Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Praktyki, moje własne w dawnych czasach, bezpłatne. Duży Bank, pokój "pocztowy". Mam…

Praktyki, moje własne w dawnych czasach, bezpłatne.

Duży Bank, pokój "pocztowy". Mam wysłać kilka faksów, a że to pierwszy mój raz z tą maszyną, poprosiłem o pomoc panią, która tam pracowała. Oczywiście udziela mi instruktażu, co i jak.

W międzyczasie przychodzi jakaś pracownica, ustawia się w kolejce i wypala, że ona też musiała się nauczyć wysyłać faksy sama, nikt jej nie uczył... No nie dziwię się, ja tam przyszedłem się uczyć, ona tam pracuje, chyba powinna to już umieć.

Przeważnie coś się układało - pamiętam moje przerażenie, jak na środku pokoju zobaczyłem spore biurko, przy którym nikt nie siedział, a wokół niego stosy (równe z jego blatem) papierów - które praktykanci mieli podziurkować i czymś na kształt sznurowadeł spiąć (tak dużych segregatorów do dziś chyba nie robią) i do archiwum - zanim przychodziliśmy do pracy, pojawiały się nowe stosy.

I tak sobie siedzieliśmy we 2 lub 3 osoby i pracowaliśmy, a wokół nas biurka z pracownikami.

Któregoś dnia, ok. 9 rano, przychodzi ktoś z informacją, że na sali operacyjnej banku czeka klientka po jakieś zaświadczenie. Któraś z pracownic mówi, że się tym zajmie. Zbliża się 12, czyli nasz koniec pracy, a ta pani, która miała przygotować to zaświadczenie, dzwoni do kogoś na dół, zapytać, czy ta Klientka jeszcze czeka, bo ona już może przygotować to zaświadczenie.

Inny pokój, pani od przelewów międzynarodowych, kobieta święcie przekonana, że praktykant to dziecko, które najbardziej lubi zabawki biurowe, a szczytem wręcz będzie obsługa... niszczarki. Kobieta rzeczywiście chyba miała hopla na tym punkcie, bo dawała nam całe stosy do zniszczenia... ulotek, reklam, folderów itp. papieru kredowego.

Zaplecze sali operacyjnej. Wiadomo, nikt nam nie da niczego, co wiązałoby się z pieniędzmi klientów (klauzulę poufności podpisaliśmy), więc i prace raczej porządkowe dostawaliśmy. Choć w międzyczasie coś się podpatrzy, ktoś coś wytłumaczy.

Tym razem dostałem karton poprzecinanych kart debetowych, kredytowych itp., które mam poukładać (na szczęście nie rosnąco ;-) ) i sporządzić ich listę na komputerze (numer z karty) w jakimś edytorze tekstu. Coś robić trzeba, innych rozrywek w tych czterech ścianach nie ma, to sobie popracuję. Mija godzina, karton pusty, myślę, idę i zgłoszę, że skończyłem. Melduję blondynce, która wręczyła mi pierwszy karton. Ona zdziwiona, że jak tyle mogłem zrobić?

Idziemy na salę, szukać po szufladach pracowników innych kart. Podchodzimy do jednej z pań na obsłudze, po drugiej stronie kolejka ludzi, to chcę zabrać swoje fanty i nie przeszkadzać.

Ale widocznie stwierdziła, że co się będzie "motłochem" za ladą zajmować, zawróciła nadciągającego klienta tekstem, że teraz musi coś praktykantowi pokazać. I zaczyna mi coś na tym monitorze pokazywać i tłumaczyć - muszę przyznać, że nie widziałem tam nic, a tym bardziej nie potrafię przytoczyć tego, co wtedy mi tłumaczyła - do dziś z tej lekcji zapamiętałem tylko tyle, że nie tak powinna wyglądać obsługa klienta.

Po poznaniu tego banku od środka, zawsze omijam go szerokim łukiem. Nieważne, że duży, że z tradycjami, że ma procedury - ale nawyków chyba nie zmienią.

praktyki

by steell02
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar kathy1990
13 19

Bardzo ciężko się czyta. Ostatni akapit kompletnie bez sensu 'widząc bank od środka, omijam go szerokim łukiem', może lepiej by brzmiało ' po zobaczeniu banku od środka, omijam go szerokim łukiem'?

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

logika pani pracownicy mnie poraza- komu by sie chcialo czekac 3 godziny na jeden swistek?

Odpowiedz
avatar daroc
-1 1

Trudno sobie wyobrazić ten "karton kart". W mojej głowie pojawił się wielki karton, zawierający tysiące kart. A Ty to obsłużyłeś w godzinę, włącznie ze spisaniem numerów tych kart?

Odpowiedz
Udostępnij