Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Szukam ci ja kota. Kot mialby byc towarzyszem dla mojej kotki. Upatrzylam…

Szukam ci ja kota.
Kot mialby byc towarzyszem dla mojej kotki.
Upatrzylam sobie jakis czas temu sliczna koteczke z fundacji, wiec pisze do osoby odpowiedzialnej za jej adopcje. I spotykam sie ze sciana. Otoz moi drodzy znaczna wiekszosc ogloszen na olx pochodzi wlasnie z fundacji i schronisk i wszystkie maja jedna adnotacje- oddaja koty tylko do domow niewychodzacych. A ja mam to "nieszczescie" miec dom z duzym ogrodem i jak na zlosc nie chce trzymac kota w zlotej klatce, tylko swoim pupilom pozwalam na lapanie motyli, wylegiwanie sie na tarasie, czy sledzenie mnie gdy robie cos w ogrodku.
O ile rozumiem, ze wypuszczanie kota z blokowiska, czy w centrum miasta jest dla niego niebezpieczne, tak kompletnie nie czaje co jest zlego w tym, ze kot wychodzi do ogrodu, w spokojnej okolicy.
A dlaczego teraz o tym pisze? Poniewaz ogloszenie z "moja" kotka pojawilo sie ponownie. Domu nadal jej nie znaleziono- wiec lepiej niech sie blaka po schroniskach, czy domach tymczasowych.... nizby od kilku tygodni byla kotem szczesliwym, zadbanym, ale (o zgrozo!) wychodzacym.

Krakow

by kajcia
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
-2 40

kot wychodzący będzie szczęśliwy do momentu, aż nie zje go lis/nie zagryzie pies/nie rozjedzie jakikolwiek pojazd mechaniczny/nie spotka złego człowieka na drodze

Odpowiedz
avatar kajcia
11 41

@Pixi: tak samo z ludzmi. A mimo to wychodzimy, spotykamy sie z innymi. I jednak mimo ze mozemy skonczyc rozjechani przez tira to chyba jednak lepiej zyc wolnym niz majac podane wszystko pod nos, ale bez mozliwosci decydowania o sobie.

Odpowiedz
avatar aegerita
6 24

@kajcia: Tak, ale po pierwsze jest tych niebezpieczeństw dużo mniej (lis Cię nie zje, kuna nie zagryzie, dzieci nie podpalą dla frajdy), a po drugie - i to jest niezbędna podstawą decydowania o sobie - ludzie mają ŚWIADOMOŚĆ potencjalnych zagrożeń. Rodzice spędzają mnóstwo czasu, ucząc dziecko bezpiecznie przechodzić przez ulicę, nie odchodzić z obcym człowiekiem itp. Czy naprawdę możesz z czystym sumieniem powiedzieć, że nauczyłaś swoją kotkę rozglądać się przed wejściem na ulicę, oceniać odległość i szybkość jadącego pojazdu, by nie skończyć pod kołami? I że byłaś w stanie jej wytłumaczyć, dlaczego ma tak uważać, by była świadoma zagrożenia?

Odpowiedz
avatar kajcia
-2 14

@aegerita: tak, moja kotka ulicy unika. Poza tym tak jak pisalam- nie wypuszczalabym jej w okolicy gdzie jej cos grozi. Mieszkam natomiast w rejonie domow jednorodzinnych, gdzie sa jescze niezabudowane dzialki na ktorych moja jak i koty z innych domow poluja.

Odpowiedz
avatar aegerita
1 13

@kajcia: Nie chodziło mi o to, czy ulicy unika, tylko w jaki sposób przekazałaś jej wiedzę o zagrożeniach, o rzeczach, na które dla własnego bezpieczeństwa powinna uważać. Bo w każdej okolicy takie zagrożenia są. W środku miasta główne to samochody, ludzie, psy i koty chore na felv; w takiej, którą odpisujesz - samochody, lisy, kuny, psy, chore koty, ludzie, czasem wnyki, trutki... Jeżeli uważasz, że Twoja kotka potrafi sobie z tym wszystkim poradzić, i dlatego wypuszczasz ją bez kontroli na działki i nieużytki (już nie tylko do ogrodu, jak była mowa w historii), to mam po prostu nadzieję, że jakoś ją do tego przygotowałaś.

Odpowiedz
avatar slothqueen
3 5

@Pixi: moja kotka miała być niewychodząca. wiedziałam to od momentu podjęcia decyzji o adopcji, czyli od dnia jej narodzin. właścicielka matki oddając mi kotkę zarzekała się, że mała nigdy w życiu nie opuściła domu, a mimo to widziałam, że zwierzak dostaje... nomen-omen kota, gdyż nie może wyjść. kocisko szybko przestało być małe, a im większe było, tym piekielniej się zachowywało: przestało sikać do kuwety a zaczęło do ludzkich łóżek, cały czas miauczało, jojczyło i biadoliło pod drzwiami i oknami, nocą biegała po domu otwierając sobie drzwi (ŁUP, ŁUP, aż nie trafiła w klamkę)... miałam nadzieję, że sterylizacja załatwi sprawę, niestety - nie zmieniła zupełnie nic. kiedy kocia przeprowadziła się do domu moich rodziców, z którego codziennie mogła wychodzić, problemy zniknęły jak ręką odjął, a lisy i psy to same musiały się pilnować, by Dżuma ich nie dopadła. niektóre koty nie nadają się do trzymania w mieszkaniu, nawet zwyczajne dachowce. i co wtedy taka fundacja z nimi zrobi?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 7

