Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Będzie o polskiej służbie zdrowia. Mój tata ma ciężko chore serce. Na…

Będzie o polskiej służbie zdrowia.

Mój tata ma ciężko chore serce. Na chwilę obecną jest ono w 80% niewydolne, aczkolwiek nie kwalifikuje się jeszcze do przeszczepu. Od kilku lat ma wszczepiony kardiowerter.

W marcu trafił na kardiologię po tym, jak kardiowerter rozpoczął defibrylację. Tata był przytomny, ale dostał tak mocne strzały w serce, że praktycznie nim rzucało. Mama zadzwoniła po pogotowie, zabrali go do szpitala. Lekarze byli zieloni jak szczypiorek na wiosnę i stwierdzili, że przyczyną tego jest silny kaszel, który wynikał z zapalenia oskrzeli, na które tata wtedy się leczył. Sytuacja się uspokoiła, tata wrócił do domu.

Po kilku miesiącach znowu to się powtórzyło. Wylądował w tym samym szpitalu, tym razem postawili na niedobór potasu w organizmie. Wypisali go po kilku dniach, następnego z rana znowu było u nas pogotowie. Sytuacja była na tyle poważna, że tym razem zdecydowali się podać tacie leki nasenne i unormować sytuację defibrylatorem, a gdy wszystko się uspokoiło, przewieźli go do szpitala w Kielcach. Nadmienię jeszcze, że planowali mu zrobić koronografię serca, na którą miał być specjalnie sprowadzony z Kielc lekarz, gdyż oni nie potrafili jej przeprowadzić.

W Kielcach było wielkie zdziwienie - przecież to są częstoskurcze, dlaczego nikt nie zrobił ablacji? My oczy jak pińć złotych - a co to jest?

Dla niewtajemniczonych: zabieg, który polega na celowym uszkodzeniu tego fragmentu serca, na którym pojawiają się częstoskurcze - przynajmniej tak to zrozumieliśmy z licznych odwiedzin na Wikipedii i fachowych informacji od lekarzy, których normalna osoba nie jest w stanie zrozumieć.

Ablacja została przeprowadzona, trwała ok. 5h, podobnież się udała, aczkolwiek lekarz zaznaczył, że nie można być w 100% pewnym. Gdy tata wybudził się po zabiegu, pielęgniarka zagadała go: "i co, zabieg się nie udał, prawda?". Tata zdziwiony, no jak to, jak został poinformowany, że się udało? Pielęgniarka zrobiła zdziwiona minę i błyskawicznie się ulotniła. Tata stwierdził, że po prostu była niedoinformowana i tak myśleliśmy. Do czasu...

Po 3-4 dniach tata wrócił do domu, wszyscy się trochę uspokoiliśmy, aczkolwiek on brał dodatkowo leki na uspokojenie, ponieważ zwyczajnie się bał, że to wszystko się powtórzy. Minął niecały tydzień i obawy się potwierdziły.

Tym razem trafił na lekarza, który również chciał uspokoić sytuację za pomocą defibrylatora, ale był tym bardziej zdenerwowany od pacjenta. Gdy z mamą chciałyśmy poprosić o przewiezienie taty do Krakowa do specjalisty, ten sam lekarz nawet nas nie wysłuchał. Najpierw czekałyśmy, aż skończy prywatną rozmowę przez telefon, a potem stwierdził, że on to ma jednak pacjenta w stanie zagrożenia życia (co nam bardzo dosadnie powiedział) i on nie ma na to czasu. Wszedł na salę intensywnej terapii do taty i zamknął nam drzwi przed nosem, zanim zdążyłyśmy coś powiedzieć.

Cała sytuacja skończyła się na tym, że jutro postanowią, gdzie tatę przenieść i jak dalej leczyć.
Nie wiem, kto tu jest piekielny. Ja, bo skarżę się na lekarzy, którzy mimo wszystko ratują mu życie? Lekarze z naszej miejscowości, bo błądzą, nie wiedzą nic, nie potrafią rozmawiać z pacjentem i jego rodziną? Czy może lekarz z Kielc, który wiedział, że ablacja się nie udała, a mimo to wypisał pacjenta do domu i nakłamał jemu i rodzinie, że wszystko jest ok?

