Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Wiele się mówi na temat przepaści między warunkami pracy w Polsce i…

Wiele się mówi na temat przepaści między warunkami pracy w Polsce i w krajach tzw. "pierwszego świata". Wielu z nas wyjeżdża, oczekując godniejszego życia w kraju powszechnie uważanym za bogatszy, bardziej cywilizowany, otwarty, och i ach. Nie zrozumcie mnie źle - nie mieszkam już w Polsce i z czasem faktycznie zacząłem odczuwać pozytywną różnicę.

No właśnie. Z czasem.

Jak wielu świeżych imigrantów, zacząłem parę lat temu pracę przez polską agencję za granicą. Agencja ta zachwalała zarówno poziom mojego języka obcego (tutejszego urzędowego), jak i moje przyszłe stanowisko. Praca na magazynie, ale bardzo prosta i lekka! Świetna lokalizacja! Ubranie robocze za darmo! 12 tygodni umowy na okres próbny bez żadnego wypowiedzenia, ale większość przechodzi później na stały kontrakt już bez pośrednictwa agencji i zarabia o wiele więcej! No i tyle możliwości rozwoju, bo firma bardzo duża. Do tego już na stałym kontrakcie 100% chorobowego, 25% zniżki na sprzedawane produkty, normalnie raj.

Niestety, ze względu na legislację zabraniającą pracodawcom zapewniania lokum (ponoć przeciwdziałanie współczesnemu niewolnictwu), nie mogli zrobić nic więcej, niż polecić zaprzyjaźnioną agencję nieruchomości, która to wręcz odbierze nas z dworca.

No cóż, jechałem sam, nie miałem rodziny na miejscu, więc zadzwoniłem do tej cudownej agencji. Pani mówiąca łamanym tamtejszym językiem z bardzo ciężkim, polskim akcentem zaproponowała mi ŚWIETNY pokój w domu szeregowym, z pralką, z lodówką, odmalowany, nawet paru Polaków tam mieszka, więc dogadamy się bez problemu!

Stop, zaraz, chwila. "Paru"? No tak, razem tam mieszka już siedem osób, w czterech pokojach. Szybkie wygooglowanie lokalnych cen podpowiedziało mi, że cena zaproponowana przez cudowną agencję nieruchomości za ten ŚWIETNY pokój jest nieznacznie tylko niższa niż cena wynajmu małej kawalerki. Aha. No to raczej podziękuję. Pani była w ciężkim szoku.

No cóż, uznałem, że nie będę całego wyjazdu osądzał po jednej interakcji z zaprzyjaźnioną firmą, znalazłem sobie kawalerkę nieznacznie większą od pudełka zapałek i zabrałem całe swoje życie w jednej walizce do nowego kraju.

Parę dni później zacząłem pierwszy dzień pracy. Dano mi ubrania robocze o dobre parę rozmiarów za dużych, "obuwie ochronne" i przyjacielskie przypomnienie, że będą one ściągnięte z mojej pierwszej wypłaty. Na mój protest kierownik powiedział mi z dość złośliwym uśmiechem, że przecież za nie teraz nie płacę, prawda? No dobra, jakoś przełknąłem.

Dość szybko zauważyłem, że poza mną zatrudniono od cholery innych Polaków i jakoś przypadkiem wszyscy byliśmy traktowani jak podludzie. Ot, całkiem przypadkiem, kontraktów nie dostawaliśmy. Całkiem przypadkiem również przydzielano nam prace cięższe i wymagające wyższego tempa. Tutejsi obywatele pracowali sobie, jakby wpadli w smołę, z częstymi pogaduszkami, my zapieprzaliśmy te dwanaście godzin na maksimum fizycznych możliwości. Za niższą stawkę najczęściej, bo w końcu na umowie agencyjnej.

"Obuwie ochronne" było sztabą plastiku z cieniutką warstwą materiału na podeszwie, okute jakimś sztucznym, grubym materiałem. To, że ważyły tyle, co paleta cegieł, to jeszcze pół biedy. To, że już pierwszego dnia mojej dwunastogodzinnej zmiany krwawiły mi stopy, to już grubsza sprawa. Kierownik powiedział, że wydziwiam, przewrócił oczami i rzucił sarkastycznie, że "zawsze się jakiś delikatny znajdzie". Już poczułem, że czas szukać innej pracy.

Polecenia podnoszenia czegoś, co było cięższe, niż normy prawa pracy nakazują (nie wspominając już o zdrowym rozsądku - jak mówiłem wcześniej, fizycznie trochę pierdoła ze mnie) były wręcz na porządku dziennym. Po co zainwestować w odpowiedni osprzęt, jeśli Polak tańszy?

Uznałem, że będę udawać, że jest świetnie, dopóki nie znajdę czegoś innego. Że zapieprz, wymagający prędkości tylko nieco wyższej od światła to "prosta, lekka praca", kupiłem porządne buty ochronne, byle tylko jakoś przetrwać, byle tylko spróbować "wyrobić normę". Zwolniono mnie po miesiącu za rozchorowanie się, w sezonie grypowym zresztą - zadzwoniłem parę godzin przed moją zmianą, aby poinformować, że niestety nie dam rady, gorączka, wizyta u lekarza, jeszcze dam znać, przepraszam, głupio mi. Usłyszałem "wiesz co, to już nie przychodź w ogóle". Nie powiem, jeszcze nigdy się nie cieszyłem z bycia zwolnionym.

Nie zrozumcie mnie źle, nie piszę tego, żeby się nade mną litowano czy coś - bynajmniej! Zamieszczam tę historię jako ostrzeżenie. Polskie agencje pracy w dupie mają, czy zapewnią Wam dobrą pracę, oni dostają prowizję za każdego pracownika. Sprzedadzą Wam każde kłamstwo, z premedytacją wcisną Was w najgorszą, półlegalną pracę, aby tylko zarobić. Jeśli jakikolwiek zakład pracy zatrudnia pracowników w tuzinach, to powinna Wam się zapalić lampka ostrzegawcza. Młody byłem i durny jak wiadro młotków, ale Wy nie musicie być.

A jeśli któryś z Was to czyta i jest w podobnej sytuacji - proszę Was, działajcie. Skontaktujcie się z lokalną inspekcją pracy, związkami, ostrzegajcie innych. Dopóki będziemy przystawali na takie warunki, dopóty będziemy tak traktowani.

by pierwszyswiat
Dodaj nowy komentarz
avatar bartejak
1 3

Z ciekawości-Holandia?

Odpowiedz
avatar pierwszyswiat
5 7

Akurat nie, choć od znajomych wiem, że holenderskie imigranckie zakłady pracy wcale nie lepsze.

Odpowiedz
avatar cujoo
5 9

znajoma pracowała kiedyś w takim biurze, wysyłała pielęgniarki do Włoch; szefa nie interesowało co się z nimi stanie ma miejscu; miał umowę i tyle; ogólnie dramat

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
16 16

Mam znajomego, który lata temu jeździł do Włoch na "pomidory". Raz trafił do obozu pracy. Od Auschwitz różniło go tylko brak gazu. Na szczęście miał głowę na swoim miejscu oraz uczył się języka na własną rękę. Żeby zniewolić ludzi zabierali im paszporty (znajomy nie pozwolił sobie na to). W pewnym momencie nie wytrzymał i po prostu uciekł.

Odpowiedz
avatar lotos5
0 0

@kartezjusz2009: Tak z ciekawości. Nie pozwolił im zabrać paszportu chowając go?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 8

" Polskie agencje pracy w dupie mają, czy zapewnią wam dobrą pracę, oni dostają prowizję za każdego pracownika. " Z pośrednikami tego typu to przypadkiem nie bywa czasem tak, że firma zlecająca płaci pośrednikowi, a ta dopiero pracownikowi? I to ona ustala dzienne normy robocze? Czyli nie prowizja sensu stricte, a podwykonawstwo? Bo z czymś podobnym spotkał się mój znajomy w Irlandii, a ja u nas w kraju, jak jeszcze w LO (lub zaraz po nim) dorabiałem np wykładając towar w marketach czy hurtowniach. Było to coś na zasadzie młodzieżowych Ochotniczych Hufców Pracy. W takim układzie firma matka (zlecająca pracę) i jej kraj nie mają żadnego znaczenia, bo nawet jak dadzą najlepsze warunki na świecie, to taki pośrednik zatrzyma to dla siebie.

