Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W czerwcu skończyłam studia. Postanowiłam od razu zacząć poszukiwania pracy w zawodzie.…

W czerwcu skończyłam studia. Postanowiłam od razu zacząć poszukiwania pracy w zawodzie. Wysyłałam więc CV i portfolio (wymagane przy zawodzie) do każdej z ofert, w której spełniałam warunki. Przyjęto mnie do jednej z firm, w połowie lipca zaczęłam naukę systemu pracy, a z początkiem sierpnia rozpoczęłam pracę na stanowisku.

Jakoś kilka dni temu, pod koniec sierpnia dostałam telefon. Odezwała się Pani, proponując mi rozmowę kwalifikacyjną w ich firmie. Zdziwiłam się, powiedziałam, że w przeciągu ostatniego miesiąca nie wysyłałam żadnych zgłoszeń do rekrutacji. Pani stwierdziła, że się zgadza, bo swoje CV przesłałam im na początku lipca. Gdy jej powiedziałam, że od miesiąca mam pracę, zaczęła pogadankę, że w jej firmie byłoby mi lepiej niż u konkurencji. Już sobie wyobrażam, skoro po 1,5 miesiąca dopiero odzywają się w sprawie rekrutacji, to ciekawe po jakim czasie byłaby umowa i wynagrodzenie.

Poszukiwanie pracy

by misguided
Dodaj nowy komentarz
avatar ladypatrycja
-3 3

Miałam podobne. Wysyłać CV zaczęłam w czerwcu - wysłałam też do pewnego podkrakowskiego korpo. We wrześniu obroniłam pracę, pojawiła się też w podobnym czasie oferta pracy z mojej branży (inżynieria, gdzie już od października zaczęłam pracować. Odezwała się również Pani z korporacji. W Grudniu! Zapraszała na rozmowę :P

Odpowiedz
avatar Dominik
7 9

Czasem tak bywa i to nie jest zła wola firm. Czasem nawet czym większa firma (korporacja) tym dłuższy okres rekrutacyjny. Firmy mają otwarte okno (czasowe) podczas którego przyjmują CV. Po tym czasie CV są analizowane, wybrane trafiają do akceptacji po czym jest tworzona tzw "short list", gdzie kandydaci sa zapraszani na rozmowę. Jeśli to była duża firma to mozliwe, że postąpiłaś nierozważnie odrzucając ich ofertę. Trzeba było pójść na rozmowę, chociaz dla treningu. A ewentualne ruchy podejmować dopiero po otrzymaniu PISEMNEJ oferty pracy - to jest ważne, gdyż otwiera drogę do odszkodowania w przypadku problemów z zatrudnieniem.

Odpowiedz
avatar Michail
4 4

@Meliana: Wszystko zależy od branży, w moim otoczeniu to raczej większość.

Odpowiedz
avatar Huzar
6 8

@Meliana: Inna rzecz, to taka, że mając "okienko" składania CV sortuje się je potem od najbardziej odpowiedniego i zaprasza po kolei osoby na rozmowę. W mojej branży dostają też zadanie testowe (nie za trudne, nie za proste; takie na jedno popołudnie / jeden dzień dla dopieszczenia) żeby zweryfikować ich umiejętności. Skoro Autorka - jak sama pisze - była tuż po studiach, to siłą rzeczy jej CV znalazło się bliżej dna niż bliżej szczytu stosiku podań. W ten sposób zanim pojawiło się na szczycie stosiku upłynęło 1,5 miesiąca. Moim zdaniem nie jest to sytuacja świadcząca o buractwie czy złej woli potencjalnego pracodawcy - po prostu wszystko co robisz zajmuje jakiś czas, również rekrutacja. Jeśli - jak piszesz - masz nóż na gardle, to chwytasz pierwszą lepszą ofertę, to normalne. Ale potem nic nie stoi na przeszkodzie poszukać czegoś lepszego, nawet jeśli firma zadzwoniła po pół roku. Poza tym czasy, gdzie od matury do emerytury pracowało się w jednym zakładzie są powszechnie uznawane za słusznie minione. W tej chwili zmiana pracy co kilka miesięcy nie jest traumatycznym przeżyciem - chyba że zmiany te nie są wynikiem poszukiwania lepszej pracy, tylko czymś innym - ale nie o tym rozmawiamy.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
3 3

@Meliana: Moja droga, pracownicy szukających lepszych warunków pracy nie są w mniejszości, wiele. Mając tzw. "nóż na gardle" łapie się pierwszą lepszą ofertę i zazwyczaj szuka się lepszej pracy. Nawet nie mając noża na gardle, dobrej pracy nie znajduje się od razu, tylko wymaga czasu, przejścia kilku(nastu) rozmów kwalifikacyjnych. Tzw. "dobrzy pracodawcy" dostają wiele CV i dlatego potrzebują więcej czasu na "przetworzenie" ofert.

Odpowiedz
avatar GlaNiK
2 2

@Meliana: Jak wyżej, bierzesz pierwszą ofertę z brzegu, a potem, w większości przypadków, nic nie stoi na przeszkodzie, aby pójść na kolejną rozmowę o pracę i po niej zdecydować czy się chce zmienić pracę czy też nie. To tylko tyle i aż tyle.