@kajcia: zgodnie z tą logiką puść pięciolatka wolno i zatrzaśnij za nim drzwi, żeby nie siedział w złotej klatce. Dorosłego człowieka o którym zapewne mówisz broni zdolność myślenia, wiedza o współczesnym świecie i prawo. Zwierzę udomowione może obronić tylko właściciel.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 6

@Pixi: a za minusy dziękuję, wiem, że prawda boli i jest niewygodna

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 3

@slothqueen: każdy robi ze swoim zwierzęciem to co chce. Reasumując nie dziwię się fundacji z historii

Odpowiedz
avatar Doombringerpl
-2 2

@kajcia: Oj, cienko u ciebie z porównaniami. Człowiek, w przeciwieństwie do kota, potrafi rozróżnić ulice od chodnika, psa od wilka samochód od skutera itp. kot, jak i inne zwierzęta tego nie potrafi. I często w obliczu jadącego kolosa panikuje. A jak dodasz do tego psychola za kółkiem, to dywanik na ulicy gotowy... Dalej mam wrażenie, że niektórzy ludzie przypisuję ludzkie myślenie i zachowania zwierzętom. A potem płacz, bo koś otruł kota, który zmienił teren właściciela na teren sąsiada, który ma gołębie i jest sadystą wobec innych zwierząt... Skoro tak Wam szkoda tych biednych kotków zamkniętych w "złotej klatce" to czemu wyprowadzacie psy na smyczy i w kagańcu? Przecież to to samo. Ja wiem, że prawo. To w takim razie czemu je łamiecie, kiedy jesteście w teranie, gdzie wydaje się Wam, że nikogo nie ma? Mieszkam w bloku. Mam dwa koty ze schroniska. Oba lubią siedzieć na otwartych oknach(zabezpieczone mocną siatką) ale próba wyjścia za próg domu kończy się jednym wielkim mopem zamiast kota. Nie zauważyłem, żeby brakowało im czegoś.

Odpowiedz
avatar aegerita
-2 4

@Pixi: Oczywiście, że prawda boli. Opiekunowie kotów wychodzących wolą wierzyć, że nic im nie grozi. Że tysiące kotów giną pod kołami? Ale to jakieś obce koty, a mojej Fifi nic nie grozi! Bo taka mądra jest, niczego jej nie uczyłam, a i tak sama wszystko wie. No a potem jak kiedyś kot nie wróci, płaczą, rozwieszają ogłoszenia i w końcu wolą sobie wmówić, że kot się zgubił, zabłąkał gdzieś i pewnie znalazł inny dobry dom. Nie chcą myśleć, że ich kochany kot skonał z wnętrznościami rozlanymi na asfalcie, albo umierał w męczarniach od zakażonego pogryzienia. Stąd oczywiste minusy.

Odpowiedz
avatar aegerita
-2 4

@Doombringerpl: Może i kot będzie potrafił odróżniać ulicę od chodnika - jeżeli ktoś go tego nauczy. Oczywiście zależy od zwierzaka. Oprócz kotów mam dwa psy. Z obydwoma od początku tłukłam schemat przechodzenia przez każdą, choćby najmniejszą ulicę: stój - siad - czekaj, aż pozwolę przejść - równaj. Starszy kundel ma tak silnie zakorzeniony nawyk, że biegając luzem odruchowo zatrzymuje się i siada przed ulicą, czekając, aż pozwolę przejść. Drugi mimo trzech lat powtarzania zupełnie nie kuma, o co mi chodzi, i muszę go zatrzymywać mechanicznie... No głupek jest ;-D Więc jeśli chodzi o bezpieczeństwo, prędzej puściłbym w nieznane pierwszego psa, bo i ogarnięty, i na tyle duży, że nie zagrażają mu lisy, kuny czy większość ludzi. No ale to porównanie kota z psem jest bardzo niewygodne dla zwolenników "wolnych" kotów. A masz rację, że to to samo. Z psem można wyjść na trzy-cztery spacery dziennie. Dlaczego nie chce się z kotem, jeżeli ten podobno musi i potrzebuje wyjść? Bo puszczanie psa bez kontroli jest nielegalne, a kota można? Guzik prawda, prawo wymaga sprawowania kontroli nad swoim zwierzęciem, wypuszczania tylko jeżeli jest cały czas pod opieką i kontrolą człowieka albo na prywatnym terenie, z którego nie może się samo wydostać. To dotyczy wszystkich zwierząt, tyle że jakoś w przypadku kotów przepis jest martwy. Ja mam dwa koty, którym bestialsko zabrano wolność. Takie szczęśliwe były w swojej piwnicy, no chore trochę (z dziewięciu kotów udało się uratować trzy), ale przecież wolne. Teraz żyją w więzieniu w mieszkaniu, jakby chciały wychodzić, to bym z nimi wychodziła, ale jakoś się nie garną.