Odpowiedz
avatar GoshC
4 4

@Lobo86: to zależy od firmy czy pośrednika i rodzaju umowy. Moja pierwsza praca w Anglii była organizowana przez rekrutera/pośrednika, ale kontrakt miałam bezpośrednio z pracodawcą. Teraz dla odmiany pracuję w firmie jako pracownik agencji pośrednictwa pracy, ale nie narzekam ani na pracę, ani na płacę. Co więcej , pracuję w jednym miejscu od trzech lat.

Odpowiedz
avatar xyRon
12 14

Mam "znajomych" idiotów w liczbie na szczęście tylko dwóch, którzy właśnie tak pracują, tj. po 12h, ponad swoje siły - typu wrzucanie 20-30kg skrzynek na wysokość 2 metrów. Płacą po 150 euro tygodniowo za mieszkanie w baraku, w 2 osobowym pokoju. I co? I zadowoleni, bo uda im się zarobić 1800 euro w miesiąc. Tam to jest nic, a w Polsce mogą się chwalić, że w miesiąc zarabiają prawie 10k zł. Tylko co z tego? Jakie to ma przełożenie, skoro tam te pieniądze wydają, a tam wszystko droższe. Przecież nie teleportują się po pracy żeby żyć i wydawać je w Polsce. Dla nich to normalne, że jak pracownik nie daje rady, bo dostał zadanie ponad swoje siły to wyleci. I wg nich nie jest to wina pracodawcy, tylko pracownika, że słaby. Jadą na środkach przeciwbólowych, bo stawy już po pierwszym dniu siadają. Życzę powodzenia za kilka lat, ze zniszczonym zdrowiem dla kilku tysięcy euro.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 października 2018 o 9:49

avatar konto usunięte
-3 9

@xyRon: "Jakie to ma przełożenie, skoro tam te pieniądze wydają, a tam wszystko droższe. " Z tym się nie zgodzę. Wiele rzeczy kosztuje tyle samo lub jest tańsze, bo po sprowadzeniu do PL (niezależnie od kraju, w jakim się produkuje) to dystrybutor musi uwzględnić wahanie wartości walut lub koszty gwarancyjne, które w niektórych przypadkach potrafią być wielokrotnie wyższe.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
11 11

@xyRon: Polska po dziś dzień jest niestety rynkiem zbytu dla produktów trzeciej kategorii. Uwielbiamy POSIADAĆ to czy tamto. W rzeczywistości za o wiele większą kasę kupujemy gorsze rzeczy. Tam faktycznie jest taniej. Czy to, jeśli chodzi o ubrania, elektronikę, samochody. Właściwie większość rzeczy, w stosunku do zarobków jest o wiele tańsza. Np. W UK zarabiasz 12 funtów na godzinę za piwo płacisz 2 w pubie. U nas zarabiasz 15zł a za piwo płacisz 8. Widać różnicę.

Odpowiedz
avatar xyRon
7 9

@DziwnyCzlowiek: Tzn. bardziej mi chodzi o to, że jak na tamte warunki, to oni zarabiają bardzo marnie. Żeby cokolwiek odłożyć to jedzą zupki chińskie, mrożonki, konserwy i inne jak najtańsze jedzenie. Takie dziadowanie mnie dziwi, bo odbija się na zdrowiu. Harujesz po 12h dziennie, jesz byle co i faszerujesz się lekami, bo się nie da z bólu wytrzymać. Super życie.

Odpowiedz
avatar kudlata111
-4 6

@Lobo86: Nie zgadzać się to twoje prawo, ale nie masz pojęcia o czym mowa.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

@kudlata111: akurat pracowałem w sklepie z brandami premium, miałem wiele szkoleń wewnętrznych jak i zewnętrznych i wiem ile produkty poszczególnym marek kosztują u nas, a ile w Niemczech, Włoszech, Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii lub USA. I wiem ile z tej ceny detalicznej zostaje dla sprzedawcy tu, a ile tam. Poza tym byłem poza naszymi granicami. Wiele firm produkuje niskiej jakości odpowiedniki na rynek polski i europy środkowo-wschodniej, a płacisz tyle samo co za produkt full premium z ich rynku pierwotnego. Ba - niektóre produkty tego typu są tak badziewnej jakości, że producent nawet ich nie umieszcza w swoim katalogu. Pracując w jednej ze sportowych sieciówek mieliśmy raz dostawę zrotowanego z ich kraju produktu brandowanego ich własnym logo. Metki z cenami w Euro. Po przeliczeniu na złocisze wychodziło taniej niż to samo produkowane specjalnie na nasz rynek. Tylko, że do nas była chińska masówka, a u nich wyrób rodzimy. Weźmy taką pierwszą z brzegu Salewę. Na ich bezpośredniej stronie pewien model buta kosztuje 170euro. U nas ten sam, ale z zeszłego roku 750zł. Przy dzisiejszym kursie euro 4,3 złotego daje to różnicę bezpośrednią 19zł na naszą niekorzyść. Niby nic, ale na dwa piwa zostaje. A przecież nie uwzględnia to różnicy w zarobkach i ogólnych kosztach utrzymania (czy prowadzenia biznesu, stawkach vat itp). No i porównujemy ten rok z ubiegłym. Z oczywistych względów promocji nie liczę, bo to nie ma sensu. W niektórych innych brandach masz gwarancję dożywotnią lub nastoletnią, ale na rynek polski - max 2-3 lata. Jako były sprzedawca mógłbym tak sypać przykładami cały tydzień, ale po pierwsze, w wielu aspektach obowiązuje mnie tajemnica handlowa (tak - wciąż), a po drugie wiele rzeczy można sprawdzić samemu googlając ile co kosztuje. Więc tak - u nas jest drogo.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
5 7

@xyRon: Znam ten model. Dziadujesz i odkładasz hajs w skarpetę, żeby dwa razy w roku przylecieć do Polski i grać Boga. Również, uważam że to nie życie. Gdyby tak samo dziadowali w PL, też by mogli odłożyć.

Odpowiedz
avatar grruby80
3 5

@kudlata111: jeśli chodzi o ceny żywności, elektroniki ubrań to są porównywalne w UK i Polsce, lub jest taniej w UK. Wynajem mieszkania zależy od miejscowości gdzie jesteś, ale tu się zgodzę że w Pl jest taniej. Jeśli chodzi o ubezpieczenie auta to też jest tańsze jeśli masz już zniżki, na początku jest drożej. Za to nie ma problemu z wyplatami odszkodowań, więc to ty się mylisz. Pracuje w firmie która ma oddział w Polsce i co jakiś czas przyjeżdżają pracownicy z Pl na szkolenia lub pomuc, wracają obładowani, ubraniami, kosmetykami zabawkami bo tu jest taniej. Więc chyba jednak jest to prawdą.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@Lobo86: Te "wiele rzeczy" które są tańsze na Zachodzie niż w Polsce absolutnie nie rekompensuje kilkukrotnie wyższych cen nieruchomości. Co z tego że za spodnie zapłacisz w Anglii 20% taniej niż w Polsce, skoro przez 30 lub 40 lat będziesz spłacał dom, który w Polsce kosztowałby 20% brytyjskiej ceny.

