Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

To jeszcze jedna historia od starego belfra, którego niektórzy posądzają o bycie…

To jeszcze jedna historia od starego belfra, którego niektórzy posądzają o bycie fejkiem.

Kwestia z dzisiaj. Podsłuchane na korytarzu - akurat miałem dyżur.

"Za Orkiestrę nie będzie punktów za wolontariat, musimy jeszcze roznosić żonkile albo coś". Wiedziałem, o co biega. W tym roku, przy podwójnych rocznikach, liczy się każde oczko. Konkurencja jest taka przy rekrutacji do szkół średnich (dobra zmiana nam zmienia dzieci w zombie), że jeden drugiemu jest gardło gotów przegryźć, żeby mieć tylko o punkcik więcej - nie dziwię się, to wszak często być albo nie być w przyszłości.

Ale to tylko dygresja upierdliwego staruszka. Meritum leży gdzie indziej.

Co to jest, kurnać, wolontariat? I czego my uczymy te nasze dzieciaki i jak je wychowujemy? Jeśli chcą, mogą pomagać z potrzeby serca, a nie za spodziewane korzyści. To jakby wolontariusz przeprowadzał staruszki przez jezdnię, a potem żądał za to dychy. Nie wiem, czyj był ten pomysł z punktami za wolontariat (a każdy punkt jest, przypominam, na wagę złota, zwłaszcza w tym nieszczęsnym roku), ale to jest ANTYWYCHOWAWCZE! To uczy, że jeśli młody człowiek ma ruszyć doopę, to musi mu się opłacić.

Takie będą Rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie. Chowajmy tak dalej.

Aż do momentu, gdy, leżąc na łożu śmierci, poprosimy synka o szklankę wody, a on poprosi w zamian o suty legat w testamencie.

by jotem02
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar edeede
4 12

Zgadzam się że to złe. W ogóle ja jestem przeciwnikiem każdej rywalizacji w szkole. Każde porównywanie i motywowanie kto pierwszy, kto ładniej, kto więcej jest złe według mnie. A cały system się o to opiera. U mnie w szkole były brane pod uwagę działalności pozaszkolne, czy to wolontariat czy jakieś kółka zainteresowań (chodziłam do takiego przy muzeum). Ale to była dobra wola nauczycieli że komuś za to powyższyli zachowanie. To taka dygresja, ja jestem z dawnego podziału 8SP+4LO.

Odpowiedz
avatar jotem02
13 19

@edeede: Rywalizacja była, jest i będzie, bo to leży w ludzkiej naturze. Ale niech wolontariat będzie z wewnętrznej potrzeby pomagania, z dobroci serca, a nie z pogoni za punktami. Płatny wolontariat - toż to zaprzeczenie samej idei!

Odpowiedz
avatar wilkor42
12 14

@jotem02: Ok, powiedzmy, że dzieciak robi wolontariat z dobroci serca, po lekcjach siedzi w schronisku, angażuje się, spędza tam długie godziny, nie gra w piłkę jak inne dzieciaki tylko pomaga - dzieciak który gra w piłkę dostanie punkty, bo jest aktywny sportowo, jeździ na zawody, dzieciak z wolontariatu nie ma nic. Owszem robi to dla siebie i zwierzaków, ale przez to nie może zrobić czegoś innego, za co mógłby dostać nagrodę, jak dzieciak ma się rozwijać? Jak jego wysiłki nie będą w żaden sposób doceniane?

Odpowiedz
avatar I_m_not_a_robot
8 12

@wilkor42: Wystarczy, żeby szkoła nie gratyfikowała w żaden sposób tego, co jest pozaszkolne? Polski system oceniania jest bardzo niesprawiedliwy wewnątrzszkolnie, ale widać to za mało. Trzeba było dorzucić kolejną rywalizację, kolejny system oceniania, tak samo niesprawiedliwy i subiektywny. Szkoda tylko, że szkole nie powinno być nic do tego, co uczeń robi poza nią. Nieważne czy kopie w piłkę, czy pomaga zwierzętom, zbiera pieniądze na szczytny cel, czy maluje. Jeżeli ktoś coś lubi robić i to rozwija, to będzie w tym dobry i będzie chciał robić to dalej. Po co na siłę włączać w to szkołę?