Oceńcie sami.

by ~Nickzlitericyfr1
Dodaj nowy komentarz
avatar BlackAndYellow
3 11

W mojej opinii - lekarze. Tutaj zawód lekarza zdobyli na farcie i po znajomościach, albo też czekali od was na kopertę i wtedy by podziałali jak się należy, a jak nie ma - to coś tam porobią abyście widzieli, że im "zależy"

Odpowiedz
avatar Armagedon
6 22

Niestety, tak się składa, że w obecnym "systemie" PRZYNAJMNIEJ 80% białych fartuchów to konowały. Pozostali, w mniejszym, lub większym stopniu, zasługują na miano lekarzy. Żeby trafiać na tych drugich trzeba mieć olbrzymiego farta. Sytuacja taka nie wzięła się znikąd, ale zbyt rozległy to temat, by go tutaj próbować omówić, choćby częściowo. Powiem jednak, że obecnie sytuacja w lecznictwie jest dramatyczna. Kiedyś, dawno temu, krążyło wśród pacjentów nieco złośliwe powiedzonko... "mimo usilnych starań lekarzy - pacjent przeżył". Powiedzonko sarkastyczne, kabaretowe i nie do końca sprawiedliwe - dziś nabiera całkiem dosłownego znaczenia. Bo często jest tak, że pacjent chroni swoje życie NIE IDĄC do lekarza, ponieważ nigdy nie wiadomo, czym pan doktór gotów mu zaszkodzić? Jednakże - równie często - bywa, że chory, po prostu, nie ma już wyboru i MUSI zdać się na losowo wybranego medyka. I tu się zaczyna "ruska ruletka". Albo masz szczęście, albo go nie masz. Jedziesz na SOR z zawałem - mogą cię uznać za zdrowego i pogonić do domu, mogą nie rozpoznać złamania kończyny, "ostrego" wyrostka, objawów kamicy żółciowej, sepsy, zapalenia otrzewnej, zatorowości płucnej, udaru, obcego ciała w oskrzelu, zapalenia płuc... Mogą ci usunąć zdrową nerkę zamiast chorej, zamiast nerki wyciąć śledzionę, podwiązać moczowód zamiast jajowodu, przebić przełyk podczas gastroskopii, przeciąć laserem tętnicę szyjną... Ostatnią "rzeczą", która dziś interesuje konowała jest pacjent. Na pierwszym miejscu jest kasa, na drugim - kasa, na trzecim warunki pracy i możliwość zatrudnienia w kilku miejscach (prywatnie), czyli - w sumie - też kasa... Na czwartym miejscu są PROCEDURY. Wymyślane po to, by chronić dupę konowałom. Potem jest długo, długo nic, a na samym końcu, gdzieś tam, widnieje we mgle pacjent. On i jego zdrowie gówno konowała obchodzą. Liczy się o tyle, o ile można na nim zarobić. "Każdy lekarzyk ma swój cmentarzyk". Cytat. Nikomu to snu z powiek nie spędza. I na tym głównie polega degrengolada obecnego lecznictwa. Śmiem twierdzić - nie tylko w Polsce.

Odpowiedz
avatar Zunrin
-1 11

@Armagedon: Amen. Polać jej, bo dobrze prawi.

Odpowiedz
avatar ern
1 9

@Armagedon: zdążyłem skończyć studia, zrobić pół specjalizacji, a ty nadal tworzysz te swoje wysrywy o konowałach na piekielnych. Ktoś musiał cię bardzo, bardzo skrzywdzić. Niesamowicie współczuję.

Odpowiedz
avatar ern
-2 8

@Fahren: Nie muszę być reinkarnacją Religi żeby widzieć, że ona wypisuje od lat te same pierdoły i bzdury które pamiętam jeszcze z czasów jak się uczyłem do kolokwiów i czasem tutaj wpadałem. Chciwe konowały nic nie potrafio a tylko kco piniendzy. Tak bardzo chcą pieniędzy, że pracują w publicznych placówkach za 4k zł brutto. Ostatnią "rzeczą", która dziś interesuje konowała jest pacjent. Na pierwszym miejscu jest kasa, na drugim - kasa, na trzecim warunki pracy i możliwość zatrudnienia w kilku miejscach (prywatnie), czyli - w sumie - też kasa... Tak bardzo chcą pieniędzy, że żrą się z ministrem zdrowia o to, żeby zarabiać 6500zł brutto pod warunkiem pracy w jednym miejscu. Rzeczywiście, kokosy i burżuazja. Ten kraj po prostu nie zasługuje na ochronę zdrowia - nastroje społeczne są okropne, a idiotów napędzanych dodatkowo przez idiotyczny rząd jest po prostu zbyt wielu.