Odpowiedz
avatar Samoyed
0 0

@xyRon: W Holandii 1800 euro na miesiąc to nie jest nic, to całkiem niezła kwota na życie. Ceny mają zbliżone do polskich. Utrzymanie mniej więcej tyle samo kosztuje. Jeżeli dostają 1800, płacą za mieszkanie 150, żarcie to jakieś 400 euro, a można mniej. Sporo zostaje.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
5 19

Spędziłem za granicą 4 lata. Tam wszystko stało w miejscu, a w Polsce robiło się coraz lepiej (tak, tak wiem co powiecie. W moim odczuciu w naszym kraju nie jest tak źle, patrząc np. na to, co się działo 10 lat temu. Nie mówię o sytuacji politycznej) Obserwowałem, życie swoje i swoich znajomych na obczyźnie. Po tych 4 latach doszedłem do wniosku, że gdybym w Polsce żył tak jak żyje tam, to tez niczego by mi nie brakowało. Wynajmowaliśmy ze znajomymi 3 pokojowe mieszkanie/dom. Większość wolnego czasu spędzaliśmy nad grami planszowymi. Od czasu do czasu wyszliśmy gdzieś na kręgle czy bilard. Różnice faktycznie były widoczne przy zakupie np. ubrań, które tam w stosunku do zarobków są śmieszne tanie. Główna obawa przed powrotem? Nie będzie mnie stać na wakacje. Uwielbiam zwiedzać świat, a życie tam mi na to spokojni pozwalało. Jednak, któregoś wieczoru pomyślałem tak-serio? Dla kilku szmat (ubrań) i wyjazdu 2/3 razy w roku będę siedział daleko od rodziny, przyjaciół, tego, co znam i kocham? Taki tani jestem? Sprzedam życie dla kilku banknotów w portfelu? Zresztą, o czym ja mówię? Jak w Polsce wynajmę nawet 2 pokojowe mieszkanie, w 4 osoby to spokojnie odłożę kasę nawet na te wyjazdy dwa razy w roku. Wróciłem 3 lata temu i ani trochę nie żałuje. Nie wynająłem mieszkania w 4 osoby, tylko mieszkam wraz z partnerką. Szybko, wróciłem do nauki, zdobyłem odpowiednie dla mnie papiery i dobrą pracę. Okazało się, że wyjazdy nawet z Polski wcale nie są takie drogie. Nie kupuje co miesiąc nowych oryginalnych butów czy innych ubrań, ale wiecie co? Wcale tego nie potrzebuje i uważam, że decyzja o powrocie była jedną z najlepszych w moim życiu.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
3 9

@kudlata111: Co nie pykło? Czy chcesz mi powiedzieć, że każdemu, kto nie dostrzegł błogosławieństw płynących z życia za granicą tylko znalazł je we własny kraju, nie pykło? Wynajmowaliśmy dom w 4 osoby bo pojechaliśmy tam w 4 osoby. Znaliśmy się od dziecka Ja moja dziewczyn i znajomi, którzy byli parą. Gdybym nawet w Polsce miał tyle lat o co wtedy też chciałbym mieszkać ze znajomymi pod jednym dachem bo to po prostu fajna sprawa. Każdy z nas miał normalną fajną pracę, nie na magazynie gdzie trzeba pracować po 12h. Lubiłem swoją prace w UK i miałem umowę na stałe. Wracając do Polski to ja złożyłem wypowiedzenie a nie mnie zwolniono. Nie kolego, własnie mi PYKŁO i wróciłem. Nie pykło by gdym tam został.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 7

@DziwnyCzlowiek: czyli poruszasz się na płaszczyźnie emocjonalnej, a nie ekonomicznej. Ze wszystkich moich znajomych i rodziny, którzy wyemigrowali (z założeniem na stałe) to nikt nie chce wracać. Owszem - odwiedzają rodzinę i znajomych 1-2 razy w roku, ale nawet jakby im ktoś dopłacał, to by nie wrócili. Dlaczego? Bo właśnie ciuchy i inne mienie albo jest tańsze, albo kosztuje tyle samo, co w odniesieniu do zarobków powoduje, że mogą pracować mniej lub lżej i mieć tyle samo. A zaoszczędzony czas przeznaczają rodzinie. Na miejscu mają nowych przyjaciół i znajomych (sami często tworzą pary mieszane polsko-niemieckie, polsko-chińskoamerykańskie i tak dalej), więc nie czują się jakoś szczególnie intensywnie związani z krajem pochodzenia na płaszczyźnie emocjonalnej. Oczywiście, dla wielu trawa jest bardziej zielona u sąsiada. To normalne. Prawda natomiast jest taka, że żeby osiągnąć sukces, to trzeba pracować - niezależnie od tego gdzie żyjemy. I o ten przelicznik tutaj tak naprawdę chodzi - przepracowanego czasu względem tego, co uznajemy za sukces. Sami z żoną zastanawiamy się nad emigracją ze względów ekonomiczno-politycznych. Niemniej jednak kilka lat temu podjęliśmy pewne kroki, mamy pewne założenia i emigracja to w tym wypadku plan awaryjny. Na szczęście mamy uprawnienia międzynarodowe, także kwestie edukacyjno-certyfikacyjne są dla nas pomijalne.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
-1 7

@kudlata111: Dlaczego mówisz mi kim jestem i co twierdzę? Powiedziałem tylko jak to było w moim przypadku. Mój serdeczny przyjaciel widzi korzyści w tym, że mieszka daleko od rodziny. W jego mniemaniu nie wtrącają mu się w nic, nie zawracają głowy itp. I OK. Każdy ma swoje podejście i albo się to komuś podoba albo nie. Uważam natomiast, że jeśli np. nie ma się dzieci czy jakiegoś ogromnego długu, a jedzie się za granicę tylko i wyłącznie dla kasy to w moim odczuciu słabe bo w naszym kraju też się da.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
3 7

@Lobo86: Przyznam, że masz rację. Zdecydowanie kierują mną inne wartości niż kasa. Choć w życiu nigdy się nie przelewało nie sprawiło to bym stawiał pieniądz na piedestale. Co innego, gdy ktoś ma dzieci i chodzi o ich przyszłość. W naszym kraju politycznie nic nie jest pewne i na dzień dzisiejszy gdybym miał potomstwo też zastanawiałbym się nad wyjazdem by one tu nie dorastały. jak mowie, może źle trafiłem ale w UK obserwowałem rzeczy, które mi się nie podobały. Polaków latających za Angolami jak pieski udające ich przyjaciół a Ci mieli ich w poważaniu i traktowali jak zwierzątka. Ludzi nawet tej samej narodowości łączących się w pary, bo jeśli nie z nim to z kim? Przecież we dwoje łatwiej płacić za mieszkanie itp. Przyjaciół, którzy zadają się z sobą tylko dlatego, że łączy ich to skąd pochodzą a gdyby oboje spotkali się w Polsce to w życiu by się ze sobą nie zadawali. O miejscach pracy napisał autor. Na każdym kroku widziałem, że Polak jest traktowany jako człowiek drugiej kategorii. Czy to w markecie czy w urzędzie. Widziałem też ogromną grupę ludzi, którym było z tym po prostu dobrze i albo tego wszystkiego nie dostrzegali albo nie chcieli widzieć. Mówię tylko za siebie, wróciłem, żyje mi się tu o wiele lepiej i nawet gdyby pojawiło mi się dziecko w tym momencie to mój poziom życia by się nie zmienił dlatego w życiu już nigdzie nie wyjadę w celach zrobkowych.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
4 4

@kudlata111: Przypominam, że byłem tam 4 lata. A 3 lata temu wróciłem do PL. Inne czasy, płaciłem 2 albo 3 funty za piwo. Nawet 4,50 w stosunku do zarobków to nie 8 w stosunku do tego co mamy w Polsce. 8zł to też nie wszędzie. W Gdańsku nad Motławą 8zł może jednak na piwo nie wystarczyć.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 24 października 2018 o 12:19

avatar kudlata111
-5 5

@DziwnyCzlowiek: Ale sławny przykład 2 funty za piwo podałeś TERAZ w 2018. A to nie przekłada się na realia. Gdy ja przyjechałam to benzyna była po 75 pensów, a teraz? 1.40 Nie mówiąc o cenach żywności które wystrzeliły niczym falcon9.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
1 1

@kudlata111: Tak masz rację, przykład nie był trafiony bo to były inne czasy. Ale jaka jest najniższa krajowa na rękę w UK?

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
1 3

Podsumowując. Wyszedłem z prostego założenia. Jeśli masz dwadzieścia parę lat to zdecydowanie, możesz wrócić do Polski i ogarnąć coś tutaj. Czy to jakieś studia czy otworzyć firmę. Cokolwiek! Po prostu masz czas, żeby spróbować. Jeśli w tym samym wieku siedzisz w UK i pracujesz na magazynie to sorry ale jak Ci w Polsce nie PYKNIE to możesz to możesz tam wrocic za 10 czy 20 lat i robić to samo.

