Na korepetycje przychodziła kiedyś do mnie dziewczyna (D) w wieku licealnym. Cel – podciągnięcie ocen z trójki. Dosyć dobrze nam się współpracowało, ale jedno zdarzenie spowodowało, że współpraca zakończyłaby się z hukiem.
Miałam wtedy zwyczaj, o którym zresztą uczniowie byli uprzedzani, że jeśli delikwent nie pojawi się na korkach bez uprzedzenia, a dodatkowo nie reaguje na jednorazowe zapytanie z mojej strony (wysyłane zazwyczaj SMSem wieczorem w dniu nieodbytej lekcji), to uważam, że z korepetycji zrezygnował, a termin zwalniam na potrzeby dalszych ewentualnych uczniów.
A więc dokładnie to przydarzyło się D. Umówiona na 15. O 20 wysłany SMS z prośbą o wyjaśnienie. Dwa dni bez odzewu. Zwalniamy termin. Bez żalu. Nie każdy potrafi powiedzieć, że rezygnuje, prawda?
Następny tydzień. Tak się składa, że akurat nikogo nie znalazłam na miejsce D. Nie przyjechała. No, ok. Potraktowałam to jako ostateczne potwierdzenie rezygnacji.
Kolejny tydzień. Okolice Andrzejek. Szkoła, w której wtedy pracowałam zorganizowała dyskotekę, podczas której przypadł mi zaszczyt pilnowania młodzieży gimnazjalnej. Normalka. Ale na dyskoteki nie zabiera się telefonu (a właściwie zabiera, tylko zostawia go w torebce, zostawionej pod kluczem w pokoju nauczycielskim – pragmatyzm).
Po dyskotece, wychodząc ze szkoły zerknęłam na telefon. Trzy nieodebrane połączenia od mamy D. Ponieważ nie było jeszcze późno oddzwoniłam. I przez jakąś minutę nie mogłam dojść do słowa, ponieważ Mama mnie ofieprzała. Soczyście, kwieciście, i z fantazją. Za to, że podwiozła córkę na lekcję, ale mnie nie było!!! Nie rozłączyłam się i dałam się kobiecie wykrzyczeć, bo przeczuwałam grubszą drakę. Gdy tylko zdołałam, uświadomiłam, że córki nie widziałam już 2 tygodnie, nie była u mnie na lekcji oraz przypomniałam zasady. W odpowiedzi usłyszałam:
- Chwileczka, ja za chwilę oddzwonię.
Oddzwoniła po mniej niż pięciu minutach. Z równie soczystymi, jak poprzednia ofieprzanka przeprosinami. Jak tylko skończyła przepraszać sama, usłyszałam, jak próbuje dać telefon córce, ale ta tylko wysiorbała: "Nieeeeeeeee!".
Co się okazało? Panna potrzebowała zakupić coś tam i wykoncypowała, że będzie wychodzić z domu na korki, przeczeka je w jedynej w miasteczku galerii, a kasę będzie chować do kieszeni. No, pech chciał, że trzeciego tygodnia rodzicielka była na tyle uczynna, że córkę podwiozła i sprawa się rypła.
Stanęło na tym, że przyjęłam D na lekcje, z wyraźnym prykazem, że jak zechce zrezygnować niech wali prosto z mostu, a jak zechce zarobić, to ja i sąsiedzi mamy liście do zagrabienia, ulotki można roznosić itp.
Współpraca trwała bez zastrzeżeń jeszcze przez kolejny rok szkolny, a D na następną lekcję przyszła ze szczerymi przeprosinami i bombonierką, którą zjadłyśmy wspólnie przy kawie, powtarzając tryby warunkowe.
Wyjaśniam już dlaczego tak się nieprofesjonalnie z uczennicą spoufaliłam. Dziewczę mi się popłakało, trzeba ją było jakoś uspokoić.