Odpowiedz
avatar kajcia
1 1

@Doombringerpl: 1. W zyciu nie wzielabym kota, gdybym mieszkala w bloku. Trzymanie kota w takich warunkach to dla mnie znecanie sie. No chyba ze masz 100m2 apartamentu. Widze co sie dzieje u znajomych- taki kot glupieje, skacze po meblach, gryzie obcych. Brak mu przestrzeni i mozliwosci, bo to drapieznik, ktoremu odbiera sie mozliwosc zycia zgodnie z jego instynktem. Jestescie rownie dobrzy jak wszyscy wlasciciele zoo trzymajacy zwierzeta ku uciesze ludu. Tyle ze trzymacie je dla siebie- bo przeciez moja kicia dostaje najlepsza karme, lezy gdzie chce, zapewniam jej pieszczoty- no ma wszystko. Jestem super, a inni nie wiedza jak dbac o koty. I nie dziwie sie se koty w takim rejonie nie chca wychodzic skoro od razu spotykaja sie z chodnikiem i samochodami- kazdy kot sie tego boi, wiec wraca w bezpieczne miejsce ktore zna- czyli do domu. 2. Nie porownujcie mieszkania przy lesie gdzie sa inne drapiezniki, czy przy ruchliwej ulicy, do podmiejskiej wsi, gdzie w co 2 domu jest kot, wszyscy sie znaja, kochaja swoje zwierzaki. Moja kotka tez nie lubi chodzic daleko i trzyma sie mojego ogrodu, ew sasiedniej ogrodzonej laki sasiada. Przy czym drogie piekielnice nie jest to zabezpieczony ogrodek bo raczej ciezko zabezpieczyc kilkunastoarowy teren. Takze moja kotka odwiedza sasiadow, a kotki sasiadow odwiedzaja mnie. Czasem wspolnie lezakuja na moim tarasie. Stad historia o szukaniu jej towarzystwa- bo po smierci mojego starego kocurka, sama zaczela "sprowadzac towarzystwo" do domu. A historia nie jest o tym, ze nie chciano mi dac kota. Nie jest o tym ze akurat kilka kotow ktore sobie upatrzylam chciano oddac do domu niewychodzacego. A o tym, ze koty chca oddawac TYLKO do domow niewychodzacych przez co te same ogloszenia sa powielane w kolejnych miesiacach. Kot sie starzeje, ciagle tkwi w ciasnym domu tymczasowym (bylam u jednej takiej wielkiej milosniczki kotow u ktorej na powierzchni moze z 40m2 zyly 4 koty + 3 tymczasowe. Mozecie sobie wyobrazic smrod jaki tam towarzyszy od wejscia). Starszemu kotu coraz ciezej znalezc, dom i kot ktory moglby dawno ten dom miec ciagle go nie ma, zmienia mu sie tylko domy tymczasowe. Albo wrecz (tak jak moja kotka z wielkiej fundacji) byly trzymane w klatkach w ktorych odwiedza sie je 2x dziennie na karmienie. Ale karmienie royalem czy bento! Wiec musza byc szczesliwe. Z naciskiem na MUSZA.

Odpowiedz
avatar aegerita
1 1

@kajcia: Czyli za piekielne uznajesz po prostu to, że ktoś ma inne standardy dbania o kota niż Ty. Dziecinne trochę. Koty spędzające większość życia samotnie w czterech ścianach rzeczywiście często dziczeją, niektóre stają się strachliwe i neurotyczne, inne agresywne. Ale to nie wina czterech ścian, tylko samotności właśnie. Kot jako drapieżnik potrzebuje codziennie nowych bodźców, zabawy i ćwiczeń fizycznych, żeby pozostać w dobrym zdrowiu - zarówno fizycznym, jak i umysłowym. Do tego miejsca się zgadzamy. Ty te wszystkie rozrywki zapewniasz, wypuszczając swoje koty. W sumie kusząca opcja, bo nie wymaga żadnego wysiłku poza otwarciem drzwi. Ja zapewniam moim kotom rozrywkę w domu. Jest zabawa, są codzienne rytuały inne u każdego kota, jest drapak do sufitu i kryjówki na szafach, są inne koty (czy psy), które gwarantują, że zawsze coś się dzieje. Jeżeli któryś i tak chce wyjść, to może. Ze mną. I nie mówię przecież, że nie wiesz, jak dbać o koty. Z wypowiedzi wnoszę, że zależy Ci na szczęściu zwierzaków, i to fajnie. Mnie po prostu oprócz szczęścia zależy także na ich bezpieczeństwie. Moja znajoma też swoją kotkę wypuszczała w bardzo spokojnej okolicy. Kotka sprytna jak rzadko, ze znakomitą orientacją w terenie, potrafiąca poradzić sobie z psem, nie podchodząca do ludzi. Właśnie dzisiaj się dowiedziałam, że pewnego dnia nie wróciła do domu :-(. Przeżyła 8 szczęśliwych lat i tak mi jakoś przykro, bo mogło być tych lat dwa-trzy razy więcej. PS Jeżeli już krytykujesz podawanie wymyślnej karmy jako warunku szczęścia, wybierz chociaż pożądaną. RC to drogi syf...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@aegerita: dzięki za ten koment, dokładnie to co myślę, tylko barwnie ubrane w słowa

Odpowiedz
avatar CatGirl
6 30

Wcale nie chciałam, żebyś mi szukała kota... A tak w ogóle to mój kot dzięki temu, że był wychodzący, nabawił się białaczki. Nie polecam.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 12

@CatGirl: Z jak białaczki? Może ja tam weterynarzem nie jestem, ale nie słyszałam o tym by można złapać nowotwór jak wirusa

Odpowiedz
avatar CatGirl
10 12

@maat_: kocia białaczka jest jak wirus. I złapała ją od bezdomnych kotów prawdopodobnie.