Odpowiedz
avatar kudlata111
-1 1

@DziwnyCzlowiek: Sprawdziłam, Year 25 and over £7.83 18 to 20 £5.90

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 24 października 2018 o 12:38

avatar DziwnyCzlowiek
4 4

@kudlata111: A w Polsce to 9.10 z czego 8 dajesz za piwo. A teraz spójrzmy na inny przykład. Ile tam kosztują nowe buty, czy nowy laptop czy samochód. Takie rzeczy są tam tańsze niż u nas w kraju.

Odpowiedz
avatar kudlata111
-1 3

@DziwnyCzlowiek: Zobacz ceny usług.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@DziwnyCzlowiek: dokładnie. W wawie płacę za piwo 10-20zł w pubie.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
4 4

@kudlata111: Byłem tam, pół roku temu w primark'u. Ubrania dokładnie tej samej jakości co u nas w HM czy innym tego typu sklepie są tańsze o wieeeleeee, nawet w przeliczeniu a co dopiero zarabiając tam. Głupie bokserki tutaj kosztują 20/30zł a tam 3/4 funy. Podam dwa linki niżej https://www.decathlon.pl/buty-nike-tanjun-id_8350817.html https://www.decathlon.co.uk/nike-tanjun-black-white-id_8350817.html ten sam sklep, ten sam but. W Polsce pracujesz na niego 1,5 dnia w UK pół dnia. Nie wiem jak Ty ja widzę różnicę. Nawet w przeliczeniu na złotówki te buty wychodzą taniej w UK niż w Polsce. Skończmy tą licytację. W UK zarabia się wiecej i wydaje mniej. Tak jest i już. A moja wypowiedź nie dotyczyła tego.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 października 2018 o 12:50

avatar konto usunięte
3 3

@DziwnyCzlowiek: mieszkam w Londynie od 4 lat i drozsze niz w Polsce jest transport i wynajem (ale tylko w Londynie). Mieszkam z kolezanka bo w Londynie drogi wynajem, ale na polnoc od Londynu bez problemu byloby mnie stac na samodzielny wynajem. Jedzenie, kosmetyki w Polsce kosztuja tyle samo albo wiecej. Na bilet lotniczy za np. 500funtow odloze z jednej wyplaty, albo pojde na dwie dodatkowe zmiany ijuz mam. Nie zarabiam kokosow jak na warunki brytyjskie, a specjalnie nie musze sie martwic wydatkami. W Polsce to bym wegetowala za swoja pielegniarska pensje.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
-2 4

@nursetka: Ale ja się przecież właśnie z tym zgadzam. Z kudłatą prowadziliśmy rozmowę na temat tego, że w Uk zarabia się więcej i stać człowieka na więcej. Ja twierdziłem, że tak własnie jest. Co do reszty. nie od dziś wiadomo, że pielęgniarki, nauczyciele itp w Polsce kolorowo nie mają. Uważam jednak, że w Polsce na spokojnie da się ogarnąć życie na normalnym poziomie. Nadal uważam, że jak się ma 20-parę lat to zdecydowanie lepiej próbować w Polsce ogarnąć życie i do czegoś dojść niż pracować na magazynie za granicą po 12h. Chyba, że w Twoim przypadku kochasz to co robisz i chcesz być pielęgniarką i n ie bierzesz pod uwagę przekwalifikowania, to w Polsce faktycznie ciężko w temacie. Dodam tylko, że pielęgniarki zarabiają słabo od zawsze w naszym kraju a to Ty wybrałaś ten zawód. To już niczyja wina. Mogłaś zostać informatykiem, księgową, testerem oprogramowań. No kimkolwiek to że wybrałaś zawód, który w Polsce nie jest opłacalny to niczyja wina.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 24 października 2018 o 14:21

avatar DziwnyCzlowiek
-2 4

@nursetka: Wspomniałaś o odkładaniu 500 funtów miesięcznie. OK. Choć moje życie jest wartę więcej niż 500 funtów miesięcznie. Ważniejsza jest dla mnie rodzina, przyjaciele i to bym czuł się komfortowo mieszkając u siebie niż te 2,5 tysiąca złoty. Zresztą po tych 3 latach w PL wiem, że ciężka praca, ambicja i plan, spokojnie sprawią po jakimś czasie, że też odłożysz tyle tutaj. Oczywiście nie jako pielęgniarka :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 5

@DziwnyCzlowiek: no nie, nie zgodzę się, że w PL można coś osiągnąć samemu zaczynając od zera.

Odpowiedz
avatar Habiel
3 5

@DziwnyCzlowiek: Jak w Polsce ma się lat 20-parę, to jest ciężko. Wszędzie wymagają wykształcenia wyższego (często nawet gdzie kwalifikacje takie nie są potrzebne), języka i dyspozycyjności, gotowości do nadgodzin, a to wszystko w okolicy 2000 zł brutto (uśredniając stawki wśród moich znajomych). Mają 20-parę lat nie ma się w większości zdolności kredytowej, a więc się jest skazanym na najem (koszt zależy od miasta, ale w Poznaniu pokoje już mało kiedy schodzą poniżej 700 zł+opłaty, jeśli chce się mieć w miarę warunki). Koszty jedzenia, ciuchów są większe niż za granicą. Jeśli 20-paro latek utrzymuje się sam, bez żadnego wsparcia od rodziców, to jest mu ciężko.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

@DziwnyCzlowiek: Wybralam zawod z pelna swiadomoscia i nigdy nie chcialam mieszkac w Polsce. Od dziecka chcialam uciec z tego kraju. Byc moze zostalabym, gdyby w Polsce placili pielegniarkom normalnie i byly wieksze mozliwosci rozwoju, nie wspominajac o szacunku, ktory tutaj mam ze wzgledu na wybrany zawod, ale to jest zupelnie inny temat. O wiele lepiej mi zagranica i nie mam kompleksow, ze nie jestem informatykiem itp. Moja cala rodzina jest w Polsce i dobrze sobie radzi, ja wybralam inna droge.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 5

@Habiel: "Jeśli 20-paro latek utrzymuje się sam, bez żadnego wsparcia od rodziców, to jest mu ciężko. " Takie tam eufemistyczne określenie klepania biedy i wegetacji ;) Podając wysokość zarobków minimalnych nie zapomnijcie podać kwot wolnych od podatku. Jak sobie niektórzy to porównają, to klękną.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
-1 5

@Habiel: Też miałem 20-pare lat. Jak wróciłem to o ile dobrze pamiętam 23 czy 24. Od rana byłem na uczelni a od 16 do 22 w pracy. Do tego co druga sobota. Później pracowałem, też na noce i prosto z pracy szedłem na zajęcia. Matki nie mam od małego a ojciec nie pomagał. Proszę was nie gadajcie mi, że się nie da bo nie byłem jedyną osobą, która sobie radziła.Nie mówię, że było lekko. Ja jestem zadowolony z tego, w jakim punkcie teraz się znajduję. Mimo to nadal się rozwijam, uczę i realizuję swój własny plan.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
2 2

