Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Kilka dodanych ostatni opowieści taksówkowych przypomniało mi spotkanie z piekielnym taksówkarzem... Bodaj…

Kilka dodanych ostatni opowieści taksówkowych przypomniało mi spotkanie z piekielnym taksówkarzem...

Bodaj rok po ślubie (nie mieliśmy jeszcze dzieci) Wracaliśmy z żoną z wakacyjnej wyprawy z Francji. Tanie linie lotnicze jeszcze nie funkcjonowały, więc z Paryża jechaliśmy autobusem. Podróż trwała mniej więcej 20 godzin...

Późnym popołudniem, nieco wymęczeni, wysiedliśmy wreszcie w Warszawie, na Dworcu Zachodnim PKS. Mieszkaliśmy wtedy na Służewcu, z Dworca Zachodniego to był "rzut beretem", był nawet bezpośredni autobus... Ale okazało się, że autobus właśnie odjechał, następny miał być za 40 minut (linia w ogóle kursowała dość rzadko, w dodatku była niedziela...). Byliśmy zmęczeni, nie chciało nam się czekać - poszliśmy na postój taksówek.

Na postoju stały bodaj ze trzy taksówki - wszystkie "zwykłe", czyli nie z korporacji. Wsiedliśmy do pierwszej, pan grzecznie pomógł nam zapakować bagaże, po czym - kiedy już wsiadaliśmy - zapytał gdzie jedziemy. Po usłyszeniu że na ulicę X oznajmił:

- To wyjdzie jakieś 50 złotych.

Że co proszę?! Rzadko jeździłem taksówkami, ale zdarzało się, więc doskonale wiedziałem, że nawet przy niedzielnej taryfie za taką trasę nie mieliśmy wtedy prawa zapłacić więcej niż 30 zł (a raczej 20 - 25). Zwłaszcza, że nalepka z ceną za kilometr na szybie taksówki wcale nie należała do najwyższych w mieście. Nie chcą się kłócić, powiedziałem tylko (grzecznie i uprzejmie):

- Wie pan, ile wyjdzie na taksometrze, tyle zapłacimy.

- Ale taksometr mam zepsuty - oznajmił pan radośnie.

Tu mnie już szlag trafił. – Jeśli pan ma zepsuty taksometr, to jakim prawem zabiera pan pasażerów?! Przecież wie pan równie dobrze jak ja, że stąd na ulicę X to NA PEWNO nie będzie 50 zł...

- Jak się nie podoba, to proszę wysiadać - warknął kierowca. I miał pecha, bo my rzeczywiście wysiedliśmy. I jeszcze musiał nam bagaże z kufra wyciągać...

A ja poszedłem do automatu telefonicznego (komórki wtedy jeszcze nie miałem...) i zadzwoniłem do jednej z korporacji taksówkowych. Taksówka z logo korporacji była pod dworcem w ciągu 5 minut. Wsiedliśmy, pomachaliśmy jeszcze wściekłemu oszustowi - i pojechaliśmy do domu.

Kosztowało nas to niecałe 25 złotych...

taxi

by janhalb
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar herminator
8 8

Wiadomo, że swego czasu (edit: nie wiem jak wygląda to teraz) pod wszelkiego rodzaju dworcami głównymi czy też centralnymi postoje zajmowała "zorganizowana grupa taksówkowa", żeby nie powiedzieć dosadniej mafia z gatunku 100zł za trzaśnięcie drzwiami i jak nie pasuje to w pysk. Na szczęście zawsze można zadzwonić po jakąś korporację.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 10 kwietnia 2011 o 21:55

avatar bukimi
7 7

Nie boją się kontroli? Wśród dużej konkurencji wszyscy tylko czekają na okazję, by kogoś legalnie wygryźć, a hasło "nie mam taksomierza" albo brak paragonu to idealny start...

Odpowiedz
avatar janhalb
5 5

Wiesz, to było ponad 10 lat temu, może wtedy inaczej do tego podchodzili...

Odpowiedz
avatar Moskit
2 2

W Szczecinie nadal takie praktyki są kontynuowane. ;[

Odpowiedz
avatar lllukaszek
1 1

pomimo zmęczenia przedzwoniłbym na policje zgłosić taką sytuację. Takie zachowanie jest i było nielegalne (do dzisiaj w każdym większym mieście się z tym walczy).

Odpowiedz
avatar weles
4 6

trzeba było jechać z tym co chciał za 50pln i miał zepsuty taksometr. Miał byś kurs za free, lub w najgorszym wypadku za "trzaśnięcie drzwiami" w życiu taksiarz by nikogo nie przekonał gdzie wsiadłeś. A jeszcze był by happy jak byś policji nie wezwał. Bo nawet 15 lat temu za takie manewry było pa pa licencjo. No chyba że to był "przewóz osób" a nie taksówka. Oni faktycznie mogą więcej.

Odpowiedz
Udostępnij