Jechałam sobie rowerem, ulicą, jak Pan Bóg przykazał.
W pewnym momencie wpadł mi do paszczy komar, czy inna latająca zaraza, którą Noe niepotrzebnie zabrał na Arkę. Przyhamowałam więc, wyplułam paskudę i sklęłam do 7 komarzego pokolenia wstecz, kończąc: "A bodajby cię pogięło, zarazo jedna!".
Zwyczajne? Nie do końca.
Pech chciał, że owad postanowił zabawić się w kamikadze akurat na wysokości domu mojej miłej sąsiadki, którą może kojarzycie z poprzedniej historii: #83037
Sąsiadka niestety była właśnie w ogródku i zobaczywszy jak spluwam wydarła się:
"A jeszcze mi pluć tutaj na mnie będzie i wyklinać, cholera zakazana!!!" (czy inna równie wysublimowana perora)
Mnie pozostał już tylko taktyczny odwrót i pogodzenie się z opinią największego chama na osiedlu
Weź mi Boga do Kodeksu Drogowego nie mieszaj, bo jak powszechnie wiadomo jest on wytworem szatana. Ma on skłócić ludzi miedzy sobą jak się da najgorzej od czasów Wieży Babel
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 września 2018 o 21:17
Podejrzewam, że większość ludzi byłaby średnio zachwycona, widząc jak sąsiad pluje i przeklina na ulicy... :D.
Odpowiedz