Adopcja kota to o dziwo nie jest taka łatwa sprawa. Wydaje się, że ludziom z Fundacji zależy na tym, żeby ich podopieczni znaleźli nowe kochające domy... ale czy na pewno?
Rok temu zdecydowałam się na kota. Warunki mam - spore mieszkanie, pracuję w domu, mieszkam sama, a rodzice zawsze byli kociarzami. Zdrowie jest, pieniądze są, chęci też, wiem także jak z kotem się obchodzić :) Idealnie!
Znajoma kiedyś przekonała mnie, że lepiej jednak kota adoptować niż kupić - rodzice w większości mieli koty rodowodowe, ale stwierdziłam że faktycznie dam szansę fundacjom i uszczęśliwię jakiegoś mruczka, ewentualnie dwa mruczki. Also - taniej!
Perypetii z Fundacją 1 nie będę opisywać, bo długo, przykro i nudno. Opowiem o drugiej.
Na twarzoksiążce Fundacji 2 widniało zdjęcie dwóch młodych kotów. Dzwonię. Rozmowa była bardzo ciężka i przykra dla mnie ale wybiorę tylko "najlepsze" kawałki. Oczywiscie pozytywne nastawienie i udzielam wywiadu, jednakże...
[J]a
[K]obieta
[...]
[K] Ma pani balkon w mieszkaniu?
[J] Tak mam, zamierzam go zabezpieczyć w tym tygo..
[K] JESZCZE PANI TEGO NIE ZROBIŁA?
[J] No przyznam że nie, bo nie wiem czy dostane koty w tym tygodniu czy w następnym, ale zamierzam jutr...
(nie śpieszyło mi się, bo pierwsza fundacja u której ubiegałam się o kota, trzymała mnie w niepewności 3 tygodnie i w końcu kota nie dostałam, więc nie wiedziałam jak będzie tym razem).
[K] CÓŻ ZA NIEODPOWIEDZIALNOŚĆ.
(Trochę mnie przytkało... ale zawsze mogę nie otwierać balkonu, prawda?)
[...]
[K] Dobrze usłyszałam, że wynajmuje pani mieszkanie?
[J] Tak.
[K] NAJGORZEJ.
[J] Słucham? Dlaczego?
[K] A co jeśli będzie się pani musiała wyprowadzić? Co z kotem?
[J] Nie zamierzam. Mieszkam tu już trochę. A jak mi się odwidzi to się przeprowadzę z kotem, kot jak członek rodziny, więc...
[K] A co jak właściciel mieszkania się nie zgodzi na kota? Jak pani wynajmuje, to na pewno zaraz się będzie chciała pani wyprowadzić i wywali kota na bruk! Już ja znam takie jak pani, skrajna nieodpowiedzialność, jak tak możną!
(Myślałam że się przesłyszałam, ale aż się we mnie zagotowało i chciało płakać. Na nic tłumaczenia... rozmowa trochę trwała, ale na nic to że już cała wyprawka jest, jestem dyspozycyjna i mogę się umówić na spotkanie czy wizytę w domu, znam się na kotach i pracuję w domu niemal 24/7 i będę uszczęśliwiać mruczki jak niemowlaki)
[...]
[K] Pani taka młoda, nie da sobie rady z dwoma kotami! To tyle roboty, nie, to jest nie do pomyślenia, nie dam pani kotów, do widzenia.
Nie wiem, która z nas cisnęła słuchawką pierwsza, ale byłam w szoku, było mi bardzo przykro, bo kobieta była bardzo nadąsana i agresywna, zachowywała się jakbym chciała jej te koty wyrwać i zrobić z nich czapkę.
Bolało podwójnie, bo miałam ciężką rozmowę z Fundacją 1 kilka dni wcześniej, lecz to inna i długa historia. Kotów też nie dostałam.
Bonusowo:
Moja mama słysząc o moim kocim pechu powiedziała, żebym dla świętego spokoju kupiła kota z hodowli, a razem z ojcem dołożą się do zwierzaka. Ok.
Znalazłam ogłoszenie na olx. Kociaki dostępne 10 km ode mnie w miejscowości X. Dzwonię, może jeszcze dziś podjadę.
[H]odowca
[J]a
[J] Dzień dobry, dzwonię w sprawie ogłoszenia na olxie, jestem zainteresowana kociętami, mogę jeszcze dziś podjechać?
[H] Jak najbardziej! Zapraszam.
[J] Jaki jest dokładny adres?
[H] Piekielna 1, miejscowość Y
[J] Ale w ogłoszeniu jest miejscowość X! Y to jakieś 100 km stąd!