Odpowiedz
avatar Armagedon
12 14

@I_m_not_a_robot: I tu się zgadzam z przedmówczynią co do jednego przecinka. Jedynym kryterium oceny ucznia powinna być jego wiedza i poziom jego wykształcenia na danym etapie edukacji. Oraz kultura osobista, koleżeńskość i zaangażowanie w sprawy i problemy szkoły. To co lubi sobie robić uczeń prywatnie - powinno pozostać sprawą prywatną jego i jego rodziców. Osobiście wolałabym, żeby moje dziecko więcej czasu poświęcało nauce i na niej skupiało swoją uwagę, niż kradło sobie ten czas roznosząc żonkile, bo ważniejsze są jakieś tam punkty niż celujący w dzienniku.

Odpowiedz
avatar I_m_not_a_robot
2 2

@Armagedon: Kiedyś już o tym pisałam w komentarzach, ale dla mnie, polski system szkolnego oceniania jest chory/absurdalny. Owszem, na całe szczęście (przynajmniej dla mnie) znam go tylko z opowieści i tłumaczeń (dość wyczerpujących, bo wiele rzeczy było dla mnie nielogicznych). Cały czas nie mogę jednak zrozumieć, w jaki sposób sprawiedliwym jest wyciąganie jakiejś dziwnej, arbitralnej średniej z ocen, kiedy każdy uczeń ma w zasadzie różną liczbę tychże ocen, a każda ocena może zostać podniesiona dzięki poprawce/zrobieniu gazetki/ wyżebraniu u nauczyciela. JAK? Jak można w takim wypadku porównywać uczniów, tworzyć rankingi i co gorsza, wedle tych rankingów wysyłać ich do lepszych lub gorszych szkół???? Dlaczego ktoś, kto zrobi głupią gazetkę i/lub popracuje trochę dla Caritasu ma mieć więcej punktów niż ktoś kto ma wielki talent artystyczny i kwestuje dla Orkiestry?

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
2 2

@I_m_not_a_robot: Dlatego teraz, nauczyciele mają wagi ocen (ja mając dziennik elektroniczny już coś takiego miałam), i np ocena ze sprawdzianu miała największą wagę, czyli miała największe znaczenie. Potem jest waga z kartkówek, mniejsza ale dalej istotna, i najmniejsze wagi mają oceny z prac domowych, aktywności na lekcji itp. Bo do tej pory faktycznie, ktoś miał 3 jedynki ze sprawdzianów, ale łapał same piątki za prace domowe i tym sposobem średnia wychodziła mocne 3, a przy odrobinie woli poprawki można było mieć 4. I w drugą stronę, jeden uczeń ma dobre oceny ze sprawdzianów, ale z jakiś powodów ma słabsze oceny z kartkówek i prac domowych i to mu zaniża średnią. Więc teraz nauczyciele raczej zwracają uwagę na te cięższe ranga oceny, bo z prac domowych można mieć ciągle dobre oceny, ale na żadnym egzaminie czy maturze nie będzie mieć możliwości korzystania z materiałów, z których korzysta w domu.

Odpowiedz
avatar wilkor42
4 8

Trochę prawdy w tym jest, ale ja tez tak zaczynałam, gdyby nie punkty za wolontariat to bym w ogóle się nie zainteresowała, a teraz pracuję w NGO i o dziwo czasami dalej jestem wolontariuszem. Z dobroci serca. Zależy do człowieka

Odpowiedz
avatar jotem02
8 8

@wikor42: Zależy od człowieka i można potem przejść do NGO. Oczywiste, Ale ten niewypowiedziany przymus "wolontariatu" śmierdzi. Pozdrawiam

Odpowiedz
avatar Balbina
6 6

@wilkor42: Moja córka chodziła do przedszkola w ramach wolnotariatu raz w tygodniu. Świetnie się dogadywała z dziećmi. Jak na festyn poszła na koniec roku to dzieci jej nie wypuszczały z rąk.Aż się matki śmiały że żadne w czwartek rano nie marudzi bo będzie .... w przedszkolu. A dziś pracuje w przedszkolu jako nauczyciel.

Odpowiedz
avatar jotem02
8 8

@Balbina: Jeśli ktoś kocha i rozumie dzieci to gratuluję. Moja synowa też pracuje w przedszkolu. Ale dziadek i babcia moich wnuków (czyli moja żona i ja) nieźle zarabiają i ją na to stać. A tak, to ząbki wbić w ścianę w tym zawodzie. Kosztowne hobby.

