Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Od maja zeszłego roku jeżdżę do pracy zawsze tą samą drogą. No…

Od maja zeszłego roku jeżdżę do pracy zawsze tą samą drogą. No bo bliżej, logiczne. Mieszkam na wsi, więc akurat ta droga nie jest główną, jest wąska i jak dwóch kierowców się spotka, to muszą się dogadać, który zjeżdża na bok. Sama jazda tą drogą nie sprawia mi problemów (choć raz miałem tam stłuczkę), ale jednego miejsca nienawidzę całym sercem.

Jest to dom jednej pani. Pani raczej należy do tych zamożniejszych, ma psa. Nie jest duży, taki ładny nawet, biały, na rasach psów się nie znam. Ale pani przez większość dni w tygodniu zostawia go przed bramą, jak gdzieś jedzie - czy to do pracy, czy na zakupy, czy gdziekolwiek indziej. Zawsze w tych godzinach, gdy człowiek jedzie do/wraca z pracy.

No i ten pies za każdym je***** razem, jak widzi moje nadjeżdżające auto (pewnie nie tylko moje), zaczyna szczekać, jakby ktoś się do tego domu włamywał. Niby nic, ale za każdym razem praktycznie wskakuje pod koła, mam wrażenie, że za każdym razem mijam go o coraz to mniejszy dystans.

W końcu stwierdziłem, że ktoś (niekoniecznie ja, ale jest to możliwe) w końcu go potrąci, będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wyjechałem trochę wcześniej, akurat pani nie było, ale jej chora córka odebrała domofon. Wyjaśniłem sytuację, powiedziałem, że ten pies jest sam dla siebie niebezpieczny i poprosiłem o przekazanie wiadomości. Dziewczyna miła, zainteresowała się i obiecała, że przekaże.

Minęły dwa tygodnie, a nic się nie zmieniło. No to ponawiam próbę, tym razem psa nie było, więc pani pewnie też w domu. Dzwonię na domofon, czekam chwilę, pani wychodzi, pyta, o co chodzi. No to mówię, że jest taka sytuacja, że już córkę informowałem, miała przekazać.

Pani trochę się skrzywiła, ale powiedziała, że jak będzie w domu, to będzie obserwować, ale to nie jej wina, tylko psa, poza tym to dobrze, że jest tak wytresowany i w domu dostaje bzika, jak siedzi sam. Miałem powiedzieć, że jak to nie pani wina, skoro to pani pies, a ogród ma pani duży, więc nie musi siedzieć w domu, ale ugryzłem się w język. Podziękowałem za poświęcony czas, wyraziłem nadzieję, że będzie wszystko w porządku.

Jak się okazało po kolejnych dwóch tygodniach, moja wizyta wcale nie była potrzebna, pies dalej odprawiał swój rytuał. Pomyślałem "dość tego", przychodzę po raz kolejny i już trochę bardziej nachalnie tłumaczę pani, że kiedyś będzie taki dzień, że ktoś go potrąci. Pani uparcie twierdzi, że pies jest dobrze wychowany, że mi nic do tego, że takie sytuacje nie mają miejsca. Jak grochem o ścianę...

Zaakceptowałem to już, od tamtej pory minęły jakieś 2-3 miesiące. Jadę dziś rano, pies leży na drodze, nie rusza się, w okolicach pyska dużo (jak na psa oczywiście) krwi.

Aż chce się nakleić na furtce kartkę "A nie mówiłem?".

by SmutnyEinstein
Dodaj nowy komentarz
avatar babubabu89
11 19

ja bym nakleił :)

Odpowiedz
avatar FlyingLotus
10 12

@babubabu89: ja chyba też...

Odpowiedz
avatar Devotchka
25 27

@babubabu89: To chyba nie jest najlepszy pomysł. Sądząc po inteligencji tej kobiety, zapewne stwierdziłaby, że to autor celowo psa skrzywdził. No i niestety mogłoby to się skończyć problemami dla autora.

Odpowiedz
avatar FlyingLotus
12 12

@Devotchka: jeśli był jedyną osobą, która kilkukrotnie zwróciła jej na to uwagę, to i tak mogłaby tak stwierdzić.