[H] No bo mi się zapomniało zmienić w ogłoszeniu....
Ręce opadają. Nie jestem zmotoryzowana, więc kicha.
[H] Mogę do pani podjechać z kotami.
[J] Chciałoby się panu jechać taki kawał? Opłaca się to panu? A co jak się nie zdecyduję?
[H] No... wtedy będzie problem.
[J] No właśnie. Dziękuję, do widzenia.
(Wybaczcie, ale nie chcę się czuć zobowiązana do brania któregoś z kociaków bo HURR DURR JA PRZYJECHAŁEM I PANI MUSI KUPIĆ KOTA I ZWRÓCIĆ ZA PALIWO. To stresujące i odmówiłam. A co jak to jakaś lewa hodowla, albo kociaki są chore? Jedno kłamstwo na dzień dobry już było... Wolę sama przyjechać jak już).
Reszta ofert na olxie albo nieaktualna, albo ktoś nie odbierał. Było mi naprawdę przykro.
Skończyło się tak, że znalazłam ogłoszenie w miejscowości Z, godzinę drogi od domu moich rodziców, którzy mieszkają 300 km ode mnie. Więc i tak pojechałam kawał za kotem. Ale okazało się, że było warto, bo to najwspanialszy kot na świecie. Kot z hodowli, rodowodowy.
No cóż. :')
Zwierzaki
Tak szczerze to nie wiem gdzie w tym piekielność. Skoro wynajmujesz, to w każdej chwili możesz dostać wypowiedzenie, a znalezienie mieszkania pod wynajem "pet friendly" nie jest tak łatwo. A bywa, że albo właściciel, albo spółdzielnia zabraniają dodatkowych instalacji na balkonach w stylu siatka. Ale tego nie wiesz, bo pewnie nikogo nie zapytałaś nawet czy możesz takie coś zrobić. Zasadniczo, jedyne co przedstawiłaś to prawidłowe postępowanie fundacji, która nie chce oddać zwierząt byle komu, tylko robi wywiad. Rozwiewając wątpliwości - mieszkania przygotowanego nie masz, z właścicielem o zwierzętach nie rozmawiałaś, jakiejś sprecyzowanej wizji poza "chcę kota, albo dwa, bo jestem sama" nie masz i dziwisz się, że fundacje nie chcą ci dać zwierzaka? Szukania na olx nawet nie skomentuję.....
Odpowiedz@Lobo86:Jakaś kultura rozmowy jest wymagana. Komentarze Pani z fundacji były poniżej poziomu.
Odpowiedz@Lobo86: ta baba z fundacji powinna miec jak najszybciej odebrana sprawe adopcji. Nie potrafi się tym zająć profesjonalnie. Co do zabezpieczenia balkonu - ja tez nie mam zabezpieczonego bo nie ma takiej potrzeby - kot wstepu na balkon nie ma a jak wychodzi to ze mna na smyczy. Co do twojego komentarza odnośnie olxa - tego nawet nie skomentuje. Mam kota z olxa i lepiej trafić nie moglem, o kocie nie wspominajac.
Odpowiedz@wkurzonababa: tyle tylko, że ja akurat znam takie historie z drugiej strony - pierdylion oburzonych jaśnie wielmożnych, bo fundacja psa/kota im nie dała i ludzie takie baje wymyślają, że klękajcie narody. Czołgista - OLX to miejsce pseudohodowli wszelakich.
Odpowiedz@Lobo86: Trochę głupio tłumaczyć - piekielne jest chamstwo, przerywanie odpowiedzi na pytania, zakładanie nieodpowiedzialności, ocenianie człowieka przez telefon. Rozumiem, że znasz podobne historie z drugiej strony, bo też roszczeniowe buce występują na obu frontach. Istnieją głąby oburzające się na podstawowe pytania o opiekę, za to oczekujące nieomal całowania po stopach w podzięce, że jaśniepaństwo raczy przygarnąć pchlarza. Są też opiekunowie z głową w chmurach, żądający odbioru kota w złotej lektyce i z odcinkiem wypłaty w zębach. W swojej karierze DT spotykałam i jednych, i (rzadziej) drugich.