Odpowiedz
avatar ern
0 8

@Fahren: A że koleżanka nie ma pojęcia o czym mówi i można w bardzo łatwy sposób wytłumaczyć chociażby na wymienionym przez nią zapaleniu wyrostka. Epidemiologia jest bardzo prosta - przeciętny ludzki samiec ma 8,6% szans na zapalenie wyrostka. Nie ma uniwersalnego testu który powie "o, to wyrostek". Diagnostyka to badanie przedmiotowe i podmiotowe, obrazówka to wyłącznie pomoc. I tutaj zaczynają się schody. Wyrostki mają najróżniejsze położenie anatomiczne, gdzie mogą dawać naprawdę najróżniejsze objawy. Nawet pakując pacjenta od razu w drzwiach SORu w tomograf istnieje 5% szans, że wyrostka się nie rozpozna bo zwyczajnie będzie niezmieniony obraz. Podobnie w USG. Ba, przyjęło się nawet, że rozpoznania fałszywie dodatnie w przypadku zapalenia wyrostka mogą wynosić az 20%, właśnie po to, żeby uniknąć tych "niestandardowych" zapaleń. Co nie zmienia faktu, że leczeniem jest leczenie operacyjne - pakując każdego pacjenta z bólem brzucha w prawym dolnym kwadrancie na stół otrzymałbyś zwyczajnie większą śmiertelność okołooperacyjną niż umiera w przypadku rozlania się wyrostka i nastepczej operacji przy pewnej diagnozie. I to jest wszystko ładnie policzone i potwierdzone. Podsumowując: najłatwiej się wypowiada jak typowy polak "hyhy, kto to panu tak spierdo*ił". Medycyna jest banalna jak się stoi z boku ze skrzyżowanymi rencyma i udaje fachowca mając zero merytoryki, trochę mniej jak się przerabia w skali roku 8000 pacjentów i przy każdym pada jakaś decyzja. Albo bazuje sie swoja wiedze na podstawie wiadomosci z Faktu i Super Expressu. Prawdopodobieństwo, że coś zrobisz nie tak w skali 20 lat pracy, gdzie przerabiasz 160 000 pacjentów jest całkiem spore, a lekarz to nie robot tylko zwykly czlowiek. Tymbardziej w polskich warunkach pracy, gdzie nie ma żadnych standardów jakości, bo zwyczajnie brakuje pieniędzy i personelu a w robocie sie siedzi nieraz po 48-72 godziny. Wierz mi, że komfort pracy w zagranicznym szpitalu a polskim to jest niebo a ziemia - współczuję kolegom w kraju którzy zostali i próbują za przeproszeniem rzezbic w gownie za te pieniadze i taka wdziecznosc spoleczenstwa. Konowalstwo i niekompetencja sie zdarzaja, ale w zadnym razie nie jest to skala wiekszosci. Potrafiac ocenic merytorycznie to co robili polscy koledzy to byly raczej jednostki. I to bardziej pod katem umiejetnosci interpersonalnych i kontaktu z pacjentem niz typowej merytoryki.

Odpowiedz
avatar szafa
1 5

@ern: A ja dodam tylko, że jeśli 80% polskich lekarzy to ponoć konowały, to ciekawe czemu ludzie z Anglii zjeżdżają do Polski się leczyć (i nie, nie z powodu mniejszych kosztów, z tegoż powodu, że w Anglii standardem leczenia wszystkiego dla wielu jest "Ma pani paracetamol i L4, przejdzie")

Odpowiedz
avatar lowipe
-2 4

@ern: Dlatego mteż medycyna to żadna nauka tylko szamanizm. Na jednego pacjenta 12 diagnoz od 12-tu lekarzy...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 3

