Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Temat rodziny jest wszystkim dobrze znany i nie zanosi się na to,…

Temat rodziny jest wszystkim dobrze znany i nie zanosi się na to, żeby ucichł. Ja też stwierdziłam, że dodam coś od siebie. A bo dlaczego by nie.

Jestem na tę chwilę w 15. tygodniu ciąży, czyli jest to dla mnie okres, który większość ciężarnych nazywa tym "najfajniejszym". O tym, jak źle znosiłam pierwszy trymestr, wiedzieli wszyscy. Rodzice, znajomi, sąsiedzi, współpracownicy, współpracownicy męża, a nawet kasjerzy w okolicznym sklepie. Mdłości, wymioty, zaparcia, zmęczenie - na fali upałów dawało mi się to dość mocno we znaki. Przez tych kilka tygodni byłam jak wyjęta z życia. Wracałam do domu po ciężkim dniu pracy, coś ciepłego do jedzenia, chwila odpoczynku, a następnie oddawałam się w objęcia Morfeusza (a była to dopiero godzina 18).

Ważnym aspektem jest to, że klimatyzacji w domu nie ma, a wiatraków używać nie cierpię. Skutkowało to tym, że moje pierwsze godziny snu odbywały się w salonie na kanapie, ponieważ w sypialni panował straszny zaduch (dwupiętrowa kamienica, my na drugim, a pod nami minirestauracyjka, której wszelkie rury idą pod naszą sypialnią). Drugim ważnym aspektem jest to, że nasze mieszkanie jest strasznie malutkie. Salon połączony z kuchnią i wejściem (meble zajmują jakieś 70%, postawienie większego pudła/walizki/czegokolwiek zmniejsza przestrzeń jeszcze bardziej).

Teraz historia właściwa.

Jesteśmy oddaleni od naszej rodziny o jakieś 400 km. W tym samym mieście mieszka tylko moja siostra ze swoim chłopakiem (niech będzie Kasia i Tomek).

Pewnego dnia dzwoni telefon. Bo Kasia pokłóciła się z Tomkiem, wyprowadza się, już spakowana, stoi pod mieszkaniem, potrzebuje gdzieś się zadomowić na dwa tygodnie. Będzie mi pomagać, sprzątać, gotować obiady, ma swoją pościel, byle tylko użyczyć jej kawałka podłogi. Niestety, ale odmówiłam. No musiałam. Ani nie ma miejsca, ani nie chcę, żeby ktokolwiek kręcił się po mieszkaniu, jak chcę odpocząć, ani nie mam ochoty znosić jej 24/7 (ma dziewczyna niestety ciężki charakterek). Ale ona ma mało rzeczy, zmieści się, zostawi rzeczy na korytarzyku i nikt nie zauważy. Tak, nikt nie zauważy 4 wielkich walizek z ubraniami (o ile nie więcej - wiem, bo kilka miesięcy wcześniej pomagaliśmy jej się wprowadzić do Tomka). Kilka lat wstecz dzieliłam z nią mieszkanie i wiem, jaki potrafi zrobić syf i obarczyć mnie sprzątaniem tego. No sytuacja mi nie pozwoliła i odmówiłam. Wielka drama, foch, telefony do rodziców. Ale przynajmniej trzy tygodnie spokoju.

No właśnie, trzy tygodnie. Mąż mój wraca z pracy w godzinach 21/22 i zazwyczaj budzi mnie, aby spędzić trochę czasu i dodać otuchy w ciężkich chwilach. Jednej nocy obudził mnie hałas upadającego ciała na podłogę. Mąż wrócił z pracy, ale nie sam. Spod jego ramienia osunęła się na podłogę pijana w sztok Kasia. Znalazł ją w takim stanie pod drzwiami naszego mieszkania. Jej bezwładne ciało zostało rzucone na kanapę, miska podstawiona, a my ewakuowani do sypialni.

Widok, jaki czekał na mnie rano jest ciężki (i obrzydliwy) do opisania. Takiej ilości rzygów nie widział chyba nikt z was. Toaleta (a raczej dookoła), prysznic, umywalka w stanie opłakanym. Kanapa, fotel, stolik, dywan, a nawet smacznie śpiąca Kasia - obrzygane z każdej możliwej strony. Jedynie z tego wszystkiego ta miska się uchroniła (serio, była czysta jak łza). Smród, rozrzucone rzeczy ze stolika i wytaplane w tej brei, bochenek chleba rozrzucony niemal po całym pokoju... Jako kobieta o bardzo słabych nerwach i żołądku uciekłam. Po prostu zwiałam ze swojego mieszkania.

Już zaczęłam się uspokajać po burzliwych porannych przeżyciach, kiedy to nagle zadzwonił mąż. Bo Kasia wparowała do niego o 9 (a budzi się zaraz po 9, na 10 do pracy), wyrwała go ze snu i kazała wieźć się do pracy. Po zobaczeniu całego burdelu, luby także ewakuował się z mieszkania i nakazał Kasi posprzątać swoje pozostałości.