Odpowiedz
avatar Allice
2 4

Coś się zmieniło? Jak byłam w gimnazjum (no, parę lat już minęło, zeszła dekada) to wolontariaty typu wośp nawet nie były brane pod uwagę. Chodziło o jakieś schroniska dla zwierząt itp

Odpowiedz
avatar doktorek
16 18

W dzisiejszym świecie tak ze wszystkim. Wolontariat za coś. Prezent za 39,99. Raty zero procent, gdy za produkt płacisz 30% więcej niż gdybyś płacił od razu. Wygrana w konkursie, w którym nie startowałeś, której nie da się dostać. Piesek do adopcji, za darmo, ale pod warunkiem, że z obrożą za 1000. Darmowe minuty w abonamencie za 45,00. Promocja, w której płacisz więcej niż normalnie. Obniżki do iluś procent, czy ceny już od. Wypaczono znaczenie wielu słów.

Odpowiedz
avatar fondenate
9 15

Drogi belfrze, od kiedy pracujesz w szkole? Już w okolicach roku 2010 wolontariat dawał dodatkowe punkty przy rekrutacji do szkoły średniej. Sama kształciłam się na nauczyciela, znajomi z pracy mają dzieci w wieku objętym reformą i... Według mnie to, że dzieci angażują się w wolontariat (nawet jeśli tylko ze względu na punkty) jest jedną z niewielu korzyści z deformy edukacji. Raz, że tak jak napisał wilkor-mogą "wsiąknąć" w temat, którym inaczej nigdy by się nie zainteresowały. Dwa-nawet jeśli to będzie ich jedyny kontakt z wolontariatem, to dodatkowa para rąk zawsze może przynieść spore korzyści organizacji. Trzy-to, że nie będą dalej udzielać się w wolontariacie jeszcze nie skreśla roli wychowawczej takiego doświadczenia. Im wcześniej dziecko będzie musiało włożyć wysiłek (także fizyczny) w zdobycie "zapłaty" w postaci punktów, tym szybciej zrozumie wartość pieniądza i nauczy się szanować cudzą pracę-szczególnie "maluczkich" zasuwających w sklepach, fabrykach etc.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 lutego 2019 o 4:18

avatar jotem02
3 7

@fondenate: Pracuję od 1979 roku. Kiedyś było tak, że jak ktoś chciał, to był wolontariuszem, a jak nie, to nie. Punktów z tego zbyt wiele nie ma. Ale w tym roku walka o punkty idzie na noże, bo jedno "oczko" może o wszystkim zadecydować. Kiedyś ktoś myślał; "OK, nie chce mi się, nie mam czasu, nie czuję powołania, to nadrobię wynikami egzaminu". Teraz tego nie ma, jest przymus wewnętrzny i zewnętrzny (rodzice!). Pozdrawiam.

Odpowiedz
avatar Armagedon
6 8

@fondenate: Moja matka wspominała, że jeszcze w PRL to się nazywało "prace społeczne". Teoretycznie - nieobowiązkowe, a w praktyce brak "zaangażowania" oznaczał obniżenie stopnia ze sprawowania (dziś zachowania). Czyli - zawsze wobec młodych ludzi stosowano jakiś przymus robienia czegoś dla kogoś za darmo. Osobiście bardziej mi podchodzi określenie PRACE społeczne, niż wolontariat. Przynajmniej nie ma w tym określeniu sugestii, że ktoś robi coś z wolnej woli. Niemniej, owe wolontariaty niczego nie nauczą kogoś, kto czuje się przymuszany (bo nie ma wyboru). Wręcz przeciwnie. Sądząc z wieeelu wypowiedzi pod różnymi historiami na tym portalu - większość populacji nienawidzi robić czegokolwiek dla kogokolwiek ZA DARMO. A ci, którzy robili coś z potrzeby serca - nadal będą to robić BEZ WZGLĘDU na późniejsze, ewentualne profity.

