Mam niepełnosprawnego syna. Potrzebuje on tych samych sprzętów, co zdrowe dziecko, tylko trochę większych. I za to "trochę większe" trzeba zapłacić kilka a czasem i kilkadziesiąt razy więcej niż za "normalnej wielkości".
Nocnik:
Dla zdrowego dziecka można kupić za kilkadziesiąt złotych. Nocnik dla syna kosztuje 2290 zł.
Wózek:
Najzwyklejszą spacerówkę typu parasolka można kupić za 200 zł, a jak się poszuka to i taniej. Taka sama spacerówka, tylko z większym udźwigiem, kosztuje 2500 zł. A taki trochę lepszy wózek, z odchylanym oparciem i daszkiem to koszt nawet kilkunastu tysięcy złotych.
Przyczepka rowerowa:
Dla zdrowego dziecka taką wypasioną można kupić za 2000 zł.
Dla dziecka niepełnosprawnego podstawowa wersja kosztuje 9000 zł.
I takie przykłady można mnożyć. Czy naprawdę użycie materiałów zwiększających wytrzymałość tych produktów robi aż taką różnicę w cenie? Jestem też w stanie zrozumieć, że te rzeczy muszą być droższe, bo jest na nie mniejszy popyt. Ale czy narzucanie aż takiej marży nie jest przypadkiem żerowaniem na rodzicach, którzy po prostu nie mają wyboru?
Niestety, ale płacisz koszty projektowania i koszty narzędziowe. Przy małych seriach produkcyjnych jest to szczególnie odczuwalne. Np. Cześć plastikowa kosztuje mało. Ale forma do tej części to koszt kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy zł. No i ktoś musi zapłacić za to.
OdpowiedzZdaję sobie z tego sprawę. Wiem nawet ile kosztuje zaprojektowanie i wykonanie formy wtryskowej. Ale po iluś sprzedanych nocnikach ten koszt się zwraca, a firmy, zamiast zejść z ceny zmieniają minimalnie projekt, żeby dalej mieć uzasadnienie dla olbrzymich cen. A przy spacerówce nie ma żadnych form, po prostu trzeba wziąć trochę bardziej wytrzymałe materiały. I ten wózek, o którym wspomniałam, jest produktem firmy, robiącej też zwykłe spacerówki, więc dużo większa filozofia tam nie była potrzebna..
Odpowiedz@lemongirl: niestety w tym katolickim kraju słabszym rzuca się kłody pod nogi i wyklucza z życia, a cześć społeczeństwa dumnie kisi się we własnym smrodzie (gronie)
OdpowiedzCo, wolałabyś, żeby się całe społeczeństwo zrzuciło? Jest małe zapotrzebowanie, taki wózek też trzeba zaprojektować, maszyny są albo inne, albo wymagają innego ustawienia, taki sprzęt trudniej sprzedać etc...
OdpowiedzPóki co to ja i mój mąż zrzucamy się na społeczeństwo. Biorąc pod uwagę jakie składki są odprowadzane z naszych zarobków to gdybyśmy mogli być zwolnieni przynajmniej ze składek na ubezpieczenie zdrowotne (bo i tak z nich nie korzystamy, ze względu na terminy do lekarzy wszystko załatwiamy prywatnie) to na większość zaopatrzenia dla syna moglibyśmy sobie pozwolić.
Odpowiedz@lemongirl: Absolutnie nie chcę tutaj wchodzić w kłótnię, czy dyskusję, mam tylko jedną sprawę, co do składek zdrowotnych... A bierzecie pod uwagę jakiś wypadek, albo konieczność operacji? Nowotwór, chemioterapię, takie sprawy, których się nie załatwi prywatnie, a przynajmniej nie za sensowne pieniądze? Na to właśnie też idą składki zdrowotne. Nie tylko na lekarza rodzinnego, laryngologa, ginekologa itp. itd.
OdpowiedzA wiesz jakie są terminy na załapanie się na takie leczenie? Moja siostra cioteczna miała raka, w Polsce nie byli w stanie zaproponować leczenia na już, tylko za parę lat. Przez pół roku zbierała na leczenie za granicą, udało jej się zebrać wymagane kilkaset tysięcy, ale umarła na lotnisku, wracając od lekarza z Niemiec. Poza tym już chyba wykorzystaliśmy limit pecha na rodzinę, więc mam nadzieję, że jak przypałęta się jakiś rak, to chociaż taki dający szybką śmierć...