Przyjemna, wręcz ckliwa historia... Na pół niewinny wybryk nastolatki, mamusia przekonana o niewinności dziecka i happy end... A co do spoufalenia... To tylko korki, przegniesz dopiero gdy spotkania nie będa się opierały na nauce...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 lipca 2018 o 6:07
@szczerbus9: Dobrze, że dodałeś to "na wpół". Okłamywanie matki jest złe. Koniec. I nie jest to "wybryk" tylko kłamstwo. A tego się nie robi.
Odpowiedz@GrammaticusPopierdicus: Dorzuciłabym jeszcze kradzież, bo tak należy nazwać przywłaszczenie sobie pieniędzy za korepetycje, które się nie odbyły. Mam nadzieję, że matka kazała jej jakoś odpracować te "zarobione" pieniądze.
Odpowiedz@Xynthia: Nie wnikałam, ale sądząc po stopniu skruchy, to dziewczynisko nie miało łatwo :)
Odpowiedz@GrammaticusPopierdicus: to jest nie tylko klamstwo, ale i kradziez ja na miejscu matki bym dzieciakowi do lapki kasy nie dala nigdy wiecej, tylko sama bym sie rozliczala z korepetytorem, po kazdej lekcji
OdpowiedzO, widzę ekspresowe wyznanie „zainspirowane” moim komentarzem pod twoim poprzednim wyznaniem. Co za zbieg okoliczności.
Odpowiedz@talizorah: faktycznie, jest korelacja. Ale, może cie zasmucę, a może rozbawię - nie ty jesteś inspiracją.
Odpowiedz@talizorah: Warto zauważyć, że "wyznania" masz na stronie o nazwie zawierającej to słowo. Tutaj od lat piszemy HISTORIE.
Odpowiedz@Monomotapa: Fascynujące... Naprawdę, nie wiem, co bym zrobiła bez twojej korekty. Moje życie odtąd nie będzie takie samo. Wyjdę na ulicę i z radości zatańczę z kwiaciarką i strażnikiem miejskim. Moja ty bohaterko!
Odpowiedz@talizorah: ależ proszę bardzo, cieszę się, że chociaż ty ograniczysz rozprzestrzenianie wirusa gimbusiarskiego slangu po Piekielnych :)
OdpowiedzJa nie wiem dlaczego ci gimnazjaliści/licealiści myślą, że to się nie wyda. Też miałam kiedyś takiego ucznia pisał co wtorek i czwartek przed lekcją, a to że dentysta, a to, że chory (4lekcje - dwa tygodnie). Domyśliłam się po błędach, że to nie ojciec pisze i wysłałam ojcu e-mail, bo jak oddzwaniałam od razu to nie odbierał. No i po e-mailu zadzwonił ojciec z przeprosinami, ale nie kontynuowaliśmy współpracy, bo akurat był koniec roku szkolnego, a chłopak pieniądze musiał oddać. Miałam jeszcze jednego ucznia, który z góry za miesiąc zapłacił i chodził tylko dwa tygodnie. Dzwoniłam wiele razy do matki, pisałam smsy, ale nie odbierała i nie oddzwoniła, więc zostawiłam sprawę.
Odpowiedz@nacia30: Bo oni nie myślą, że to się wyda. Patrz na ich wiek - do tej pory rodzice na wszystko im pozwalali i łykali ich bajeczki, bo często nie mieli informacji zwrotnej. Znaczy się coś tam może nauczyciele narzekali, ale wie mamusia, oni się na mnie uwzięli. I w szkole nic ciekawego się nie dzieje. I dopiero chęć dostania się do odpowiedniej szkoły/uczelni, wyciągnięcia średniej ocen bądź nagle objawione zagrożenie z n przedmiotów (wątek mody pomijam) wywołuje zainteresowanie rodziców inwestujących dodatkowo w edukacje swojego dziecka. Które wpada na genialny inaczej plan brać kasę, a na zajęcia nie chodzić. A tu dzwoni korepetytor (do którego czasem trudno było się dostać), że pociecha nie zjawia się na zajęciach i sorry, ale wylatuje z grafiku.
Odpowiedz