Piekielni handlarze.
Auto nam się rozkraczyło. Nie do końca na amen, ale już wiekowe i remont przekraczał wartość samochodu. Z ciężkim bólem serca (moje pierwsze auto) podjęliśmy decyzję z małżonkiem że sprzedajemy na dawcę. Wcześniej mieliśmy nadzieję na sprzedaż pewnemu pasjonatowi, ale przytrzymał nas trochę czasowo i w rezultacie OC było ważne już tylko tydzień. Telefon do skupu aut, wszystko umówione. Przy sprzedaży był jeden warunek z naszej strony: zabieramy opony, ponieważ jeżdżone w sumie półtora sezonu, a do obecnego auta by się przydały nowsze. Handlarz mówi że ok. Umowa spisana, podpisana, pieniądze do łapki (kwota mniejsza, no bo bez opon) i tyle widzieliśmy samochód. I opony.
Na początku kontakt jeszcze był, a bo zapomniał zdjąć, a bo nie ma go na miejscu, a bo w sumie to będzie na naszym osiedlu to je podrzuci. I od tamtej pory (2 tygodnie) zablokował nasze numery. Próbowałam dzwonić od kilku znajomych - jest sygnał (jak dzwonię ja lub małżonek od razu poczta się włącza) ale nie odbiera. Pogoda coraz chłodniejsze i wypadałoby założyć te zimówki i wygląda na to, że musimy patrzeć za nowymi. Więc w sumie prócz wydanych pieniędzy za komplet nowych opony to jesteśmy też w tyle z kasą za sprzedaż...
Póki podniosą się głosy, że skoro mieliśmy dwa komplety stary i nowy i mogliśmy zamienić przed sprzedażą - niestety nie. Stary komplet jest 500km od nas i ze względów czysto logistycznych trudno nam było ogarnąć wszystko w krótkim czasie. Zdaję sobie sprawę, że sama zawaliłam z umową w której mogła znaleźć się adnotacja dotyczącą opon, ale ze względu na emocjonalne podejście do owego samochodu chciałam mieć to jak najszybciej z głowy i nie myślałam za bardzo.
Adres w internecie niby jest podany, ale tam żadnego warsztatu nie ma, więc pojechanie tam i zabranie opon nie wchodzi w grę. Nachodzenie na adres podany w umowie może skończyć się pozowaniem nas o nękanie ;).
Trudno, jakoś przeżyjemy, zapamiętamy żeby kompletnie nie ufać ludziom, chociaż mocna irytacja jest. Najbardziej mi szkoda jednak trzyletniej dziewczynki siedzącej w samochodzie handlarza jak podpisywaliśmy umowę. Ma ojca ***ja.
Handlarze samochodów
Mam mieszane uczucia. Opisujesz piekielnego handlarza, ale odnoszę wrażenie, że ty też jesteś piekielny/a. Umowa jest wiążąca, na umowie masz adres, nic tylko jechać. Nie tłumacz się głupio, że was pozwą. W samej historii bardzo mi się nie podoba, że już odpowiedziałeś/aś na wszystkie pytania, jakie mogły paść w komentarzach, maksymalnie usprawiedliwiając siebie. Dlatego myślę, że połowa tej historii to prawda, a reszta została dobudowana.
OdpowiedzW teorii umowa ustna jest tak samo obowiązująca jak pisemna. W praktyce właściwie nie do wyegzekwowania. Ale jak zwykle "mądry Polak po szkodzie", a wystarczyło zapisać to w umowie.
Odpowiedz