Gdyby nie "wspaniałomyślność" mojej uczelni, normalnie nie wiedziałabym, co mam zrobić z czasem!
Postaram się to wyjaśnić najprościej jak się da.
Pewna pani magister (jest w trakcie robienia doktoratu) ma zajęcia z dwoma grupami - A i B.
Grupa A (czyli moja) - zajęcia od 1. do 8. tygodnia w poniedziałki na 8.00.
Grupa B - wtorki, powiedzmy na 10.00.
Tygodnie minęły, więc jest zmiana (A we wtorki na później, B w poniedziałki na rano).
W tamtym tygodniu podczas wtorkowych zajęć, pani magister powiedziała, że MOŻE wyjątkowo zamieni nam zajęcia z grupą B, bo planuje spotkanie (nieobowiązkowe) z jakimś profesorem, na które moglibyśmy przyjść, ale jeszcze tego nie wie.
W tym momencie pewien student, który od października na jej zajęciach był drugi raz, głośno powiedział (nie w żartach), że jakby spotkanie się odbyło, to on bardzo prosi o sprawdzenie obecności, bo on na pewno będzie!
Przez weekend informacji niet, zatem przyszliśmy wczoraj (poniedziałek) na zajęcia zgodne z planem, na popołudnie.
Gdzieś w okolicach godziny 15.00 na grupowym mailu pojawia się wiadomość od pani magister, że "wszyscy z grupy A mają nieobecność, BO ONA NA NAS DZISIAJ CZEKAŁA OD ÓSMEJ!".
Przed chwilą (godzina 00:23) dostaliśmy kolejnego grupowego maila, że pani magister udało się załatwić spotkanie z panem profesorem DZISIAJ (tj. wtorek), że będzie ono obowiązkowe i traktowane jak zajęcia.
Piekielności?
- Nieinformowanie nas o poniedziałkowych zajęciach i wpisanie nieobecności.
- Narzucanie nam nadprogramowego, obowiązkowego spotkania (skoro zajęcia "były" w poniedziałek, to dlaczego mają być też we wtorek?).
- W czasie, w którym odbędzie się spotkanie mamy inny wykład (nieobowiązkowy, ale sporo osób chodzi, bo będzie z niego egzamin).
- W tym samym czasie niektóre osoby mają konsultacje, dodatkowe zajęcia językowe lub - jak w moim przypadku - pływalnię w ramach WF, za którą zapłaciłam dość dużo pieniędzy, a żadnych zajęć opuścić nie mogę.
Czy pani magister konsultowała to z kimkolwiek z nas, chociażby ze starostą? Nie. Narzuciła to z góry.
Chyba będzie jutro bardzo rozczarowana frekwencją, o ile taka w ogóle się pojawi. Czyli DRUGA nieobecność.
Oczywiście nie zamierzamy tak tego zostawić.
studia
Tak było, jest i będzie na uczelniach. Naprawdę, będąc na studiach ileś czasu jeszcze tego nie wiesz? Cieszcie się, że w ogóle raczono was poinformować e-mailem - zawsze można było powiedzieć, że studenci sami powinni się dowiedzieć na uczelni albo chociaż sami napisać e-mail do prowadzącej. Poza tym czy nikt nie wpadł na pomysł, aby przed weekendem albo chociaż w trakcie napisać e-mail do prowadzącej? My jak czegoś nie wiedzieliśmy, to pisaliśmy e-mail albo szliśmy się zapytać, a nie czekali na informację. Od poniedziałku mieliście tydzień. Zamiast wylewać żale na piekielnych, może następnym razem sami się czegoś dowiedzcie jako studenci a nie tylko oczekujecie, że wszystko wam podadzą na tacy. Babeczka też mogła to zinterpretować inaczej - że studenci się nie interesują jak w końcu będzie z zajęciami, więc co ona się będzie wysilać i wypisywać do nich, a może ktoś łaskawie odczyta e-mail? Czemu ona pierwsza ma pisać, czemu nikt ze studentów sam nie napisał? I mówisz, że nie zamierzacie tego tak zostawić. Nie wiem co się za tym kryje, ale może pierw grzecznie porozmawiajcie z prowadzącą, zanim pójdziecie gdzieś dalej. Prowadzący nie musi wiedzieć, że macie w tym samym czasie inne zajęcia i naprawdę uważasz, że powinna cokolwiek konsultować ze studentami? To ona jest prowadzącą, nie wy. Jak ktoś nie może to trudno, można wykorzystać swoje nieobecności, po coś one są. W razie większej ilości nieobecności zawsze też są konsultacje, można nadrobić materiał (chyba, że u was nie ma takiej reguły, nie wiem). Też studiowałam i naprawdę studia to nie tylko nauka w sensie