@ern: panie kochany - na SORze nie rozpoznali u mnie skręcenia stawu skokowego 2 stopnia. Jak zerwałem (!) kilka mięśni w szyi za dzieciaka, to dopiero w 3 szpitalu postawiono diagnozę wcześniej twierdząc, że zwyczajnie udaję, choć płakałem z bólu nie mogąc utrzymać głowy. Też za dzieciaka leczono u mnie trądzik. Zawzięcie przez x lat przepisywano mi kolejne leki do łykania. Różne - w tym bardzo silne antybiotyki. W grę wchodziły też wszelkie smarowidła do twarzy - najczęściej robione na zlecenie. Zero poprawy poza tym, że prawie rozwalono mi żołądek i wątrobę. Co pomogło? Ultra podstawowa rzecz - dietoterapia. A trądzik był efektem źle pracującej wątroby nadmiernie obciążonej kolejnymi lekami. Pominę takie drobne niuanse jak to, że usłyszałem od pewnej lekarki, iż chrapanie to wymyślony problem, a coś takiego jak bezdech nocny nie istnieje. Kolejna zawzięcie leczyła u mnie bakteryjne zatrucie pokarmowe czarną herbatą zlewając kompletnie fakt, że od tygodnia leciało mi z tyłka z siłą wodospadu i żadne dostępne metody nie pomagały. Pomimo wielu zgłaszanych dolegliwości w okresie dojrzewania nie potrafili zdiagnozować u mnie scheuermanna twierdząc zawzięcie przez ~15 lat, że bóle stawów i krepitacje to "normalna sprawa i nie ma się czym przejmować" - wszak tracenie przytomności z bólu to norma i zawsze można przepisać silniejsze leki przeciwbólowe, które bez efektu łykałem jak draże, bo tak zalecił lekarz. Do dziś zmagam się z kilkoma poważnymi problemami wynikającymi z konsekwencji braku lub nieodpowiedniego leczenia. Żonie tak guza wycinali, że wycięli cały jajnik, o czym "zapomnieli" ją poinformować w ogóle. U chrzestnego nie rozpoznali raka. Uparcie leczyli go na chrypkę i anginę. Na biopsję zdecydowano się dopiero po kilku miesiącach! Okazało się, że to rak. Zmarł po kilku kolejnych miesiącach, a leczenia nigdy nie podjęto. Mój teść śmiało może mówić o cudzie. Na SORze przeleżał 11h z rozwarstwieniem aorty zanim zdecydowali się go zoperować mimo, że wiedzieli co mu dolega. Oczywiście popsuli operację - zrobili ją nieumiejętnie i generalnie źle. Stent się nie rozprężył i zsunął, a w dodatku doprowadzili do powstania tętniaka. Na kolejną operację musieli ściągać chirurga z Niemiec, żeby poprawił stent. Czeka go jeszcze jedna operacja - usunięcie tętniaka (i nie, nie jest masakrycznie wielki - ma minimalne wymiary kwalifikujące do operacji, pacjent stabilny, wyniki w normie, bez żadnych epizodów). Ale nikt nie chce się tego podjąć, bo jest duża szansa, że kolejna tomografia z kontrastem rozwali mu nerkę, która po drugiej operacji ledwo podjęła pracę. No i mój kwiatek - u siostry zdiagnozowali raka. Mięśniaka. Chcieli jej pół prostownika grzbietu wyciąć. Oczywiście była i jest zdrowa. Jak to zwykle bywa u dzieci/młodzieży uprawiającej sport semizawodowo w okresie rozwoju - mięśnie rozwijały się nierównomiernie i to wszystko. Ale tak - polska medycyna to super pro, bo taka dobra. A na konferencjach naukowych daje się nagrody za prace o suplementach, napisane na podstawie wikipedii i anonimowych opiniach ze sklepów internetowych. Byłem - widziałem. Do tej pory nie mogę uwierzyć. Z moich osobistych kontaktów z ochroną zdrowia (prywatnych i zawodowych) uważam, że Armagedon przesadza. Jest więc jak 80% konowałów - zwykłych ćwierć mózgów, co przez studia prześlizgnęli się na ściągach i szczęściu.