Odpowiedz
avatar fondenate
-1 1

@jotem02: urodziłam się sporo później niż 1979 rok, ale pamiętam, że ambitniejsze koleżanki z gimnazjum rozmawiały na ten temat w ostatniej klasie. Pisząc "ambitniejsze" mam na myśli takie, które uczestniczyły w konkursach przedmiotowych, ze średnią 5,0+, łapiące dosłownie każdą szansę na dostanie się do najlepszego LO. Sama machnęłam na to ręką, bo wolałam skupić się na konkursach przedmiotowych i kołach pozalekcyjnych, bo na to łatwiej było mi uzyskać zgodę rodzicielki. Jasne, w tym roku będzie więcej "punktowych" wolontariuszy, ale to tylko nasilenie zjawiska, które już było ;)

Odpowiedz
avatar fondenate
0 0

@Armagedon: w trakcie studiów "potrzeba kieszeni" pokierowała mnie do pracy, w której koleżanka wysłała do całego zespołu maila o zabezpieczeniach, kryptografii. Tematyka była obok tego, czym się zajmowaliśmy, ale mógł być przydatny. Zainteresowało mnie to na tyle, że zmieniłam temat swojej pracy dyplomowej na zastosowanie "mojej" dziedziny właśnie w kryptografii. Teraz studiuję informatykę. O ile sama kiedyś byłam mocno sceptyczna, o tyle własne doświadczenie zmieniło moją opinię-gdyby nie to, że na ostatnim roku studiów musiałam zacząć sama się utrzymywać i gdyby nie to, że wybrałam akurat taką pracę nie odkryłabym dziedziny, która mocno mnie wciągnęła, stała się pasją.

Odpowiedz
avatar Agness92
3 7

Pójdą na wolontariat dla punktów i zostaną, bo zobaczą jakiego to daje kopa energii :) A tak to może by nigdy nie spróbowali.

Odpowiedz
avatar jotem02
1 7

@Agness92: Może to i faktycznie prawda, ale nie nazywajmy tego wolontariatem

Odpowiedz
avatar Leme
2 4

@jotem02: Z Wikipedii: "Wolontariat (łac. voluntarius – dobrowolny) – dobrowolna, bezpłatna, świadoma praca na rzecz innych lub całego społeczeństwa, wykraczająca poza związki rodzinno-koleżeńsko-przyjacielskie." Innymi słowy, punkty nie oznaczają, że to nie jest wolontariat. Na tej zasadzie nic nie powinno być wolontariatem, bo zawsze są jakieś korzyści - satysfakcja, nowe znajomości, gadżety od organizatorów, wpis w CV.

Odpowiedz
avatar marcelka
11 11

ba, wolontariat w tym systemie to jeszcze mniejsze zło, bo raz, że jednak dziecko musi się jakoś zaangażować, dwa, że coś tam dobrego z tego jednak wynika. A co powiedzieć o tym, że w niektórych szkołach można zyskać punkty np. za kupno karmy dla schroniska. Wiadomo przecież, że za karmę płacą rodzice. Ileś tam kg karmy, ileś punktów dla dziecka. I przed końcem roku są rodzice, co kupują tej karmy z 200-300 kg, żeby dziecku do lepszego zachowania punktów nabić. I to jest patologia systemu...

Odpowiedz
avatar Koralik
3 3

@marcelka: I nie ma żadnego ograniczenia, ile takich punktów można "kupić"?

Odpowiedz
avatar lotos5
1 1

@Koralik: U nas były w tym zawody. Która klasa przyniesie najwięcej - wygrywa punkty.

Odpowiedz
avatar Zunrin
2 4

W zasadzie to nawet zabawne. Bo mi sprzed wielu lat placówki w typie STO czy innych spoza systemu kojarzyły mi się ze sporym naciskiem na wolontariat. A do tego jak ktoś tutaj już wspomniał wolontariat od dłuższego czasu daje dodatkowe punkty przy rekrutacjach. Mamy dziwić się, że dzieciaki patrzą na swoją przyszłość? Mają się bawić w jakoś to będzie?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 12

A prawda jest taka, że szkoła średnia, do jakiej się dostaną nie zagwarantuje im przyjęcia na studia. Z perspektywy czasu stwierdzam, że chodzenie do najlepszego ogólniaka w mieście mnie tylko uwsteczniło. Za to w gimnazjum, które miało opinie najgorszego, nauczyłam się bardzo dużo i gdybym miała tych samych nauczycieli w liceum, mogłabym dużo lepiej napisać maturę. Nie było źle, ale miałam świadomość, że mogło być lepiej. I ja, w oparciu o własne doświadczenia, każdemu gimnazjaliście polecam skupić się po prostu na nauce, do jakiejkolwiek szkoły średniej nie trafi. Uczelnia już może wpłynąć na zatrudnienie, natomiast prestiż szkoły średniej można sobie włożyć między bajki.