Odpowiedz@lemongirl: Nie wiem, kiedy to było, ale moja mama chemioterapię dostała błyskawicznie jak tylko lekarz zarządził, ze jest konieczna. Chociaż może dlatego, że najbliżej mamy Onkologię w Bydgoszczy - bodajże najlepszą w kraju.
Odpowiedz@lemongirl: absolutnie nie wierzę. Leczenie onkologiczne jest, jak pisze Carima, od ręki.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 14 października 2018 o 8:29
@Grejfrutowa: powiedz to mojej siostrze, która się dowiedziała, że na tamten moment nie mogą jej zaproponować leczenia, może za parę lat. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie rezygnuje z leczenia dostępnego "od ręki" tylko po to, żeby odłożyć je o kilka miesięcy i zapłacić za nie kilkaset tysięcy zlotych.
Odpowiedz@lemongirl: aha, i siostra tak sobie to przyjęła "na klatę". Naprawdę nie wierzę, że ktoś twojej siostrze z nowotworem zaproponował leczenie za kilka lat. Zresztą nie ten jeden onkolog w Polsce, prawda? I chyba nie jedyny w Waszym miescie/szpitalu, mylę się?
Odpowiedz@Grejfrutowa: nakryłaś mnie na kłamstwie, siostra poszła do przychodni pod blokiem i jak tam jej powiedzieli, że raka nie leczą to stwierdziła, że w takim razie se umrze. I zostawi ośmioletnią córkę. I męża.
Odpowiedz@lemongirl: piszesz głupoty, próbujesz bronić się ironią. Miałam i mam w rodzinie pacjentów onkologicznych, matka z racji choroby, poznała "na chemii" dziesiątki innych chorych i nikt im nie zaproponował leczenia onkologicznego za kilka lat, tylko od razu!
OdpowiedzAle to co, myślisz, że moja siostra tak dla jaj wybrała taką a nie inną opcję? Że chcieli ją leczyć w Polsce za free i od już, ale stwierdziła, że woli pozbierać pieniądze i leczyć się w Niemczech? Bo nie rozumiem na jakiej podstawie próbujesz mnie przekonać, że moja siostra okłamała całą swoją rodzinę i przyjaciół, a charytatywne koncerty i pokazy organizowała dla jaj.
Odpowiedz@lemongirl: rozumiem, że twoja siostra miała "klasyczny" nowotwór, nic, czego nasi lekarze nie potrafią lub nie mają sprzętu, a mimo tego odmówiono jej leczenia? No brzmi jak bzdura, wiec uznaje to za bzdurę.
OdpowiedzA na co chorowała siostra, jeśli można wiedzieć? Ja również chorowałam, na taką odmianę nowotworu, której nie potrafiono wyleczyć w moim mieście, bez bicia przyznał mi ordynator szpitala, że nie mają fachowców ku temu i nie umieją tu tego wyciąć, ALE skierował mnie od razu gdzieś, gdzie jego zdaniem będą umieli sobie z tym radzić - do Warszawy. Z adnotacją, że jeżeli tam również nie znajdzie się fachowiec, to mam wrócić i będą próbować dostępnych sposobów MIMO WSZYSTKO. Na szczęście się znalazł. Inna sprawa, że na leczenie też czekałam, byłam odsyłana z absurdalnych powodów z powrotem do domu...to trwało 2 miesiące ale nie było tak, że nikt nie walczył o to, żeby mnie jednak leczyć, był lekarz, któremu zależało i dopiął swego. Także ten..wierzę, że siostra mogła usłyszeć, że nie umieją jej po prostu już pomóc, bo choroba jest w zbyt zaawansowanym stadium (nic się już nie da zrobić) i że "może za kilka lat ktoś wymyśli na tę chorobę lek" (chociaż nie wiem, po co mówić takie rzeczy umierającemu), a Ty to po prostu źle zrozumiałaś i przekręcasz po swojemu. Co do tego, że zbierała kasę na leczenie za granicą - to częste, słyszy się o nowatorskich, potwornie drogich terapiach, które mają ratować życia tych, którym w ich kraju już nie dało się pomóc. Tyle, że rzadko działają..ostatnia nadzieja, której chory trzyma się jak brzytwy tonący, ale prawda jest taka, że dla większości wyniszczonych chorobą organizmów nawet na to jest już za późno. Wiem, bo w ten sposób zmarł z kolei mój tata, po którym odziedziczyłam nowotwór. Natomiast w to, że "wyleczymy panią, ale za kilka lat, bo takie mamy widzimisię" nie wierzę absolutnie.