Odpowiedz
avatar aegerita
7 9

@maat_: Chodzi o felv, ten rodzaj kociej białaczki jest niestety zaraźliwy. Nie wiem jak w Polsce, ale w UK dwie najczęstsze przyczyny śmierci u domowych kotów to przejechanie przez samochód i właśnie białaczka. Przed jednym i drugim można kota uchronić, pilnując go na dworze.

Odpowiedz
avatar Bryanka
4 4

@CatGirl: Ale przecież na to się kota szczepi.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

@Bryanka: większość znanych mi właścicieli kotów wychodzących kotów nie szczepi. Ani nie odrobacza. Bo kot to się wyrzyga/wyliże da sobie radę sam, bo przecież koty to silne/stanowcze/samodzielne zwierzęta.

Odpowiedz
avatar Bryanka
1 1

@Lobo86: Jestem jeszcze w stanie zrozumieć nie szczepienie kotów na wszystko (my sami nie szczepimy na wszystkie możliwe zarazy z różnych powodów), ale nie rozumiem tego bólu tyłka i zdziwienia, że potem kot coś złapał. Kompletnie za to nie rozumiem braku odrobaczania.

Odpowiedz
avatar kajcia
4 4

@Lobo86: wielu z moich sasiadow ma koty, wszystkie to koty wychodzace (taka okolica) i nie spotkalam sie z brakiem szczepien czy odrobaczania. A przepraszam, raz sie spotkalam ze zagladal do nas kocur, ktory byl strasznie zaniedbany, to skonczylo sie na tym, ze skoro czesciej nas odwiedzal i przebywal duzo z nasza kotka, to sami go odrobaczalismy, a sasiad weterynarz nam go wykastrowal, zeby nie lazil za kotkami. I od tej pory kot dokarmiany przez nas i systematycznie odrobaczany, wreszcie przypominal kota, a nie szkarade.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 3

@kajcia: i to się ceni. Ale z takimi rzeczami jest jak ze śmieceniem. Kogo nie zapytasz to powie tak samo: no jakże to tak, ja sprzątam po sobie, nie mogę zrozumieć jak tak można śmiecić, w ogóle to straszne.... A jednak tereny zielone zawalone syfem do tego stopnia, że służby nie nadążają ze sprzątaniem.

Odpowiedz
avatar CatGirl
-2 2

@Bryanka: Kot był wzięty z towarzystwa opieki nad zwierzętami i podobno miał wszystkie ważne szczepienia. Więc nie oceniaj, skoro nie znasz sytuacji.

Odpowiedz
avatar Bryanka
0 0

@CatGirl: Znaczy się miał książeczkę zdrowia z naklejkami, pieczątkami i podpisami weta? :) Komentuję to co napisałaś, nie czytam w myślach.

Odpowiedz
avatar shane
15 21

Często fundacje ratują koty z naprawdę masakrycznego stanu. Mają prawo zadecydować o tym do jakiego domu i na jakich warunkach kot trafi. Przejechanie się po okolicznych schroniskach powinno rozwiązać twój problem.

Odpowiedz
avatar kajcia
-3 11

@shane: ja to wszystko naprawde rozumiem. Ale tych kotow po okresie wiosennych jest naprawde duzo i wydaje mi sie ze lepiej oddac je do domu (nawet wychodzacego), gdzie stanie sie czlonkiem rodziny, niz ciagle czekac az znajdzie sie ktos idealny. A moze byc tak, ze nigdy nie znajdzie sie ktos kto spelni wszystkie kryteria.

Odpowiedz
avatar aegerita
5 5

@kajcia: Fundacje dążą zwykle również do tego, by kotów było mniej, bo skala bezdomności jest w Polsce zastraszająca. Potrzeba nadal lat pracy i zmian, żeby jako-tako opanować problem. Na razie kotów jest zdecydowanie zbyt dużo, więc tu masz rację - lepszy dom wychodzący niż ciemna piwnica albo klatka w schronisku. Czyli droga wolna, weź po prostu jakąś bidę ze schroniska albo przejdź się po osiedlach najbliższego miasta, na pewno znajdziesz bezdomniaka, którego możesz przygarnąć.

Odpowiedz
avatar Majezon
3 27

Gdy nie wiadomo o co chodzi, to znaczy , że chodzi o pieniądze. Zwierzak na stanie takiej fundacji czy schroniska to comiesięczne pieniążki. Z piesełami jest podobnie. Koleżka kosztem kilkuset złotych zrobił przyszłemu psu profesjonalną budę. I co ? I jajco. Do budy i ciasnego kojca psa nie dadzą. Na pytanie czy w schronisku pies mieszka w willi z ogrodem dowiedział się, ze jest agresywny, co tylko utwierdza ich w przekonaniu, że podjęli właściwą decyzję. Ciasny kojec to była wygrodzona część podwórza, tak na oko jakieś 300 m2.