Odpowiedz
avatar Shi
-1 1

@Lobo86: współczuję pecha, patrząc na to "zestawienie". Jak w każdym zawodzie i u lekarzy są porządni i konowały. Lekarze to też ludzie - mogą się mylić i niektórzy mogą być idiotami, ale to nie powód, by wrzucać wszystkich, do jednego wora, prawda? Sama przygodę z lekarzami rozpoczęłam "z przytupem" zanim się urodziłam, a potem napięcie tylko rosło. Spotkałam na swojej drodze paru konowałów, przez jednego jestem praktycznie kaleką, a przez drugiego nie mam 1/4 zębów, ale nadal uważam, że wrzucanie wszystkich do jednego wora to złe zachowanie. Spotkałam też na swojej drodze wielu lekarzy z sercem do pracy. Po prostu złoci ludzie, np. lekarka która zostawała, dosłownie, do ostatniego pacjenta, czyli nawet do 23, a przyjmowała popołudniami, by ludzie nie musieli brać wolnego do specjalisty. Nie, nie wstawała o 14 by o 16 zacząć przyjmować, tylko przejeżdżała 100 km z dyżuru w szpitalu (poranna zmiana) by leczyć ludzi i naprawdę dobrze wykonuje swoją robotę do dzisiaj (za co ją podziwiam). To jeden przykład z wielu. Jeśli chodzi o nowotwór... wcale nie tak łatwo go rozpoznać, jak pokazują w "na dobre i na złe" czy "dr. house". W dodatku skoro go nie leczyli to widocznie dlatego, że to nie miało sensu. Rak nie musi zabijać przez lata i to, że są przypadki, że komuś dawano 3 miesiące, a żyje już 30 lat od diagnozy nie znaczy, że każdy przypadek taki jest. Z własnego "podwórka" - krewny zawsze zdrowy, nagle wykryto raka jelita i mimo leczenia zmarł po pół roku. Tak, tak szybko rozwinął się nowotwór, bo biopsja i te same badania 2 tygodnie przed diagnozą były w jak najlepszym porządku (badania z powodu wieku i zachorowań na raka w rodzinie). Co do wycinania jajnika - nie było o tym w wypisie? Pozwać szpital. Było? No to wina pacjenta, że nie czyta informacji o swoim stanie zdrowia, którą dostaje jasno rozpisaną na piśmie. Wydaje mi się, że ludzie powyżej 5 r.ż., szczególnie dorośli, powinni potrafić czytać i nie trzeba im wszystkiego tłumaczyć słownie, w 4 oczy, jakby byli upośledzeni w stopniu niezwykle ciężkim. Z moich osobistych kontaktów z ochroną zdrowia (prywatnych i zawodowych) wynika, że konowałów jest zaledwie max 20%, a większość pomyłek wynika ze zwykłego przemęczenia i przepracowania lekarzy przyjmujących na NFZ. Praca przez 48 godzin z krótkimi przerwami na kawę to nie niezwykłe wydarzenie dla lekarza, a przykra codzienność. Większość z tych ludzi poświęca własne życie i zdrowie dla innych, w dodatku prawie za darmo, więc należy im się szacunek, a nie objeżdżanie z góry na dół na "dzień dobry". Jak trafisz na prawdziwego konowała to czemu nic z tym nie zrobisz? Czemu, mając dokumentację, dowody, go nie pozwiesz? Świadomie przyczyniasz się do obecnego stanu rzeczy, a psioczysz na innych. A może dlatego tego nie robisz, bo zwyczajnie wiesz, że nie masz racji?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@Shi: "Jak w każdym zawodzie i u lekarzy są porządni i konowały. Lekarze to też ludzie - mogą się mylić i niektórzy mogą być idiotami, ale to nie powód, by wrzucać wszystkich, do jednego wora, prawda? " To może inaczej. NIK skontrolował 25 oddziałów położniczych i przeanalizował ponad 60 tysięcy porodów na nich. W żadnym wypadku nie zostały dotrzymane standardy opieki okołoporodowej. Naprawdę chcesz z tym polemizować? Ten raport jest dostępny w internecie. Gówno mnie obchodzi z jakiego powodu lekarze popełniają błędy. Jakoś nie protestują o niedoinwestowanie, nie protestują o przestarzałe procedury, a tylko płaczą o większe pieniądze. Ba - oni sami tworzą ten system, ale to trzeba wiedzieć, aby o tym mówić. Wiesz czemu lekarze tyle pracują? Bo brakuje specjalistów. A wiesz czemu brakuje specjalistów? Bo to Ministerstwo Zdrowia ustala na podstawie rekomendacji Naczelnej Izby Lekarskiej limity studentów na kierunkach lekarskich. I koło się zamyka, bo lekarze ustalają, że będzie mało lekarzy, aby mieć argument w walce o pieniądze dla siebie i elitarność swojego zawodu. Bo przy braku lekarzy to oni uniemożliwiają zwiększenie nakładów na lecznictwo. Po prostu nie da się stworzyć szpitala czy przychodni jak nie masz na rynku pracy lekarzy, których można by zatrudnić. "Jeśli chodzi o nowotwór... wcale nie tak łatwo go rozpoznać, jak pokazują w "na dobre i na złe" czy "dr. house" Utrzymująca się miesiącami chrypa i ból gardła, na które nie działają żadne leki i antybiotyki to powód do wzruszenia ramionami z tekstem "no trudno"? Zasadniczo po 2-3 niedziałającym antybiotyku powinno się zrobić wymaz. Wynik negatywny - biopsja. Maksymalny czas to kilka tygodni. "Co do wycinania jajnika - nie było o tym w wypisie?" Tak...kilka niewyraźnych słów po łacinie i z tekstem lekarza "wycięliśmy guza, jest wszystko ok". Powodzenia. "Jak trafisz na prawdziwego konowała to czemu nic z tym nie zrobisz? Czemu, mając dokumentację, dowody, go nie pozwiesz?" A kto powiedział, że nic nie robię? A z tym pozwem to wiesz jak to wygląda? Bo ja tak - akurat koleżanka z pracy przerabiała, bo przez źle zlecony lek (zły lek, dawka z kosmosu) jej mąż dostał wytrzeszczu i prawie całkowicie oślepł. Lekarze powiedzieli jej wprost - albo będzie leczony poza wszelką kolejnością, albo będą się procesować latami, a w tym czasie jej mąż będzie czekać.....

