Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W historii https://piekielni.pl/83841 przedstawiłem postać M., poniżej kilka innych jego piekielnych zachowań.…

W historii https://piekielni.pl/83841 przedstawiłem postać M., poniżej kilka innych jego piekielnych zachowań.

M. po awansie na menadżera pokazywał, że ma władzę, regulował co się dało, choć te rzeczy od dawna działały. Do tego mój były szef to osoba uwielbiająca wszelkie tabelki, raporciki, prezentacje, a najgorsze jest to, że bardzo czepiał się ich formy i przykładał do niej większą wagę niż do treści. Te wszystkie cechy doprowadziły do kilku sytuacji, które z zewnątrz mogą brzmieć śmiesznie, a nie strasznie, ale nasz zespół wkurzały bardzo.

1) Pracy w nadgodzinach jest u nas dużo, w zasadzie jest elementem krajobrazu. Jako kierownik M. nie widział problemu w tym, żeby nadgodziny zgłaszać mu w systemie do raportowania czasu pracy dzień po ich przepracowaniu. Jako menedżer ustalił zasady dotyczące nadgodzin w zależności od powodu i jego (nie)dostępności w celu zgłoszenia ich, np.:
- jak jest ktoś pisze lub dzwoni, że coś jest pilne, to jak on jest dostępny to mamy ustalić, czy to jest pilne i czy robimy nadgodziny, a jak go nie ma, to sami możemy ocenić.
- jak ktoś z zagranicy, z innej strefy czasowej ustawi nam spotkanie po godzinach, to wystarczy zgłosić w systemie dzień po.
- jak jest dużo pracy, to mamy ustalić z nim DZIEŃ WCZEŚNIEJ, że chcemy robić nadgodziny.

To ostatnie to jakiś absurd rodem z Dilberta, czy "Paragrafu 22". U nas wnioski spływały z dnia na dzień, z innej strefy czasowej i bywało, że wychodząc zostawiałem 3 niezaczęte sprawy, a następnego dnia rano było 33, gdzie przerobić mogłem 8. Tak więc umawianie się dzień wcześniej było totalną abstrakcją.

Do tego M. nie pozwalał wykonywać zadań pobocznych w nadgodzinach, a jednocześnie na spotkaniach dziennych jak ktoś chciał ustawić taką rzecz jako jeden z dziennych priorytetów, to się nie zgadzał. Ale oczywiście domagał się wypełniania tych pobocznych zadań (np. wypełnianie raportów, aktualizacja procedur, nauka nowego systemu). Tak więc jak z jakichś powodów go nie było, to cały zespół robił te dodatkowe rzeczy, żeby nie mógł nam kazać robić czegoś innego, żeby potem opieprzyć za niezrobienie tego dodatkowego szajsu.

2) M. stworzył instrukcję do pisania instrukcji. Dokument ten opisywał cechy, które spełniać mają instrukcje wewnętrzne w zespole. Generalnie nasze główne zadania były opisane w różnych instrukcjach, zawierających nawet screen shoty z różnych systemów, te obrazki miały zaznaczone istotne fragmenty - to jest bardzo pożyteczne i pomocne, dzięki takim instrukcjom nowi pracownicy są w stanie sami robić standardowe zadania, a podpytywać tylko o te niestandardowe. Dodatkowo łatwiej jest o wymienność przy chorobach czy urlopach. Nawet jak ktoś nie wykonuje jakiejś działki lub nie działa w jakimś systemie, to po wejściu w instrukcję, powoli, krok po kroku jest w stanie wykonać zadanie.

Problem w tym, że instrukcja do pisania instrukcji skupiała się na formie, nie treści. Mówiła, jakiej szerokości mają być screeny, jaką czcionką ma być pisana, jakie mają być odstępy, że ważne rzeczy mają być w ramkach (czerwonych, 2 1/4 piksela grubości) itp.

Część osób dostała w celach rocznych aktualizację instrukcji w kwestiach merytorycznych (co popieram, dla mnie to bardzo ważne, żeby takie rzeczy były aktualne, w poprzedniej pracy wiecznie nie były i mnie to strasznie irytowało) oraz dostosowanie istniejących instrukcji do wymogów z tego tworu, co już dla mnie jest bzdurą. I parę osób robiło od nowa po 100 screenów, żeby miały właściwą szerokość, zmieniało czcionki i ramki, zamiast procesować zgłoszenia. A robota stała. Ale ja ich nie winiłem, wręcz przeciwnie, sam mówiłem koledze, żeby robił screeny, a nie wnioski, bo jak wnioski będą leżeć, to opieprz dostaniemy wszyscy, a jak nie będzie ramek i screenów, to tylko on.

Korpo

by CzytelniczyPepe
Dodaj nowy komentarz
avatar LunaOP
0 12

Tak to już jest jak imbecyl fartem dostanie się do władzy, woda sodowa do głowy uderza i tak to się kończy jak w historii niestety.