Odpowiedz
avatar aegerita
11 17

@Majezon: Interesująca teoria spiskowa. Możesz zdradzić, od kogo i z jakiego tytułu taka fundacja dostaje pieniądze za bezdomnego zwierzaka pod opieką? Jako dom tymczasowy nigdy nie dostałam ani grosza za futra, którym szukałam domów. Jedynie mogłam się ubiegać o talony na kastrację (duża pomoc) i miałam mega zniżki u znajomej wetki (jej prywatna inicjatywa, po prostu wiedziała, co robię i ile mnie to kosztuje). A kiedy podpisałam umowę ze schroniskiem o tymczasową opiekę nad kotką, dostawałam dla niej trochę żarcia i nie płaciłam za jej leczenie u schroniskowego weterynarza. To gdzie popełniłam błąd, że na tymczasach nie zarobiłam nic poza szczęściem, satysfakcją i mieszkaniem do remontu?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 6

@aegerita: z gminy. W zależności jak się rozlicza to albo jest to jednorazowa kwota (od 1 do 2 tyś zł) albo jest to "dniówka" z miesięcznym rozliczeniem (jak dobrze pamiętam, to w przypadku psa ok 5zł dziennie). Tak zarabiają schroniska i fundacje, które mają umowy z miastem. To milionowy biznes niestety, gdzie w przypadku schronisk i rozliczenia jednorazowego oznacza najczęściej bardzo szybko śmierć zwierzaka. Są dwie strony medalu - jak chcesz się faktycznie zaopiekować zwierzakiem to są to pieniądze śmieszne i nie pokrywające nawet podstawowych wydatków. Ale są miejsca, gdzie zwierzęta bardzo szybko kończą w dole za płotem. I wtedy to złoty biznes. Jest na ten temat pierdylion artykułów, są kontrole NIKu. itp. W tym wypadku Mejozon ma rację. Natomiast nie dziwię się, że facet ostatecznie psa nie dostał.

Odpowiedz
avatar aegerita
4 4

@Lobo86: Niestety wiem, jakim biznesem i na jaką skalę jest narzucony na gminy obowiązek "opieki nad bezdomnymi zwierzętami" lub "ochrony ludzi przed bezdomnymi zwierzętami" (zależy na jaką ustawę spojrzysz, tę o ochronie zwierząt czy tę o utrzymaniu porządku i czystości w gminach...). Tylko że to dotyczy raczej schronisk (większość kocich fundacji nie ma żadnych umów finansowych z gminą) i raczej psów. Są schroniska, które chętnie wyłapują wałęsające się psy, bo mają za każdego pieniądze. Ba, czasem za hycla robi pociotek osoby decyzyjnej przy podpisywaniu umowy, i taka firma kosi grube pieniądze, zwłaszcza jeśli połowa psów tajemniczo ucieka i trzeba je znowu łapać, a za każde złapanie kolejna wypłata. Natomiast biznes nie jest tak lukratywny w przypadku kotów. Gdyby był, nie brakłoby chętnych do łapania bezdomniaków - a nikt ze schroniska nie przyjedzie na zgłoszenie o bezdomnym kocie, to się nie opłaca. Istnieją patologie zarówno w fundacjach, jak i (częściej) w schroniskach. Przyczepiłam się raczej do automatycznego szukania spisku w sytuacji, gdzie jest dużo prostsze wyjaśnienie - osoba zajmująca się zwierzakiem stwierdziła, że dom nie spełnia ważnego warunku. Nie miałam nigdy psa, którego chciałabym wydać do kojca. I nie chodzi o metraż, tylko o mały kontakt z człowiekiem. Ale oczywiście gdyby ktoś do mnie przyszedł, opisał takie warunki i powiedział, że ponieważ większość psów nie nadaje się psychicznie do mieszkania w kojcu, chciałby po prostu jakiegoś psa i nie ma specjalnie wymagań co do płci, wielkości, wieku czy wyglądu, chętnie pomogłabym znaleźć zwierzaka. Mnóstwo jest psów, którym 300m2 terenu i porządna buda poprawiłyby jakość życia, więc na pewno jakiś by się znalazł.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 2

@aegerita: ale w tym konkretnym wypadku była mowa o psie do kojca. Dlatego podjąłem temat. Co do reszty - o tym dlaczego psa mu nie dano, że nie każdy pies do kojca się nadaje itp, to zgadzam się z twoimi słowami. W przypadku kotów to jest w ogóle pomieszanie z poplątaniem. Bo gdzieś są też zapisy o ochronie kotów wolno żyjących, co jak dla mnie jest zwyczajnie absurdalne. Obecnie mieszkam w miejscu (drugim pod rząd) gdzie są koty i są one dokarmiane przez osiedlowe kociary. Koty te nie polują. Myszy i szczurów na osiedlu nie brakuje - polują na nie okoliczne kuny. Za to śmietnik wybebeszany jest non stop, a z piaskownicy zrobiły sobie kibel. Jeden z osiedlowych kotów łasił się do dzieciaka na co matka reagowała uśmiechem robiąc zdjęcia telefonem. Jak jej wytłumaczyłem, że kot się nie łasi tylko ociera, bo ma widoczną i walącą po oczach egzeme, bo to bezpańskie koty wałęsające się po śmietnikach, których nikt nie leczy, ani nie odrobacza to złapała dzieciaka pod pache i biegiem pognała do domu. Jakiś czas później okazało się, że faktycznie dzieciak coś złapał i nastawienie części rodziców do mojej osoby (przepędzającego koty na mojej drodze) uległo drastycznej zmianie.