Odpowiedz@aegerita: piekielne jest chamstwo....o ile w ogóle prawdziwe. A sądząc z treści - wątpię, aby miało ono miejsce. Dlaczego? Bo autorka sama wspomniała, że po pierwsze jest to kolejna fundacja, a po drugie pytania o zgodę właściciela mieszkania pozostały bez odpowiedzi. No i ten dobór słów, który ja odbieram jako zwykłe chciejstwo bez rozeznania w sytuacji, tak na zasadzie gdybania niż faktycznego przemyślenia sprawy. Weźmy na przykład ten nieszczęsny balkon. "zamierzałam", "nie, bo nie wiem", "jutr..." No jak to wygląda w rozmowie przez telefon? Że klientka nie wie czy istnieje możliwość takiej instalacji i tego nie sprawdziła = nie planuje, nie zapobiega, nie pilnuje i/lub nie rozumie potrzeb zwierzaka. Nawet jakby odpowiedziała wprost, że kot nie będzie miał możliwości wychodzenia na balkon, ponieważ nie ma możliwości zainstalowania na nim siatki to wyglądałoby to zdecydowanie lepiej niż takie gdybanio-dukanie. Bo świadczyłoby o zdecydowaniu, planowym działaniu i przewidywaniu.
Odpowiedz@Lobo86: Bardzo wybiórczo wyciągasz swoje wnioski. Wypowiedź "Juz ja znam takie jak pani, skrajna nieodpowiedzialnosc, jak tak mozna" interpretujesz jako "Pani z fundacji na pewno była miła i profesjonalna, autorka pewnie kłamie", a "zamierzam zabezpieczyć [balkon] w tym tygodniu" odbierasz jako "nie planuję, nie zapobiegam, nie rozumiem potrzeb kota". Czyli z automatu, bez argumentów, zakładasz złą wolę autorki i jednocześnie dobrą wolę babki z fundacji. Ot, takie podwójne standardy. Owszem, dobór słów momentami jest bardzo nietrafny - jak choćby fragment o "daniu szansy fundacjom", jakby to była łaska udzielona fundacji, że się bierze od nich kota - ale to nie znaczy, że każde słowo potencjalnego opiekuna trzeba odbierać negatywnie, bo przecież na pewno jest zły.
Odpowiedz@aegerita: nie interpretuję jako "pewnie była miła". Po prostu ten wpis to dla mnie historyjka obrażonej damuki, której dwie fundacje odmówiły adopcji, bo nawet nie ustaliła z właścicielem mieszkania, czy dopuszcza możliwość pojawienia się w mieszkaniu kota. Bo tego nie ustaliła. Podobnie jak nie ustaliła, czy w ogóle istnieje możliwość adaptacji balkonu.
Odpowiedz@Lobo86: Napisała wyraźnie o instalacji w obecnym tygodniu: "[K] Ma Pani balkon w mieszkaniu? [J] Tak mam, zamierzam go zabezpieczyć w tym tygo.." A Ty to nadinterpretujesz jakoby autorka nawet nie ustaiła czy ma możliwość adaptacji balkonu. Skąd wiesz, że tego nie zrobiła wcześniej?
OdpowiedzNa każdej wsi mają pełno małych kotów do oddania.
Odpowiedz@Niematakiegonumeru: Dokładnie. Myślę, że autorka miała wysokie wymagania względem kota, stąd nieudane poszukiwania.
Odpowiedz@Niematakiegonumeru: rewelacja, wspierać niekontrolowane mnożenie się kotów.
OdpowiedzDziwi cie, że fundacje starają się sprawdzić przyszłcyh właścicieli? Wynajmowane mieszkanie JEST przeciwwskazaniem - i to dużym. Weź pod uwage, że ludzie z fundacji cie nie znaja. To, że niechetnie patrzy sie na wynajmowane mieszkania nie wzielo sie z wymysłu bez podstaw, tylko z doświadczenia. Zapewniać, że ktoś się nie wyprowadzi moze każdy, tyle ze aurat ta kwestia w glownej miesze zależy od właściciela mieszkania. Dodatkowo nie mówimy tu o roku, czy dwóch tylko o kilkunastu latach - gdzie rzadko ktos spedza te kilkanascie lat w jednym mieszkaniu. Tak samo jak kwestia pozwolenia na zwierzeta. Wlasciciel pozwolil? Nie masz gwarancji, ze gdy przyjdzie na kontrole i kotek akurat postanowi zrzucic klaczka, nie zmieni zdania. Wyprowadzasz sie i szukasz nowego mieszkania, znajdujesz ogloszenie "przyjazne zwierzetom" - a tu gdy juz wszystko ugadane okazuje sie, że dopisek powstal po to by zwiekszyc ilosc chetnych. Masz kota? pozbadz sie, bo wlasciciel M. nie chce miec zasikanych podlog. itp itd. Fundacjom zalezy na tym by zwierzeta znajdowali nowe domy - ale zalezy im rowniez na tym by nie bylo sytuacji że zwierzak po kilku latach wraca, laduje naulicy, czy znika
Odpowiedz@Iras: mało ludzi to rozumie.....