Odpowiedz
avatar jotem02
5 5

@Kontodospontanicznychwypowiedzi: Nie ma złych szkół. Są tylko dobrzy i fatalni nauczyciele. A ci pierwsi w kiepskiej szkole giną w morzu tych drugich. Niestety, coraz więcej jest takich, którzy z trudem przebrnęli przez studia, dzieci nie lubią, a pracę i relacje z nimi mają w doopie. Owszem, realizują podstawę programową i to wszystko. A i jeszcze lubią szkołę, bo w klasie czują się wszechmocni. Nikt im nie podskoczy.

Odpowiedz
avatar Armagedon
2 4

@jotem02: Oj, chyba sam sobie przeczysz. Najpierw piszesz, że nie ma złych szkół, a potem, że jednak są. Kiepska szkoła to taka, w której gros nauczających kiepsko naucza, bo dzieci nie lubią i wszystko mają w dupie. Święta racja.

Odpowiedz
avatar Ginsei
2 4

@Kontodospontanicznychwypowiedzi: czasem mam wrażenie, że te prestiżowe szkoły (lub uczelnie) spoczywają na laurach, jakby samo to, że dostałeś się do takiej szkoły, daje ci podstawową wiedzę z obowiązkowego materiału. A te słabsze szkoły pracują nad lepszą renomą i się starają.

Odpowiedz
avatar Leme
2 2

@Kontodospontanicznychwypowiedzi: Szkoła może zrobić ogromną różnicę. Chociażby dlatego, że jak otaczasz się ludźmi z ambicjami, inteligencją i dużą wiedzą, to porównujesz się do nich i motywujesz się do wysiłku, a jak w klasie masz osoby mało ambitne, to się minimalnym nakładem pracy wybijasz na ich tle i nie masz potrzeby iść jeszcze wyżej. Poza tym dobra szkoła to często dobrzy nauczyciele; nie wszystkiego da się nauczyć wkuwając z podręcznika, dużo rzeczy trzeba zrozumieć. Kolejna rzecz: szkoły bardziej prestiżowe mają lepsze finansowanie, czyli lepsze warunki, pracownie, wyposażenie itd. I wiadomo, że nie każda prestiżowa szkoła to dobra szkoła, ale warto patrzeć też na poziom. Ja się bardzo cieszę, że poszłam do dobrego liceum, zamiast zadowolić się jakimkolwiek. I jasne, że samo chodzenie do szkoły nie gwarantuje sukcesu, prestiż nie wystarczy. Ale lepsze szkoły często oznaczają lepsze warunki do nauki, co może się przełożyć na lepsze wyniki. Więc moim zdaniem warto patrzeć na opinie o szkole, na to jak jest zorganizowana, na to kto ją prowadzi i kto w niej uczy. Nie każda prestiżowa szkoła jest super, ale jednak o czymś to świadczy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@Leme: chodzi mi o to, że szkoła średnia nie jest brana pod uwagę przy rekrutacji na studia. Nie mówię też, że wszystkie prestiżowe szkoły są do kitu. Ja akurat na taką trafiłam. Nauczyciele w niej byli przekonani, że się wysilać nie muszą, bo uczą w najlepszej szkole. A dobre wyniki zawdzięczamy jedynie temu, że uczniowie jechali na korepetycjach. Moje byle jakie gimnazjum pozwoliło mi napisać egzaminy na tyle dobrze, że nie musiałam się martwić, że do którejś szkoły średniej się nie dostanę. Tych bardziej prestiżowych w okolicy nie wybierałam z tego względu, że nie chciałam dojeżdżać. Wolałam chodzić do szkoły na miejscu. Ale żałuję, że nie wybrałam jakiejkolwiek innej w mieście. Nie miałabym do czynienia z zadufanymi nauczycielami i takimiż uczniami, bo dzieci całej miejskiej elity tam chodziły.