OdpowiedzPo pierwsze wózków zwyczajnych każdego roku sprzedają się dziesiątki tysięcy, takze kaszty wybudowania fabryki, zakupu maszyn do fabryki, opłacenia projektantów to sprawy groszowe w jednostkowym przypadku. Takich wózków jak Twój sprzedają sie setki rocznie? Takze koszt jest zupełnie inny w przypadku jednostkowym
OdpowiedzPrzeczytaj moją odpowiedź na pierwszy komentarz.
OdpowiedzZacznij produkować i sprzedawać, skoro twierdzisz, że to taki dobry zarobek.
Odpowiedz@wazaa: Oho, już się zaczynają debilne komentarze.
OdpowiedzNiestety problemem nie jest koszt produkcji i projektowania tylko badania i normy. Dla niepełnosprawnych muszą mieć specjalne atesty i to dużo kosztuje. Jako przykład mogę podać balustradę balkonową. Do tej pory można było spokojnie za 400 zł za metr zrobić. W lipcu weszły przepisy, że nadzór budowlany nie może odebrać, jeżeli balustrada nie ma znaku budowlanego B lub CE. Koszt badań to ok. 10000 zł za każdy MODEL. Czyli jak ktoś chce balustradę o 10 cm dłuższą to musi być kolejne badanie. W ten sposób każdy producent musi łoić pieniądze na drogie badania, które muszą się jakoś zwrócić.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 października 2018 o 12:51
@Poluck: A wszystko to oczywiscie z troski o nas i dla naszego dobra. Którego mamy coraz mniej...
OdpowiedzWłaściwie, to w większości przypadków pieprzycie, obywatele. Nikt mi nie wmówi, że nocnik dla niepełnosprawnego dziecka MUSI kosztować ponad 2000. Albo przyczepka do roweru - dziewięć. Na pewno NIE musi. Toteż, nie bardzo wiem, skąd autorka wzięła takie ceny? NAJDROŻSZY wózek elektryczny dla dzieci niepełnosprawnych, super, hiper wypasiony model kosztuje 22.000. Ale nie jest to typowa spacerówka, po prostu WÓZEK INWALIDZKI, wielofunkcyjny, że tak powiem. Zwykłe spacerówki, bez napędu, są o wiele tańsze. Zresztą, wybór jest olbrzymi, a ceny BARDZO zróżnicowane. To samo dotyczy wózków dla dzieci pełnosprawnych. Można kupić taki za 700 złotych, ale również za osiem tysięcy. Niepełnosprawni dorośli również mogą zaopatrzyć się w wózek ręczny za kilka stówek, lub w akumulatorowe cudo, prawie samochód, za ponad 20 tysi. Zależy na co kogo stać.
OdpowiedzNajprostsza spacerówka, niestety dla mojego syna się nie nadaje https://sklep.imed.warszawa.pl/index.php?route=product/product&product_id=1916
OdpowiedzPrzyczepka rowerowa http://www.bikeovo.pl/sklep/wozek-sportowy-kozlik-max-country
OdpowiedzNocnik http://www.euromedical.pl/sprzet-toaletowy/269-wolnostojace-krzeselko-toaletowe-dla-dzieci-z-mpd-wiek-5-10-.html
Odpowiedz@lemongirl: Wybierasz Maclarena no wybacz! Owszem kupiłam dziecku Emmaljungę za ponad 5.000 ale nie twierdze, ze to jedyny wózek nadający sie dla mojego dziecka
Odpowiedz@maat_: rozumiem, że wiesz co dolega mojemu synowi i jakie ma potrzeby?
Odpowiedz@lemongirl: więc mogłabyś z lekka rozjaśnić, co mu dolega i jakie ma potrzeby, bo bez takich informacji niektóre twoje wybory w kwestii zakupów mogą wyglądać, dla niektórych, jak kaprysy. Nie wiem, czy to dobre określenie, ale chyba sama rozumiesz, że jeśli, dajmy na to, wózek firmy nie-mcLaren, jest tańszy o 50% to twoje narzekania nabierają zupełnie innego kształtu. No bo, co ma McLaren czego nie ma tańszy wózek?
