Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Będzie to historia długa i chaotyczna, ale proszę o wyrozumiałość ze względu…

Będzie to historia długa i chaotyczna, ale proszę o wyrozumiałość ze względu na specyfikę wydarzenia.

Dzień 1.

11 tydzień książkowej ciąży. Wieczorem zauważam coś niepokojącego w toalecie więc szybka decyzja o udaniu się do najbliższego szpitala. Godzina 23.40 lekarz przychodzi mnie zbadać. Podobno "zawracam głowę", ale idziemy jeszcze na usg. Długie milczenie lekarza nie wróży nic dobrego. Serce nie bije, dziecko się nie rozwija. Mam się uspokoić i iść spać. Dostaję Relanium, wyganiam zapłakanego męża, nie śpię do rana.

Dzień 2.

Lekarz ten sam. Mam podpisać zgodę na leczenie. Każe oglądać mi zdjęcie martwego dziecka. Po paru godzinach od podania leków odczuwam niesamowity ból. Słyszę, że "tak ma być".

Dzień 3.

Lekarz na dyżurze wciąż ten sam (weekend). Robi mi usg, każe znów patrzeć na martwe dziecko. Podanie leków i "mam czekać". W nocy dostaje silnego krwawienia. Dosłownie "leci" mi po nogach. Idę do pielęgniarki (śpi) aby zadzwoniła po lekarza (śpi). W międzyczasie mówię, że byłam w toalecie. Pielęgniarka (P)- Gdzie to masz? Ja- Ale co? P- No to...spuściłaś w kiblu czy wyrzuciłaś do kosza? Ja-Nie wiem... P- To idź i przynieś to coś z kosza. Sytuację ratuje pojawienie się lekarza, który wygląda jakby jeszcze spał (trzecia doba w pracy pewnie daje w kość). Szybkie usg, wszystko ok. Lekarz idzie spać, pielęgniarka również, a ja siedzę pod prysznicem i próbuję zmyć krew, która nie przestaje lecieć. Nikt nie jest zainteresowany, co się ze mną dzieje.

Dzień 4.

Wreszcie nowi lekarze! W tym sam ordynator (wow!). Trzyosobowa ekipa robi mi usg. Ze mną nie rozmawiają, ze sobą już tak. Nagle słyszę jak jeden z nich zwraca się do ordynatora: SKROBIEMY? Łzy same mi lecą, sił już brak. Ordynator każe podać wyniki HCG (podstawowe badanie kobiet w ciąży). BRAK ZLECENIA. Awantura na pół oddziału. Do wieczora spokój. W nocy silne skurcze. Idę do pielęgniarki. Proszę o pomoc, bo ledwo stoję na nogach. Dzwoni po lekarza: nie przyjdzie, bo nie widzi potrzeby, pochodne Tramadolu i spać.

Dzień 5.

Badanie kontrolne. Zeszło, ale mało. Dostaję jednak wypis. Za tydzień kontrola w poradni. Jeśli samo nie zejdzie- zabieg. Zdanych zaleceń, leków, NIC. Może to i lepiej?

Dla każdej kobiety poronienie jest niewątpliwa stratą i tragedią. Nie wymagam od lekarzy empatii, ale oczekuję szacunku do mnie i mojego martwego dziecka. Trauma jaką przeszłam będąc w tym szpitalu jest równie silna jak strata maleństwa i zostanie ze mną na pewno do końca życia.

SzpitalOdziałPatologiiCiąży

by ~PoProstuJanka000
Dodaj nowy komentarz
avatar Tolek
13 19

Jak powyżej - skarga za skargą i nie popuszczaj.

Odpowiedz
avatar PoProstuJanka
4 12

@Tolek: Dziękuję za wsparcie Panu i Pani Marii również. Niestety to jest tylko Polska, a lekarza mierzy się tu miarą Boga.

Odpowiedz
avatar karrolka
11 17

Tak bardzo mi przykro. :( Miesiąc temu poroniłam. U mnie ciąża przestała się rozwijać w 8 tygodniu, a my dowiedzieliśmy dopiero na pierwszym USG, które wykonuje się w 13 tygodniu. (nie mieszkam w Polsce). Już sam ten fakt to potężna trauma. Poszliśmy z chłopakiem obejrzeć nasze maleństwo, a dowiedzieliśmy się, że od ponad miesiąca ono się nie rozwija. Objawy miałam jakbym była w ciąży, więc kompletnie nic nie podejrzewaliśmy. Natomiast wsparcie jakie dostałam od lekarzy było niesamowite. Pojechaliśmy potem do domu, z wizytą umówioną następnego dnia, gdzie lekarze tłumaczyli, że to absolutnie nie moja wina, i że tak po prostu miało być, zarodek był za słaby, żeby przetrwać. Dali mi wybór, albo czekamy na naturalne poronienie, albo mogą mi dać tabletki wywołujące, albo zabieg. Cały czas próbowali mnie pocieszyć i upewniali się, że nie potrzebuję psychologa. Kolejnego dnia miałam zabieg. Wszyscy non stop upewniali się, że wszystko ze mną w porządku. Jedna pielęgniarka widząc jak bardzo się boję, trzymała moją rękę zanim usnęłam do zabiegu. Wiesz dlaczego o tym piszę? Żebyś wiedziała, że to przez co przeszłaś nie jest normą i powinnaś napisać skargę na tych idiotów, którzy zajmowali się tobą. I uwierz mi, że bedzie dobrze. To prawda, że o tym się nie zapomina. Ale tym skur*ielom nie możesz popuścić. Trzymam za was kciuki.