Odpowiedz@Iras: Tak samo każdy może zapewnić, że nie wyrzuci kota z powodu ciąży, że zapewni leczenie w razie choroby, że będzie karmił mięsem, a nie whiskasem... Jaką masz gwarancję, że dotrzyma słowa? Żadną. Czyli idąc tym tokiem rozumowania tak samo dużym przeciwwskazaniem jest wiek prokreacyjny (bo ktoś może kiedyś planować dziecko), chęć wyjazdu na urlop w ciągu najbliższych 20 lat (bo może nie mieć co zrobić z kotem) czy odległość od odpowiedniego weterynarza przekraczająca kilometr (bo może w nagłym wypadku nie mieć transportu i nie udzielić na czas pomocy). Przykłady można mnożyć. Sama byłam DT. Jestem za wywiadem, wizytami przedadopcyjnymi, umową. Ale nie za paranoją, która skupia się na szukaniu domu idealnego według sztywnych standardów, w których czasem gubi się dobro kota czy kotów w ogóle.
Odpowiedz@Iras: A mieszkanie na kredyt nie jest przeciwwskazaniem? Bo przecie chałupa bonka, jak przestanie płacić po chorobie czy stracie pracy i co wtedy z kotem?
Odpowiedz@kierofca: z mieszkania na kredyt nikt cie nie wyrzuci jak płacisz, a z wynajmowanego może w każdej chwili. Taka to różnica. @aegita: oczywiście wywiad nie jest rozwiązaniem idealnym, ale przynajmniej pozwala odsiać idiotów. A to już sporo :) To, że niektóre fundacje zawyżają standardy to nic nadzwyczajnego w sumie. Tak trochę w myśl zasady "celuj w Księżyc, bo jak nie trafisz, to i tak wylądujesz pośród gwiazd". A tak serio - to też biznes - w zależności czy dana fundacja ma podpisaną umowę z gminą czy nie i na jakich zasadach. Bo jeśli gmina płaci jakąś tam stawkę za każdy dzień/miesiąc utrzymania zwierzaka, to taka fundacja faktycznie może sobie pozwolić na szukanie domu idealnego. To coś jak adopcje dzieci z krajów 3 świata przez gwiazdy kina i pośrednicy/domy opieki, które są w takim działaniu wyspecjalizowane. Legalne, ale wątpliwe moralnie.
Odpowiedz@Iras: od 20 lat mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu, na wysokim piętrze, mam niezabezpieczony balkon (na który kot nie jest wypuszczany), całe szczęście, że kolega, który zobaczył, że z jadącego przed nim samochodu ktoś wyrzucił kotka, oddał go mnie pod opiekę bez takich durnych pytań. Kotu jest u nas dobrze.
Odpowiedz@Lobo86: Wywiad jest cennym narzędziem weryfikacji potencjalnego opiekuna, oczywiście. Chodzi mi raczej o odsiewanie niekonsekwentne. Ktoś mówi, że w razie narodzin dziecka nie wyrzuci kota na ulicę -> no w sumie nie mamy jak tego sprawdzić, ale uwierzymy na słowo, bo ogólnie sprawia dobre wrażenie. Ktoś mówi, że w razie przeprowadzki nie wyrzuci kota na ulicę, tylko zabierze ze sobą, bo to członek rodziny -> pewnie kłamie, jest nieodpowiedzialny, roszczeniowy i nie rozumie potrzeb kota. Rozumiem i popieram wysokie standardy. Sama nie wydawałam kotów do domów wychodzących, ostrożnie do domów z dziećmi, niechętnie do miejsc, gdzie byłyby jedynymi zwierzakami siedzącymi cały dzień samotnie w domu, kategorycznie nie do ludzi, którzy za luksus żywieniowy dla kota uznają whiskas i nie chcą się w tym temacie dokształcić. Ale na te standardy trzeba patrzeć z sensem, brać pod uwagę szereg okoliczności, a nie zbierać wywiad według klucza i skreślać każdego, kto zaznaczy złą odpowiedź.
Odpowiedz@aegerita: ale w przypadku fundacji podpisujesz umowę i za jej niedopełnienie fundacja może zwierzaka ci odebrać i/lub mieć prawo pierwszeństwa w przypadku chęci do jego odstąpienia. Przynajmniej ja się spotkałem z taką właśnie praktyką. To nie jest tak, że ten wywiad nic nie wnosi. Owszem, na wywiad trzeba patrzeć z sensem, a nie według klucza. Ale są takie sytuacje, że pod wpływem emocji filmiku/historii pojawiają się setki czy wręcz tysiące zapytań, a po wywiadzie i rozmowie okazuje się, że nie zostaje nikt chętny, bo sami rezygnują jak się dowiadują, że jednak pies potrzebuje więcej ruchu jak 15min rano i 15min wieczorem, a chapi czy resztki z talerza to nie jest odpowiednie żywienie psa.