@Nursetka : Pisałem, że spotkałem na swojej drodze ludzi, którym mieszkanie za granicą pasuje. Ja to szanuje jednak mi to nie pasowało, wróciłem i napisałem to co uważam. Nic więcej.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 października 2018 o 9:26

avatar DziwnyCzlowiek
-1 3

@Lobo86: Tak bo w Polsce każdy kto zarabia więcej niż 5 tysi to złodziej, nakradł albo miał ustawionych starych. Każdy sportowiec to debil, a każda piękna kobieta to prostytutka. Pasat sąsiada wywołuje u Ciebie zawał serca. Dobrze, że wszech panujący Jarosław tych wszystkich złodziei udupił, rozdaje ich pieniądze i jeszcze przydałby się ten podateczek dla najbogatszych mmmm jak to pięknie pachnie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@DziwnyCzlowiek: 5 tysięcy na start? W Polsce? Nie bądź śmieszny. Na start żaden młody tyle nie dostaje, albo musi zasuwać po 10-12h dziennie. Oczywiście kilka wyjątków się trafi, ale są ultra specyficzne, a mówimy o jakiejś zasadzie. Mając taką wypłatę i wynajmując w większym mieście to zostaje ci niewiele do przeżycia. Jeśli biedowanie ci wystarcza, to te 5 tysięcy faktycznie będzie solidną wypłatą. Jak na warunki dużego miasta to kwota tej wielkości to żaden sukces. To klasa średnia-niższa.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@Lobo86: Jednak kompletną bzdurą jest pisanie "nie zgodzę się, że w PL można coś osiągnąć samemu zaczynając od zera". Mam wielu młodych znajomych w Polsce i jestem pod wrażeniem tego co osiągnęli. Teraz już inne czasy, to nie ta bieda co 15 lat temu gdy ja wyjeżdżałem, teraz młody człowiek jeżeli jest inteligentny i wykształcony i naprawdę coś potrafi, absolutnie nie musi wyjeżdżać. Oczywiście jak ktoś nic nie potrafi, to wyjazd jest lepszą opcją ze względu na wyższą płacę minimalną na Zachodzie, ale jeżeli rozmawiamy o poważnych wykształconych młodych ludziach, to teraz mają nieporównywalnie lepiej niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
1 1

@Lobo86: Ale człowieku, kto pisał o starcie? To był zwyczajny przykład tego, że po prostu się da. Nie mowie, że od razu idziesz do pracy dostajesz kokosy i jest super. Wszystko z czasem. Jak ma się wytrwałość, samozaparcie to wszystko się da zrobić.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
1 1

@mooz: Zgadzam się całkowicie z tym co piszesz. Dlatego właśnie uważam, że młody człowiek w wieku 20 lat wcale nie musi uciekać z kraju. Wystarczy, żeby zakasał rękawy. Zdobył odpowiednie wykształcenie i na pewno źle w życiu miał nie będzie. Jeśli młody nie głupi człowiek wyjeżdża, za granicę tylko za kasą a tam pracuje na tym przysłowiowym magazynie. To z cała pewnością stwierdzam, że może w Polsce spróbować do czegoś dojść. Jeśli mu nie wyjdzie to nie ma problemu by w wieku np. 40 lat pojechał za granicę. Podjął pracę na tym samym magazynie.

Odpowiedz
avatar Wrednababa
2 2

Moja pierwsza praca za granicą też była przez agencję. W fabryce (tak, fabryce) kiełbas. Nie jadam tutejszych wyrobów. Raz umieściłam na podlogę pudło wyładowania świątecznym wyrobem. Ktoś źle zakleił dno taśmą. Usłyszałam, żeby szybko zbierać, aby supervisor nie zobaczył. Kroili ludzi na wszystkim! Tam był sławny "złoty kluczyk" do szafki, warty 5 funtów. Ja tylko sobie dorabialam przez kilka tygodni pracując na nocne zmiany. Zaproponowali mi kontrakt. Odmówiłam. I ogromne zdziwienie, że jak to nie? Największym wyróżnieniem był ten kontrakt! Z kolei praca dla sławnego Cranswick Country Food to już legenda! Butcher- to był pan! Do tej pory przyjeżdżają tam do pracy ludzie nie mówiący ani słowa po angielsku i nadal robią za tanią siłę roboczą. Ciekawe, kto na nich będzie robił po brexit-e?

Odpowiedz
avatar GoshC
1 1

@Wrednababa: kolega pracował w cranswick. To co opowiadał, to się w głowie nie mieściło. Aż dziwne, że nikomu nie przyszło do głowy spalić tej budy :-)

Odpowiedz
avatar bartejak
1 7

Ja mieszkam obecnie w Holandii. Juz jakies 6 lat. I zgadzam siebz twierdzeniem, że Polacy są traktowani jako tania siła robocza. Nawet ci, ktorzy są brygadzistami itp. To zawsze będą Polacy, obcokrajowcy. Nie wyobrazajcie sobie, ze bedziecie wielkimi przyjaciółmi Holendrów, Niemców itp bo macie znajomych. ZAWSZE bedziecie nieco gorsi. A co do życia w Polsce... moj szwagier wrócił do Polski jakies 2 albo 3 lata temu. Zaczal studia, ma dobrą prace, zarabia sporo wiecej niz średnia krajowa. W NL byl robolem, jak prawie kazdy. A teraz mozna smialo powiedziec ze jest kims. Na Polskę, to trzeba miec albo konkretny plan, albo duzo pieniędzy albo niestandardowe umiejetnosci. I mozna żyć dobrze i wygodnie.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
1 3

@bartejak: w sumie to się zgadzam. Dodam jeszcze, że trzeba mieć samozaparcie. Po powrocie pracowałem i studiowałem, równocześnie. Nie wspominam tego dobrze ale trzeba było dać radę.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

@DziwnyCzlowiek: a ja nie. Podajcie mi przykład kraju zachodniego, w którym nauczyciel akademicki (wykładowca na uczelni) zarabia mniej niż typ na budowie od układania kafelków. O specjalistach jak spawacz nawet nie wspomnę.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
-1 3

@Lobo86: Ale, to Ty nie wiesz, gdzie żyjesz i jakie są warunki wynagrodzeń w tym, czy innym zawodzie? To tak samo jakbyś chciał sprzedawać piasek do piaskownic na pustyni, a potem czepiał się do Państwa, że Ci interes nie idzie. Takie czasy, że trzeba być elastycznym. Tak jak pisała nursetka o tym, że jest pielęgniarką. Przecież za 10 czy 15 lat, też może się okazać, że w UK ten zawód nie przynosi korzyści i co? Będziemy psioczyć na UK, że złe i niedobre, zbierzemy walizki i pojedziemy dalej. Są dwa sposoby. 1. Robimy jedno, jeżdżąc od kraju do kraju tam, gdzie więcej nam zapłacą. 2. Potrafimy się dostosować i jesteśmy elastyczni.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
-2 4

@Lobo86: Z tego co wiem Ty właśnie jesteś nauczycielem akademickim. POwiedziałeś sobie -JA LOBO PAN I WŁADCA CHCE BYĆ NAUCZYCIELEM AKADEMICKIM I MACIE MI ZA TO PŁACIĆ TYLE, ŻEBYM MÓGŁ SOBIE POSTAWIĆ DOM I KUPIĆ MUSTANGA!- proszę Cię! Podejmując ten zawód wiedziałeś jak jest w Polsce. Teraz zamiast siedzieć i płakać weź się w garść i zacznij robić coś innego lub po prostu wyjedź gdzieś gdzie Ci za to zapłacą tyle ile chcesz. Co do specjalistów typu spawacz to idź pospawaj sobie zobaczysz jaka to praca. Do tego jak to jest mieć prześwietlone oczy. Mój brat na stoczni widział takiego spawacza lecącego ze szczytu rusztowania. Idź popatrz to wrócisz na tą swoją uczelnie z pocałowaniem ręki podziękujesz za wypłatę.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 25 października 2018 o 9:36

