Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

5 września 2015 roku podpisałam umowę o pracę. We wrześniu 2016 roku…

5 września 2015 roku podpisałam umowę o pracę. We wrześniu 2016 roku zaszłam w ciążę. Umowę miałam wtedy na czas określony do 31 grudnia 2016 roku. Jako że w momencie zakończenia umowy ciąża była wyższa niż 12 tygodni, uległa ona przedłużeniu do dnia porodu, który teoretycznie miał się odbyć 13 czerwca 2017 roku.

Szybko, bo już w październiku, poszłam na zwolnienie (w miejscu, w którym pracowałam nie było żadnego ogrzewania). Szefowa szybko uporała się z zastępstwem, ja, w roli inkubatora, ze spokojem przygotowywałam się do wielkiego dnia. Urodziłam syna 4 czerwca 2017 roku.

Kiedy już doszłam do siebie, zaczęłam załatwiać papierki, których, jak część z was zapewne wie, jest niemało. Między becikowym, ubezpieczeniem i zasiłkiem macierzyńskim, musiałam odebrać również świadectwo pracy. Zrobiłam to jakoś pod koniec czerwca. Przed podpisaniem sprawdzam, a tam, pod datą rozwiązania umowy, 3 czerwca. Mówię, że błąd. Ona mówi, że mam dzwonić do księgowej. Dzwonię. Tłumaczę. "Co też pani wymyśla?! Ja tu jestem księgową, pani się nie zna!". No, ok. Skoro tak. Być może.

Idę do ZUSu z tym świadectwem. Pani w ZUSie mówi mi, że błąd. Tłumaczę, jak to wyglądało i pytam, czy mi przyjmie, czy mam załatwiać od razu. Mówi, że przyjmie, ale muszę to wyprostować, bo jak się Urząd kiedyś tam dopatrzy, to mi cały zasiłek każe oddać. Jeszcze tego samego dnia skontaktowałam się z szefową, która odesłała mnie do księgowej. Okazało się, że nie prowadzi już ksiąg szefowej, ale że ona wystawiała mój dokument, ona musi go poprawić. Dzwoniłam do kobiety, pisałam maile. Nic. Stwierdziłam, naiwnie, no wiem, że kicham, nie mam teraz sił na taką walkę, muszę się zająć dzieckiem, kiedyś do tego wrócę.

Skończył się macierzyński, zarejestrowałam się w UP. Urząd Pracy wysyłał mnie tu i tam, nigdzie nie chcieli młodej karmiącej matki. W końcu sama sobie znalazłam pracę. Wiadomo, że nowy pracodawca za chwilę poprosi mnie o dotychczasowe świadectwa pracy, więc trzeba sprawę załatwić. Piszę do pani księgowej maila o tytule: "Korekta dokumentów" i treści: "Proszę w trybie pilnym o poprawienie świadectwa pracy (tu dokładne wyjaśnienie). W przeciwnym razie przerzucę na panią wszelkie konsekwencje wynikające z pomyłki". W odpowiedzi otrzymałam stek gróźb i polecenie udania się do szefowej. Odpisałam, że to nie szefowa popełniła błąd, tylko ona i że ona ma go poprawić, bo nikt za nią nie będzie tego robił. Po 5 minutach otrzymałam soczyste: "Jest pani nieuprzejma". Zadzwoniłam do szefowej, wyjaśniłam sprawę. Powiedziałam, że ZUS może mi kazać zwracać pieniądze. Obiecała, że to załatwi, w co średnio wierzyłam, ale dałam szansę.

Następnego dnia rano pomknęłam do Lidla. Między pieluchami a papierem toaletowym dostaje SMSa: "Cześć, mam dla ciebie świadectwo pracy, podejdź". Nie powiem, byłam w szoku. Odebrałam, wszystko w porządku.

I moje pytanie - potrzebne to wszystko było? Jak bardzo trzeba być zadufanym w sobie, żeby z taką obrazą przyjąć skorygowanie? Rozumiem, że nie jestem księgową, ba! na studiach ledwo księgowość zaliczyłam, ale staram się mocno zgłębić temat, który mnie dotyczy.

Bądźmy pokorniejsi. To nie boli, a oszczędza nerwów.

uslugi ksiegowosc

by AimeeSi
Dodaj nowy komentarz
avatar xpert17
6 10

A co ma wspólnego wiedza o księgowości z wiedzą o wystawianiu świadectwa pracy?

Odpowiedz
avatar tvh
3 9

@xpert17: w wielu, zwłaszcza mniejszych,firmach te same osoby prowadzą księgowość, kadry i płace. Znam firmę nawet nie taką małą bo licząca około 70 osób, gdzie 1 z 2 księgowych zajmuje się także sprawami kadrowymi (umowy, świadectwa pracy, ZUS,L4 itd) i płacami.

Odpowiedz
avatar xpert17
-3 7

@tvh: no tak, są firmy gdzie informatyk wymienia tonery w drukarkach ale tak czy siak jedna WIEDZA nie ma nic wspólnego z drugą WIEDZĄ autorka pisała, że miała podstawy księgowości na studiach - z pewnością nie uczyła się tam o wystawianiu świadectw pracy

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 listopada 2018 o 10:59

avatar AimeeSi
4 12

@Jaladreips: co ma znaczyć twój komentarz? Wyobraź sobie, że nie każda kobieta jest wyrachowaną suką i planuje swoje życie.