OdpowiedzPrzez 10 lat wynajmowałam mieszkania z kotem. Zawsze udawało mi się znaleźć właścicieli, którzy nie mieli nic przeciwko (oczywiści w umowie zaznaczone, że za wszelkie zniszczenia, których dokona kicia ponoszę odpowiedzialność). Ale wydaje mi się, że pomiędzy adopcją z fundacji a zakupem hodowlanego rasowca jest jeszcze dużo innych możliwości. Na FB i olx masa ludzi chce oddać małe kocięta.
OdpowiedzNiektórzy to mają kota, ale w głowie.
OdpowiedzMy wzięliśmy kota z kliniki - było ogłoszenie na FB, że jest ogon do oddania, wyleczony po znalezieniu, odrobaczony i zdrowy, w klinice przystawiliśmy kontener do klatki (bez oglądania kota), kot przeszedł do kontenera a w domu okazało się, że to śliczny i fajny zwierz :) I mamy teraz kotkę i nowego zajebiście inteligentnego gamonia-sierotę. Nie było żadnych pytań o osiatkowanie balkonu (mieszkamy na 4 kondygnacji). "Opiekunki" z fundacji to zło w czystej postaci :)
OdpowiedzFundacje widziały już wszystko. Te ograniczenia i wymagania nie biorą się z niczego. Jeżeli chcesz uniknąć fundacji masz dwa wyjścia. Miejskie schronisko (miejskie a nie prowadzone przez jakąś fundację) - w większości miast schroniska są w takiej sytuacji, że nie bawią się w wizyty przedadopcyjne ani kontrole bo nie mają na to czasu ani ludzi. Niektóre wprowadzają tylko ankiety (z pytaniami o żywnienie, co zrobisz z kotem jak będziesz musiała wyjechać itp.) i niewielkie datki rzędu kilkunastu złotych. I to już odstrasza większość ludzi, którzy nie powinni mieć zwierząt (Paaani co ja bede jakieś papiery wypełniał i jeszcze płacił dwie dychy za jakiegoś pchlarza). Drugą opcją jest szukanie w internecie ogłoszeń od pani Halynki z Pcimia Dolnego, której okociła się kotka i odda małe w dobre ręce.
OdpowiedzMam wrażenie, że autorce chodziło bardziej o obraźliwe zachowanie pań z fundacji, a nie same pytania. Gdyby zamiast "już ja znam takie jak pani!", usłyszała coś w stylu: "przykro mi, ale z naszego doświadczenia wynika, że adopcje do wynajmowanych mieszkań często kończą się fiaskiem, więc unikamy oddawania zwierząt ludziom bez własnego lokum" brzmi o wiele bardziej zjadliwie, prawda? Kultura nie boli. Swoją drogą, wszystkie moje koty były ze schroniska i tam nikt nigdy nie robił mi problemów. Ale może właśnie dlatego, że wiadomo, że wszędzie indziej będzie takiemu zwierzakowi lepiej...
OdpowiedzA czemu nie spróbowałaś ze schroniskiem? Tam jest od groma kocich bidulów
OdpowiedzNie móię, że ta pani się dobrze zachowała.Nie powinna się w taki sposób odnosić do ludzi i tutaj nie ma dyskusji. Jednak funkcją fundacji nie jest rozdać jak najwięcej kotów, uważam że wręcz przeciwnie. Dobro ogółu przeważa nad dobrem jednostki. W tym przypadku fundacja stara się zmienić nastawienie ludzi, im trudniej kot jest dostępny, tym mniejsza szansa, że zostanie wzięty dla kaprysu. Polskie prawo dotyczące traktowania zwierząt jeszcze długo się nie zmieniom, więc to na fundacji spoczywa obowiązek zmiany mentalności społeczeństwa. Jeśli ludzie mogą sobie wziąść kota w karzdej chwili i wręcz uważają, że powinno się ich za to po rękach całować, to wielu też nie będzie widziało powodu starać się o zapewnienie mu warunków. Wiem że obecnie trudno się z tym pogodzić, bo kota bez większych trudności można znaleźć na ulicy. Tylko że to jest w dużej mieże problem samonapędzający. Ci sami ludzie którzy uważają, że kotów jest zbyt dużo żeby się nimi przejmować, potem nie widzą nic złego w niewykastrowaniu kotki; "bo potem się tam komuś wepchnie kocięta, może idealnego życia nie będą miały, ale będzie je karmił, więc i tak będą miały lepiej niż większość, to nie ma problemu." I stąd się biorą kocięta na olx, co sprawia że większość średnioodpowiedzialnych ludzi może wziąść kota i koło się zamyka. Ale z drugiej strony; Nie ma nic dobrego w tym że wielu ludzi chce mieć koty, tak jak nie jest samo w sobie dobre że ludzie chcą mieć dzieci. Tyle że dzieco jednak zrobić sobie trudniej i jest większa świadomość społeczna odnośnie ich traktowania. Zrobienie całęgo miotu kociąt to kwestia wypuszczenia niewykastrowanej kotki z domu. I nikt się nawet o tym nie dowie, a jak chętni na kociaki się nie znajdą, to zawsze możesz podrzucić do schroniska i pobiadolić nad tym, że przy odbioże, nie całują po rękach, dziękując ci za to, że ich nie utopiłeś. To już lepiej, żeby część kotów została w schronisku do końca życia. Dla dobra przyszłości ich gatunku.