avatar konto usunięte
0 0

@DziwnyCzlowiek: nie, nie jestem nauczycielem akademickim. Po prostu pierdzilisz głupoty teraz. Są pewne standardy na całym świecie przyjęte - np ceni się studentów, czy ludzi z wyższym wykształceniem, którzy faktycznie zarabiają uczciwe pieniądze. Choć mam rodzinę i znajomych rozrzuconych po całym świecie (nie tylko Polaków), to nie spotkałem się z sytuacją, aby ABSOLWENT jakiejś tam wyższej uczelni pracował w knajpie, albo na wyspie w centrum handlowym. Albo żeby niewykwalifikowany robotnik na budowie zarabiał na godzinę tyle co dr. hab na uczelni. W wielu krajach faktycznie możliwym jest osiągnięcie sukcesu poprzez jego wypracowanie. W Polsce poza posiadanymi specyficznymi umiejętnościami/kwalifikacjami musisz mieć jeszcze szczęście lub solidne zaplecze (finansowe lub osobowe) inaczej inni ściągną cię w dół jako twoją konkurencję. I dlatego nie zgadzam się z @bartejak, że to kwestia "albo". To nie albo - trzeba mieć i jedno i drugie. Poza tym wątpię, abyś posiadał jakiekolwiek specjalistyczne wykształcenie. Inaczej nie pisałbyś w taki sposób, bo w niektórych zawodach jest po prostu tak, że kształcisz się całe życie i nie da się przebranżowić jak za pstryknięciem palcami, bo kursy, szkolenia i zdobywane uprawnienia muszą się zamortyzować. Innymi słowy mówiąc - nie robisz kursu za 4-8 tysi, żeby po jego skończeniu stwierdzić "a p!erdo1e to, będę wycinał konfetti". Tym bardziej, że w wielu miejscach stawki masz ustalone niemalże ustawowo, a tylko dokładają kolejnych wymogów do spełnienia (co kosztuje ogromne pieniądze). Sam to stwierdziłeś - zarobki względem kosztów życia i utrzymania są u nas niskie, bo na tych samych stanowiskach zarabiamy mniej, płacąc za te same dobra więcej. A to nie są warunki, które pozwalają na rozwój zawodowo-osobowy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@bartejak: Wyjaśnij mi dlaczego Twój znajomy w Holandii był robolem mimo wykształcenia? Skoro w Polsce miał dobrą pracę, to dlaczego nie mógł tego samego zawodu wykonywać w Holandii za konkretne pieniądze? Mieszkam w Anglii, spotykam tu mnóstwo Polaków z wykształceniem wyższym, którzy zasuwają fizycznie w fabryce, magazynie lub innej prostej fizycznej pracy dla niewakwilikowanych pracowników. Na moje pytanie dlaczego nie pójdą do normalnej pracy zgodnej ze swoim wykształceniem, odpowiadają że "Angol Polaka na dobrym stanowisku nie zatrudni". Jak ich się pytam jakim więc cudem jestem jedną z najważniejszych osób w firmie technologicznej, mimo że jestem Polakiem - milczą. Jak ich się pytam kiedy ostatni raz wysłali swoje CV w odpowiedzi na ogłoszenie z pracą w ich zawodzie - milczą. Nigdy tego nie pojmę - mieć wykształcenie, mieć dobrze płatny fach w ręku, a nawet nie próbować szukać pracy i zadowalać się najgorszą pracą fizyczną której rodowici Anglicy nie chcą się podejmować.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
1 1

@Lobo86: Posiadam specjalistyczne wykształcenie medyczne( nie jestem ratownikiem medycznym) ale rozwijam się też prywatnie na innej płaszczyźnie by nie robić jednej rzeczy, bo kiedyś ta jedna rzecz chleba może mi nie dać. Po prostu, nie lubię ludzi, którzy siedzą w naszym kraju i biadolą jak tu jest źle. Jeszcze nie tak dawno byliśmy na równi z Ukrainą czy Białorusią. Gdzie są oni teraz a gdzie my? W Polsce ekonomicznie nie było lepszego czasu. Mówisz o tym, że są przyjęte jakieś standardy. Tak, są. Standardy niestety chleba też Ci nie dadzą. Nie mówię, że popieram to, iż pielęgniarki czy nauczyciele zarabiają słabo w naszym kraju. Nie popieram bardzo! Jednak, to że mało zarabiają jest po prostu faktem i podejmując ten zawód miałeś tego całkowitą świadomość.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 1

@mooz: Powody są dwa, jeden to bariera językowa, bo znajomość języka w stopniu komunikatywnym nie wystarcza, żeby się starać o stanowisko wyższe niż brygadzista. A i to ma rację bytu tylko, jeśli ma się pod sobą Polaków. Drugi powód to taki, że przez ten brak ambicji Polacy przyzwyczaili miejscowych do tego, że są wyłącznie pracownikami niższego szczebla i często nie traktują poważnie polskich kandydatów na niższe stanowiska. Zdarza się, że Polak musi zacząć od stanowiska kilka szczebli poniżej kwalifikacji i udowadniać swoją wartość, żeby w przyszłości awansować

Odpowiedz
avatar kudlata111
0 4

Jakby co, ja wcale nie twierdzę że tu jest źle albo w Polsce lepiej. To są dwa światy których raczej nie można porównać. Coś jest tańsze, coś innego łatwiej załatwić lub osiągnąć. Zależnie od kraju. Ale jedno mogę powiedzieć, żeby nie wiem jak cię przekonywali to My Polacy zawsze jesteśmy tymi gorszymi/tańszymi. Te wszystkie obłudy, zapewnienia i uśmiechy (bez względu na kraj) mają tylko maskować prawdę.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
-1 3

@kudlata111: To jest jeden z powodów przez, które nie warto tam siedzieć w moim odczuciu. Baba z agencji traktuje cię jak śmiecia, choć sama skończyła 3 klasy podstawówki i nie potrafi dobrze mnożyć (to nie żart. Sam wiesz, że angole czasami nie potrafią nawet dobrze pisać w swoim własnym języku) W pracy, lider czy superwizor, skończył trzy klasy więcej, niż Pani z agencji choć nadal nie błyszczy intelektem. I Ci wszyscy ludzie, gnoją wykształconych, pracowitych i zaradnych Polaków tylko dlatego, że są z innego kraju. A polaczki się cieszą bo w portfelu funciki nie złotówki.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

@DziwnyCzlowiek: Troche masz racji, ale najgorsze co mnie w zyciu spotkalo to wlasnie od Polakow w fabryce co pozarzynaliby sie nawzajem za kilka funtow za dodatkowy overtime i sami sie popedzali, ze supervisora prawie nie bylo trzeba.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
2 2

@nursetka: Tak, wiem że takie rzeczy się dzieją. Może dobrze trafiłem ale po powrocie do Polski tutaj wśród rodaków spotykały mnie dokładnie odwrotne sytuacje.

Odpowiedz
avatar kudlata111
0 2

@DziwnyCzlowiek: Cytat "... I Ci wszyscy ludzie, gnoją wykształconych, pracowitych i zaradnych Polaków tylko dlatego, że są z innego kraju." Smutna ale prawda. I to odnosi się do wszystkich obcokrajowców nie tylko do Polaków. Ale odniosłam wrażenie że boją się Rumunów ( bo zaraz jest ich cała chmara i robią tumult)i Rosjan (bo wpi..ol). Kłopoty Anglików z matematyką są już wrecz legendarne. Ale za to "Brytyjczycy"! Oooo ci to liczą bardzo dobrze, najczęściej na swój plus;) Generalnie wszystko zależy gdzie i z kim się pracuje, nigdy nie pracowałam w "fabryce" Mam na około siebie samych białych "wykształconych" Anglików, i to jest powód żeby mieć oczy do okoła głowy i podniesiony poziom uwagi na wszystko.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@DziwnyCzlowiek: to jak nas traktują, to zależy od nas samych. Mam w rodzinie wykładowców - tak w PL, jak i w USA. Mam też rodzinę w branży gastronomicznej w WB. Tutaj szef mojej kuzynki był nią tak zachwycony, że pomagał jej ogarnąć wszystkie formalności, aby tylko u niego została i załatwił jej też mieszkanie. Wszystko podstawione na tacy. Z drugiej strony mam też rodzinę/znajomych, który jeździli tylko na prace sezonowe czy kontrakty zarobkowe 1-6 miesięcy i wracali do kraju. Ci faktycznie byli traktowani różnie. Generalnie jesteśmy tam traktowani tak samo jak Ukraińcy czy Białorusini u nas. A jestem ciekaw czy któreś z was pamięta afery powstałe na kanwie seks turystyki naszych rodaczek do Europy Zachodniej, czy Afryki Północnej i na Bliski Wschód? To dopiero były jaja!