Niestety, Kasia jak to Kasia, ona sprzątać nie lubi. Więc wszystko, co po sobie zostawiła, czekało na mój powrót z pracy. Ciepło powodowało, że zapachy dało się wyczuwać już przed drzwiami. Ot, taki miły i spokojny dzień.

Wynieśliśmy się z mieszkania na dwa tygodnie (spędziliśmy ten czas w hotelu), ekipa sprzątająca (przepraszam was) uwinęła się ze swoim zadaniem doskonale. A Kasia nie rozumie dlaczego dostała fakturę z firmy sprzątającej i hotelu oraz dlaczego po dziś dzień się do niej nie odzywam.

rodzina

by ~heretyczka
Dodaj nowy komentarz
avatar wolly
6 12

Dwa tygodnie na sprzątniecie tak małego mieszkania? Coś tu nie pasuje. Dobra ekipa sprzątająca uwinęła by się w dwa DNI. Chyba,że kuzyneczka pochorowała się ostro na ściany i trzeba było malować.

Odpowiedz
avatar livanir
16 18

@wolly: Autorka była w ciąży. Każda ciężarna jaką znam, ma w czasie ciąży wyostrzony węch. Zapach mógł tak osiąść na np. meblach, ze autorka o słabym żołądku, mogła kiepsko to znosić.

Odpowiedz
avatar Koralik
13 15

@wolly: Ja i bez ciąży mam mocny węch i do tego łatwo spowodować u mnie mdłości - tak więc absolutnie nie dziwi mnie ewakuacja na dwa tygodnie, żeby wszystko dobrze wywietrzało.

Odpowiedz
avatar wolly
8 8

@wolly: Wiem, że węch się wyostrza, całe dwie ciąże (nie tylko na początku) się z tym męczyłam, rozumiem, że zapach może być wyczuwalny. Wydaje mi się jednak, że autorka trochę przesadza. Dobra ekipa sprzątająca nie tylko perfekcyjnie sprząta, ale też potrafi radzić sobie z nieprzyjemnymi zapachami. Często potrafi poradzić sobie bez używania ciężkiej chemii.

Odpowiedz
avatar jasiobe
1 3

@wolly: Smród rzygowin jest dość... hmm... specyficzny, a jeśli delikwent/ka pali tytoń w mieszkaniu, to już całkiem makabreska. Parę miesięcy temu widziałem pokój po przychlaście, który pił, palił, jadł i ( dosłownie ) robił pod siebie w pokoju. Trzeba było robić remont - malowanie + wymiana wykładziny. Taki był smród.

Odpowiedz
avatar jonaszewski
3 3

@wolly: Hmm... Dzieci jak to dzieci, zdarza im się w aucie puścić pawia. Foteliki wyprane, wyczyszczone w zakamarkach patyczkami do uszu, śmierdzą jeszcze pół roku później. Lekko, bo lekko, ale aromacik jest wyczuwalny. Wniknęło. W piankę, w materiał, w pasy. I nic nie poradzisz. Ja się nie dziwię, że autorka uciekła, jeśli całe mieszkanie, z kanapą włącznie, jej obrzygano... Chyba bym meble powymieniał.

Odpowiedz
avatar riolathe
3 3

@wolly: jestem w 30 tygodniu ciąży. Ponad miesiąc temu (przed upałami na szczęście) żul wbił nam się na klatkę schodową i zrobił pełen serwis każdym końcem ciała, a ja ciągle jestem w stanie to wyczuć. Do naszego serwisu sprzątającego nie mam zastrzeżeń, plam nie ma, nikt poza mną nic nie czuje więc tylko mam szczęście bo mnie ten smród nie rusza. Wniosek: wierzę autorce.

Odpowiedz
avatar iks
9 13

@Vampi: Jakby wąpierze były naturalnie występującymi istotami ;)

Odpowiedz
avatar Moby04
2 2

A ja pojąć nie mogę jaki wpływ na całą historię miał opis wielkości mieszkania, restauracyjki piętro niżej i zwyczajów sypialniano-pokojowych autorki... no serio: nie rozumiem.

Odpowiedz
avatar PsychoPatka11
2 2

@Moby04: Opis wielkości mieszkania był po to, żeby usprawiedliwić niechęć do przyjęcia siostry pod swój dach, wzmianka o restauracyjce: wymiociny+ duchota w mieszkaniu- wiadomo czym się kończą. Jedynie fragment o sypianiu w salonie był zbędny. Tak wnioskuję :)

Odpowiedz
avatar Moby04
0 0

@PsychoPatka11: Wystarczyłoby "Mieszkanie jest ciasne a siostra i tak już nieraz pokazała ciężki charakterek" - informacja o niechęci autorki do wentylatorów wiele nie wniosła :P

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 sierpnia 2018 o 17:08

avatar BUS
0 0

Mocna historia, dobrze, że zapachy nie przenoszą się przez tekst.

Odpowiedz
Udostępnij