Odpowiedz
avatar razzor91
3 9

Ok. Spójrzmy na to z innej strony. Dziecko udziela się charytatywnie, dajmy na to, że jest jednym z 5 w klasie liczącej 25 osób. Tak więc można przyjąć, że wyróżnia się na tle szkoły/klasy swoją postawą. Czemu miałoby być za to nie nagradzane? Sam jak byłem w technikum otrzymałem podwyższone zachowanie za oddawanie krwi, ale nie było to powodem dla którego to zrobiłem (wolny dzień od szkoły też nie ;) ). Szkoła ma wspomagać proces wychowawczy, a nie go zastępować. Historia na minus.

Odpowiedz
avatar Ginsei
2 2

@razzor91: ale wiedziałeś wcześniej, że dostaniesz podwyższone zachowanie, czy po prostu ktoś się wygadał, nauczyciele dowiedzieli się o twojej postawie (albo zauważyli, że pokłuty chodzisz) i postanowili cię za to nagrodzić? A z historii wynika, że to nie jest 5 na 25, tylko niemalże 25 na 25 ;)

Odpowiedz
avatar razzor91
2 2

@Ginsei: Tak. Każdy wiedział, była to informacja jawna. Tylko widzisz, mimo wolnego dnia w szkole, podwyższonego zachowania poszło ok. 30 facetów oddać krew na ok. 700 w całej szkole (męska szkoła). Była to zbiórka na operacje 3 letniego chłopca z białaczką. Chciałbym, żebym autor tej historii rodzicom tego chłopca powiedział, że szkoła zrobiła błąd promując i nagradzając takie zachowania jak inne charytatywne. A co 100% chętnych do wolontariatu nie uwierz. Może jednorazowo, albo sama deklaracja, a realnie zawsze uczestniczy góra 20%.

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 6

Drogi autorze, nikt na to uwagi nie zwrócił, ale ja, jak to ja, pierwszy "analityk" historyjek na "Piekielnych", czepiający się bzdetów upierdliwiec, zauważyłam od razu. I MUSZĘ zadać ci to pytanie, raz - dlatego, że możesz znać na nie odpowiedź, a dwa, że mnie ciekawość gryzie. DLACZEGO w tym roku nie będzie punktów "wolontariackich" za Orkiestrę? Chodzi o WOŚP, jak sądzę? Chodzą mi po głowie jakieś wredne podejrzenia...

Odpowiedz
avatar ciotka
1 3

@Armagedon: Punkty za Orkiestrę to wewnętrzna sprawa szkoły - w jednej są przyznawane, w drugiej nie. Nie ma żadnych odgórnych rozkazów, bo założę się, że takie wredne podejrzenia chodzą Ci po głowie

Odpowiedz
avatar jotem02
3 5

@Armagedon: Nie wiem. Piszę to, co usłyszałem od swoich rybek. Też byli zdziwieni. Coś tam było, że sam WOŚP nie wystarczy do wpisania punktów na świadectwo. Pozdrawiam.

Odpowiedz
avatar Leme
0 2

@Armagedon: Bo zbieranie do puszek to tylko jeden dzień, raczej o to chodzi. Zakładam, że np. za Pokojowy Patrol by można było dostać punkty, ale do tego trzeba być pełnoletnim i przejść szkolenie, większość uczniów się nie łapie w te kryteria.

Odpowiedz
avatar minus25
8 10

Wiele osób nawet nie spróbuje wolontariatu. Jeśli szkoła ich do tego zmotywuje punktami - więcej osób spróbuje wolontariatu. Statystycznie tym więcej osób "zostanie" w wolontariacie w przyszłości, im więcej spróbuje jej za młodu, na przykład w szkole. To bardzo wychowawcze, tylko Ty jesteś krótkowzroczny

Odpowiedz
avatar Armagedon
-5 11

@minus25: Nazywaj rzecz po imieniu. Zmuszanie kogoś do wykonywania czynności, na które nie ma ochoty, to NIE JEST wolontariat. To jest manipulacja i wymuszanie usług. GDZIE jest powiedziane, że wolontariat ma być obowiązkowy, bo jak nie, to... Na tej samej zasadzie zmuszają cię do wyrażania zgody na przetwarzanie danych osobowych, lub na "ciasteczka". Teoretycznie możesz się wypiąć, a w praktyce - z żadnych usług bez tej zgody nie skorzystasz, lub nie wejdziesz na stronę, która cię interesuje.