Odpowiedz@lemongirl: A ten sprzęt podlega refundacji, jako wyrób medyczny. Nie wiem, w jakim wymiarze, ale jednak.
Odpowiedz@Armagedon: Hmm...sprawdziłem jeden z odnośników lemongirl, jej synek choruje na MPD. I faktycznie, cholernie ciężko znaleźć COKOLWIEK, mieć wybór, dla takiego dziecka.
Odpowiedz@PooH77: 1. Nie nazwałabym konieczności kupienia dziecku wózka specjalnego "kaprysem". 2. Maclaren jest jednym z tańszych wózków specjalnych dostępnych na rynku. 3. Co ma Maclaren? Wymagany udźwig. Mój syn już w tym momencie waży 20 kg i ma 110 cm wzrostu. Ponieważ raczej nie nauczy się chodzić na dniach, to nie będę kupować wózka, który starczy na rok.
Odpowiedz@maat_: dopóki nie wiedziałam, że jedno na moich dzieci jest chore to też wybierałam wózek poniekąd na podstawie jego wyglądu (poniekąd, bo wtedy tylko jeden wózek bliźniaczy dostępny na rynku mieścił nam się do windy). Ale z tego, co wiem, Emmaljunga nie robi wózków specjalnych. Jeżeli się mylę to mnie uświadom.
Odpowiedz@lemongirl: Jak rozumiem cierpi na dziecięce porażenie mózgowe, dwa lata prowadziłam hipoterapię, lekkie pojęcie mam. maclaren to jedna z najdroższych spacerówek disignerska i bardzo droga z racji samej marki. To tego nie jest NICZYM nadzwyczajnym, rozwazałam jej kupno, naoglądałam się, jedyny plus to jej lekkość, ale znowu sa lżejsze, w końcu wybrałam model o połowę tańszy z emmaljungi, nie widzę różnicy. Powiedz cóż posiada maclaren czego nie mają inne wysokiej klasy spacerówki? Model, który dałas w linku nie ma nic, kompletnie nic związanego typowo z tym schorzeniem
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 października 2018 o 13:11
@maat_: podaj mi proszę nazwę modelu Emmaljungi, która ma udźwig co najmniej 30 kg, a najlepiej 40 kg - to jest dla mnie główne kryterium. Drugie to wysokość oparcia - minimum 60 cm. Uwierz mi, że szukałam, ale nic nie znalazłam.
OdpowiedzTwoje dziecko jest jakieś "ponadgabarytowe" w stosunku do wieku?
OdpowiedzNie bardzo rozumiem co to ma do rzeczy, ale nie, nie jest. Jest tego samego "rozmiaru", co jego zdrowy brat bliźniak. A ten jest raczej średni w swojej grupie przedszkolnej.
OdpowiedzWysokie ceny sprzętu dla niepełnosprawnych spowodowane są przez: 1. Obowiązkowe certyfikaty (wyjaśnione w którymś z komentarzy); 2. Dopłaty do sprzętu. Cały system działa następująco. Producent może sprzedawać dany wyrób za kwotę x (1,5-3 x większą niż normalne wyroby nie spełniające wymagań i atestów dla niepełnosprawnych). I taką cenę osoby niepełnosprawne są gotowe zaakceptować. Ale są jeszcze dopłaty. Więc cena od razu jest 3x z założeniem, że kwotę x zapłaci niepełnosprawny, a 2x fundusz, który dopłaca (jest to kwota do podziału miedzy króliczka i jego krewnych). I wszystko działa, z tym, że na te dodatkowe 2x składamy się wszyscy i jest kłopot, gdy niepełnosprawny kupuje sprzęt bez dopłaty (oczywiście za cenę 3x).
Odpowiedz@Johny102: Dokładnie. Ja używam "protezy powietrznej". Gdyby nie wizy opłacałoby mi się polecieć do USA i kupić tam osobiście. Za 25 % ceny w Polsce.
Odpowiedz"Czy naprawdę użycie materiałów zwiększających wytrzymałość tych produktów robi aż taką różnicę w cenie?" Czy aż taką, to zależy, o ile zwiększona jest wytrzymałość. Popatrz, jaka jest różnica w cenie między profesjonalną linką wspinaczkową a sznurkiem na pranie, choć niby też można by powiedzieć, że sznurek to sznurek i w sumie dlaczego trzeba płacić o tyle więcej za mocniejszy produkt. Jeśli dodać do tego kwestie przytoczone wyżej, czyli małą produkcję towaru oraz wszelkie atesty i inne urzędnicze pieczątki, to owszem, koszt jak najbardziej może wzrosnąć wielokrotnie. Co nie zmienia faktu, że to przykre, skoro właśnie nie macie wyboru.