Odpowiedz
avatar Jaladreips
-2 10

@AimeeSi: znaczy, że powszechnym zjawiskiem, a wręcz plagą, jest zachodzenie w ciążę natychmiast po otrzymaniu umowy o pracę. Kobiety wręcz na tę umowę polują. Szkodzi to firmom, a w szerszym ujęciu gospodarce. Szkodzi też normalnym kobietom, bo potem niektórzy pracodawcy nie chcą ich zatrudniać. Z twojego komentarza natomiast wynika, że jak kobieta planuje swoje życie to jest wyrachowaną suką. Jeśli to nie to miałaś na myśli, to polecam dokładniej precyzować wypowiedzi.

Odpowiedz
avatar greggor
-1 7

@AimeeSi: Nie musi być każda, wystarczy że tak robi większość.

Odpowiedz
avatar nasturcja
1 5

@greggor: skoro tak robi większość kobiet to skąd ten ujemny przyrost w naszym kraju?

Odpowiedz
avatar Jorn
9 9

Źle identyfikujesz krąg piekielnych osób w tej sytuacji. Z historii wynika, że za piekielną uważasz tylko księgową, a tymczasem piekielna jest również szefowa, która na ciebie zrzuciła bieganie za księgową w celu naprawienia błędu. Ty nie byłaś tam zatrudniona przez księgową, lecz przez firmę i firma miała ścigać swoją pracownicę, która źle wykonała obowiązek wystawienia ci prawidłowych dokumentów.

Odpowiedz
avatar ForMudBloodBeer
4 4

Co konia obchodzi, że się wóz przewrócił? Zwracasz się do pracodawcy o sprostowanie świadectwa pracy i masz gdzieś kto je przygotowywał. Po drugie - a skąd nowy pracodawca ma wiedzieć, że z tamtym świadectwem coś nie tak? On je przyjmie i nie będzie wnikał jeśli nie ma na nim błędów oczywistych (np. data końca pracy 2028 r.)

Odpowiedz
avatar Doombringerpl
-1 3

Na tą opowieść opiszę, mam nadzieję, że krótko, moją historię z księgową. Mam/Miałem koleżankę, którą znam od liceum (18 lat), kiedy chodziliśmy razem do klasy. Informatykę mała zaliczoną dzięki mnie. Przez ok 5 lat nie odzywaliśmy się do siebie, bo nie było czasu. Założyła firmę i w zeszłym roku zadzwoniła do mnie po pomoc, bo nic nie może drukować. Od tego czasu, przez rok stworzyłem w jej firmie infrastrukturę sieciową, złożyłem serwer, kazałem wydzielić serwerownie i byłem administratorem tego grajdołka. Ponieważ pracuję w innej firmie, na innym stanowisku, dogadaliśmy się na umowę-zlecenie. Wszelkie szczegóły miałem ustalać z "księgową" Dostałem do niej maila. A więc napisałem. Miła to wszystko ogarnąć. W międzyczasie zrodziła mi się myśl o własnej działalności, co skonsultowałem z w/w księgową. Ostatecznie zrezygnowałem. przez 4 miesiące dopominałem się o umowę. Potem sprawę przejęło biuro prawne, które zajmowało się obsługą prawną firmy koleżanki. Z nimi dogadałem szczegóły umowy i czekałem. Czekałem kolejne 6 miesięcy. Kiedy zaczęły się zgrzyty, mimo że umowy nie podpisałem od początku, złożyłem wypowiedzenie i zamknąłem temat pomocy koleżance. Nadszedł nowy rok, czas rozliczeń z US. Czekam na PITy. Spłynęły wszystkie, oprócz firmy koleżanki. Skończył się luty wiec zadzwoniłem dopytać o co chodzi. Dowiedziałem się wtedy, że księgowa umowy nie dostała więc nie ma PITa. Wkurzyłem się, bo kwoty, które przeszły przez moje konto na sprzęt, były znaczne i nie mam podkładki w razie kontroli. Koleżanka, odsyła mnie do księgowej. Dzwonię do księgowej, a ta na mnie wsiada, ze sam jej osobiście przez telefon powiedziałem, że nie chcę mieć umowy(:O). Kiedy się wkurzyłem i wygarnąłem jej, ze jest niekompetentna, rozłączyła się. Oczywiście w tym momencie napisałem koleżance ciepły list, ze to ona odpowiada za firmę i to ona nie dopełniła obowiązków, narażając mnie na konsekwencje prawne. Dodałem też, ze mam każdy wymieniony mail i każdą nagraną rozmowę, więc w sądzie przekażę to wszystko i udowodnię, że wprowadziła mnie w błąd i doprowadziła do niekorzystnego rozporządzenia majątkiem, jakim byłoby zapłacenie podatku i kar za środki, których na koncie mieć nie powinienem. Koleżanka zadzwoniła i pisał, że nikt mnie oszukać nie chce, a księgowa szła w zaparte, że sam jej to powiedziałem. I choć sprawa zakończyła się w miarę pozytywnie, to najbardziej zabolało mnie to, że wysłałem koleżance kopię korespondencji z jej księgową, a ona wierzy jej a nie mi. tak więc po raz kolejny przekonałem się, ze nie należy ufać NIKOMU. Żeby nie było. Pierwsza i jedyna rozmowa telefoniczna z księgową odbyła się wtedy gdy zadzwoniłem dowiedzieć się co z rozliczeniem. Tak więc jestem wdzięczny mojemu nauczycielowi z informatyki, który zawsze powtarzał, żeby trzymać wszystkie informacje, bo kiedyś mogą d... uratować. Do tego koleżanka jest już byłą koleżanką, bo nie potrzebuję mieć znajomych, którzy jedyne co to potrafią wykorzystywać ludzi.

Odpowiedz
Udostępnij