Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Koleżanka poprosiła mnie (wybłagała), żebym poszła na przedstawienie bożonarodzeniowe w przedszkolu jej…

Koleżanka poprosiła mnie (wybłagała), żebym poszła na przedstawienie bożonarodzeniowe w przedszkolu jej córeczki, bo ona nie może niestety. Z Małą mam dobry kontakt, sytuacja przyjęta całkiem dobrze. A zatem pięciolatka ma zakodowane, że będzie ciocia. Uprzedzając pytanie: tak, jej mama naprawdę nie mogła przyjść, ale jest wspaniałym rodzicem i naprawdę super wytłumaczyła córce, że te jasełka to nie koniec świata ;)

Przedstawienie trwa w najlepsze, ale mniej więcej po 20-stu minutach następuje coś, co zaskoczyło wszystkich: dzieci ustawiają się na środku sceny i zaczynają śpiewać kolędę "Jezus malusieńki". Sytuacja dziwna, bo zupełnie odbiega od całości przedstawienia, ale widać, że było to zamierzone.

I tak śpiewają i śpiewają, przygrywa im pani na pianinie, kiedy nagle dzieci zaczynają płakać. Jeden za drugim, niczym domino, przestają śpiewać, po czym kilkoro zaczyna biec do swoich rodziców na widownię. "Moja" dodatkowo w emocjach zapomniała, że nie ma jej mamy i nie poznała mnie, mimo że do niej wołałam, żeby przytulić.

Przedstawienie przerwano zupełnie.

Małe wyjaśnienie, bo może niektórzy nie wiedzą: "Jezus malusieńki" to kolęda wyjątkowo "smutna" w molowej tonacji i wolnym tempem oraz z przykrym tekstem, który może wywołać współczucie u dzieci.

Sytuacja nie dzieje się w Polsce (nie mieszkam w Polsce), ale przedszkole jest polskie i nauczycielka, chcąc dać dzieciom kawałek tradycji, uparła się na tę właśnie kolędę. Na próbach dzieci nie płakały, bo ten fragment był podobno często pomijany, na zasadzie "i tutaj teraz będziemy śpiewać "Jezus malusieńki", a teraz ćwiczymy swoje role.

Pani wychowawczyni stanęła murem w obronie swojego scenariusza zarzucając dzieciom "zbytnią wrażliwość" (!). Dzieci były w wieku od czterech do sześciu lat.

Uważam osobiście, że wywoływanie uczucia empatii u dzieci jest jak najbardziej potrzebne, nie mniej jednak tekst wychowawczyni do nas rodziców: "gówniarze niech przestaną beczeć i wracają na scenę bo popsują mi przedstawienie" był jak najbardziej piekielny. Na szczęście interweniowała dyrekcja placówki.

by konto usunięte
Dodaj nowy komentarz
avatar Dzidowiec
0 12

Słyszałam,że polskie szkoły na obczyźnie to patola trochę. Ma ktoś jakieś doświadczenia z takowymi?

Odpowiedz
avatar Dominik
5 11

@Dzidowiec: głównie nacisk na religię - przygotowanie do pierwszej komunii. Zajęcia z innych przedmiotów zupełnie od czapy - nie bierze się poprawki na to, że dziecko się uczy w innych realiach niż polskie. Próbowałem z synem kilka miesięcy i stwierdziłem, że nie ma sensu.

Odpowiedz
avatar bleeee
6 14

@Dzidowiec: Zależy od ludzi. W moich okolicach 'polskie' szkoły są prowadzone przez księży ich 'przybocznych', więc to jest patologia. I nie mówię tego złośliwie, ale wpajanie miłości do ojczyzny na siłę, dzieciom, dla których Polska ojczyzną nie jest...nie jest fajne. Koleżanki syn chodził do 'polskiej' szkoły mniej więcej od 13 do 15 roku życia, kiedy powiedział, że nauczyciele - polacy - patrioci chcą chyba, żeby wywoływać konflikty. Od jednej pani nauczycielki usłyszał, że nie warto spotykać się z czarną dziewczynką, bo ona na kasę będzie tylko patrzyła, a wgl to jakby chciał to Polski wrócić to będą problemy. Przy polskich kościołach i szkółkach tworzy się coś, co ja nazywam 'polskimi gettami'. Przykład z Coventry, gdzie na początku mieszkałem: ksiądz prowadził kościół, szkołę, jakieś zajęcia sportowe, restaurację polską i polski klub. Ludzie, którzy tam chodzili byli zupełnie wyalienowani z reszty, brytyjskiego, społeczeństwa. Żyli we własnym gronie, nie chcieli poznawać kultury ani tradycji lokalnych. A później 'oj, jacy Ci Angole głupi, że za brexitem głosowali, bo my imigranci budujemy im gospodarkę'. I to prawda, ale przez to, że imigranci żyją w zamkniętych grupach, Anglicy czują się zagrożeni i niepewni. Bo widzą grupę polaków, którzy rozmawiają w obcym języku, którzy się czasem dziwnie (dla Anglików) zachowują...

Odpowiedz
avatar misiafaraona
9 17

Na przedstawieniu w przedszkolu mojego syna ze sceny uciekło czworo dzieci (w tym mój). A mała Maryjka zabrała ze sobą lalkę Jezuska. Główna gwiazda przedstawienia recytowała, ale cała we łzach, rozszlochana. To są tylko dzieci, nie wymagajmy za wiele. A, i nie jest to polskie przedszkole.

Odpowiedz
avatar marcelka
8 8

Pytanko: skoro na próbach w ogóle nie była ta kolęda grana/śpiewana, to skąd podczas występu dzieci nagle znały tekst i melodię?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 5

@marcelka: Pani po prostu rozmawiała z dziećmi, jakie znają kolędy?

Odpowiedz
avatar marcelka
5 5

@agresywnaklucha: i wszystkie znały akurat tę? to znaczy, że de facto to dzieci (znajomość kolędy przez nie/przez większość z nich) zdecydowały o wyborze tej, a nie jakiejś weselszej kolędy, nie wychowawczyni. I skoro dzieci tę kolędę znały (skoro potrafiły zaśpiewać słowa, to musiały słyszeć ją dość często wcześniej), to dziwne, że wywarła na nich aż tak pioronujące wrażenie...

Odpowiedz
Udostępnij