Odpowiedz
avatar PoProstuJanka
7 9

@karrolka: Dziękuję Pani serdecznie za wsparcie. Wzruszyłam się bardzo i łezka też poleciała. Cieszę się ogromnie, że otrzymała Pani wsparcie i pomoc, tak powinno być wszędzie. To, co opisałam to 1/100 tego koszmaru, ale nie chciałam się rozpisywać i wspominać wszystkich traumatycznych zdarzeń. Ja również ponad 2 tygodnie chodziłam z martwym dzieckiem w brzuchu i to chyba boli najbardziej. Największą ironią losu jest to, że byłam na USG w 8. tygodniu i wszystko było ok, a według obliczeń "super" szpitalnego sprzętu, serduszko przestało bić 2 dni później. Również życzę Pani wszystkiego, co najlepsze i wierzę, że w niedługim czasie uda nam się i będziemy szczęśliwymi mamami. Najważniejsze, to się nie poddać. Pozdrawiam serdecznie. Dużo zdrówka.

Odpowiedz
avatar PoProstuJanka
11 13

@BiAnQ: No tak, biedny Pan Doktor, który chciał zarobić więcej pieniążków i siedział w tym celu od rana do nocy w szpitalu. Głupia ja, zamiast mieć do niego żal powinnam się zapytać czy aby na pewno dobrze się czuje, zrobić mu kawy albo zaproponować, że przyjadę w przyszłym tygodniu jak będzie bardziej wypoczęty...

Odpowiedz
avatar Leme
8 8

@BiAnQ: Był lekarzem na dyżurze, był odpowiedzialny za swoich pacjentów i powinien się przede wszystkim zachowywać jak człowiek, bo zmęczenie nie usprawiedliwia totalnego braku empatii. Ani jego, ani reszty personelu. Albo pracujesz i zgadzasz się na robienie kolejnego dyżuru z rzędu, ale wciąż zachowujesz się profesjonalnie, albo idziesz do domu i wtedy możesz mieć wszystkich gdzieś. Wiem, że ta praca nie jest lekka, ale to nie oznacza, że można mieć gdzieś swoje obowiązki.

Odpowiedz
avatar bleeee
-2 6

@Leme: Gdyby lekarze przezywali i wczuwali sie w kazda taka sytuacje - umierali by po 5 latach w zawodzie. Bardzo to jest przykre, i rozumiem, ze oczekujecie empatii, ale... Moja chrzestna matka z mezem pracuje od 25 lat na kardiochirurgii. Jak bylem maly, pamietam jak przyjezdzala do domu i plakala opowiadajac o kazdym przypadku. Plakala. Az w koncu jeden madry lekarz powiedzial jej 'Kochana, wiecej zyc ratujemy niz tracimy. To sie zdarza. Tragedia jest dla rodziny, nie dla nas.'. I jakos to przerobila do momentu, kiedy musiala informowac rodziny o zgonach. Zaczela sie nowa trauma, siedziala i plakala z rodzinami na korytarzu. I kiedys ten sam lekarz ja tam zobaczyl - zwyzywal ja i odrobine te rodzine. Bo lekarz musi byc silny dla innych pacjentow. Niech jej reka zadrzy przy rozcinaniu aorty... I jasne, mozna delikatniej. Ale kazdy reaguje inaczej na takie sytuacje, one nie sa mile. Gdyby lekarze nie brali dodatkowych dyzurow - sami bysmy musieli sie leczyc, bo, niestety, lekarzy caly czas brakuje.

Odpowiedz
avatar PoProstuJanka
3 3

@bleeee: Proszę zacytować fragment w którym napisałam, że wymagam empatii od lekarzy (końcowe linijki: "Dla każdej kobiety poronienie jest niewątpliwa stratą i tragedią. Nie wymagam od lekarzy empatii, ale oczekuję szacunku do mnie i mojego martwego dziecka". ). Nie oczekiwałam nic poza LUDZKIM traktowaniem mojej osoby.

Odpowiedz
avatar PoProstuJanka
2 2

@BiAnQ: Szkoda mojego czasu i zdrowia na Pana/Pani wypowiedzi, nie ma w tych słowach minimum szacunku do mnie, a nie zna Pan/ Pani ani mnie ani sytuacji, która zaistniała więc niech będzie, że widzę jedynie czubek własnego nosa.

Odpowiedz
avatar Khira
9 9

Bardzo mi przykro z powodu Twojej/Waszej straty... Ja bym napisała skargę. Tyle się mówi o ochronie życia poczętego, ale już w przypadku gdy się to życie traci to już nie jest dziecko tylko TO. Takie zachowania nie powinny być dopuszczalne!

Odpowiedz
avatar Morog
6 6

Skarga do Izby Lekarskiej i nie odpuszczać aż zajmą się sprawą

Odpowiedz
Udostępnij