Odpowiedz@maranocna: Całkiem sensownie piszesz co do znaczenia wypowiedzi, ale proszę, zapoznaj się ze słownikiem, bo oczy krwawią...
OdpowiedzJa miałam inne przeboje z fundacją. Mam własne mieszkanie, jednak jest położone w nietypowym architektonicznie budynku i nie ma możliwości osiatkowania balkonu (zakaz jakiejkowliek ingerencji w zewnętrzne strukturę i wygląd budynku). Fundacja kota mi nie wyadoptowała, co rozumiem. Nie rozumie tego, że teraz co jakiś czas dostaję prośby od nich o zostanie domem tymczasowym. I tak się zastanawiam, czy kot na tymczasie jest mądrzejszy od takiego w domu stałym i nie wyskoczy? A może takiego kota upadek z szóstego piętra nie zaboli? Jak mnie ktoś uświadomi, dlaczego mogę zostać DT a nie mogę DS, to będę bardzo wdzięczna.
Odpowiedz@marchewka: krótszy czas = mniejsze ryzyko. Tylko o to chodzi. A szukanie u osób takich jak ty DT to dla fundacji ostateczność i najczęściej związana z faktem, że albo brakuje im rąk do pracy, albo miejsca na kolejne zwierzaki. Ja mam psa - jest zazdrosna i zaborcza. W dodatku wynajmuję. Kolejnego psiaka nie chcieli mi oddać, ale kilka szczeniaków "na chwilę" mi podrzucili do opieki - z zimowych interwencji, bo właśnie sami nie mieli ani rąk, ani miejsca.
OdpowiedzJa z małą prośbą, bo czegoś nie ogarniam bądź coś przegapiłem. Te cyrki że jakieś fundacje zajmują się adopcjami zwierzaków to skutek jakiegoś potworka prawnego czy też one tak same z siebie zaczęły takie cyrki odstawiać?
Odpowiedz@Zunrin: i fundacje zajmujące się tą tematyką i schroniska mają obowiązek przekazania zwierzaka odpowiedzialnym i świadomym przyszłym właścicielom, a w tym celu robi się po prostu wywiad i odsiewa półmózgów, którym tak szybko jak się uwidziało mieć zwierzaka, to może się odwidzieć przy pierwszych problemach. Chodzi o to, aby zwierzę trafiło do kogoś na stałe, a nie jako prezent dla dziecka, który za chwilę wyląduje w lesie/przy drodze lub jako trenażer nad którym można się poznęcać czy ruchomy cel do postrzelania z wiatrówki. A takich przypadków jest na pęczki.
Odpowiedz@Lobo86: To że adoptowanym zwierzakom chce się znaleźć dobry dom, to ja to rozumiem. Ale kiedyś nie było tego całego wariactwa z fundacjami. Baa, nawet nie pamiętam, żeby kiedyś czymś takim zajmowały się fundacje. I raptem pstryk i adopcje zwierzęce przez nie przechodzą na dość masową skalę tworząc różne dziwne, niekiedy piekielne sytuacje. Mnie interesuje źródło tego stanu rzeczy. Same przyznały sobie to prawo? Wygrzebały w obowiązujących od dawna przepisach, że mogą tym się zajmować? Czy też po prostu przy okazji różnych zmian okazało się, że adopcjami mogą zajmować się podmioty takie, owakie lub fundacje?
