Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W kontrze do hasła "kierowco uważaj na motocyklistę": Pewna część motocyklistów uważa…

W kontrze do hasła "kierowco uważaj na motocyklistę":

Pewna część motocyklistów uważa się za grupę kierowców szczególnie uprzywilejowanych na drogach. Jadę dziś, dobrze mi znaną, jedną z krętych mazurskich dróg. Jeździ tu również dużo motocykli (piękne okolice, ładna pogoda itp.). Część z nich, jest równorzędnym uczestnikiem ruchu, część, taka którą opiszę, ryzykuje życie własne i innych, pytanie w jakim celu - pozostawiam otwarte.

Dziś, sobota 7 lipca ad 2018, droga kręta, pagórki, laski, jezdnia wąska, bez pobocza, widoczność na łukach zerowa, strach wyprzedzić rowerzystę. Za mną grupa motocyklistów łamiąca wszystkie możliwe na tym odcinku przepisy: jadą zwartą grupą, jedni obok drugich, maksymalnie przy osi jedni, na łukach przekraczając linie, nawet ciągłe, przekraczają ograniczenia prędkości (tu bym się mocno nie czepiała, nie tylko im się zdarza) i, tu klu, wisienka na torcie: wyprzedzają grupą, na ostrych zakrętach, na podwójnej ciągłej.

Jak każdy kierowca, mając na względzie hasło tytułowe, nie spuszczam oczu z lusterek. Jednej grupce się udało, drugiej też. Rusza trzecia w momencie w którym, ja i kierowca przede mną zwalniamy do obowiązujących tu 50 km/h ze znanego nam powodu - słabej widoczności na esowatym byłym przejeździe kolejowym. Panom i Paniom motocyklistom w to graj, rozpoczęli wyprzedzanie.

I tu moim kobiecym oczom ukazuje się widok: motocyklista dodaje gazu do dechy, wyprzedza mnie, samochód przede mną i wyjeżdża z łuku prosto na jadącą ciężarówkę. Wszyscy hamulce w podłogę, ja nie bardzo bo mam uprzywilejowaną grupę za sobą. Brak pobocza, kierowca przede mną zygzakiem, trudno ocenić co jego mózg w tym momencie wymyślił.

Na szczęście (o ile można to tak nazwać), motocyklista kładąc motocykl wjechał do płytkiego rowu, zaliczył niewielki fikołek i w niedługim czasie podniósł się.

Zaparkowanie samochodu by udzielić pomocy - prawie niemożliwe, jednak mój suw daje radę zaliczyć najbliższy rów. Wybiegam. Za mną zatrzymuje się pozostała grupa, z której 1 (słownie jeden) zdejmuje kask i równolegle ze mną biegnie do kolegi. Oceniamy sytuację, poszkodowany odmawia pomocy (twierdzi, że się nic nie stało). Wracam do siebie. Cała trzęsąca dzwonię pod cudowny numer 112 zgłaszając zajście.

I tu piekielność nr 2: dowiaduję się, że jeśli nikomu nic się nie stało, to nie jest to wypadek, tylko zdarzenie i mogą je zgłosić tylko poszkodowani. No pewnie, niech szaleją na drogach, niech, łamią przepisy, niech zagrażają innym, jak się sami nie zgłoszą, to po co coś robić!

by Rysiaxxx
Dodaj nowy komentarz
avatar mabmalkin
0 14

Sama jestem motocyklistką, jeżdżę od kilku lat i jak dotąd dwa razy "dzięki" kierowcom aut spędziłam kilka miesięcy w szpitalu oraz musiałam zezłomować motocykl, na który długo odkładałam; będąc w wieku poniżej 25 lat mam niedowład prawej ręki. Miałam kamizelkę odblaskową i jechałam przepisowo. Na drodze, w każdym państwie, na całym świecie- rowerzyści/kierowcy aut/motocykli/ciężarówek/tirów... itp. wszędzie znajdą się idioci. Widocznie na takich niestety trafiłaś.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 8 lipca 2018 o 3:26

avatar Rak77
7 13

@mabmalkin: Jesteś w takim razie wyjątkiem. Sam byłem (niestety wiek robi swoje) zapalonym motocyklistą. Od Junaka po Hondę Sabre i trasy od Mazur po drobny wypad z Polski do Taszkientu lub blisko 5000 km po Indochinach. Niestety muszę przyznać rację "puszkarzom" że najbardziej widoczni są ci na szlifierkach którzy sami uważają się za nieśmiertelnych a znak ograniczenia prędkości to dla nich wyzwanie do sprawdzenia czy da się tam pojechać np dwa razy szybciej. Tak długo jak ci kamikadze będą tak jeździć tak długo opinia o motocyklistach się nie poprawi.

Odpowiedz
avatar timo
12 12

Debile na ścigaczach to jedno, działanie 112 to drugie. Ostatnio operator-idiota odmówił przekazania policji informacji o świrze (kierowcy samochodu), który na odcinku 2-3 km zmusił do ucieczki na pobocze lub ostrego hamowanie co najmniej kilkanaście samochodów, bo - uwaga - podałem niepełny numer rejestracyjny (brakowało jednej cyfry, ale sam pojazd był dość charakterystyczny, co również podałem). Jak tak to będzie działać, to wkrótce potencjalni drogowi mordercy nabiorą jeszcze większego przekonania o własnej bezkarności.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 lipca 2018 o 15:25

avatar lowipe
-1 1

@timo: Nie operator idiota, tylko znający realia. Wiedział dobrze, ze niczego prócz papierkowej roboty nie przysporzy nikomu. Takie życie. Wiedział, że miejsce nie jest umieszczone w "mapie zagrożeń".

Odpowiedz
avatar Israfil
0 4

Mnie osobiscie najbardziej drażni gdy motocyklisci jadą sobie beztrosko z włączonymi światłami drogowymi. Poza tym nic do nich nie mam.

Odpowiedz
avatar timo
4 4

@Israfil: to raczej nie są drogowe tylko wśród tych idiotów panuje powszechne przekonanie, że światło mijania ustawione zbyt wysoko (tak, żeby oślepiało innych) powoduje, że są lepiej widoczni... No i są - z dużej odległości, bo z małej oślepiony kierowca z przeciwka nie widzi ani ich, ani nic innego. Pomijam już fakt, że oni sami mają przez to gorzej oświetloną drogę. Inna sprawa, że motocykl jest znacznie bardziej wrażliwy na zmianę obciążenia i tym samym kąt padania światła. Wystarczy zabrać pasażera i już wyraźnie zmienia się wysokość, na którą świeci reflektor. W aucie wrzucenie np. 100 kg do bagażnika ma mniejszy wpływ, niż zabranie 50 kg obciążenia na motocykl. Po pierwsze chodzi o stosunek delty obciążenia do masy pojazdy, a po drugie motocykl ma dużo mniejszy rozstaw osi więc takie sama ugięcie tylnego zawieszenia powoduje większą zmianę kąta świecenia.

Odpowiedz
avatar whateva
1 1

Piekielność nr 2 trochę mnie zdziwiła. Kilka miesięcy temu trafiłem na kierowcę, który chwilę wcześniej wyleciał z zakrętu i zakończył podróż w rowie. Porozmawiałem z gościem - kontaktował, alkoholu nie czułem; powiedział, że ktoś po niego już jedzie (faktycznie, po chwili podjechał po niego samochód), więc zawinąłem kitę i pojechałem dalej. Rano na stronie lokalnego dziennika przeczytałem, że pacjenta trzy godziny szukali po lesie.

Odpowiedz
Udostępnij