Odpowiedz
avatar aegerita
0 0

@Lobo86: Majezon podał przykład psa do kojca, ale finansowy zarzut padł pod adresem kociej fundacji, dlatego z kolei ja zapytałam, od kogo ta fundacja dostaje kasę. Owszem, bezdomne koty i bezdomne psy to zupełnie różne tematy. Zapisy o ochronie kotów wolnożyjących mają na celu po pierwsze ograniczenie populacji gryzoni w miastach, a po drugie uwolnienie gmin od konieczności wyłapywania zgłaszanych bezdomnych kotów - bo poszłoby na to za dużo kasy. Zresztą koty dużo gorzej niż psy znoszą schroniskowe warunki, więc dla nich to nawet lepiej. Efekt jest taki, że byt zarówno kotów wolnożyjących, jak i porzuconych domowych w dużej mierze zależy od przychylnych im ludzi na osiedlu, a ci nie zawsze postępują mądrze. Samo karmienie jest bez sensu, prowadzi tylko do pomnażania nieszczęścia. Ogarnięci kociarze równolegle z dokarmianiem prowadzą kastracje, szukają domów kotom rokującym na adopcję (nie zdziczałym), leczą, szczepią, stawiają budki itp.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 1

@aegerita: "Zapisy o ochronie kotów wolnożyjących mają na celu po pierwsze ograniczenie populacji gryzoni w miastach" Tylko, że to mitologia, która nie ma nic wspólnego z praktyką. Koty wolno żyjące albo nie polują w ogóle, albo sporadycznie i pozostaje to bez wpływu na populację gryzoni. Przykładów tego jest bez liku. Kotów przybywa. A jednak problem gryzoni się nasila. Czemu? Głównie przez śmieci spożywcze. Lisy wolą grzebać w resztkach. Koty podobnie. Za to ptactwo łowne jest mocno przetrzebione przez brak spójnej polityki zagospodarowania przestrzeni i nieprzestrzeganie okresów lęgowych. W Stolicy jest duży problem - a przecież kotów nie brakuje.

Odpowiedz
avatar aegerita
0 0

@Lobo86: Coś tam wspólnego ma, bo jednak wiele kotów poluje na myszy czy nawet szczury. A wiele nie. Wiem, że to często nie działa, po prostu taki był zamysł - nie mówię, że sensowny. Bardziej sensowne byłoby egzekwowanie segregacji wszystkich śmieci, w tym kompostowanie organicznych, bo oczywiście to jest ogromny problem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 1

@aegerita: ta, ale jak to sprawdzili empirycznie, to to, co ewentualnie koty odłowią nie ma znaczenia populacyjnego. Zrobili takie badania, bo był zarzut, że to koty (i sroki) odpowiadają za wymieranie wróblowatych w miastach. Okazało się, że koty wolno żyjące po prostu nie polują, a nawet jak złapią raz na kilkanaście dni, to nie ma znaczenia, bo udaje im się złapać jedynie te osobniki, które i tak były w stanie przedśmiertnym. Nie była to też wina srok, a zanieczyszczenia i degradacji środowiska.

Odpowiedz
avatar Windowlicker
18 24

Pomijając historię, widzę, że choroba, której na imię "ci ja" wciąż toczy piekielnych.

Odpowiedz
avatar aegerita
5 23

Wiesz, swojego własnego kota możesz wypuszczać bez kontroli. To Ty decydujesz o jego bezpieczeństwie. I mam szczerą nadzieję, że Twoja wychodzącą kotka przeżyje wiele szczęśliwych lat bez żadnych wypadków. Ale fundacja, dom tymczasowy czy schronisko mają prawo wyznaczyć własne standardy bezpieczeństwa zwierzaka i błędnie tak płytko je kwitujesz, określając trzymaniem "w złotej klatce". Sama prowadziłam dom tymczasowy. Gdyby zgłosił się do mnie potencjalny adoptujący z ogrodem zabezpieczonym tak, że kot nie może wyjść na zewnątrz - super, to świetny atut. Opiekun, który chce wychodzić ze swoim kotem, pilnując go - też fajnie, jestem za. Ale nie wydałabym kota, w którego ratowanie wpakowałam mnóstwo czasu, emocji i pieniędzy, do domu, gdzie w imię idei wolności może wyjść i za chwilę skończyć pod kołami albo w zębach psa. Zrozum, dla (normalnych) fundacji kot pod ich opieką nie jest liczbą w statystykach. Nie chodzi o to, żeby sierścia wykopać gdziekolwiek, tylko znaleźć odpowiedzialny dom.

Odpowiedz
avatar Eander
2 14

@aegerita: I naprawdę uważasz, że dachowiec który wychował się praktycznie na ulicy (bo bardzo często o takich kotach mówimy), będzie dobrze czuł się zamknięty w czterech ścianach i nie będzie umiał sobie poradzić wychodząc?

Odpowiedz
avatar kajcia
5 7

@Eander: dokladnie. Wlasnie o to mi chodzi. Przeciez najwazniejsze jest to ze sie o tego zwierzaka dba i traktuje jak czlonka rodziny. Paradoksalnie moja kotka tez jest z fundacji. Z tym ze byla akurat u "normalniejszej" opiekunki. Przez ostatni rok widzac jakie warunki ma kotka, starala sie wcisnac mi jeszcze jednego kota, ale wtedy nie chcialam, a teraz stracilam z nia kontakt.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 sierpnia 2018 o 6:56

avatar Habiel
3 9

@Eander: Mój dachowiec, wywalony przez ludzi w wieku około 2,5 msc, który poczuł dar wolności, nie chce wystawić głowy za drzwi. Czy to na smyczy, czy w transporterze. Była kotem wolnym, teraz ma dom i o dworze w ogóle nie myśli. Nie mówiąc już o tym, że fundacje ratują koty,które w schronisku z miejsca by uśpiono, bo się nie opłaca. Tu ludzie poświęcają czas, pieniądze, aby zwierzę przeżyło. I też nie chcą oddać do domu, gdzie będzie narażona na niebezpieczeństwo. Wystarczy jednak trochę dobrej woli i osiatkować ogródek, albo jego fragment (taras, czy inne miejsce, gdzie kot miałby dostęp) i problem byłby rozwiązany.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 6