Odpowiedz@Zunrin: Każdy ma prawo zaopiekować się bezdomnym zwierzakiem po to, by szukać mu dobrego domu. Może to zrobić osoba prywatna (prowadzącą tzw. dom tymczasowy), może grupa osób współpracująca ze sobą bardziej lub mniej formalnie, tworząc fundację. Fundację zaczęły się mnożyć, ponieważ wielu ludzi widziało, że oficjalna (prawnie narzucona na gminy) opieka nad bezdomnymi zwierzakami działa w Polsce bardzo słabo, a schroniska to częściej umieralnie niż miejsca zapewniające przyzwoite warunki i realne szanse na znalezienie domu. Jeśli uważasz, że fundację odstawiają cyrki i źle spełniają swoją rolę, żadne prawo Cię nie ogranicza: możesz sam zostać domem tymczasowym lub założyć fundację i pomagać zwierzętom. Oczywiście założenie fundacji wymaga pewnych starań, ale wcale nie jest takie trudne.
Odpowiedz@Zunrin: zacznijmy od tego, że owych fundacji i stowarzyszeń w Polsce jest bardzo mało w porównaniu do innych krajów Europy. A mamy 2 największą populację psów (jak z kotami jest to nie wiem). I przez brak powszechnej sterylizacji to problem narasta lawinowo. Fundacje i stowarzyszenia są rozliczane ze swojej działalności statutowej, jeśli pobierają na ten cel środki - czy to w ramach umów z gminami, dotacje z UE, czy to przez zbiórki lub sprzedaż (np kalendarzy na poczet swojego utrzymania). Bardzo popularny był i jest proceder uśmiercania zwierząt. Schroniska biorą 1-2 tysiące opłaty jednorazowej na utrzymanie psa od gminy. To wynika z przepisów. Teoretycznie powinno być wszystko ewidencjonowane. Ale nie zawsze tak jest. Już w innych wątkach o podobnej tematyce wrzucałem raporty NIKu i artykuły na ten temat. To wielomilionowy przemysł zorganizowany wokół uśmiercania zwierząt (a są powiaty, gdzie zgodnie z prawem uśmierca się nawet 90% wyłapanych zwierząt). Fundacje i stowarzyszenia działają inaczej. Mają wyśrubowane wymagania, ale podpisują też umowy adopcyjne, które są prawnym potwierdzeniem ich działalności. I pomimo ponawiających się oskarżeń wyssanych z koziej pupci, to mają wszystko na papierze zarchwizowane (do tego zdjęcia, wszystkie dane adopcyjnych zwierząt i ich właścicieli). Poza tym takie umowy dają możliwość późniejszej kontroli stanu zwierzęcia czy jest należycie sprawowana opieka nad nim. To tak samo jak kupujesz psa z zarejestrowanej hodowli, to podpisujesz umowę. Hodowca zastrzega w niej prawo pierwokupu szczeniaków, niekiedy wymaga przedstawiania zaświadczeń weterynaryjnych o stanie zdrowia zwierzęcia (przez cały okres jego życia), zastrzega czy pies może lub nie startować w wystawach itp.
OdpowiedzTeż chciałam kotka z fundacji, spotkala mnie idebtyczna sytuacja jak cb (plus minis pytanie czy mieszkam sama, bo jak będę wychodzić do pracy, to kto sie kotem zajmie, odpowiedziałam, ze mieszkam z chlopakiem, wiec tez bedzie sie nim zajmowal, ale no coz babka usłyszała slowo chłopak, a nie mąż, to cisnela teksty typu ze jak się rozstaniemy, to pozbedziemy sie kota, mówię babce, ze w przyszlym roku ślub, a ta dalej mnie "rozstaje" ... no wkurzył sie człowiek.. albo slowo "wynajem" tez jej sie nie spodobało , nawet jak powiedzialam ze to wynajem od spółdzielni, ze im wisi to czy trzymam w domu slonia, czy kota, byleby czynsz był płacony, to jak grochem o ścianę , baba dalej trajkotala, ze wlasciciel sie noe zgodzi. w efekcie wzielam przybłędę z dworu.
OdpowiedzO fundacjach jest już sporo komentarzy, to dorzucę swoje trzy grosze w kwestii hodowli, bo bawi mnie trochę to oburzenie Autorki, że facet śmiał oczekiwać, że zwierzaka kupi jak jej go przywiezie - mam dwie kotki rodowodowe, po każdą jechałam kawał drogi i z pewnością, że ją wezmę. Decyzje podejmowałam na podstawie zdjęć i rozmów telefonicznych dotyczących charakteru futer i to naprawdę wystarczy, przecież nawet jeśli spędzisz z takim kociakiem parę godzin to i tak jego charakteru nie poznasz, bo inaczej będzie się zachowywał w tym krótkim czasie wobec obcej osoby, a inaczej wobec ukochanego właściciela. Plus żeby ustalić wiarygodność hodowli wystarczy zwrócić uwagę na dwie rzeczy - czy nie robią problemu z wydaniem rodowodu (wszelkie bzdury typu: to 7 kot z miotu, a rodowody może dostać tylko 6 i tym podobne rzeczy powinny natychmiast zapalać czerwoną lampkę) i jak jest skonstruowana umowa - powinno w niej być, że w razie jeśli wyjdzie na jaw jakaś ukryta choroba albo kot zdechnie w ciągu x miesięcy od zakupu hodowca oddaje pieniądze - wystarczy poprosić o wysłanie formularza zanim człowiek ruszy po kociaka i tyle.