Odpowiedz
avatar Meliana
-1 1

Ja o tym wszystkim wiem, zdaję sobie sprawę, przyjmuję do wiadomości. Nurtuje mnie tylko jedno - jak z punktu widzenia rekrutera wygląda w papierach takie skakanie z kwiatka na kwiatek? Jeśli ktoś jest krótko po studiach, powiedzmy ma 1,5-2 lata doświadczenia, ale za to w 8 różnych firmach, to co sobie taki pracodawca może pomyśleć? Że to pewna inwestycja? Przyszłościowa? Która będzie wartościowym członkiem zespołu? Nieraz już na tym portalu czytałam, że ludzie pracy w zawodzie nie dostawali przez epizod pracy na kasie, w Maku, czy innej budowie, bo było to odbierane jako brak ambicji, "a takim to my tutaj dziękujemy". Nie jest dla mnie zaskoczeniem fakt, że cyt.: "czasy, gdzie od matury do emerytury pracowało się w jednym zakładzie są powszechnie uznawane za słusznie minione", ale co innego wykwalifikowany specjalista z 20-letnim stażem, a co innego świeżak - o ile w przypadku pierwszego, kilkukrotna zmiana pracy może być odebrana jako plus, w przypadku drugiego już chyba niekoniecznie.

Odpowiedz
avatar Huzar
0 0

@Meliana: Co do - nazwijmy to politycznie poprawnie - różnorodności firm, w których się pracowało, to w dużej mierze zależy to od branży. W jednych zwraca się na to uwagę, w innych nie. Zależy też od powodów zmiany, jeśli zmiany są związane z kwestiami finansowymi / rozwoju zawodowego to według mnie jest to na plus - każdy (w miarę normalny) człowiek dąży przecież do poprawy swojego bytu / zdobycia nowych umiejętności. Znam też przypadki, kiedy powody zmiany pracy ją inne. W przypadku "bogatego" CV najwięcej chyba zależy od rekrutera, on musi ocenić, czy ktoś skacze z kwiatka na kwiatek z nudów / bo musi czy dlatego że chce więcej zarabiać / uczy się nowych rzeczy. Tak samo jeśli chodzi o pracę w MD czy innym KFC - nie każdy dostaje od razu pracę w zawodzie, w którym by chciał, a rachunki same się nie opłacą. Przykładowo w USA praktycznie każdy ma jakiś epizod związany z pracą w jakiejś sieci fastfoodów - czy to dorabia sobie w liceum, czy na początku kariery i nikt z tego nie robi problemów. U nas niestety podejście rekruterów jest różne, a całkiem duża grupa ma chyba przerost ambicji lub udaje domorosłych psychologów / socjologów, co stwarza dość niezdrową atmosferę. Podsumowując: w temacie rekrutacji (jak też w pracy w ogólności) mamy do przebycia długą drogę. Widzę po tych kilkudziesięciu latach duże zmiany, ale jeszcze większe przed nami.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
6 6

A może dopiero po tym ponad miesiącu wyszła potrzeba zatrudnienia kolejnej osoby? Bo jakiś nowy lub duży kontrakt, do którego potrzeba więcej osób, czy też ktoś przyniósł wypowiedzenie umowy o pracę. Różnie bywa.

Odpowiedz
avatar Michail
6 6

Nie widzę tutaj piekielności. Pojawił się wakat to przeszukali listę kandydatów i sprawdzają czy, któryś z nich jeszcze pracy poszukuje lub chce zmienić. Do mnie cały czas (średnio 1-2x na miesiąc) odzywają się rekruterzy i nie widze w tym piekielności.

Odpowiedz
avatar Grav
3 3

Nawet wewnętrzne rekrutacje w firmie potrafią wyglądać tak, że jakiś manager otwiera ofertę, zbiera CVki przez jakieś 2 miesiące, zapisuje je sobie i wraca do nich, kiedy mu się zrobi wakat. A że 1/3 będzie już nieaktualna - no trudno, przynajmniej nadal ma kilkunastu kandydatów, których może od razu zacząć maglować. Niczego dziwnego w zachowaniu tamtej firmy nie widzę.

Odpowiedz
avatar JW3333
1 5

'Pokolenie Z' widzę wszystko musi mieć na zaraz! Ostrzegam - świat jest tak urządzony, że na odpowiedź z firm się czeka , na termin załatwienia sprawy w urzędach czasem i też dośc długo, na podwyżkę trzeba sobie zasłużyć i mieć nawiązane poprawne kontakty ze współpracownikami i szefostwem, trwały związek uczuciowy formuje się po 2-3 latach bycia razem, starania o dziecko nie kończą się najcześciej po pierwszym razie oraz super-diety-cud wymagają kilku miesięcy stosowania. Warto się tak nastawić w życiu i uniknąć nierealnych oczekiwań :) TL;DR - nie widzę piekielności w całej akcji.

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
0 0

też miałem kiedyś złudzenia, że ten świat działa mądrzej, że wielkie koro czy agencje mają swoje przespane bazy danych i w końcu zawołają tego potrzebnego na właściwe miejsce. Niestety, zawołają, jak im się będzie grunt walił pod nogami, połowa pracowników odejdzie z działu, to będą łapać wszystko co chce pracować a na drzewo nie ucieka

Odpowiedz
avatar Huzar
1 1

@PiekielnyDiablik: A to dlatego, że korpo to biurokratyczny moloch, który ma wielki bezwład w działaniu, a w razie awarii łatają rozdarcie za pomocą drutu i młotka. Nie jestem przeciwnikiem ustalania zasad i procedur w działaniu, ale od pewnej wielkości firmy powstają niestety takie twory jak np. "Procedura wdrażania procedur" itp.; a to moim zdanie jest już przegięciem.

Odpowiedz
Udostępnij