Odpowiedz
avatar CzytelniczyPepe
7 13

@LunaOP: za M. nie przepadam, ale jego awansu nie nazwałbym fartem. Ciężko pracował, nie we wszystkim był zły. Natomiast nie umiał pracować z ludźmi, przynajmniej z podwładnymi. Z przełożonymi dogadywał się dobrze. Był zbyt mocno nastawiony na siebie, swój awans, swoją karierę i swoje potrzeby oraz wymagania. Dlatego podwładni go nie znosili.

Odpowiedz
avatar LunaOP
4 8

@CzytelniczyPepe: Wiedział gdzie smarować, to dla szefostwa był miły.

Odpowiedz
avatar CzytelniczyPepe
4 6

@LunaOP: M. nie był takim typowym włazidupem korporacyjnym. Nie stawiał się szefom, ale też nie było tak, że wchodził im w dupę. Może raz czy dwa w ciągu kilku lat miałem wrażenie, że zgadza się z szefem, bo to szef, a nie dlatego że uważa, że tamten ma rację. Jak miałem spory z klientami wewnętrznymi, to stawał po mojej stronie, gdy uważał, że miałem rację, sam też nieraz z nimi wojował, nawet z ludźmi na stanowiskach kierowniczych, nie szeregowych. Natomiast na pewno M. był cwanym korpo-graczem. Może nie kopał dołków pod innymi, ale zawsze starał się brać za rzeczy prestiżowe, widoczne dla przełożonych, a badziewne zadania zrzucał na innych.

Odpowiedz
avatar kitusiek
7 7

Zastanawiam się, czy M., zamiast tworzenia instrukcji pisania instrukcji, nie mógł wam przygotować szablonu wg jego wytycznych, żebyście tylko wpisywali treść i kompletnie nie przejmowali się formatowaniem. Fakt faktem zajęłoby mu to znacznie więcej czasu (a jego czas oczywiście jest nieporównywalnie cenniejszy niż wasz), ale ile szybciej wy byście te instrukcje kończyli. No i odpadłby mu jeden powód do czepiania się..

Odpowiedz
avatar bleeee
0 6

Format instrukcji jest tak samo ważna jak treść. Ma to działać tak, że: 1. Z daleka widać, że to własność FIRMY, nie autora 2. Nowy pracownik dostaje plik instrukcji, każda inna - no bardzo profesjonalne to nie jest. 3. Poza tym, że to nieprofesjonalne - łatwiej się połapać, jeśli wszystko ma taki sam format. W mojej firmie mamy około 150 instrukcji. Są nawet instrukcje 'jak obsłużyć czajnik, żebyś sobie nie oparzył ręki, brzucha, nogi albo i jajek'. I każda musi wyglądać tak samo. Łapiesz w rękę i nie myślisz gdzie początek a gdzie koniec. To samo słownictwo, taki sam układ. Proste i logiczne.

Odpowiedz
avatar CzytelniczyPepe
3 5

@bleeee: nie chodzi mi o układ (gdzie logo firmy, jaka kolejność - na pierwszej stronie tabelka z tytułem instrukcji, autorem, datą, potem cel instrukcji, system, którego dotyczy, słowniczek pojęć, następnie treść właściwa), tylko o formę graficzną. To jest przerost formy nad treścią, coś czego nie znoszę. A już zwłaszcza w kwestii robienia tego wstecz. Ok, niech już będzie, że jest jeden standard i obowiązuje od danego momentu, ale przepisywanie czegoś od nowa, czegoś działającego i poprawnego, jest chore i nie przynosi żadnych korzyści. Firma nie zyskuje nic na tym, że przez łącznie jakieś 50-60 godzin roboczych różni ludzie formatowali tabelki, rysowali ramki i robili nowe screeny. W tym czasie moglibyśmy zrobić coś, co byłoby dla firmy korzystniejsze.

Odpowiedz
avatar bleeee
-4 6

@CzytelniczyPepe: Dla mnie formatowanie i rysowanie ramek jest rownie istotne. Bo to swiadczy o profesonalizmie. I nie Ty, szeregowy pracowniku, decydujesz, co jest dla firmy korzystniejsze i jak spozytkowac 50-60 godzin roboczych.

Odpowiedz
avatar CzytelniczyPepe
0 4

@bleeee: moja jednostka obsługuje klientów wewnętrznych, z tego się utrzymuje. Płacą oni za robienie określonych rzeczy - procesowanie wniosków (pominę szczegóły), a nie za formatowanie tabelek i rysowanie ramek. Dziwnym trafem przy swoich szefach M. nie mówił nic o poświęcaniu czasu na te bzdety, tylko o tym, jak istotne jest terminowe procesowanie wniosków.

Odpowiedz
avatar lowipe
1 3

Zastanawiam się co zmusza ludzi do tracenia życia na taką gównopracę?

Odpowiedz
avatar vonKlauS
-1 1

@lowipe: może wysokość wypłaty?

Odpowiedz
Udostępnij