@Eander: może zacznij udzielać się w takich fundacjach, to pogadamy.@aegita ma całkowitą rację. Koty, które trafiają do fundacji to nie "dachowce" tylko koty wychodzące, które się zgubiły. Te "dachowce" to tz. koty wolno żyjące. Całkowicie zdziczałe. Te faktycznie są w stanie poradzić sobie same. Najczęściej poprzez grzebanie w śmietnikach (nie - one nie polują - wyjadają resztki). Kot domowy w takich resztkach najczęściej pożywienia nie widzi.

Odpowiedz
avatar aegerita
2 6

@Eander: Primo: dachowce wychowane na ulicy prawie nigdy nie trafiają do adopcji jako koty domowe. Chyba że są chore/niepełnosprawne i jako takie średnio zdolne do poradzenia sobie na ulicy. Secundo: A kto mówi o zamknięciu w czterech ścianach? Przecież można z kotem wyjść, coby poniuchał sobie kwiatki i zeżarł trochę trawy, jeśli lubi. Jedna z moich czterech lubi, więc z nią wychodzę. Tertio: te wolne dachowce radzą sobie na ulicy - a że średnio radzą sobie o połowę krócej niż koty domowe, to już nie ma znaczenia?

Odpowiedz
avatar aegerita
3 5

@kajcia: Być może inaczej rozumiemy dbanie o zwierzaka. Traktowanie kota jak członka rodziny, miłość, pieszczoty - to są bardzo ważne rzeczy, ale nie jedyne istotne czynniki. Dla mnie opiekun powinien dbać również o bezpieczeństwo, zdrowie, odpowiednie żywienie itp. Nie wydałabym kota osobie, która by się rozpływała w uczuciach do zwierzaka, ale jednocześnie karmiła go najtańszym syfem z biedronki albo makaronem z resztkami. Oczywiście nie wydałabym go też komuś, kto koty karmi najlepszą wołowiną, ale poza tym ma w nosie, bo to tylko zwierzę. Widzę, że podchodzisz do tematu bardzo emocjonalnie. Wierzę, że chcesz dla swojej kotki jak najlepiej, i nie krytykuję Twoich decyzji odnośnie jej bezpieczeństwa. Ale zrozum, że nie każdy opiekun uzna te warunki za odpowiednie dla tego konkretnego kota. I to nie znaczy, że jest "nienormalny"... Paradoks polega na tym, że w czasie, gdy napisałaś historię, mogłabyś bez problemu dopełnić procedury adopcyjnej w dowolnym schronisku. Ty byś miała drugiego kota, a bezdomny kot miałby bez porównania lepiej niż w klatce.

Odpowiedz
avatar kajcia
-1 3

@aegerita: W czasie kiedy pisalam hostorie, jedzie juz do mnie kilkuletki kot porzucony na ulicy. Kobieta (rowniez z fundacji, ale nie w naszym rejonie) uciesyzla sie ze kot trafi do domu wychodzacego, bo tego nauczyl sie w domu tymczasowym. Takze da sie, ale nie tutaj.

Odpowiedz
avatar aegerita
1 3

@kajcia: To o czym w ogóle jest historia? Zdecydowałaś, że swoje koty będziesz wypuszczać bez kontroli, nie wiedząc, gdzie są, co robią i czy wrócą. Znalazłaś tymczasowego opiekuna, który zgodził się wydać kota do takich warunków. Więc na czym polega piekielność? Na tym, że ktoś śmie mieć inne zdanie od Twojego i jednak nie chce wydać kota do potencjalnie niebezpiecznego domu? Czy na tym, że jesteś zamknięta na wszelkie argumenty, odpowiadasz tylko na to, co Ci pasuje, a niewygodne fakty i pytania przemilczasz?

Odpowiedz
avatar kierofca
-2 8

Mam do wydania młodego kota, podrzucony zimą, na wsi żyje, jest nie wchodzący bo kotów w domu nie toleruję. Łasi się, myszy je, jest czarny i nazwałem go Samozło. Chcesz ? Do Krakowa mogę podrzucić. Wykastrowany.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 sierpnia 2018 o 8:28

avatar konto usunięte
-2 10

Twierdzisz, że piekielnością są fundacje, które chcą mieć pewność, że zwierze trafi do odpowiedzialnej osoby? Przemyśl to. 90% kotów w fundacjach, to koty "wychodzące".