OdpowiedzDobra, tylko nie kumam, po uj przyczepka rowerowa? Po co to komu? Pierwsze słyszę o czymś takim.
OdpowiedzZdaję sobie sprawę, że rower nie jest czymś niezbędnym do życia, ale nie chcę zabierać zdrowemu synowi tej namiastki normalności, którą mają wszyscy dookoła, a chorego syna samego w domu nie zostawię - a żeby go też zabrać na wycieczkę rowerową potrzebuję właśnie przyczepki.
OdpowiedzPóki co przyczepki nie mamy, bo nas na nią nie stać, ale rozglądam się za jakąś używaną, która byłaby bardziej przystępna cenowo...
Odpowiedz@Kuczirino: W d...pie byłeś, g...no widziałeś, w takim razie.
OdpowiedzSkoro to jest taki złoty interes, to pozwolę sobie zasugerować wzięcie kredytu i otworzenie produkcji tego typu sprzętu. Jeśli będzie miał taką samą jakość i niższą cenę, niż konkurencja, to z pewnością znajdziesz nabywców i jeszcze na tym zarobisz. Prawda? :)
Odpowiedz@Grav: To samo chciałem napisać. Jeśli ktoś uważa, że druga osoba się bogaci niemiłosiernie, to niech sama spróbuje wykonywać ten sam produkt lub usługę. Szybko okaże się, że rzeczywistość jest zupełnie inna, niż się początkowo wydawało, a interes jest raczej trudny do utrzymania i zdecydowanie nie przynosi kokosów.
OdpowiedzPopyt i podaż. Niezależnie od płaczu rodziców dzieci niepełnosprawnych, świat nie kręci się wokół nich. Wózki dziecięce, nocniki czy inne artykuły produkowane są taśmowo, milionami sztuk. Te o nietypowych wymiarach produkowane są jednostkowo. Prosty przykład - idź do wytwórni elementów plastikowych i poproś o wykonanie jakiejś figurki. Sama forma kosztuje kilkanaście tysięcy. A teraz wyobraź sobie podobną sytuację z artykułami dla osób niepełnosprawnych - wygląda to dokładnie tak samo.
OdpowiedzTwoj przykład nijak ma się do produkcji wózków czy przyczepie rowerowych, bo ani stelaże do nich, ale materiałowe elementy nie są odlewane w formach. Wystarczy tylko przeprogramować urządzenia do obróbki tychże - a to jest tańsze niż stworzenie nowej formy.
OdpowiedzOczywiście kształt i wielkość tyłka 10 latka i 2 latka jest taki sam i nie trzeba niczego przeprojektować i zdobywać od nowa atestów. Nie licząc kosztów produkcji prototypów itd. To dlaczego nie możesz sobie sama w garażu takiego wózka zespawać? Z jednej strony rozumiem że te ceny bolą, z drugiej moje 2 letnie dziecko o wzroście 90cm daje sobie radę z sedesem. Krótkie spojrzenie w internet pokazuje że nocniki dla dorosłych kosztują 100-300 zł. Jedyne czego im brakuje w stosunku do pokazanego przez Ciebie modelu to pasy, ale to łatwo zrobić samemu.
Odpowiedz@Lapis: cieszę się, że Twoje dziecko jest zdrowe, ale nie każdy ma tyle szczęścia. Porównywanie umiejętności zdrowego dwulatka i chorego nawet dorosłego trochę nie ma sensu.
Odpowiedz@Lapis: Ok, to zrób dla lemongirl takie pasy, weź za usługę piątaka i wszyscy będą szczęśliwi. Nie każdy umie, ma takie zdolności manualne, by robić takie rzeczy. Niektórym problem sprawia wymiana gniazdka czy dolanie płynu chłodniczego.
OdpowiedzJeżeli sprzęty, jakich potrzebujesz są klasyfikowane jako wyrób medyczny - płacisz koszty atestów, certyfikatów, analizy ryzyka itp. Do tego dochodzi fakt, że mała seria - no i się zbiera.
Odpowiedz