Odpowiedz
avatar SmutnyEinstein
7 7

@FlyingLotus: Możliwe, że byłem jedyny ;) @Devotchka: Akurat, jako że tradycyjne metody ochrony zawodzą (patrz wyżej), to ma kamerę tam skierowaną

Odpowiedz
avatar FlyingLotus
9 15

No cóż, to się zdarzyło na jej własne życzenie :)

Odpowiedz
avatar toomex
19 21

"Jak pozbyć się psa nie ponosząc kosztów uśpienia - poradnik praktyczny".

Odpowiedz
avatar cija
9 11

@toomex: zgodnie z historią, zajęło to kilka tygodni... karma mogła kosztować więcej niż strzał u weta. Pytanie tylko, kiedy kupią następnego zwierzaka, bo musi być do pilnowania podwórka...

Odpowiedz
avatar RoundAndRound
13 17

Miałam identyczną sytuację kilka lat temu, gdy dojeżdżałam do pracy rowerem. Dzień w dzień z tego samego podwórka wybiegał do mnie mały, wredny pieseł, który próbował mnie ugryźć w kostkę i gonił mnie przez pareset metrów, aż się zmęczył. Rozmów z właścicielem było kilka i nic to nie pomogło. Zdając sobie sprawę z faktu, że kiedyś faktycznie pies może mnie ugryźć, jakiś kilometr przed tym ferelnym miejscem zatrzymałam się, nazbierałam kamieni i gdy tylko ta mała, wredna kulka próbowała mnie dosięgnąć swoimi zębiskami to została obrzucona tymi kamieniami. I tak co rano. Za którymś razem dotarło do zwierzęcia, że mu się to nie opłaca i zaprzestał ataków na mnie.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
-4 24

@RoundAndRound: Ja w podobnej sytuacji nie użyłem kamieni. Po prostu mocno się rozpędziłem i kopnąłem pieska. Poleciał parę metrów, uderzył w ogrodzenie i więcej nie próbował.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 1

@nieistotne: Po prostu wychodzę z założenia, że jak jestem atakowany, to się bronię. Miałem pozwolić, żeby mnie ugryzł czy biegł za mną, próbując? A może miałem pozwolić, żeby wbiegł mi pod koła, przez co zwyczajnie bym się przewrócił i być może coś sobie połamał. Nie ogarniam logiki minusujących mój komentarz. Dostał kopa i już więcej mnie nie atakował.

Odpowiedz
avatar Evergrey
32 34

I przez 3 miesiące nikomu nie przyszło do głowy zadzwonić na policję? Biega pies luzem, stwarza zagrożenie. Wszyscy wiedzą kto jest wlaścicielem. Kobieta dostałaby mandat a i niczemu winny pies by może nie umarł w męczarniach pod płotem.

Odpowiedz
avatar doktorek
7 7

Jeszcze Cię baba oskarży, że to Ty zrobiłeś.

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
7 9

rada taka jak od poprzedników: jako że pewnie byłas jedyną, która chciała zrobić dobry uczynek to winę zrzuca na ciebie. ======================================================================== Siedzi Baca na drzewie i piłuje gałąź na której siedzi, przechodzi turysta: - Baco spadniecie! - Ni, nie spadne! - Spadniecie! - Ni! - No mówię wam że spadniecie! - Eeee, ni spadne! Nie przekonawszy bacy Turysta poszedł dalej. Baca piłował, piłował aż spadł. Pozbierawszy się popatrzył za znikającym w oddali turystą i zdziwiony rzekł: - Prorok jaki, czy co?

Odpowiedz
avatar Leme
-1 3

Szkoda psa i szkoda, że nie próbowałeś tego nigdzie zgłosić, bo może by ktoś pani dosadnie wytłumaczył, gdzie leży błąd w jej rozumowaniu. Zresztą może sama interwencja kogoś wyżej postawionego by jej dała do myślenia. Fajnie, że próbowałeś rozmawiać, ale nie rozumiem czemu olałeś sprawę, jak rozmowy nie dały rezultatu.

Odpowiedz
Udostępnij