OdpowiedzFundacje chcą jak najlepiej i rozmowa przedstawiona z jednej strony jest mało wiarygodna oraz droga autorka tekst pt. " chciałam kota z fundacji a teraz będę musiała kupić z hodowli" jest mało sympatyczny. Dziwnym trafem mam 3 koty ze schronisk ( różnych) i w żadnym problemu nie robiono. Może to z tobą coś nie tak a nie z fundacją?
OdpowiedzNie wiem jak daleko mieszkasz od najbliższego schroniska dla zwierząt, ale może, zamiast iść do "fundacji" warto by wybrać się właśnie do schroniska? Ja miałem psa ze schroniska. Przeżył u mnie 18 lat. Teraz, od 5 lat ma dwa koty, także ze schroniska. Po prostu przyszliśmy i wzięliśmy. I choć warunki do trzymana zwierząt mamy(choć zapewne w fundacji mieliby inne zdanie), to nikt nas o to nie pytał. A swoją drogą, pisząc to mam właśnie jednego z kota na biurku, pod monitorem. Kot ze schroniska nie musi być jak te, z demotywatorów... Skrajną nieodpowiedzialnością cechują się właśnie fundacje, które wymagają warunków jakby mieli przekazać nitroglicerynę w worku na śmieci...
Odpowiedz@Doombringerpl: ale wiesz, że schroniska mają prawny obowiązek ewidencjonowania przyjęcia i wydania zwierzęcia, więc siłą rzeczy ktoś musiał z tobą porozmawiać, podpisać umowę i spisać dane? Bo jak tego nie zrobił, to najprawdopodobniej albo wyzyskuje pieniądze z gminy, albo jest to jedna z wielu fabryk śmierci?
OdpowiedzA mnie dziwi, że szukałaś rodowodowego kota w ogłoszeniach na olx. Przecież tam jest wszystko. A porządne hodowle zwierzaków rasowych mają swoje strony internetowe albo chociaż facebookowe fanpage - znajdziesz tam wszystkie potrzebne informacje, certyfikaty hodowli i nawet zdjęcia obecnie dostępnych kotów.
OdpowiedzJa wychowałem się na wsi, za młodu miałem dwa koty. Może dlatego podejdę do tego mało profesjonalnie, ale: - Nasze koty były wychodzące - Nikt nigdy nie pomyślał o osiatkowaniu balkonu (żaden nie zginął, po prostu nie miały tam wstępu) - Koty nauczone życia nie były sierotkami marysiami, co im się zaraz coś stało. Łaziły po drzewach, dachach i ogólnie po całej wsi. Zawsze wróciły. - Każdy kot radził sobie z mało uczęszczaną ulicą - Koty BYŁY zaszczepione i odrobaczone. Wielu sąsiadów nie szczepiło, ale u nas to jednak była podstawa. - Nie były kastrowane (mieliśmy tylko kocury, bo babcia nie chciała kotki, a mawiała, że kot cyt. "bez jaj" myszy łapać nie będzie) - Koty nie raz przyszły ze szramą na pysku po walce. Jak coś było poważniejszego to się jechało do weta, jak nie to się wylizał - Koty jadły myszy + resztki mięsa z obiadu. Poza tym w misce była zawsze sucha karma i woda. Żadnych saszetek, pasztecików i innych tego typu rzeczy - Koty spały w słomie w garażu, miały tam ciepło, a obok stała miska z wodą. Wśród paszy miały istny bufet myszy (po to były, miały łapać myszy). Czasem spały na piecu, a w większe mrozy w domu. - Koty były zadbane i żyły długo i szczęśliwie. Dlatego nie rozumiem o co aż tyle hałasu w tych fundacjach. Koty, które były u nas miały ciepły kąt, miały zawsze co jeść i miały zapewnioną opiekę weterynarza w razie potrzeby. Były też szczepione, wygłaskane i kochane. Żadna fundacja nie dałaby nam kota. Czy miały źle? Ja uważam, że nie.
Odpowiedz