wiedzy, ale w jakiś sposób uczy nas, że ludzie są różni i nikt wokół ciebie skakać nie będzie i że bardzo dużo trzeba będzie się dowiadywać samemu, bo nikt nie będzie dbał o to, czy o czymś wiesz, czy nie, ale będzie wymagać, chociażby później w pracy. Studenci są przyzwyczajeni, że w szkołach średnich się wokół nich skacze (bo wokół uczniów się skacze a ci dalej mają pretensje, coś o tym wiem) i taką roszczeniowość przenoszą potem na uczelnie wyższe. Oczywiście nie mówię, że każdy tak robi, ale z pewnością jest wiele takich osób. Może trzeba więcej od siebie dać, a nie oczekiwać, że się dostanie, bo się należy. Właściwie to nie, nie należy się. Prowadzący wykona tylko swoje obowiązki (pisanie e-maili do studentów chyba nim nie jest) i może, nie musi a tobie się nie należy. Babeczka równie dobrze mogła wywiesić informację na tablicy ogłoszeń na wydziale i nikt jej nie mógłby zarzucić, że nie poinformowała studentów. To, że pisze wam e-mail to też jej dobra wola. Zbytnio przyzwyczailiście się do dobrego. No i przypominam, że studia nie są obowiązkowe. Nie podoba się? Nie musisz tego robić...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 grudnia 2018 o 8:03
@lady1990: "Może trzeba więcej od siebie dać, a nie oczekiwać, że się dostanie, bo się należy. Właściwie to nie, nie należy się." Należy się szacunek jak każdemu człowiekowi. Jeśli zmieniła ustalenia to jej obowiązkiem jest o tym powiadomić zainteresowanych a obecnie wysłanie maila jest najmniej angażujące dla wszystkich stron.
Odpowiedz@lady1990: Hahaha. Dobry żart!
Odpowiedz@m_m_m: zasadniczo, to ustaleń nie zmieniła. Poszła po prostu za deklaracją ze strony studentów, żeby to spotkanie było obowiązkowe i z listą....
Odpowiedz@lady1990: Jakbym wykładała na uczelni i miała codziennie dostawać maile od studentów z pytaniem czy jutro zajęcia są normalnie to bym szału dostała. Dużo uczciwsze i praktyczniejsze jest powiadamianie innych jak się coś zmienia dla obydwu stron. Co do nieuwzględnienia planów studentów. To było zwyczajnie nieuczciwe. No bo według twojego rozumowania to idealnym sposobem uwalenia całego roku jest organizowanie im wykładów z zaskoczenia w czasie ich innych zajęć. Porządni ludzie tak nie postępują.
Odpowiedz@Lobo86: Za deklaracją ze strony STUDENTA. Jednego. Który pierwszy czy tam drugi raz był u niej na zajęciach, bo całą reszta była przeciwna.
OdpowiedzPisanie maili do studentów JEST ich obowiązkiem. Jeżeli wykładowca chce zrobić zajęcia w z dupy wziętym terminie, bo coś wypadło i trzeba nadrobić to UMAWIAMY SIĘ NA WSPOLNY TERMIN, ona co prawda jest wykładowca, masz rację, ale oni są studentami i mają inne zajęcia, mogą mieć akurat w tym terminie wymyślonym przez wykładowcę
OdpowiedzAle wina jest też i wasza, bo zajęcia zajęciami - są w planie to trzeba być, kit że nie obowiązkowe. Sam chodziłem na studia to wiem, że lepiej być niż nie
OdpowiedzNieobecności co do zasady są właśnie po to, żeby je w takim przypadku wykorzystać, kiedy ze względu na inne zobowiązania na zajęciach być nie można. A co do informowania - u mnie na studiach była podobna sytuacja, dostaliśmy pewnego razu od prowadzącego meila + wiadomość na grupie na fb o pewnej ważnej rzeczy. Wiadomość przyszła późnym wieczorem, dotyczyła następnego dnia. Część osób postanowiła to wykorzystać, że oni nie zostali poinformowani, że nie mają obowiązku odbierać meili, że nie mają fb, ojojoj. Prowadzący poszedł im na rękę, dla tych "niepoinformowanych" wyznaczył dodatkowy termin. A przez następne 2 lata (mieliśmy z nim różne zajęcia)o wszelkich zmianach informował, wywieszając karteczkę koło drzwi swojego gabinetu. Bo skoro my nie mamy obowiązku czytać meili, to on nie ma obowiązku ich pisać... i niestety na nas spadła konieczność ciągłego sprawdzania, czy aby koło drzwi jakaś karteczka nie wisi.