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
1 1

@Lobo86: "to jak nas traktują, to zależy od nas samych." Nie mówię tylko o pracodawcach bo tutaj akurat ja też trafiłem spoko. Chodzi raczej o wszystkich ludzi. W sklepach, urzędach itp. Nie byłeś nie wiesz. Jak pisałem, jednym to odpowiada albo tego nie widzą. Ja to widziałem i mi to bardzo przeszkadzało.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@DziwnyCzlowiek: bywałem poza granicami PL i jak pisałem mam rodzinę i znajomych żyjących na obczyźnie i jakoś nie potwierdzają tego rzekomego traktowania z góry i jako gorszych z tytułu pochodzenia. Tyle tylko, że moja rodzina i znajomi, którzy wyemigrowali nie cechowali się polską mentalnością spod hasła "będzie pan zadowolony", "co, że ja nie dam rady? potrzymaj mi piwo", "mnie się należy" i tak dalej. Byli traktowani jak każdy inny nowy, o innej kulturze, pochodzeniu i sposobie myślenia.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@kudlata111: Jeżeli widzisz wokół siebie samych przygłupich Anglików, którzy mają "legendarne" problemy z matematyką, to śpieszę się wyjaśnić dlaczego tak się dzieje: wszyscy Anglicy którzy dobrze matematykę znają wykonują bardzo dobrze płatne zawody i mają się dobrze. Przy okazji tacy bardzo szanują Polaków, bo widzą że ci uczciwie ciężko pracują. Moja rada: zmień pracę.

Odpowiedz
avatar Bryanka
3 3

W "naszym" drugim biznesie ostatnio zdecydowaliśmy się na pracowników agencyjnych, bo "lokalsi" nie specjalnie się kwapią do podjęcia pracy (jaja z zatrudnianiem "lokalsów" to temat na osobną, długą historię). Agencja angielska, pracownicy angielscy. Już trzeci raz z rzędu przysłano nam dziewczynę, której opowiedziano jakieś farmazony na temat obowiązków. Pierwsza, która przyszła przemęczyła się przez zmianę i nie wróciła, druga odmówiła w ogóle rozpoczęcia zmiany (nie winię jej za to), trzecia jak na razie zadowolona i kumata, ale musiałam ją szkolić od zera i też powiedziano jej co innego na temat miejsca pracy. Za każdym razem wkur...zdenerwowana kontaktowałam się z "naszym" agencyjnym konsultantem. Facet już nie wie co mi odpowiadać, ostatnio zwala to na pracowników, że niby mówią, iż mają doświadczenie w danej branży. Także nie tylko polskie agencje mają w dupie i łoją pracowników...

Odpowiedz
avatar pierwszyswiat
5 5

Oho, widzę, że rozpętałem dyskusję. Cieszę się, że wyjechałem. Mimo trudnych początków, przymusu budowania całego życia na nowo, jakoś się wpasowałem. Finansowo żyje mi się wygodniej, jakoś nie zastanawiam się nad każdym wydatkiem, co miesiąc odkładam mimo braku "żyłowania" na wszystkim. Nie mam zamiaru osądzać ani Polaków, ani obywateli innych kraju jako całości, chodziło mi raczej o agencje importujące tanią siłę roboczą w ilościach hurtowych. Tego typu miejsca pracy są w porządku na start - sypną jakimś groszem co tydzień więc łatwiej odłożyć, zatrudnią każdego, kto nie ucieka wystarczająco szybko, zawsze zapewniają jakiś - nawet, jeśli byle jaki - start. Trzeba jednak od razu rozglądać się za czymś innym i broń Swarogu nie dostosowywać się do podłych warunków. Poznałem dziesiątki imigrantów, którzy od lat zapieprzają w tym samym magazynie, w swej pierwszej pracy, i nawet nie zastanawiali się nad niczym innym - a plecy bolą, w kolanach strzyka, schylić się coraz trudniej, tu skierowanie do specjalisty, tam na operację... Na każde narzekanie kogoś innego odpowiadali frazesami typu "przyjechałeś pracować czy na wakacje?" "bo tu się zapie..ala, a nie opala", "o, królewicz przyjechał" - tak jakby praca ponad ludzkie możliwości jakkolwiek uszlachetniała.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
3 3

@pierwszyswiat: Dyskusja dyskusją, ale z tym "praca ponad ludzkie możliwości" to bym uważał. Nie tak dawno opisałem podobny przypadek z polskiego podwórka, to osoba, o której pisałem, została zwyzywana od nierobów i wykorzystującej pracodawcy. Bo skoro da się przenieść 18 ton zamiast 9, to chyba dobrze, prawda? (ironia, jakby ktoś nie zauważył ;) )

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 0

@pierwszyswiat: I właśnie w takim nastawieniu rodaków tkwi problem. Oni sami narzucają takie tempo pracy, potem pracodawca uznaje je za normę i spokojna robota zamienia się w kierat. A potem zaczyna się narzekanie jak to jesteśmy traktowani. Inny problem to brak solidarności między rodakami. Więc jak się trafi jakiś skur... jako przełożony, to na Polakach może się wyżywać i w wielu przypadkach nie ma takiej opcji, żeby osoba pokrzywdzona poszła na skargę, a rodacy zeznawali na jej korzyść. Bardziej bym liczył na miejscowych.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
1 3

Widzę, że dyskusja zeszła na temat: czy praca za granicą jest lepsza czy gorsza od tej w kraju? To opowiem, że stosunkowo z początku mojej kariery zawodowej miałem okazję startować do pracy za granicą (Szwecja). Potencjalnie zarabiałbym tam miliony złotych monet. Więcej niż w Polsce po latach doświadczenia więcej. Oczywiście zacząłem się nad tym zastanawiać. Ale stwierdziłem, że mi się to po prostu nie opłaca. Dlaczego? Po pierwsze, życie w tym kraju jest dużo droższe i zgodnie ze znalezionymi w Internetach informacjami, nie oszczędzałbym dużo w porównaniu z zarobkami. Po drugie, rozłąka. Rozłąka z rodziną i dziećmi albo zabieram dzieci ze sobą i wtedy zupełny brak dziadków. Zrezygnowałem i nie żałuję. Kupiłem mieszkanie w Polsce i żyjemy na wyższym poziomie niż tam. Nie musimy się martwić o to, co zrobimy po powrocie z kontraktu i na co będzie nas stać. Ostatecznie znalazłem pracę tu, w Polsce, która wystarcza nam w pełni i dzięki której moim dzieciom niczego nie brakuje. I jeśli @lobo by się kłócił o to, że przecież o te kilka złotych więcej byłoby tam, na obczyźnie, to potwierdzę. Ale nie zostałyby uwzględnione koszty ukryte takie jak podróże czy trudne do określenia koszty związane z brakiem akceptacji społecznej.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
0 4

@kartezjusz2009: Dziękuje! Wiedzę, że rozumiemy się w 100% Byliśmy na obczyźnie oboje i zrobiliśmy rachunek sumienia co jest dla nas w życiu ważne. Tak samo jak ja doszedłeś do wniosku, że w Polsce się zwyczajnie da godnie żyć nie kradnąc, wystarczy mieć tzw. łeb na karku. Najgłośniej krzyczą Ci (Lobo ), którzy za granicą nie byli i wydaje im się, że wszyscy, którzy wyjechali złapali Pana boga za nogi a Ci, którzy wrócili i żyją godnie to na bank nakradli - " no nie, nie zgodzę się, że w PL można coś osiągnąć samemu zaczynając od zera."

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 3

@DziwnyCzlowiek: bajki opowiadasz. Pisałem wyraźnie - żeby odnieść sukces - to trzeba pracować. Niezależnie od tego gdzie jesteś. Jednak w przeliczeniu na ilość przepracowanego czasu, to w wielu krajach ten sukces odnieść jest po prostu łatwiej. Sam wrzuciłeś linka do butów z decathlonu w GB i Polsce podając różnicę nawet w przeliczeniu na złotówki. I przeliczyłeś to też na ilość przepracowanego czasu: pół dnia vs. półtorej dnia. Kto w takim układzie ma więcej czasu dla rodziny? To że ty rozpatrujesz emigrację jedynie na płaszczyźnie emocjonalnej - to nie znaczy, że jest to jedyne i słuszne. A tak to starasz się przedstawić teraz: kto wrócił z obczyzny jest lepszy, bo przecież nie sprzedał się za kilka monet. Co lepsze - to są nawet twoje własne słowa. Ja to widzę kompletnie inaczej - osoba, która wraca z sentymentu to osioł, który nie potrafi odnaleźć się w innej kulturze. Taka mentalno-emocjonalna pępowina względem "domu rodzinnego". A tak szczerze niech każdy z was odpowie sobie w duchu na pytanie, czy faktycznie z tymi znajomymi i rodziną (nie bezpośrednią typu dziecko i żona) tak dużo czasu spędza, aby rzeczywiście wytłumaczyć tym powrót do kraju? Czy faktycznie regularnie spędzacie czas razem: chodzicie wspólnie do kina, knajpki czy na wystawy? Czy też może są to jedynie spędy rodzinne od święta i wyjścia ze znajomymi 1-2 razy w roku "bo mecz i nasi krajom"? I nie - to nie hejt. Nie malkontenctwo czy jakiś kompleks zieleńszej trawy u sąsiada. To zwykłe stwierdzenie faktu na podstawie statystyk i powodów emigracji oraz doświadczeń własnych i rodziny, która wyemigrowała i ustatkowała się na obczyźnie.

