów: 16 godzin (tak moi kochani - to była orka co się zowie). Zastanawiacie się skąd taki wynik? Egzamin na PW składał się wtedy z 5 etapów: Poniedziałek: zadania z matematyki (10 zadań - 3h), wtorek zadania z fizyki (tak samo: 10/3h), środa: test z angielskiego (gramatyka, słownictwo, tłumaczenie - 3h), czwartek: test z matematyki (100 pytań - 3h), piątek: to samo tyle, że z fizyki, sobota: rozmowa kwalifikacyjna (1h). Ze wszystkich etapów dostawało się tzw. małe punkty, z których potem w zależności od wyników były liczone tzw. duże punkty. Ich maksymalna liczba to oczywiście 100. Minimum potrzebne na zaliczenie i dostanie się na studia to 60 punktów. 2000 rok - 12 lat później Asertywny kończy pracę na PW w roli asystenta i na odchodne zostaje jeszcze wyznaczony jako egzaminator na egzaminach wstępnych. Zadanie: poinformować kandydatów o zasadach, rozdać arkusze, rozpocząć egzamin, pilnować urwipołciów podczas jego trwania i na końcu zebrać arkusze, wykopać tą bandę na korytarz i przekazać do dziekanatu. Łączny czas trwania egzaminu: 1,5 godziny (!) - po pół godziny na test z matematyki, fizyki i angielskiego. Nie ma punktów małych i dużych - są punkty. Łączna liczba to oczywiście 100 a próg zdawalności dający wstęp w szeregi braci studenckiej to moi mili uwaga: 15 punktów na 100 (TADAM!). Wnioski wyciągnijcie sobie sami. Jeszcze trochę a będzie jak w znanym dowcipie o egzaminie i drwalu: Jak ktoś nie zna to przytoczę: Matura 1960 r. Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty. Ile zarobił drwal? Matura 1970 r. Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Koszty uzyskania przychodu wyniosły 4/5 tej kwoty. Ile zarobił drwal? Matura 1980 r. Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Koszty uzyskania przychodu wyniosły 4/5 tej kwoty. Ile procent stanowi zysk drwala? Matura 1990 r. Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Koszty uzyskania przychodu wyniosły 4/5 tej kwoty. Ile zarobił drwal i jaki wpływ miała jego praca na otoczenie drzewa (uwzględnij sąsiadującą z drzewem florę i faunę)? Matura 2000 r. (tylko dla zainteresowanych) Drwal sprzedał drewno za 100 zł. W tym celu musiał wyciąć kilka starych drzew. Opisz w kilku zdaniach, jak w tej sytuacji czuły się biedne zwierzątka leśne i rośliny? Jak bardzo niekorzystne dla środowiska jest wycinanie starych drzew? Matura 2010 r. Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty, czyli 80 zł. Drwal zarobił 20 zł. Zakreśl liczbę 20. Matura 2020 r. Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Pokoloruj drwala.

Odpowiedz
avatar jotem02
1 1

@Asertywny: I to byłoby śmieszne, gdyby nie było straszne bo prawdziwe. Moje egzaminy na UW (matma) też trzy dni i wychodziło się na miękkich, ze zmęczenia, nogach. A teraz konkurs świadectw i parodia egzaminu.

Odpowiedz
avatar z_lasu
2 2

Z autorem postu jesteśmy +- w jednym wieku i w zasadzie z 95% jego przemyśleń się zgadzam. Jest jeszcze jedna rzecz (poza obcinaniem materiału), która sprawia, że dzieciaki nie są w stanie skojarzyć kontekstów i powiązań. To sposób pozyskiwania informacji. Kiedyś, żeby dojść do rozwiązania konkretnego problemu trzeba się było przebić przez rozdział lub dwa danej książki. Przy okazji czytając o podstawach, powiązaniach i kontekstach. To wszystko "układało" w głowie wiedzę. Dzisiaj? Wystarczy zapytać "wujka Googla" i ma się odpowiedź. Dokładną i kompletną ale zupełnie wyrwaną z kontekstu. Więc mamy "Wiosnę Ludów i jej konsekwencje" ale ni hu hu nie wiadomo ani kiedy, ani kto, ani co było wcześniej. Mamy "roślinność sawanny", ale nie wiadomo ani gdzie ta sawanna, ani co tę roślinność żre. Mając takie "wycinkowe" informacje wie się wszystko i nic. Bo z jednej informacji nie wynika druga. Czasem przeglądam podręczniki moich dzieci. I przyznam szczerze, że większość jest niewarta papieru na którym zostały wydrukowane.

Odpowiedz
avatar jotem02
0 0

@z_lasu: Uczeń na korkach z matmy błaga o pomoc z polskiego (klasa VII). Pytania problemowe mocno dotyczą fragmentu Dziadów. Dziecko kompletnie nie rozumie tekstu, nawet po kilkukrotnym przeczytaniu. Pytania: Co symbolizuje ogień? Jaką rolę pełni w utworze Guślarz? Jaki jest stosunek żywych do metafizycznego świata? KUURŁA! Oczywiście coś tam, nawet z sensem wyrzeźbiłem, ale dla siódmoklasisty jest to awykonalne. Więc dlaczego? I po co? W całym podręczniku sterta podobnych kwiatów.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@z_lasu: Całkowicie siė zgadzam. Jestem z rocznika konca lat 80tych, ponadto pochodze z małego miasta i miałam rodzicow oczytanych, ale z bardzo tradycyjnym podejściem . Czyli dopiero ok 14roku życia poraz pierwszy skorzystałam z internetu (bo rodzice wtedy nie akceptowali komputerów) ,a wczesniej wyłacznie czytałam ksiażki i korzystałam z Encyklopedii i czytalam czasopismo "Wiedza i życie". Ktos to pamieta? Pamietam, że w tamtych czasach nabylam ogromna wiedze ogolna z ktorej do dzisiaj korzystam. Teraz rzeczywiscie jak cos chce sprawdzic to sprawdzam wujka Google i za chwile sie zapomina.. Pamiętam też, że wtedy dostałam gorszą ocene za opracowanie czegoś na fizyke, bo napisałam ręcznie i korzystajac z encyklopedii a ktoś z dostępem do komputera wydrukował z Internetu. Studia zaczelam w 2006 roku i jeszcze przez pierwsze dwa lata prowadzono wyklady z ktorych trzeba bylo notowac, a wykładowca musiał mówić ciekawie, aby go słuchano. Pozniej juz wprowadzono na stałe prezentacje i prawie każdy wykładowca zaczął po prostu przepisywać książki. Naprawdę tęsknie za tymi latami bez rozwiniętej technologii, bo teraz jesteśmy tak od niej uzależnieni, że rezygnacja lub ograniczenie ztego to praktycznie odcięcie się od jakichkolwiek informacji :(

Odpowiedz
Udostępnij