Odpowiedz
avatar szafa
8 8

@Armagedon: Ale nikt nikogo nie zmusza. Nikt nie musi iść do najlepszej średniej, bo, wbrew temu, co jest napisane w tekście, wcale to nie jest żadne być albo nie być w przyszłości. Można punkty nadrobić też w inny sposób, więcej ucząc się po prostu. Płacz, że ktoś mnie do czegoś zmusza, kiedy to JA się sam decyduję, że potrzebuję dodatkowych punktów, żeby dostać się gdzieś, to tak jakbym płakała, że ktoś mnie zmusza do pracy, żebym dostała pieniądze 10ego.

Odpowiedz
avatar Ginsei
2 2

@szafa: w tym wieku, dla tych młodych ludzi, to jest "być albo nie być" - sama miałam takie rzeczy kładzione do głowy przez rodziców: "musisz iść do liceum, bo do innych szkół chodzą głąby, musisz iść na studia, bo na 100% dostaniesz wtedy pewną, dobrą płatną pracę" - tyle że realia się zmieniły, czego moi rodzice nie zauważyli (sami dorastali w czasach, kiedy matura i wyższe wykształcenie to było COŚ!). A teraz to nie wiem jak jest z rodzicami, powinni sami pamiętać, jak studia wyglądały i nie robić takiej krzywdy dziecku. Ale zawsze znajdą się jakieś ambitne jednostki, które wolą wymagać od pociech, niż od siebie. Weź też pod uwagę, że jest mowa o podwójnym roczniku. Statystycznie na każde miejsce będzie przypadać dwa razy więcej uczniów, niż w latach poprzednich. To też może budować presję.

Odpowiedz
avatar lowipe
1 1

@minus25: Święte słowa. Zakazu "wolontariatu" nie ma. Skoro moze kazdy to niech działa, a nie narzeka, ze innym sie chce (z jakiegokolwiek powodu).

Odpowiedz
avatar Habiel
2 2

@minus25: Ale ten wolontariat musi być koniecznie w jakiejś instytucji. Ja, prowadząc swój mały wolontariat, w postaci opieki nad bezdomnymi zwierzętami w mojej okolicy, nie dostałam nic. A trzeba było je karmić, wyrywać kleszcze, jeździć do weta, dawać leki, sprzątać ich "dom" itd. Za to jeśli poszłabym do schroniska wyprowadzać psy na spacer, już te punkty były. Więc albo liczymy wszelkie działania wolontariackie (nawet pomoc starszym sąsiadkom w zakupach, które nie wystawią nam kwitu z pieczątką) albo żadne, bo to co za moich czasów działo się przy wolontariacie, to były śmiechy i żałość, a nie faktyczne czynienie dobra.

Odpowiedz
avatar ciotka
0 2

@Habiel: Nie musi być w instytucji - jak już pisałam kwestia punktów za wolontariat jest wyłączną sprawą szkoły. Myślę, że niestety po prostu chodziłaś do szkoły leniwych nauczycieli, którym nie chciało się kontrolować co uczniowie FAKTYCZNIE robią na rzecz innych (choćby spytać weta ile razy u niego byłaś ze zwierzakami, oglądać sprzątnięty "dom" itp), tylko woleli dostać gotowe zaświadczenie.

Odpowiedz
avatar apoptoza
2 4

Specjalnie odkopałam swoje stare konto. Jak pamiętam swoją edukację (system 6-3-3/4) to u nas też za wolontariat były przyznawane dodatkowe punkty. O czym dowiedziałam się w jakieś pół roku po zakochaniu się w hipoterapii i dzieciakach tam pojawiających się. Powiem więcej, dopóki nie dostałam zaświadczenia o uczęszczaniu na wolontariat do głowy mi nie przyszło się o tę kartkę upominać. Gdzie sens i logika wolontariatu, gdzie najpierw stoją punkty/zaświadczenia, a dopiero dalej chęć pomocy. No ludzie, błagam... Albo robimy coś, bo lubimy i chcemy, albo bo czegoś oczekujemy, krótka piłka.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 marca 2019 o 0:17