Odpowiedz
avatar Bryanka
1 1

@kartezjusz2009: @kartezjusz2009: A ja tak z drugiej strony. Pierwszy wyemigrował mąż (wtedy jeszcze nawet nie narzeczony), potem ja. Od samego początku znaleźliśmy pracę w zawodzie wyuczonym, który jest naszą pasją. Osiedliliśmy się w malowniczej okolicy, jesteśmy zasymilowani, ślub braliśmy w obrządku anglikańskim w miejscowej wiejskiej parafii. Jest nam tu dobrze, udzielamy się towarzysko i społecznie w naszej wiosce, spokojnie sobie pracujemy i żyjemy, nie odmawiając sobie (chociaż wiele nam do szczęścia nie trzeba). Stosunek naszych niektórych polskich znajomych do nas i naszego życia przechodzi od skrajności w skrajność. Jedni twierdzą, że to wszystko ściema i tak na serio zapieprzamy w fabrykach na akord za tutejszą minimalną krajową, bo przecież za granicą inaczej się nie da, "bo angole przecie nie zatrudniajo nie swoich". Drudzy twierdzą, że się "ustawiliśmy", złapaliśmy Boga za nogi i powinniśmy to samo załatwić wszystkim krewnym i znajomym Królika, bo mamy "układy". Nikt chyba nie wierzy, że wyrobiliśmy sobie markę i szacunek ciężką pracą, pasją i po prostu tym, że jesteśmy normalnymi ludźmi, którzy chętnie pomagają innym. Wszyscy za to jednogłośnie twierdzą, że i tak zjedziemy do Polski, bo "wszyscy tak robiom". Nie krytykujemy Polski ani tego, że w naszym kraju można się dorobić. Można, tak jak wszędzie. Nasze rodziny są porozrzucane między różnymi krajami, a mimo wszystko dajemy radę utrzymywać kontakt, a nawet odwiedzać się co jakiś czas. My po prostu wybraliśmy inną drogę i cholera chcielibyśmy, żeby inni to zwyczajnie uszanowali.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@Lobo86: czesciowo sie z Toba zgadzam. Sa ludzie, ktorzy nie sa w stanke odciac pepowiny albo sa bardzo zwiazano z rodzina, zawsze mnie dziwi dlaczego takie osoby wyjezdzaja, a nie siedza przy rodzinie. Na studiach mialam osoby co mialy do domu rodzinnego 300, 500km i jezdzily do domu co tydzien bo tesknia. Z ich powodu nigdy nie dalo sie zorganizowac kolokwium w piatek popoludniu bo ktos tam musi wracac do domu. Po ukonczeniu studiow wyjezdzaja zagranice i potem jak jedna znajoma wisza bez przerwy na telefonie i jezdza co 3tyg do Polski bo tesknia. Tacy ludzie nie dojrzeli do emigracji.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@Lobo86: kogos takiego jak dziwnyczlowiek rozumiem, doszedl do wniosku, ze lepiej mu w Polsce, wrocil i wszystko ogarnal. To nawet swiadczy o jego sile charakteru, ze sie na cos zdecydowal.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
0 0

@Lobo86: eh. Nie wiem ile razy mam jeszcze napisać w tym wątku, że znam sporo ludzi, którym z emigracją jest dobrze i szanuj ich podejście. Ja raczej odniosłem wrażenie, że Ty i kilka innych osób staracie się mi przetłumaczyć, że Polska jest do d... a zagranicą gdziekolwiek to wszystko płynie miodem i jest tak pięknie i cudownie. I, że to moja wina, że nie dostrzegłem tego cudu jaki podarował mi świat w związku z możliwością ucieczki. Już w pierwszej wypowiedzi napisałem, ze wyjazd spoko ale jeśli nie ma się zobowiązań a jednym powodem emigracji jest KASA to sorry ale to nie mój system wartości i tego akurat nie szanuje.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 października 2018 o 8:42

avatar DziwnyCzlowiek
1 1

@Lobo86: Tak spędzam sporo czas z rodziną i jeszcze więcej ze znajomymi a do tego, lubie swój kraj. TAK! nawet te chrzanione koleji w urzędach, temperaturę w zimie i korki na ulicach. TAK jestem osłem bo lubię swój kraj, rodaków i wszystko inne. A tak poważnie, nie czuje się wcale osłem. Wręcz, przeciwnie czuje się lepszy od tych osłów, którym pieniądze zrobiły pranie mózgu i są w stanie rzucić np. 30lat swojego życia tylko po to by zarobić kilka groszy więcej i kupić lepsze auto. Do tego czuje się lepszy od osłów, którzy mimo wieku nie potrafili sobie poradzić w swoim własnym kraju na tyle by nie musieć narzekać na to jak jest źle. Byśmy się, źle nie zrozumieli. Nie mam totalnie nic do ludzi, którzy wyjeżdżają z innych powodów niż kasa dla samych siebie nie dla dzieci czy żony.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 26 października 2018 o 9:14

avatar Bryanka
1 1

@DziwnyCzlowiek: "Już w pierwszej wypowiedzi napisałem, ze wyjazd spoko ale jeśli nie ma się zobowiązań a jednym powodem emigracji jest KASA to sorry ale to nie mój system wartości i tego akurat nie szanuje." No ale to właśnie jest podejście większości ludzi, ktorych znam - nie potrafią zrozumieć, że niektórzy siedzą za granicą, bo jest im tam zwyczajnie dobrze i odpowiada im życie na obczyźnie, a w dodatku nie zapierdzielają w fabrykach na umowę zerową. Dla tych ludzi ja i mój mąż jesteśmy tymi, którzy "nie poradzili sobie w w Polsce". Podobno moglibyśmy robić to samo w Polsce. No tak, ale pierwsza oferta pracy przyszła z zagranicy i nam pasowała. Dobrze Ci w Polsce? Fajnie żyjesz? No i super, brawo, szacun.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
0 0

@Lobo86: Odpowiem, że tak, spędzam stosunkowo dużo czasu z rodziną czy znajomymi. Nawet jeśli nie mieszkają zbyt blisko. Z lepszą moją połówką nawet czasem narzekamy, że nie mamy weekendu tylko dla siebie. A rodzina, która kiedyś (ze 2-3 pokolenia wstecz) emigrowała: bardzo często wracali do Polski na wakacje czy inne okazje. To były inne czasy, ale też inne podejście do emigracji.

Odpowiedz
avatar xlchtloi
3 3

Bo wśród wielu Polaków wciąż pokutuje to post-komunistyczne przeświadczenie, że praca uszlachetnia. Dlatego jak wyjeżdżamy za granicę, to zapieprzamy jak dzikie osły, z pogardą patrząc na lokalsów którzy "nie są stworzeni do pracy". Tymczasem oni spokojnie robią ile mogą i są szczęśliwi. My zaś harujemy nad siły, niszcząc zdrowie i nerwy, ucząc pracodawców, że "Polak zawsze da radę". To co się dziwić, że później nas tak traktują? A ktoś się wyłamuje, albo zwyczajnie nie daje rady, to jego problem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

"Ale że ja nie dam rady? Trzymaj piwo i patrz!" Tylko kto na tym lepiej wychodzi: my z naszym zaparciem, czy inni co rozkładają ręce z tekstem, że za niewolnika robił nie będzie? A potem płacz, że ktoś wymagania stale podnosi nie zwiększając wypłaty.

Odpowiedz
Udostępnij