Odpowiedz
avatar Shi
-1 1

@Lobo86: to, że położnictwo to specjalizacja cechująca się najgorszymi lekarzami oraz pielęgniarkami ze wszystkich to żadna nowość. Jednak nadal - ginekolodzy, położnicy to nie jest 80% lekarzy. Walczą o większe pieniądze, które im się należą jak psu buda... Porównaj sobie zarobki informatyków a lekarzy, a bez komputerów oraz internatu przeżyjemy tysiące lat. Dlaczego taki zawód, który nie wymaga więcej wiedzy jest bardziej opłacalny niż zawód ratujący życie setkom tysięcy osób dziennie? (bez obrazy dla kolegów po fachu - informatyków, jednak nawet siedząc w środowisku uważam, że zawód lekarza jest 1000 razy trudniejszy niż jakiegokolwiek informatyka) Utrzymująca się miesiącami chrypka i ból gardła na którą nie działają antybiotyki to również objaw wielu innych chorób, np. refluksu żołądkowo-przełykowego. Poza tym, czy chrzestny nie ma własnego rozumu by zmienić lekarza pierwszego kontaktu? Bo laryngolog spokojnie by mógł powiedzieć, że ból gardła nie jest powodowany infekcją, a normalny rodzinny przy pierwszej niepewności wypisałby skierowanie do specjalisty. Skoro ktoś go leczy i to nic nie daje to czemu nie zmieni lekarza? Dwa razy do roku jest to darmowe, a potem kosztuje to zawrotne kilkanaście złotych. Już wierzę w to, że w wypisie było "kilka niewyraźnych słów po łacinie". Bujać to my, ale nie nas. Za wiele razy byłam w szpitalu i wiem jak wygląda wypis ;) tak samo z SOR'u itp. Poza tym... masz wiedzę całego świata w swojej kieszeni - myślę, że nie było problemu by wpisać te parę słów po łacinie w Google. W dodatku, jeśli dla Ciebie treść na wypisie jest niewyraźna to polecam zainwestować w okulary. Każdy wypis musi być w systemie i jest drukowany od dziesiątek lat. Z piekielnymi sobie radzisz, więc z tekstem wydrukowanym też powinieneś. Sam teraz sugerujesz, że nic nie robisz usprawiedliwiając się historią "ktoś kiedyś powiedział". Niby z jakiej paki maż miałby czekać? To były tylko puste słowa. Jeden człowiek na świecie może go tylko leczyć? Nie? To nie musi na nic czekać w czasie procesu. Z lekarzami to jak z policjantami - ludzie psioczą na wszystkich, bo sami spotkali konowała albo "ktoś kiedyś powiedział". W dodatku w obu branżach ci partacze stanowią mały odsetek wszystkich przedstawicieli zawodu. Jednak o nich się najgłośniej mówi, a ludzie nie znają swoich praw, są głupi i dają się wkręcić bojąc się - "bo skąd ja mam wiedzieć co policjant może, a czego nie?", "bo skąd ja mam wiedzieć jak zmienić lekarza i czy to darmowe?". Ludzie boją się tych, co mają większą wiedzę, większą władzę i zamiast się doedukować i przestać bać to psioczą siedząc na dupach i nic z tym nie zrobią, bo w końcu to nie oni winni a ci wszyscy lekarze/policjanci/itp. Tak, tak najwygodniej.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 sierpnia 2018 o 4:56

avatar konto usunięte
0 2

@Shi: " to, że położnictwo to specjalizacja cechująca się najgorszymi lekarzami oraz pielęgniarkami ze wszystkich to żadna nowość. Jednak nadal - ginekolodzy, położnicy to nie jest 80% lekarzy." Sam przebrnąłem przez kilkudziesięciu dermatologów i ortopedów - wcale nie jest tam lepiej. Poza tym jakże to tak - jak posługujemy się ogólnikami to wszyscy ok, a konowały to epizody. Jak ci podrzucam konkretne dane to już "no tak, ale coś tam.....bo przecież wiadomo, że....". "Walczą o większe pieniądze, które im się należą jak psu buda... Porównaj sobie zarobki informatyków a lekarzy, a bez komputerów oraz internatu przeżyjemy tysiące lat" Przykład kompletnie z dupy. Nawet informatycy wołają o mocniejszy sprzęt, mechanicy solidne narzędzia, a budowlańcy o nowoczesne rozwiązania. Natomiast nasi lekarze nie wołają w zasadzie o nic innego jak o kasę. Inne postulaty schodzą na dalszy plan, o ile w ogóle są podnoszone. Weźmy przykład Centrum Cyklotronowego w Krakowie. Lekarze obarczają winą urzędników, że rocznie leczonych jest 60-90 osób, a mogłoby 600-700. Ale o co chodzi? O to, że Ministerstwo zakazuje odpłatnych operacji, na których szpital by zarabiał. A zakaz jest ze względu na obawę o zepchnięcie pacjentów "państwowych" na koniec kolejki. List "oburzonych pracowników szpitala" to robienie ludziom wody z mózgu, bo sprawa jest dużo starsza. NFZ miał pieniądze na kilkunastu-kilkudziesięciu pacjentów rocznie. Ale...sami lekarze skierowali na leczenie w 2016 roku aż JEDNEGO pacjenta. Skoro sami lekarze nie wysyłają na leczenie, to NFZ nie blokuje środków, które może przeznaczyć efektywnie gdzie indziej. Ale łatwo to zrzucić na urzędnicze ograniczenia, prawda? "Utrzymująca się miesiącami chrypka i ból gardła na którą nie działają antybiotyki to również objaw wielu innych chorób, np. refluksu żołądkowo-przełykowego" Dlatego nie leczy się chrypki i bólu gardła miesiącami tylko szuka innych możliwości. "tak samo z SOR'u itp. " Ty no popatrz - trzy razy w życiu byłem na SORze i nigdy niczego nie dostałem. A przepraszam - raz wyszedłem z receptą i informacją gdzie kupię tanią ortezę jak się powołam na nazwisko lekarza. "myślę, że nie było problemu by wpisać te parę słów po łacinie w Google" ~20 lat temu? "Niby z jakiej paki maż miałby czekać? To były tylko puste słowa." Serio? Na jakiej planecie ty żyjesz?