avatar apoptoza
2 4

Nie zdążyłam edytować, ale Coś mi się jeszcze przypomniało: Jak byłam w technikum to pomagałam znajomym ze szkoły (i nie tylko znajomym, miałam od nauczycieli podsyłanych uczniów) w nauce matematyki. I nigdy nic oprócz odrobiny chęci za to nie chciałam, bo bardziej zawsze cieszyła mnie ich dwója czy trója niż moje 5. I to też było dla mnie logiczne, że skoro potrzebują pomocy, ja pewne rzeczy wiem i chcę oraz potrafię im to przekazać to zwyczajnie... robię to. I jak dostałam za to czasem czekoladę/fajkę/podwózkę kawałek do domu to korzystałam tylko dlatego, że ludzie by się na mnie obrazili, gdybym tego nie zrobiła. Gdzie jest nasza bezinteresowność ja się pytam?! A potem marudzenie, że nikt nie chce nikomu pomóc, a sami dajemy taki właśnie przykład. Dziękuję, ulało mi się.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 marca 2019 o 0:26

avatar Ginsei
1 1

@apoptoza: Wyżej masz komentarze, jak to niektórzy zaczęli od "płatnych" wolontariatów, a potem się wkręcili ;) Więc jakiś sens to ma, tylko słowo "wolontariat" tu średnio pasuje :)

Odpowiedz
avatar apoptoza
2 2

@Ginsei: wyjątkowo czytałam wszystkie komentarze i to nawet ze zrozumieniem. I właśnie boli mnie nazewnictwo między innymi. Jak jasny gwint. Mylimy pojęcia, nie nazywamy pewnych rzeczy tak jak powinniśmy. Dlaczego? Bo sama "aktywność pozaszkolna" brzmi gorzej niż "wolontariat"?

Odpowiedz
avatar szafa
4 6

Zawsze było tak, że za wolontariaty były lepsze oceny, nawet za moich czasów (przełom wieków). Co w tym dziwnego, że zachęca się dzieciaki do pomagania? Jak już wiele osób napisało, część z tych osób się wkręci na stałe i będzie pomagać do końca życia. A osobom, którym się pomaga, też jest obojętne, dlaczego to robisz. Wierz mi, że ja miałabym to gdzieś, czy pieniądze na moją operacje pójdą z dobrego serca czy z chęci zdobycia punktów w szkole. A już to "być albo nie być w przyszłości" to w ogóle śmieszne jest, bo nie żyjemy w Japonii, gdzie rzeczywiście dobra szkoła średnia oznacza automatycznie dobrą uczelnię, a dobra uczelnia oznacza automatycznie dobrą pracę. Znam sporo ludzi po kiepskich szkołach świetnie sobie radzących w życiu i ludzi po najlepszych szkołach pracujących ze mną w markecie ;)

Odpowiedz
avatar apoptoza
2 2

@szafa: jeżeli pomoc opiera się na wpłaceniu pieniędzy/zaniesieniu karmy etc to owszem, jest wszystko jedno. Kiedy trzeba z tymi ludźmi, którym się pomaga spędzać jakis czas, rozmawiać, to "wolontariusz" dla korzyści nigdy nie włoży w to tyle serca, ile potrzeba.

Odpowiedz
avatar dayana
0 0

Ważne, że pomagają, co za różnica czy dostają? A co jak ktoś zbiera na WOŚP, bo chciał wyjść z domu i sobie pochodzić, albo podobają mu się serduszka, chciał dostać darmowe jedzenie, osoba, która mu/jej się podoba będzie z nim/nią zbierała? Wszystko jest ok, póki faktycznie wywiązuje się ze swojej pracy. Nie zazdroszczę podwójnym rocznikom, ale też już bez przesady. W mojej klasie w liceum były chyba 24 osoby. Miejsc było 30. Z 10-15 osób w ogóle się nadawało do liceum, reszta przyszła dlatego, że w technikum i zawodówce była jakaś patologia (mieszkałam w małym mieście, było tylko jedno liceum, jedno technikum i jedna zawodówka), a potem i tak poszli do policealnej, albo w ogóle słuch po nich zaginął. Chyba 3 czy 4 osoby w ogóle odpadły, bo nie zdały w 1 klasie. Dla podwójnych tragedię widzę tylko w rekrutacji na studia, ale tylko na te kierunki, gdzie trzeba bardzo dobrze napisać maturę (te wszystkie lekarskie, lek-dent, farmacja, prawo, filologie, jakieś bardziej oblegane kierunki na politechnikach). Z drugiej strony, można albo rok poczekać (popracować, może zrobić jakiś kurs), albo po prostu wybrać coś podobnego.

Odpowiedz
Udostępnij