Odpowiedz@marcelka: Ciekawe czy wasz profesor wywieszał również tą karteczkę wieczorem, a następnego dnia rano wymagał aby wszyscy o niej wiedzieli. Wszystko zależy od tego co rozumiesz przez późny wieczór. Bo jeśli ktoś zdążył już pójść spać to skąd miał o nim wiedzieć? Student powinien codziennie przed 5 się budzić i sprawdzać czy przypadkiem dzień wcześniej późnym wieczorem któryś z profesorów nie podjął decyzji o zorganizowaniu dodatkowych laborek o 7 rano? To akurat wasz wykładowca zachował się jak obrażone dziecko które postanowiło zrobić na złość wszystkim. Nie prościej było poinformować wszystkich wcześniej?
Odpowiedz@marcelka:Ja maila sprawdzam po przebudzeniu i raz koło 20-21. Jeśli do tego czasu nie miałabym wiadomości od wykładowcy o zmianie zajęć, to pewnie bym jej nie przyswoiła, o ile ktoś ze znajomych nie podałby go dalej. No i też ludzie mają swoje plany. Jeśli, dajmy na to, zajęcia przełożono z dnia na dzień z 14 na 8 rano, to widzę prawo do buntu. Ja sama mam tak pracę rozplanowaną, aby być na planowych zajęciach. Gdyby z dnia na dzień je przestawili i to jeszcze wieczorem, to bym na nich nie była, bo mam też obowiązki wobec pracodawcy.
Odpowiedz@Habiel: no tak, i właśnie w takiej sytuacji mogłabyś wykorzystać nieobecność na zajęciach...
Odpowiedz@MyCha: późnym wieczorem = około 21. Rzecz dotyczyła zmiany terminu w dniu następnym, z 11 na 9. Problem był taki, że większość tę wiadomość odebrała (przez tego meila, na fb, ludzie sobie też rozsyłali smsy, dzwonili, do mnie wtedy ta wiadomość dotarła chyba z 5 różnych źródeł, więc jeśli do kogoś nie dotarła, to naprawę musiał się "postarać"), ale spora grupa ludzi stwierdziła, że jak powiedzą, że "oni nie wiedzieli", to zyskają kilka dodatkowych dni/drugi termin. I wtedy zyskali. Potem od wiadomości przekazywanych na karteczkach nie było żadnych odwołań, na zasadzie "obowiązkiem studenta jest wiedzieć". A zajęcia u nas były do 20:30 i zdarzyła się kilka razy kartka po 20 dotycząca następnego dnia. Wkurzały mnie te kartki, ale prowadzący w pierwszej sytuacji próbował poinformować wszystkich - wysłał meila, wiadomość na fb na grupie, post na swojej stronie na fb - uważam, że to była najlepsza droga, bo co, miał dzwonić do każdego i nie spocząć, dopóki nie obdzwoni kilkuset osób?
Odpowiedz@marcelka: Nieobecność na zajęcia jest dla wyjątkowych sytuacji studenta. Pociąg nie przyjechał, auto padło, czuje się okropnie. Dlaczego mam go wykorzystywać przez to, że ktoś nie potrafi ogarnąć planu zajęć?
Odpowiedz@marcelka: U mnie na zajęciach w większości nie ma czegoś takiego jak "nieobecność". Zaledwie kilku wykładowców pozwala na jedną, maksymalnie dwie. Akurat u tej pani trzeba odrobić w ciągu dwóch tygodni (a konsultacje ma w czasie naszych innych zajęć w planie, zatem trzeba kombinować).
OdpowiedzZastanawiam się, dlaczego podczas zajęć, kiedy to pani magister powiedziała o swoich planach zamiany dnia zajęć i zorganizowania dodatkowego wykładu, nikt z Was nie odezwał się i nie powiedział o jakichkolwiek innych zajęciach czy innych zobowiązaniach. Pani widocznie wyszła z założenia, że jeden ze studentów zabrał głos w imieniu całej grupy, a skoro tak, to nie macie w tym czasie innych zajęć.
Odpowiedz@Nanatella: Owszem, były głosy sprzeciwu i wyjaśnienia, jednak pani magister stwierdziła, że wszystko ustali z profesorem, z którym planowo powinniśmy mieć wykład. Nie ustaliła. Poza tym przypominam, że na zajęciach była to tylko luźna wzmianka, że MOŻE JAKIEŚ TAM SPOTKANIE SIĘ ODBĘDZIE.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 grudnia 2018 o 3:00