Odpowiedz
avatar Shi
-1 1

@Lobo86: napisałam na końcu, sam zacytowałeś ginekolodzy i położnicy nie stanowią 80% lekarzy. Nie jest porównanie z dupy. I od kogo informatycy niby ten sprzęt, o który walczą chcą dostać? Od państwa? A od kiedy mamy państwową ochronę informatyki? Twoje argumenty nijak się nie odnoszą do tego, co ja piszę. Skoro sam wiesz, że się nie leczy miesiącami to czemu nie powiedziałeś o tych chrzestnemu i nie zmienił lekarza? Po raz kolejny omijasz najważniejsze kwestie. Ty byłeś 3 razy, a ja ze 30 + wielokrotne hospitalizacje i kilka przejazdów karetką w rożnych miejscach polski i za każdym razem dostawałam drukowany wypis. Na planecie Ziemia ;) sama pomagałam w sądzeniu się w sprawie partactwa (jako świadek) i jakoś poszkodowany, w trakcie trwania procesu, był leczony na NFZ, a nawet hospitalizowany i wyleczono go nim proces dobiegł końca. Zaczynam zauważać, że ignorujesz najważniejsze argumenty, więc nie zdziwiłabym się gdybyś kłamał dla "udowodnienia" swoich racji. To pierwsze spostrzeżenie, a drugie to Twoje informacje często są "ktoś kiedyś powiedział", gdzie ślepo w to wierzysz zamiast spojrzeć krytycznym okiem na opowiastki wzburzonych znajomych. Nawiązując, raz jeszcze, do rzekomego czekania na leczenie na czas trwania procesu... Owszem, lekarze nie raz wykorzystują głupotę i niewiedze pacjentów. Jednak można to porównać do zostawiania drzwi otwartych na oścież i wyjechania na tygodniowe wakacje - nikt nie miał prawa mnie okraść, ale nie zmienia to faktu, że byłam głupia nie zamykając drzwi. Tak samo ludzie są głupi z własnego lenistwa, bo _nie chce im się_ poznać swoich praw, dowiedzieć się co mogą zrobić i jak walczyć z nieprawidłowościami. Sami się przyczyniają do obecnego stanu rzeczy, tylko i wyłącznie, swoim lenistwem.

Odpowiedz
avatar marvel98
2 2

Odnoszę wrażenie, że szpital, w którym lekarze byli zieloni jak szczypiorek znajduje się w Opatowie...

Odpowiedz
avatar ern
4 10

Oczywiście fachowcy z piekielnych których znajomość medycyny ogranicza się do zdrowie.wp.pl wydali już osąd na temat konowałów. A ja powiem krótko: w takiej niewydolności serca i kardiomiopatiach diagnostyka to kosmos, bo możesz mieć wszelkie rodzaje abberacji przewodzenia, wszelkie możliwe bloki i arytmie i każdy fragment tkanki może sobie w losowym momencie wytwarzać rytm zastępczy. To, że ablacja pierwotnie wydawała się w porządku nie świadczy o tym, że inny ośrodek w tempie ekspresowym nie przejmie jego funkcji. Tak, zarówno infekcja jak i hipokaliemia mogą być przyczynami zaburzeń rytmu. W takim stanie każde zaburzenie homeostazy organizmu może być. Nie bez powodu pacjenci w niewydolności krążenia i układu oddechowego umierają podczas upalnych dni - nawet wysoka temperatura potrafi doprowadzić do zaostrzenia niewydolności i zgonu. Możesz ustawić pacjenta na kardiowerterze-defibrylatorze, dorzucić mu garść leków, ale co ma się dziać to będzie się działo. 80% niedziałającego serca to podejrzewam, że albo kardiomiopatia rozstrzeniowa z frakcja rzędu 10-20% albo masywne zawały po których większość serca to tkanka bliznowata. W normalnych warunkach taki człowiek dawno by nie żył, natomiast tutaj się staje na uszach żeby jednak funkcjonował - za co w polskich kołchozowych warunkach pracy godnych Afryki w nagrodę dostaje się stado obelg od znawców tematu. Zabranie tych rzekomych pół miliona złotych i wyjazd do cywilizacji to najlepszy wybór dla młodego lekarza. Nikt nie smie mnie obrażać, nikt nie śmie płacić jak kasjerowi, nikt nie pyta o zawartość garażu, nie insynuuje kupna dyplomu bo jego syn był za głupi, żeby dostać się na studia, nie instynuuje łapówkarstwa a i systemowe warunki pracy są w końcu normalne.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 8 sierpnia 2018 o 3:35