Odpowiedz
avatar tatapsychopata
6 12

Mam w tej chwili cztery koty. Trzy moje od maleńkości hodowane, czwarty właśnie taki fundacyjny adopcyjny. Ten czwarty, nazwijmy go roboczo "Miastowy", trafił do nas po dwóch latach od adopcji. Córka wzięła go właśnie z jakiejś fundacji czy czegoś takiego, kot był trochę po przejściach, trzeba było go oswoić itd. Dwa lata mieszkał z córką w bloku. Nie były to łatwe lata. Miastowy miał odpały. Gryzł, sikał, drapał, robił wszystko co robi stuknięty kot. I złożyło się tak że córka musiała wyjechać na dwa tygodnie i nie było chętnych na opiekę nad tym popaprańcem. I tak trafił do nas, do domu z ogrodem i do trzech kumpli. A no i do psa. Miesiąc siedział tylko w domu. Oswajaliśmy go z kolegami. Potem zaczęły się spacery na smyczy. Potem smycz ciągnęła się za kotem. W końcu poszedł sam. Mijają teraz dwa lata, kot jest zupełnie inny. Córka twierdzi że wymieniliśmy mu mózg. Nie drapie, nie gryzie, załatwia się gdzieś na podwórku, kumpluje się z psem i innymi kotami, nie wychodzi poza ogrodzenie. Do domu niechętnie, no na żarełko to wejdzie i jak zimno to też. Ale jak mu dobrze, albo ma fazę na zabawę to nie. Jego przemianę widać było doskonale, kot wypuszczony z ciasnoty na swobodę, mimo że dzieli ją z innymi, odzyskał czy może zyskał bo nie miał wcześniej, taki koci spokój, swobodę życia. Jak zechce pobyć w domu to połazi, popatrzy co się zmieniło, pójdzie na fotel, pośpi i jak się mu znudzi stanie pod drzwiami i zażyczy sobie wypuszczenia. Dlatego te restrykcje, że kot tylko w domu i broń kocie na dwór uważam za nie do końca właściwe. A i nauczył się łapać myszy.

Odpowiedz
avatar kajcia
1 7

@tatapsychopata: ja od jednej pani z fundacji uslyszalam "i wie pani, kotu trzeba codziennie dawac swieze mieso. Bo inaczej bedzie myszy lapal". No bo kto to widzial zeby kot myszy lapal... Nasza tez sie nauczyla- ale dla sportu. Naszego sportu bo przynosi nam je zywe do zabawy i wpuszcza do domu :)

Odpowiedz
avatar nasturcja
0 4

@kajcia: żeby to były tylko myszy to nie byłoby problemu. Niestety są to również ptaki. Niestety również te pod ochroną

Odpowiedz
avatar tatapsychopata
2 4

@nasturcja: Nie wiem, może moje koty są tak wypasione że to co przynoszą jest czynne. Myszy, ptaki, jaszczurki. Mysz to szkodnik, więc tego im nie odbieramy, niech się bawią. Często zabawa jest krótka i zmęczoną mysz trzeba wynieść daleko, żeby nie wróciła. Ptaki odbieram natychmiast. Rzadko zdarza się że jest za późno, przeważnie ptaszek jest przestraszony i grzecznie siedzi w dłoni aż zrobię mu zdjęcia, a potem wypuszczam. Ale trzeba zdać sobie sprawę że każdy kot mieszkający na podwórku poluje. I człowiek nie ma pojęcia ile on potrafi upolować. To widać jedynie przy karmieniu, jak ochoczo biegną do michy. Polowanie udane to kroczą dostojnie, no idę, zara, nie pali się. Polowanie nieudane to galop, który pierwszy. I nie ma co walczyć z tym, kot jest po to żeby myszy łapał, bo jak Niemcy wysterylizowali sobie wszystkie koty to po kilku latach mieli dramat, plaga myszy. I od nas ściągali. A ostatnio któryś łapie szczury. To uczciwie zagryza i zostawia na trawniku. Z pięć już było. Jak nigdy. I co? nie jest to pożyteczne?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 3

@tatapsychopata: Moje bestie lubują się w kretach, za co im bardzo wdzięczna jestem. Zdecydowanie zgadzam się ze stwierdzeniem, że koty w zamknięciu głupieją. Znam parę takich przypadków, z czego jeden jest krytyczny. Kocham wszystkie koty, z wyjątkiem tego jednego popaprańca, któremu naprawdę mam ochotę zdrobić krzywdę. Wchodzisz do mieszkania znajomych, a ten psychopata wyskakuje zza rogu i napie***la ludzi zębami i pazurami po nogach. Bez powodu. Znajomi go po prostu zamykają w pokoju na czas wizyt, bo niejednej osobie już upiększył ciało. A zza drzwi słychać warczenie. U mnie na wsi nie było nigdy takiego przypadku - jeśli któryś sierść nie lubi ludzi, to nie ma zamiaru z nimi dyskutować i po prostu sobie idzie w swoją stronę. Albo ucieka. Ale atak? Moim zdaniem bania zryta właśnie przez zakmnięcie.

Odpowiedz
avatar tatapsychopata
1 1

@Candela: Masz rację z tym zgryźliwcem, przez zamknięcie mu się poprzestawiało jak nic. Krety też, zapomniałem, fakt że dawno już żadnego nie było. Ciekawe czemu...

Odpowiedz
avatar bazienka
2 2

poszukaj po lokalnych spotted np., czesto sa ogloszenia o oddaniu kociat albo z jakims sasiadem sie ugadaj rozpusc wici na fejsie czy ktos w okolicy nie ma kociaka do oddania albo kup rasowego, im wszystko jedno ;p

Odpowiedz
avatar misiak1983
-2 2

Po chv# szukasz mi kota, skoro cię o to nie prosiłem? Minus bez czytania dalej po pierwszym zdaniu.

Odpowiedz
Udostępnij