avatar ern
4 4

@Fahren: czysta spekulacja, 80% niewydolnego serca to nie jest zdrowy człowiek, to jest frakcja wyrzutowa rzędu 15%. Ortopedzi by już się przy tym nie odważyli człowieka pokroić. Po coś powstała epidemiologia i statystyka, żeby wykluczać choroby od najczęstszych. A przyczyny niewydolności serca to najczęściej nadcisnienie, zawał i kardiomiopatie. To nie jest w żadnym razie diagnozowanie, tylko tłumaczenie dlaczego może się dziać tak jak się dzieje. Żeby było jeszcze śmieszniej, niewydolność serca spowodowana nadciśnieniem to rzecz hodowana przez dziesięciolecia i wynikająca wyłącznie z winy pacjenta który nie leczył się regularnie. Bo tak to już jest, że nadciśnienie objawów prawie nie daje, do momentu w którym masz tak przerośnięte serce, że można co najwyżej wzywać śmieciarkę.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 8 sierpnia 2018 o 12:57

avatar szafa
1 1

@ern: zgadzam się - serce w 80% niewydolne to bardzo zły stan. Wcale się nie dziwię, że lekarze na początku nawet nie wspominali o ablacji, to sporo ryzyko na takim sercu i nic dziwnego, że zabieg się nie udał. Ta historia to trochę tak, jakby człowiek bez nogi się wkurzał na lekarzy, że nie może chodzić :/

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 4

@szafa: trochę bzdury piszesz. Lekarze na potęgę w PL zwlekają z leczeniem idąc po najmniejszej linii oporu czekając aż stan pacjenta zrobi się na tyle zły, że rozkładają ręce twierdząc, że nic już nie można zrobić. Albo w drugą stronę - leczą cały czas nieistniejące schorzenia i przepisują leki zamiast wysłać do fizjoterapeuty lub dietetyka, albo innego specjalisty (choćby w celu konsultacji). Serio obydwoje myślicie, że facet był zdrowy, nic się nie działo, aż tu nagle pstryk i 80% serca nieczynne, a kardiowerter pojawił się znikąd? Cała historia zaczyna się słowami "Mój tata ma ciężko chore serce. Na chwilę obecną jest ono w 80% niewydolne (...)". Co oznacza, iż od lat facet znajduje się pod opieką lekarską. Idąc twoim tokiem myślenia - facet ma prawo skarżyć, ze nie ma nogi, skoro latami lekarz leczył mu grzybicę, a skończyło się na amputacji.

Odpowiedz
avatar ern
2 2

@Lobo86: I co, lekarze mu tą niewydolność zrobili, specjalnie, żeby mieć co robić i gdzie kardiowertery wstawiać? Idąc twoim tokiem myślenia - facet ma prawo skarżyć, ze nie ma nogi, skoro latami lekarz leczył mu grzybicę, a skończyło się na amputacji. Raczej: facet ma cukrzyce, insuliny nie bierze bo od tego sie umiera, glikemie mierzyl ostatnio pół roku temu, hba1c blizej 13 niz 6, profilaktyka stopy cukrzycowej zerowa, a na koncu pretensje do lekarza, ze panie, na zachodzie to noge by tatusiowi uratowali a u nas amputuje bo taniej.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 3

@ern: tylko, że masz informację autorki, że facet leczony od lat i ktoś mu ten kardiowerter wstawił, prawda? I co - wstawili mu i nie wiedzą jakie mogą być z nim problemy? Wiesz - ja też jestem z branży. Chirurdzy potrafią wstawiać metal do zespolenia kości czy endoprotezy i na rehabilitacje przepisać ultra dźwięki. Kolega ze studiów mojej żony miał teraz ciekawe doznanie. Poszedł na rezonans, bo od dłuższego już czasu cierpi na nawracające, uporczywe bóle brzucha i (przerysowując oczywiście) mało mu korpusu nie rozerwało, bo się okazało, że w czasie operacji kilka lat wstecz zostawili mu coś metalowego w ciele.

Odpowiedz
avatar civic98
-1 1

Wydaje mi się że u nas w Polsce to jest tak że, jak masz chorą nogę to co ją obetną bo tak jest prościej i szybciej a za granicą by ci ją odratowali.

Odpowiedz
Udostępnij